25 paź 2014

Rozdział 4


-Puchatku? 
-Tak Prosiaczku? 
-Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę - Chciałem się tylko upewnić, że jesteś. - Alan Alexander Milne
Rozdział 4
"Wonderful ideas Army"
MUSIC 



Zakon Feniksa, tajna grupa ludzi, dążąca do unicestwienia Lorda Voldemorta. Powstała kilkanaście lat temu. Wydawało się, że są na dość dobrej pozycji. Założycielem był sam Album Dumbledore. Potężny czarodziej, który w świecie czarodziei był bardzo szanowany.
Obecnie wiele ludzi uważa go za głupca. Dlaczego? Ministerstwo nie chce uwierzyć w powrót Sami-Wiecie-Kogo. Prorok Codzienny wypisywał na co dzień stek bzdur o Dumbledore'rze jak i o Harrym Potterze. Jak bardzo się mylili. Lepiej udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, niż wykonać jakiś ruch.

Złota Trójca weszła za Severusem do gabinetu. Harry udział na przeciwko Mistrza Eliksirów, a Hermiona obok niego [Harry'ego]. Ron ulokował się obok rodziców.

— Albusie, to jeszcze dzieci! — powiedziała Molly Weasley.

— Tak, moja droga Molly. Odpowiadasz za Rona, Fred i George są dorośli.

— Harry, Hermiona... — jęknęła pani Wealey.

— Molly, proszę Cię... Harry i Hermiona są nam potrzebni. — powiedział twardo kończąc ten temat. — Remusie, czy zaszły jakieś jeszcze zmiany u wilkołaków?

— Nie. Nadal są niezdecydowane. Jednak sądzę, że dołączą do Sami-Wiecie-Kogo szybciej niż nam się wydaje.

— Dziękuję Remusie. Arturze?

— W ministerstwie wszystko w normie. W sensie pracuje się tak jak zawsze, nikt nie przyjmuje do wiadomości powrotu Sami-Wiecie-Kogo.

— Uważają mnie za głupca i szaleńca... — zaczął Dumbledore.

— ... I niebezpiecznego. — dopowiedziała Tonks.

— Niebezpiecznego? — zdziwił się staruszek.

— Tak. Sądzą, że nie przestaniesz rozgłaszać powrotu Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Mają też dość dziwne nastawienie do Harry'ego.

Harry lekko drgnął słysząc swoje imię i spojrzał wyczekująco na Nimfadorę.

— Co to znaczy "dziwne"? — zapytał Lupin.

— Też uważają, że może stwarzać problemy i to że jest, podobnie jak profesor, niebezpieczny. Nie wiedzą do czego się posuniecie.

— Ja niebezpieczny? — zapytał Harry nie dowierzając.

— Tak, Harry. Jesteś dla nich niewygodny.

— Żadna nowość. — mruknął pod nosem chłopiec z blizną.

— Dobrze, teraz kolejna sprawa. Pewnie — spojrzał na Złotą Trójcę. — zastanawiacie się dlaczego prosiłem, abyście przyszli. Chcę abyście dołączyli do Zakonu. — teraz już wszyscy się na nich patrzyli.

— Albusie... - — szepnęła Molly Weasley.

— Droga Molly... Są prawie dorośli. Panno Granger czy pani chce dołączyć do nas?

— Oczywiście. — powiedziała energicznie Hermiona.

Harry za to przyglądał się podejrzliwie dyrektorowi. Skąd taka zmiana? Dlaczego nagle chce, aby dołączyć, gdy na początku roku szkolnego nie było mowy o tym.

— Panie Weasley?

— Tak. — ucieszył się rudzielec.

— Harry...? — chłopiec milczał przez chwilę.

— Ja mam najpierw pytanie. — ponownie wszyscy na niego spojrzeli.  — Z ciekawości. Dlaczego akurat teraz pan chce, abyśmy dołączyli, gdzie na początku roku szkolnego nie chciał pan nawet o tym słyszeć?

— Jesteście potrzebni Zakonowi. — powiedział.

— Tak czy tak jestem tego częścią. — odpowiedział nadal zastanawiając się.

— Wspaniale. Przysięgę złożycie niedługo. Harry, jak Gwardia?

Złota trójca spojrzała zdziwiona na dyrektora, który przystanął i wpatrywał się w nich z błyskiem w oczach.

— G-gwardia? - zapytała cicho Hermiona

— Tak. Gwardia Dumbledora.

— O czym ty mówisz, Dumbledore? — zapytał Snape.  — Jaka gwardia?

— O Gwardii nazwanej moim imieniem. — zachichotał — Chociaż powinna się nazywać Gwardia Pottera. Prawda?

Teraz Harry już kompletnie nie wiedział do czego dąży dyrektor.

— Dobrze się wszyscy w niej mają? — zapytał.

— Tak. — odpowiedział niepewnie Harry.

— Świetnie. Pan Potter jest przywódcą, tak?

Spojrzeli po sobie. Hermiona pokiwała głową, a Ron powiedział radośnie:

— Tak!

— No... Można tak powiedzieć. — powiedział Potter nadal zmieszany i zupełnie zagubiony.

— Świetnie, a więc kiedy odbyło się ostatnie spotkanie?

— Tydzień temu... - powiedziała Hermiona.

— Jak często się spotykacie? — zapytał Albus z uśmiechem.

— To zależy... od Harry'ego.  — oznajmiła Granger.

— Staramy się co tydzień. - powiedział szybko brunet.

— Jak ustalasz termin spotkania? Panna Granger powiedziała, że to zależy od Ciebie... Jestem po prostu ciekawy i chcę innym przybliżyć działalność twojej grupy.  — wyjaśnił.

Chłopak westchnął.

— To zależy jak szybko opanuje nowe zaklęcie.

— Sam się uczysz?

