26 kwi 2015

Prolog części II


Prolog części drugiej 
"Świat po śmierci Dumbledore'a."







Kilka dni po okrutnych zdarzeniach, świat czarodziei wraca do normy. Wszyscy opłakują śmierć Albusa Dumbledore i szczerze mnie nienawidzą. Nie żeby mnie to obchodziło... Czarny Pan postanowił mnie nagrodzić za zabicie tegoż wielkiego czarodzieja, jakim był Dumbledore. Nie jestem pewny czy tego chcę. Oficjalnie Zakon Feniksa ma mnie za zdrajcę i tak musi pozostać. Oczywiście, aż do czasu, gdy Harry uratuje ludzkość. Więc... trochę poczekam. 
Wróciłem na stałe do Czarnego Pana, a Hogwart już niedługo będzie także jego własnością. Obecnie mieszkam w swoim domu wraz z synem, który pojawił się dwa dni po pogrzebie dyrektora. Wiem, że wkrótce wyruszają w podróż. Tak wiele nadziei pokładam w nim. 
Zaczynam się także coraz bardziej martwić o Harry'ego. Rzadko wychodzi ze swojego pokoju, niewiele mówi. To... to dosyć dziwne. Jakby stracił cały zapał do życia. 
Czarny Pan popadł w szaleństwo. Większe niż dotychczas, jeśli to w ogóle możliwe. Chce uzyskać władzę nad ministerstwem. Jego kandydatem na ministra jest mąż Belli, Rudolf Lestrange. 
Nie sądzę, aby był to dobry wybór... i tak Czarny Pan będzie odpowiadał za ministerstwo. Lestrange jest tylko pionkiem w tej grze. Jak każdy z nas. 
Atak na ministerstwo zaplanował na 8 czerwca, czyli dzisiaj. Mam przewodniczyć nim. Za wszelkie niepowodzenia także odpowiadam ja. Taka tam zwykła robota dla Śmierciożercy. 
Popołudniu znaleźliśmy się w gmachu ministerstwa magii. Nie było trudne, trochę czarów, trochę Imperiusa i gotowe. Podążyliśmy od razu do gabinetu ministra. Avery[1] dostał ode mnie polecenie zabicia ministra. 
Ja natomiast skierowałem się do Departamentu Tajemnic. Potrzebowałem stamtąd kilka ważnych informacji. Gdy je już znalazłem wróciłem do moich towarzyszy. W ministerstwie trwała panika. Większość chciała uciekać – teleportować się w bezpieczne miejsce, ale Antonin[2] zablokował sieć fiu oraz nałożył barierę antyteleportacyjną[3]. Ustawiliśmy się w półkręgu. Amycus[4], nowa zdobycz Czarnego Pana, rzucił zaklęcie zatrzymania na wszystkich pracowników. Teraz stali w miejscu i nie mieli wyboru, jak tylko nas słuchać. Z kręgu na środek wyszedł Amycus. 
Drodzy czarodzieje, przyszedł czas, aby przedstawić wam nowego ministra! Panie i panowie oto Rudolf Lestrange, nasz nowy minister.
       – Witam moich podwładnych. – rozpoczął Rudolf. – Wasz poprzedni minister nie żyje. – uśmiechnął się podle. – Teraz JA zajmę JEGO miejsce! – powiedział groźnie. – Od dzisiaj ministerstwo magii jest pod rządami Lorda Voldemorta! – wykrzyknął. – Będzie robić to co my chcemy! Nie będzie żadnych uległości. Moim pierwszym rozkazem będzie wyrzucenie z ministerstwa szlam! Mój drogi pomocnik, Amycus, postara się o szybkie rozwiązanie problemu. – Amycus pokiwał głową i popatrzył na tłum. – Świat czarodziejów ma wreszcie dobrego pana, Czarnego Pana! – krzyknął zadowolony. – Nie będziecie mogli teraz wyjść z pracy. Dopiero jak skończycie swoje zadania, pozwolę wam iść do domu. Zadania rozda wam Lucjusz. Lucjuszu? Możesz już? – zwrócił się do Malfoya. Ten pokiwał głową i zaczął rozdawać pergaminy z zadaniami. Tymczasem Amycus osłabiał siłę działanie zaklęcia. – To jest cudowny dzień dla społeczeństwa czarodziei w Anglii. Dziękuję. – zakończył. 
       – Lestrange, wiesz co masz teraz robić? – zapytałem. 
       – Oczywiście, Snape. 
       – Według planu Czarnego Pana. – przypomniałem mu. 
       – Tak, tak. Idź może złożyć sprawozdanie z tak udanej akcji. 
       – Pójdę, spokojnie. Najpierw chcę się upewnić, czy zrobisz to, co ci przykazano. 
       – Naprawdę, Snape, czasami strasznie mnie wkurzasz. – zirytował się i poszedł w stronę swojego nowego gabinetu. 
Teleportowałem się do Malfoy Manor, gdzie obecnie przebywa Czarny Pan. 
       – Panie. – ukłoniłem się. – Wszystko poszło według planu.
       – To dobra nowina, Severusie. Masz te dokumenty? – zapytał. 
       – Tak, panie. Oto one. – podałem mu kilka kartek. Resztę zatrzymałem dla siebie. 
       – Tylko tyle? – zdziwił się.
       – Tak, panie. Nic więcej tam nie było.
       – Przełożyli gdzieś... – zamyślił. – No... dobrze... Możesz już iść Severusie. Dobrze, że mogę na ciebie liczyć. 
Spojrzał z uwielbieniem w stronę Bellatriks, a ja skrzywiłem i wyszedłem. Przecież ona ma męża, pomyślałem. W sumie co to mnie obchodzi. Gdy wróciłem do domu Harry właśnie kończył się pakować. 
       – Udała się akcja? – zapytał.
       – Tak. Wszystko poszło według planu. Gdzie mam cię dostarczyć? 
       – Do Hogsmede. Dalej dam sobie radę. 
       – Wiesz, że nie możesz używać czarów...
       – Wiem, tato. Nie musisz mi przypominać. Jak teraz będzie wyglądać praca w ministerstwie?
       – Myślę, że tak jak do teraz. Tylko Czarny Pan będzie to kontrolował. – zamyśliłem się i dodałem w myślach: Chaos to mało powiedziane.  
       – Martwię się o pana Weasleya... – przyznał. – Wiesz może, kto zostanie dyrektorem Hogwartu? 
       – Mam pewne przypuszczenia... Ale to się jeszcze zobaczy. 
       – Ok. Dzięki, że mogłem tutaj pomieszkać.
       – Harry, to twój dom. Możesz tutaj być kiedy chcesz. – powiedziałem. 
       –Dzięki. Moglibyśmy się już teleportować do Hogsmede?
       – Jasne. – odpowiedziałem. 
    Po chwili staliśmy na obrzeżach wioski...
       – Uważaj na siebie.
    Nie miałem nawet czasu, aby powiedzieć coś więcej – Czarny Pan wezwał mnie. Złapałem się za ramię i teleportowałem się do dworu. Przy stole siedziało kilka osób – Czarny Pan, Bellatriks, Lucjusz i osoba, której bym się nigdy nie spodziewał tutaj...
       – Severusie, poznaj proszę Selene McCarthly [5].  – rzekł czaronoksiężnik.
       – Oh, Tom... nie trzeba nas przedstawiać. – odezwała się Selene. – My się znamy, prawda Severusie? – uśmiechnęła się.
       – Oczywiście. – syknąłem. – Czy nie powinnaś... nie wiem... być martwa? – skrzywiłem się.
       – Mam swoje sposoby.
       – Selene dołączy do nas! – powiedział Czarny Pan. To koniec, pomyślałem. Za co?! Dlaczego ona? – Cieszysz się, Severusie? Podobno dobrze się znaliście...
       – O tak... – odparła słodko.


