29 mar 2015

Rozdział 28

Rozdział 28
"Dla dobra innych..."




MUSIC


Voldemort nigdy nic nie czuł. Uczucia były dla niego czymś gorszym, czymś nie godnym czarodzieja. Miłość... Smutek... Radość... Ulga... Nic z tych rzeczy! Voldemort był twardy jak skała, nie przepuszczał przez swoją barierę żadnych uczuć. Od pewnego czasu zauważył pewne zmiany w zachowaniu pewnego śmierciożercy – Bellatriks Lestrange. Kobieta ta była równie szalona jak i piękna. Od niedawna Voldemort zaczął tak uważać. Siedział właśnie i przyglądał się jej na zebraniu śmierciożerców. Co by ją zadowoliło? – myślał.

 – Moi drodzy przyjaciele, mam dla Was nagrodę. - oznajmił po chwili ze złośliwym uśmieszkiem.  –  Hogsmeade to urocza wioska, prawda? Tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy ją trochę zniszyć. A więc przechodząc do sedna sprawy – Zaatakujecie Hogsmeade pojutrze. Bellatriks! – zwrócił się do kobiety na końcu sali. – Przejmujesz dowodzenie nad tą misją.
Lestrange piała z zachwytu.

Lucas Johnson po nauczeniu Voldemorta Magii Umysłu został wypuszczony. Jego wolność była nagrodą za umiejętności jakie Czarny Pan zdobył. Został oczywiście poproszony o dołączenie do śmierciożerców, ale odmówił. Miał inne plany. O dziwo Voldemort pozwolił mu odejść. A czemu? A temu, że złożył Wieczystą Przysięgę, w której obiecał, że Lucas po nauczeniu go Magii Umysłu będzie wolny. Tak się stało. Wielki Mag Szwecji wrócił do domu na kilka dni. Po opowiedzeniu zdarzeń rodzinie wyruszył na swoją misję. W planach miał odwiedzić Voldemorta, a potem wyjechać do Hiszpanii do Wielkiego Maga Żywiołów - Alexandra White'a. Harry Potter nie długo pójdzie w jego ślady...

W Hogwarcie wiosna rozpoczęła się na dobre. Na szkolnych błoniach można było spotkać więcej uczniów niż w samej szkole na przerwach między lekcjami.

Albus Dumbledore siedział w gabinecie i obmyślał swój doskonały plan. Musiał to zrobić, chociaż to jest niebezpieczne. Miał jednak nadzieję, że Severus wykona swoje zadanie znakomicie. Swój plan zdradził mu kilka dni wcześniej. Oto jak wyglądała ich rozmowa:
–  Mój drogi Severusie... –  rozpoczął dyrektor. – Wtajemniczę Cię w pewien znakomity plan.
– Słucham. - odparł bezbarwnie Severus, był już wykończony tym dniem i kłótnią z synem, a tu jeszcze staruszek coś od niego chce... Litości nie ma.
– Musisz mnie zabić.  – oznajmił po prostu.
– Co?! – zapytał zszokowany Mistrz Eliksirów.
– Musisz... mnie... zabić... – powtórzył powoli.
– Po co? - zapytał głupio.
– Słuchaj uważnie Severusie! Inni muszą myśleć, że nie żyję! Znasz zapewne zaklęcie przerwanego oddechu?  –  zapytał, Snape kiwnął głową. – Wiem jak przedłużyć to zaklęcie i wiem jak sprawić by wyglądało na Avadę Kedavra.
  – I?
  – Wiem, że śmierciożercy chcą napaść na Hogwart. Po tym co zrobili z Hogsmede. – zamilkł na moment.  – Wraz z Harry'm pójdziemy po horkruksa, gdy już wrócimy zabijesz mnie. Wiem, że w szkole będą już w tedy śmierciożercy. Nauczę cię tego zaklęcia. Lepiej będzie, gdy zginę. W tedy Harry wygra! Odnajdzie resztę horkruksów... Zdobędzie nowe moce... I mnie uratuje. Wierzę, że to zrobi.
  – To ja mam rzucić na ciebie zaklęcie, po którym będziesz martwy, a potem może Harry Cię uratuje?
– Tak, Severusie. –  klasnął w dłonie.
– Przecież to niedorzeczne! – warknął Snape.
  - Nie, nie. On da radę, a ja wrócę do życia. Naprawdę. Damy radę. Musimy powiedzieć o tym Harry'emu, bo inaczej Cię znienawidzi...
– Jakby teraz było inaczej... – mruknął Nietoperz.
– Znowu się pokłóciliście? – westchnął Albus.
  – Albusie... Nie mogę tolerować jego bezmyślnego zachowania. Co mu powiesz?
– Wszystko oprócz tego, że będzie mógł mnie uratować... No i oprócz tego, że to nie będzie Avada Kedavra.
  – Czyli... Powiesz mu, że musisz umrzeć i że to ja Cię muszę zabić?
  – Dokładnie. Dowie się prawdy po wojnie. Myślę, że i sam do tego dojdzie.
– Jasne...
– Jutro zacznę cię uczyć zaklęcia, a teraz już idź miałeś ciężki dzień i pogodź się z synem!
  – Żegnam.  – westchnął ciężko i wyszedł.

  Gdy szedł korytarzem zauważył parę nóg idących przed nim oraz kawałek szaty jakiej drugiej osoby. Tajemniczo unosiły się w powietrzu. Chrząknał. Nogi odwróciły się, a szata zatrzymała. Wiedział już kto się tam kryje.
– Cholera! – mruknął Ron
– Ciiiiś. –  szepnął Potter.
  – Potter, zdejmuj tę pelerynę.  – warknął Snape.
  Chłopak zdjął. Snape zobaczył przed sobą syna i Rona Weasleya. Oboje byli obładowani jedzeniem. Widocznie Gryffindor świętował dzisiejszą wygrane w Quidditcha. Zacmokał niepokojąco.
– Proszę, proszę... – uśmiechnął się złośliwie. – A co my tu mamy? Pan Potter i Pan Weasley obładowani jedzieniem są poza dormitorium w nocy... I co tu by z wami zrobić? Gryffindor świętuje? – znowu wykrzywił wargi w złowrogim uśmiechu. – Minerwa na pewno miałaby kilka pomysłów...
–  Nie, nie... Tylko nie McGonagall... – jęknął Ron.
  – Nie? – zakpił Severus. – Hmm? – udawał, że się zastanawia.
  – Jak nas pan zauważył? – zapytał nagle Potter.
  – No cóż... nawet w świecie czarodziei same chodzące stopy i szata są czymś dziwnym.
– Mówiłem, że się nie zmieścimy... – jęknął Ron.
  – Ale przecież Pan Potter odpowiedzialność ma gdzieś.
  – To nie... – warknął wkurzony Harry.
  – Prawda? – podsunął.
– Po prostu zabierz nam punkty... I...
  – I co? - rzucił Muffilato wokół nich. – Jakby ktoś inny was zauważył to co by było?
  – Większość wie, że nam pelerynę niewidkę. .
  – Tak, masz na myśli dzieci śmierciożerców?
– Nie... Przecież...
  – No właśnie...
– Ja też jestem dzieckiem śmierciożercy. – wykrzyknął w złości Potter zanim pomyślał. Severus skrzywił się, zabolało go to co powiedział Potter.
– Harry... - zaczął Ron.
– Zejdź mi z oczu. – powiedział cicho do Harry'ego. – I rób co chcesz... Mnie to nie obchodzi.
 Potter się prawie trząsł ze złości. Po chwili zdając sobie sprawę z tego co powiedział.
  – Ale ja... nie... to znaczy...
  – Wracaj do swojej wieży czy gdzie tam... – warknął i poszedł dalej.
– Ja naprawdę nie...! Profesorze! Tato! – Severus udał, że nie słyszy i wrócił do swoich komnat.
  Harry wraz z Ronem wrócili do wieży w złych nastrojach. Potter nie miał już ochoty zabawę. Czuł się podle. Potruptał do łóżka i spróbował zasnąć. Nie mógł... Sen zmógł go około 5 nad ranem.  Wstał dwie godziny później. Niewyspany zszedł na śniadanie w Wielkiej Sali. Przytomny tylko ciałem usiadł na swoim miejscu.
  – Harry... mówię do ciebie! – krzyknęła Hermiona po czym palneła go w głowę.
  – Przepraszam, Hermiono. – szepnął nieprzytomnie. – O czym mówiłaś?
– Kiedy spotkanie GD?
  – Dzisiaj... – odparł.
– Daj galeona. – wyciągnęła dłoń. –  Kto poprowadzi?
– Severus. Chociaż nie wiem...
  – Co się stało? –popatrzyła przenikliwie po nim i Ronie.
- Ron opowiesz jej?
 Gdy rudzielec skończył Harry dostał ponownie po grzbiecie.
– Coś ty narobił? – krzyknęła. –Jak mogłeś mu tak powiedzieć?
  – Byłem zdenerwowany...
  – Przeprosiłeś go?
 Potter milczał.
– No nie.. –  szepnęła dziewczyna uznając milczenie bliznowatego jako negatywną odpowiedź. – Czemu?
– On nie chce mnie widzieć... Sam tak powiedział...
–Palant z ciebie. – powiedziała Granger. –Musisz go przeprosić, bo chyba tak nie myślisz...
– Nie, nie... Ja nie wiem czemu tak powiedziałem.
  – Oj, Harry. Dobrze, że dzisiaj nie mamy Obrony... – zaśmiał się Ron, Hermiona zgromiła go spojrzeniem. A dyrektor się zaśmiał i szepnął do Severusa:.
– Czymże sobie Harry zasłużył na taką reprymendę od Panny Granger? Dostał po głowie już dwa razy.
– Nie wiem.  – odparł beznamiętnie spoglądając w kierunku syna. Harry miał widoczne sińce pod oczami i nie wyglądał najlepiej. Granger mocno gestykulowała. Nawet Weasley się włączył do rozmowy, jedynie Harry dzielnie słuchał i przyjmował reprymendy z opuszczoną miną.
  – Harry na miłość boską, popatrz na mnie. – westchnęła Hermiona. Chłopak popatrzył smutno na Granger. - Musisz go przeprosić.
– Ja nie wiem jak. Jest mi strasznie głupio.
  – Może dzisiaj po zajęciach. Zapytam się go czy to on będzie je prowadził i ty też przyjdziesz. – powiedział poważnym tonem. Harry westchnął.


 Kilka godzin później.