— Hermiona znajduje przydatne zaklęcia, potem ćwiczę i robimy spotkanie, na którym uczę tego gwardię.

— Genialne.

— Przepraszam, dyrektorze. Ale do czego pan dąży? — zapytał Harry.

— Potrzebna mi pomoc Gwardii. — spojrzeli na niego zdziwieni.

— Naprawdę? — ucieszył się Ron

— Tak, panie Weasley.

— Ron, czy ty bierzesz udział w jakiś nielegalnych grupach? — wybuchnęła Molly — Tłumacz się.

— Zaraz moi drodzy dowiecie się wszystkiego. Harry mógłbyś przedstawić wszystkim co to jest Gwardia Dumbledore'a od początku, od powstania.

— Dobrze. Spróbuję. Ale to dużo opowiadania.

— Mamy czas. — syknęła Molly chcąc dowiedzieć o wszelkiej działalności gwardii.

— A więc wszystko zaczęło się od naszej nauczycielki od Obrony przed Czarną Magią. Umbridge nic nas nie uczyła. Nic co mogłoby nam się przydać w walce z Voldemortem. Tych dwoje — wskazał na Rona i Hermionę — wymyśliło, abym to ja ich nauczał. Początkowo myślałem, że tylko Rona i Hermionę. Potem Hermiona powiedziała, że jest kilka osób, które także chciałyby się uczyć. I w końcu wyszło ponad 30 osób.

Severus był pod wrażeniem, chociaż trochę się zdenerwował, że jego syn nie może usiedzieć na tyłku. Jednak w większości był zadowolony, że ten stara się działać. 

—  Co tydzień spotykamy się w Pokoju Życzeń ucząc się Obrony. — dopowiedział Ron.

— Przed świętami Umbridge nas nakryła. Jednak uległa pewnemu... wypadkowi i nie pamięta. —    powiedział Harry patrząc na bliźniaków.

— Ale musisz przyznać, że to było super. — zaśmiał się Fred.

— Przyznaję. — Harry również się zaśmiał.   — To dzięki temu nadal działamy. Wiedzieli o tym tylko członkowie GD i dyrektor.

— Tak i też muszę przyznać Wam, że to było pomysłowe. 

— Dziękujemy!   — powiedzieli razem bliźniacy.

— Będziemy potrzebować tego więcej. — zaśmiał się dyrektor.

 Członkowie Zakonu popatrzyli na siebie próbując zrozumieć, o czym właśnie rozmawiają. 

— Proszek Zapomnienia, każdy kto zostanie obsypany tym proszkiem zapomina to, co robił przez cały dzień. — wyjaśnił Potter.

— Jak już jesteśmy przy temacie GD, Harry. To kiedy następne spotkanie? — zapytał George.

— Myślę, że może po jutrze. Zostaniecie powiadomieni.

  — Pannie Granger także należy się pochwała. Te galeony to kolejne cudowne rozwiązanie. — dodał dyrektor.

Hermiona zarumieniła się.   

— O następnych spotkaniach członkowie są informowani poprzez galeona, który... — zaczął Harry

— Robi się cięższy i jest na nim godzina i dzień spotkania. Robię to na galeonie Harry'ego i reszta zostaje tak powiadomiona...  

Młodzież w tych czasach nie może bezczynnie patrzeć na dokonania dorosłych. Musi wziąć los w swoje ręce.



_______________
Kontynuacja sceny w 5 rozdziale... Zapraszam do komentowania. Pokaż, że czytasz → dodaj tylko kropkę w komentarzu. To wiele znaczy :P Pozdrawiam, Alexx
________________

EDIT: 2015/07/06 (usunięcie błędów, układ graficzny)
EDIT: 2017/08/24 (poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

19 paź 2014

Rozdział 3

Człowiek mądry więcej uczy się od swoich wrogów, niż głupiec od przyjaciół. - Benjamin Franklin
Rozdział 3
"Helplessness"



MUSIC

 Harry, zmuszony ponownie ćwiczyć ze Snape'em oklumencję,  po raz kolejny podniósł się z podłogi po nieudanej obronie. Spojrzał nienawistnie na nauczyciela i wyciągnął swoją różdżkę.

— Skup się, Potter. —  warknął Snape dziesiąty raz tego wieczora.

—  Skupiam się przecież. —  odpowiedział chłopak pocierając oczy dłonią.

—  Jak na razie... to nie widać. Dobrze, spróbujmy jeszcze raz. Gotowy? —  spojrzał na Pottera.

— Tak. — odpowiedział cicho.

—  Legilimens. — nauczyciel rzucił zaklęcie.

Harry odparł zaklęcie umysłem. Zadowolony z siebie uśmiechnął się. Snape tylko się skrzywił.

— No to jeszcze raz. —  syknął Mistrz Eliksirów. —  Legilimens.

Tym razem także nie udało mu się dostać do umysłu Pottera. 

— No, proszę, proszę, Potter... udało Ci się. — mruknął Severus -Na dzisiaj koniec. Możesz iść, Potter.

Chłopak szybko zabrał swoje rzeczy i skierował się do drzwi.

— Dobranoc. — powiedział i wyszedł.

Severus nie odpowiedział. Zebrał pergaminy z biurka i udał się na do Dumbledore'a.



***



Albus Dumbledore przechadzał się po swoim gabinecie, zastanawiając się czy dobrze robi. W końcu to dla większego dobra. Jeszcze kiedyś mi podziękują, wybaczą. Może. Do gabinetu właśnie schodzili się członkowie Zakonu Feniksa.

— Witaj, Dumbledore. — mruknął Moody.

— Witaj, Moody — odpowiedział starzec.

Po kilku minutach w gabinecie znajdowali się wszyscy ważniejsi członkowie Zakonu Feniksa. Dumbledore wstał i zaczął przemawiać:

—  Witam, Was kochani. Zaczniemy od kilku nowych wiadomości. — powiedział.   — Lord Voldemort skupia się obecnie na szukaniu przepowiedni... Prawda, Severusie? — zwrócił się do Snape'a.