_____________________________
[1] Avery – śmierciożerca.
[2] Antonin Dołohow – śmierciożerca, w moim opowiadaniu ma kilka niezwykłych darów magicznych.
[3] bariera teleportacyjna – nikt nie mógł się teleportować z ministerstwa.
[4] Amycus Carrow – śmierciożerca.
[5] Selene McCarthly  – zajrzyjcie do Bohaterów i do rozdziału 18 (tam jest wzmianka o niej).


20 kwi 2015

Rozdział 30

Rozdział 30 
"Przedsmak wielkiej wojny." 




MUSIC

 Zrobiło się ciemno i zimno. Na wieży Astronomicznej pojawiły się nagle dwie postacie. Jedna wyglądała na słabą, a druga była wyraźnie zmartwiona stanem tej pierwszej.

– Harry, idź po Severusa. Oni już tu są. – szepnął Albus Dumbledore.

– Dobrze. – odpowiedział Potter. Wszystko idzie według planu, pomyślał.

Nie zdążył się ruszyć, a Śmierciożercy już się dostali na wieżę. W tym samym czasie dyrektor rzucił na Pottera zaklęcie niewidzialności.

– Proszę, proszę... – mruknęła Bellatriks Lestrange.

– Bella... – powiedział cicho starzec.

– Jak miło Cię widzieć, Dumbledore! – zaczęła uprzejmie.–  Draco... zrób to.

Potter dostrzegł młodego i wystraszonego chłopaka. Był nim Draco Malfoy, który jak dobrze wiedział udawał Śmierciożercę. To on miał zabić Albusa.

– Panie Malfoy... – rzekł dyrektor. Harry był nadal unieruchomiony poprzez zaklęcie Dumbledore'a. – Niech się Pan dobrze zastanowi...

