31 sty 2015

Rozdział 20


~*~*~*~
Rozdział 20
"Happy Birthday, Harry!"
~*~*~*~



MUSIC

Harry Potter po raz pierwszy sumiennie odrobił wszystkie prace domowe i przygotował się do lekcji we wrześniu i czekał na wyniki SUMów, których jeszcze nie otrzymał. Minął już prawie miesiąc od jego pojawienia się w Snape Manor. Wstał z łóżka i skierował się do kuchni. Usiadł przy stole i sięgnął po gazetę. Prorok Codzienny. Ciekawe co nowego wymyślili.




MINISTERSTWO ZAPEWNIA NAJLEPSZĄ OCHRONĘ!!!



Minister magii w czwartek powołał nowych aurorów do pracy. Czy nowe 'zdobycze' ministra poprawią bezpieczeństwo? Oczywiście, że tak! Nigdy dotąd nie mieliśmy w swoich oddziałach tylu ludzi. - powiedział Antonio Vog Bonnie, prezes departamentu bezpieczeństwa. Trzymamy za słowo panie Vog Bonnie. Aurorzy zostaną zesłani w najbardziej zagrożone atakiem miejsca. Nigdy nie mieliśmy takiej ochrony. Brawa do ministra magii.



Dla Proroka Codziennego, Vinniet Frege.




Przeczytawszy artykuł tylko prychnął i przejrzał dalej gazetę.

— Maggie Voile wyszła za Marka Seltersa... Departament Tajemnic ma nowych pracowników, wywiad z ministrem, Rita Skeeter i jej nowa zdobycz... — mruknął pod nosem. — Nic sensownego. — odłożył z powrotem gazetę na stół.

Do jadalni wszedł Severus Snape. Był ubrany tak jak zawsze w swoim domu, czyli w czarne spodnie od garnituru i białą koszulę wpuszczoną w spodnie.

— Dzień dobry, profesorze. — mruknął Harry.

— Witam, Potter. Co taka kwaśna mina? — uśmiechnął się złośliwie.

— Czytałem Proroka... — wyjaśnił. Snape pokiwał głową.

Do pokoju wleciała sowa z pakunkiem i zrzuciła go przed Harrym.

— Dla mnie? — zapytał zdziwiony.

— Chyba nie do mnie, Potter. — westchnął Mistrz Eliksirów.

— Zobaczmy, co tu mamy.

Potter otworzył pudełko. I chwycił list.



Drogi Harry,


Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Niedługo się spotkamy. Co do prezentu mam nadzieję, że ci się spodoba.



Pozdrawiam,



Hermiona G.




Harry zaśmiał się. Jak mogłem zapomnieć o swoich urodzinach.

— Co się stało? — nauczyciel spytał zaciekawiony.

— Zapomniałem o swoich urodzinach.

— No to pięknie. — westchnął Nietoperz. — Przypomnieli ci. A już myślałem, że nie będę musiał dać ci prezentu. — powiedział udawanym smutnym głosem. Harry nabrał się na tę sztuczkę.

— Profesorze, ale... — Potter myślał gorączkowo, co ma powiedzieć. — ale... przecież... pan nie musi! Nikt nie musi... — zakończył zażenowany.

— Zobacz co ci panna Granger wysłała. — zmienił nagle temat.

Potter otworzył pudełko, a w nim znalazł tradycyjnie książkę — zaśmiał się w duszy — i... zestaw do czyszczenia, dbania o miotłę.

— Wow, Hermiono. — powiedział do siebie wyjmując zestaw do miotły. — Tego się po tobie nie spodziewałem...

Po chwili sięgnął po książkę, która nosiła tytuł ...

— "Najsilniejsze eliksiry i ich zastosowanie" — rzekł Harry.

— Pokaż. — Snape wskazał na książkę w ręku syna.

Przejrzał pobieżnie książkę.

— Może ci się przydać w tym roku. — rzekł po chwili Severus.

— Tak? — spytał. — To fajnie. Podziękuję Hermionie.



***

Przez kolejną godzinę otwierał prezenty i wysyłał podziękowania. Severus przez ten czas siedział w salonie i przyglądał się swojemu synowi. On swój prezent zostawił na popołudnie. Potter uśmiechał się cały czas. Widać było, że chociaż trochę czuje swoje przynależenie do świata czarodziejów.

Gdy Harry skończył, wziął książkę i dołączył do Snape'a, który popijał kawę w swoim fotelu. Chłopak usiadł na kanapie po turecku.

— Już koniec, Potter? — uśmiechnął się złośliwie Nietoperz.

— Tak, myślę, że tak. Nie spodziewam się już więcej prezentów. — mruknął otwierając książkę na pierwszej stronie.

— Dobrze... — westchnął. — To może teraz moja kolej. — Chłopak wytrzeszczył oczy na nauczyciela, ten wstał i wyszedł...

— Kolej na co? — zawołał Harry za nim. Po minie jaką zobaczył u Mistrza Eliksirów zanim ten wyszedł mógł się spodziewać wszystkiego, co najgorsze.

Snape wrócił po chwili trzymając w ręku pudełko. Wręczył chłopakowi i usiadł na swoim miejscu. Harry siedział jak sparaliżowany.

— Otworzysz? — zapytał po chwili Severus.

Potter otworzył delikatnie tekturowe opakowanie i oczom nie wierzył. W środku znajdował się laptop. Najprawdziwszy laptop! Ale jak?

— Wszystkiego najlepszego! — mruknął Nietoperz.

— Eee... Nie wiem co powiedzieć. — odpowiedział cicho chłopak.

— Mam nadzieję, że wiesz co to. — Harry kiwnął głową, a Snape kontynuował.  — Wraz z dyrektorem pomyśleliśmy, że warto abyś miał także kontakt ze światem mugoli. Włącz go.

Harry uruchomił system i po chwili ukazał się pulpit.

— Głównym celem jest to, abyś mógł zobaczyć swoich przyjaciół.

— Jak? — zapytał głupio.

— Potter! — zirytował się. — Wychowali cie mugole, więc pewnie wiesz, co to Skype.

— Tak, wiem.

Doskonale wiedział co to. Dudley rozmawiał tak ze swoimi kumplami. Ale skąd Snape o tym wie?

— Rusz mózgownicą i wywnioskuj.

— Nadal nie rozumiem. — przyznał.

— Będziesz mógł rozmawiać ze swoimi przyjaciółmi i ich widzieć jednocześnie nie wychodząc z tego domu.

— Merlinie! — szepnął Harry wreszcie rozumiejąc.

— Jak ostatnio sprawdzałem to nie byłem Merlinem. — zakpił Snape.

— ... ja... Bardzo panu dziękuję. — powiedział poważnie i wdzięcznie Harry.

—  Panna Granger wie o tym i pan Weasley też, więc możesz z nimi porozmawiać. — podał kartkę synowi z loginami. — Oto ich loginy, ty musisz sam sobie założyć.

— Ale... ja nie... nie mogę przyjąć tak drogiego prezentu.

— Możesz, a nawet musisz.  — powiedział wrogo.

— No dobrze... — wahał się. — Więc dziękuję!

— Co ty masz z tym dziękowaniem?

— Wszyscy coś dla mnie robią, wiec...

— Idź do swojego pokoju i pogadaj z przyjaciółmi. Tylko pamiętaj — nie możesz powiedzieć gdzie jesteś.

— Dobrze, profesorze.



***

Harry szybko założył sobie konto na Skype z fantastycznym loginem: wkurzający-dzieciak. Snape go tak nazywał. Hermiona zaś miała zwykłą nazwę: HermionaGranger , a Ron: RWeasley.

Zadzwonił najpierw do Hermiony, bo ta była dostępna.

— Cześć, Harry! — pisnęła, gdy go zobaczyła.

— Hermiono, jak miło cię widzieć.

Hermiona miała spięte włosy w warkocz i niebieski sweterek.

— Co u ciebie?  — zapytała.

— Świetnie! — odpowiedział zgodnie z prawdą. — Jesteś jeszcze we Francji?

— Tak. — odpowiedziała. — Tak się cieszę, że profesor Snape to załatwił. — uśmiechnęła się.

 — Ja też. Dziękuję Ci, Hermiono za prezent! Jest boski!

— Ależ, Harry! Nie ma za co.  — machnęła ręką.

— Będziesz na weselu u Rona?

— Tak, będę. Dzisiaj już wracam z Francji i prosto jadę do Weasleyów. A ty będziesz?

— Tak, ale pojawię się dopiero na weselu.

— To spotkamy się za cztery dni.

Nagle w pokoju teleportował się skrzat.

 — O, Tajka! Witaj. — rzekł lekko zdziwiony Harry.

— Masz skrzata? - zapytała Hermi.

— Nie, to nie mój skrzat. — odpowiedział, po czym zwrócił się do skrzata.   — Coś się stało?

— Pan chce panicza widzieć na chwilę. Jest w gabinecie. — rzekła Tajka.

— Dobrze, powiedz mu, że już idę... — odwrócił się do Hermiony. — Pogadamy później, no nie?

— Jasne, Harry. Do zobaczenia. — oznajmiła po czym się rozłączyła.

Harry zbiegł prosto do gabinetu profesora i zapukał.

— Wejdź! — usłyszał głos Snape'a.