Harry obudził się o 18:10. Od dziesięciu minut trwało spotkanie GD.
  – Cholera! – mruknął wyskakując z łóżka. Ogarnął się i pobiegł w stronę Pokoju Życzeń... Gdy wszedł wszyscy spojrzeli na niego. Zamrugał kilkukrotnie i odezwał się:
- Przepraszam za spóźnienie.
– Co robiłeś Harry? – zaśmiali się bliźniacy Weasley.
  – Spałem. Wybaczcie. – spojrzał uważnie po grupie i na końcu odważył się spojrzeć na Mistrza Eliksirów. Wpatrywał się w Harry'ego z obojętnością.
– Jakieś specjalne zaproszenie, Potter?
– Nie, profesorze. Przepraszam. –  powiedział sie włączając się do ćwiczeń. Zazwyczaj stał obok Snape'a i pomagał, tłumaczył.. ale dzisiaj dołączył do reszty. Kilka osób się zdziwiło. Nie dość, że był nie wyspany, zmęczony i pozbawiony jakich kolwiek chęci, to jeszcze Hermiona wpatrywała się w niego ze wzrokiem w stylu 'masz go przeprosić '.
  – Za moment kolejne nowe zaklęcie. Macie chwilę przerwy, ponieważ będzie wymagało od was więcej mocy. – oznajmił Snape. Harry usiadł na podłodze i zamknął oczy... Nagle poczuł jak coś twardego uderza go w głowę... Momentalnie się obudził i wycelował różdżkę w swojego napastnika, którym okazała się Hermiona!
  – Hermiono!
  – Harry! Tłumacz się. – ryknęła.
– Co się stało?
  – Zasnąłeś.
– Przepraszam... Przepraszam wszystkich! Ćwiczcie bez mnie.
  – Harry!
– Hermiono, mam dość walenia mnie po głowie jak na jeden dzień.
Speszyła się lekko.
  – Potter!  – zawołał Severus.
  – Jestem martwy. – szepnął i podszedł do nauczyciela.
  – Tak, profesorze? – powiedział niepewnie.
Severus rzucił zaklęcie antypodsłuchowe.
  – Możesz mi powiedzieć dlaczego nie spałeś?
– Nie... Nie dałem rady usnąć... Nie mogłem.
– Aha, a wiesz może co to Eliksir Bezsennego Snu?  – zakpił.
  – Wiem, ale nie mam zapasu.
  – Rozumiem...
  – Przepraszam... – szepnął.
  – Co?
  – Przepraszam.
  – Tak? Można wiedzieć za co?
  – Za wczoraj. Za wieczór i za kłótnię...
– Dużo tego, prawda?
– Tak, trochę.
  – Siadaj na razie, ofiaro losu – wskazał na kanapę.  – i nie ruszaj się.
– A co z moimi przeprosinami? Ja z czystego serca przepraszam. – Snape podniósł brwi. –  Naprawdę. –  dodał jeszcze.
  – Yhym.  – mruknął tylko.

_____________________________
Rozdział krótki - brak weny. SPOILER →  Następny będzie dużo dłuży i pojawi się więcej wątków od Hermiony i Draco przez Dumbledore'a żegnającego się z życiem (porządkuje wszystko przed śmiercią), nowe zadnie Syriusza i Remusa, aż po ostateczną wyprawę po horkruksa. :D Zapraszam za tydz. A ja się już biorę za pisanie nowego rozdziału, bye ^^
EDIT: Mam już cztery strony w wordzie nowego rozdziału. Jeszcze dzisiaj przeredagowałam powyższy tekst. Kolejny rozdział będzie tak samo zrobiony.  Pozdrawiam.

EDIT: 2015/08/28

22 mar 2015

Rozdział 27

Rozdział 27 
"War in our blood." [7]







Miasteczko Castleford [1] było spokojnym miejscem. Idealnym dla odpoczynku od zgiełku miasta, aż do dzisiaj... Jego mieszkańcy to głównie mugole. Chociaż w tajemniczym domu na końcu wsi mieszkał pewien czarodziej. Ukrywał się. Voldemort nie mógł go odnaleźć. Gdyby to zrobił już wszyscy byśmy już nie żyli. Czarodziej ten władał najpotężniejszą magią na całym świecie. Magią Żywiołów. Tylko nieliczni mogli ją posiąść, ale nawet im nie zawsze to się udawało. Czystość serca jest w tym najważniejsza. Alexander, gdyż tak miał na imię ów czarodziej, był jednym z trojga z Wielkiej Rady Żywiołów. Przeczuwał, że dzisiaj coś złego się stanie. Postanowił więc wrócić jak najszybciej do swojej ojczyzny - Hiszpanii.

Po kilku minutach od teleportacji Alexandra w miasteczku pojawili się śmierciożercy. Zaczęli niszczyć wszystko co im stanęło na drodze. Voldemort wydał rozkaz by zabili wszystkich  w tym miasteczku. W ciągu godziny wieś opustoszała. Nie przeżył ani jeden człowiek...



***

— Witam wszystkich! — zawołał Harry na pierwszym spotkaniu GD.— Tym razem nasze spotkania będą odbywały się w stylu treningu przygotowującego do wojny. Tak, wojna jest już blisko nas, a my musimy wziąć się w garść i nauczyć się bronić oraz atakować. Od teraz nie będziemy używać tylko miłych zaklęć. Jak spotkacie jakiegoś śmierciożercę to mogę się założyć o głowę, że nie potraktuje was Zaklęciem Łaskotek czy też Galerowatych nóg. Wkraczamy w inne rejony magii. Będziemy uczyć się Zaklęcia Przerwanego Oddechu [2], Zaklęcia Paraliżu [3], Zaklęcia Pijawki [4]. To nie są milutkie zaklęcie, ani łatwe. Niestety nie wygramy wojny nie robiąc nikomu krzywdy. — mówił poważnie. Kilka osób wyraziło swoje zdziwienie.

— A to nie jest Czarna Magia? — zapytał Colin.

- Nie, Colin.

— To super. — chłopak od razu się rozpromienił. — Możemy się uczyć.

— Kilka spotkań będzie ze mną, profesor Snape także nam pomoże oraz dyrektor Dumbledore. Profesor McGonagall zagłębi nas w Transmutację innych...

— Fantastycznie.— krzyknęli chórem.

— To nie jest zabawa. Od dzisiaj zaczynamy porządny trening. Przygotowałem na dziś Zaklęcie Paraliżu.

— Hermiono, powiesz nam definicję?

— Oczywiście. Zaklęcie Paraliżu paraliżuje czarodzieja na minutę. Nie wyrządza żadnej krzywdy.

— Tak... Chyba, że dostanie się takim zaklęciem 10 razy... — zaśmiał się Potter.— Dobra na stanowiska. Będziecie ćwiczyć na sobie. Dlaczego? Po to by każdy wiedział jak to jest być pod wpływem paraliżu. Nikomu nie stanie się krzywda. Jakby coś przeciw zaklęcie znam, więc nic wam się nie stanie. Formuła Zaklęcia Paraliżu brzmi Paralysis [5], a przeciwzaklęcie Paralysis Retro. Do dzieła. Po rzuconym zaklęciu rzucajcie przeciwzaklęcie.



***

Harry Potter myślał dość dużo o wojnie. Rozmawiał także o tym z ojcem; ten opowiadał mu o Pierwszej Wojnie. Nim się Harry obejrzał nastał grudzień i Hogwart przykrył śnieg. Dzisiaj szli do Hogsmeade, gdzie Harry musiał kupić prezenty. Ron umówił się w Trzech Miotłach z Lavender, a Hermiona spacerowała z Draco.

Harry szedł za nimi myśląc, że ładna z nich para. Raz Hermiona prawie się poślizgnęła, ale w porę Draco ją złapał. Westchnął widząc w około zakochanych. On nie miał do tego głowy. Ostatnio skupił się tylko na wojnie. Na tym, że musi zabić Voldemorta. To jego zadanie. Nic więcej. Jego zdolność dedukcji bardzo wzrosła. Widział świat, a nie tylko patrzył. Niektórych to przerażało, bo Potter wiedział wszystko tylko poprzez spojrzenie na ciebie. Starał się jednak nie mówić tego głośno.

Po powrocie z Hogsmeade Draco wraz z Hermiona poszli na Wieżę Astronomiczną by stamtąd oglądać jak na dole toczy się walka na śnieżki. Większość uczniów była już mokra.

— Ej, a może ich zaskoczymy... — powiedział nagle Draco.

— Jak?

— Patrz. — wziął do ręki różdżkę i przywołał trochę śniegu, po czym sformułował śnieżkę i rzucił w tłum.— Chowaj się. — zaśmiał się pociągając Hermionę w dół.

— Nieźle. — przyznała Granger.

— To jeszcze raz?

— Jasne.

Po kilku minutach Ron i Colin zorientowali się skąd te tajemnicze śnieżki i zaczęli rzucać na wieżę. Oczywiście im się nie udawało, ale Draco i Hermioną mieli przednią zabawę.

— Dobra,chodźmy stąd. — zawołał w końcu roześmiany Malfoy.

— Ok. — powiedziała wstając.

Zeszli z wieży, byli upaćkani, bo oprócz rzucania w tłum rzucali także w siebie. W pewnej chwili zobaczyli Filcha. Draco popchnął Hermionę i wlecieli do schowka.

— Co robisz? — zapytała oburzona.

— Gdyby Flich nas zobaczył to by nam wlepił szlaban.— odpowiedział spokojnie. Hermiona opierała się o ścianę, a Draco stał bardzo blisko niej. Tak blisko, że czuła jego oddech. Dotknął jej ręki. Po czym powoli przeniósł ją na plecy i docisnął do siebie.

— Co robisz? — szepnęła dziewczyna. Jej oddech gwałtownie przyspieszył. Nie odpowiedział jej tylko przybliżył swoje usta do jej i namiętnie pocałował. Wtuliła się jeszcze mocniej w niego. Gdy odsunęli się od siebie oboje mieli przyspieszony puls.

— Chyba już poszedł, no nie?

— Tak, pewnie tak. — szepnęła na wpół przytomna.



***

Harry odpoczywał w salonie czytając książkę, gdy przyszedł do niego ojciec.

— Co czytasz? — zapytał.

— "Uroki i przeciwuroki". Całkiem przydatna książka. Może coś znajdę na spotkania GD.

— Czego teraz ich uczysz?

— Zaklęcia Urwanego Oddechu.

— Nie protestują?

— Zrozumieli, że nie wygramy wojny zaklęciem rozweselającym.

— Nareszcie. — mruknął po czym zmienił temat. — Lubisz zwierzęta?

— Tak, dlaczego pytasz?

— Z ciekawości.