– Nie będziesz mi mówić, co mam robić. – krzyknął Draco. – Jeśli Cię nie zabiję, to oni zabiją mnie. Nie mam wyjścia! Chcę żyć.

– To wcale nie musi być tak...

– Musi! – warknęła Bellatriks.

Nagle na wieży pojawiła się jeszcze jedna osoba, a mianowicie Severus Snape. Jego wyraz twarzy był zimny i nieprzystępny.

– Snape, no nareszcie! – powiedziała Lestrange.

– Bello, spokojnie. – odparł Mistrz Eliksirów.

– Severusie... Proszę. – zaczął Albus, gdy Severus skierował różdżkę na niego. –Proszę.

– To nic nie da. – mruknął Nietoperz. – To nic nie da, Albusie. – powtórzył groźnie.

Patrzyli na siebie jeszcze chwilę, po czym Albus Dumbledore został trafiony morderczym zaklęciem. Severus popatrzył niewzruszony jak wielki czarodziej upada. Bella się zaśmiała, a czas dla Harry'ego się zatrzymał... Rozmyte kształty przesuwały się coraz szybciej. Próbował się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć. Minęła chwila, gdy wrócił do rzeczywistości. Dyrektor nie żyje! Teraz muszę sobie radzić sam! Na wieży nie było już nikogo. Zbiegł szybko na dół, gdzie toczyła się nadal bitwa. Zauważył Syriusza i Remusa walczących z śmierciożercami.

Pobiegł dalej. Musiał odnaleźć Hermionę i Rona. Nie okazało się to trudne. Znalazł ich w Pokoju Życzeń.

Znajdowało się tam także kilkoro młodszych uczniów. Pieczęć nad nimi sprawowała Tonks, która gdy tylko go zobaczyła, podbiegła do niego.

– Harry, Ron i Hermiono... Już czas. – powiedziała szybko.

Po chwili u boku Pottera znaleźli się jego przyjaciele. Zaczęli poważnie dyskutować. Nimfadora starała się zachować spokój w Pokoju Życzeń.

– Musicie uciekać stąd. – oznajmiła Nimfadora.

–Tak, wiem... ale jeszcze nie wiem dokładnie gdzie mamy pójść. - odpowiedział Potter.

– Jak najdalej od Hogwartu, Harry. Szybko. – mówiła coraz szybciej. – Uciekajcie. My się tutaj wszystkim zajmiemy.

Hermiona z Ronem popatrzyli wyczekująco na Harry'ego.

– Dobra... Zabezpieczenie opadły i możemy się teleportować. Hermiono, teleportuj nas do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. – poprosił.

–Tam nie jest bezpiecznie. Dumbledore nie żyje, a to on był strażnikiem tajemnicy.

– Dobra, a więc gdziekolwiek Hermiono. Jak najdalej stąd.

Po kilku chwilach pojawili w Surlley na Privet Drive.

–Serio, Hermiono? – zapytał zirytowany.

– Musimy znaleźć bezpieczne miejsce i pogadać. Zastanowić się co dalej.

– Może ktoś wyjechał na urlop, czy coś... i wtedy moglibyśmy pożyczyć sobie czyjś dom na naszą kwaterę...– mruknął Ron przyglądając się domom.

– Wątpię. – powiedział Harry. – Nie wiem, gdzie możemy teraz pójść.

– Nie możemy stać na środku ulicy! – krzyknął Weasley.

– Uspokójcie się. – ryknęła Hermiona. Było widać, że zamartwia się. – Na wszelki wypadek spakowałam plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami, ale... jest on w kwaterze. Zostawiłam go tam, bo mieliśmy właśnie tam spędzać wakacje.

Westchnęli.

– Nie mamy wyjścia. Musimy dostać się na Grimmauld Place 12.

– Zwariowałeś, Harry?

– Nie, Ron. Tak czy tak musimy, ponieważ tam jest plecak Hermiony... no i reszta Zakonu musi wiedzieć co planujemy, by nie było paniki.

– Ok. – mruknął – Hermiono? – zapytał Ron mając na myśli teleportację.



* * * 



Śmierciożercy zostali wezwani do Lorda Voldemorta w środku ataku na Hogwart. Nikt nie wiedział, dlaczego czarnoksiężnik postanowił przerwać tak doskonałą akcję.

Tom stał odwrócony do okna i wpatrywał się w półmrok. Jego słudzy zakończyli właśnie atak i zaraz mieli się zjawić. Pierwszy do salonu wszedł Severus Snape, a za nim Draco Malfoy.

– Severusie! – ucieszył się. – To było genialne. Zasługujesz na nagrodę, o której pomówimy później. – przeniósł wzrok na młodego Malfoy. - Draco, Draco... – zacmokał. – Wiedziałem, że nie uda ci się. – zamyślił się. – Ale to się zmieni. Przez wakacje staniesz się prawdziwym śmierciożercą. –zaśmiał się zimno. –O tak, to będą cudowne miesiące.

