23 lis 2014

Rozdział 7


Rozdział 7
"Unfortunate accident."

Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. więcej
Paulo Coelho



 MUSIC
Usiadł na biurku i pomyślał o szklance wody, którą po chwili otrzymał. Wypił prawie wszystko. Gdy poczuł się lepiej, podszedł do swoich przyjaciół.

— Czy wszystkim chociaż raz udało się? — zapytał.

Gwardia ochoczo pokiwała głowami.

— Dobrze. To teraz przejdziemy do sprawdzenia co umiecie. Ustawcie się jednym szeregu. Hermiono, mogłabyś zacząć?

— Dobrze.

— Słuchajcie, będzie podążać według wzoru ustalonego przez Hermionę, czyli przykładowo Protego, Patronus... — Hermiona zaczęła rzucać zaklęcia.

— Zaczynaj! — krzyknął do Granger.

— Dobrze. — odpowiedziała.

Członkowie Zakonu wstali i zaczęli przechadzać się po sali.

Hermiona prawidłowo wykonała wszystkie zaklęcia, uroki, tarcze. Nikt się nie spodziewał, by było inaczej. Następny w kolejce był Ron. Jemu nie wyszło tylko Acendio*.

Dyrektor wraz z Zakonem uważnie się przypatrywali. Nagle Harry usłyszał dziwny dźwięk zza drzwi Pokoju Życzeń. Umbridge!  Zerwał się jak strzała i w dwóch krokach był tuż przy drzwiach. Rzucił szybko Zaklęcie Spowalniające oraz Wyciszające.

— Alarm 34! — krzyknął, po czym cofnął Zaklęcie Spowalniające. Zaraz u jego boku zmaterializowali się bliźniacy.

— Harry, Senntertu?

— Tak. Szybko!

Fred przywołał do siebie torbę z Senntertu. Był to proszek, głównie śmierdzący oraz o jednej przydatnej właściwości — osobie, która poczuje go, momentalnie przypomina jej się coś ważnego.

— Mam nadzieję, że pomoże. — szepnął Harry.

Po chwili zapach wypełnił korytarz na trzecim piętrze. Umbridge wycofała się.

— Gotowe. — mruknęli rudzi bracia.

— Okey, sytuacja opanowana. Dean kontynuuj. — powiedział Harry.



***



Gdzieś w północnej Anglii...

Voldemort przechadzał się po swojej rezydencji. Dwór Riddlów był ogromny. Głównymi kolorami tam panującymi były zielony, czarny oraz biały. Prosta elegancja. Wielka Sala Obrad, jak lubił ją nazywać Tom, była bardzo duża, po środku stał ogromny mahoniowy stół z krzesłami. Oprócz tego w sali było kilka magicznych obrazów pokazujących sceny morderstw. Ot, taki dodatek do wystroju. W tej sali Śmierciożercy zbierali się na kulturalne rozmowy.

Najczęściej Tom rozmawiał z Mistrzem Eliksirów. Był najmądrzejszy z jego poddanych i taki przydatny. Voldemort, jak zwykle w eleganckiej szacie, czekał na przyprowadzenie, przez Avery'ego , szwedzkiego mistrza umysłu. Musiał ponownie zawładnąć ciałem i umysłem Pottera bez żadnych skutków ubocznych dla niego. Po kilku minutach drzwi się otworzyły... Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Jeden miał z 38-40 lat, brązowe włosy do ramion - to był Avery. Drugi zaś wyglądał na 28, góra 30 lat, na pewno nie więcej, miał krótkie włosy w kolorze ciemnego blondu. Był chudy i wysoki, ubrany w spodnie od garnituru i białą koszulę z czarnymi guzikami, podwiniętą do łokcia.

— Dziękuję, Avery. Możesz odejść. — powiedział Riddle.

— Oczywiście, Panie. — skłonił się nisko i odszedł.

— Witam w mych skromnych progach. — zaprowadził gościa do Sali Obrad. Po czym usiadł przy stole, gestem nakazując by jego gość także usiadł.