— - Nigdy nie miałem zwierzaka, no oprócz Hedwigi, ale ją to raczej nie można zaliczyć do domowego zwierzątka. Zawsze chciałem mieć psa, ale tutaj w Hogwarcie nie można mieć.

— A jakiego chciałeś psa?

— Beagle'a. Od szczeniaka chciałbym mieć. One są takie słodkie.

— Tak, bywają słodkie.— skrzywił się.

— Oj, nie krzyw się tak. A wracając do psa to u Dursleyów nie było mowy, więc... tak oto przedstawia się sytuacja z zwierzakami.

Snape kontynuował swój wywiad:

— Co myślałeś, gdy dostałeś list z Hogwartu?— Harry zaśmiał się przypominając sobie dzień, w którym dowiedział się o Hogwarcie.

— Dursleywie robili wszystko bym takiego listu nigdy nie dostał. Przez dwa dni im się udawało. Ale w domku nad jeziorem znalazł nas Hagrid i dał list. Pierwsze co pomyślałem to, że jest to pomyłka. Do Harry'ego Pottera przecież nikt nigdy nie pisał. Nikt nie wiedział, że takowy istnieje. A tu list do mnie?! To nie mogło być prawdą. Jednak Hagrid mnie przekonał. Dursleyowie mówili mi, że moja mama i James zginęli w wypadku samochodowym, a Hagrid już później powiedział mi prawdę. Byłem zdziwiony, że w świecie czarodziei jestem sławny.— westchnął. — Że jestem kimś.

— Rozumiem, długo czułeś się niepewny?

— Ja nadal czuję się niepewny.

— Dlaczego? Żyjesz już sześć lat wśród czarodziejów...

— Ale tak naprawdę nic o nich nie wiem. Nie miał mi kto powiedzieć. Myślałem, że jestem sam, że nie mam nikogo. Dużym oparciem byli dla mnie Ron i Hermiona.

— Przeklęty Dumbledore. - mruknął Snape.

— Taa, trochę życie mi zniszczył. — skrzywił się.

— Trochę dużo, nieprawdaż? — uśmiechnął sarkastycznie.

Harry pokiwał głową.

- A lata twojego dzieciństwa? — pytał dalej.

— Widziałeś mnie wtedy, gdy mnie zabrałaś stamtąd. Takie było moje dzieciństwo. Coś jak skrzaty, może trochę lepiej, ale nie zawsze, bywało i gorzej.

— A Hogwart?

— Hogwart jest moim pierwszym prawdziwym domem.

— A Snape Manor?

— Wiesz, że traktowałem i traktuję twój dom jak swój własny... — przyznał. — Lubię ten dom. — uśmiechnął.

— To dobrze, teraz to jest także twój dom. Nie zapominaj o tym. — przypomniał.

— Nie zapomnę, tato. Dzięki. — uśmiechnął się. — A czy ja teraz coś mogę się dowiedzieć o tobie? — zapytał ostrożnie.

— Pytaj, najwyżej nie odpowiem. — powiedział zachęcająco.

— To pytanie nie daje mi spokoju... Ale nie wiem czy to moja sprawa czy...

— Pytaj...

— No dobrze... Dlaczego przystąpiłeś do Toma?

— To pytanie musiało paść.   — zaśmiał się się szatańsko.

— Nie musisz odpowiadać...— zreflektował się Harry.

— Ale chce... To chyba trzeba zacząć od mojego dzieciństwa... Nie było ono udane. Mój ojciec o to zadbał. Czytałeś pamiętnik Lily, więc wiesz że bił i znęcał się nade mną. Moja matka nie miała dla mnie dużo czasu. Dużo pracowała by zadowolić Tobiasza - tak miał na imię. A moją matkę już poznałeś...

— Nie, nie poznałem.— zdziwił się Harry.

— Poznałeś. Pamiętasz ten dzień, w którym Czarny Pan cię opętał? — zapytał, a Harry pokiwał głową. — W gabinecie oprócz Moody'iego była jeszcze jedna osoba.

— No nie... Naprawdę? Słabo pamiętam to...

— Nic dziwnego, miałeś w głowie Czarnego Pana.

— Naprawdę to twoja mama?

— Tak.— uśmiechnął się.

— Poznam ją kiedyś? Tak bardziej...

— Jeśli będziesz chciał to tak.

— No jasne.— ucieszył się chłopak.

— Jutro jest to uroczyste śniadanie, a potem postanowiłem, że udamy się do Snape Manor. Zgadzasz się?

— Tak. — odpowiedział ochoczo.

— No dobrze. Zbiegliśmy z tematu. Wiesz jak to jest być niechcianym dzieckiem. Ja też się tak wtedy czułem. — westchnął. Harry pokiwał głową. — Później dużym oparciem była twoja mama. I to dzięki niej nie jestem nadal śmierciożercą. Tak naprawdę to nie wiem dlaczego przyłączyłem się do niego. Byłem młody, głupi. Chciałem by ktoś mnie wreszcie zauważył. To chyba tyle.

— Dziękuję.

— Za co?

— Za to że mi powiedziałeś.



***

Wieża Gryffindora opustoszał na święta. Został tylko Harry, który na ten czas przeprowadził się do komnat Severusa Snape'a. Ze Slytherinu pozostało pięć osób, w tym Draco Malfoy, z Hufflepuffu dwie, a z Ravenclaw jedna. Siedzieli teraz przy jednym stole wraz z nauczycielami spożywając śniadanie. Harry siedział obok Malfoya, a na przeciwko miał profesor Trelawney, gdy dopił swoją herbatę odezwała się:

— Potter, pokaż swoją filiżankę, zobaczę co cię czeka.

Harry wzdrygnął się.

— Może lepiej nie. — zażartował Draco.

— Daj, Potter. — nauczycielka nie ustępowała.

Harry chcąc nie chcąc podał jej filiżankę, którą, gdy tylko zobaczyła wnętrze, upuściła. Wszyscy spojrzeli na nią.

— Po-ponurak.— wymamrotała.

— Znowu? — mruknął Harry.

— Czeka cię straszna śmierć. — popatrzyła uważnie na chłopaka, który w ogóle się nie przejął. — Nie przejmujesz się?

— Oczywiście, że bym się przejął, pani profesor, gdy mi pani od trzech lat na każdej lekcji nie przepowiadała szybkiej i bolesnej śmierci.— powiedział swobodnie.

— Noo, Potter... Masz szczęście... — zaśmiał się Malfoy.

— Niebywałe, to ponurak, więc... — przez chwilę wszyscy milczeli.

— Sybilio, skończ proszę straszyć pana Potter. — wyratowała go McGonagall.— I spróbuj tych pysznych rogalików.

— Dziękuję, pani profesor. — powiedział z ulgą w stronę Minerwy. Puściła mu oczko.

— Minerwo, za ci pan Potter dziękuje?

Popatrzyli po sobie.

— Zapomniałem dodać, że dziękuję, za... za... zaklęcie. Profesor McGonagall na pewno zrozumiała o co mi chodzi.

— Oczywiście, Potter i nie ma za co.

— Oj. Harry, Harry. - mruknął pod nosem Draco na co dostał sójkę w bok, po czym roześmiał się...

Po uroczystym śniadaniu Harry poszedł się spakować. Kilka minut później byli już ze Snape'em w Snape Manor.

— Jak dobrze być w domu... -— mruknął Harry.

— Muszę coś załatwić... A dla ciebie mam bojowe zadanie. — wskazał na choinkę.

— Wymigujesz się? — zaśmiał się Potter.

— Niedługo wrócę. — zapewnił i teleportował się.

Harry podszedł do drzewka. To będą cudowne święta.W ciągu kilku minut choinka została ubrana. Usiadł na dywanie i zaczął medytować.

W myślach przypominał sobie początki znajomości ze Snape'em. Doszukiwał się teraz w nich jakiegoś drugiego dna. Trzasnęły drzwi frontowe. Wrócił, pomyślał Harry. Coś mu jednak nie pasowało... Słyszał nieznajome kroki. A więc ktoś jeszcze, tylko kto? - zastanawiał się. A jak to jakiś śmierciożerca? Harry zaczął panikować... nie przestając medytować rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności. Otworzył oczy i ujrzał dwie postacie w wejściu do pokoju. Snape'a oraz jego ojca. Harry momentalnie zdjął z siebie zaklęcie i przestał medytować. Zaczął szybciej oddychać, po czym zaśmiał się:

— Ale się wystraszyłem. — wstał i podszedł do nich.

— Właśnie widzę. Sprawiasz wrażenie jakbyś zobaczył co najmniej żywego trupa... — warknął Severus.

—  Przepraszam... — szepnął chłopak.

— To moja matka, zarazem twoja babcia – Elieen Snape. — przedstawił Mistrz Eliksirów.

— Miło mi panią poznać. — wyciągnął rękę Harry.

— Mnie również. Harry Potter?

— Zgadza się.

— Nie spodziewałem się takiego mugolskiego odruchu, jak z tą dłonią.

— Wychowali... to za dużo powiedziane...— zamilkł. — Mieszkałem z mugolami przez większość mojego życia. Pamiętam maniery. — uśmiechnął się.

— Dobrze, bardzo dobrze.

— Może usiądziemy?— zaproponował Severus.

Elieen usadowiła się się w fotelu, Harry na kanapie, a Severus na drugim fotelu.

— Chodzisz do Hogwartu? — zapytała.

— Tak, już szósty rok. — odpowiedział Harry. Był trochę speszony.

— Zmieniło się coś u ciebie, Severusie odkąd się widzieliśmy?

— Nie, nic się nie zmieniło. Rozwiązałaś tę sprawę, o której mówiłaś? Elieen pracuje jako mugolski prawnik. — wytłumaczył Harry'emu.

— Wyobraź sobie, że świadkowie zmienili swoje zeznania i teraz wszystko od początku. A ty, Harry już lepiej się czujesz? Ostatnim razem jak się widzieliśmy to... było nie ciekawie.

— Tak, teraz jest już dobrze. Przynajmniej na razie. — odpowiedział Potter. Atmosfera była dość napięta.

— Spodziewasz się więcej takich ataków?

— Tak. — powiedział smutno i westchnął.

—  Dobrze się dogadujecie? — zapytała Elieen po chwili.

— Tak..., do czego dążysz ? — zapytał Severus.

— Do niczego, Severusie. Chcę po prostu zobaczyć i poznać swojego wnuka. Chyba nic w tym złego?

— W istocie nie. Ale zawsze byłaś zapracowana i nie...

— Teraz jestem już stara.— zaśmiała. Harry spojrzał na nią. Wcale nie przypominał staruszki czy też babci. Wyglądała młodo.

— Teraz mniej pracuję.

— Więc co robisz?

