28 sie 2015

Rozdział 41

Zwiastun bloga już jest (znajdziecie go po lewej stronie lub poniżej). 


Rozdział 41
"Dispute"




Granger,
Nadszedł koniec tej bajki dla nas. Nie będzie szczęśliwego zakończenia. Nie dla nas! Przez te słowa chcę Ci powiedzieć, że to koniec między nami. Wstąpiłem do szeregów Czarnego Pana i będę mu służył. Nie ma dla nas żadnej innej opcji, jak się rozstać. Postanowiłem to już kilka dni temu. Nie pisz do mnie. Chcę się od Ciebie odciąć. Nie chce myśleć o tym, co nasz łączyło. Już nigdy nie będzie nas to łączyło. Nigdy! Rozumiesz?! Nie jesteś dla mnie odpowiednia. Teraz mogę poszukać sobie kogoś lepszego! Mam w zasięgu ręki tyle pięknych kobiet czystej krwi.
To było tylko głupie zauroczenie. Powinnaś być z kimś takim jak Potter.
Nigdy już się nie spotkamy, chyba, że podczas bitwy, ale będziemy walczyć przeciwko sobie. Nie zależy mi na Tobie. Jeśli będę musiał nie powstrzymam się przed zabiciem Ciebie.
Trzymaj się ode mnie z daleka.
Żegnam
Dracon Malfoy

˜— Bardzo dobrze, Draco. — powiedział Snape po przeczytaniu listu. Chłopak pokiwał ponuro głową. — Ochronisz ją.
— Wiesz dobrze, że zrobię wszystko, aby była bezpieczna.
— Tak. — mruknął Mistrz Eliksirów. — Wyślij to sową i wracaj na zajęcia. — dodał po chwili.
Severus westchnął. Draco pożegnawszy się wyszedł i dyrektor Hogwartu został sam. Po kilku minutach rozmyślań postanowił porozmawiać – a przynajmniej spróbować – z synem.
— Harry! Nareszcie. — odetchnął z ulgą, gdy wyczuł umysł Pottera.
— Tak? — odpowiedział sennie chłopak. 
— Co się stało wczoraj?
— Pan S.?
— Tak. Nie poznajesz? — spytał zdziwiony.
— Chciałem się tylko upewnić. Jestem strasznie zmęczony. — westchnął. — I głowa mnie boli.
— Chcę się dowiedzieć, czy coś poważnego Ci się wczoraj stało.
— Tom mnie zaatakował i dlatego się tak dzisiaj czuję. Mam nie jasny umysł, to takie upierdliwe. — zaśmiał się. — Przejdzie mi.
— Czarny Pan wyczuł mnie wczoraj w twoim umyśle...
— Zostałeś ukarany? — spytał zaniepokojony.
— Nie. Wymyśliłem historyjkę, o tym, że próbowałem się dowiedzieć, gdzie się obecnie znajdujecie.
— Aha. Muszę kończyć, bo naprawdę źle się czuję. Porozmawiamy później.
— Dobrze. Odpocznij. — rozkazał. 
Kilka minut później Harry oddał się w ramiona Morfeusza. 

