31 gru 2014

Rozdział 12

Wszystkim czytelnikom życzę SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!! <3 i zapraszam na nowy rozdział, ostatni w tym roku :P


~*~*~*~
Rozdział 12 
The magic of truth. - 
- Magia Prawdy.
~*~*~*~




MUSIC


Lucas Johnson jest wspaniałym magiem umysłu. Jedynym mistrzem magii umysłu w Szwecji. A mimo wszystko siedział właśnie w celach Voldemorta w Riddle Manor. Od dwóch dni nie widział tutaj choćby żywej duszy. Wkrótce to się jednak miało zmienić.

— Nie nauczę go tego! Nie ma mowy. — powtarzał sobie w myślach. — Po moim trupie. Może znajdzie kogoś innego, ale nie wiele nas zostało na tym świecie.

Lucas przypomniał sobie spotkanie magów umysłu sprzed dwóch lat...

Johnson znajdował się w pięknej świątyni poświęconej Atenie. Dzisiaj miało odbyć się spotkanie. Takie imprezy są organizowane raz na pięć lat i zapewne pozna kilku nowych członków.  Rozejrzał się dokoła rozpoznając swoich kolegów, ale w większości widział nowe twarze.

Z jego starych znajomych zauważył Leo Jordana – mężczyznę o blond włosach, wyglądem przypominał Lucjusza Malfoya, po za jednym szczegółem – miał krótkie włosy. Obok niego stała Azalia, jego żona. Była to wysoka kobieta o długich brązowych włosach i w eleganckiej szacie. Niedaleko było jeszcze kilka osób - Fenix Lockwood – przedstawiciel magii umysłu, Das de Denise – francuz, kolega Fenixa. Zauważył obok nich dwie nowe osoby. Jeden z nich miał czarne włosy do ramion i czarną szatę. Sprawiał wrażenie groźnego. Rozmawiał z wysokim brunetem. Tego również nie znał. Z tego co usłyszał rozmawiali po niemiecku. Po kilku minutach spotkanie się zaczęło. Fenix Lockwood przestawił nowych członków.

— Severus Snape, Mistrz Eliksirów oraz teraz niezwykle utalentowany Mag Umysłu. Przedstawiciel Wielkiej Brytanii.

— Denis Roywen, nowy Mag Umysłu. Przedstawiciel Niemiec.

Na całym świecie żyło około dwudziestu magów.  W jednym kraju mógł być tylko jeden według Prawa Magii Umysłu*, a jeśli Riddle nim zostanie to prawo złamie i będzie musiał ponieść konsekwencje. Wielka Brytania ma już swojego maga, Severusa Snape'a.



* * *

Hogwart



— Harry, jak miło cię widzieć! — pisnęła Hermiona rzucając się na niego już od progu.

— Ciebie też. — wyszeptał.

— Hermiono, dusisz go. — powiedział Ron.

— Przepraszam. — bąknęła odsuwając się.

— Witaj, stary. — chłopcy uśmiechnęli się do siebie.

— Wchodźcie.— powiedział Harry.

Przyjaciele weszli do komnat profesora rozglądając się uważnie.

— Na gacie Merlina! Harry... Tu na prawdę mieszka... Snape.— zaczął Ron

— Ron... — upomniała go Hermiona.

Ron zarumienił się.

— A czego się spodziewałeś, Weasley? Trumien?  — zakpił Severus pojawiając się znikąd.

— Nie, panie profesorze. — odpowiedział cicho Ron.

— Genialnie.—  skrzywił się patrząc jeszcze raz na Weasleya. — Wychodzę, Potter. Postaraj się nie zdemolować mi domu.

— Profesorze, pamięta pan o...? — zaczął Potter, ale mu przerwano.

— Potter, mam doskonałą pamięć.

— Dziękuję. — Mistrz kiwnął głową na znak, że usłyszał i wyszedł.

Przyjaciele popatrzyli zdezorientowani na Pottera czekając na wyjaśnienia.

— O czym miał pamiętać? — zapytał po chwili Ron.

— Co? — wyrwał się z rozmyśleń.— aachh... Tak... Ma mi załatwić pewną książkę z Działu Zakazanego. — powiedział zwyczajnie.

— Snape?!

— Tak, Ron. Wiesz on będzie nam pomagał przy GD.

— Co?! Jak to?! Przecież on nas niczego nie nauczy.

— Nauczy. Chodźcie do mojego pokoju. —  wskazał dłonią na drzwi w korytarzu. — Na przykład dzisiaj nauczył mnie dwóch zaklęć. — powiedział próbując przekonać przyjaciół. 

— Merlinie! — jęknął Ron, gdy wszedł do pokoju Harry'ego. —  Stary, ty tu mieszkasz?

— Mhm... Rozgośćcie się. Jeśli będzie chcieli coś do picia lub jedzenia to powiedzie. Zafiukam do kuchni.

— Możesz? — zapytała niepewnie Hermiona.

— Tak, mogę.

Na chwilę zapadła cisza. 

— Przyniosłam ci notatki. — Hermiona postanowiła odezwać się jako pierwsza.

— Jesteś wielka, Hermiono! Dziękuje. — ucieszył się Harry.



* * *

Mistrz Eliksirów przechadzał się po korytarzach z zamiarem odebrania nieludzkiej ilości punktów. Pamiętał, aby także zajrzeć do biblioteki. Na zakręcie spotkał parę całujących się nastolatków.

— Thomas! Wealsey! Po 20 punktów od Gryffindoru od was oboje.

Speszeni szybko zeszli mu z oczu. Snape skierował się prosto do biblioteki.

— Witam, profesorze Snape. — powiedziała bibliotekarka.

— Witam.

— Czego pan potrzebuje? - zapytała uprzejmie pani Pince.

— Książkę z Zakazanego Działu. -— mruknął od niechcenia.

— Poradzi sobie pan sam?

— Oczywiście. — syknął.



* * * 

Albus Dumbledore był zawsze sprytnym i mądrym człowiekiem. Zanim podjął jakąś decyzję, sto razy przemyślał wszystkie za i przeciw. Obecnie dyrektor Hogwartu zajmuje się wieloma rzeczami. Działa dla dobra ludzi. Tak było do czasu Wielkiej Przepowiedni. Dzisiaj żałował swojej decyzji sprzed lat. Naraził na śmierć sześć osób, a dwie z nich zginęły. To od tamtej chwili dyrektor omawiał swoje największe plany z kimś zaufanym. Tą osobą jest Severus Snape. Były śmierciożerca, obecnie szpieg Zakonu.

Dyrektorze,

Dłużej tego nie zniosę. Nie wiem czego tak naprawdę pilnuję. Nie wiem, co się dzieje w kraju. Tutejsze wilki nie są przyjaźnie nastawione. Nie mam pojęcia co u Harry'ego (tak nadal o nim myślę, chociaż wiem, że jest synem tego... tego... Snape'a). Chcę, abyś mi wytłumaczył swój plan. Mam dość ciągłych niedomówień.

S.B.

Albus ponownie westchnął. Nie mógł mu wytłumaczyć – to by zepsuło jego plany. Byłby to kres wszystkiego. W pewnej chwili wpadł na genialny – według niego – pomysł. Wyjął z szuflady biurka pergamin i napisał:

Remusie,

Mam do ciebie ważną sprawę. Spotkajmy się sam-wiesz-gdzie pojutrze o 17. Proszę o odpowiedź.

A.D.

Zadowolony odchylił się na fotelu. Po chwili usłyszał pukanie.

— Proszę. — powiedział wesoło.

— Witam, dyrektorze.

— Witaj, Severusie. Coś nie tak z Harry'm?

— Nie cały świat kręci się wokół tego chłopaka, ale cóż to też dotyczy jego. — westchnął.

— Usiądź, proszę. — Albus wskazał dłonią na fotel przed biurkiem.

— Muszę coś ci powiedzieć, Albusie. — niechętnie zajął swoje miejsce unikając zaciekawionego wzroku dyrektora. 

— Słucham Cię, Severusie.

Severus głęboko odetchnął ostatni raz myśląc na tym, co ma powiedzieć.

— Harry Potter jest moim synem. — wyrzucił szybko. Popatrzył na dyrektora. Ten nie był zdziwiony, lecz rozbawiony.

— Wiem, Severusie.

— Wiesz, co? Jak to?! — Snape gwałtownie podniósł się ze swojego fotela.

— Mam swoje sposoby. I swoich informatorów.

— Tak?

— Oczywiście, chłopcze. Wiem, że Harry to twój syn.

— Od kiedy? — Snape ledwo hamował swój gniew.

— Od zawsze.

— Jak to?

— Mam pewne wspomnienie. Lily mi powiedziała. Chciała, aby Harry się dowiedział, dlatego zostawiła wspomnienie.

— Achh... Harry się dowie. — zapewnił starca.

— Wiem, mój drogi. Musi.  A właśnie... Syriusz też wie. — powiedział lekkim tonem Albus, tak jakby mówił o pogodzie.

— Co? Ten zapchlony kundel? — krzyknął Snape.