— Odpoczywam... gram w golfa. Wiesz Harry co to golf?

— Tak. Widziałem kilka razy w telewizji.

— Ale sam nie grałeś?

— Nie.

— Musisz spróbować. Bardzo relaksuje. Ty też Severusie mógłbyś się wyluzować. — zaśmiała się, na co Harry mu zawtórował. Snape posłał mu mordercze spojrzenie i szybko przestał. Babcia jednak kontynuowała. — Muszę cię zabrać na golfa.

— Oj, nie rób takich min.  — zwrócił się do Pottera.

Harry zaśmiał się.

— Dzisiaj wigilia. Postarał byś się być miły. Dla syna?

Harry parsknął.

— Przepraszam.  — mruknął.

— Byłaby to nowość... — zachęcała.

Harry odchrząknął.

— Może lepiej nie...?! Dla nie których może to źle zwiastować.

— Na przykład?

— Dla mnie.

— Czemu?

— Coś nie bardzo więżę, że będzie chciał odrobić chwilę miłego zachowania tygodniem złego. — Snape uśmiechnął się szatańsko.

— Oj, Harry. Bez zabawy nie ma ryzyka.

— Skończyliście? — zapytał zirytowany Severus.

***

Przez całą przerwę świąteczną Voldemort i śmierciożercy nie udzielali się. Oznaczało to tylko ciszę przed burzą. Po jakże mroźnym styczniu przyszedł luty. Harry wraz z przyjaciółmi kontynuował spotkania Gwardii Dumbledore'a. Był dumny ze swojej grupy. Z dyrektorem spotykał się na co tygodniowe spotkania podczas których dowiadywał się co raz więcej o życiu Toma Riddla. Jakimś cudem udało mu się zdobyć wspomnienie od Slughorna, a Albus ucieszył się na wieść o tym.

___________________________

[1] Castleford, miasto w północnej Anglii (Wielka Brytania), w hrabstwie West Yorkshire na południowy wschód od Leeds. Miasto liczy około 37000 mieszkańców. W starożytności znajdowało się tam rzymskie miasto Lagentium.

[2] Zaklęcie Przerwanego Oddechu - ofiara nie może oddychać przez pół minuty. (zaklęcie wymyślone przeze mnie)

[3] Zaklęcie Paraliżu - paraliżuje ofiarę na minutę (wymyślone przeze mnie).

[4] Zaklęcie Pijawki - w ciele czarodzieja pojawia się pijawka, która 'wyjada' go od środka. Prowadzi do śmierci. (wymyślone przeze mnie)

[5] Paralysis - z łac. paraliż

[6] Paralysis Retro - z łac. cofnij paraliż


EDIT: 2015/08/23
EDIT: 2017/12/16

14 mar 2015

Rozdział 26


Rozdział 26
"Turn. Emotion.[1]"





Harry spędził cały tydzień w szpitalu. Codziennie odwiedzało go kilka osób, ale nikt nie wiedział co tak naprawdę się stało.

Każdy mięsień w jego ciele bolał. Oddychanie i poruszanie kończynami sprawiało mu trudność. Praktycznie przesypiał większość dnia. Kilka razy odwiedził go Dumbledore. Ale oni razu jego ojciec się nie pojawił. Trochę to dziwiło Harry'ego. Wcześniej tak martwił się o mnie, a teraz co?! Potter czekał na niego codziennie, lecz ten nie przyszedł.



***



Draco zastanawiał się czemu od tygodnia Mistrz Eliksirów chodzi taki zły. Na lekcjach obrywało się nawet im - Ślizgonom. Co było nie do pomyślenia! Do tego czuł się dziwnie... Nie mógł przestać myśleć o Granger. Ona jako jedna z niewielu go zaakceptowała. To dzięki niej jest teraz tym kim jest. A do tego czuł się dobrze w jej towarzystwie. Ten rok będzie dziwny!



***

Ron Weasley odwiedzał swojego przyjaciela w Skrzydle Szpitalnym. Siedział zazwyczaj do momentu, w którym pani Pomfrey go nie wyrzucała. Jego przyjaciel wydawał się smutny, przygnębiony. On sam czasami też tak zaczął się czuć. Przez kolejny tydzień próbował zwrócić uwagę Hermiony na siebie, ale oczywiście nie udało mu się. Naprawdę mu się podobała. Zauroczyła go. Widział nie raz jak rozmawia z Malfoyem i wtedy zalewała go fala zazdrości. Było widać, że bardzo się polubili. Próbował przekonać Ginny by ta z nią porozmawiała, ale nawet siostra mu odmówiła. Powoli jego życie stawało się monotonne.



***

Hermiona Granger od kilku dni zachowywała się inaczej - flirtowała z Draco Malfoyem. Czuła się taka pewna siebie, jak nigdy dotąd. Martwiła się także o Harry'ego, który spędzał już kolejny tydzień w szpitalnym łóżku. Nikt nie chciał jej powiedzieć co się stało.



***

Po dwóch tygodniach Harry dowiedział się, że może wrócić do swojego dormitorium. Bardzo się ucieszył. Około dziesiątej, gdy trwały lekcje, opuścił Skrzydło Szpitalne i udał się do wieży Gryffindoru. Pani Pomfrey powiedziała mu, że od jutra zacznie uczęszczać na zajęcia. Sporo już opuścił. W czasie obiadu odwiedziła go profesor McGonagall i powiedziała, że nauczyciele pomogą mu w zaległościach. Najbardziej się cieszył z tego, że jutro zobaczy ojca.



* * *

Rano

Wczoraj, gdy tylko Gryffindor dowiedział się, że Harry powrócił, odbyła się impreza. Sam jeszcze nie był w najlepszej formie i zmył się około dwunastej w nocy. Spojrzał na dzisiejszy plan: 

Transmutacja, 

ONMS, 

OPCM, 

OPCM,

 Eliksiry, 

Eliksiry.

Ubrał się i zszedł na śniadanie. Kilkoro uczniów z innych domów powitało go z radością. Uśmiechał się dając tym samym znać, że wszystko jest w porządku. Spojrzał na stół nauczycielski. Dumbledore mrugnął do niego, profesor Sprout uśmiechała się podobnie jak inne nauczycielki. Snape nawet na niego nie spojrzał, patrzył się nieobecnym wzrokiem przed siebie z wyrazem kamiennej twarzy.



— Dobrze, więc dzisiaj zaczniemy transmutację siebie. — rozpoczęła profesor Transmutacji. — Jest to dość trudna część materiału w tym roku, ale mam nadzieję, że poradzicie sobie z tym. Musicie być bardzo skupieni przy wypowiadaniu formuł. Jeden błąd i zła transmutacja. Panno Granger i Panie Potter zapraszam was na środek. Zaprezentujecie innym o co chodzi. - wywołani podeszli do profesor McGonagall, zaczęła im tłumaczyć co mają zrobić. - Potter, panna Granger rzuci na ciebie zaklęcie, które transmutuje cię w kota.

— Dobrze, pani profesor.

— Uważajcie! — powiedziała do klasy.

Po chwili Potter zamienił się w czarnego kota z lśniącym futrem i zielonymi oczami.

— Merlinie! Jaki słodki! — ryknęło kilka dziewczyn.

— Panno Granger proszę przywrócić pana Pottera do normalności.

Hermiona kiwnęła głową i po chwili Harry powrócił do formy człowieka.

— I jak? — zapytała.

— Ciekawe doświadczenie. — zaśmiał się Harry.

— Potter, zostań na chwilę. — rzekła Minerwa, gdy lekcja się skończyła.

- Tak, pani profesor?

- Jutro zebranie zakonu o godzinie 17 w gabinecie dyrektora zabierz ze sobą Granger i Weasleya. Chcę ci także powiedzieć, że dyrektor zdecydował, że będziesz miał lekcje dodatkowe z kilku przedmiotów byś mógł wszystko nadrobić.

- Dobrze, pani profesor.

— Przyjdź w sobotę do mojego gabinetu o jedenastej to poćwiczymy. Możesz iść, bo teraz masz obronę o ile się nie mylę. Nie spóźnij się.

— Dziękuję, do widzenia.

— Do widzenia, panie Potter.

Mimo iż szedł szybko to i tak spóźnił się, Snape był już w sali.

— No, proszę. Pan Potter zaszczycił nas swoja obecnością. 10 punktów od Gryffindoru za spóźnienie. Zajmiesz swoje miejsce, czy mam odebrać kolejne punkty? — warknął.

Harry ze złością usiadł przy swojej ławce. Wyjął podręcznik, pergamin i pióro, a Snape zaczął dyktować im notatkę o obronie przed zaklęciami Czarnego Nilu*.

Gdy skończył uśmiechnął się złowieszczo i rzekł:

- To teraz sprawdzimy czy uczyliście się na dzisiaj. Potter! Powiedz mi co to są zmiennokształtni?

Zmienno-co?!

— Profesorze, ale jego nie było na tych zajęciach. — powiedziała Granger.

— Ktoś Cię pytał o zdanie, Granger? Gryffindor zaraz straci kolejne 10 punktów. Potter, wiesz czy nie?

— Nie, profesorze. Ostatnie tygodnie spędziłem w Skrzydle Szpitalnym.

— Tam też mogłeś się uczyć. 20 punktów od Gryffindoru za twoje żałosne tłumaczenia.

— Nie byłem w stanie. — warknął chłopak.

— Achh... Tak... Nie byłeś w stanie. — zakpił. — 10 punktów za bezczelność od Gryffindoru.

— Dlaczego? — zaczął krzyczeć.

— Nie krzycz na mnie, Potter. Kolejne 10 punktów od Gryffindoru.

— Niech pan przestanie. — zawołał Weasley.

— Weasley nie będziesz mi mówić co mam robić!

Ślizgoni prawie płakali ze śmiechu. Harry zwijał się ze złości. Czuł, że zaraz wybuchnie.

— To, co jeszcze powiesz, Potter? Może... co powoduje zaklęcie Dediko*?

— Nie wiem, profesorze. — warknął chłopak pocierając nerwowo usta.

— Nie wie pan... — zaśmiał się podle Snape.— 10 punktów od Gryffindoru.

— Profesorze! — szepnęła Hermiona.

Harry nagle wstał, popatrzył smutno na profesora i podążył w stronę drzwi. Wszyscy patrzyli na niego.

— Jeśli teraz wyjdziesz to Gryffindor straci 100 punktów, Potter.

— Tak czy tak do końca lekcji tyle by stracił tylko za to, że żyję, więc niech pan robi, co chce. — wyszedł trzaskając drzwiami.

Snape'a zamurowało. Patrzył w punkt, gdzie przed chwilą zniknął Harry.