— Jesteś Mistrzem Umysłu, prawda? — bardziej stwierdził niż zapytał.

— Lucas Johnson, Szwedzki Mistrz Umysłu. Chciał się pan ze mną spotkać?

— Naturalnie.

— Czy to ma związek z Magią Umysłu?

— Ależ oczywiście. Chcę, aby pan nauczył mnie tej magii.

— Do jakich celów? — zapytał podejrzliwie.

W Szwecji nikt nie przejmował się Voldemortem.

— To do jakich celów, to wykorzystam to moja sprawa. — warknął nie bawiąc się w uprzejmości.

— Przepraszam, ale muszę odmówić. — odparł spokojnie Lucas

— Ty... ty! Ty, wiesz kim ja jestem? — krzyknął. — Jestem Lord Voldemort! Mnie się nie odmawia! Mnie się służy! A jak nie, to szybko się o tym przekona, że nie warto! Rozumiesz?

— Pan wybaczy, ale ja Panu nie będę służyć. — warknął Lucas.

— Będziesz. —  zaśmiał się okrutnie wyjmując różdżkę. —  Crucio! Imperio! — rzucił na mężczyznę.   — Teraz nauczysz mnie Magii Umysłu.

— Na prawdę myślałeś, że jakieś tam Imperio na mnie zadziała?! Jesteś żałosny. Jestem magiem umysłu, a to na mnie nie działa. — zaśmiał się, po czym teleportował się. Voldemort wściekły wyszedł z rezydencji. Popatrzył na pobliski las. Po chwili teleportował się.



* * *

 Hogwart, w tym samym czasie



Harry właśnie oglądał pokaz ostatniej osoby - Cho, która poradziła sobie oczywiście znakomicie, podobnie jak reszta członków GD.

— Świetnie! — krzyknął do nich, próbując powstrzymać drżenie rąk. Po czym rzucił ciche Finito i pokój wyczyścił się z pozostałości po manekinach.

— Kurde, co jest? — mruknął do siebie mając na myśli drżenie.

 — Koniec na dzisiaj. — przemówił dyrektor.   — Na następnym spotkaniu przyjmiemy was do Zakonu Feniksa. Zastanówcie się czy nadal chcecie oraz myślę, że potrzeba wam więcej treningu w pojedynkach. W szkole mamy prawdziwego mistrza pojedynków - Profesora Snape. — nagle wszyscy umilkli. Harry'emu było słabo, ale stał spokojnie. — Severusie, mogę liczyć na twoją pomoc? — zwrócił się do wściekłego Snape'a.

  — Dyrektorze! — zaczął.

— No to załatwiony. Harry wraz z Profesorem Snape będą was uczyć pojedynków.

— Harry, dobrze się czujesz? — zapytała Ginny spoglądając na Pottera.

Harry opierał się o ścianę i był przeraźliwie blady. Wszyscy skierowali wzrok na Wybrańca.

— Bywało lepiej... — powiedział słabo i osunął się na podłogę krzycząc z bólu. Świat mu zawirował po czym nastała ciemność.

— Harry! — krzyknął Ron.

— Potter! — wrzasnął Severus i w dwóch krokach znalazł się przy synu.

— Wszyscy macie stąd wyjść! Już! — krzyknął dyrektor.

Harry leżał na podłodze drżąc. Snape położył mu rękę na czole, które było rozpalone.

— Remus! Minerwo! Zabierzcie stąd wszystkich! — zawołał Albus.

Gwardia opuszczała szybko Pokój Życzeń. Harry nadal krzyczał. Dźwięk ten był przerażający i pełen bólu. Po chwili chłopak stracił przytomność.