— Tak. Przepraszam, że ci nie powiedziałem. On nikomu nie powie. Twoja pozycja u śmierciożerców się nie zmieni.

— Nie byłbym taki pewien tej jego szczerości. — oznajmił.



* * *

Dwa dni później.



— Hermiono, może chcesz ze mną iść do biblioteki po obiedzie? — zapytał Potter w drodze na obiad.

— Jasne, Harry. Zaskakujesz mnie. — uśmiechnęła się do niego.

— Muszę coś dać Pince. — powiedział szybko.

— No i wszystko wiadomo. — mruknęła Granger, Harry zachichotał.

Odkąd wczoraj wrócił do wieży, nie mógł się doczekać kiedy zbada Zakazany Dział.

— Aa, Hermiono?! — przypomniał sobie nagle o gwardii.

— Tak? — zapytała dziewczyna.

— Ustawiasz datę spotkania na jutro?

— Jasne. Daj. — wyciągnęła rękę go galeona. Harry wyjął z kieszeni i jej podał. Zaraz mu go zwróciła. Mruknął "dzięki".

— Jutro będzie z nami także Snape? — zapytała.

— Tak.

— Jestem ciekawa jak to wypadnie.

— Uwierz mi, ja też. — zabrali się do jedzenia, nie długo po tym Ron do nich dołączył. Po zjedzeniu obiadu pomaszerowali we trójkę do biblioteki. Po drodze Harry pokazał im pozwolenie.

— Harry, żartujesz? Snape ci tego nie dał! — zaczął Ron.

— To prawda, Ron. Snape wypisał mi pozwolenie.

— Ron, myślę, że to prawda. Widziałeś dopisek do Pince?

— Tak i co z tego?— Hermiona westchnęła.

Weszli do biblioteki w ciszy. 

— Dzień dobry.

— Dzień dobry, co wam potrzeba? — zapytała Pince.

— Przyszedłem tylko dać pani to. — podał kobiecie pergamin.

Pani Pince zaczęła czytać. 

— Potter, co ty sobie wyobrażasz? Tak kłamać! Zaraz pójdziesz do profesora i mu to wytłumaczysz. — krzyknęła zdenerwowana czytając jeszcze raz. 

— Jakiś problem? — zapytał lodowaty głos zza Złotej Trójcy.

— Dobrze, że pan jest. Niech pan to zobaczy. — podała mu pozwolenie i spojrzała na Harry'ego — Potter, nie spodziewałam się tego po Tobie.— ironiczny uśmieszek zagościł na wargach Snape'a.

— Pince, to jest prawdziwe. Zezwoliłem panu Potterowi na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych. — bibliotekarka wytrzeszczyła oczy. Snape westchnął. — To wszystko? — zapytał po chwili.

— Oczywiście, profesorze.— odpowiedziała zmieszana.

— Świetnie. Potter — zwrócił się w stronę chłopca. — Choć ze mną.

Harry wyszedł za profesorem.

— O co chodzi, profesorze?

 — O której spotyka się ta twoja gwardia? — Snape zakpił. 

— Jutro o 18, profesorze.

— Dobrze. Bądź pół godziny wcześniej, rozumiesz?

— Tak. Będę.

— Mam nadzieję. Nie lubię, gdy ktoś lekceważy swoje obowiązki, Potter. —  powiedział i zostawił Pottera z mrocznymi myślami.

___________________

Prawa Magii Umysłu - zasady korzystania z Magii Umysłu oraz ogólne normy. Więcej o nich w końcowych rozdziałach części pierwszej tego opowiadania. 


PS. Zajrzyjcie do zakładki MYŚLODSIEWNIA. Tam znajdziecie wszystkie rozdziały oraz przekonacie się ile jeszcze rozdziałów do zakończenia części pierwszej :)

EDIT: 2017/09/17 (Poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

28 gru 2014

Rozdział 11

EDIT do rozdziału 10 cz. I:
Snape po obejrzeniu ostatniego wspomnienia, odesłał wspomnienie Harry'ego z powrotem do chłopca. Po czym postanowił wziąć eliksir Bezsennego Snu i położyć się spać.


~*~*~*~
Rozdział 11
"Memories of the Night. 
- Wspomnienia nocy."
~*~*~*~

Harry Potter obudził się około dziewiątej. Poszedł do łazienki doprowadzić się do normalności. Wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze. Był blady, włosy sterczały mu w każdą możliwą stronę, a pod oczami miał sińce. Od razu można było po nim poznać, że nie przespał nocy. Westchnął wychodząc z łazienki. Spojrzał na swój pokój. Było w nim czysto i przyjemnie. Najchętniej nie wyszedłby nigdzie, jednak musiał. Musi się czymś zająć, by nie myśleć. Wyszedł z pokoju.

Snape'a nie spotkał ani w kuchni, ani w salonie. 

Dzisiaj sobota. To pewnie dłużej śpi, pomyślał. Nie wiedział, co ma z sobą zrobić. Przeszedł przez salon do kominka i zafiukał do kuchni i poprosił o wodę. Chwilę później trzymał już w dłoniach szklankę. Usiadł na kanapie bezwiednie wpatrując się w kominek. Sączył powoli swoją wodę. W jego myślach znowu pojawiła się tamta rodzina.



Severus przeciągnął się w łóżku. Spojrzał na zegar i westchnął.

— Cholera. — mruknął. — Potter.

Poszedł do łazienki by wsiąść prysznic. Założył czarne spodnie i białą koszulę, którą wpuścił w spodnie podwijając lekko jeden z rękawów. 

— Potter zejdzie na zawał, gdy mnie takiego zobaczy. — mruknął do siebie. Wszedł do salonu. Zastał Pottera ze szklanką wody na kanapie wpatrzonego ślepo przed siebie. Byłprzerażliwie blady, a jego dłonie drżały.

— Potter! Żyjesz? - — warknął. Chłopak o mało co, nie spadł z sofy.

— Słucham? Aaa... Tak żyję. — powiedział beznamiętnie.

— Jadłeś coś? — zapytał Severus zanim ugryzł się język. Nie będzie przecież mu matkować. 

— Nie. Nie jestem głodny. — oznajmił. 

— Na pewno dobrze się czujesz, Potter?

— Tak, profesorze. — głos mu lekko się załamał, wracając do wspomnień ubiegłej nocy. 

— Świetnie...  — mruknął profesor. 

Chłopak nawet nie spojrzał na nauczyciela podczas tej wymiany zdań. Severus lekko zszokowany zafiukał do kuchni po śniadanie. Potter nadal nie zwracał na niego uwagi. Wciąż trzymał w dłoniach szklankę.

— Proponuje byś coś zjadł, albo twoi przyjaciele pomyślą, że cię głodzę.

— Niech pan nie przesadza, przecież oni i tak mnie dzisiaj nie zobaczą, więc nic panu nie grozi ze strony moich przyjaciół.

— Przyjdą do ciebie dzisiaj.

— To fajnie. — szepnął chłopak jeszcze smutniejszym tonem (o ile to możliwe).

— Potter! Siadaj tutaj i jedz. — powiedział głośniej, wyraźnie zirytowany postawą chłopaka.

Harry podniósł się i podszedł do stołu. Rozdziawił buzię na widok profesora.

— Potter! Zamknij paszczę, bo ci tak zostanie.

— Przepraszam, profesorze, ale czy wszystko w porządku? — zapytał z troską spoglądając bacznie na profesora.

— Ty mi powiedz. Zostaje się praktycznie bez chęci do życia, nieobecnego, wpatrującego się tępo w dal. Możesz mi to wytłumaczyć?  — Snape przestał jeść wpatrując się wyczekująco w chłopaka.

— Nie mogę przestać myśleć o wczorajszej nocy. Mam ten obraz cały czas przed oczami. Te dzieci... Słyszę ich krzyk.

— Potter, z tobą jest już coraz gorzej.  — jęknął Snape.

— A pan? — spytał z wyrzutem. — Spotykam pana po raz pierwszy jakoś normalnie ubranego. — przerwał widząc wzrok Snape'a. — Znaczy się nie żeby coś, ale ten... no... Ubrał się pan inaczej niż zwykle. — poprawił się szybko Potter.

— I co? Ma pan z tym jakiś problem, panie Potter? — Snape zmrużył oczy.

— Nie, profesorze. Powinien się pan tak przejść po Hogwarcie, większość uczniów dostała by zawału serca.

— Łącznie z tobą, Potter. Prawda?

— Teraz to już nie. Byłbym przygotowany, profesorze.

— Twoi przyjaciele przyjdą po obiedzie. —  Snape zmienił szybko temat. — Za tydzień masz sumy, więc musisz sobie powtórzyć wiele rzeczy... Wychodzę teraz. Wrócę na obiad. A żebyś się nie nudził... — podszedł do regału z książkami.

— Tak, sir?

— Przeczytaj to. — podał mu opasły tom pt."Eliksiry podstawowe i zaawansowane". — Może ci się przydać na sumach.

—  Dobrze. — - powiedział zrezygnowanym tonem kończąc jeść kiełbaskę.