— Rozdam wam testy. — warknął nagle. Do końca lekcji nie skomentował wyjścia Pottera. Wszyscy o tym szeptali. Chłopak rzeczywiście wyglądał jeszcze na chorego i słabego. Na kolejnej lekcji także się nie pojawił. Severus nie znalazł go przez przerwę, a naprawdę chciał z nim porozmawiać. Na eliksirach Potter się już pojawił. Wszyscy rozmawiali o akcji na OPCM z nim w roli głównej. Zapytał się Hermiony czy rzeczywiście Snape odjął mu te 100 punktów. Gdy odpowiedziała, że nie, ulżyło mu.

Po skończonych lekcjach wybrał się do dyrektora, na prywatne spotkanie.

W gabinecie nikogo nie było. Rozejrzał się dokoła, ale nie zauważył nic dziwnego. Po chwili z kominka wyszły dwie osoby - Albus Dumbledore i Severus Snape.

— Witaj, Harry.

— Dzień dobry, dyrektorze.— opowiedział Harry nie patrząc na ojca. — Chciał mnie pan widzieć.

— Tak, Harry. Severusie zaraz dokończymy... Zostań z nami. Wiesz, że jutro jest spotkanie zakonu?

— Tak, profesor McGonagall mi powiedziała. — pokiwał głową.

— To dobrze. Dzisiaj dam ci tylko zadanie do wykonania. — podał mu pergamin, na którym widniało jedno zdanie.

Musisz wyciągnąć z profesora Slughorna wspomnienie o tym jak Tom pyta go o horkruksy.

— To bardzo ważne, Harry. Bez tego nie pójdziemy dalej. Jasne?

— Tak, dyrektorze.

— Chciałbyś mi coś powiedzieć? — zapytał nagle zmieniając temat.

— Nie.

— Słyszałem o twoim zachowaniu na OPCM. — Severus prychnął.

— Tak. - westchnął Harry.— Chyba już wszyscy o tym wiedzą. Czy to wszystko?

— Tak, Harry.

— Przyjdź do mojego gabinetu, jak będziesz miał czas. — wtrącił Severus.

— Obecnie takiego nie posiadam. — warknął.— Muszę odrobić te 60 punktów z dzisiaj i kolejne 40 z przed trzech tygodni.

— 100 punktów musisz odrobić? — zdziwił się Albus patrząc uważnie na Snape'a.

— Tak, mogę już iść? — Harry chciał jak szybciej wyjść z gabinetu.

— Oczywiście.

— Do widzenia. — rzucił wychodząc.

Severus został w gabinecie dyrektora.

— Severusie, nie myślisz, że postąpiłeś zbyt surowo? — zapytał po chwili dyrektor.

— Nie wiem. — szepnął.

— Napraw to jakość, a teraz dokończmy naszą rozmowę...



* * *



Następnego dnia Harry miał Eliksiry, OPCM, Transumatację. Na eliksirach nic ciekawe to się nie działo. Slughorn zaprosił go do Klubu Ślimaka.

Przygotowywał się na najgorsze. Lekcję obrony. Zebrał się w sobie i wszedł do klasy Snape'a. Nie było go jeszcze. Odetchnął i usiadł w swojej ławce wraz z Neville'em.

— Mam nadzieję, że nie zabierze ci znowu tylu punktów. I to za co? — zagaił Longbottom.

— Dzisiaj może za oddychanie. — westchnął zirytowany. — Neville mam dość.

— Cisza!— warknął wchodząc do klasy Snape.

Na początku lekcji oddał klasie sprawdziany. Po minach niektórych można była wywnioskować, że nie szczędził im swoich uwag.

— Weasley następnym razem to upiory Cię zjedzą zanim ty wymyślisz zaklęcie.

Podszedł do ławki Harry'ego i Neville'a. Nachylił się zaczął mówić:

— Longbottom, czy ty mnie w ogóle słuchasz? — powiedział cicho podając mu test. Harry zaś wpatrywał się w blat ławki. Wiedział, że zaraz mu się oberwie. 

Podał mu jedynie pergamin i poszedł dalej. Harry odczytał:

Na kolejnej lekcji musisz napisać ten sprawdzian. Powiedziałem Minerwie, że Cię nie będzie. Sprawdź u Longbottoma jak wygląda sprawdzian. Dam ci taki sam.

Harry nie dowierzając czytał tę notatkę. Westchnął i zajrzał do sprawdzianu Neville'a.

— I jak Neville? — zapytał.

— Zobacz sobie. — dał mu pergamin.

Do końca lekcji ani razu Snape się do niego nie odezwał. Gdy zabrzmiał dzwonek Harry podszedł do Hermiony i powiedział:

— Nie będzie mnie na Transmutacji.

— Czemu?— zapytała zdziwiona.

— Musze napisać sprawdzian z OPCM.

— Okej, na razie.

— Pa.

— Potter, idź na razie na przerwę a po dzwonku mam cie widzieć z powrotem. Usiądź w pierwszej ławce.

— Dobrze, profesorze.— wycedził i wyszedł.





Usiadł w pierwszej ławce przy biurku - tak Snape mu pokazał. I dostał swój test. Severus miał teraz lekcje z pierwszym rocznikiem Kurkonów i Ślizgonów. Pisali także jakiś test.

Harry skupił się na swoich pytaniach. Po dwudziestu minutach skończył. Podniósł rękę.

Snape rzucił Muffiato wokół nich i zapytał:

— Tak?

— Skończyłem, profesorze.

— Dobrze. — podał mu kolejny pergamin zabierając test.

Zostań do końca tej lekcji. Po niej chciałbym z tobą porozmawiać. Nie wymiguj się brakiem czasu. Masz zostać, a teraz po prostu posiedź.

Harry odpisał:

Dobrze zostanę, czy mogę wyjąć sobie zielarstwo? Musze się pouczyć na poniedziałek.



Nie. Lepiej żebyś nic nie wyjmował. Ślizgoni będą się ciekawić. Dam ci jeszcze jeden test do rozwiązanie. Nie było cie gdy go robiłem. Z zaklęć niewerbalnych - teoria.



Dobrze.

Harry dostał kolejny test. Skończył po 10 minutach i do końca lekcji siedział nic nie robiąc. Zauważył, że Snape sprawdza jego poprzedni test. W pewnym momencie wpisał wybitny i podał go synowi. Ten wytrzeszczył oczy. To niemożliwe.

— Coś nie tak?— zapytał Sev.

— W-wybitny? — wyjąkał Harry.

— Tak. Odpowiedziałeś na wszystko dobrze, więc co innego miałem ci postawić?

— Nie wiem. Po raz pierwszy pan mi postawił taką ocenę.

— Zasłużyłeś na nią. Skończyłeś tą o niewerbalnych?

— Tak. — Podał mu ją.

— Zaraz sprawdzę.— mruknął. Po chwili wystawił Wybitny.

— Za dwie minuty kończycie. — powiedział do klasy. — Zadowolony z oceny? — zwrócił się do Pottera.

— Tak, profesorze.— wydukał zdziwiony.

— Świetnie. Zbieram. — warknął do uczniów.



Gdy sala opustoszała, Severus odezwał się:

— Chodźmy do mojego gabinetu.

— Dobrze. — spuścił głowę.

Po kilku minutach byli już sami w gabinecie.

— O czym chciałeś ze mną porozmawiać? — zapytał sucho.

— O tym jak mnie traktujesz. — warknął Snape.

— A jak cię traktuję?

— Nie okazujesz mi szacunku. — wycedził.

— Okazuję ci szacunek.

— To wytłumacz swoje zachowanie na tej pamiętnej lekcji OPCM.

— Zabrałeś mi za nic te punkty. Nie byłem w stanie nawet ruszać rękoma przez tydzień. Ale ty oczywiście o tym nie wiesz. Nie było cię. — powiedział z żalem. — Nie miałem jak się uczyć. Nie byłem w stanie, całe dnie praktycznie spałem, a pani Pomfrey zabroniła mi robienia czegokolwiek.

— Rozumiem, dlaczego wyszedłeś?

— Nie chciałem stracić kolejnych punktów za to, że żyję.

— Mogłem ci zabrać te 100 za wyjście.

— Ale nie zrobiłeś tego. Jednak w tamtej chwili było mi wszytko jedno. Cieszyłem się, że cię w końcu zobaczę, a tu proszę na powitanie 60 punktów.

— To tyle?

— Tak, to chyba na tyle. Mogę już iść by zrobić dodatkową pracę na Transmutację?

— Nie.— powiedział twardo.— Czemu robisz?

— Bo Gryfoni nie dają mi żyć. Muszę coś zrobić, aby odzyskać te punkty.

— Aż tak ci zależy?

— Tak. — odpowiedział poważnie.

— McGonagall mówiła ci o lekcjach dodatkowych?

— Tak, powiedziała, że mi pomoże.

— Inni nauczyciele też. Pomona, Hagrid, Flitwick.

— Miło z ich strony. Będę wdzięczny.

— Ja także.— dopowiedział.

— Naprawdę?— spytał niezbyt zadowolony z tego.

— Owszem. Obrona i Eliksiry.

— Merlinie! To możemy się pożegnać z Pucharem Roku. Gryffindor mnie zamorduje. — zaczął panikować.

— Uspokój się. Nie będę ci zabierał punktów na tych lekcjach.

— Jakoś nie wierzę.   — mruknął.

— Potter!— warknął — Harry... powiedz mi dlaczego nie chcesz się ze mną widzieć? Dlaczego nie chcesz rozmawiać?

— Nie ważne.— odwrócił wzrok.

— Dla mnie ważne. — oznajmił patrząc uważnie na syna.

— Myślałem, że może choć trochę będzie lepiej na lekcjach u ciebie, a jest jeszcze gorzej. — westchnął.

— Nie przyszło ci do głowy poprosić mnie o przywrócenie tych durnych punktów?

— Poprosić...? To niewykonalne.

— Skoro tak to widzisz...

— Hmmm? — Harry spoglądał na nauczyciela z dziwieniem.

— Trochę nauki ci się przyda. — zakpił— Nic ci się nie stanie jak poodorabiasz te punkty przy książkach.

— Tak, aż do lekcji z tobą. Wtedy stracę pięć razy więcej niż zdobędę na zajęciach. — wytłumaczył.

— Merlinie, Harry... Irytujesz mnie... — westchnął chowając twarz w dłonie.

Potter poczuł się jakby dostał w twarz.

— To już pójdę, jak tak panu przeszkadzam. — powiedział wstając.

— Wracaj tu, ty durny dzieciaku.

— Irytuje pana, więc sobie pójdę, bo jeszcze – nie daj Boże – się pan zdenerwuje. — zakpił.