***
Starsza postać teleportowała się na jednej z ulic Hogsmede. Rozejrzała się dokoła. Uliczki były puste, To dobrze, pomyślał. Chociaż nie zdziwił się tym, aż tak. No kto normalny by o 2 w nocy robić zakupy? No nikt! Naciągnął kaptur na głowę i poszedł wzdłuż Rodlney Street [1]. Mijał kilka domostw, aż doszedł do domu Aberforta Dumbledore'a. Rzucił kilka zaklęć na drzwi, brzmiały tak jakby zdejmował zabezpieczenia, po czym bez trudu wszedł do środka. Oczywiście w pomieszczeniu panowała cisza. Przeszedł szybko do sypialni Aberforta. Ten spał smacznie w swoim łóżku. Potrząsnął nim kilka razy... Aberfort szybko wstał i popatrzył na towarzysza przerażony. 
— Co ty tutaj robisz, do cholery? — krzyknął, gdy ostatnie oznaki snu ulotniły się. 
— Zwiedzam okolicę. — zakpił. Dumbledore popatrzył na niego wilkiem. 
— Przejdź do rzeczy. Jakbyś nie wiedział... jest noc, a w nocy ludzie śpią. 
— Choć do salonu. Muszę z tobą porozmawiać. — oznajmił gość, po czym wyszedł nie czekając na gospodarza. 
— No dobrze, a więc... czego ode mnie chcesz? 
— Och, Aberforcie! — westchnął. — Potrzebuję Eliksiru Wielosokowego. 
— Po co Ci? 
— Chyba nie myślisz, że mógłbym wyglądać tak — wskazał na siebie. — w ciągu dnia... — sapnął. 
— No nie... raczej nie. — Dumbledore uśmiechnął się. — Wszystko ładnie pięknie, ale skąd ja Ci wytrzasnę Wielosokowy? — zapytał rozdrażniony. 
˜— Skontaktuj się z Severusem... 
— Nie. — tak szybka i gwałtowna odpowiedź zdziwiła przybysza. 
— Powiedz, że bardzo, ale to bardzo tego potrzebujesz! Proszę Cię, Aberforcie. Proszę. 
— Jak mam mu o tym powiedzieć, tym samym nie zsyłając na siebie bandy Śmierciożerców? 
— Napisz list, a ja rzucę odpowiednie zaklęcia. 
— No dobrze... 
— Możesz to zrobić to teraz? 
— Teraz? — spytał zdziwiony Dumbledore. — Jest druga w nocy. 
— Wiem, tak teraz!
Aberfort wstał od stołu i poszedł na chwilę do sypialni. Wrócił z piórem i pergaminem. 
— Może sam napiszesz? 
— Nie jestem pewien... Nie wiem, czy powinienem... — zamyślił się. 

Drogi Severusie, 
Potrzebuję twojej pomocy – proszę, czy mógłbyś dostarczyć mi Eliksiru Wielosokowego, tyle ile będziesz miał. Wyślij go proszę do Aberforta Dumbledore'a, Rodlney Street 7, Hogsmede. 
Potrzebuję tego szybko. 
Ufam, że zrobisz to dla mnie, chłopcze.

Rzucił kilka zaklęć, po czym zapakował w kopertę i podał Dumbledore'owi. 
— Nie podpiszesz? — spytał zdziwiony gospodarz. 
— Nie. Severus będzie wiedział od kogo jest ten list. — wstał i zaczął kierować się w stronę drzwi. — Powiadom mnie, gdy przyśle eliksir, dobrze?
— Tak.
— A więc... Dobranoc, Aberforcie i dziękuję. 
— Żegnaj. — opowiedział smutno Dumbledore. 