______________
*Ascendio -  powoduje wyrzucenie człowieka w powietrze


EDIT: 2015/08/08 (poprawki błędów, brak Kendalla Smitha, itd.)
EDIT: 2017/08/25 (poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

13 lis 2014

Rozdział 6



Na początku chcę podziękować: Lily i ZuziRusher. 
Lily - dzięki, że mi pokazałaś mój błąd, tak zapomniałam o tym, że Syriusz zmieniał się w psa, a nie w wilka ;) Co to do Dumbledore'a... heh po co miał owijać w bawełnę?! ;D
ZuziaRusher - przepraszam, że dopiero teraz Ci odpisuję, ale nadal się zastanawiał nad kontynuacją bloga o BTR. Postaram się w ciągu tygodnia podjąć decyzję ;) 

Zapraszam do czytania kolejnego rozdziału.
PS. W kolejnym będzie więcej akcji. 

"Nasze podejście do innych ludzi determinuje ich podejście do nas."
~ Earl Nightingale









MUSIC


Po sprawdzianie z Eliksirów Harry powlókł się do wieży na Wróżbiarstwo.  W sali jak zawsze było duszno i pachniało mocną kawą, a okna były zasłonięte bordowymi zasłonami. Wszystko to sprawiało, że praktycznie każdy robił się senny.

Harry usiadł wraz z Ronem przy swoim stoliku.

— Jak myślisz co dzisiaj będziemy robić? — zagaił Ron.

— Nie mam pojęcia. Na pewno nie będzie to coś bez czego nie moglibyśmy się obejść. — zaśmiał się cicho Potter.

Profesor Trealawney opowiadała o wróżeniu z ręki i kart. Harry przypomniał sobie te wszystkie tandetne mugolskie programy w telewizji mówiące właśnie o wróżeniu z kart. Chłopak nadal uważał, że to głupota. Jednak wykład nauczycielki zaciekawił kilkoro uczniów. Harry westchnął i powrócił myślami do spotkania Gwardii Dumbledore'a.

* * *

Kilka godzin później Harry szedł korytarzem w stronę Pokoju Życzeń. Postanowił, że przyjdzie godzinę przed resztą grupy. W ręku trzymał kilka książek. Miał nadzieję, że przeczyta przez ten czas. Przeszedł trzy razy przy ścianie na trzecim piętrze.

W Pokoju było już kilka nauczycieli oraz dyrektor. Nic dziwnego, pomyślał, mieli przyjść wcześniej.

— Witaj, Harry. Przyszedłeś się przygotować? — zapytał dyrektor odrywając się od rozmowy z Snape'em.

— Tak, coś w tym stylu.  — wymamrotał.

— W takim razie nie przeszkadzamy. — uśmiechnął i powrócił do rozmowy.

— Harry! — krzyknął Remus.

— Dzień dobry, profesorze Lupin. — powiedział Potter.

— Harry, przecież Ci mówiłem, abyś zwracał się do mnie po prostu "Remusie". Nie jestem już twoim profesorem. —  Potter skinął głową. — Jak się masz?

— Dobrze. Dziękuję, Remusie.

Dziwie było zwracać się do byłego nauczyciela po imieniu.

— Jestem taki podekscytowany zobaczeniem cię jako nauczyciela.  — zaśmiał się.

— Oj, przestań. — żachnął się Potter rumieniąc się mimo woli.

Harry usiadł sobie przy biurku, które znajdowało się na tyle sali ćwiczeń, niedaleko miejsca, w którym rozłożyli się członkowie Zakonu. Niektórzy nauczyciele sprawdzali referaty uczniów, inni rozmawiali. Potter otworzył jedną z książek i zaczął czytać.

W Pokoju byli już wszyscy goście, gdy wpadła Hermiona.

— Harry! — krzyknęła. Speszyła się, gdy zobaczyła, że goście już są. Harry podszedł do niej. — Dzień dobry! —  zwróciła się w stronę członków Zakonu.

— Tak, Hermiono? — zapytał dziewczynę.

— Harry, a co z Umbridge?

—  Myślę, że jest zajęta... — powiedział tajemniczo.

— Harry! — krzyknęła ponownie.

— Hermiono, naprawdę nie musisz krzyczeć, stoję tuż obok. — powiedział zirytowany, a dyrektor, słysząc ich rozmowę, zachichotał.

— Przepraszam. — mruknęła.