- Dziękuję, Panie. – ukłonił się Draco.

Do sali weszło kilkoro innych śmierciożerców i Voldemort zaczął swój wykład o tym jacy byli wspaniali i jak dużo uzyskali. To była dobra noc dla ciemnej strony.



* * *

W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa wrzało. Nikt nie był zdolny do uspokojenia się i porozmawiania. Pani Weasley cicho szlochała, Syriusz wpatrywał się głupio w ścianę, jakby ta była najatrakcyjniejszym przedmiotem w domu, a Minerwa próbowała zapanować nad czarodziejami.

–Moi drodzy uspokójmy się! Do niczego nas to nie doprowadzi! – krzyczała.

– Cisza! - wydarł się nagle Syriusz. – Usiądźcie.

– Musimy ustalić co dalej. – przemówiła McGonagall. –Albus nie żyje.

– Jak on mógł go zabić?! – zapytał retorytycznie Remus.

– On mu ufał. – odezwał się ktoś inny.

– To niewybaczalne. Sukinsyn! –warknął Black.

– Severus Snape zabił Albusa. Nic już nie zmienimy. Teraz zastanówmy się co dalej. Najpierw trzeba ustalić co ze szkołą?

– Zamykamy? Do nowego roku...? – zapytał cicho Moody.

– Tak, myślę, że tak będzie najlepiej. Nimfadora odsyła teraz uczniów do domów. Został i tak tylko miesiąc do końca roku. – rzekła spokojnie Minerwa. Jako zastępca dyrektora pełniła swoją rolę.

Do pokoju weszły nagle trzy osoby – Harry, Ron i Hermiona.

– Jak dobrze, że nic wam nie jest. – odetchnęła z ulgą Molly.

– Musimy porozmawiać. – rzekł spokojnie Potter.

– Harry, dyrektor przekazał mi wczoraj pewne dokumenty. Mówił, że mogą Cię one zainteresować. – mówiła Minerwa. – To są wiadomości, które zdobyli Syriusz i Remus oraz kilka innych osób. Wspomniał, abym jak najszybciej Ci to przekazała. Dodał również, że tylko ty możesz to odczytać. – podała mu gruby plik kartek.

– Dziękuję, pani profesor. – rzekł biorąc do ręki kartki. Gdy spojrzał na pierwszą jego oczom ukazały się dwa słowa: Magia Żywiołów. Odłożył je na stół.

– Wiem, że wraz z dyrektorem mieliście jakąś ważną misję, czy teraz...

– Nie możemy wam zdradzić co będziemy robić i gdzie. To jest ściśle tajne. – oznajmił Harry. – Proszę, abyście nie próbowali z nas nic wyciągnąć.

– A my idziemy na własną odpowiedzialność. Nikt nas nie zmuszał. – rzekła Granger.

– Ale o co chodzi? Co z tą misją...? – odezwał się zdezorientowany Syriusz.

– Nie możemy nic więcej powiedzieć. Przyszliśmy tylko oznajmić wszystkim, aby nas nie szukali i nie martwili się o nas. – powiedział Ron.

– Ron! – krzyknęła Molly.

– Kochanie, uspokój się. Oni wiedzą co robią! – pan Weasley próbował  uspokoić żonę.

Minerwa McGonagall ustalała szczegóły związane z pogrzebem Albusa, gdy Złota Trójca poszła po plecak. Dołożyli kilka jeszcze rzeczy do niego, po czym zeszli na dół.

– A więc... pogrzeb odbędzie się jutro. – mówiła z rozpaczą profesor Transmutacji.

– W Hogwarcie? – zapytał Harry.

– Tak... Tak jak sobie życzył. – odezwał się Kingsley.

– Kiedy wyruszycie w swoją podróż? – zapytał Remus Harry'ego.

– Po pogrzebie dyrektora...? – spojrzał na swoich przyjaciół, którzy kiwnęli głowami na znak, że się zgadzają.

– Proszę was, abyście na ten czas pozostali tutaj... w Kwaterze Głównej. Mamy już nowego strażnika. – powiedziała Minerwa.

– Dobrze. – powiedzieli chórem.



* * *



Na pogrzebach wszyscy płaczą. Tak było i teraz. Świat żegnał sławnego i potężnego czarodzieja – Albusa Dumbledore'a. Harry nie czuł nic tego dnia. Ginny siedziała obok niego dodając otuchy poprzez trzymanie jego ręki. Teraz będzie musiał sobie radzić sam! Nikt mu nie pomoże... Ani dyrektor, ani ojciec. Ma jedynie swoich przyjaciół. Gdy wszystko umiera, zostaje tylko prawdziwa przyjaźń. Za kilka godzin zacznie się ich walka z czasem, walka z życiem.

Nic nie będzie takie jak dotychczas... Po pogrzebie odbył się uroczysty obiad w Hogwacie. Harry wraz z Ronem i Hermioną ustalał plan działania.