***
Tydzień później Ron zaczął się zachowywać co najmniej dziwnie. Wściekał i czepiał się o byle co. Drażniło go wszystko i wszyscy. Pewnego dnia Harry nie wytrzymał i wykrzyknął w stronę Weasleya: 
— O co do diabła Ci chodzi? 
— O co MI chodzi? — zadrwił. 
— Tak! O co Ci chodzi? Zachowujesz się jeszcze gorzej niż podczas Turnieju Trójmagicznego.
Ron zaśmiał się. 
—  No dobra! *Nie oczekuj, że będę się miotał jak głupi po namiocie tylko dlatego, że pojawiło się coś nowego, co musimy znaleźć. Po prostu dopisz to do listy tego wszystkiego, czego nie wiesz. 
— Nie wiem? — powtórzył Harry. — Nie wiem? 
— Właśnie przeżywam najwspanialszą przygodę mojego życia - ciągnął Ron. - Z przeraźliwie pustym żołądkiem i co noc przemarzając na kość. Miałem po prostu nadzieję, po tych kilku tygodniach włóczenia się po dziwnych miejscach, że w końcu coś osiągniemy.
— Ron - powiedziała Hermiona tak cicho, że Ron mógł udać, że jej nie słyszy, bo deszcz bębnił już głośno w płótno namiotu. 
— Myślałem, że wiesz, w co się pakujesz - powiedział Harry. 
— Ja też tak myślałem.
— Więc co właściwie nie odpowiada twoim oczekiwaniom? - zapytał Harry, czując wzbierający gniew. — Może myślałeś, że będziemy nocować w pięciogwiazdkowych hotelach? Ze codziennie będziemy odnajdywać horkruksa? Może się spodziewałeś, że na Boże Narodzenie wrócisz do mamusi? 
— Myśleliśmy, że wiesz, co robisz! - krzyknął Ron, zrywając się z pryczy, a jego słowa dźgnęły Harry’ego jak sztylety. — Myśleliśmy, że Dumbledore ci powiedział, co masz robić, myśleliśmy, że masz jakiś prawdziwy plan! 
— Ron! - zawołała Hermiona i tym razem deszcz już jej nie zagłuszył, ale Ron i tak ją zignorował. 
— No cóż, przykro mi, że tak was rozczarowałem - odrzekł Harry spokojnym tonem, choć wewnątrz czuł pustkę i gorycz. — Byłem z wami szczery od samego początku, powiedziałem wam wszystko, czego się dowiedziałem od Dumbledore’a. I chciałbym ci przypomnieć, bo chyba już zapomniałeś, że znaleźliśmy jednego horkruksa... 
— Tak, i jesteśmy tak samo blisko jego zniszczenia, jak odnalezienia tych brakujących... czyli nigdzie. Chrzanię takie osiągnięcia!
— Ron, zdejmij medalion - odezwała się Hermiona nienaturalnie wysokim głosem. - Proszę, zdejmij go. Nie wygadywałbyś takich głupstw, gdybyś go nie nosił przez cały dzień. 
— I tak by wygadywał - powiedział Harry, nie godząc się na próbę usprawiedliwienia Rona. - Myślicie, że nie zauważyłem, jak szepczecie za moimi plecami? Ze nie podejrzewam, co myślicie o tym wszystkim?
— Harry, my nie... 
— Nie kłam! - krzyknął Ron. — Ty też tak mówiłaś! Powiedziałaś, że jesteś zawiedziona, powiedziałaś, że myślałaś, że on trochę więcej wie... 
— Wcale tak nie mówiłam... Harry, nie powiedziałam tak! 
— Więc dlaczego nadal tu jesteś? - zapytał Rona Harry. 
— Dobre pytanie. 
— To wracaj do domu. 
— A tak, może to zrobię! - krzyknął Ron i zrobił kilka kroków w stronę Harry’ego, który się nie cofnął.  — Dla was to wszystko pestka, wasi rodzice są bezpieczni... 
— Moi rodzice są MARTWI! - ryknął Harry zapominając całkowicie, że jego ojciec nadal żyje. 
— A moi też mogą umrzeć! 
—  Więc IDŹ! Wracaj do nich, mama cię dobrze nakarmi i...
Ron wykonał nagły ruch. Harry zareagował, ale zanim zdążyli wyciągnąć różdżki z kieszeni, Hermiona uniosła swoją. 
— Protego! — krzyknęła i niewidzialna tarcza wyrosła między nią i Harrym z jednej strony, a Ronem z drugiej. Wszyscy troje cofnęli się o kilka kroków, odepchnięci silą zaklęcia, a Harry i Ron wpatrywali się w siebie poprzez przezroczystą barierę, jakby zobaczyli się tak wyraźnie po raz pierwszy w życiu. W Harrym wezbrała niszczycielska nienawiść do Rona: coś między nimi pękło.
— Zostaw horkruksa - powiedział. Ron ściągnął łańcuszek przez głowę i cisnął medalion na pobliski fotel. * Potem wyszedł szybko z namiotu, aby się deportować. Hermiona pobiegła za nim szybko. Wróciła po kilku minutach całkowicie przemoczona. 
— Deportował się. — oznajmiła. 
— Aha. — mruknął Harry. 
— Harry... — zaczęła niepewnie Hermiona. 
— Nie, Hermiono. Muszę pomyśleć. 
— Dobrze, Harry. Wezmę pierwszą zmianę. — powiedziała i wyszła na posterunek. 