— Załatwiłem to.

— Tak?

Kiwnął głową. Hermiona odwróciła się i podeszła do drzwi, przez ramię jeszcze zawołała:

— Mam nadzieję, bo jak nie to będzie twoja wina.

— Jasne. — przewrócił oczami. — Za grosz zaufania. — chłopak pokręcił głową i wrócił do czytania.

Kilka minut później do pokoju wkroczyli bliźniacy. Stanęli jak wryci.

— Eee... Dzień dobry. — przywitali się. — Heja szefie. —  zawołali do Harry'ego.

— Nie nazywajcie mnie tak. — mruknął i podszedł do nich.

— No dobra jak wolisz, Wybrańcu. — zaśmiali się.

Harry westchnął.

— Wytłumaczysz nam?  — patrząc wymownie na przyglądających im się czarodziei.

— Hm? A... no tak. Więc — odwrócił się w stronę widowni. — to jest Zakon Feniksa.

— No co ty nie powiesz! — mruknął Fred.

— Tak, no cóż... — Harry podrapał się po głowie. — Będą nas obserwować pod kontem naszych umiejętności, a w przyszłości może Gwardia wejdzie w skład Zakonu Feniksa.  — rudzielce pokiwali głową. — Co z Umbridge? — zapytał.

— Jest... zajęta. — zaśmiali się.

 Nie usłyszał jak Hermiona podeszła do nich.

— Więc to tak załatwiłeś? —powiedziała z wyrzutem jednocześnie się uśmiechając.

— Można tak powiedzieć.  —przyznał.

Gwardia Dumbledore'a była gotowa do nauki po kilku minutach, gdy już wszyscy członkowie przybyli. Nie obeszło bez pytań na temat obserwatorów.

— Tak. — zaśmiał się Harry. — Tak to są nauczyciele, Neville. Ale nie tylko. Tak, Seamus będą nas obserwować. Macie jeszcze jakieś pytania dotyczące widowni?

— Ja mam. — podniósł niepewnie rękę Neville.

— Tak? - powiedział spokojnie Harry.

— Dlaczego?

— Hmmmm?  — zastanowił się nie mając pojęcie o co chodzi Neville'owi — Dlaczego tutaj są, tak? — zapytał w końcu.

— Tak.

— Jak wiecie  obecne tutaj osoby tworzą Zakon Feniksa. — polała się fala podekscytowanych szeptów. — Jak mniemam, zapewne większość z was wie co... Emm... Czym zajmuje się ta organizacja, prawda? — - kilka osób kiwnęło. — Reszta niech słucha. Podczas Pierwszej Wojny, która trwała dość długo Voldemort — wiele osób wciągnęło gwałtownie powietrze. — Oj, przestańcie! — szepnął zirytowany. — Tak uuh... Powracając do tematu. Voldemort szerzył swoje działania, dążył do uzyskania kontroli nad całym światem czarodziei. Wtedy nasz potężny dyrektor założył właśnie Zakon Feniksa. Nie trudno się domyślić czym się zajmuje. - wiele osób popatrzyło na niego jak by nadal nie wiedzieli o co mu chodzi. — Serio? Ehh... No chyba chcieli powstrzymać Toma, prawda? — powiedział zmęczonym głosem.

— Jakiego Toma? — zapytał Seamus.

— No... Ej, wy na pewno się dobrze dzisiaj czujecie? Błagam skupcie się. — jęknął, po czym pokazał im sztuczkę , którą wspomnienie Riddla z dziennika zaprezentowało mu. Z liter TOM MARVOLO RIDDLE powstało I AM LORD VOLDEMORT.

— Nie róbcie takich min. Wspomnienie z dziennika Riddla pokazało mi to w Komnacie Tajemnic w drugiej klasie. Wracając do naszego tematu. Zakon chciał pokonać Toma...

— Ale to przecież ty go pokonałeś. — odezwała się pewnie Ginny.