— Chciałem z tobą porozmawiać. — oznajmił Snape

— Sam powiedziałeś, że... cię irytuje. To jednoznaczne do "wynoś się".

— Ale nie dla ciebie.

— A to czemu?

— To oznacza dla ucznia... owszem wynoś się, ale chyba nie dla syna, co?

— Nie wiem. — przyznał.

Harry zawahał się. Nie wiedział, co ma teraz zrobić.

— W niedzielę zaczniemy nadrabiać materiał z lekcji na których Cię nie było, a teraz musimy kończyć, bo niedługo zebranie zakonu. A ty musisz coś jeszcze zjeść i się przebrać. Idź do wieży przebrać się i przyjdź do moich komnat, tam zjesz obiad. A co do punktów?

— Nawet jeśli bym cie poprosił to i tak by nic nie dało. — westchnął Potter. — Nie zabieraj za wiele.

— 20 punktów... — Harry spojrzał błagalnie na ojca— ...dla Gryffindoru.

— Dziękuję. O 20 mniej do odrobienia.

— Idź się przebrać.



***



— Co chcesz na obiad? — zapytał Snape, gdy Harry znalazł się w komnatach ojca.

— Nie jestem za bardzo głodny. 

— Idź i zafiukaj do kuchni. Masz coś zjeść. — powiedział siadając na kanapie z książką.

Harry westchnął – wiedział, że nie wygra.

Po kilku minutach był gotowy do zebrania Zakonu. To właśnie dzisiaj mieli się dowiedzieć członkowie o ich pokrewieństwie. Westchnął po czym razem z ojcem podążył do gabinetu dyrektora Hogwartu. W pokoju znajdowało się już kilka osób. Dyrektor przywitał ich radośnie:

—Severus! Harry! Proszę siadajcie.

Ron i Hermiona także siedzieli przy stole.

—Harry, dlaczego tu jesteśmy. —zapytała Granger.

Harry usiadł obok Snape'a i odpowiedział.

—Za moment się przekonasz.— odpowiedział zdawkowo Harry. — Nie tylko o tym.—dodał po chwili.

W ciągu kilku minut w gabinecie byli już wszyscy. Albus rozpoczął:

—Dzisiaj mamy kilka informacji do przekazania. Muszę wam powiedzieć, że są ściśle tajne. Dlatego są tutaj tylko zaufane osoby.

—To coś ważnego? — zapytała przejęta Molly.

—Tak, myślę, że tak. To coś sprawi, że inaczej będziemy postrzegać pewne osoby.

—Dumbledore przejdź do konkretów. — zirytował się Moody.

—Jestem biologicznym ojcem Harry'ego. — powiedział gładko Severus.

—JAK? —zdziwił się Lupin.

— Lupin, chyba nie muszę ci tłumaczyć jak...

— Nie, nie. — dodał szybko Remus.— Chodzi mi o to dlaczego dopiero teraz...

—Może, Severusie przybliżymy im twoją historię.— zagaił Dumbledore. Snape kiwnął głową.

—Małżeństwo Lily Evans i Jamesa Pottera nigdy nie istniało.

— Co? — wyrwało się Tonks.

— Było fałszywe i zostało stworzone tylko na potrzeby przepowiedni. — mówił dyrektor. — To był mój pomysł. To ja wybrałem dzieci, które narażę na niebezpieczeństwo. Wykorzystałem fakt, że Lily zaszła w ciążę z Severusem. O tym dowiedziałem się od Lily. Więc tylko trzy osoby - ja, Lily i Severus - wiedziały prawdę. Severus nie miał wyboru, nie dałem mu go - nie mogłem stracić szpiega. Dlatego Harry nie dorastał u ojca. Wraz z Severusem postanowiliśmy mu powiedzieć...  w sumie to ja postanowiłem, bo Severus chciał mu już wcześniej powiedzieć...  Wymyśliłem, że zrobimy to na początku tego roku szkolnego. Jednak Harry sam do tego doszedł. W ostatnich dniach wakacji odnalazł pamiętnik Lily, a tam całą prawdę. Jeszcze jedna ważna sprawa. — westchnął. —Wielka Przepowiednia nigdy nie istniała.

— Albusie! — wciągnął gwałtownie powietrze Syriusz.

—Syriuszu, to czego pilnowałeś na zmianę z Remusem to właśnie TA przepowiednia.

—Merlinie! — szepnął zdziwiony Remus.

—To jest nasza Zaginiona Przepowiednia. To przez nią mam takie życie.— rzekł Potter.

—Czyli Severus jest ojcem Harry'ego? —wtrąciła Minerwa.

—Zgadza się. — odparł.

—To dlaczego zabrałeś te punkty Harry'emu?— wyleciała z pytanie.

—I ty kobieto o tym?! — westchnął Severus.

— Ciekawe dlaczego nie jesteś w Slytherinie... — rozmyślał na głos Syriusz.

— Tiara chciała mnie tam umieścić, ale ja nie chciałem. — oznajmił Harry.

—Och! —zdziwia się McGonagall. —No panie Potter, teraz będę mogła zgłaszać pańskie wybryki ojcu. I wreszcie będzie jakiś odzew... Mam nadzieję.

Snape posłał jej ironiczny uśmieszek. Wszyscy spojrzeli niepewnie to na Snape'a to na Harry'ego. Ten pierwszy odezwał się w końcu:

— Przecież nic mu nie zrobię.— zapewnił. — Nie patrzcie się tak...

— To w takim razie jak... — zaczął Potter.

—Wymyślę coś...

—Zgoda. Tylko nie zabieraj punktów. Błagam.

—Zastanowię się.

—Severusie, ostrzegam cię. — warknęła Minerwa, na co Snape zaśmiał się. ZAŚMIAŁ SIĘ PO RAZ PIERWSZY PUBLICZNIE. Zakon popatrzył na niego zdziwiony.

—Oj, Minerwo. Nie do twarzy ci z wrogością.

—Upiłeś się? —zagaiła zdziwiona jego rozbawieniem.

—Nie, raczej nie.—mruknął Harry sam nie wiedząc skąd to rozbawienie.

—Widzisz... — wskazał na Pottera. —mówi prawdę, co jest zjawiskiem niezwykłym. Nie mogę mieć dobrego humoru?

—To chyba po raz pierwszy.— powiedział cicho Moody.

—A żebyś wiedział, Moody. A jeszcze coś. Te dokumenty, które zostawiłeś nie będą przetłumaczone.

—Ale...

—Nie będzie tego tłumaczył. — warknął.

—No, dobrze. Dobrze.

—Nie będę musiał tego tłumaczyć? — Harry zwrócił się do ojca.

—Nie.

— Super. — rzekł z ulgą.

—Macie jeszcze jakieś pytania?

—Jak się to panu udało ukryć? — zapytał Malfoy.

—Jestem dobrym aktorem.

— Widać. — szepnął Szalonooki.

—Moody, nie psuj humoru.

—Severusie... — zaczęła delikatnie Minerwa.— A te punkty?— nie odpuszczała. —Odebrać je tak własnemu synowi? To niesprawiedliwe! On leżał w szpitalu, a ty nawet nie odwiedziłeś go.

— Dumbledore mi zabronił.— krzyknął Severus, po chwili się jednak opanował i dodał spokojniej. — Nie mogłem go odwiedzić.

—Albusie...

— Droga Minerwo, a gdyby Voldemort chciał sprawdzić, co u jego sługi to jak Severus by się wytłumaczył, co robi przy Harry'm?!

—Nie pozwoliłeś mu nawet raz go zobaczyć... to... to...

—Tak?

— Nieludzkie.

—Dlatego cie nie było? — zwrócił się Harry do ojca. On tylko kiwnął głową.

—Zabrał mi pan matkę, a teraz i ojca? — powiedział wściekle Harry.

—Harry, uspokój się. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz. — rzekł spokojnie Albus.

Severus popatrzył na syna badającym wzrokiem.

—Uspokój się, proszę.—powiedział łagodnie. Ron otworzył usta ze zdziwienia. Po raz pierwszy słyszał taki ton głosu u swojego nauczyciela.

Hermiona klepnęła go w ramię.

—Harry, wysłuchaj mnie... Dyrektor mi cie nie zabierze, jasne? Nie pozwolę na to.

— Jasne... 

Nagle wszystkie kobiety zaczęły zaszlochać. Seveus popatrzył na nie zdziwiony.

— Powiedziałem coś nie tak? — zapytał niepewnie.

—Ohhhh... Severusie... — załkała Molly.

—To było piękne. —dopowiedziała Minerwa.

— Niespodziewane.   — dodał Remus.

— No cóż, jednak nadal nie wiem czemu płaczecie... — popatrzył na nie jak na wariatki.

— To było wzruszające. — dopowiedziała Tonks.

—Dzięki, tato. — odezwał się Harry.

Ron i Hermionę zamurowało na słowo "tata" i to zwrócone do Nietoperza.

— Za co? Na Merlina!

—Za to co powiedziałeś.

— Ach, to nie ma sprawy. — nachylił się do syna i powiedział szeptem. — Wytłumacz mi dlaczego one płaczą.

—Powiedziałeś coś co je wzruszyło. I mnie też. To wskazuje że o mnie dbasz i nie pozwolisz aby mi się działa krzywda.

—To chyba logiczne...

—Dla mnie to nowość.

—Rozchmurzcie się. — powiedział cicho Snape. Zaśmiały się.

— Teraz kolejna kwestia tego spotkania... —zaczął dyrektor. — Dzisiaj do Zakonu dołączy kilka osób.

Hermiona i Ron wciągnęli powietrze.

—Harry, Ron i Hermiona. - to są moi kandydaci.

— Hermiono?

—Oczywiście.

— Ron?

— Jasne!

— Molly?

— No nie wiem, a Severus się zgadza by Harry...

—Zgodziłem się już dawno. Tak czy tak jest tego częścią. Nie mogę go odsuwać.

—No to niech będzie.

Harry, Ron i Hermiona złożyli wieczną przysięgę.

—Mam jeszcze jedną sprawę, chcę by Gwardia Dumbledore'a także pełnoprawnie dołączyła do nas. Oraz chciałbym, aby Harry wznowił spotkania.

—Wiele osób już odeszło... — powiedziała Hermiona.

— Postarajcie się znaleźć jakiś członków. —rzekł dyrektor. —Bądźcie ostrożni. Harry?

— Słucham, dyrektorze.

—Poprowadzisz znowu GD?

— Z przyjemnością.

—Dziękuje. —dyrektor uśmiechnął się.