Wszedł i rozejrzał się po pomieszczeniu. Jeszcze nigdy tu nie był. W pokoju znajdowało się duże brązowe drewniane biurko, a na nim kilka książek, pergamin i pióro. Po prawej stronie znajdowała się skórzana kanapa z takimi samymi fotelami. Naprzeciwko stały regały z książkami. Mistrz Eliksirów stał za biurkiem ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.

— Skończyłeś podziwiać? — warknął.

— Przepraszam.

— Muszę wyjść. — ponownie złapał się za ramię, tam gdzie znajdował się Mroczny Znak. Harry popatrzył na niego ze smutkiem. — Przez ten czas spakuj kilka swoich rzeczy.

— Dlaczego? — zapytał za smutkiem.

— Pojedziesz na kilka dni do Weasleyów. — oznajmił szybko.

— Dobrze. - uśmiechnął się Potter.

— Jak wrócę to jeszcze porozmawiamy. — powiedział i wyszedł.

Harry także chciał wyjść, ale gdy sięgnął klamkę, ta nie ustępowała. Drzwi nie chciały się otworzyć. Chłopak gorączkowo myślał jak wyjść z pokoju. Snape będzie wkurzony, jak się dowie, że zostałem w jego gabinecie... Jak stąd wyjść. Magia również nie działała. Wkurzony nie udanymi próbami usiadł na sofie i zaczął się wpatrywać w regały z książkami. Stracił poczucie czasu i wkrótce zasnął...



_____________________

Tak, tak... wiem, że w czasie, gdy dzieje akcja opowiadania nie istniał Skype, ale na potrzeby opowiadania unowocześnimy trochę mugoli :D

_________________________
Strona "Bohaterowie" już działa, zajrzyjcie tam :) 
Teraz wracamy do normalnego trybu dodawania rozdziałów (ferie mi się już skończyły), czyli jeden rozdział na tydzień dodawany najczęściej w piątek lub w sobotę. A więc kolejny 6-7 lutego. Pozdrawiam, Alexx ;3

EDIT: 2015/08/23
EDIT: 2017/10/21 (Poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE)

27 sty 2015

Rozdział 19



Tak jak obiecałam dodaję nowy rozdział. Wzięłam pod uwagę wasze
komentarze, by było więcej opisów uczuć itd., więc proszę bardzo rozdział
z perspektywy Draco i nie tylko. W kolejnych też będzie więcej opisanych uczuć bohaterów.
Planuję także dodanie strony "Bohaterowie:, abyście mogli zobaczyć jak wyglądają postacie opowiadania. Rozdział 18 poniżej jakby ktoś nie czytał ;) Pozdrawiam, Alexx :3
___________________________________


~*~*~*~
Rozdział 19 
"Change Draco."
~*~*~*~








Draco Malfoy na swoją reputację pracował przez lata. W tej chwili obawiał się, że to mu będzie stało na przeszkodzie do szczęśliwego życia. Nikt mu nie uwierzy. Nikt! Już jest martwy... 

Ojciec na pewno wyznaczy wysoką cenę za moją głowę. Zhańbiłem honor rodziny Malfoyów. Miało to miejsce dwa dni temu. Myślę, że mogę już o tym napisać. Może będzie mi łatwiej? Lżej? No nic... Spróbuję. Ale nie szykujcie się na szczęśliwe zakończenie, przynajmniej na razie nie jest dobrze. Także tego... 


Incydent, który doprowadził mnie do takiego stanu wydarzył się 7 lipca. Początek wakacji i tak dalej. Znajdowałem się już w rezydencji Malfoyów. Obecnie siedzibie Czarnego Pana. Ojciec zapowiedział mi, że to czas abym zaczął udzielać się aktywnie u Czarnego Pana. 



Sam w tamtej chwili pragnąłem służyć jemu. Boże, jaki głupi byłem. Mniejsza o to... Mój ojciec wraz z kilkoma innym śmierciożercami, wymyślili sobie (i Lord to zatwierdził), że pora na ćwiczenia praktyczne. Na czym one polegały? 



To chyba oczywiste, że na torturowaniu mugoli i szlam. Wcześniej Bellatriks złapała kilku nieszczęśników, którzy mieli być naszymi obiektami testów. Oprócz mnie byli jeszcze: Marcus Flint, Pansy Parkinson, Blaise Zabini .



 Na pierwszy rzut poszła Parkinson. Miała rzucić kilka klątw i Crucio. Udało jej się. Po za tym następnym osobom także. I tak nadeszła ta chwila, gdy ja miałem mugolskiej nastolatce sprawić ból. Popatrzyła na mnie oczami pełnymi bólu, odrzucenia i obrzydzenia. Nagle w mojej głowie pojawiło się tysiąc różnych myśli. 



Między innymi to jakim człowiekiem jestem w oczach innych. Zdałem sobie sprawę, że nie chcę jej sprawiać bólu i nie chcę mieć z tego satysfakcji. W tym momencie do salki wkroczył sam Czarny Pan i wszyscy spojrzeliśmy na niego.

- Moi drodzy. - powiedział. - Dostąpicie dzisiaj zaszczytu uczestniczenia w zebraniu Wewnętrznego Kręgu. 


Wszyscy się ucieszyli - ja jedynie kiwnąłem głową na znak, że rozumiem. Pomyślałem, że uda mi się uniknąć torturowania tej dziewczyny, ale oczywiście los się do mnie nie uśmiechnął. Gdy zostałem sam z moim ojcem, ten kazał mi rzucić Curcio. Podniosłem różdżkę, ale... ale... nie mogłem... nie potrafiłem. Gdy Lucjusz (chyba zacznę nazywać ojca właśnie tak) to zobaczył wściekł się i wymierzył mi cios w policzek. Uznacie to za straszne, no nie?!



Który rodzic tak traktuje swoje dziecko? Lucjusz na pewno! Często mi groził, że spierze mnie na kwaśne jabłko, jednak nigdy nie posunął się tak daleko. Zaciągnął mnie na zebranie, które było jeszcze gorsze niż ćwiczenia. Staliśmy w wielkim kręgu na polanie przed domem. W środku leżało kilka osób. Przed panem właśnie klęczał na powitanie Severus Snape. Po chwili pan kazał mu się ustawić i zaczął mówić:



- Dzisiaj mamy gościmy kilka osób. Przyszłych śmierciożerców - spojrzał na nas - oraz gości specjalnych. Rodzina Jefferson, mugole. Specjalnie dla was przygotowałem tę rozrywkę. - zaśmiał się złowieszczo. 

Wszyscy z Kręgu musieli rzucać na tę nieszczęsną rodzinę klątwy i niewybaczalne. Nam (przyszłym śmierciożercą) pozwolono patrzeć. Mnie to wystarczało. Miałem ochotę uciec stamtąd. Chciałem by to się skończyło. Ich krzyk dzwonił mi w uszach. Ojciec spojrzał na mnie ze złością w oczach. 


Pomyślałem, że już po mnie. Nie mogę tak żyć! Nie chcę! Ale to nie koncert życzeń, Draco. No właśnie... Nie wiem czy opisać wam zakończenie tortur, bo... to była masakra. Nic nie zostało z tych ludzi! Nic! Na trawie było tylko mnóstwo krwi i gdzieniegdzie kawałki ciała... Może lepiej napisze o tym jak uciekłem z dworu, co było właściwie bardzo łatwe. Do dworu nikt nie może wejść w nocy, ale wyjść już tak. 



Wykorzystałem swój spryt i wymknąłem się z pokoju. Chwilę rozmyślałem o tym co zrobić, lecz potem postanowiłem zdobyć ważny przedmiot - pamiętnik Czarnego Pan. Może bardziej to był notatnik, coś w tym stylu, Lucas kazał mu coś takiego założyć i umieszczać w nim różne sytuacje. Pomyślałem, że może to mi pomoże w wkupieniu się u Dumbledore'a. Czarnego Pana nie było tej nocy w rezydencji, więc to też poszło jak z płatka.



Sam się zdziwiłem, że jest taki naiwny. Schował to co najcenniejsze w najłatwiejszym miejscu. Przynajmniej dla mnie. Szybko wyszedłem z rezydencji. Nie umiem się teleportować, więc musiałem biec. Gdy znalazłem się w środku lasu mój ojciec się chyba zorientował, że mnie nie ma. 



Jak się o tym dowiedziałem? Poczułem jak mnie wzywa (stara magia, taka tam więź między synem a ojcem; w tej chwili ją zerwałem). Biegłem dalej. Mogłem używać czarów poza szkołą - Lucjusz mi to załatwił, więc rzuciłem na siebie zaklęcie niewidzialności i biegłem dalej. Po kilku minutach byłem wykończony. Usiadłem na górce i zacząłem po prostu płakać. Po chwili jednak zebrałem się w sobie i transumutowałem patyki w namiot. Gdy już ustawiłem go poprawnie, rzuciłem zaklęcia zabezpieczające i położyłem się spać - byłem wykończony. 


Na tym moja opowieść się kończy... prawie. Następnego dnia, czyli dzisiaj mam zamiar napisać list do Dumbledore'a z prośbą o spotkanie. Wiem, że śmierciożercy mnie ścigają. Wiem, że Czarny Pan dowiedział się o tym, że zginął jego notatnik. Wyruszyło kilkanaście śmierciożerców w pogoni za mną. Ale ja jestem zadowolony. Poniekąd... Muszę kończyć... Zabieram się stąd i wyruszam w dalszą drogę do Hogwartu, ale najpierw napiszę do dyrektora, zapewne już wie o całej sprawie. 