— Taak... Powiedzmy, że to był szczęśliwy przypadek.  A właściwie ... Ehh... — westchnął, dopiero po chwili się odezwał. — Moja mama poświęciła dla mnie życie, więc żaden ze mnie bohater, wybraniec lub ktokolwiek inny, jasne?

Pokiwali głowami.

— Dobra w skrócie, bo nigdy nie dojdziemy do sedna sprawy. Członkowie Zakonu chcą, abyśmy dołączyli do niego. Dlatego będą nas dzisiaj obserwować, aby dowiedzieć się co już umiecie i czy jesteście w stanie walczyć w nadciągającej wojnie.

— Fajnie. — mruknęli bliźniacy.

— Ale to nie jest zabawa. — powiedział powoli Potter. — Zastanówcie się dobrze, czy tego chcecie...

— Harry? — odezwał George.

— Tak, George?

— Od kiedy jesteś taki poważny?

—  Bo to jest poważne. Ryzykujecie swoim życiem...

— Dla dobra sprawy. — odezwał się dyrektor.

Harry popatrzył na niego smutno.

— Dla dobra sprawy... — powtórzył cicho.

— Potter, nie rozklejaj się i przejdź do rzeczy. — powiedział nagle Snape.

Harry otrząsnął się ze swoich myśli.

— Ah tak. Już. Na koniec naszego spotkania zaprezentujecie to, co już umiecie. — Neville od razu pobladł. — Neville, spokojnie. Fantastycznie umiesz wszystko, co was nauczyłem. No dobra... Na dzisiaj przygotowałem Zaklęcie Pioruna.

— Coś w stylu Zeusa? — Hermiona  zapytała nie dowierzając.

— Dokładnie, Hermiono. Tylko nam do tego nie będzie potrzebny żaden wielki pierun, tylko różdżka.

— -Zaraz, zaraz. — mruknął Ron. — Ktoś nam wytłumaczy kto to Zeus?

Kilka osób poparło jego prośbę.

— Grecki bóg. Miał największą władzę. Panował nad niebem, pogodą, głównie kojarzy się z burzami i piorunami. Miał dwóch braci Posejdona, on władał wodami oraz Hadesa on panował życiem po śmierci. — powiedział Harry.

— Skąd masz taką wiedzę? — zapytała Cho.

— Cho, chodziłem do mugolskiej szkoły przez kilka lat. Wbrew pozorom coś mi zostało. — kilka osób zachichotało. — Zaklęcie brzmi Relictis fulgur.*

Harry pomyślał o manekinach do ćwiczeń, a Pokój Życzeń szybko spełnił jego życzenie.

— Stańcie na przeciwko swojego ee... przeciwnika.

Uczniowie wykonywali jego polecenia.

— Zaklęcie samo w sobie jest dość łatwe...

— To mamy przechlapane. — odezwał się cicho Dean.

— Hm? Czemu?  —Potter jednak go usłyszał.

— To co dla ciebie jest łatwe, to dla nas chol... bardzo trudne. — poprawił się szybko.

— Mniejsza z tym... Teraz musicie się ponieść swojej wyobraźni. Oczywiście nadal musicie pozostać skupieni.

Harry machnął kilka razy różdżką i stworzył między uczniami tarczę tak samo jak przed nauczycielami.

— To tak na wszelki wypadek. Żebyście się sami nawzajem nie pozabijali. To tak... Zamknijcie oczy. Wyobraźcie sobie burzę. Straszną burzę z piorunami. Jeszcze z taką się nie spotkaliście. Widzicie pioruny. Chcecie podejść bliżej. Zaczerpnąć moc z nich. Pragniecie tego. Nic teraz nie istnieje oprócz nich. Jesteście na tyle blisko, aby go dotknąć jednego z nich. Czujecie jak jego moc przez was przechodzi. Od stóp po serce, aż do mózgu. Otwórzcie oczy i obserwujcie. Relictis fulgur.

Z końca różdżki wystrzelił piorun, który spalił  manekina. Cho cofnęła się gwałtownie. Hermiona patrzyła z uśmiechem na Harry'ego.