– Rok szkolny zakończy się oficjalnie jutro. – mówił Potter. – Jak chcecie to możecie się na nim pokazać, aby nie wzbudzać podejrzeń. Ja... ja już mam miejsce, gdzie się skryję. – zamyślił się. – Zostańcie z rodzicami. Hermiono...? Masz już plan na...

– Tak, Harry. – odpowiedziała nie mówiąc już nic więcej.

– Dobrze. Spotkamy się 10 czerwca, czyli za pięć dni w Wrzeszczącej Chacie w Hogsmede. Tam ustalimy gdzie zaczniemy poszukiwania horkuksa. Ten – wyjął amulet z kieszeni. – jest bezużyteczny. Dyrektor się pomylił, to nie jest horkruks.

– Ok, czyli za pięć dni w Hogsmede. – rzekł podekscytowany Ron. – O tak...

– Ja nie mogę jeszcze używać czarów, ale myślę, że dam sobie radę. – mruknął Harry na odchodne.

Teraz miał już tylko jeden cel, a mianowicie dostanie się do Snape Manor...
________________________
Prolog części drugiej ukaże się najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu. A tymczasem trzymajcie kciuki za egzaminy gimnazjalne, które piszę. Życzę wszystkim gimnazjalistom powodzenia! :)

EDIT: 2015/08/28
EDIT: 2017/12/17

10 kwi 2015

Rozdział 29

EDIT: Szablon już działa! Serdecznie dziękuję za wykonanie go Diaphanerose.
Jesteś wspaniała!!
___________________________________

 



 Rozdział 29
" Farewell to life. [2]"




MUSIC




Albus Dumbledore szybkim krokiem szedł jedną z ulic w Dolinie Godryka, gdzie niegdyś mieszkał. Postanowił uporządkować kilka spraw przed swoją śmiercią. Nim się zorientował doszedł do swojego dawnego domu. Popatrzył na niego smutno po czym wszedł do środka. W domu nic się nie zmieniło. Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu. Przeszedł przez korytarz i zobaczył magiczną fotografię swojej rodziny. Na zdjęciu znajdował się on sam, jego siostra – Ariana, jego brat – Aberfort oraz matka i ojciec. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Łza zakręciła się mu kącikach oczu. Zamrugał szybko i podążył dalej. Zawędrował do swojego pokoju. Zabrał kilka książek z niego i udał się do salonu, gdzie niegdyś toczyła się walka pomiędzy nim a Grindelwaldem. W tej bitwie zginęła jego jedyna siostra. Do dziś nie wiedzieli, który z nich ją zabił. Dumbledore zawsze uważał, że to Grindelwald. Ale czy to była prawda? Popatrzył jeszcze raz wkoło i wyszedł jak najszybciej z mieszkania.

Miał w planach odwiedziny u swojej dawnej miłości, a dokładniej Bathildzie Bagshot. Nigdy nie stanowili pary. Jej rodzice doprowadzili do małżeństwa z czarodziejem, którego ona nie kochała. Nienawidziła go. Antonio Bagshot był starzy od niej o 10 lat, co w świecie czarodziei nie budziło zastrzeżeń jednak Bathilda nie była szczęśliwa, kochała tylko i wyłącznie Albusa. Wkrótce po ślubie rodzice panny młodej postanowili wyjechać wraz z córką i jej mężem.

Bathilda wraz z Antonio mieli dwójkę dzieci. Niestety one również były spowodowane naciskiem ze strony rodziców Bathildy. Gdy państwo Gergen (rodzice) umarli, Bathilda rozstała się z mężem i wróciła do Doliny Godryka wraz z dziećmi mając jednocześnie nadzieję, że miłość jej życia nadal tam jest i na nią czeka. Jak bardzo się rozczarowała, gdy dowiedziała się, że Albus wyjechał z Doliny wraz z Grindelwaldem. Podobno planowali coś razem. Wiele osób plotkowało, że Ci czarodzieje są parą. Nikt jednak nie wiedział czy to prawda. Po kilku latach dzieci Bathildy znalazły się w Hogwarcie, gdzie poznały Dumbledore'a. Albus dopiero wtedy się dowiedział o Bathildzie. Rok później Ariana zginęła. Albus cierpiał z powodu śmierci siostry i utraty przyjaciela. Jednak niedługo po tym wyprowadził się z doliny na dobre.

Stał się szanowanym i podziwiany czarodziejem, który pokonał Grindelwalda. Kilka lat później został dyrektorem Hogwartu i już nie przyjeżdżał w rodzinne strony. Od tego czasu nie widział się z Bathildą Bagshot.

Jej dom nie wyróżniał się wśród innych, ale czuło się w nim ciepło rodzinne. Zastukał do drzwi i po chwili ukazała mu się znajoma twarz.

– Albus? – zapytała zdziwiona.

– Witaj, Bathido. Mogę wejść?