Następnego dnia, 
gabinet dyrektora.


- Severusie, wiesz coś na temat zniknięcia pana Malfoya? - zapytał dyrektor. W jego gabinecie znajdowały się dwie osoby: Severus i Harry.
- Nic, kompletnie nic... - odpowiedział Snape.

Harry czuł dość nieswojo. Siódmego lipca miał sen o Draco. Widział jak ten ucieka z posiadłości Malfoyów. Nie powiedział o tym nikomu.
- Harry? - wyrwał z myśli chłopaka Albus.
- Przepraszam, dyrektorze. Mówił coś pan?
- Zrobiłeś się strasznie blady.
- No bo... - jąkał się Potter.
- Potter! - warknął zniecierpliwiony Mistrz Eliksirów.

- Miałem sen o Draco, o tym jak uciekł.
- Mów, Harry... - powiedział spokojnie dyrektor.
- Uciekł w nocy. Tej nocy co było zebranie Kręgu Wewnętrznego. Siódmego lipca. Obecnie wydaje mi się, że jest w Greenwich.
- Skąd to wiesz? - zapytał nad wyraz spokojnie Severus.
- Nie wiem. To był sen. Nie wiem jak...
- Dobrze, sprawdzimy to.- rzekł Albus.
- Wiem, że wyrzekł się Czarnego Pana. - dopowiedział Harry.
- Tak, Harry. Ja też. - powiedział spokojnie dyrektor. 

W tym momencie przez okno wleciała sowa z listem do dyrektora, którego adresatem był Draco Malfoy.

Dyrektorze,
Piszę do pana z prośbą o spotkanie. Pewnie już pan o wszystkim wie. Chcę panu coś przekazać. Nie chce być śmierciożercą. Nie chce... Ciąg dalszy może przeczytać tylko pan - to tak na wszelki wypadek. Uciekając stamtąd zabrałem coś co może się panu przydać. Jestem w okolicach Greenwich - tak pokazuje mi zaklęcie lokalizacji*. Proszę, niech pan odpisze na ten list z zgodą lub odmową na to spotkanie i z miejscem.
Draco M.

Dyrektor westchnął i odłożył list. Harry popatrzył na niego z pytaniem w oczach.
- Prosi o spotkanie. - rzekł spokojnie Dumbledore.
- Spotka się pan z nim? - zapytał Potter.

- Tak, Harry, spotkam się z panem Malfoyem. Postaram się jeszcze dzisiaj. Severusie chciałbyś mi towarzyszyć? - spojrzał na Snape'a, a on na Pottera.
- Nie wiem, dyrektorze. - odparł.
- Harry sobie poradzi, prawda?
- No, jasne!
- Nie chodzi o Pottera! - warknął zirytowany. - Nie wiem czy dobrze jest się ujawnić przed panem Malfoyem z tym, że jestem szpiegiem.
- Myślę, że on już nigdy nie wróci do Voldemorta. Jestem tego pewien. - oznajmił poważnie Albus.

- Dobrze, więc pójdę. - Mistrz Eliksirów westchnął. 
- Genialnie, odpiszę mu, że spotkamy się w Greenwich.
- Choć, Potter! - zwrócił się do chłopaka wstając z fotela. - Eksportuję cię do domu.

- Sam mogę; przez kominek. - zirytował się chłopak. Nie potrzebuję opieki 24 godziny na dobę.
- Nie, muszę sprawdzić czy będziesz bezpieczny przez kilka godzin sam w domu.
- Pewnie chce pan zabezpieczyć lepiej swoją sypialnię, a nie sprawdzić moje bezpieczeństwo. - żachnął się Harry. Dyrektor zachichotał.

- Potter! - warknął Mistrz Eliksirów.
- Dobrze, dobrze. Chodźmy więc. Do zobaczenia, dyrektorze.
- Do zobaczenia, Harry. Bądź grzeczny. - dyrektor puścił mu oczko.

Severus zaś tylko prychnął i dopowiedział:
- To niewykonalne.
- Dla ciebie nie ma rzeczy niewykonalnych, Severusie. - powiedział wesoło Albus.



Kilka godzin później, 
okolice Greenwich.


Zaraz mam się spotkać z dyrektorem - tak, odpisał na mój list. Po chwili usłyszałem pyknięcie teleportacyjne. Zza domku wyszły dwie postacie. Od razu rozpoznałem Albusa Dumbledore'a i Severusa Snape'a. Snape?! Ale co on tu robi?! Jak?! Czemu? Poruszyłem się nerwowo w ich stronę.


- Witam, panie Malfoy. - powiedział dyrektor.

- Dzień dobry. - odpowiedziałem słabo.


- Zaraz ci wytłumaczę, co tutaj robi Severus. Najpierw powiedz mi co chcesz mi przekazać.

- To - podał dyrektorowi notes. - jest coś w stylu pamiętnika Czarnego Pana. Lucas powiedział, aby tak robił. Znajdzie pan w nim pewnie wiele przydatnych rzeczy.
- Dobrze, panie Malfoy, teraz proszę posłuchać mnie - zaczął Albus. - Wyrzekł się pan Voldemorta tym samym własnego ojca, prawda?
- Tak, to prawda. Nie uważam już Lucjusza za mojego ojca i nie widzę swojej przyszłości przy Czarnym Panie. - westchnął.
- Wierzę ci - popatrzył na Severusa z pytaniem w oczach, ten tylko kiwnął głową. - Severus jest naszym szpiegiem u Voldemorta.
Draco wydał dziwny dźwięk zaskoczenia.
- Naprawdę?
- Owszem, panie Malfoy. Czy muszę przypominać, że to jest tajemnicą? - oznajmił Snape.
- Nie. Nie powiem nikomu, naprawdę!
- Mam świetny pomysł. - powiedział nagle Dumbledore, a jego oczy zabłysły.

***
Przez resztę dnia omawiali w gabinecie sytuację Draco w gabinecie dyrektora. Postanowili, że wróci do Voldemorta jako szpieg. A kogo będzie szpiegował? Złotą Trójcę!



Kilka dni później, 
Nora, Zebranie zakonu.

- Molly, przekaż Ronowi, że Draco Malfoy także pojawi się tutaj w wesele, dobrze?
- Oczywiście...
- Będzie naszym kolejnym szpiegiem u Voldemorta... Będziemy lepiej poinformowani ze strony młodych śmierciożerów. - mówił dyrektor. - Proszę wytłumacz mu, że to ważne.
- Hermionie przekaże tą wieść Harry, pewnie już jej przekazał. - uśmiechnął się pod nosem Albus. - Proszę, nie traktujcie go jak kogoś gorszego... Oczywiście informacja o szpiegowaniu jest tajna! Obecnie pan Malfoy jest u Voldemorta i próbuje go przekonać do naszego planu.

***

Po kilku minutach pod Curitasem Voldemort przemyślał sprawę i stwierdził, że to genialny plan, bym zaprzyjaźnił się ze Złotą Trójcą. Ojciec także przyjął mnie Curitasem..., ale mimo to był nawet miły? Hahaha, jasne! Snape nauczył mnie przez te kilka dni podstaw oklumencji i powiedział, że nauczy mnie tak bym ją opanował w 100 procentach. Jestem szczęśliwy...


_______________________
*Zaklęcie lokalizacji - coś jak nasz GPS.  (xD)

EDIT: 2015/08/23

26 sty 2015

Rozdział 18

~*~*~*~
Rozdział 18
"The Magic of the Mind. - 
- Magia Umysłu."
~*~*~*~







Gdy Harry już wygodnie usiadł, Snape poszedł w jego ślady, po czym zaczął tą długą i niezwykłą opowieść o Magii Umysłu, którą niegdyś wiele ludzi chciało posiąść...

- Magia Umysłu jest jedną z Starożytnych* rodzai magii. W dzisiejszych czasach mało kto o niej pamięta. Jest to dziedzina niezwykle silna, pod wpływem mocy magicznej. Początki tej oto magii sięgają XIV wieku, a moc ta pochodzi z Francji. To tam ją wynaleziono. Za umownych założycieli Rady Umysłów, czyli Mistrzów, którzy głosili wśród czarodziejów nową dziedzinę, uważa się Gerberga Hayti*, Nigiliusa Blacka* oraz Irene Adler*. Oni sami opracowali regulamin oraz pogłębiali sztukę umysłu.

- Najpierw zaczęli od dedukcji. Kilka lat im zajęło nauczenie się do perfekcji dedykowana. Umieli podobno powiedzieć wszystko o człowieku, którego nigdy nie znali i nie widzieli, tylko poprzez patrzenie. Uważali, że mugole oraz i czarodzieje tylko patrzą, a nie widzą. Wiele osób w tamtych czasach zainteresowało się nowym kierunkiem mocy. Byli po prostu ciekawi.

- Ta magia panuje nad ludzkim umysłem. Może trochę przypomina Imepriusa. No dobrze, może wróćmy do losów Rady Umysłów. Gerberg wyruszył wraz ze swoją żoną Seline do innych krajów by jak najwięcej czarodziei poznało ich własną magię. Irene zaś została we Francji, nie miała rodziny. Jej życiem głównie rządziła zemsta. Kilka lat wcześniej pewien hrabia Monte Black, który wówczas siał terror w świecie magicznym, zabił matkę i ojca Irene, państwa Elmore.