Harry nie mógł uwierzyć, że Ron powiedział to wszystko. Było mu naprawdę przykro z tego powodu. Po godzinie do namiotu weszła zapłakana Hermiona. Harry podniósł się z łóżka i podszedł do niej. 
— Co się stało? — zapytał cicho. Podała mu bez słowa list. Potter zaczął szybko czytać list od – jak się domyślał – Draco. 
Granger nadal stała przy nim szlochając. Gdy Harry zakończył czytanie odezwała się:
— Dlaczego? — spytała. — Dlaczego? — łzy popłynęły po jej policzku. 
Potter przytulił przyjaciółkę, gdy ta rozpłakała się już na dobre. Nieprzytomnym wzrokiem popatrzył jeszcze raz na list od Draco. Co on w ogóle sobie myślał? Dlaczego to napisał? Harry nie chciał wierzyć w to wszystko. To było zbyt podłe, nawet jak na Malfoya. Coś mu tutaj nie pasowało. Tylko co, zastanawiał się. Pogłaskał uspokajająco Hermionę po plecach. Po chwili wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do łóżka. Granger po kilku minutach usnęła wykończona. 
Potter wyszedł z namiotu. Usiadł niedaleko i zaczął rozmyślać o tym wszystkim. O Ronie, o Draco... o Hermionie. Powinnaś być z kimś takim jak Potter. Te słowa najbardziej przykuły jego uwagę, świadczyły o tym, że Malfoy nie chce mieć już z nią nic wspólnego. 
Harry westchnął. Mieli horkruksa, ale nie wiedzieli jak go zniszczyć. Dumbledore tak naprawdę niewiele powiedział mu. Niby jego ojciec miał czegoś poszukać, ale widocznie zapomniał – miał już wystarczająco dużo na głowie. To twoja misja, twoje zadanie! 
Hermiona obudziła chwilę po tym, jak Harry wrócił do namiotu. Potter siedział w fotelu obok jej łóżka. Przyglądał się badawczo dziewczynie. W jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli.
— Jak się czujesz? — zapytał z troską Harry.
— Nie wiem. — odpowiedziała dziewczyna zgodnie z prawdą. Zaczęła wpatrywać się w sufit.
— Może... — zaczął nieśmiało Potter.
— Tak?
— Zrobię kakao... Ok? — spytał.
— Tak. Dzięki. — powiedziała beznamiętnie dziewczyna.
Gdy Harry poszedł zrobić napój, kilka łez popłynęło ponownie po policzkach czarownicy. Wytarła je szybko rękawem bluzki. Spojrzała po namiocie przypominając sobie słowa listu.
Wstąpiłem do szeregów Czarnego Pana i będę mu służył.
A proszę bardzo, mięczaku, pomyślała wściekle. Koniec tego mazania się! Będzie tak jakbyśmy nigdy nie byli razem. Będzie jeszcze żałował, że tak postąpił. Nie będę słabą Hermioną... będę niezwyciężoną Hermioną! 
Mam w zasięgu ręki tyle pięknych kobiet czystej krwi.
O tak, a ja tyle mężczyzn! Znam swoje zalety. Wykorzystam je.
Powinnaś być z kimś takim jak Potter.
A może i powinnam. 
Nie zależy mi na Tobie. 
Mnie na tobie też już nie. Za bardzo mnie zraniłeś. Nigdy więcej. 
Jeśli będę musiał nie powstrzymam się przed zabiciem Ciebie.
Ja też, nawet nie będzie mi przykro. 
Trzymaj się ode mnie z daleka.
Z przyjemnością. 
Hermiona po chwili skończyła swoją mentalną walkę i poszła do Harry'ego, który właśnie wlewał kakao do kubków. Uśmiechnęła się i podeszła do niego.
— Hermiono... — zdziwił się widząc ją. — Właśnie miałem już iść do Ciebie.
— Ale ja przyszłam do Ciebie. — uśmiechnęła się.
— Wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony. Przed kilkoma minutami nie była w stanie nawet powiedzieć coś więcej, a teraz stoi tu i normalnie się uśmiecha.
— Usiądźmy w salonie. — powiedziała biorąc kubki i stawiając je na stoliczku w salonie. Usiedli obok siebie na kanapie. — Postanowiłam sobie coś.
— Co? — popatrzył na nią.
— Nie chce być słaba.
— Nie jesteś. — zapewnił ją Potter.
— Jeśli on nie chce mieć ze mną nic wspólnego to ja tym bardziej. — upiła łyk kakao.
— Nie wiem czemu tak postąpił...?!
— Jest dupkiem i tyle. — szepnęła.
— Hermiono... — popatrzył uważnie na dziewczynę. — Czy ty na pewno...?
— Harry, już w porządku. Nie będę rozpaczała nie wiadomo ile... Zranił mnie... tak... Mocno, ale on żyje teraz swoim życiem. Ja też powinnam. Chociaż wiem, że nie będzie to łatwe. — westchnęła wtulając się w Wybrańca. 
— Dobrze. Cieszę się, że Ci lepiej. 
— Jest OK. — mruknęła. — Jak myślisz Ron do nas wróci? 
— Nie wiem... Mówił prawdę... co do pewnych rzeczy. — wyznał Harry.
— Harry. — westchnęła dziewczyna przytulając się mocniej do chłopaka. — Nie martw się. 