_________________
[1] Turn. Emotion. (ang.) = Zakręt. Wzruszenie. (pol.)

EDIT: 2015/08/23
EDIT: 2017/12/16

7 mar 2015

Rozdział 25 + spoiler części II

Rozdział 25 
"Tato..?"





MUSIC
Snape usiadł przy biurku, natomiast Harry przysunął sobie krzesło tak, aby siedzieć na przeciwko.

— Chcesz mnie o coś zapytać? — zaczął nauczyciel po chwili.

Harry sam nie wiedział, o co mógłbym pytać, dlatego powiedział to, co pierwsze przyszło mu na myśl.

— Hmmm... Czy pana rodzice żyją?

— Tak... Moja matka tak. Co do ojca..., nie utrzymuję kontaktów z nim.

— Rozumiem... — mruknął. Nie wiedział o czym mieli by rozmawiać.

— Musimy ustalić kilka rzeczy. — zdecydował Snape. — Zacznijmy od tego, jak masz się do mnie zwracać...

— Tak?

— Wiem, że może wydawać Ci się to dziwne, a przynajmniej na początku, ale możesz się do mnie zwracać po imieniu. — O ile Harry pamiętał, to Ron nie mówił do swojego ojca po imieniu.  — Oczywiście, nie musisz. Ojcze, tato lub jak będzie Ci pasowało. 

— Postaram się... — powiedział niepewnie Potter. Nie wyobrażał sobie, że do Nietoperza ma mówić ojcze, tato... To takie dziwne.

— Na lekcjach tak jak zawsze - profesorze. — zamyślił się na moment. — Będę także udawał, że Cię nienawidzę.

— A właśnie, czy mógłby mi pan... znaczy czy mógłbyś mi powiedzieć... czy ta nienawiść była od początku tylko udawana? Czy...

— Harry, musiałem udawać, że cię nienawidzę. — powiedział beznamiętnie.

— Było to bardzo realne.  — Harry skrzywił się.

— Wiem. Starałem się. — uśmiechnął się złośliwie. — Twój pokój zostanie w moich kwaterach, tak jak i w Snape Manor.

— Cieszę się. Naprawdę polubiłem ten dom. — pokiwał energicznie głową.

— Cieszy mnie to.

— Czy mama mieszkała tam? — spytał.

— Tak, wyczytałeś to z pamiętnika?

— Natknąłem się na wzmiankę o tym.

— Mieszkała tam w pierwszych miesiącach ciąży. — westchnął.

— Pan też? Znaczy się... — Snape uniósł brwi w geście rozbawienia.

— Tak. Ja też tam mieszkałem.

— To fajnie.  — Harry zarumienił się i przeklinał w myślach swoją głupotę. — Nauczyciele dowiedzą się o naszym pokrewieństwie? — zapytał szybko by zmienić temat.

— Owszem. Będę wiedział o twoich ocenach, wybrykach, szlabanach... — wyliczał.

— Merlinie! — załamał się lekko. Jeszcze nikt nie miał nad nim takiej kontroli. — Może lepiej nie. Nie jestem grzecznym dzieckiem, chociaż się staram - to kłopoty same mnie odnajdują.

— Yhym... A ty przypadkowo w nie wpadasz?

— Oczywiście. — powiedział pewnie.

— Jasne. Chcesz o coś jeszcze zapytać. Widzę to.

— Co z Ronem i Hermioną...?

— Są w zakonie wiec się dowiedzą. — odpowiedział lekko znudzony. Pyta o takie oczywiste rzeczy.

— Nie, nie jesteśmy w zakonie... — rzekł powoli Potter.

— Merlinie! — szepnął Snape zdając sobie sprawę co właśnie zdradził. — Nie powinienem tego mówić.

Harry jakby się ożywił i postanowił, że dowie się tu i teraz co jest grane.

— Profesorze! Niech pan mi powie, proszę. — zaczął prosić. Severus bacznie go obserwował. Muszę się dowiedzieć, tylko jak... A niech to... raz się żyje. — Tato...? — spróbował.

Severus spojrzał na syna. Po raz pierwszy usłyszał "tato" z ust własnego dziecka. Na sercu zrobiło mu się cieplej. Uśmiechnął się do niego.

Harry wydawał się lekko speszony.

— No dobrze, ale nie mów nikomu. Niech to będzie niespodzianka dla nich. — uległ.

— Nie powiem. Przysięgam. — zawołał ochoczo.

— Dyrektor chce ich przyjąć do Zakonu.

— Ich... — zamilkł na chwilę. — A mnie nie? — zapytał ze smutkiem.

Snape popatrzył na niego rozbawiony.

— Czeka na moją decyzję w tej sprawie.

— Czyli, że pan... że musisz się zgodzić? — zapytał niepewnie.

— Tak, Harry. — powiedział spokojnie.

— To co zgodzisz się... tato? — spróbował ponownie.

— Nie jestem pewien...

— Proszę...

— I tak będziesz wiedział o wszystkim ode mnie...

— Ale tak ładnie proszę...

Snape westchnął i postanowił przerwać męki chłopaka i odpowiedzieć mu.

— Już się zgodziłem. — oznajmił.

— Dziękuję. — krzyknął wesoło Harry.

— Proszę bardzo.

— A co z nazwiskiem? — przypomniał sobie nagle.

— Zostaje Potter... Niestety! Dopóki Czarny Pan nie zginie...

— Już widzę te okładki w gazetach Harry Potter to tak na prawdę Harry Snape.

— Znowu byłoby głośno o tobie. — Snape skrzywił się.

— Ja tam wolę by było cicho. — przyznał Harry.

— Chcesz coś jeszcze wiedzieć?

Potter przez chwilę się zastanawiał.

— Czy mógłbyś ponownie pozwolić mi na wyjścia do Hogsmeade? Umbridge w tamtym roku moje zniszczyła.

—Owszem, powiem dyrektorowi.

— Dobrze, dziękuję. —  zerknął na zegarek i podniósł się gwałtowanie. — Merlinie, już po godzinie policyjnej... Filch znowu mnie pewnie złapie...

— Nie złapie, odprowadzę cię do Gryffindoru. Kiedy mam z tobą kolejna lekcję OPCM?

— Pojutrze.

— Dobrze... Jak ci idzie na eliksrach u Slughorna?

— W porządku... Chyba... Ciągle Cię wychwala... —  powiedział. — A pomógłbyś mi czasem z eliksirami jakbyś miał czas? — zapytał niepewnie.

— Jeśli będziesz chciał to tak. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.

— Tak, dziękuję. I cieszę się...

— Hmmm? - zapytał nie wiedząc, co chłopak ma na myśli.

— Cieszę się, że pan jest moim ojcem. — wyjaśnił lekko speszony Harry. Snape przyglądał mu się uważnie.

— Nie byłem pewny jak na to zareagujesz... Spodziewałem się wybuchu.

— Może kiedyś tak, ale teraz... jest inaczej.

— Chyba mogę powiedzieć, że jestem dumny ze swojego syna.

— Naprawdę?

— Tak, Harry. Odprowadzę Cię, bo w końcu przeze mnie jutro zaśpisz.

— Dziękuje.



***



Następnego dnia Harry był w bardzo dobrym humorze. Ciągle się uśmiechał... do tego stopnia, że Hermiona podczas obiadu zwróciła na to uwagę:

— Harry, coś się stało? — zapytała z obawą.

— Nie, Hermiono. Czuję się znakomicie.

— Bo ciągle się uśmiechasz...  — dokończyła.

— A co mam płakać? Między tobą, a Draco coraz lepiej, Ron się powrócił, eliksiry idą mi całkiem nieźle, zaklęcia niewerbalne też...

— W sumie też prawda. Ja muszę poćwiczyć te niewerbalne. — westchnęła i jadła dalej.





***



Tydzień minął dość szybko i spokojnie. Na OPCM ćwiczyli nadal zaklęcia niewerbalne - wiele osób nadal nie potrafiło rzuć prawidłowo zaklęcia, a jeśli już to tylko raz. Snape próbował nie tracić cierpliwości, a Harry pomagał innym w zrozumieniu na czym powinni się skupić przy rzucaniu zaklęć tego typu.

— Potter! — warknął pewnego dnia Snape. — Możesz mi wyjaśnić dlaczego nic nie robisz?

— Umiem już to, profesorze. — odpowiedział spokojnie.

— I myślisz, że to cię zwalnia z obowiązku ćwiczenia, Potter?

— Nie, profesorze.

— 10 punktów od Gryffindoru. — rzekł nauczyciel.

— Ale to nie sprawiedliwe! — ciągnął Potter.

— 20 punktów od Gryffindoru. Chcesz to dalej ciągnąć, Potter? A i jeszcze szlaban dzisiaj w moim gabinecie.

Harry obraził się i poszedł ćwiczyć z Hermioną.



* * * 



Po lekcjach Harry zajrzał do biblioteki i dosiadł się do stolika Draco.

— Co tam, Potter? — zagaił.

— A weź, lepiej nic nie mów...

— Obrona przed Czarną Magią?

— Tak, muszę jakoś odrobić te trzydzieści punktów, bo jak nie to Gryfroni nie dadzą mi żyć.

— I przyszedłeś się po uczyć do biblioteki?

— No, a jak niby inaczej. Nie jestem Hermioną.

— Dobrze by pan zrobił, panie Potter, biorąc się za naukę. — warknął z tyłu Severus. Harry schował twarz w dłoniach.

— Pamiętaj Potter, o 18 w moim gabinecie. Nie spóźnij się. — warknął na odchodne.

— Co on taki zły? — zapytał nagle Malfoy.

— Mnie się pytasz?! —  wybuchnął. — Zawsze to mnie się obrywa... takie życie. 



* * *



Kilka godzin później...

Harry wyszedł z wieży Gryffindoru i skierował się do lochów.

Zapukał do gabinetu.

— Wejść! — usłyszał suchy głos nauczyciela. Chłopak wszedł. Oprócz profesora w pokoju znajdowała się jeszcze jedna osoba — Elieen Snape. Harry nie miał pojęcia kim jest ta kobieta.

— Dzień dobry. — przywitał się Harry. — To może ja przyjdę później... — zawahał się spoglądając na kobietę.

— Siadaj! — powiedział profesor. Harry usiadł tam gdzie mu kazano i spoglądał to na Snape'a to na nieznajomego człowieka, aż w końcu skierował wzrok na swoje dłonie. Zauważył, że w pokoju jest jeszcze jedna osoba - Moody.

— Cześć, Potter.  Jak się masz? — powiedział Szalonooki.

— Dzień dobry. Wszystko w porządku.

— Mam sprawę do ciebie. — rzekł Moody.

— Do mnie? — zapytał zdziwiony.