- Irene wyszła za mąż i zmieniła nazwisko na Adler, po swoim mężu. Niestety po roku małżeństwo się rozpadło - jej mąż zniknął. Domyślała się, że maczał w tym palce Monte Black. Wraz z Niguliusem zawarli Pakt Marriage*. Opierało się to tylko na umowie między nimi. O co chodziło? A właśnie o to, że stali się małżeństwem tylko po to by połączyć swoje umysły i razem pokonać Monte Blacka.

- Hayti nic nie wiedział o planach tych dwojga, nadal przebywał na obczyźnie, a dokładniej w Anglii. Irene i Nigilius wprowadzili swój plan w życie. Dzięki Magii Umysłu połączyli się tym samym pokonując Monte Blacka jego własnym mózgiem. Niestety, wyczerpani, niedługo potem umarli. Na świecie jednak pozostał owoc ich fałszywego związku - córka Katharine Black-Adler.

- To ona wraz z Hayti objęła posadę w Radzie Umysłów. Od tej pory Rada jest w Anglii. We Francji pozostało bardzo mało po ich działalności. Dzisiaj w Radzie siedzą potomkowie Irene Adler, Nigiliusa Backa, Katharine Black-Alder oraz Gerberta Hayti, czyli Katharina de Carlton - potomek Katherine Black-Adler, Selene McCarthy - potomkini Irene Adler, Fenix Lockwood - potomek Nigiliusa Blacka. Tak, więc już wiesz kto zarządza tą magią.

- To teraz powiem ci na czym ona polega. Wszystko odbywa się w twoim umyśle. Siłą umysłu sprawiasz, że coś się dzieje. Możesz nakłonić, omamić każdego. Sprawiać, że ten ktoś będzie myślał o czym ty będziesz chciał. To ci także pomoże w korzystaniu z magii niewerbalnej. Wspaniale, czyż nie? Na pewno pogłębi to twoje moce i wzmocni. Każde zaklęcie rzucone w Magii Umysłu będzie miało potrojoną siłę, więc trzeba uważać, by komuś przypadkowo nie zrobić krzywdy. Magia Umysłu wprowadziła swoje unikalne zaklęcia, tylko ten kto umie tą magię może rzucić to zaklęcie. To daje ci przewagę nad innymi czarodziejami, oni nie znają tego zaklęcia. Jednocześnie ty się szybciej męczysz, jednak na to też jest sposób. Trzeba dużo ćwiczyć. Zobaczymy jak sobie będziesz radzić. To się bardzo opiera na oklumencji. - zamilkł na chwilę zbierając myśli. - Masz jakieś pytania?

- Jak będzie mnie pan tego nauczał? Znaczy się w jaki sposób?
- Ty będziesz zmuszać swój mózg do działania i myślenia. To on ma cię chronić, Najpierw będziemy bazować trochę na oklumencji. Może się uda. Nikomu nie wolno ci zdradzać, że się tego uczysz. Ma to być niespodzianką dla wszystkich.
- Dobrze, sir. - odparł Harry.
- No i musisz mieć do mnie zaufanie. - westchnął.
- Ufam panu. - rzekł pewnie Potter.
- To się jeszcze zobaczy. Zaczniemy jutro. Połóż się spać. Może będzie lepiej jak zażyjesz Bezsenny Sen. Poczekaj. 

Wrócił po chwili z buteleczką eliksiru i podał chłopakowi. 
- Dobranoc, profesorze. - powiedział chłopak.
- Dobranoc, Potter.

Następnego dnia Snape zaczął uczyć Harry;ego Magii Umysłu...
- Skup się na zaklęciu Wingardium Leviosa i podnieś w myślach tę poduszkę. - mówił spokojnie nauczyciel.

Za dziesiątym razem Harry'emu się udało. Przez chwilę puszył się ze swojego zwycięstwa, jednak Snape szybko przywołał go do porządku.

Czuł się bardzo wyjątkowo... Niezwykle. Uczycie Magii Umysłu było niesamowite. Miłe... Rozpieszczało... Dawało uczucie bezpieczeństwa. Umysł stał się mocny, pewny swojej mocy. Czuł Magię Umysłu bardzo wyraźnie w swoim umyśle. Nagle zaczął lepiej postrzegać świat. Jakby po raz pierwszy ujrzał dopiero swoje otoczenie.

Wieczorem umiał już przenosić rzeczy umysłem... Po całym dniu był wykończony...
Magia ta szybko męczyła, ale jak Snape mu powiedział, że gdy będzie ćwiczyć, Magia Umysłu będzie czymś naturalnym. Będzie przychodzić jak najnormalniejsza rzecz w życiu.


______________________________
* Gerberg Hayti - założyciel Magii Umysłu, jeden z Trójcy Umysłu
*, Nigiliusa Blacka - założyciel Magii Umysłu, jeden z Trójcy Umysłu, daleki krewny Syriusza Blacka
* Irene Adler [czyt. Ajrin Adler] - założycielka Magii Umysłu, bardzo ładna kobieta.
_______________________
Rozdział krótki, dlatego jutro dodam kolejny ;)

EDIT: 2015/08/23

24 sty 2015

Rozdział 17

~*~*~*~
Rozdział 17 
"Spokojne życie w Snape Manor."
~*~*~*~

Tydzień później.



Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Harry za pozwoleniem Snape'a mógł dzisiaj już wstać z łóżka i zapoznać się z domem. Jego wystrój przypominał komnaty profesora z Hogwartu. Głównie był w jasnym drewnie i gdzieniegdzie ciemnym. Zieleń była obecna w domu jednak nie było jej tak dużo, jak spodziewał się. Na korytarzu wisiało kilka magicznych portretów. Harry zatrzymał się na dłużej przy kilku.

— Amadeusz Prince.— przedstawił się portret.

— Harry Potter.

— Tak, tak, wiem. Gość Severusa. Wszyscy o Tobie mówią. —  Harry skrzywił się. — Miło cię poznać.

— Mnie również.

Rozmawiał z portretem przez dłuży czas i rozmawiał by pewnie i dłużej, ale Snape im przerwał.

— Zwiedzasz, Potter? — zapytał swoim zwykłym tonem.

— Tak, profesorze.

— Chodź, pokażę Ci resztę domu.

— Tutaj jest jadalnia.— powiedział, gdy weszli do jasnego pokoju z drewnianym na sześć osób stołem. Na jednej ze ścian znajdował się ogromny pejzaż.

— Tu kuchnia. Skrzatka nazwa się Tajka. Będzie także wykonywała twoje polecenia. Jak będziesz głodny lub czegoś potrzebował.

Harry kiwnął głową na znak, że rozumie.

— Tutaj mój gabinet. Nie wchodź tam bez pozwolenia. Rozumiesz?

— Tak, proszę pana. — Harry był już zmęczony.

— Dobrze. Salon był zaraz obok jadalni.— mruknął.-— Te drzwi prowadzą do biblioteki. Niektóre książki nie są dla ciebie, więc nie próbuj ich na siłę wyciągnąć. Z reszty możesz korzystać. Odrób swoje prace na wakacje.

— Właśnie sobie o nich przypomniałem.

— Dobrze, przynajmniej, że teraz... Tu moja sypialnia, chyba nie muszę ci przypominać, abyś tu nie wchodził?!

— Nie musi pan.

— Tam łazienka.

— Czy mogę wychodzić na zewnątrz? — zapytał widząc, że dom posiada taras.

— Tak, tylko nie oddalaj się. Jesteś tutaj bezpieczny. Nikt oprócz dyrektora nie wie o tym miejscu.

— To dobrze. — westchnął.

— Co się stało?

— Sam nie wiem. Wydaje mi się jakbym przebiegł kilometry.  — odpowiedział zmęczony.

— Jesteś bardzo osłabiony po utracie tak dużej ilości krwi. Eliksiry też potrzebują czasu. Możesz pisać do przyjaciół pod warunkiem, że będziesz zmieniał sowy. Twoja jest za bardzo rzuca się w oczy.

— Ale ja mam tylko Hedwigę.

— Weźmiesz z Hogwartu.

— Ale jak?

— Po prostu... Powiedz Accio sowa z Hogwartu. — powiedział kręcąc głową na głupotę chłopaka.

— Ale ja nie mogę używać czarów, profesorze.

— Tutaj możesz. Ministerstwo nie wykryje tego.  Dyrektor stara się, aby pozwolili ci czarować poza szkołą wcześniej.

— Jakoś nie wieżę w powodzenie tej akcji. — mruknął.

— Nie widziałeś Albusa w akcji. — powiedział i lekko się uśmiechnął przypominając sobie pewną sytuację z przeszłości.   — Chyba ktoś do ciebie napisał. — wskazał na sowę lecącą do niego i jeszcze jedną. Każda zrzuciła list. — Nie możesz im pisać gdzie jesteś, ani z kim, jasne?

— Tak, proszę pana.

Harry powędrował do salonu z piórem i pergaminem. Otworzył pierwszy list:



Harry!