Następnego dnia dziewczyna postanowiła przejrzeć jeszcze raz Baśnie Barda Beedle'a szukając jakiś wskazówek. Potter natomiast przejrzał dokumenty, które ostatnio dostał w MI6. Dotyczyły głownie one akcji, w których brali udział agenci.
— Harry! — zawołała Hermiona. Potter podszedł do niej. — Popatrz. — podała mu książkę. — Widzisz symbol obok podpisu? — na stronie znajdował się list Dumbledore'a — Jak sądzisz... co to może oznaczać? 
— Nigdy nie wiedziałem... — zamilkł, zdając sobie sprawę, że już gdzieś widział ten znak. — Moment! Wiem! Ojciec Luny miał taki naszyjnik. 
— Tak? 
— Tak, pamiętam! — zastanowił się. — Nawet zapytałem Kruma o ten znak.
— I co powiedział? — spytała podekscytowana Hermiona. 
— Coś o Durmstrangu... Tak! Mówił, że ten znak namalował Grindelwald. 
— Grindelwald? Och... 
— Co jest?
— Może to był jakiś specjalny znak Dumbledore'a i Grindelwalda? — zamyśliła się.
— Może... A ojciec Luny musi wiedzieć, co ten znak oznacza! 
— Nie wiem, Harry. A jeśli powie nam, że to coś takiego jak chrapak krętorogi.
— Charpak krętorogi? Co to?
— No właśnie... coś takiego nie istnieje...
— Może porozmawiajmy z Lovegoodem?
— Nie, może później.— zaproponowała Hermiona. 
— Dobrze.  