— Owszem. Czarny Pan zrobi wszystko, aby zdobyć tę przepowiednię. Nie spocznie póki jej nie znajdzie. Śmierciożercy zajmują się głowie szukaniem jej w Anglii. Mają rozkaz zabić każdego, kto im wejdzie w drogę.  — powiedział beznamiętnie.

Molly Weasley zadrżała. 

—  Tak... Jak wiemy Voldemort jest uparty i nie pozwoli by ktokolwiek mu przeszkodził. —  kontynuował dyrektor.   — Dlatego Harry jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Wiadomo, że przepowiedni może dotknąć tylko osoba, której owa przepowiednia dotyczy. 

  — Czarny Pan boi się, że to Potter pierwszy zdobędzie przepowiednię. — wtrącił Severus. 

— Harry? — odezwała się Molly. — Przecież to jeszcze dziecko... Jak Sam-Wiesz-Kto może w ogóle tak sądzić?

  — Czarny Pan zawsze miał coś nie tak z głową, jak z rozsądnym myśleniem... A na punkcie Pottera ma obsesję... — mówił Snape. 

— ... Podobnie jak i ty. — chrząknął Moody.

Albus uniósł dłoń, aby przerwać nadchodzącą kłótnię.

  — Severusie, jak idzie nauka oklumencji? — dyrektor postanowił zmienić temat.

  — Jest... znośnie, chociaż nadal nie panuje nad emocjami. 

— Dobrze... porozmawiamy o tym później, Severusie. My natomiast — zwrócił się do członków Zakonu. — musimy znaleźć przepowiednię przed Voldemortem.

—  Ale my nawet nie wiemy gdzie jej szukać... — odezwała się Tonks.

— My musimy tylko przeszkodzić Riddle'owi w zdobyciu jej.  — wyjaśnił Albus.

— Jak? — zapytała Molly.

— Wiemy gdzie dokładnie będą jej szukać. — spojrzał na Snape'a. — Nie powstrzymają się przed zabiciem kilku osób i wtedy wy wkroczycie. — powiedział dyrektor przyglądając się jak niektóre twarze osób zebranych w jego gabinecie bladną. 



***



Draco przeglądał książkę od Historii Magii przygotowując się do sprawdzianu. Nie mógł się skupić na treści przeczytanego zdania. W końcu ze złością zamknął książkę. Podszedł do okna. I co ja mam teraz zrobić, myślał. Co zrobić by to się udało? Coraz częściej zastanawiał się czy dobrze robi, obierając ten kierunek w życiu. Westchnął. Postanowił, że się przejdzie. Musi zaczerpnąć świeżego powietrza. Szybko wyszedł z lochów.



***



Hermiona wychodziła właśnie obładowana książkami z biblioteki, gdy nagle ktoś na nią wpadł. Podniosła się, aby zobaczyć kto jest sprawcą tego zamieszania.

— Granger, jak chodzisz! — syknął Draco.

— To ty na mnie wpadłeś. — odparła schylając się, aby podnieść książki. 

Malfoy wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć. W sumie to ma rację, pomyślał. Po chwili wahania pomógł Gryfonce pozbierać książki. Taki gest zupełnie zaskoczył Hermionę. Draco Malfoy pomagający Gryfonowi i to jeszcze szlamie?! 

— Dzięki. — powiedziała, gdy już wszystko miała w ręku.

— Ta. No to na przyszłość, patrz jak chodzisz. No i patrz kto może na ciebie wpaść. — odpowiedział i ruszył swoją drogą. 

Hermiona poczuła zapach perfum Malfoy'a i stała jak ogłupiała. Taki cudowny zapach. Chwila! Moment! O czym ja myślę?! To Malfoy... Z dziwnymi uczuciami powróciła do wieży Gryffindoru. Na kanapie przed kominkiem spotkała Harry'ego i Ron'a. Ten pierwszy czytał książkę od eliksirów, a ten drugi wpatrywał się tępo w ogień. Opowiedziała im o incydencie z Malfoy'em. Pomijając rzecz jasna moment, w którym zachwycała się tym jak bosko on pachnie.

— Ostatnio dziwnie się zachowuje. — stwierdził Wybraniec.

— Masz rację. To do niego niepodobne. — przyznała Hermiona.

— Pewnie coś knuje. — odezwał się po chwili rudzielec.

— Tak myślisz? — zagaił Potter nadal wpatrując się w ogień.

— No jasne.

—  Zamierza być miłym dla każdego?! Prędzej Voldemort przestanie pragnąć mojej śmierci.

Wszyscy troje roześmiali się.




***



Dolores Umbridge była tęgą osobą o dziwnym guście. Wystarczyło odwiedzić jej gabinet. Na ścianach obrazy kotów i oczywiście wszech panujący róż. Hogwart nie miał szczęścia do nauczycieli Obrony przed Czarną Magią. Dolores kazała im czytać tylko podręcznik pomijając ćwiczenia praktyczne. Jednak członkowie Gwardii Dumbledore'a doskonale sobie radzili. Dolores oczywiście nie pamięta o tym co zdarzyło się miesiąc temu...