— Nie muszę chyba przypominać, że nie wolno ci stąd wychodzić.

— Nie musi pan.

— To dobrze. — trzasnął drzwiami wychodząc. Harry został sam. Wziął książkę i zaczął czytać.



Eliksiry to subtelna dziedzina magii. Tak inna od reszty. Tak wspaniała i niepowtarzalna. Nie każdy posiada talent do tworzenia eliksirów, dlatego powstała ta książka. Wytłumaczy ci ona podstawy warzenia łatwych eliksirów. Gdy zagłębisz się nią, poznasz jak uwarzyć chwałę, jak stworzyć nowe gatunki zwierząt, dowiesz się jak uwięzić sławę lub jak pokonać śmierć. Więc czytaj czarodzieju... Czytaj i próbuj.

J.H. Dohter



— Zapowiada się nuda. — mruknął i zaczął czytać przepis na Eliksir na obniżenie gorączki.



* * *

Tymczasem w gabinecie dyrektora. 

— Witaj, Severusie. Coś nie tak? — zapytał dyrektor widząc swojego gościa. 

— Owszem.  — Severus zajął swoje miejsce przed biurkiem Albusa. 

— Harry?  — Dumbledore westchnął.

— Zawsze chodzi o Pottera. — Snape skrzywił się. — Chłopak się załamuje. Jest na krawędzi i niedługo spadnie. Ciągle rozmyśla nad śmiercią tamtej rodziny...

— Może oklumencja? — zaproponował Albus.

— Nie jestem pewien, dyrektorze... Na prawdę nie wiem, co pomoże temu dzieciakowi.

Albus podrapał się po brodzie.

— Spróbuj oklumencję. — zaproponował. — A właśnie mam już kilka informacji na temat tej rodziny. Nazywali się Peverell'owie. Byli blisko spokrewnieni z Joe Black'iem.

— Joe Black?

— Brat cioteczny Syriusza.

— Ach... — mruknął. — Kim byli?

— Tego jeszcze nie wiem, ale dowiem się. 

— Jak najszybciej, dyrektorze. 

— Zapytaj może Harry'ego o Joe'ego. Może Syriusz coś mu opowiadał.

— Spróbuję.

— Dziękuję, Severusie. Mam jeszcze jedno małe pytanko. — uśmiechnął się.

— Tak?

— Co nakłoniło cie, żeby się tak ubrać? — zaśmiał się.

— Merlinie! — westchnął Severus i szybko wyszedł.



* * *

Harry właśnie dochodził do setnej strony książki, gdy Snape wrócił.

— Jak idzie czytanie, Potter? — spytał.

— Dobrze, profesorze. Ale i tak połowy rzeczy nie rozumiem. — jęknął Potter.

— Na przykład? — usiadł na fotelu na przeciwko Pottera.

— Dlaczego raz dodaje się zapominajkę a raz fifrenę*. Przecież one mają taką samą właściwość. — jęknął ponownie.

— Gdy dodajesz więcej niż jedną sztukę to ma znaczenie. Im więcej dodasz zapominajek tym wywar będzie słabszy, a natomiast jeśli dodasz więcej fifren to wywar będzie silniejszy. — wytłumaczył.

— O Merlinie! Jak to spamiętać!
— Potter, nie wszyscy z nas to debile.  — uśmiechnął się sarkastycznie.

— Achh... Tak. Racja. — zmieszał się. —  Wie pan może coś już o tamtej rodzinie?

— Tylko tyle, że nazywali się Peverell'owie. Wiesz może coś o Joe Black'u?

— Joe Black... — zastanawiał się. — Joe Black. Tak! Syriusz kiedyś coś wspominał...

— Mów!

— Mówił mi, że to jego brat cioteczny, ale niezbyt się lubili. On, w sensie Joe, był typem wspaniałym na śmierciożercę. Jednak nigdy nie poparł Vold.... znaczy się Toma. Działał według własnego pomysłu. Podobno czegoś szukał. Był zdeterminowany. Mordował ludzi. Torturował ich. Podobno miał wypadek i coś się stało z jego mocami. Nie wiem czy żyje... Syriusz mówił jeszcze, że doskonale władał Magią Umysłu. To dlatego wszystko mu uchodziło zawsze na sucho.

— Magią Umysłu... — powtórzył cicho.

— Tak. Profesorze, co to jest?

— Nie ważne, Potter. Czegoś jeszcze nie rozumiesz z tej książki? —  Wskazał na "Eliksiry podstawowe...".

— Wiele rzeczy. — westchnął.

— Pytaj, dopóki mam cierpliwość.

— Dlaczego niektóre eliksiry robi się w miedziany kociołku, a inne w złotym? 

— To są podstawy, Potter. — Mistrz Eliksirów spojrzał krytycznie na Harry'ego. —  Jakim cudem... nie wysadziłeś się w powietrze na moich lekcjach jest dla mnie zagadką. Złotego używa się przy delikatnych eliksirach... Można w ten sposób wzmocnić działanie lub szybkość działania. W miedzianym robi się większość eliksirów nieskomplikowanych inaczej podstawowych...

— Chyba rozumiem. 

—Wystarczy ci tych eliksirów, bo się przemęczysz. — zakpił.

— Mam jeszcze jedno pytanie.

— Słucham, Potter.

— Czy ma pan w swojej biblioteczce jakieś książki o obronie przed Czarną Magią?

— - A po co ci to, Potter?

— Muszę znaleźć jakieś zaklęcie na spotkanie GD.

— Cóż... Pewnie mam coś. — spojrzał na regał z książkami. — Jednak coś takiego to znajdziesz w bibliotece, ale w dziale Ksiąg Zakazanych. U mnie prędzej znajdziesz jak praktykować Czarną Magię, a nie jak się przed nią bronić. — westchnął.

— No cóż. Z Działu Ksiąg Zakazanych raczej nie skorzystam, trzeba mieć pozwolenie, a wątpię by profesor McGonagall mi je dała.

— Poproś innego nauczyciela.  — oznajmił nie widząc problemu. 

— To nie wykonalne. Nie uczy nas już Lockhart. — uśmiechnął się. — Umbridge dała by mi szlaban. Flitwick za dużo by pytań zadawał. Sprout daje tylko wtedy gdy się robi u niej jakieś dodatkowe prace. Hooch nawet nie mam po co pytać. Także... niewykonalne.

— Nie zapomniałeś o kimś?  — nauczyciel uniósł jedną brew.

— Dumbledore... Ale nie... — westchnął. — No i pan, ale nie, to też niemożliwe. — uśmiechnął się, Snape również się uśmiechnął. — A nawet jeśli już by pan mi je dał to Pince by mnie posądziła o kłamstwo i podrobienie podpisu.

—Hmmm... Próbowałeś już czegoś takiego?   — zapytał lekko rozbawiony Snape.

  — Nie, oczywiście, że nie. — zaprzeczył szybko.  

— Pamiętasz może jak dyrektor mówił, że ktoś ci będzie pomagał?

— Tak, coś wspominał. Zupełnie o tym zapomniałem. — Severus parsknął.

— Owszem... Wyobraź sobie kogo dyrektor wybrał?!

— Yyyyy... pana?  — zaryzykował.

— Brawo, Potter. — zakpił.

— Czyli, że pan...

— Tak, mam Ci pomagać, więc nie mogę odmówić uczniowi dostępu do dodatkowych materiałów. — zakpił i poszedł do swojego gabinetu. Wrócił z kawałkiem pergaminu i piórem. 

— Udzielam mojej zgody Harry'emu Potterowi na korzystanie z Ksiąg z Zakazanego Działu do końca tego roku szkolnego. Może je także wynosić poza obręb biblioteki.

Profesor Severus Snape.

PS. Pince to prawdziwy dokument.



Podał kartkę chłopakowi. Ten wytrzeszczył oczy.

— Merlinie! — wyszeptał. — Dziękuje, panu.

— Nie rozklejaj się, Potter. Za dwa dni wrócisz do Wieży Gryffindoru, więc będziesz mógł dać to Pince. Jeśli będzie zarzucać ci oszustwo to powiedz by mnie zapytała.

—Jeszcze raz dziękuję.  — uradowany nadal nie wierzył w to, co się przed chwilą stało.

— Dobrze, ale zanim poczytasz sobie Zakazane Księgi... - zakpił. - Mógłbyś się nauczyć czegoś nowego.

— Tak? A czego? — zapytał zaciekawiony Harry.

— Milicante* i Torento*.

_____________

Fifrena - kwiatek wymyślony przeze mnie. Podobny do zapominajki. Jego płatki są fioletowe.

Milicante - tarcza chroniąca cała milę, coś podobnego do Protego tylko wiele razy silniejsze. Zaklęcie wymyślone przeze mnie.

Torento - zaklęcie niewidzialności. (o pewnych modyfikacjach) (także wymyślone przeze mnie).