— Tak, Potter. Przetłumaczyłeś list? — spytał.

— Jasne!

— Masz go przy sobie?

— Jak najbardziej, bo właśnie dzisiaj przejrzałem jeszcze raz i sprawdziłem czy dobrze przetłumaczyłem. Nie mogłem znaleźć kilku odpowiedników w naszym języku i tam są kreski. — podał list z tłumaczeniem. — Wnioskuję, że to przepis na eliksir...

— No, Potter kupa dobrej roboty. Czarne Żniwa — przeczytał tytuł.

— Tak, to wydaje mi się najbardziej dosłowne, bo może być jeszcze czarna słoma, czarne pola...

— Długo nad tym siedziałeś?

— Dwie godziny na pierwowzorze i kolejne cztery w robieniu wszystkiego by to miało jakiś sens.

— Postarałeś się...  — Moody był zaskoczony.

— Dziękuję.

— Mam dla ciebie jeszcze coś do przetłumaczenia. — podał Potterowi plik pergaminów. Położył je na biurku i po cichu zaczął czytać je w wężomowie... Coraz szybciej przerzucał karki, czytając też coraz szybciej. W końcu odłożył na bok kartki i zamknął oczy. Był w głębokim szoku.

— Potter... — warknął Moody. — Co jest na tych pergaminach?

Harry otworzył oczy.

— Czarna Magia. — szepnął. — Jak powstała i do czego ma służyć?

— A do czego? — spytał głupio Szalonooki.

— Do cierpienie, bólu. Śmierci. — wzdrygnął się.

— Nie będzie tego tłumaczył. — warknął Snape zabierają pergaminy.

— Tam także jest historia pewnej kobiety... Na niej testowali nowe zaklęcia z działu Czarnej Magii, nazywa się Monique Deniro i nadal żyje.

— Jak to możliwe? — zapytał nieznajomy.

— Musiałbym przeczytać tą historię dokładniej.

— Snape, podaj mu te kartki.

— Czwarta strona. — szepnął Potter.

— Tylko ta, żadnej innej nie będziesz tłumaczyć...

Harry przeczytał cicho w wężomowie podaną kartkę.

— Potter, ta wężomowa jest przerażająca. — rzekł cicho Moody. Harry rzucił mu tylko poirytowane spojrzenie.

— Głownie opisane są tutaj zaklęcia jakie na nią rzucali...

— Jak przeżyła?

— Nie przeżyła. Umarła, lecz potem jakiś mag ją przywrócił do życia i tak się stała pierwszym wampirem- czarodziejem. Później opisane jest to jak się przystosowywała do nowego życia umarłej. Coś w tym stylu.

Harry nagle kichnął, potem jeszcze raz i kolejny.

— Potter, może warto tak pójść do pani Pomfrey? — sarknął Moody.

— Nie, to coś innego. — znowu kichnął, Szalonooki podszedł bliżej. Harry natychmiast poderwał się i w mgnieniu oka znalazł się przy ścianie jak najdalej Moody'iego.

- Jest pan cały w pyłkach. Jestem na niego uczulony. — wyjaśnił, wycierając oczy, który zaczęły łzawić.

— Nie płacz, Potter.

— To kolejna moja reakcja. Niech pan się pozbędzie tego zapachu.

Snape spojrzał z oczekiwaniem na starszego czarodzieja.

— Jak ty mnie czasem wkurzasz, Potter. — machnął zaklęcie odświeżające.

— Dziękuję. — szepnął nadal stojąc pod ścianą.

— Dobra, nie ważne... Ile czasu potrzebowałbyś na przetłumaczenie całości? — wskazał na pergaminy na biurku Snape'a. — Trzy dni?

— Trzy dni? — zaśmiał się. — Przez trzy dni to ja nawet nie miałbym podstawowej wersji.

— Tydzień?  — drążył.

— Nie wiem. Mam też naukę... A to jest bardzo czarna magia.

— Do czego jest wam to potrzebne? — zapytał Snape.

— Musimy wiedzieć co to jest.

— Porozmawiam z Dumbledore'em i dopiero wtedy zdecydujemy czy Potter będzie to tłumaczyć. — oznajmił Nietoperz.

— Jak chcesz, Snape. Jeszcze raz dzięki za list.

Harry nie słuchał go już od kilku chwil. Nagle zrobiło mu się słabo, a blizna zaczęła go palić. Voldemort był zły, bardzo zły.

— Potter, słyszysz mnie? — warknął Moody.

— Co? Słucham... — powiedział cicho.

— Jesteś blady... Nic ci nie jest?

— Voldemort jest wściekły...

— I?

— I myślisz, że jak się wyżywa? — warknął chłopak.

— Na Śmieriożercach?  — tutaj spojrzał wymownie na Snape'a, który spiorunował go wzrokiem.

— Na mnie. — przyłożył dłoń do blizny i syknął z bólu.

— Snape, zrób coś! — krzyknął auror.

— Nic nie da się zrobić. — odparł.

Harry zdjął swoją dłoń z blizny. Była zakrwawiona. Potter skrzywił się.

— Potter, ty krwawisz! — krzyknął Szalonooki.

— Spokojnie. — szepnął chłopak odchylając się na krześle w tył. — To zaraz minie.

— Snape, pomóż mu.  — ponownie wykrzyczał.

— Ja nie mogę nic zrobić. — warknął cicho Snape.

— Szalonooki, uspokój się. Nic mi nie jest...

— Przecież widzę...

— Na prawdę... Bywało gorzej. — mruknął wracając do normalności. — Widzisz, już dobrze...

— Oprócz tego, że powstrzymujesz ból oklumencją... — dodał Snape.



***



Kilka godzin wcześniej Voldemort cieszył się z opanowania Magii Umysłu. Teraz był wściekły, ponieważ nie mógł dostać się do umysłu Pottera. Gdy tak siedział i myślał wpadł na pewien pomysł... Jeśli nie mogę wejść do jego umysłu, to może przez tą bliznę da się coś zrobić.



***



— Coś jest nie tak... — mruknął Potter.

— Co się dzieje?  — zapytał Snape coraz bardziej zmartwiony sytuacją.

— To co robi Tom...

Nagle po jego ciele przeszedł straszny ból. Osunął się na podłogę. Jego ciałem poruszały drgawki. Był niezdrowo biały, rzucał się we wszystkie strony. Snape w ciągu sekundy znalazł się przy synu. Podtrzymywał jego głowę.

— Moody, zafiukaj po dyrektora. — wrzasnął.

Szalonooki okręcił się szybko wokół własne osi i zafiukał do dyrektora.

Elieen doskoczyła do swojego syna, pomagając w podtrzymywaniu swojego wnuka.

Severus szybko przywołał zaklęciem eliksir zmniejszający ból. Wlał siłą do gardła Harry'ego płyn. Ten nadal wyginał się w łuk i krzyczał.

— Severusie!  — krzyknął Dumbledore wchodząc do gabinetu.

— Nie wiem co mu jest. — odkrzyknął Snape.

— Odsuń się, Severusie.

— Dumbledore! - warknął Nietoperz.

— Moody, idź po panią Pomfrey. — rozkazał Albus.

— Severusie odsuń się!

— Nie!

— Proszę, Voldemort opętał Harry'ego. Jeśli Harry się podda to wtedy Tom cię zobaczy. Odsuń się.

Severus przez chwilę jeszcze się zastanawiał, po czym podniósł się i odszedł zaciskając dłonie w pięści.

— Harry... Walcz! Dasz radę! — mamrotał dyrektor w przerwach między rzucaniem zaklęć.

— Potter! — wrzasnęła Pomfrey wchodząc do pokoju. Była przerażona.

Harry zaczął wydawać z siebie słowa w wężomowie.

— Ile jeszcze? — spytała słabo Elieen.

— Nie mam pojęcia. — szepnął dyrektor. — Harry! Proszę cię!

Po chwili Potter krzyknął jeszcze raz po czym zamilkł. Z ust wypływała mu krew tak samo jak z blizny.

— Potter... Słyszysz mnie? — zapytała po chwili Pomona.

Nie odpowiedział. Oczywiście, że ją słyszał, ale nie miał siły na nic. Pomfrey rzuciła kilka zaklęć i krew zniknęła, po czym wyczarowała magiczne nosze i przeniosła chłopaka do Skrzydła Szpitalnego. Severus chciał za nią pójść, jednak Albus go zatrzymał.

— Harry jest słaby teraz i lepiej, żebyś się mu nie pokazywał. Nie chcemy, by Voldemort się dowiedział, że zajmujesz się Harry'm Potterem. — rzucił. — Nie sprzeciwiaj się, proszę. — powiedział twardo akcentując ostatnie słowo.

Moody już dawno się teleportował z powrotem do pracy w ministerstwie.

Severus wściekły usiadł przy biurku, jego matka na przeciwko.

— Severus, zobaczysz nic mu nie będzie... — zacząła mówić. — Mówiłeś, że to potężny czarodziej. Da radę. — pocieszał go.

— Nawet nie mogę do niego iść. Przeklęty Dumbledore.  — Snape odwrócił wzrok.

____________________________


Jako, że do końca pierwszej części Trylogii Superheroes zostało 5 rozdziałów (rozdział 30 będzie w dwóch częściach) zamieszczam pierwszy spoiler(zwiastun) części drugie. Piszcie śmiało co o nim myślicie i czy ciekawią was przygody Złotej Trójcy w Harry Potter i Magia Żywiołów.
____________________________

SPOILER DRUGIEJ CZĘŚCI OPOWIADANIA (HP i Magia Żywiołów.)


Po ostatnich wydarzeniach w Hogwarcie Harry rozpoczyna przygodę swojego życia. Ma niewiele czasu, aby odnaleźć i zniszczyć horkruksy. Wraz z przyjaciółmi przygotowuje się do panowania nad najpotężniejszą magią na świecie - Magią Żywiołów. Czuje, że śmierć Dumbledore jest zwykłą sztuczką. Czy mu się uda zapanować na sobą i zdobyć Magię Żywiołów oraz czy pokona raz na zawsze Voldemorta? Czy tajemniczy list od ojca pomoże mu w zagłębieniu znajomości? Czy tylko Wielka Brytania jest zagrożona i już nikt nie będzie bezpieczny? Czy Severus Snape nie podda się w najważniejszym dla świata momencie? Na te pytanie znajdziecie odpowiedź czytając drugią część Trylogii Superheroes - Harry Potter i Magią Żywiołów. Akcja, humor, dreszczyk emocji, śmierć... Życie! To i jeszcze więcej już od maja 2015.


EDIT: 2015/08/23
EDIT: 2017/12/15






Szablon
Alexx
ALEXX