– Proszę bardzo. – wpuściła go do środka. Przeszedł przez krótki korytarz do małego salonu.

– Zdziwiłaś się, prawda? – uśmiechnął się.

– Oczywiście, że tak! – odparła z entuzjazmem. – Jesteś ostatnią osobą, której bym się spodziewała. Co Cię sprowadza?

– Chciałbym się pożegnać...

– Pożegnać...? Wyjeżdżasz gdzieś? – zapytała zdezorientowana.

– Nie... To coś innego... Niedługo będę musiał umrzeć...

– Albusie, o czym ty mówisz? – patrzyła przerażona na niego.

– Tak, moja droga Bathildo. Tylko to uratuje ten świat.

– Niemożliwe, nie możesz...

– Usiądźmy może, wszystko Ci wytłumaczę.



* * *



Poranek w Hogwarcie uczniowie powitali dość optymistycznie. Świeciło słońce i było ciepło. Taka pogada każdemu poprawiłaby humor. Hermiona wraz z Draco spacerowała po błoniach. Nic nie mówili... trzymali się tylko za ręce. Wiedzieli, że szykuje się bitwa, że nie będą mogli być razem... To zakazane! A do tego i niebezpieczne.

Gwardia Dumbledore szkoliła się od kilku tygodni pod okiem Harry'ego Pottera i Severusa Snape'a. Umieli już się bronić i atakować jednocześnie. Potter był z nich dumny. Osiągnęli tak dużo. Większość zawdzięczało to jemu, ale on tak nie uważał.

Swoje nowe zdolności wykorzystywał coraz bardziej. Przyjaciele byli mocno zdziwieni jak i wystraszeni, tak jak Ron wczoraj wieczorem, gdy wrócił do dormitorum, a Harry powiedział mu co ten robił.

– Stary, to niemożliwe!

– A jednak! – zaśmiał się.

– Skąd wiesz, że byłem u Parvati?

– Na ustach masz błyszczyk, a w twoim umyśle przeplata się chwila, gdy się z nią całowałeś. – uśmiechnął się szatańsko.

– Miałeś nie czytać mi w umyśle. – oburzył się rudzielec.

– Wybacz, ale za głośno jesteś.

Chłopiec, Który Przeżył czytał w myślach bez żadnego wysiłku. Jednak postanowił to blokować. Czasami mu się to nie udawało.



* * *



Siedzieli w małej kuchni rozmawiając tak jak za dawnych lat. Bathilda patrzyła na niego z czułością.

– Jesteś pewny, że to zadziała? – zapytała po raz kolejny.

– Tak. Harry da radę.

– Powiesz mu to co mnie?

– Nie! Powiem tylko tyle, że muszę umrzeć.

– Chłopak nie będzie wiedział, że ma Cię uratować? – zdziwiła się.

– Nie, nie może. Musi się najpierw skupić na zniszczeniu horkruksów.

– A jak nie da sobie rady?

– Wtedy będę martwy.

– Albusie...! To co robisz... to...

– Bathildo, muszę to zrobić. Ja nie uciekam śmierci, ja wygrywam śmiercią.

– Albusie, proszę nie rób tego.

– Muszę... Muszę już iść. Może spotkamy się... kiedyś. – ucałował ją w policzek.

– Kocham Cię! Ja zawsze Cię kochałam! – wyparowała.

– Ja ciebie też, Bathildo. Żegnaj.



* * *



Harry Potter siedział w fotelu przy biurku w gabinecie Albusa Dumbledore'a. Ponoć dyrektor miał jakąś ważną sprawę do niego. Po chwili w kominku pojawił się Albus.

– Witaj, Harry. – powiedział od razu.

– Dzień dobry, dyrektorze. Chciał mnie pan widzieć.

– Tak, mój drogi chłopcze. Mam Ci do powiedzenia kilka ważnych spraw.

– Słucham więc.

– Za tydzień wyruszymy po horkruksa.

– Wyruszymy..., czyli ja też? – zapytał z nadzieją wyczuwaną w jego głosie.

– Tak, ty też! To jest częścią mojego planu. Gdy wrócimy w szkole pojawią się śmierciożercy.

– Śmierciożery?! Ale skąd... – Harry był skołowany.

 – Mam swoje sposoby, ale nie o tym teraz. Słuchaj uważnie!

– Dobrze.

– Zaatakują nas na wieży Astronomicznej. Severus będzie musiał mnie potem zabić.

– Zabić?! Co? Jak?! Severus...

– Musi to zrobić z mojego polecenia, Harry. Nie ma go z nami, ponieważ ma spotkanie śmierciożerców.

– Ale pan nie może umrzeć! – jękną Potter.

– Muszę, może kiedyś zrozumiesz. Jesteś wielki! Na pewno sobie poradzisz! Wierzę w Ciebie i twoją moc.

– Nie! Nie może pan umrzeć akurat teraz..., gdy wojna jest tak blisko. Nie...