Dolores Jane Umbridge, Wielki Inkwizytor Hogwartu, założyła swoją własną Brygadę Inkwizycyjną. Wraz z nią chciała dopaść Pottera. Przeczuwała, że coś się dzieję za jej plecami. Wraz z Flich'em doszli do tego, że wiele uczniów znika w pewnym miejscu. Okazało się, że to pokój życzeń. Tego wieczoru miała szczęście. Odkryła tajną organizację Dumbledore'a - Gwardię Dumbledore'a. Korneliusz natychmiast się o tym dowiedział. Po kilku minutach zjawił się wraz ze swoją świtą by obsadzić Albusa za działa przeciwko Ministerstwu. Ten jednak nie dał się tak łatwo. Przyłapani na gorącym uczynku Harry, Hermiona, Ron zaprowadzili Dolores do tajnej broni dyrektora. W Zakazanym Lesie jednak nie było żadnej broni. Po powrocie do zamku bliźniacy Weasley'owie wpadli na genialny pomysł. Otóż wymyślili Proszek Zapomnienia. Rzucasz nim w daną osobę, a ta zapomina to co robiła przez cały dzień. Genialne, prawda?! Całe szczęście mieli go sporo. Tak, że wystarczyło i na Dolores i na Knota oraz jego ludzi. Gwardia nadal działa, a dyrektor ich wspiera. Dumbledore zajął się całą sytuacją i jak na razie nikt nie zorientował się.



***

Złota Trójca stała przed gargulcem strzegącym wejścia do gabinetu dyrektora. Nadal lekko zdziwieni, że zostali zaproszeni próbowali zgadnąć hasło.

— Jesteśmy umówieni z dyrektorem. — powiedział Ron

— Hasło?!

— Nie znamy. — odpowiedziała Hermiona.

— Bez hasła nie wpuszczam.

— Nie mamy pojęcia jak brzmi hasło.   — powiedział zrezygnowanym głosem Harry.  — Dlaczego Dumbledore nie podał nam hasła?

  —  Może zapomniał. — wtrąciła dziewczyna.

Harry spojrzał na nią poirytowany.

— Albo podajecie hasło, albo znikajcie stąd. 

— Będziemy musieli zgadywać. — Harry  westchnął.  — Jakieś pomysły? — popatrzył na swoich przyjaciół.

— Kremówki Śmietankowe — syknął ktoś. 

Potter i reszta obejrzała się do tyłu, dostrzegając Snape'a.

— Tak trudno było? —  odezwał się gargulec. 

Harry tylko prychnął.

— Pośpieszcie się. — zawołał nauczyciel, gdy ich wymijał. 

Drgnęli.  



____________________
Z góry dziękuję za komentarze. <3 Kolejny rozdział za tydzień ;) Tak sobie pomyślałam, że zrobię jakiś parring z Hermioną :D Już nie długo to się rozwinie xD
_______________________

EDIT: 2015/07/06 (brak Smita itd)
EDIT: 2017/08/24 (poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

12 paź 2014

Rozdział 2


Nie pod­da­waj się roz­paczy. Życie nie jest lep­sze ani gor­sze od naszych marzeń, jest tylko zu­pełnie inne. - William Shakespeare (Szekspir)
Rozdział 2
"Lost Prophecy."

MUSIC



 Hermiona przez resztę dnia była równie nieobecna co Harry. Myślami znajdowała się gdzie indziej. Co takiego powiedział Dumbledore Harry'em, że ten tak się załamał? Dochodziła już pora obiadu. Miała nadzieję, że spotka Harry'ego w Wielkiej Sali, ale nie było go. Po Ronie też było widać, że się martwi.

— Jak myślisz co się stało?  — zapytał w końcu.

— Nie mam pojęcia.  —  wzruszyła ramionami.

Ginny zainteresowała się ich rozmową. 

— A właśnie gdzie Harry? — zapytała Ginny.

Hermiona zaczęła opowiadać o zdarzeniu na Eliksirach.



***



Przez cały dzień Harry unikał przyjaciół. Właśnie zmierzał do lochów. Zapukał do gabinetu Mistrza Eliksirów. Usłyszał "Wejść" po czym wszedł. Gabinet był pusty. W takim razie... przesłyszał się?! Po chwili rozglądania się, z drzwi zza niego wyszedł profesor. Harry aż podskoczył, co Snape skomentował tylko swoim skrzywionym uśmieszkiem.

— Spokojnie, Potter.  — oznajmił patrząc na niego.

— Wystraszył mnie pan.

— Cóż... Żadna nowość.  Przynieś swój kociołek i dokończ eliksir, a potem oklumencja.  — podszedł do swojego biurka i zaczął czegoś szukać.

— Panie profesorze...  — zaczął niepewnie.

— Tak, panie Potter? — zapytał znudzony.

— Mam do pana pytanie, prośbę...

— Dawaj, Potter. —  syknął.

 Musiał zachowywać pozory.


— N-no ...bo... Chciałem... poprosić czy mógłby pan... No... nie radzę sobie ... w eliksirach ... a chce b-być aurorem, a do tego... jest potrzebny... Owutem ...

— Potter, mówisz jeszcze bardziej bez sensu niż zazwyczaj. Mów o co chodzi! — drążył profesor.

— Chciałem się zapytać czy... nie... mógł by... mi.. Pan pomóc w eliksirach? —  Potterwyjąkał w końcu.

  — Przedstawienie godne Longbottoma. — parsknął. — Przemyślę twoją prośbę.   

Harry uradowany rozpoczął warzenie eliksiru.

— Najpierw dodaj korzeń rogena. — mruknął Snape.   — A potem zamieszkaj 3 razy według wskazówek zegara.

— Dobrze. — odpowiedział chłopak.

Snape rozmyślał nad swoim zachowaniem wobec Harry'ego. Zrobił się za miły. Wtem do gabinetu wpadła Minerwa. Niechętnie oderwał wzrok od czytanej książki.

— Och... — zmieszała się widząc Harry'ego

— Dzień dobry, pani profesor. — powiedział brunet.

— Czego chcesz, Minerwo? — zapytał Severus.

— Och, jak zawsze miły. — mruknęła uśmiechając się delikatnie. — Porozmawiać, nic więcej.

— W takim razie... mów. 

— W sumie to dobrze, że i Harry jest tutaj.

Brunet spojrzał na nią zaciekawiony.