Ron mi wszystko napisał. Na Merlina! Jak ty się czujesz?! Jak oni mogli cię tak potraktować? Nie wrócisz tam, prawda? Mam nadzieję. Jestem już we Francji. Widok z Wieży Eiffla jest niesamowity. Tu jest cudownie. Jutro idę obejrzeć Pałac w Wersalu. Następnie w planach mam Łuk Triumfalny ( pomnik stojący na placu Charles'a de Gaulle'a w Paryżu. Znajduje się w 8. dzielnicy, na zachodnim skraju Pól Elizejskich . Jest to ważny element architektury Paryża, stanowiący zakończenie perspektywy Pól Elizejskich. Łuk został zbudowany dla uczczenia tych, którzy walczyli i polegli za Francję w czasie wojen rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich). Napisz, co u ciebie.

Ściskam, HG.

PS. Jak to zauważyłeś?*



Snape także wszedł do salonu. Harry uśmiechał się.

— Aż tak dobre wieści? — zapytał Snape siadając w fotelu z książką.

— Hermiona jest we Francji. Opisuje mi zabytkowe budowle.

— Jak zawsze powala wiedzą.   — burknął Severus i wrócił do czytania książki.

Harry zaśmiał się.



Hermiono,

Spokojnie nie martw się o mnie. Mam się dobrze. Czuję, że to będą moje najlepsze wakacje. Nareszcie! Szczerze ci napiszę, że po raz pierwszy nie wiem ile jeszcze dni do końca wakacji. Śmiało, możesz się śmiać. Nie zdziw się, jak zobaczysz inne sowy. W miejscu, w którym jestem nie będę wysyłał Hedwigi.

Baw się dobrze, Harry.

PS. Jak się dowiedziałem? Można byłoby wywnioskować to z twojego zachowania.*



Snape przyglądał się jak ten pisał list. Przeczytał go dla pewności, że chłopak nie wspomnie o tym gdzie jest.



Harry,

Tak się martwimy! Nie wiemy gdzie jesteś. Dyrektor powiedział, że jest to tajemnica i wie tylko on i jeszcze jedna osoba. Mam nadzieję, że jest już z tobą lepiej! Napisałem o wszystkim Hermionie, pewnie dostaniesz od niej także list. Wiem, że zostaniesz do końca wakacji tam gdzie jesteś, ale mama się pyta czy będziesz na weselu. Odpisz jak najszybciej.

Trzymaj się.

RW.

PS. Hermiona do mnie nie napisała, wiesz może co zrobiłem nie tak?!





Ron,

Mam się dobrze. Czuję, że to będą najlepsze wakacje. Tak, dostałem już list od Hermiony. Zapytam się czy mogę iść na wesele...



Przerwał na moment...

— Profesorze?

— Mmmm?

— Czy mogę iść na wesele u Weasleyów?

— Myślę, że... — odłożył książkę. — tak, ja również idę. — skrzywił się. — Więc zabiorę cię ze sobą.

— Dziękuję. — powiedział radośnie Potter.

Miło było popatrzeć na niego teraz.Wcześniej sprawiał wrażenie zranionego, smutnego dziecka,ale teraz wydaje się w nim więcej życia.



Tak, Ron będę na weselu. Ale się cieszę, że się spotkamy. Hermiona też będzie?

HP.

PS. Może była zajęta? Nie martw, na pewno napisze.



— Accio dwie sowy z Hogwartu. — mruknął. — Teraz, jak już odpisałem im, to wezmę się za eliksiry.

— Eliksiry, Potter? — Severus uniósł w zdziwieniu brwi.

— Tak, muszę napisać esej.

— Przypomnij na jaki temat.

— Wykorzystanie mordownika w eliksirach.

— Przynieś potrzebne książki, pergamin. Może ci pomogę...

Harry wytrzeszczył oczy na swojego nauczyciela. Ten uśmiechnął się tylko...

Po paru chwilach Potter wrócił obładowany podręcznikami i pergaminem. Rozłożył się w jadalni. Otworzył kilka książek przed sobą oraz ułożył pergamin oraz pióro.

— Zaplanuj sobie najpierw esej. O czym napiszesz na początku, a jak skończysz. — rzekł Snape wchodząc do pomieszczenia. - Na początku napisz informacje ogólne o mordowniku. W kolejnych akapitach omów dwie czy trzy właściwości, a resztę wymień. Na koniec podsumuj wszystko.

— Dobrze, proszę pana.

Tak jak Severus mu poradził, tak Harry wziął się do pracy. Ten pierwszy usiadł również przy stole i popijał kawę wpatrując się w chłopaka przed sobą.

— Przeczytałeś te książki co ci dałem? — zapytał po chwili z minimalnym zainteresowaniem.

— Tylko jedną. Wczoraj ją przeczytałem. U Dursleyów nie miałem jak – zamknęli mi wszystkie moje rzeczy od razu po powrocie do nich.

— A którą przeczytałeś?

— "Najlepsza obrona, czyli zaklęcia ochronne."

— Mogłem się tego spodziewać.— uśmiechnął się zjadliwie.— Szczególnie w twojej sytuacji.

— Co pan ma na myśli?

— Czarny Pan?

— A no tak... Nierozłączna cześć mojego życia. — westchnął. — Wie pan może coś o najnowszych planach Voldemorta? — zapytał niepewnie. Snape skrzywił się na wypowiedziane imię. — Och! No naprawdę, Voldemort! Niech pan nie boi się wypowiadać imienia tego potwora.

— Uspokój się, Potter, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć. — warknął zirytowany wybuchem chłopaka.

— Przepraszam, profesorze.

— Czarny Pan ostatnio chce uzyskać większą moc i tylko na tym się skupia.

— Większą moc?! Jest to możliwe?

— Tak.

— No to po mnie. — westchnął Harry.

— Niekoniecznie... Ale najpierw muszę o tym porozmawiać z dyrektorem... Pokaż co napisałeś. — wyciągnął rękę po esej.

Przejrzał go dokładnie i wskazał Harry'emu błędy. Potem wyszedł i Potter został sam.

Odrobiwszy jeszcze Transmutację, usiadł na parapecie przy oknie i zaczął się wpatrywać w ciemność. Ostatnio dość często tak robił. Pogrążał się w swoich myślach, które dość często zatrzymywały się na Severusie Snape'ie. Zauważył, że nauczyciel zmienił zdanie o nim. Harry przez czuł się niepewnie. Profesor był nawet na swój sposób miły dla niego. Gdyby rok temu ktoś powiedział mu, że polubi szkolnego Nietoperza, to by go wysłał na oddział psychiatryczny w św. Mungu. Zaśmiał się w duchu.



Kilka minut wcześniej,

Gabinet dyrektora.



— Jak Tom cię wezwie na spotkanie w najbliższym czasie... — mówił poważnie dyrektor. — ... spróbujesz przedstawić złe strony Magii Umysłu i postaraj się go odwieść od tego pomysłu.

— Wątpię, czy to coś zdziała. On bardzo się na to uparł. A wiesz, że jak Czarny Pan się na coś uprze to nie ma przebacz. On posiądzie Magię Umysłu.

— Tym samym złamie prawo, prawda?

— Nie może być więcej niż jeden Mistrz Umysłu w danym kraju. Czarny Pan nie odpuści i zostanie Mistrzem.

— No tak... Chyba jednak znalazłem lukę w regulaminie.

— Tak? — uniósł brwi.

— Tak, Severusie. Nie może być więcej niż jeden MISTRZ, Tom wcale nie musi być mistrzem by posługiwać się tą magią. Tym samym nie zrobi nic, co by było niezgodne z prawem.

Severus spojrzał na dyrektora nie dowierzając.

— O tym nie pomyślałem.

— Zdaję sobie z tego sprawę. Czy Mistrzowie Umysłu mają jakieś przywileje? Pytam, bo naprawdę nie wiem. — uśmiechnął się.

— Przywileje? Nie, chyba nie... A może... Mogą uczyć swoich potomków.

— I to bardzo ułatwia... mój plan.

— Jaki plan? — Severus spojrzał podejrzliwie na dyrektora.

— Nauczysz Harry'ego praktykować Magię Umysłu.

— Nikt nie wie, że to mój syn.

— Nie, mój drogi. Magia wie. — Severus prychnął.



***



Severus od razu skierował się do domu. Wiedział, że Harry jest tam bezpieczny, ale... jednak wolał być na miejscu. Gdy wszedł do salonu spotkał chłopaka siedzącego na parapecie pogrążonego w myślach, ten nawet go nie usłyszał. Wyglądał dość blado i smutno. Przypadkowy człowiek, obserwator mógłby stwierdzić, że ten tu chłopak popadł w depresję. Severus nie myślał podobnie.

— Potter. — powiedział cicho, aby go nie wystraszyć. Ten jednak o mało co nie spadł z parapetu.

— Na Merlina! Profesorze! Ale mnie pan wystraszył. -— wyszeptał Harry.

— Ach, dziękuje za komplement. — sarknął.

 — Nie ma za co. — mruknął Potter.

— O czym tak myślałeś, że mnie nie usłyszałeś?

— O... — westchnął. — O wszystkim. — odpowiedział wymijająco.

— Mógłbyś sprecyzować, Potter?

— O Tomie, o wojnie, o tym jak ja mam go pokonać, czyli o rzeczy która jest praktycznie nie możliwa. On będzie jeszcze silniejszy, a ja... - westchnął wzruszając ramionami. — Nic już nie wiem.

— W tej sprawie byłem u dyrektora. — oznajmił.