EDIT: 2015/08/08
EDIT: 2017/09/15 (Poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

24 gru 2014

Rozdział 10 cz. II

Kochani na początku chcę Wam wszystkich życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT!!! Dzisiaj Wigilia... prezenty! Tak, ja też mam dla Was prezent gwiazdkowy <3 Druga część świątecznego rozdziału... Dziękuję za wszystkie komentarze. Więc jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT i dużo PREZENTÓW pod choinką, Alexx ;3



~*~*~*~
Rozdział 10 część II
"On Christmas day the magic power of love,
when we share it with people around us.-

-W Świąteczne dni magiczna jest miłości moc,
gdy dzielimy ją w wśród ludzi wokół nas."
~*~*~*~




23/24 Grudzień, 1988, Dom nr 4 przy Privet Drive.

Harry Potter siedział na parapecie wyglądając przez okno. Gwiazdy świeciły jasno, a na ulicach było już cicho. Dochodziła północ. Harry wpatrywał się w zegarek w kuchni. "10... 9... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2... i 1... Wigilia." –odliczał w myślach. Spojrzał jeszcze raz na gwieździste niebo. "Może dziś spotka mnie coś dobrego." – pomyślał dreptając do komórki pod schodami. "Może ktoś mnie stąd wreszcie zabierze." Z tymi myślami zasnął...

* * *

— Wstawaj! — ryknęła na całe gardło ciotka Petunia— Trzeba zrobić śniadanie dla Dudleya. Wstawaj!

Harry jęknął szybko się ubierając i wyszedł z komórki.

— Przypilnuj bekonu.— ryknęła w jego kierunku.

— Dobrze, ciociu.— odpowiedział grzecznie.

— Nie spal! — krzyknął wuj Vernon wchodząc do kuchni.

— Dobrze, wuju. — odparł Harry.



Dudley liczył prezenty pod choinką i gdy dotarł do ostatniego ryknął na całe gardło:

— A co to ma być?! Prezent dla niego? — wskazał na Pottera.

— Dudley, o czym ty mówisz? —  zapytał wuj.

— Popatrz, tato. —  podał prezent Verononowi. —  Tutaj jest napisane "Dla Harry'ego Pottera".

— Niemożliwe. To pewnie jakaś pomyłka. —  podał pudełko cioci Petunii.

Zerknęła na karteczkę z napisem dla kogo jest prezent i zamarła. Widziała już ten styl pisma. To jest niemożliwe, pomyślała.

— Petunio! Wyrzuć to! — ryknął Dursley. — Już!

— Vernon, obawiam się, że nie możemy tego zrobić. Bierz to. —  rzuciła pudełkiem w Harry'ego. —  I wynocha do schowka. Nie masz prawa z niego wyjść do końca dnia. —    powiedziała.

Harry posłuchał ciotki i skierował się do komórki pod schodami. W głowie kłębiło mu się wiele myśli. Kto mi to wysłał? Kim jest ten ktoś? Dlaczego ciotka ta zareagowała? Była przerażona. Może jednak jest ktoś na tym świecie, kto mną się przejmuję?! Usiadł na swoim małym łóżeczku. Ostrożnie rozwiązał kokardę. Otworzył pudełko. W środku znajdował się brązowy pluszowy miś. O jejku, jaki piękny. Najpiękniejszy. – pomyślał wpatrując się w zabawkę z zachwytem. Po raz pierwszy dostał prezent. On! Harry Potter! Kto by pomyślał...

W pudełku znajdowała się jeszcze kartka zapisana tym samym pismem co na wieczku:

Wesołych Świąt, Harry. - SS

SS? To muszą być inicjały tego kto to napisał. - rozmyślał gorączkowo Harry. Nie mógł w tym czasie usłyszeć rozmowy Petunii i Verona.



—Coś ty narobiła? —  zapytał wściekle wuj.

— To było od nich.— szepnęła.

— Od kogo... ? — przerwał na moment.— Nie myślisz, że to od NICH?!

— Vernon! Znam ten charakter pisma. To na pewno od niego! Lily się z nim przyjaźniła.

— No, ale dlaczego ON to wysłał?

— Nie wiem... Na prawdę... nie wiem. Chyba teraz rozumiesz dlaczego MUSIAŁAM mu to dać. Nawet nie wiesz do czego jest zdolny.

— No dobrze! Za karę dzieciak nie dostanie kolacji!— warknął Veron, Petunia jedynie kiwnęła głową.





Gabinet Mistrza Eliksirów, Hogwart, kilka godzin wcześniej...

Severus toczył wojnę sam z sobą. Wysłać czy nie?! A niech to szlag! Wyślę... Napisał szybko dwie karteczki, jedną wsadził do środka prezentu, drugą zaś przykleił na wieczko. Dla Harry'ego pfffff... Pottera - praktycznie wypluł ostatnie słowo - nazwisko znienawidzonej osoby. Już lepiej, gdyby miał Evans nazwisko... A nie tego przebrzydłego Pottera.

Kilka minut później wysłał prezent. I tak nie będzie wiedział od kogo... Tak jest lepiej.



Privet Drive, dzień później.

—Oto jest lista twoich zadań na dzisiaj.— ciotka  podała Harry'emu listę. Przeczytał:



1. Wynieść śmieci.

2. Posprzątać w pokoju Dudleya. 

3. Przygotować obiad.

4. Przygotować stół na kolację. Udekorować.



"No to zaczynamy święta!" – pomyślał Harry. – "Oby tylko ciotka Marge nie mogła przyjechać". 

Potter wziął się za wypełnianie zadań przekazanych przez ciotkę.Wyniósł śmieci i teraz przygotował się na najgorsze. Pokój Dudleya - najgorsze co może istnieć. Znajdziesz tam dosłownie wszystko. To zadanie było dla Harry'ego karą za prezent od NICH.

Jak na złość, ciotka Marge postanowiła przyjechać na rodzinny obiad..

— Co chłopcze tak wolno chodzisz?—   warknęła do Harry'ego na wejściu.—  Zabierz moje rzeczy do gościnnego pokoju.

Chcąc nie chcąc Chłopiec, Który Przeżył, poczłapał na górę z bagażami. Stół udekorował już wcześniej, miał nadzieję, że Dursleyowie dadzą mu spokój i odeślą zaraz do komórki. Zeszedł z powrotem do salonu.

— Dobrze, teraz możesz iść do komórki i masz nie wychodzić dopóki Ci nie pozwolimy, jasne? —ryknął Vernon Dursley do chłopca.

— Dobrze, wuju.

Harry wychodząc z pomieszczenia, ujrzał kątem oka, jak ciotka Marge daje Dudley'owi kolejne prezenty. Mimowolnie łza zakręciła się w oku małego Pottera. Powędrował do swojej komórki.

"Nie! W tym roku nie będę płakał." – postanowił sobie zasypiając.



Nora, 24 grudnia 1988

—Ron! Zostaw te prezenty!—  ryknęła Molly Weasley. —  Jeszcze nie teraz. Arturze?! —    zwróciła się do męża.

— Ron, zostaw to. Zaraz rozpakujecie wszyscy zarazem.

— Dobrze, tato.

Chłopczyk grzecznie usiadł na kanapie nadal przyglądając się prezentom.

Molly wróciła do przygotowań wigilii. Artur usłyszał dźwięk teleportacji na podwórku. Poderwał się z fotela i doskoczył do okna. Zauważył dwie postacie idące w kierunku domu.

-— Molly? —    zawołał.

— Tak?— dobiegł go głos żony z kuchni.

— Choć na chwilkę. Spodziewamy się gości?

— Nie... Ale moment. —  przyjrzała się obom snującym po śniegu. — To Dumbledore i...

— Severus Snape. — dokończył szeptem Artur.

Goście weszli do kuchni za gospodarzami.

—Witamy, kochani.— zaczął dyrektor po chwili. —    Przepraszamy, że przeszkadzamy, ale mamy sprawę do Artura.

— Oczywiście, dyrektorze. Zapraszam, chodźmy na górę, bo tutaj raczej się nie da porozmawiać. —  zerknął pan domu na swoje dzieci, które ganiały się wkoło choinki. Pod nią znajdowały się prezenty.

— Oczywiście, Arturze.

—Potrzebujemy pewnych informacji. —   odezwał się już w "bezpiecznym" miejscu, milczący dotąd Severus.

—Słucham...

— Chcemy cię prosić o informacje na temat Quirella. — powiedział dyrektor. —
 Znasz go najlepiej.

— Wszystkie... Chyba wiesz, co mam na myśli, prawda? — dopowiedział Snape.

—Tak. Postaram się je zdobyć. — odpowiedział spokojnie. 





_______________________________
PS. Sytuacja u Weasley'ów jest tylko po tym byście mieli porównanie jakie były święta Harry'ego, a jakie Ron. 

EDIT: 2015/08/08
EDIT: 2017/08/26 (poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

18 gru 2014

Rozdział 10 cz.I

Oto pierwsza część rozdziału świątecznego. Dużo lukru... Mniam... *-* Zapraszam...  Koniecznie włącznie sobie poniższą muzykę. Rozdział pisany pod nią :)



~*~*~*~
Rozdział 10 część I
"Let the magic dry your tears and heal your heart.-

- W dziecięcych oczach lśni świąteczny blask."
~*~*~*~

!MUSIC!