– Harry, uspokój się. To jest mój plan, dzięki mojej śmierci ty wygrasz!

– Ja nie dam rady! Ja nie potrafię. Nie chcę!

– Harry! Potrafisz jak tylko zechcesz. Ojciec Ci pomoże, jeśli … – zamyślił się. – … będzie w stanie.

– Nie... – wpadł w histerię. – Proszę.

– Harry, zrozum! To ważne dla nas... Myślisz, że mi jest łatwo?! Nie. Nie utrudniaj, proszę.



* * *



Syriusz po dowiedzeniu się prawdy o przepowiedni zwątpił w plany Dumbledore'a. Obecnie znajdował się w swoim domu odcięty od świata czarodziei. Dom nadal służył za Kwaterę Główną Zakonu Feniksa, jednak od pewnego czasu nie było spotkań... Aż do dzisiaj. Albus zwołał zebranie nagle – ponoć ma coś bardzo ważnego do przekazania. W domu znajdowało się już kilka osób – Remus wraz z Nimfadorą, wszyscy Weasleyowie oprócz Rona i Ginny, którzy mieli wkrótce przyjechać wraz z dyrektorem i resztą Złotej Trójcy.

Gdy wszyscy członkowie usiedli na swoich miejscach dyrektor rozpoczął spotkanie:

– Dzisiaj mamy kilka ważnych spraw do ustalenia. Zacznijmy od sprawozdań. Nimfadoro, jak przedstawia się sytuacja w ministerstwie?

– Tak jak zawsze, czyli większość się boi, ale wykonują swoje zadania. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje.

– Dobrze. Remusie, czy wilkołaki zdecydowały po której stronie staną?

– Nie i nie zanosi się na szybką decyzję.

– Rozumiem. Severusa jeszcze nie ma, ponieważ jest na spotkaniu u Voldemorta. Chcę wam powiedzieć, abyście nigdy w niego nie zwątpili. Nigdy! – popatrzył na Harry'ego. Wczoraj dyrektor powiedział mu, że jego ojciec musi zabić dyrektora... i że nikt nie może dowiedzieć się o tym, że on wiedział wcześniej. Nikt nie może wiedzieć o tym planie.

– Jasne. – prychnął Syriusz.

– Tak... Syriuszu i Remusie mam dla was zadanie. Pojedziecie do Hiszpanii do niejakiej Rebecci Wilson dowiedziecie się od niej wszystkiego o Alexandrze White'cie. Rebeccę znajdziecie w Barcelonie. Nie odszukacie jej tak łatwo, gdy już będzie w jej ojczyźnie, da wam znaki.

– Nie rozumiem. – odezwał się Syriusz.

– Nie dziwię się. – odezwał się znajomy głos. Wszyscy odwrócili głowy na Severusa, który opierał się o futrynę drzwi. – Masz odnaleźć kobietę, która Cię do siebie doprowadzi. – westchnął.

– Severusie, jak dobrze, że już jesteś! – ucieszył się Albus.

– Jasne. – prychnęli naraz Snape i Black.

– Dobrze, a więc co nowego u twoich koleżków? – zagaił Syriusz.

– Wspaniale, Black. Była herbatka i ciasteczka. – wycedził Snape.

– Moi drodzy, wystarczy! – odezwał się rozbawiony Dumbledore. – Severusie?

– Planuje zaatakować Hogwart w ciągu kilku najbliższych dni... – popatrzyli na siebie ze zrozumieniem.

– Czyli kiedy? – dopytywał się Remus.

– Za tydzień. – mruknął Snape.

– Remusie i Syriuszu macie pięć dni na znalezienie Rebecci.

– Oczywiście, damy radę, prawda Remusie? – Lupin kiwnął tylko głową nadal zszokowany wiadomością o ataku.

– Myślę, że to tyle. Będziemy się teraz spotykać codziennie. Syriuszu, czy to nie problem?

– Oczywiście, że nie. I tak mnie nie będzie. – powiedział Black.

– Harry, wszystko w porządku? – zapytał nagle Snape.

– Tak, tak. – odparł chłopak.

– Jesteś strasznie blady...

– Powiedziałem mu wczoraj o naszym planie. – rzekł dyrektor, gdy nikt nie mógł już ich usłyszeć.

– Wiesz, że ja... – zaczął Severus.

– Wiem, że musisz... Ale nadal nie wiem dlaczego. – szepnął.

– Kiedyś się dowiesz. – dodał Albus.

– Mam taką nadzieję. – rzekł niespecjalnie w to wierząc.