— O tym, że nic nie wiem?

— Potter! Użyj Ty kiedyś mózgu. Nie o tym. — zamilkł na chwilę — Będę cię nauczył Magii Umysłu. Jestem Mistrzem w tej dziedzinie.

— W tej też? — zaśmiał się Wybraniec

— Pochlebiasz mi, Potter. —  uśmiechnął się sarkastycznie. — A wracając do nauki. To tę cześć magii chce posiąść Czarny Pan. A można jej się tylko uczyć od Mistrza.

— Czyli to pan uczy Voldemorta?

— Nie, nie ja. Nijaki Lucas Johnson, szwedzki Mistrz Umysłu. Choć usiądź tutaj. — wskazał na sofę.— Postaram ci się wszystko wytłumaczyć...

___________________________________
* Jeśli nie wiecie o co chodzi, zajrzyjcie do poprzednich rozdziałów ;) 
___________________________________
Dziękuję Psychofance, Gryfronce i Wingardium Leviosa za komentarz pod poprzednim rozdziałem.


EDIT: 2015/08/22
EDIT: 2017/10/20 (Poprawiona wersja opowiadania publikowana na WATTPADZIE.)

20 sty 2015

Rozdział 16

~*~*~*~
Rozdział 16
"One Last Time"
~*~*~*~



MUSIC



Dwa dni później...

Pod domem nr 4 przez 24 godziny na dobę pilnowali go [Harry'ego] członkowie Zakonu Feniksa. Nikt nie zauważył nic dziwnego aż do zmiany Nimfadory Tonks i Severusa Snape'a.

— Wiesz, że nie widziałam go od kilku dni. Nic, zupełnie nic. — powiedziała różowowłosa.

— Pewnie się leni w łóżku i tyle. — rzekł znudzony Mistrz Eliksirów.

— A jak wytłumaczysz ten dywan we krwi?! — wybuchnęła.

— No nie wiem... — syknął — Może ktoś się skaleczył... Coś w tym stylu.

— A ja myślę, że coś mu zrobili. — szepnęła Tonks.

— Przesadzasz!  — przewrócił oczami.

— Ty naprawdę nie wiesz, jak Harry jest tu traktowany?

— Jeśli dyrektor tu go wysyła, to nie może być, aż tak źle.

— Ale jest. — westchnęła. — Oni go traktują jak coś najgorszego na świecie. Biją! Martwię się. Patrz, w jego oknie są zaciągnięte zasłony. — wskazała na okno do pokoju Pottera.

— No i? — Severus wydawał się coraz bardziej znudzony.

— On nigdy tak nie robił! Nigdy!

— Tonks! Na litość Merlina! Uspokój się!

— Snape! Tam coś się stało.

— Skąd możesz to wiedzieć?

— Kobiecy instynkt.

— Taaa... — mruknął bez przekonania. — Dumbledore zakazał nam mu się pokazywać!

— Walić to! Mam złe przeczucia.

— Na Merlina! Nic mu pewnie nie jest!

— Severusie, ja czuję, że coś się stało. — dociekała Nimfadora.

Merlinie, broń przed kobietami! - westchnął w myślach Snape.

— Dobra, pójdę i sprawdzę. — powiedział dla "świętego spokoju".

— Naprawdę? - zapytała widocznie zadowolona Tonks.

— Tak. — warknął nie lubiąc się powtarzać.

Severus przeszedł przez jezdnię. Rozejrzał się dokoła - nigdzie nie było żadnego mugola. Przy drzwiach zdjął z siebie zaklęcie niewidzialności i zadzwonił dzwonkiem.

Drzwi po chwili otworzyła Petunia.

— Słucham?

— Przyszedłem do Harry'ego Pottera.

— Nie ma go. — odpowiedziała szybko.

— Petunio, oboje doskonale wiemy, że kłamiesz. — wycedził.

— Snape! — szepnęła wpatrując się w czarodzieja.

— Zgadza się! - — uśmiechnął się złośliwie.

— Nie ma go!

— Wpuść mnie!

— Nie! Vernon! — zawołała męża

— Proszę mnie wpuścić, albo narobicie skandalu na ulicy. — wskazał na dwie sąsiadki w oknach.

Po chwili wpuścili go do środka.

— Gdzie jest Harry Potter? — powtórzył.

— Nie ma go!

— Nie kłam! - — odpowiedział nadal spokojnie wyjmując swoją różdżkę i przykładając do gardła panu Dursleyowi.

— Na...górze... ostatni... pokój. — wybełkotał.

— No! Tak trudno było?! — uśmiechnął się sarkastycznie.

Wszedł po schodach, a Petunia za nim. Doszedł do ostatnich drzwi.

— Dlaczego tutaj są kłódki? — zapytał zdziwiony.

— Dla... dla... bezpieczeństwa.

— Bezpieczeństwa... — powtórzył beznamiętnie.

— Powiem Vernonowi by otworzył...

— Nie trzeba. Alohomora!

Wszedł do pokoju, w którym panował półmrok, jednak doskonale dostrzegł Pottera, a raczej to co pozostało po nim. Podszedł wściekle do okna i odsunął zasłony. Światło padło na Harry'ego, który był cały we krwi.

— Co żeście mu zrobili? — krzyknął podchodząc do chłopaka. Ten ledwo otworzył oczy. Spojrzał pełnymi bólu oczami na profesora.

— Profesor? — wyszeptał.

— Nic nie mów, Potter. Masz złamane żebra. I straciłeś dużo krwi. Powiem tylko Tonks i zabiorę cię stąd.

— Dziękuję. — powiedział bardzo cicho.

Wysłał patronusa do Tonks, która chwilę później wpadła do domu.

— O! Merlinie! — krzyknęła, gdy tylko zobaczyła Harry'ego.

— Tonks! Zwiąż i zaknebluj Dursleyów i czekaj z nimi dopóki nie wrócę. — powiedział Snape. — Zabiorę go stąd.



***

Teleportowali się do Snape Manor. Położył chłopaka w pokoju gościnnym. Podał mu eliksiry lecznicze. Wyczyścił go z krwi zaklęciem. Na chwilę Potter otworzył oczy.

— Podałem ci eliksiry. Teraz wrócę na Privet Drive. Tutaj jesteś bezpieczny.

— Dziękuję. — powiedział bardzo słabo.

— Podziękujesz potem. A teraz prześpij się. Wychodzę.



***

Kilka minut zastanawiał się wraz z Tonks co zrobić z rodziną Pottera.

— Może tak Crucio? — zaproponował Snape.

— Poczekajmy na dyrektora.  — próbowała uspokoić kolegę.

Gdy Snape zajmował się Potterem, Tonks wezwała dyrektora. Ten miał się niedługo pojawić. I rzeczywiście, po chwili do domu wszedł Albus Dumbledore.

— Witam, moi drodzy. — powiedział. — O! — przystanął na widok związanych Vernona i Petunii oraz Dudleya.

— Poradziliście sobie, jak widzę. Gdzie teraz jest Harry?

— U mnie. On tutaj już nie wróci, rozumiesz Albusie?

—  Owszem, Severusie. To był ostatni raz. — powiedział.   — Zawiodłem się na was. — popatrzył na związanych.

— On pobił Dudziaczka.

— Nie on, Petunio. Tylko koledzy twojego syna pobili go. — odparł dyrektor, widząc niedowierzanie na twarzy pani Dursley, dodał — Sprawdziłem to.

— Mogli go zabić! — powiedział wściekle Snape. — Gdyby nie Tonks to byłoby już po chłopaku.

— A nie mówiłam, Severusie.

— Cieszę się, że cię posłuchałem. — powiedział do Nimfadory.

— Porozmawiam z nimi, ale teraz muszę z wami. — odparł beznamiętnie dyrektor, po czym wszedł do kuchni dając znak, aby jego towarzysze poszli za nim.

— Tonks, wróć do Nory i opowiedz o zdarzeniu. Ale nie mów im gdzie Harry się znajduje. Tylko my o tym wiemy i nikt inny. Jasne? Możesz im powiedzieć, że jest w bezpiecznym miejscu i nic mu nie grozi już.

— Dobrze, do zobaczenia. — powiedziała i wyszła.

— Severusie, zaopiekujesz się Harry'm?

— Tak. — syknął.

— Ale nie mów mu jeszcze prawdy.

— On tutaj już nie wróci.

— Nie wróci. Dziękuję, Severusie.

Snape szybko opuścił kuchnię i teleportował się. Gdy tylko wszedł do Snape Manor pojawił się skrzat Tajka.

— Sir czy ten chłopak powinien tu być? — zapytała skrzatka.

— Tak, będzie tutaj do końca wakacji. Jego rozkazy  masz wykonywać, jasne?

— Oczywiście, sir.  — skrzatka ukłoniła się.

— Przygotuj mi coś do jedzenia. — rzekł zmęczonym głosem.

— Dobrze, sir.

Severus skierował się do pokoju chłopaka, który nie spał już.

— Jak się czujesz, Potter?

— Dobrze. — mruknął cicho, miał chrypę. — To znaczy dobrze, profesorze.

Mistrz Eliksirów z dziwną miną podszedł do chłopaka i położył mu dłoń na czole.

— Potter masz gorączkę. Jak może być dobrze?! Zaraz ci przyniosę eliksir. — wybuchnął.