Severus Snape po przekazaniu wspomnienia Albusowi i po obejrzeniu go przez dyrektora, poprosił o pożyczenie myślodsiewni. Gdy wrócił do swoich kwater położył ją na biurku w swoim gabinecie. Postanowił jeszcze zajrzeć do Pottera. W pokoju nadal paliło się światło. Westchnął i wszedł do pomieszczenia.

— Nie mogłem usnąć. — powiedział od razu Potter.

—  Wiem... Choć. — powiedział, chłopak posłusznie wstał i poszedł za nim.

Udali się do gabinetu profesora. Uwagę Harry'ego przyciągnęła myślodsiewnia.

— Zapewne wiesz co to jest? — zapytał wskazując na ozdobną misę.

— Tak, profesorze.

— Mam dla ciebie propozycję. Twój organizm potrzebuje snu, a Bezsenny Sen ci nie pomoże, więc pomyślałem, że mógłbyś wsadzić wspomnienie dzisiejszego snu do myślodsiewni, a rano byś je zabrał.

— To na pewno bezpieczne?

— Potter, jeśli by nie było to był Ci tego nie proponował... — westchnął.

— Ale ja nie wiem jak... — szepnął chłopak.

— Limeneus* — szepnął. Wyciągnął z umysłu Harry'ego wspomnienie dzisiejszej nocy, wylądowało w misie.

— A teraz idź się połóż spać.

— Dobrze, proszę pana. — odpowiedział lekko zdezorientowany i wyszedł z gabinetu.



Severus wpatrywał się w płyn w myślodsiewni. Był prawie 100-procentowo pewny, że chłopak teraz zaśnie. Po chwili namysłu wyciągnął wspomnienie i wsadził do szklanej małej buteleczki. Poczeka sobie tutaj do jutra, pomyślał. Dochodziła prawie 4 nad ranem, gdy Postrach Hogwartu usiadł przy biurku. Pogrążył się w swoich myślach... Po co to wszystko robię? No tak... Dumbledore nie dał by mi żyć, gdybym przestał szpiegować Czarnego Pana. Jednak warto to znosić... dla Harry'ego. Przymknął oczy, westchnął...

Po kilku minutach poczuł wielkie pragnienie przypomnienia sobie pewnych świąt. Najprawdopodobniej najlepszych w jego życiu. Przesłał wspomnienie do misy.

Severus siedział w fotelu przy kominku w swoim domu Snape Manor, gdy przez otwarte okno wpadła sowa. Od razu ją poznał. To... to była sowa Lily. Wziął do ręki list i przeczytał:



Kochany Severusie,

Na początku listu chcę Ci życzyć Wesołych Świąt! Bardzo za tobą tęsknię. Wiem, że pewnie masz inne zajęcia, ale pomyślałam sobie, czy byś do nas nie wpadł? Uprzedzając twoje pytanie –Jamesa nie ma i nie będzie. Ma jakąś misję w Ministerstwie i nie będzie go przez kilka dni. Jestem tylko ja i Harry. Mały rośnie jak na drożdżach. Brzdąc ma już 5 miesięcy, jest uroczy i taki słodziak. Może chciałbyś go zobaczyć? Bardzo bym się ucieszyła. Odpisz jak najszybciej.

Kocham Cię, Lily.



Niewiele się zastanawiał i szybko odpisał:



Lily,

Myślałem trochę nad tym i... wymyśliłem, że to w sumie nie taki zły pomysł. Miło byłoby Cię zobaczyć i Harry'ego... ale nie jestem pewny. Ohh, Lily... Dobra zgadzam się. Odpisz dokładnie kiedy i o której godzinie.

Pozdrawiam,

S.S.



Skończywszy pisać podszedł do swojego barku i nalał sobie Ognistej Whiskey i usiadł ponownie w fotelu...



Pierwsze wspomnienie dobiegło końca. Snape przywołał skrzata, aby ten mu przyniósł mocną kawę. Wspomnienie z powrotem ulokował w swojej głowie, by wyciągnąć kolejne. Napił się kawy i ponownie zagłębił się w kolejnym wspomnieniu.



Severus ubrany w mugolskie ciuchy aportował się w centrum Doliny Godryka. Miasteczko było udekorowane świątecznie. Szybkim krokiem poszedł do domu o numerze 10. Zapukał, po chwili otworzyła mu Lily Evans.

— Zapraszam, Severusie. — powiedziała uśmiechając się.

— Witaj, Lily. — wszedł do domu.

Przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy... Lily pierwsza nie wytrzymała. Rzuciła się w ramiona Severusowi...

— Tęskniłam. — szepnęła. Przytulił ją mocno.

— Ja też. — wyszeptał w jej włosy.

Po kilku minutach siedzieli już w salonie. Lily przyniosła Harry'ego. Mały gdy tylko zauważył Snape'a wyciągnął do niego rączki.

— On chce do ciebie. — powiedziała Lily uśmiechając się.

— Ekhem... Lily... Ja nie...  — próbował się wymigać. Dziecko uważnie się mu przyglądało.

— Oj, nie gadaj tyle, tylko go weź. — podała dziecko ojcowi. — Słodko wyglądacie. — zaśmiała się.

— Lily...  — gdyby tylko jego wzrok mógł zabijać, Lily byłaby już martwa. 

— Severusie, są święta. Mógłbyś się cieszyć. Choć trochę. —   westchnęła i usadowiła się obok nich na kanapie.

— Mam coś dla ciebie. —   powiedział Snape do Harry'ego i wyjął coś z kieszeni. Machnął różdżką i to "coś" zmieniło się w pluszowego misia. Harry od razu przytulił się do misia.

— O jejku, Severusie. Jest śliczny. — rozpływała się kobieta.

— To jak wyjaśnisz Jamesowi skąd on [miś]  jest, pozostawiam tobie.

— Powiem mu prawdę. — westchnęła. — Jak dobrze, że ma dużo pracy. Nie wytrzymałabym z nim w jednym domu...

—Lily...

—Nie, Severusie. Muszę.

Mały Harry nadal przytulał swojego nowego misia. Snape spojrzał na dziecko i uśmiechnął się, po czym przytulił go mocniej do siebie.

— Nie rozstanie się teraz z tym misiem. — zaśmiała się Evans.

 — I dobrze. — odpowiedział spokojnie Mistrz Eliksirów nadal wpatrując się w chłopca.

— Tak się cieszę, że zdecydowałeś się przyjść. — powiedziała Lily.

— Cieszę się, że napisałaś do mnie. Gdyby James Ci się bardziej naprzykrzał to pisz, dobrze?

— Dam sobie radę!

— Lily! — kobieta westchnęła. — Obiecaj mi!

— Dobrze, obiecuję!  —    pocałowała go w policzek. — Święta to cudowny czas, prawda? W świąteczne dni magiczna jest miłości moc. Uwielbiam ten czas. — spojrzała na ubrane drzewko naprzeciwko ich.

—Zaraz będę musiał iść.  —   mruknął.

— Patrz, Harry usnął.  —    wskazała na śpiącego chłopaka. —   A ja go próbowałam tyle czasu uśpić.  —   zaśmiała się.

Podał jej dziecko. Zaniosła go do pokoju i położyła w łóżeczku. Severus wstał z kanapy. Rozejrzał się dokoła. Czas wracać do mroku, pomyślał.

Nie zauważył, że od kilku chwil Lily mu się przygląda.

—  Sev...  —  mruknęła. 

Podszedł do niej szybko i pocałował namiętnie w usta.

— Muszę iść.  —  powiedział cicho nie odsuwając się od niej.

— Obiecaj, że niedługo się jeszcze spotkamy. — szepnęła.

— Obiecuję, Lily. Do zobaczenia, moja droga.  — powiedział kierując się do drzwi.

—Kocham Cię. —  szepnęła, odwrócił się i popatrzył jej w oczy.

Uśmiechnął się i teleportował się.



Wspomnienie dobiegło końca i Severus wrócił do rzeczywistości. Jego najlepsze święta. Teraz miał syna na wyciągnięcie ręki, a jednak tak daleko. Nadal kochał Lily, była i zawsze będzie miłością jego życia. Po niej pozostał Harry, który go nienawidził.

— Niech Cię szlag trafi, Tom!

Z tymi myślami powędrował do swojej sypialni. Wziął Eliksir Bezsennego Snu i po chwili już spał.


~*~*~*~
Koniec Rozdziału 10 części I
"Let the magic dry your tears and heal your heart.-

- W dziecięcych oczach lśni świąteczny blask."
~*~*~*~

EDIT: 2015/08/08
EDIT: 2017/08/26 (poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

12 gru 2014

Rozdział 9

Zapraszam na nowy rozdział. Jak widzicie pojawił się dość szybko, ponieważ kolejne dwa rozdziały będą świąteczne. Już mam cały zarys tych rozdziałów... będzie słodko, w końcu święta! Dokończę pisać ten rozdział i biorę się za nie. ^^





Rozdział 9 
"The spectacular return of Voldemort. - Widowiskowy powrót Voldemota."