— Teraz wy. Jesteście teraz naelektryzowani, a przynajmniej niektórzy, Colin!

— Przepraszam, Harry.  — odpowiedział skruszony.

— Różdżka w dłoń i do dzieła.

Za pierwszym razem nikomu się nie udało, za kolejnymi było już kilka osób.

— Wspaniale, Ginny.

— Tak jest, Colin.

— Fred skup się.

Harry chodził obok swoich uczniów chwaląc ich. Podszedł teraz do Neville'a.

— No Neville, udało ci się?

— Nie... — odprarł chłopak.

— To jeszcze raz... — Harry powtórzył jeszcze raz wszystko po kolei. Tym razem Neville'owi się poprawnie wykonał zaklęcie.

— Super! — Harry poklepał Neville'a po ramieniu i nagle poczuł jak jakaś siła wyrzuca go w drugi kąt pokoju tuż przed nauczycieli. To Neville nieświadomie zaatakował go Zaklęciem Pioruna. Kilka osób krzyknęło. Harry lekko skołowany próbował ogarnąć co się stało.

— O Boże! Zabiłem Pottera. — jęknął Longbottom.

— Przykro mi, Neville. Nie zabiłeś mnie. — wymamrotał ten słabo. Jego tarcze były naprawdę bardzo dobre, bo nawet nauczyciele nie mogli teraz do niego podejść. Harry usiadł.

— Nic się nie stało. Wracajcie do ćwiczeń. — powiedział spokojnie. — Już! — dodał już głośniej. Podniósł się na nogi. Potrząsnął głową.

— Nic mi nie jest. — powiedział do nauczycieli.

— Widocznie wam o tym nie wspomniałem... Neville nie wykorzystał całego swojego naładowania na to zaklęcie, więc nadal był naelektryzowany. Wytłumaczę. Warto wykonać to po rzuceniu zaklęcia, tak dla pewności i bezpieczeństwa innych. Wyobrażacie sobie, że ten cały prąd opuszcza wasze ciało. — przerwał na chwilę mając mroczki przed oczami. — Czyli wszystko co mówiłem wcześniej tylko odwrocie. Odwróćcie się od... piorunów. — przystanął by zaczerpnąć powietrza.

— Harry, przepraszam. — powiedział Neville widząc stan Pottera.

— Nic się nie stało. To moja wina. — odszedł do biurka, po czym się o ni oprał, było mu słabo. Jego ręce trzęsły się. — Trenujcie dalej. Po każdym rzuconym zaklęciu opróżniajcie się z naładowania.

Harry usiadł na biurku i pomyślał o szklance wody, którą po chwili dostał.

_________


*Relictis fulgur - zwrot z łaciny, który po polsku brzmi "rzucanie Pioruna".


EDIT: 2015/08/08
EDIT: 2017/08/25 (poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

2 lis 2014

Rozdział 5


Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać. 






MUSIC



Dokończenie sceny z rozdziału 4.


  — Świetne. —dyrektor promieniał radością.

— Wie pan już wszystko, dyrektorze... I tak się zastanawiam... co teraz? — zapytał powoli Harry.

— Mój drogi chłopcze... Tak jak już wspomniałem wcześniej, Gwardia nam się przyda.

— Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, dyrektorze... Wszyscy z Gwardii wystąpią do Zakonu? — zadał pytanie zszokowany Potter.

— Dobrze zrozumiałeś. — odpowiedział.

— Jak to... i kiedy nastąpi? — zapytała Hermiona.

— A kiedy macie kolejne spotkanie?

— Pojutrze. — powiedział Złoty Chłopiec.

— Wspaniale. — Dumbledore klasnął w dłonie. — Ja jak i pozostali członkowie spotkamy się tam i popatrzymy, co już umiecie. Przygotowałeś już coś na to spotkanie?
— Tak. — powiedział Harry.
— To dobrze. Jestem bardzo ciekawy. Ale proszę nie mówcie nikomu, jasne?
— Oczywiście, dyrektorze. — odpowiedziała trójka Gryfonów.