Tydzień później Harry wraz z Hermioną opuścili dotychczasową kryjówkę i udali się jeszcze bardziej na północ. Tym razem postanowili zameldować się w hotelu na nazwisko Smith. Ich pokój zawierał jedno wielkie łóżko, komodę, biurko oraz stolik z czterema krzesłami. 
— O tym nie pomyśleliśmy. — powiedział Harry wskazując łóżko. 
— Oj tam. — machnęła ręką Granger. — Damy radę. — Harry uśmiechnął się. 
— Hermiono, nie poznaję Cię. 
— Och, Harry. — westchnęła. 
Hermiona kilka dni temu postanowiła, że będzie korzystać z życia na całego. Koniec użalania się nad sobą i ponurych myśli. Nie robiła tego dla Draco... Phi! Dla Malfoya. Robiła to dla siebie. Jest już dorosłą kobietą i ma prawo robić to co chce. 
— Dobrze. — powiedziała po chwili. — Pokaż horkruksa. 
Gryfon podał dziewczynie medalion. 

Tymczasem w Hogwarcie Luna, Ginny i Neville próbują wykraść z gabinetu dyrektora miecz Godryka Gryffindora. Dowiedzieli się o mocy jaką ten miecz posiada i chcieli pomóc Złotej Trójcy. 
Znajdowali się właśnie przy chimerze, podali szybko hasło i zaczęli się wspinać po schodach. Snape'a z gabinetu "wypędził" wybuch na trzecim piętrze zorganizowany przez Colina i Denisa Creeveyów. 
— Stań na czatach, Neville. — powiedziała Ginny, gdy już doszli do gabinetu. 
— Ok. — szepnął chłopak
Dziewczyny weszły do gabinetu. Rozejrzały się. Gdy zobaczyły miecz w gablocie podeszły szybko do niego zastanawiając się jak go wydostać... 
— Jak rozwalimy szybę to obudzimy portrety. — wskazała Ginny na śpiące postacie na obrazach.
— Racja. To jak?
Do gabinetu wpadł jak wichura Neville. 
— Idzie! Snape tutaj idzie! — krzyknął. 
— Co? — krzyknęła Luna. 
— Wynosimy się! — zadecydowała Ginny kierując się do drzwi. Gdy nacisnęła klamkę, aby wyjść ktoś pociągnął zewnątrz i stanęła twarzą w twarz z wkurzonym Severusem Snape'em...