MUSIC



Gdy Potter się obudził było późne popołudnie. Przeciągnął się, po czym postanowić zwiedzić łazienkę. Wstał i podszedł do drzwi i otworzył je. W pokoju panował półmrok.

— Snape powiedział, że na przeciwko ma być łazienka. Zaraz to sprawdzimy. — mamrotał do siebie.

Potter nie znalazł swoich okularów w sypialni Snape'a i teraz potykając się ledwo dotarł do drzwi łazienki.

Gdy powrócił do łóżka zaczął rozmyślać nad czym co go tutaj czeka. Jak będzie się zachowywać Snape i czego będzie od niego wymagał? Jego rozmyślania przerwał sam Snape wchodząc do pokoju.

— No, Potter. Czas się przenieść... Nie sądzisz? Wstawaj!

Harry wstał szybko z łóżka; zawadził o dywan i prawie się przewrócił. Mistrz Eliksirów odwrócił się, aby ukryć uśmiech. Gdy Harry się pozbierał, odezwał się:

— Profesorze?

—  Słucham, panie Potter. — odparł beznamiętnie sprawiając wrażenie znudzonego.

— Gdzie są moje okulary? Słabo bez nich widzę.

— To widać. — posłał mu irytujący uśmieszek. — Okulary ma Pani Pomfrey i jutro ci je przyniesie. A teraz choć i postaraj się nie zabić po drodze.— zakpił.

—  Postaram się. — powiedział wściekle Potter i wyszedł za nauczycielem.

Znaleźli się w salonie. Harry rozejrzał się i pozytywnie się zdziwił. Nie widział dokładnie, ale w salonie panował kolor kremowy, brązowy i... oczywiście zielony. Był przygotowany na coś w stylu lochów, a nie na eleganckie i równocześnie modnie umeblowany pokój.

— Potter, zamknij paszczę, bo ci tak zostanie. — powiedział sarkastycznie profesor. — Jutro jak będziesz miał okulary to cię zapoznam z resztą mieszkania, a teraz zaprowadzę cię do tego twojego pokoju.

— Dobrze, proszę pana. — odparł nadal przyglądając się pomieszczeniu.

Przeszli przez jakiś korytarzyk po czym Snape odezwał się:

— Tutaj. — wskazał na jasne drewniane drzwi. Jednym ruchem różdżki otworzył je.— Zapraszam.

Harry wszedł niepewnie do swojego nowego pokoju, w którym panowała czerwień i złoto oraz brązowe drewniane meble – duże łóżko z pościelą w kolorach Gryffindoru, biurko, szafa, szafka nocna. Przy łóżku stał kufer Harry'ego.

— Skrzaty przeniosły już twoje rzeczy. — powiedział widząc, że dzieciak patrzy na kufer.

— A moja różdżka, proszę pana?

— Dam ci ją jutro.

— Dlaczego nie teraz?

—Jesteś za słaby, aby używać magii. A nie chcemy, aby Wybraniec nam kolejny raz zemdlał, prawda?

Harry zacisnął pięści ze złości nie patrząc na nauczyciela.

— Tak, oczywiście. — powiedział już spokojniej. —  Dziękuję, ładny pokój.— dodał zgodnie z prawdą.

— Rozpakuj się. Zgredek przyniesie ci kolację za godzinę. Tam masz łazienkę. — wskazał na drzwi w drugim końcu pokoju.

— Dobrze, dziękuję.

Nauczyciel skinął głową po czym wyszedł.

Harry rozpakował swoje rzeczy do szafy. Znalazł czystą piżamę i poszedł się wykąpać. Nadal czuł bóle mięśni i miał nadzieję, że ciepła kąpiel mu pomoże. Wyszedł z łazienki i skierował się do łóżka. Kilka minut później w jego pokoju pojawił się jego przyjaciel – Zgredek.

—  Harry Potter! Jak miło widzieć Harry'ego. — przywitał się radośnie.

— Cześć, Zgredku. Ja też się cieszę, że cę widzę.

— Przyniosłem paniczowi kolację, tak jak powiedział profesor Snape.

— Dziękuję, Zgredku.

— Jakby Harry Potter potrzebował czegoś, to niech mnie woła. — uradowany skrzat skłonił się i aportował.

— Dobrze. — mruknął.

—Świetnie, owsianka. — mruknął pod nosem Harry. — Nie mam wyjścia.

— Owszem, Potter. Nie masz wyjścia. — powiedział Mistrz Eliksirów. Harry aż podskoczył na dźwięk jego głosu.

Merlinie, nawet go nie usłyszałem, pomyślał Potter.

— Przyniosłem ci eliksir Bezsennego Snu. Lepiej go weź. — powiedział i tak szybko jak się pojawił, tak znikł.

Harry zjadł owsiankę i wypił trochę eliksiru oddając się w objęcia Morfeusza.



* * *

Riddle Manor



Severus teleportował się od Riddle Manor. W salonie obrad było już kilka osób, w tym Lucjusz Malfoy, który gdy tylko go zauważył podszedł i przywitał się.

— Dobry wieczór, Severusie.

— Czy dobry to się wkrótce przekonamy, Lucjuszu. —  powiedział znudzony Snape.

—  Podobno Czarny Pan ma dla nas niespodziankę.— oznajmił podekscytowany Malfoy.

— Naprawdę? — Mistrz Eliksirów uśmiechnął się ironicznie.

— Ach, tak, Severusie. To będzie coś wielkiego. — oczy Malfoya lśniły z podekscytowania. —Nie mogę już się doczekać.

— Właśnie widzę. — mruknął krzywiąc się.

Snape po krótkiej rozmowie z Malfoy'em zajął swoje miejsce przy stole po prawej stronie. Taki symbol... jako prawa ręka Voldemorta. Zastanawiał się co miał na myśli Lucjusz mówiąc o "niespodziance" ze strony Toma. Wkrótce wszystko się wyjaśni. Po kilku minutach wszedł Lord Voldemort, a po kilku ukłonach i innych przyjemnościach, Tom przeszedł do sedna spotkania, co za tym idzie do "niespodzianki".

— Moi drodzy dzisiaj jest wielki dzień. — uśmiechnął się paskudnie pokazując swoje żółte zęby.—  Dzisiaj ujawnię się. — kilka osób wciągnęło gwałtownie powietrze. — Niespodzianką dla Was, moi Śmierciożercy, jest napad na wioskę Hemyock* w Devon.  Macie zabić wszystkich mieszkańców tej wioski, bez wyjątków. Musimy mieć wielki powrót. — rozmarzył się.— Zaczynamy— powiedział lodowato.

Wszyscy teleportowali się w Hemyock. Severus rozejrzał się dookoła. Wioska nie była taka mała... Wylądowali najprawdopodobniej w centrum. Z tego miejsca było widać całą wieś. Voldemort stanął obok niego.

— Severusie, choć ze mną. — powiedział. — Ta wioska mi zapłaci za niepowodzenie sprzed kilkunastu lat. O, tak! Nareszcie!

— Panie, tutaj mieszkają mugole czy czarodzieje?

— Severusie, a to i to. O to właśnie chodzi. — zaśmiał się. — Będziemy się śmiać, gdy inni będą płakać. Tak, właśnie tak wyobrażałem sobie swój powrót. Wszyscy się dowiedzą. Ale popatrz, Snape. Zrobię coś dobrego... Pottera przestaną nazwać wariatem, no i Dumbledore odzyska szacunek. Ach... Wzruszyłem się aż z mojej dobroci. A teraz chcę byś mi towarzyszył w morderstwie pewnej rodziny. Pragnę ich zabić od... Hmm... nie ważne. Choć za mną.

Postrach Hogwartu powędrował za Voldemortem. Co ten cholernik jeszcze wymyślił?! Doszli do pewnego domu. Wkoło panował już chaos. Tom bez żadnych grzeczności, jak przystało na czarnoksiężnika, wdarł się do domu. Wystraszona rodzina siedziała na kanapie.

— No proszę, znowu się spotykamy... — zaśmiał się Riddle. — Tym razem po raz ostatni. Popatrzcie — zwrócił się do rodziców dwójki dzieci. — Co ja musiałem czuć... Crucio! — rzucił na dziewczynkę i chłopca.

Wrzaski wypełniły dom. Płacz matki... Złość ojca...

Pół godziny później do torturowanych dzieci dołączyli rodzice. Severus patrzył na to z bez emocji – szpieg doskonały, zero reakcji. Po kolejnych minutach Voldemort stwierdził, że się znudził i rzucił cztery razy Avada Kedavra i wyszedł. Snape popatrzył jeszcze raz na rodzinę po czym poszedł za Panem.

Dlaczego ta rodzina zginęła z rąk Czarnego Pana? Co takiego zrobili w przeszłości?

Snape po raz ostatni rozejrzał się po wsi. Wszędzie leżały ciała mugoli i czarodziei. Nagła cisza zaległa w miasteczku. Życie wielu osób właśnie się skończyło...