Wrócił chwilę potem i dał Harry'emu buteleczkę. Chłopak z trudem ją utrzymał.

— Gdzie jestem... profesorze?  — zapytał po chwili.

— W moim domu, Snape Manor.

— Ooo... — zdziwił się. — Jak się pan znalazł na Privet Drive.

— A co ja mogłem tam robić? — zirytował się. — Pilnowałem cię.

— Naprawdę...? — zdziwił się.

— Tak. Nie wrócisz już do nich. Zostaniesz tutaj do końca wakacji. Nie wrócisz już nigdy na Privet Drive. — rzekł poważnie. Harry się uśmiechnął.— Prześpij się.

— Spróbuję, profesorze.

* * *

Dwa tygodnie wcześniej...

Dwór Riddle'a.



— Poszczęściło ci się! — mruknął ktoś. — Dzisiaj stąd wyjdziesz.

Tym kimś okazał się Lucjusz Malfoy. Wyczołgał Lucasa z celi i zaprowadził do Voldemorta.

— Johanson! Oto twoja ostatnia szansa. Albo zaczniesz mnie uczyć, albo zginiesz.  — rzekł Tom.

Lucas miał już dość tortur i traktowania go gorzej od zwierzęcia, więc tylko westchnął i szepnął wykończony:

— Dobrze. Będę cię uczył.

— Doskonale! — odparł radośnie Riddle. — Panowie! — zwrócił się do kilku śmierciożerców.   — Dajcie mu ubranie i nakarmcie. — zamilkł na chwilę. — Jak widzicie moim drodzy, staram się o większą moc. Magię Umysłu — z zebranych tylko Snape wiedział o co chodzi. — Szkoda czasu na wytłumaczenia. Zapytajcie Severusa, on pewnie wie. Prawda? — zwrócił się Mistrza Eliksirów.

— Tak, Panie. — odparł ten.

— Doskonale. Definicja od Severusa wam wystarczy. A teraz moi drodzy koniec spotkania. — odchylił się zadowolony na krześle.

Nikt jednak nie miał odwagi zapytać o coś więcej Toma czy też Severusa, więc ten od razu po zakończeniu spotkania teleportował się do Hogwartu, aby powiedzieć Dumbledore'owi o Magii Umysłu.

— Nie dobrze... — mruknął. — Trzeba będzie odwieść Toma od tego pomysłu.  — rozmyślał na głos Albus.



* * *

Dwa dni po wydarzeniach na Privet Drive,

Nora, spotkanie Zakonu.



Członkowie Zakonu siedzieli przy wielkim stole i dyskutowali na tematy ściśle zakazane dla niektórych osób.

— Jak widzicie, Syriusz żyje i ma się dobrze... — mówił dyrektor — Miał tajną misję, którą teraz wykonuje Remus.

— Dyrektorze, czy teraz mógłbym się dowiedzieć, gdzie jest Harry. Tonks niewiele nam powiedziała. — rzekł Black.

— Harry jest w jednym z najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Ma też doskonałą opiekę. — spojrzał przez chwilę na Snape'a. — Dochodzi do siebie.

— Czyli to prawda, że tak tak się znęcali nad nim? — zapytała słabo pani Weasley.

— Niestety, tak, ale wiem, że już z nim lepiej. Nie wróci do wujostwa, zostanie tam gdzie jest. Nie nie możemy wam powiedzieć gdzie jest. To tajne.

— Czyli ktoś jeszcze o tym wie, tak? Nie tylko pan, prawda?

— Tak, wiedzą o tym jeszcze dwie inne osoby, ale one na pewno wam tego nie powiedzą. Molly, Ron oczywiście może pisać listy do Harry'ego. On na pewno odpisze. Tylko będzie zmieniał sowy.

— Dobrze, myślę że to tyle na dzisiaj. Severusie, mogę cię prosić?

Rzucili na siebie zaklęcie antypodsłuchowe.

— Odesłałem kufer Harry'ego.

— Dobrze. To tyle?

— Jak on się czuje?

— Już mówiłem, że dochodzi do siebie.

— Mógłbyś go wreszcie traktować jak syna... chociaż przy mnie? — zirytował się Dumbledore.

— Ależ jak go tak traktuje. — zirytował się Snape.
_______________________________

Dziękuję za wszystkie komentarze! <3 Kolejny rozdział w piątek lub sobotę ;)
Pozdrawiam, Alexx ;3

EDIT: 2015/08/22
EDIT: 2017/10/07

16 sty 2015

Rozdział 15

Kolejny rozdział przejściowy, w następnych akcja się rozwija... Więcej Harry x Snape, oraz Hermiona x Draco (którzy obecnie występowali epizodycznie). Gotowi? Od poniedziałku mam ferie, więc pewnie będę częściej zamieszczać rozdziały... 


~*~*~*~
Rozdział 15
"Privet Drive"
~*~*~*~



MUSIC


C z ę ś ć   p i e r w s z a


Harry otworzył oczy, kiedy to dochodziła już siódma. Usiadł na łóżku i niemal od razu stracił zapał do wszystkiego. Wczorajszego wieczora wuj zamknął wszystkie jego rzeczy, oczywiście z różdżką, w komórce. Ich spotkanie także nie należało do miłych.



Potter wysiadł z pociągu z Hogwartu na stacji King's Cross w Londynie. Pożegnał się ze swoimi przyjaciółmi. Ron życzył mu powodzenia w przetrwaniu u wujostwa. Hermiona zaś ostrzegła go by nie robił nic głupiego i nieodpowiedzialnego. Harry nic nie odpowiedział, tylko ciepło się uśmiechnął. Jakiś czas temu rozwiązał już sprawę dotyczącą dziwnego zachowania Granger. Ona sama jednak nie zdawała sobie z tego sprawy. Harry wyszedł na parking po drugiej stronie stacji. Tam zauważył Vernona Dursleya. Stał tak jak zawsze z podniesioną głową i nieprzyjemną miną. Gdy chłopak do niego podszedł od razu warknął:

— Pośpiesz się, chłopcze. Nie będę marnował na Ciebie tyle czasu.

Okręcił się pięcie i zawędrował między inne pojazdy. Harry wypatrywał samochodu wuja, jednak nigdzie go nie zauważył. Vernon w pewnym momencie podszedł dumnie do nowego czarnego Mercedesa. Otworzył drzwi i spojrzał na siostrzeńca z dezaprobatą.

— No już! Wsiadaj! — powiedział.

Harry usiadł szybko na przednim siedzeniu. Wuj odpalił silnik i odjechali z Londynu do Surrey. Dursley nie pytał o nic Harry'ego, w ogóle się nie odzywał. Niech tak pozostanie. - myślał gorączkowo chłopak.

Po godzinie dojechali na Privet Drive. Potter wysiadł szybko z samochodu zabierając tym samym swój kufer. Starał się jak najciszej przemknąć do swojego pokoju, ale oczywiście mu się to nie udało.

—Hola! Hola!  —  krzyknął wuj.  —  Chłopcze podejdź tu. — z kuchni wyszła z skwaszoną miną ciotka.  — Wszystkie twoje rzeczy zostawiasz tutaj. — wskazał na sofę w salonie. —  Wszystko, rozumiesz?!  — poniósł głos.

— Ale ja mam prace domowe do odrobienia! — upierał się Chłopiec, Który Przeżył.

— Nie obchodzi mnie to! — warknęła ciotka.

— Nie będzie w tym domu uprawiał żadnej... tej... tych... tej... magii. — Vernon skrzywił się potwornie. — Rozumiesz?!

Harry kiwnął głową. Normalka. - pomyślał.

— Ten magiczny patyk oczywiście też. — uśmiechnął się złośliwie Dursley.

Potter odłożył wszystko co miał na sofę.

— Ubrania możesz wziąć. — rzekła Petunia. Mąż posłał jej mordercze spojrzenie, ona udała, że go nie zauważyła. — Teraz idź do swojego pokoju i nie wychodź dopóki cię nie zawołamy.

— Dobrze.

Z opuszczoną głową Harry powędrował schodami na piętro do swojego pokoju.

Vernon wraz z Petunią spakowali wszystkie rzeczy swojego siostrzeńca do kufra i wpakowali do komórki pod schodami.

— Dudley wraca jutro? — zapytał Vernon.

— Tak, Dudziaczek będzie już jutro w domu.

— Przygotowałaś już pracę dla Pottera?  — zapytał.

— Tak, Vernonie.  — powiedziała niechętnie. 

— Dobrze. Bardzo dobrze. — powiedział siadając w fotelu i rozkoszując się losem chłopaka.

Harry opadł na łóżko. Zamknął oczy. I znów witamy w piekle. Ciekawe jak odrobię pracę domową. McGonagall da mi szlaban jak nic. A Snape... Snape... Na Merlina! On mnie chyba ukatrupi. Westchnął i przewrócił się na plecy. Przez chwilę wpatrywał się w sufit.

Odziwo Dursleyowie zawołali go na kolację. Harry zauważył, że nie ma Dudleya. Pewnie jutro wraca. Podczas kolacji tylko wuj coś mówił. Jak zawsze narzekał i komentował polityków podczas oglądania wieczornego wydania wiadomości.