— No tak. — usiadła na fotelu na przeciwko Mistrza Eliksirów. — Severusie, wiedziałeś, że Wielka Przepowiednia zaginęła?

— Zaginęła?!  — zszokowany zaczął przeszukiwać swoje wspomnienia ze spotkania z Czarnym Panem, ale nic takiego nie miało miejsca. W takim razie musiała zaginąć nie tak dawno.

— Wnioskuję, że nie wiedziałeś. Tak, zaginęła, po tej całej akcji w Ministerstwie, a Sala Przepowiedni praktycznie przestała istnieć. — mówiła. — Wiesz co to oznacza?

— Olśnij mnie. — syknął coraz bardziej zirytowany Mistrz Eliksirów.

— Voldemort nie zaprzestanie dopóki nie znajdzie przepowiedni. On nie może jej znaleźć. Harry jest jeszcze w większym niebezpieczeństwie.

— Nic nowego. — mruknął Złoty Chłopiec kończąc swój Eliksir.

— Ale teraz będzie jeszcze gorzej.

— Minerwo... nie przesadzaj. — Severus zaśmiał się złowrogo. — A może byś tak powiedziała, że wiesz gdzie jest ta przepowiednia? Hmmm..? 

- Nie wiem. Nikt nie wie. — odparła rozkojarzona.

— Wspaniale. — sarknął. — Potter przelej ten swój wywar do buteleczki i podpisz. —  zwrócił się do Harry'ego. — Muszę porozmawiać z dyrektorem. 

— To masz problem. Wyjechał.  — rzekła podnosząc się z fotela.

— Gdzie? Dlaczego teraz?

Harry uważnie przysłuchiwał się tej rozmowie.

— Myślę, że on coś ukrywa. — odparła po czym pożegnała się i zostawiła ich samych. 



Alaska, godzina później.

—  Dumbledore! Może mi tak wyjaśnisz, dlaczego muszę udawać, że nie żyję? — zapytał Syriusz.

— Mam dla ciebie specjalną misję.  — oznajmił Albus.

—  Ale dlaczego Harry nie może...?

— Tak będzie lepiej. Będzie bezpieczniejszy.

— Jasne. — Syriusz prychnął. — Co to za misja?

— Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. To bardzo ważne.

— Super. — nie ukrywał, że był zły na dyrektora za udawanie martwego.



Hogwart

— Harry, przykro mi. — Hermiona powiedziała zgodnie z prawdą.

— Spoko. — starał się być spokojny. Zdecydowanie miał dość, jak ludzie się nad nim litowali. — Napisaliście wypracowanie z Historii? — zapytał chcąc jak najszybciej zmienić temat.

—  Ja tak, ale Ron...  — skrzywiła się.

—  ... A tu cię zaskoczę Hermiono! Napisałem! — krzyknął Weasley.

— Serio?! — zapytała unosząc brew.

— Pokazać?

— Jasne. Dawaj. — uśmiechnęła się.

— Nie powiedziałem wam o czymś jeszcze... Wielka Przepowiednia zaginęła, co za tym idzie
Voldemort będzie jej szukać. A to oczywiste, że nie może jej znaleźć.

— Dumbledore pewnie jej szuka. - — mruknął Ron.

— Taa, teraz go nie ma w szkole.

— A skąd ty tyle wiesz? — zapytała zaciekawiona Panna-Wiem-To-Wszystko

- McGonagall przyszedła do gabinetu Snape'a, gdy byłem na szlabanie i opowiadała mu.

— Tak przy tobie? — zdziwiła się Hermiona.

— No tak...   — rzekł cicho.

— Dziwne.

— Oj, Hermiono. Dla ciebie wszystko jest dziwne.

— Jasne, Ron. – prychnęła.


***



Tom Riddle przechadzał się właśnie po domu, myśląc o tej nieszczęsnej przepowiedni. Zwołał swoich Śmierciożerców. Powoli się schodzili i siadali przy podłużnym stole.

— Witajcie, moi drodzy. — rozpoczął — - Na pewno już wiecie, po co was zwołałem. Zaginęła Wielka Przepowiednia, a ja muszę ją znaleźć. Dlatego już dzisiaj rozpoczniecie szukać. Rington bierzesz na siebie cały Londyn niech ci pomogą Gawer i Lucas. — skinęli głową.   — Malfoy, Dick, Hal wy bierzecie zachodnią Anglię. Finhin, Gibbon, Rqeu dla was mam północną część kraju. Reszta zajmuje się południową i wschodnią częścią. Przeszukujecie wszędzie. Każdy metr, kilometr ma być przez was sprawdzony. Snape, hmmm.. Snape ty pilnuj Dumbledore'a. Spróbuj wyniuchać czy ten starzec czasami nie wie gdzie się znajduje to, czego pragnę. — Snape skinął głową.

Przerwał na moment... po czym powiedział:

— Nie obchodzi mnie ile ludzi umrze! Macie zabić każdego kto przeszkodzi wam w zdobyciu celu.

Wszyscy ochoczo przytaknęli.

— Kolejnym naszym celem jest Hogwart. Za długo panował tam Dumbledore. Ten starzec umrze szybciej niż myśli. — zaśmiał się złowrogo. — To wszystko na dzisiaj.

Bellatriks przyglądała się Czarnemu Panowi nie ukrywając, że się w nim podkochuje. On jednak nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Śmierciożercy wyszli, została tylko ona.

— Bella? — zapytał Voldemort

— Tak, panie?

— Mam dla ciebie zadanie. Nauczysz Dracona Malfoya  oklumencji.

— Oczywiście, panie.