* * *



 Kwatera Głowna Zakonu Feniksa, zebranie, kilka godzin później



Dom przy Grimmauld Place 12 służy Zakonowi Feniksa za kwaterę główną. Przy stole w jadalni siedzieli najważniejsi członkowie: Remus Lupin, Alastor Moody, Nimfadora Tonks, Molly, Arthur, Bill, Charlie Weasley, Minerwa McGonagall, Severus Snape, Kingsley Shacklebolt. Do pokoju właśnie wszedł Albus Dumbledore.

— Witam wszystkich! — powiedział na wstępie. — Zaczynamy zebranie. — usiadł na swoim miejscu. — Zaczniemy od tego co się dzieje w ministerstwie, Tonks?

— Wiele osób chce odwołania Knota ze stanowiska ministra, a sam Korneliusz zaczyna panikować.

— To było do przewidzenia.— mruknął dyrektor. — Tom chciał widowiska, rozgłosu i to dostał. Oficjalnie się ujawnił. Severusie? — zwrócił się do bladego Snape'a.

— Albusie, nie karz mi przez to znowu przechodzić. Obejrzyj w myślodsiewni, ale nie karz mi tego znowu opowiadać. — powiedział beznamiętnie, wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.

Snape zawsze opowiadał o spotkaniach u Voldemorta, a dzisiaj takie wyraźnie wstrząśnięty nie zgodził się.

— Dobrze, Severusie, w Hogwarcie. — Mistrz Eliksirów tylko kiwną głową. — Teraz już wszyscy wiedzą o powrocie Voldemorta. Remusie, Alastorze będziecie zobowiązani do przechwycenia jak najwięcej osób na naszą stronę.

— Oczywiście, dyrektorze. — powiedział Lupin.

Severus przestał słuchać innych, pogrążył się w swoich myślach. A konkretnie na rodzinie, którą osobiście zamordował Voldemort. Kim oni byli? Dlaczego sam się zdecydował ich zabić? Dlaczego zaczął od dzieci? To było najgorsze. Dzieciaki miały po 3-5 lat. Snape wiele widział, ale ból tych dzieci... dał mu dużo do myślenia. Szczególnie o jego własnym synu.

Gdy zebranie się skończyło, szybkim krokiem podszedł do kominka i po chwili stał już w swoich kwaterach. Zauważył, że drzwi do pokoju Harry'go są otwarte i pali się światło.

Dlaczego ten dzieciak jeszcze nie śpi?  Wszedł do jego pokoju. Potter siedział skulony na parapecie przy oknie.

— Dlaczego nie śpisz, Potter? — zapytał.

—  O, to pan. — wytarł szybko łzy rękawem piżamy.

— Tak, to ja. A więc dlaczego?— zapytał ponownie.

— Czy... czy to prawda?

— Co prawda? — zapytał zirytowany.

— Hemyock... — szepnął.

— Nie wziąłeś Bezsennego Snu?

— Wziąłem, ale i tak to widziałem, to prawda?

— Tak. -— odpowiedział cicho Severus.

— Te dzieci... — łzy popłynęły chłopcu po policzkach.— To było straszne...

— Zgadzam się z tobą, Potter, ale nic na to nie poradzimy, a teraz spróbuj się przespać, albo chociaż połóż się do łóżka. Ja muszę iść jeszcze do dyrektora.

— I tak nie zasnę, nie po tym. — mruknął cicho Harry.

— A rób co chcesz, Potter. — zirytowany wyszedł z pokoju.

Harry'emu popłynęły kolejne łzy...

___________________
*Hemyock – wieś i civil parish w Anglii, w Devon, w dystrykcie Mid Devon.


EDIT: 2015/08/08
EDIT: 2017/08/26 (poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

6 gru 2014

Rozdział 8

Przepraszam za przerwę, ale nadal jestem chora (gorączka, katar, kaszel) i nie miałam siły napisać rozdział. Tak w ogóle to miał on się ukazać dopiero jutro, ale pomyślałam sobie, że dzisiaj MIKOŁAJKI to jako prezent dla was NOWY rozdział ;) Wesołych Mikołajek!!!
PS. Z okazji Mikołajek rozdział dłuższy. W pierwowzorze nie było dwóch wątków, które są teraz w dłuższej wersji. Zapraszam do czytania ↓




Rozdział 8
"Helping Hand - Pomocna dłoń"

MUSIC


Harry stał przed wielką, złotą bramą. Rozejrzał się dokoła. Nie wiedział gdzie się znajduje, ale wydawało mu się , że za tą bramą istnieje lepsze życie. W pewnej chwili coś przebiegło obok niego. Wystraszył się i zaczął szukać źródła swojego strachu. Nikogo jednak nie zauważył. Po chwili przed nim stanęła rudowłosa kobieta o zielonych oczach. Rozpoznał ją. To była Lily Evans, jego mama.


- Witaj, synu. - rzekła.

- Mamo... - szepnął.
- Tak się cieszę, że cię zobaczyłam.
- Gdzie my jesteśmy? - spytał Potter.
- Nie my, tylko ja. Ty jesteś tu tylko przez przypadek. Straciłeś przytomność, a ja nie żyję. To mój świat. Życie po śmierci. Nie mogę Ci powiedzieć, gdzie dokładnie jesteśmy teraz, bo ty jesteś żywy. Zaraz wrócisz do swojego świata. - przerwała na chwilę, po czym powiedziała -  Zaufaj mu! 
- Komu? 
- On chce dla ciebie jak najlepiej. Dba o ciebie. Jest w stanie poświęcić dla ciebie, kochanie, życie. Nawet nie wiesz w jakim jest niebezpieczeństwie. On Cię kocha. Teraz udaje tylko, bo musi. - jej postać albo oddalała się, albo to Harry wracał do żywych. 
- Kto? O kim mówisz, mamo? - krzyknął.
Kobieta tylko się uśmiechnęła i odeszła.


*** 
Severus siedział przy łóżku Pottera od chwili, gdy ten stracił przytomność. Był zły na każdego po kolei. Na Neville'a Longbottom'a za porażenie Harry'ego piorunem. Na siebie, że nic nie może zrobić. Na Minerwę, która pochlipuje przy łóżku chłopca. No i na Harry'ego za to, że zaraz po porażeniu nie powiedział, że coś się z nim dzieje. Jego rozmyślania przerwał ruch dziecka. Jęknęło i złapało się za głowę, by potem otworzyć oczy. Severus doskoczył do niego.


- No Potter, nareszcie! - spróbował zachować swój lodowaty ton, jednak w głębi duszy cieszył się.
- Dzień dobry, profesorze. - powiedział ochryple.
- Wypij to. - podał mu eliksir fioletowego koloru. - Możesz usiąść?
- Tak.
Harry usiadł i jednym łykiem wypił całą zawartość buteleczki.
- Gdzie ja jestem? - zapytał, gdy zorientował się, że pokój, w którym się obecnie znajduje nie przypomina jego sypialni w Gryffindorze.
- Jesteś w moich prywatnych kwaterach, w sypialni.
- W pana kwaterach? - mruknął zdziwiony.
- Potter, nie lubię się powtarzać! - warknął.
- A dlaczego tutaj jestem?
- Po porażeniu piorunem w twoim organizmie zaszło dużo zmian. Przede wszystkim uaktywniły się objawy Curitasa. Powiedz mi,Potter, kto rzucił na ciebie Cruciatus. - powiedział beznamiętnie, chociaż tak naprawdę palał żądzą mordu. Chciał, aby ten kto rzucił na Harry'ego Crucio cierpiał jeszcze bardziej niż Potter.

-Eee... - jąkał się Harry. Nie chciał o tym mówić, a już na pewno nie Mistrzowi Eliksirów.
- Mów, Potter. Albo sam się dowiem.
'O nie, oklumencja.' - pomyślał Harry.
- To było wtedy na cmentarzu, kiedy on się odrodził. Curcio rzucił na mnie Voldemort.. - powiedział cicho, a Snape skrzywił się. 
- No dobra, Potter. Raz rzucił...? Po twoich objawach wnioskuję, że nie.
- T-trzy r-razy. - mruknął, przypominając sobie tę noc.
- Trzy? - zdziwił się Snape.
- Tak.
- Połóż się, Potter i prześpij się. Ja idę do dyrektora. - rzekł wychodząc.
Harry bez sprzeciwu wykonał polecenia Mistrza.

***
Albus Dumbledore siedział przy biurku czytając książkę, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Mruknął "proszę" i do gabinetu wszedł Snape.
- Severusie, co cię do mnie sprowadza? - zapytał.
- Potter. - powiedział beznamiętnie.
- Ah tak! Obudził się? - zapytał radośnie. 
- Tak.
- Albusie czy ty wiesz, że to wszystko przez co on przechodzi jest spowodowane Crucio?
- Nie miałem o tym pojęcia. Kto na niego rzucił?
- Czarny Pan, a kto... Trzy razy.
- I teraz to wszystko się odnowiło, tak?
- Dokładnie. Jego ciało nie zareagowało by tak tylko na Zaklęcie Pioruna. Potter musi odpocząć.
- Też tak myślę, Severusie. Są jakieś zniszczenia w organizmie?
- Tak, ale raczej nie są one bardzo poważne.
- Myślę, że powinien około tygodnia odpocząć. Severusie, mam do ciebie prośbę.