_____
Dispute - spór
[1] Ulica w Hogsmede.
* Zmodyfikowany fragment Harry Potter i Insygnia Śmierci, J.K. Rowling

14 sie 2015

Rozdział 40




Rozdział 40
"Hatred Destroys Everything. [1]"


Po oprowadzeniu przez Meredith po MI6 Harry, Ron oraz Hermiona udali się Tavistock. Tam zamierzali mieć teraz swoją kryjówkę. Hermiona zaczęła zabezpieczać teren zaklęciami ochronnymi. Harry z Ronem ustawili magiczny namiot, taki sam jak mieli na Mistrzostwach Świata w Quidditchu. Ich kryjówkę otaczały drzewa, a milę dalej było jeziorko – tak oznajmiła Hermiona, gdy wróciła z patrolu.
— Dostałem sowę od Shona. —powiedział Harry podczas kolacji.
— Przysłał kopię umowy? — spytała dziewczyna. Nałożyła sobie na talerz jeszcze jedną kanapkę i zaczęła jeść.
— Tak. — odpowiedział Wybraniec odpakowując kopertę.
— Ile tego jest... — zaśmiał się Ron.
— No trochę. — przyznał Harry.
— Stary, powodzenia w czytaniu! — parsknął Ron.
Potter wziął do ręki plik dokumentów. Na pierwszej stronie zobaczył notatkę od Shona i kilku jakiś innych osób.
— Może nie będę musiał tego wszystkiego czytać. — mruknął Harry. — wziął do ręki trzy pierwsze strony napisane odręcznie, a kolejne — wydrukowane — podał Hermionie.
— Hermiono, zajmij się tą oficjalną częścią, a ja przeczytam resztę.
— Ok. — powiedziała dziewczyna biorąc do ręki pierwszą kartkę.
Harry zaczął czytać.

Michael Shon: Te trzy kartki przygotowaliśmy po to, abyś coś zrozumiał z umowy. Nie jesteś prawnikiem i pewnie się na tym nie znasz. Postaramy się wytłumaczyć Ci wszystko. Osoby, które piszą poniżej, pracują ze mną i mi doradzają. Poznasz ich zapewne jutro podczas treningu. Do umowy dołączyliśmy mapę naszej siedziby. 


Josh Peaker: Umowa pomiędzy Secret Intelligence Service (MI6) wraz z przedstawicielem Michaelem Shonem, a Czarodziejską Społecznością wraz z przedstawicielem Harrym Potterem została zawarta w dniu 17  października 1997r. w siedzibie Secret Intelligence Service. Niniejsza umowa odnosi się do współpracy między ludźmi nie magicznymi, a czarodziejami. Kontrakt będzie poległ na obustronnej pomocy w przypadkach zagrożeń życia lub zdrowia ludzi nie magicznych i/lub czarodziejów. 


Kevin Brow: Dobra, Josh, wystarczy, bo chłopak nie zrozumie. Ja sam już dostaje bólu głowy czytając tą twoją wypowiedź. 


Josh Peaker: To tradycyjne wprowadzenie do umowy. Wszyscy to zrozumieją. 


Kevin Brow: Taaak. Tylko, że pan Potter nie jest mugolem. A my mamy tu napisać własnymi słowami to, co jest w umowie. 


Michael: Panowie, wróćmy do tematu...


Kevin: Jasne M. To tak, panie Potter. Najpierw główne postanowienia. Zapewniamy wam broń mugolską oraz ochronę mugolską, a także immunitet dyplomatyczny i trening na agenta. 


Flinn Gloe: Wy zapewniacie nam ochronę czarodziejską, broń w postaci zaklęć... Pomoc w sytuacjach zagrażających życiu i zdrowiu osób nie magicznych. Informacje na temat obecnej sytuacji magicznej. 


Pan S.: Pomoc przy poszkodowanych (leczenie), dostarczanie lekarstw (eliksirów) to także część kontraktu, którą spełniać będą czarodzieje. 


Michael: Szkolenie zaczniecie od jutra tzn. 18 października. Będzie ono obejmować szkolenie w walce wręcz oraz z bronią palną. 


Josh: W siedzibie będziecie traktowani jako agenci. 


Kevin: Strój elegancki obowiązkowy... Wiecie... jak z filmów o agentach. 


Josh: Kevin, nie wygłupiaj się. 


Kevin: Spadaj, panie J. 


Pan S.: Szkoleniem magicznym pana Weasleya i panny Granger zajmje się pan Max Sheeron. 



Max Sheeron??? Przecież to jeden z Wielkiej Trójcy Magii Żywiołów, pomyślał Harry.



Pan S.: Skontaktuję się w najbliższym czasie z panem Potterem w sprawie jego treningu. Max Sheeron będzie trenowała pańskich przyjaciół od 27 października. 