— Chłopak wie za dużo, a pod nosem Dumbledore.   — powiedział sam do siebie.
_______________________________

EDIT: 2015/07/06 (brak Smitha)
EDIT: 2017/08/24 (poprawiona wersja ukazująca się na WATTPADZIE)

9 paź 2014

Rozdział 1

Dla Alicexx, Zuza nna, Lily i Luna, Smile <3
Dziękuje za komentarze rozdział dla was. Lily i Luna nie zabijaj xD Syriusz jeszcze będzie w opowiadaniu... w żywej postaci :P Już nie długo ;)

Nie żałuj, nig­dy nie żałuj, że mogłeś coś zro­bić w życiu, a te­go nie zro­biłeś. Nie zro­biłeś, bo nie mogłeś. - Stanisław Lem




MUSIC

             Harry po nie przespanej nocy, nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Ubrał się i zszedł do Wielkiej Sali. Większość już jadła. Usiadł przy stoliku Gryffindoru, naprzeciwko Hermiony, a pomiędzy Neville'em i Ginny.
- Boże, wyglądasz jak śmierć. - przywitała się Hermiona.
- Ciebie też miło widzieć, Hermiono. - speszyła się lekko. - Słuchajcie... Przepraszam za wczoraj.
- Harry, przecież nie masz za co. - odezwał się Ron.
- No właśnie. - przytaknęła Hermiona.
- Co mamy pierwsze? - zapytał Harry.
- Eliksiry. - mruknął Ron.
- Skąd wiesz? - zapytała Hermiona.
- To mój znienawidzony przedmiot, muszę pamiętać kiedy jest, aby przygotować się do niego psychicznie.

         Hemiona parsknęła śmiechem, Harry popatrzył na niego jak na głupka, a Ginny jedynie pokręciła głową wracając do jedzenia owsianki.
- No co?! - naburmuszył się rudzielec.
- Nic, nic. - odpowiedzieli chórem.

          Po zjedzeniu śniadania udali się do lochów na lekcję. Nauczyciel wpuścił klasę do środka. Owionął uczniów nie przyjaznym wzrokiem.
- Dzisiaj uwarzycie Eliksir Didrionta. Ktoś wie co to za eliksir? - ręka Hermiony powędrowała do góry. Jednak nauczyciel udawał, że nie zauważa jej. - Nikt? - spojrzał na bandę bałwanów. Wtedy rękę nieśmiało podniósł Harry.

- O proszę! Czyżby Potter coś wiedział? - zakpił. - No oświeć nas.
- Eliksir Didrionta powoduje smutek... ee... Taki smutek może doprowadzić nawet do śmierci, eee... człowiek się w ... nim zatraca. Nie eee... myśli o niczym innym.
- Poprawnie. - mruknął nauczyciel - Przepis macie na 134 stronie. 2 godziny.

       Wrócił do swojego biurka. Usiadł przy nim i pogrążył się we własnych myślach. Potter go zaskoczył. Coś tam jednak wie. Rozejrzał się po klasie, aby sprawdzić czy jakiś idiota zaraz nie wysadzi sali. O dziwo pracowali w skupieniu. Po godzinie do klasy wpadła blond włosa dziewczyna.
- Słucham, panno Lovegood.
- Profesor Dumbledore prosi pana i Harry'ego do swojego gabinetu.
- Mówił po co?
- Nie, panie profesorze.
- Dobra. Potter zgaś ogień pod swoim kociołkiem i chodź. Malfoy pilnuj porządku.
           Wyszli szybko z lochów. Snape na przodzie, Harry tuż za nim.
- Coś znowu zrobił, Potter? - zapytał.
- N-nic. – jąkał się.
- Zaraz zobaczymy. – oznajmił z chytrym uśmieszkiem.
           Weszli do gabinetu dyrektora.
- Witajcie, usiądźcie proszę. - oznajmił.
         Oprócz niego w gabinecie było jeszcze kilka osób, m.in. Lupin, McGonagall, Tonks, państwo Weasley. Usiedli...
- Harry, mój drogi - rozpoczął dyrektor - wczoraj w ministerstwie toczyła się walka z Voldemortem...
- To Voldemort jednak był w ministerstwie. - spojrzał wymownie na Snape'a.
- Tak. Severusie, nie wiedziałeś o tym? - zapytał dyrektor.
- Dumbledore, nic nie wiedziałem.
- Ciekawe dla czego ci nic nie powiedział. Jesteś jego prawą ręką.
- Nie wiem. Mam się dzisiaj z nim spotkać. - syknął.
- Harry, jeszcze coś. - zamilkł na moment zbierając myśli. - Syriusz nie żyje.
- Co?!
- Bellatriks go zabiła.
- Jak to? To nie możliwe. - zaczął panikować. - Przecież wczoraj - spojrzał błagalnie na Snape'a.
- O której godzinie miało miejsce to całe zamieszanie w ministerstwie? - zapytał spokojnie.
- Trzecie może czwarta nad ranem...
- Nie, nie. - załkał - Zostałem sam.
       Dumbledore spojrzał wymownie na Severusa.
'Co oni z tymi spojrzeniami dzisiaj mają' - pomyślał zirytowany Snape.
- Harry, uspokój się. - powiedział Lupin.
- Jak to się stało, że w ogóle Black tam się znalazł? Nie miał siedzieć w domu?
- Oczywiście, że miał. -odpowiedział Lupin - Sam na swoją odpowiedzialność... pojawił się tam. Nikt nie wiedział, że on to planował.
- Severusie mam do ciebie prośbę.
- Tak?
- Pomożesz opanować oklumencje Harry?
- Jeśi muszę... - mruknął cicho.
- Tak... Hmmm... A właśnie ja wyjeżdżam, więc z ważnymi sprawami Harry przychódź do profesor McGonagall lub do procesora Snape'a, dobrze?
Chłopak tylko skinął głową. Nie był w stanie nic powiedzieć.
- Możecie odejść. - powiedział Dumbledore.
           Harry jak w transie poszedł do lochów. Usiadł przy swoim miejscu pracy, ale nie miał ochoty kończyć eliksiru. Miał ochotę uciec jak najdalej. Severus spojrzał niego bez wrogości. Tyle ten bliski mu chłopiec przeszedł. Nie chciał wcale na niego krzyczeć. Wybawca siedział z opuszczoną głową, bliski płaczu. Teraz jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe, nienawidził Bellatriks.
- Potter! - powiedział Snape, stojąc nad nim - Zabezpiecz swój eliksir i tak nie zdążyć dokończyć.
Harry bez słowa wykonał polecenie Mistrza.
- Przelejcie swoje... Hmmm... Eliksiry? - uśmiechnął się szyderczo - do kolb i włożcie do koszyka.na biurku.
- Harry, co się stało? - zapytała Hermiona. Nie odpowiedział jej. Zadzwonił dzwonek.
- Potter zostań na chwile.
Uczniowie wyszli, a brunet podszedł do biurka nauczyciela.
- Przyjdź o 17 do mojego gabinetu. Dokończysz eliksir i poćwiczymy oklumecję.
- Dobrze. Dziękuję.
- Jak się czujesz? - zapytał nagle.
- Czuję wielką pustkę.
- Dasz radę być na kolejnych lekcjach?
- Nie wiem. Nie mogę się skupić. Cały czas o nim myślę.
- Dobra, Potter. A więc zaprowadzę cię do Minerwy.
            Poszli razem do pokoju nauczycielskiego. Minerwa tak jak myślał Severus wypisała Potterowi zwolnienie. Gdy ten miał już wychodzić odezwał się Snape.
- Potter!
- Tak?
- Nie rób nic głupiego i pamiętaj o 17.
           Skinął głową po czym wyszedł.
- Myślisz, ze się załamie? - zapytała Minerwa.
- A skąd mam wiedzieć? Ma przyjaciół. Oni mu pewnie nie pozwolą.
- Pewnie tak, ale się o niego martwię.