- O nie, dyrektorze! Nie będę niańką Pottera! Daj go pod opiekę Pomfrey. - oponował. 
- Sądzę, że ty się nim lepiej zajmiesz. Masz większe doświadczenie z Klątwą Cruciatus.
- Dyrektorze...!
- Severusie, nie prosił bym cię gdybym nie miał wyjścia.
- I co Potter może ma spać w moim łóżku? - warknął Snape.
- O nie, nie. Mam już pewien pomysł. - dyrektor uśmiechnął się, na co Severus potwornie się skrzywił.

-*- Północne okolice Anglii -*-

Tom Marvolo Riddle lub jak nazywają go inni, Lord Voldemort, zastanawiał się jak zmusić Szwedzkiego Maga Umysłu do współpracy.
- Glizdogonie! - zawołał. - Sprowadź mi Lucjusza z żoną.
- Tak, Panie. - Peter ukłonił się po czym odszedł.
- Wzywałeś, Panie? - zapytał chwilę później pan Malfoy.
- Tak, Lucjuszu. Mam dla ciebie zadanie. Narcyza ci w tym pomoże. - przerwał na moment obserwując Malfoy'ów. - Macie przekonać Lukasa Johnsona  aby nauczył mnie Magii Umysłu. A teraz żebyście sobie wzięli moje słowa do serce... Crucio!

Hogwart, tymczasem.

Harry obudził się zlany potem. Najpierw śniła mu się Bella rzucająca na niego Cruciatus, a potem Voldemort rzucający ro samo na Molfoy'ów. Rozejrzał się dookoła by uspokoić się. Był sam w pokoju. Sam w sypialni, na Merlina! W sypialni Snape'a! Przetarł oczy. Chwilę później Mistrz Eliksirów zaszczycił go swoją obecnością wraz z dyrektorem. 

- Pan Potter widać się obudził. - powiedział na wejście Severus.
- Witaj Harry! - oznajmił wesoło dyrektor.
- Dzień dobry. - odpowiedział słabo z chrypą.
Dyrektor wszedł dalej - usiadł na krześle obok łóżka. Postrach Hogwartu oparł się o framugę drzwi.

- Postanowiliśmy wraz z Severusem, że przez co najmniej tydzień nie będziesz uczestniczyć w zajęciach.
- Dlaczego? - jęknął chłopiec.
- Twoje obrażenia są... - zamilkł - Harry... Cruciatus to nie byle co. Możesz mieć dziwne objawy uboczne klątwy. Dlatego... Zamieszkasz z profesorem Snape'em.

- Jak to? - zapytał zdziwiony Potter.
- To pomysł dyrektora. - wtrącił Snape.
- Tak, a więc... Dodałem jeszcze jeden pokój do kwater profesora. Będziesz tam mieszkać przez pewien czas.
Harry milczał, a w głowie myśli mu szalały - "Mam zamieszkać ze Snape'em?!" "Dlaczego?!" "On mnie zniszczy!".
- A dlaczego nie w Skrzydle Szpitalnym? - zapytał.
- Tutaj będzie ci lepiej. - odpowiedział spokojnie dyrektor.
- A Gwardia?
- Gwardia, Harry, zrobi sobie przerwę dopóki ty nie wydobrzejesz. Będą też trenować z profesorem Snape.
- Z profesorem? - zwrócił się do Nietoperza.
- A znasz innego profesora Snape'a? Twoja głupota mnie przeraża. - warknął Severus.
- Tak, tak... Wiem o tym... - mruknął Potter

-Potter! - warknął Mistrz Eliksirów.
- Severusie, spokojnie. - roześmiał się Albus. - Mam nadzieję, że dojdziecie do porozumienia.
- Jasne. - mruknął cicho Harry.
- Tak, Harry. To ważne.
- Dumbledore... - westchnął Snape.
- Mój drogi chłopcze, wszystko będzie dobrze. Nie masz się o co martwić.
- Przepraszam, dyrektorze?
- Tak, Harry?
- Gdzie jest ten pokój, w którym mam mieszkać? Nie chcę zajmować sypialni profesora dłużej niż potrzeba. - Severus prychnął.

- I tak już zajmujesz długo... - mruknął Severus. - Muszę wracać na lekcję.
- Ja też już muszę iść. - powiedział wesoło Albus. - Wieczorem profesor pokaże ci nowy pokój. A teraz możesz tutaj zostać, prawda? - dyrektor zwrócił się do Snape'a, który nadal stał oparty o futrynę.
- Naturalnie, a nawet musi tutaj zostać. - powiedział lodowato. - Nałożyłem zaklęcia i będę wiedział jeśli wyjdziesz poza obręb moich kwater, a wtedy...
- Do tego nie dojedzie. - powiedział Potter.
- Mam nadzieję, Potter. Jak wyjdziesz z tego pokoju na przeciwko będziesz miał łazienkę. Na razie lepiej jakbyś starał się zaspokoić swoją ciekawość i nie buszował po moim domu. Wyrażam się jasno?
- Oczywiście, proszę pana.
- Wyśmienicie. - wycedził i wyszedł.

- No... To do zobaczenia, Harry.
- Do widzenia, dyrektorze.
Gdy został sam dał upust swojej złości. Użył różnego rodzaju epitetów na sytuację w jakiej się znalazł. Nie wiedział dlaczego nie mógł zamieszkać choćby z McGonagall... Dlaczego ze Snape'em?! Czeka mnie ciężki tydzień. - pomyślał zasypiając. Nawet nie wiedział ile miał racji.


Kryjówka Voldemorta

- Lucjuszu, jestem zadowolony... - mruknął Czarny Pan.
Lucjusz wraz z żoną przyprowadzili mu tego popołudnia Lucasa Johnson'a.
- Znajduje się otchłani niemagicznej. Inaczej mówiąc nie może użyć żadnej dziedziny magii, aby wydostać z tej oto kulki.
Lucas  był zamknięty w przezroczystej piłce. Rzeczywiście nie mógł użyć żadnej magii. "To po mnie" - pomyślał.
- Odejdźcie. - zwrócił się do Malfoy'ów. - My sobie porozmawiamy. - zaśmiał się złowieszczo.


Hogwart, błonia, wieczór.

Słońce już dawno schowało się za Zakazanym Lasem w Hogwarcie. Od wypadku Harry'go minęło już kilka dni, ale Hermiona nadal się martwiła. Wiedziała, że Harry się dzisiaj obudził, jednak nie miała tyle odwagi by spytać Snape'a o stan swojego przyjaciela. Usiadła przy jeziorze i postanowiła dać swoim myślą swobodnie biec. W pewnej chwili poczuła ruch blisko siebie. Wstała jak oparzona.

- Granger! Co ty tutaj robisz? - ryknął Malfoy.
- Mogłabym zapytać cię o to samo. - odpowiedziała pewnie, Draco posłał jej jedynie kpiący uśmiech.
- O tak... A gdzie podziała się reszta Złotego Trio? - zakpił. - No tak... Potter podobno jest chory... Hahaha... A Weasley?

- To nie twoja sprawa.
- Tak, jasne. Siedzisz tak tutaj sama... ot tak, po prostu? - wyszczerzył zęby.
"Ale on ma ładne zęby." - pomyślała.

- Granger! Żyjesz?!
- Nic ci do tego, co tutaj robię.
- Prawda, ale jest zimno, no nie? To chyba lepiej jakbyś poszła do zamku?
- Od kiedy to się przejmujesz moim zdrowiem?
- Oh... cicho bądź, Granger!
- Spadaj, Malfoy. Zapewne coś knujesz.
- Ta jasne. Z kałamarnicą z jeziora. Uważaj. Bądź czujna. - zaśmiał się. Hermiona oburzyła się i obróciła na pięcie w stronę zamku.

- Słodka kałamarnico choć do wujka Draco... Musimy zaplanować dokładnie nasz przebiegły plan. - wykrzyczał śmiejąc się.
- Zamknij się, Malfoy.
- Ohh... Granger. I ty myślałaś, że mnie powstrzymasz.
Hermiona odwróciła i popatrzyła na niego.
- I co tak patrzysz? Wiem, że jestem przystojny. - zadrwił.
- Ciebie to nawet ta kałamarnica by nie chciała.
- Tak? - zapytał słodkim głosem. - A ty?
- Spadaj. - odkręciła się i pobiegła w stronę zamku.

Malfoy ruszył za nią. Nagle zza krzaków usłyszeli dziwny hałas. Obydwoje stanęli. Nim Hermiona się obejrzała biegło na nią stado wkurzonych centaurów. Stała jak sparaliżowana. Draco podbiegł do niej tym samym popychając ją z drogi centaurom. Wylądowali na sobie.
- Nie ma za co. - zadrwił Malfoy.
- Dzięki. - szepnęła nadal sparaliżowana.
Podniósł się po czym podał jej rękę. Wahała się przez moment, po czym jednak przyjęła pomocną dłoń.



EDIT: 2015/08/08
Szablon
Alexx
ALEXX