O dwudziestej znajdował się z powrotem w swoim pokoju. Zerknął na kalendarz. Zostało jeszcze 62 dni do powrotu do Hogwartu. Westchnął wyglądając przez okno. Ciemność ponowała ogarnęła świat. Potter bez żadnego celu nadal wpatrywał się w nią. Po kilku minutach ponowie westchnął i położył się spać, przygotowując na gorsze jutro.



* * *

Gdy tylko Harry zszedł na dół ciotka Petunia dała mu kartkę z listą zakupów i pieniądze. Potter nie tracąc czasu założył buty i wyszedł przed dom o numerze 4. Na ulicy było nadal cicho. Chłopak się nie spieszył się. Mijał kolejno... Magnolia Road, Charhile. Doszedł do sklepu na końcu Little Hearting. Przez drogę czytał sobie listę próbując zapamiętać:

Bekon

Jajka

2 Chleby

Mleko

Sok pomarańczowy

4 czekolady: truskawkowa, malinowa, karmelowa, biała.

Oho, wiadomo! Dudley na pewno wraca! - pomyślał.

2kg pomidorów

2 ogórki



Kupił wszystko z listy i wrócił na Privet Drive nie zdając sobie sprawy z tego, że jest obserwowany. Oddał ciotce resztę, a Vernon właśnie jadł śniadanie. Harry spojrzał na boczek i niemal jęknął z głodu. Wieczorna kolacja dla niego składała się z  kanapki z serem, więc ostatni pożywny posiłek zażył w Hogwarcie.

— O 12 jedziemy po Dudleya. — oświadczyła dumnie Petunia. Jakby jeszcze miała być z czegoś dumną. - pomyślał Harry. — Do naszego powrotu masz skosić trawnik, wynieść śmieci oraz wysprzątać pokój Dudziaczka. Jeśli się nie wyrobisz to nie dostaniesz obiadu, więc lepiej weź się już do roboty. — rzekła poprawiając sobie włosy.

— Rozumiesz, chłopcze?! — wtrącił wuj.

— Tak...

— Jeśli tego w ogóle nie wykonasz nie dostaniesz jedzenia przez miesiąc!  — krzyknął Vernon. Petunia nic nie powiedziała odwracając wzrok.

— Rozumiem.  — powiedział jeszcze raz.

Potter postanowił, że najpierw posprząta pokój Dudleya. Był w nim tylko na święta, więc pewnie nie zrobił dużego bałaganu. I rzeczywiście w pokoju nie było brudno. Wystarczyło tylko umyć okno, zmienić pościel odkurzyć dywan i wytrzeć kurz z regału. O 11 Harry z zadowoleniem spoglądał na pokój kuzyna.

Gdy zszedł na dół ciotka Petunia szykowała się do wyjścia, a wuj Vernon czytał gazetę. Za kolejny punkt Harry wybrał sobie wyniesienie śmieci.

Ciotka i wuj tak jak mówili wyjechali o dwunastej, w tym samym czasie co Harry zaczął kosić trawnik.

Uporał się ze wszystkimi zadaniami do powrotu wujostwa i siedział właśnie w salonie.

Tym razem Harry załapał się na obiad. Najprawdopodobniej był to jego ostatni obiad.

Następnego dnia Harry'emu już tam się nie poszczęściło – wuj Vernon był pijany i raczej nie w humorze na dbanie o siostrzeńca.



C z ę ś ć   d r u g a

Na kalendarzu Harry'ego zostało już skreślone 4 dni, gdy pewnego feralnego dnia miało miejsce pewne zdarzenie, które przerwało odliczanie do końca wakacji...

Był to słoneczny dzień w Surrey. Wiatr lekko kołysał drzewami przy chodniku. W ogrodzie państwa Dursleyów panowała idealna harmonia. Żywopłot był idealnie przycięty podobnie jak inne krzewy. Trawnik także był utrzymany w doskonałym stanie. Kwiaty pięknie kwitły, upiększając jeszcze bardziej posesję rodziny. Wszystko tutaj jak najbardziej było normalne. Może i monotonne?! Ale właśnie takie życie chcieli prowadzić Vernon i Petunia Dursley. Ich siostrzeniec niestety odstawał i to dużo od normy. Czarodziej... Pff!

W domu o nr 4 właśnie trwała kłótnia na ten temat.

— Takich jak ty, w ogóle nie powinno być w naszym świecie! Jesteś najgorszym naszym przekleństwem. Dlaczego cię od razu nie oddaliśmy do sierocińca? — krzyczał na całe gardło Vernon.

Potter próbował wytłumaczyć sytuację z poprzedniego dnia.

Jego historia była prawdziwe, a Dudley nawymyślał, że to on go pobił. A tak na prawdę byli to jego koledzy z bandy. Dostało mu się za nie wykonanie zadania. Tyle Harry wiedział. Przyprowadził młodego Dursleya do domu, gdy zobaczył go zakrwawionego w parku. Później dopiero zdał sobie sprawę, że to on będzie miał jeszcze większe kłopoty niż Dudley z kumplami. Siedział na kanapie słuchając jakim to jest bezużytecznym dzieckiem. W środku się cały, aż gotował. Przypomniał sobie jednak list od Hermiony, który dostał dwa dni temu. Ciągle mu przypominała by był  g r ze c z n y.



Drogi Harry,

Chcę ci przypomnieć, że jeśli będziesz czegoś potrzebować to proszę napisz mi o tym. Wyślę ci wszystko. Pamiętaj o tym i bądź proszę ostrożny. Sam-Wiesz-Kto szerzy swoje pole działania, nie nastawiaj karku. Napisz mi, co u ciebie. Ja za tydzień wyjeżdżam na wakacje do Francji. Bardzo się cieszę. Przywiozę ci coś na pewno.

Całusy, Hermiona.

PS. Skąd wiesz o... (Ty już dobrze wiesz o czym)?



Odpowiedź jego brzmiała:



Hermiono,

Dziękuje ci za słowa pocieszenia. U mnie tak jak zawsze. Wiesz co...w sumie wysłałabyś mi jakieś cukierki, ciastka lub coś? Byłbym wdzięczny. Dursleyowie nie dbają o posiłki dla mnie, ale nie martw się. Daję radę. Naprawdę! Cieszę się, że jedziesz do Francji. Miłych wakacji.

Ściskam, HP.

PS. Domyśliłem się.



Kolejny list był od Rona.



Harry,

Dursleyowie dają popalić? Pisz jakbyś czegoś potrzebował! Mama się strasznie martwi o ciebie. Tak jak my wszyscy. Jest jeszcze wielkie zamieszanie z tym ślubem Billa i Fleur. Normalnie nie da się wytrzymać w Norze. Nie śmiej się! To jest straszne - mama i Fleur zastanawiają się jakie serwetki wybrać... już przez pięć godzin! Masakra. Napisz, co u ciebie.

Ron W.

PS. Pisała może do ciebie Hermiona?



Wziął się szybko za odpowiedź:



Ron,

Dursleyowie jak zawsze - dają popalić. Ale daję radę. Mógłbyś mi wysłać jakieś słodycze lub coś? Moja rodzina nie dba o posiłek dla mnie. Nie martwcie się. Ta sytuacja z weselem... hahaha, współczuje. Jeszcze tylko 58 dni do końca wakacji. Myśl pozytywnie.

HP.

PS. Tak pisała. Jedzie do Francji za kilka dni.



Tak jak prosił Potter następnego dnia Harry dostał paczkę wraz listami od przyjaciół:



Harry,

Wysłałam ci trochę słodyczy, ale nie wiem czy zaspokoją twój głód. Niepokoi mnie to! Martwię się o ciebie.

Pozdrawiam, Hermiona

PS. Jak się dowiedziałeś?!



Hermiono,

Bardzo ci dziękuję! Bardzo! Nie martw się o mnie. Miłej podróży.

HP.

PS. Zauważyłem i dodałem fakty do siebie.



Harry,

Wysyłam słodycze. Mama rozmawiała z dyrektorem o tym, abyś do nad przyjechał, ale ten protestuje. Chce byś został na Privet Drive.

Martwię się, Ron.

PS. Do mnie nie pisała, no cóż...



Ron,

Dziękuję ci bardzo! Jak zawsze, to się nie zmieni. (Ta sprawa z dyrektorem). Nie martw się.

HP.

PS. Pewnie niedługo napisze.



Myślami Harry powrócił szybko do salonu Dursleyów.

Wuj stał nad nim wymachując rękoma.

— Wstawaj! I słuchaj! — ryknął. — Nie dostaniesz jedzenia przez kolejne dni. Nie wyjdziesz ze swojego pokoju.

— Ale ja mówię prawdę! — krzyczał Harry.

— Zamknij się, bachorze. Tak samo bezczelny jak jego ojciec.

— Przestań mówić tak o moim ojcu!

Gdy to wykrzyczał dostał ręką w policzek. Zakręciło mu się w głowie od siły uderzenia.

— Dudley! Niech teraz, Potter, poczuje to co ty! — rozkazał Vernon.

Dudley ochoczą zaczął kopać Pottera i bić.

Chłopak nie miał siły się bronić. Poddał się. Vernon wział go za kołnierz i zaciągnął na górę jak szmacianą lalkę do jego pokoju. Po chwili Harry stracił przytomność...



__________________

Dursleyowie jak zawsze dość brutalni... ale taki ich urok :D Więc czas na ratunek >>>

EDIT: 2015/08/22
EDIT: 2017/10/07
Szablon
Alexx
ALEXX