       Draco przechadzał się po korytarzach zamku, rozmyślał o nadchodzących sumach i wakacjach. Podczas których zapozna się głębiej z działalnością Śmierciożerców. Nie mógł się doczekać. Szedł przed siebie nawet nie myśląc gdzie, gdy nagle na kogoś wpadł.
- Potter! - warknął - Jak chodzisz?!
- Malfoy! - powiedział spokojnie. Był straszliwie blady i jakby nieobecny.
- Ty... Potter! Dobrze się czujesz?! - zapytał
- Tak. - odpowiedział spokojnie i cicho. Zza rogu wyszedł Snape.
- Co tu się dzeje? - zapytał
- Potter na mnie wpadł. - powiedział Malfoy.
- Ja... Nie.. -westchnął i odszedł.
- Co mu się stało? Normalnie by się wykłócał. - stwierdził Draco.
- Nie ważne, Draco. - odparł chłodno Mistrz.


____________________

Dzięki jeszcze raz za komentarze. Podawajcie linki do swoich blogów - chętnie na nie zajrzę, zaobserwuję, skomentuję :3 Kolejny rozdział Sobota/Niedziela ;)

EDIT [2015/07/01]: Postać Kendalla Smita została usunięta z opowiadania.

8 paź 2014

Prolog


W życiu bo­wiem is­tnieją rzeczy, o które war­to wal­czyć do sa­mego końca.  - Paulo Coelho










Letni wiatr poruszał liśćmi wierzby bijącej, a zamek pogrążony był we śnie. Od czasu do czasu można usłyszeć pohukiwanie sów. Nie daleko, w wieży Gryffindoru, pewien sławny chłopiec miotał się przez sen. Znajdował się w ciemnym korytarzu, który nie był dla niego obcy. Już kiedyś go widział. Tylko teraz wreszcie przeszedł przez drzwi, których nigdy nie mógł otworzyć. Myślał, że jest to niemożliwe. Teraz jednak znajdował się w kolejnym pokoju. Departament Tajemnic. Sala przepowiedni. „Ta sala jest dość dziwna, nawet jak na Ministerstwo."– pomyślał. I wtedy ujrzał Voldemorta oraz... Syriusza. Ten pierwszy torturował jego jedyną rodzinę. Twarz Blacka wykrzywiona była w ogromnym grymasie bólu. Czarny Pan spoglądał na to beznamiętnie trzymając w prawej dłoni różdżkę. Harry obudził się zlany potem. Drżał. To musiała być prawda. Syriusz właśnie w tej chwili jest torturowany w Ministerstwie.

— Ron! Ron, wstawaj! — wstał szybko ze swojego posłania i potrząsnął rudzielcem. Ten wymamrotał coś niezrozumiałego. — Ron! Voldemort ma Syriusza! Wstawaj!

Weasley gwałtownie się podniósł.

— Jak to? — wymamrotał.

— Widziałem to. — zapewnił go Harry.

— Jak widziałeś?

— No... we śnie. Muszę go ratować!

— A jak to tylko sen? — zapytał, pocierając dłońmi oczy.

— Nie, to prawda! — oburzył się brunet. 

— No dobra, dobra. Obudźmy Hermionę. — zaproponował, wstając z posłania.

— Ubieraj się! Ja wyślę patronusa do niej. — powiedział, wybiegając z dormitorium.



* * *



Postrach Hogwartu, często nazywany Nietoperzem, przechadzał się właśnie po korytarzach zamku. Było cicho, tak jak lubił. Zero uciążliwych uczniów.  Zero dyskutujących kolegów z pracy, którzy wiecznie czegoś od niego chcą. W pewniej chwili usłyszał szmer rozmów. Szyderczy uśmieszek wszedł na jego usta. Komu to odejmiemy punkty?! Skierował się w stronę szeptu. Dotarł do korytarza przy wieży Gryffindoru. Ach, tak. Potter i jego zgraja. Ukrył się za rogiem i zaczął podsłuchiwać. Co ten dzieciak znowu wymyślił?

— Ja wiem, że to prawda. — oburzył się Potter.