***


Syriusz Black, uciekinier z Azkabanu, obecnie znajdował się na Alasce. Pilnował... tak naprawdę nie wiedział czego. W postaci wilka czuł się prawie tak samo dobrze jak i w skórze człowieka. Przypomniał sobie lata szkolne, gdy wraz z Jamesem pomagali Remusowi przeżyć pełnię. Wrzeszcząca Chata była najlepszym miejscem, a Huncwoci zawsze trzymali się razem. Lunatyk, Rogacz, Łapa i Glizdogon. Do tego ostatniego czuł wielką odrazę. Zdradził Jamesa. Zdradził Lily. Ohhh... Lily! W pewnej chwili do jego kryjówki weszła starsza postać, poznał po chwili, że to Dumbledore. Powrócił do ludzkiej postaci.

—  Witaj, Syriuszu. — powiedział.

— Dzień dobry, dyrektorze. Co Cię sprowadza?

— Chciałem się tylko upewnić, że wszystko z tobą jest w porządku.

— Tak, radzę sobie. Jak Harry?

— Bardzo dobrze. Dołączy do Zakonu. — uśmiechnął się.

— Och... Naprawdę?!  —  Syriusz nie był pewny, czy się z tego cieszy.

— Owszem. Syriuszu... tak właściwie to jestem tutaj z innego powodu.  — zamilkł na chwilę.

Black zaczynał się denerwować.

— Tak? — zachęcił go Black.

— Nie będę owijał w bawełnę... Harry nie jest synem Jamesa.  — powiedział szybko.

— Co? Jak to?  — Łapa popatrzył na niego jak na wariata.  — To niby czyim synem jest?

— Jest synem... — przerwał na moment, po czym kontynuował — synem Severusa Snape'a.

— Tego Śmierciojada? — krzyknął Syriusz.

— Jest synem Severusa Snape'a, a nie jakiegoś tam Śmierciojada! —  powiedział ostro Albus.Od zawsze denerwowało go nazywanie tak Severusa.    — Musisz to zaakceptować i nie możesz nikomu o tym powiedzieć, rozumiesz? — Black kiwnął tylko głową na potwierdzenie.

— Harry wie?

— Nie. I pewnie jeszcze długo się o tym nie dowie. Nie może. — westchnął. — To by groziło życiu Harry'ego jak i Severusa. A są dla mnie bardzo ważni.

— Ten Śmierciożerca? — prychnął.

— Tak, Syriuszu. Jest bardzo ważny. Myślę, że niedługo skończysz swoje zadanie.




***



Harry właśnie ćwiczył zaklęcie, które przygotował na spotkanie Gwardii. Teraz wszyscy członkowie Zakonu będą ich obserwować. Stresował się. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Był też ciekaw, jak zareagują uczniowie, widząc większość czarodziei, których nie znali.
Spojrzał na zegarek, było już grubo po północy. Postanowił się położyć spać. Obudził się dość wcześnie i czuł się wypoczęty. Ubrał się, umył i zeszedł do Wielkiej Sali i wyjął podręcznik do Eliksirów. Dzisiaj miał być sprawdzian z Eliksirów zaraz po śniadaniu.

— No proszę, Potter ty się uczysz?! — zakpił nietoperz mijając go. Za nim szła McGonagall, puściła do niego oko.

— Jak widać, profesorze. — odpowiedział Harry. Minerwa zachichotała.

— Gryffindor... — zaczął, ale mu przerwano.

- Oj, Severusie! Tak z rana?! Daj spokój chłopakowi. - powiedziała Minerwa i popchnęła Snape'a dalej. Harry zdusił chichot. Powoli zaczęli się schodzić inni uczniowie. Ron i Hermiona usadowili się naprzeciwko jego.

— Hermiono, czy mogłabyś ustawić datę spotkania na jutro? — zapytał.

— Jasne. — uśmiechnęła się do niego.

 Podał jej swojego galeona. Po chwili oddała.

— Smacznego. — odezwał się Ron.

— Wzajemnie. — powiedział Potter razem z Hermioną.