* * *

Nastał chłody wieczór. Remus i Syriusz znajdowali się już w Hiszpanii w Barcelonie. Miasto było piękne, aż trudno było uwierzyć, że jest prawdziwe. Gdy pojawili się już w ojczyźnie Rebecci dostali od niej pierwszy znak mówiący, aby podążyli za swoimi pragnieniami. Akurat w tej chwili bardzo chciało im się pić, więc wywnioskowali po długiej naradzie, że chodzi o ocean. Po godzinie stali już na plaży pełnej ludzi, ale też dostali kolejną wskazówkę, aby iść na wschód w ląd. W taki sposób znaleźli się w hotelu. Po kilku chwilach na schodach pojawiła się piękna blondynka.

– Panowie do mnie, prawda?

– Pani Rebecca Wilson? – zapytał Syriusz.

– Tak, a panowie to...?

– Syriusz Black.

– Remus Lupin.

– Miło mi panów poznać. Zapraszam na górę. – powiedziała wskazując na schody.

 Poruszała się z gracją mugolskiej modelki. Zahipnotyzowani podążyli za nią. Po chwili znaleźli się w pokoju 113.

– Rozgośćcie się. – rzekła siadając na sofie

Apartament był ogromny. Wokół panował przepych, bogactwo. To na pewno był najdroższy z apartamentów w tym hotelu. Na stoliku obok sofy stał w wazonie bukiet róż. Na ścianie wysiało kilka pejzażów, po prawej stronie znajdowały się drzwi prowadzące na balkon.

– Albus, powiedział mi, że mnie odwiedzicie. Mam nadzieję, że nie było trudno mnie znaleźć.

– Dlaczego pani się ukrywa? – zadał pytanie Syriusz.

– Nie ukrywam się. Ja tak żyję, nie znajdziesz mnie dopóki Ci na to nie pozwolę. – mówiła nadzwyczaj słodko i uroczo.

– Rozumiem. – odparł Remus marszcząc brwi.

– Dawno się nie widziałam z Albusem... – zaczęła wspominać. – Ahhh... Chcecie się dowiedzieć coś o moim bracie, tak?

– Bracie?! – zapytał zdezorientowany Black.

– Tak... Alexander White to mój brat. Jesteśmy Radą Magii Żywiołów. Ja, Alexander i Max Sherron. Jesteśmy rodzeństwem i jesteśmy nieśmiertelni. Tak gwoli ścisłości. Alexander jest głównym szefem Rady. To on zarządza w pełni nią i podejmuje decyzje, jednak nie spotkacie się z nim osobiście. On przeprowadza test, decyduje o prawach i tak dalej... – zamyśliła się. – Narodziliśmy się jako zwykli czarodzieje, potem matka próbowała na nas wiele rzeczy. Tak staliśmy się Magami Żywiołów. Mamy coś z wampira, wilkołaka, ducha i czarodzieja. Jesteśmy mieszanką ich wszystkich. Niepokonaną. Bronimy zwykłych ludzi. Alexander na przykład pomaga w  Międzynarodowej Agencji Magów.

– To dlaczego nie pomożecie nam w wojnie z Voldemortem? – wypalił Syriusz.

– Drogi, panie Black... – zdziwił się, że zapamiętała jego nazwisko. – Wy sami tę wojnę rozpoczęliście. Nam nic do tego... Jestem ciekawa do czego Albusowi te informacje...

– Nie powiedział nam. – rzekł Lupin.

– To do niego podobne. – zaśmiała się. – Co by tu jeszcze wam powiedzieć... Jeśli ktoś chciałby nas znaleźć to wystarczy proste zaklęcie na terenie Hiszpanii. Recall [1].

Przez chwilę panowała niezręczna cisza.

– Dziękujemy za wszystkie informacje! – rzekł Lupin.

– Ależ nie ma za co. – oblizała usta patrząc na Syriusza.

– Kim jesteś? – zapytała nagle wskazując na Blacka.

– Czarodziejem... – odparł zdziwiony.

– Nie, nie... Nie o to mi chodzi...

– Animagiem...?

– O tak... Czuję to! – zaśmiała się. – I taki gorący... – szepnęła.

– Słucham...? – Syriusz wytrzeszczył oczy.

– Nie, nic! Miło mi było poznać panów, ale chyba czas na was. – zmieniła temat.

– Myślę, że tak... Syriuszu, idziemy?

– Yhym... – wpatrywał się w Rebeccę.

Rebecca podeszła i przytuliła się do nich po przyjacielsku.

– Taki to nasz zwyczaj. – wytłumaczyła.

– Miły. – zaśmiał się Syriusz.

– Gdyście chcieli się ze mną jeszcze kiedykolwiek spotkać to wiecie co robić. Niedługo się ponownie spotkamy... Jestem pewna! Żegnam panie Lupin, panie Black...

– Do zobaczenia.

– O tak, mój Animagu!



Tydzień później Albus Dumbledore udali się po horkruksa.*



* Zdarzenia opisane tak jak w książce.

[1] Recall - łac. przywołuję.

[2] Farewell to life. - z ang. Pożegnanie z życiem.

EDIT: 2015/08/28
EDIT: 2017/12/17
Szablon
Alexx
ALEXX