— Harry, a jak nie? Może Sam-Wiesz-Kto chce, żebyś tak myślał.

— Hermiono! Syriusz jest moją jedyną rodziną. — upierał się chłopak.

„Ten zapchlony kundel nie jest twoją jedyną rodziną."— pomyślał Severus. Snape postanowił wkroczyć do akcji. Chłopiec, Który Przeżył stał do niego tyłem. Granger i Weasley, gdy go zauważyli, zamarli.

— A może... — przerwała zszokowana tym, kogo zobaczyła — Profesor Snape?!

— Co? — chłopak zmieszał się. — Snape? Co on ma do Syriusza, Hermiono?

— Harry — powiedział lękliwie Ron. — Profesor stoi za tobą.

— Co? — chłopak wydawał się zirytowany. Odwrócił się. Z przerażeniem w oczach spojrzał na nauczyciela.

— No, proszę Potter... Co robisz w nocy na korytarzu? — zapytał.

— Ja... Eee... — Harry zaczął się jąkać, szukając w głowie jakiegoś sensownego wytłumaczenia swoich nocnych wędrówek. 

— Powiedz, Harry. — poprosiła Panna-Wiem-To-Wszystko.

— No mów, Potter. — Snape z każdą sekundą wydawał się coraz bardziej zniecierpliwiony.

— Voldemort... — zaczął.

— ... Czarny Pan — syknął Severus, patrząc na chłopca złowrogo.

Potter go zignorował; tak jak zawsze.

— ... Ma Syriusza.

— I skąd ty, Potter, o tym wiesz? — profesor zmarszczył brwi.

— Miałem sen.

— Sen... Pytanie: dlaczego miałeś sen? Nie ćwiczyłeś...

— Wiem — przerwał mu. — Miałem ukołysać umysł, ale wczoraj nie mogłem.

— I co planujesz?

— Muszę go uratować. Są w Sali Przepowiedni.

— Skąd wiesz, że taka sala istnieje?

— Wreszcie przeszedłem przez te drzwi.

Przyjaciele spojrzeli na niego jak na wariata. W sumie nie można im się dziwić. Harry brzmiał w tym momencie jak obłąkany albo jakby uciekł ze Świętego Munga i to z oddziału zamkniętego.

— Ach, tak. — mruknął profesor. — Potter, czy Ty zawsze musisz stwarzać tyle problemów? Udowodnię Ci, że ten Twój sen to stek bzdur. Chodźcie za mną!

Cała trójka pomaszerowała za profesorem do gabinetu. Severus wrzucił trochę proszku do kominka w celu nawiązania kontaktu z mieszkaniem Blacka. Po chwili pojawił w ogniu pojawiła się głowa Syriusza. 

— Jak tam, Black?! — rzucił Snape z wyczuwalną ironią.

— Czego chcesz, Snape? Jest trzecia w nocy! — warknął Black.

— Twój chrześniak właśnie miał cię ratować. — uśmiechnął się szyderczo.

— Harry?! Ale po co? Jak?

— Miał sen od Czarnego Pana... — wyjaśnił szybko.

— Zatrzymałeś go?

— Tak. — odwrócił się od kominka — Widzisz, Potter. Żyje. — zerwał połączenie z Syriuszem. — A teraz biegiem do swoich dormitorii. Dwadzieścia punktów od Gryffindoru. Wynocha! — machnął ręką w kierunku drzwi.

— Dobranoc, profesorze. — mruknęli i wyszli szybko z gabinetu.

Severus wpatrywał się przez chwilę w drzwi przez które wyszli. Po chwili pochłonęły go wspomnienia z dzieciństwa. 



Był słoneczny dzień. Na błoniach Hogwartu coraz więcej uczniów rozkładało koce i odpoczywało. Severus wraz ze swoją dziewczyną Lily siedział pod drzewem, wpatrując się w jezioro. Dziewczyna uczyła się Eliksirów. Snape był najlepszy na roku, a nawet w całym Hogwarcie. Horacy wielokrotnie zachwycał się wiedzą nastolatka. 

— I jak ci idzie? — zapytał, obserwując Lily.

— A weź się. — wymamrotała zła.

— Pokaż — westchnął i wyciągnął rękę po książkę. Podała mu, a on usiadł obok niej. — Przecież to proste. — powiedział, czytając przepis.

— Chyba dla ciebie. — prychnęła, przeczesując dłonią swoje długie, rude włosy.

— Popatrz. — wskazał na przepis. — Musisz uważnie czytać. Eliksir Didrionta jest bardzo łatwym eliksirem.

— Co powoduje? — zapytała.

— Smutek.

— Smutek? — zdziwiła się.

— Tak. — kiwnął głową. — Tylko to nie jest taki zwyczajny smutek.

— Możesz jaśniej? — uśmiechnęła się. 

— Postaram się. — odwzajemnił uśmiech — Taki smutek może prowadzić do śmierci. Depresja i tak dalej.

— Och...

— Człowiek tak bardzo się w nim zatraca się w smutku. Nie jest w stanie cieszyć z czegokolwiek. Cierpi. Jest niezdolny do poradzenia sobie z emocjami.

— Jak ty tłumaczysz, to wszytko rozumiem.  — zaśmiał się, po czym pocałował ją w usta.




Westchnął ciężko i wyszedł z gabinetu, kierując się do swojej sypialni. Wystarczająco już zmarnował czasu tej nocy. Minęło 14 lat od jej śmierci, a on nadal tak bardzo tęskni. Nie może wybaczyć sobie swoich błędów.

Pogrążony we wspomnieniach Lily szybko usnął. 

Harry natomiast jeszcze długo nie mógł zasnąć.





AKTUALIZACJA: 14.07.2019. (poprawki błędów, zmiana treści – dodanie lepszych opisów i dialogów) 

Szablon
Alexx
ALEXX