Po skończonym posiłku do Harry'ego podleciała sowa z liścikiem.

Drogi Harry,
Byłbym rad gdybyś przyszedł do mnie po śniadaniu. Jeśli się nie mylę masz Eliksiry. Jak się spóźnisz to nic się nie stanie. Zadbam o to.

PS. Ciasto czekoladowe.
Albus Dumbledore.

— Już widzę Snape'a, który odejmuje punkty nam za twoje spóźnienie. — powiedział Ron.

— Taa... — mruknął. 

Zauważył, że dyrektora nie ma już, tak samo Snape'a. Podniósł się i poszedł do gabinetu dyrektora. Mruknął hasło  i zapukał do gabinetu. Usłyszał radosne "proszę" i wszedł.

— Dzień dobry. — przywitał się Harry.

Oprócz dyrektora w gabinecie znajdował się profesor Snape.

— Witaj, chłopcze. — powiedział pogodnie Albus. Severus kiwnął tylko głową.

— Chciał mnie pan widzieć, dyrektorze?

— Tak, Harry. Odnośnie naszego jutrzejszego spotkania.

— Tak?

— Pokój Życzeń, tak?

— Tak.

—  O co prosisz? — Harry wpatrywał się zdziwiony w dyrektora, ten zachichotał, Snape prychnął.

 — Oj, przepraszam! Powinienem wyrażać się dokładniej. O co prosisz, gdy chcesz aby pokój się pojawił?

— Aaa... Proszę o miejsce do ćwiczeń, miejsce w którym nikt nas nie znajdzie.

— Dobrze, Harry. O której godzinie?

— O 18.

—Członkowie Zakonu pojawią się wcześniej. —oznajmił Snape.

— Rozumiem.

— To wszystko. Severusie, możecie z Harrym iść na lekcje.

— Do widzenia. — powiedział Potter i odwrócił, aby wyjść. Severus zrobił to samo.

— To co Potter, idziemy na sprawdzian? — Snape uśmiechnął się zjadliwie. 

— Najprawdopodobniej, profesorze. — mruknął chłopak.

— Jak myślisz jaką ocenę dostaniesz? Dla mnie jest to jasne. 

— No nie wiem. Jak pan przypadkowo nie spali mojego sprawdzianu to może "Z". —  Snape starał się nie roześmiać.

— Co tak wysoko, Potter?
— Uczyłem się.
— Tak pan sądzi, panie Potter? — mruknął Mistrz.

Przez resztę drogi nikt się już nie odezwał. Gdy weszli do klasy uczniowie już siedzieli. 

— Nie wyjmujcie niczego oprócz pióra.

Uczniowie jęknęli.

Snape rozdał sprawdziany po czym wrócił do swojego biurka i zaczął sprawdzać eseje drugoklasistów.

Harry przeczytał pytania:

1. Jak uzyskać akrojadę?
2. Co to jest Kamień Księżycowy?
3. Podaj trzech posiadaczy Kamienia Księżycowego.
4. Co to jest akonit?
5. Podaj zastosowanie tojadu Ferfifa.
6. Co to jest borowinik żółty?
7. Jak uzyskać dedrotę?
8. Jak inaczej nazywamy akonit?
9. Podaj substancje użyte do Eliksiru Euforii.
10. Wypisz dwa eliksiry uspokajające (nazwy).
11. Gdzie byś szukał Kwiatu Epatii.
12. Kto opracował recepturę Wywaru Tojadowego?
13. Podaj składniki Eliksiru Tytowego.
14. Jak działa Eliksir Milkaski?
15. Do jakich celów używa się krwi smoków w eliksirach?

Skończył pisać 10 minut przed końcem. Potarł skronie zadowolony z siebie.


________________________

PS. Potrzebuję bety. Jeśli ktoś byłby chętny to pisać w kom :) Dodaję jeden rozdział na tydzień... Mam nadzieję, że ktoś się zgłosi :)

EDIT: 2017/08/24 (poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)
Szablon
Alexx
ALEXX