Michael: Oczekujemy Was jutro w biurze. 



Harry skończywszy czytać podał kartki Ronowi.

— Ten Kevin to fajny gość. — stwierdził Ron po chwili.
— Pokażcie i mi. — zażądała Hermiona. Ron podał jej dokumenty. — Yhym... To samo jest tutaj. — wskazała na oficjalną wersję umowy.
— To dobrze. — mruknął Potter.
— A co z horkruksami? — spytała Granger.
— Po szkoleniu szukamy dalej.

Następnego dnia zwarci i gotowi udali się do siedziby MI6. Przy wejściu znowu spotkali Johna. Tym razem od razu pokazali przepustki i dostali się dalej. Idąc przez korytarze kilka osób oglądało się za nimi. Zapewne chcieli się dowiedzieć, co te nowe osoby robią w ich miejscu pracy. 
Przy sali treningowej spotkali Michaela, który po szybkim przywitaniu wprowadził ich do pomieszczenia. 
Hermionie przypominało to mugolską salę do baletu, a Harry'emu mugolską siłownię. Ronowi... nic to nie przypominało. Na ścianach były powieszone lustra, a przy nich drążki do ćwiczeń. Harry'emu wydawało się komiczne. Nie widział potrzeby, aby te lustra się tam znajdowały. No bo i po co?! Ale cóż... nie był dekoratorem wnętrz. W pomieszczeniu znajdowało się kilka osób, które, gdy tylko weszli, obróciły się w ich stronę. Micheal zawołał kilku posługując się ich pseudonimami. 
— Poznajcie naszych trenerów — zwrócił się do czarodziejów. — To jest pan G., czyli Gwin. — wskazał na niskiego i pewnego siebie mężczyznę w dresie. —To jest pan J., czyli Josh Peaker. Może kojarzycie go z nieoficjalnej umowy? — kiwnęli głową podając dłoń Joshowi.
— Witam. — rzekł poważnie Josh. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest sztywniakiem. 
— Oto Kevin, on też pomagał przy umowie. — wskazał na radosnego i pełnego energii chłopaka z zmierzwionymi włosami. Uśmiechnął się do nich przyjaźnie. Miał może z 22 lata. 
— Cześć, miło poznać. — powiedział. 
— Panna C. — wskazał na wysoką i smukłą brunetkę. Harry stwierdził, że wygląda jak modelka. 
— Carolle. — podeszła do nich i się przywitała. 
— I na koniec pan Max Sheroon. — z tłumu wyszedł muskularny brunet. 
— Witajcie, moi drodzy. — odezwał się. Hermiona zaczęła się wpatrywać w niego jak w obrazek. Ron chrząknął. 
— A więc... — przemówił Shon. — Treningiem magicznym zajmie się pan Sheroon. Treningiem walki wręcz pan G. oraz pan J. A treningiem z bronią panna C. wraz z panem K.
— Och... Proszę mówcie mi Carolle. — jęknęła panna C. 
— Tak, a mi Kevin. — poprosił pan K.
— Oczywiście. — mruknęli zgodnie czarodzieje.
— Czy pan S. kontaktował się z panem, panie Potter? — spytał Michael.
— Proszę nam mówić po imieniu. — zwrócił się chłopak do niego, jak i do reszty trenerów. — Harry. — pokazał na siebie. — Hermiona. — wskazał na dziewczynę. — Ron. — pokazał na rudzielca. — A teraz wracając do pana pytania... to nie. Pan S. nie kontaktował się ze mną jeszcze.
— Dobrze, a więc zostawiam was dzisiaj pod opieką pana J. Oraz pana G.
— Walka wręcz. — mruknął pan J. — Chodźcie za mną.
Poszli za mężczyzną na drugi koniec sali treningowej.
— Przyda wam się jakiś inny strój. — powiedział pan G. Hermiona jak na zawołanie zmieniła ich strój na sportowy. Panowie rozdziawili usta, ale w miarę szybko się opanowali.
— Zademonstrujemy Wam przykładową walkę. — oznajmił J. po czym wraz z G. zaczęli pokazywać przydatne chwyty.
Po trzech godzinach Złota Trójca była wykończona i J, wysłał ich do domu, czyli do ich przenośnego namiotu. Tam od razu położyli się spać. Po obudzeniu się Ron narzekał, że wszystko go boli, a Hermiona próbowała mu wytłumaczyć, że to tak powinno być. Nie uwierzył jej.
Harry westchnął i wyszedł z namiotu – nie chciał słuchać już dłużej tej kłótni. Po kilku minutach ciszy i spokoju jego ojciec postanowił się z nim skontaktować. Ostatnim razem nie wyszło to najlepiej. Harry pokłócił się z ojcem i sam nie wiedział czy chce z nim teraz rozmawiać. Jednak mruknął od niechcenia:
— Słucham?
— Na umowie z MI6 pisałem — przeszedł od razu do rzeczy. — że się z tobą skontaktuję w celu twojego magicznego szkolenia.
— Tak. Pamiętam. — powiedział zdawkowo Harry.
— Na razie będziesz ćwiczył wraz z Granger i Weasleyem, których będzie uczył Sheroon. Później wymyślę coś innego. Na razie nie mam jak.
— Rozumiem. — mruknął chłopak, a potem zapadła cisza.
— Przyłóżcie się do szkolenia MI6. — przerwał ciszę Mistrz Eliksirów. — I... przestań się tak zachowywać,
— Nie wiem co Ci chodzi.
— Wiesz. — prychnął. — Nie mam czasu na tę dziecinadę.
— Na nic nie masz czasu, a na pewno już nie mnie. A teraz wybacz, ale mam kilka rzeczy do zrobienia.
— Nie, Potter! Czekaj. Nie rób tak jak ostatnim razem. — zagroził. — Co się z Tobą ostatnio dzieje? W twoim umyśle też widzę zmiany.
— Nic się ze mną nie dzieje.
— Szczerze w to wątpię...
— Co chcesz usłyszeć? — zdenerwował się Potter. — Myślałem, że nie masz czasu? Więc skończmy już tę rozmowę i zajmijmy się swoimi rzeczami. — wybuchnął Harry, Mistrz Eliksirów milczał.
— No co? — zapytał Potter po przedłużającej się ciszy.  — Dlaczego tak się zachowujesz w stosunku do mnie?
— Jak?
— Tak jakby te kilka miesięcy nigdy nie istniało. Jakbyś mnie nienawidził. — Severus westchnął.
— Bo ty sam się tak zachowujesz. — warknął.
— Nie wiem. Naprawdę nie wiem... — jęknął chłopak. 
— Harry, uspokój się i powiedz co się dzieje. 
— Nic się nie dzieje! Daj mi spokój. — mówił coraz rozpaczliwiej. 
— Uspokój się! — warknął Severus. 
— Nie. Proszę. Nie. — wymamrotał po czym zerwał swoje połączenie z ojcem.  
Z  namiotu wybiegła Hermiona, gdy usłyszała krzyk Harry'ego. Uklęknęła przy nim. Potter zwijał się na trawie z bólu. 
— Ron! — krzyknęła przerażona. — Chodź tutaj!
— Co się stało? — spytał Weasley, po chwili jednak już wiedział. — Merlinie! — jęknął. — To Sami-Wiecie-Kto! 
— Harry! — przytrzymała Wybrańca, aby ten nie zrobił sobie jeszcze większej krzywdy. — Umiesz się przed nim bronić. 
— Harry... Stary, no dawaj! 
Gdy Hermiona wraz z Ronem próbowali uspokoić Harry'ego, Voldemort cieszył się jeszcze bardziej. Nareszcie dopadł chłopaka! Och... Nareszcie! 
— Widzisz, Potter! Jedna chwila nieuwagi i popatrz co Ci jest dane wycierpieć. — zaszydził. 
— Nie. — jęknął Harry. — Nie pokonasz mnie. Nigdy! 
Potter krzyknął ostatni raz po czym zemdlał osłaniając swój umysł przez penetracją zewnątrz. 
Gdy się obudził znajdował się z powrotem w namiocie. Nad nim pochylał się Weasley z zatroskaną miną. 
— Co ty robisz? — spytał cicho Potter. 
— Hermiono! Obudził się. — krzyknął Ron. 
— Leż spokojnie. — powiedziała po chwili Hermiona. — Pamiętasz, co się stało? 
— Nie do końca... — zamyślił się. — Rozmawiałem z Panem S. i potem nagle...
— Zaatakował Cię Sam-Wiesz-Kto... — rzekł Ronald. 
— Merlinie... — jęknął Harry.
— Co się stało, Harry? Przecież dobrze władasz oklumencją.
— Byłem rozkojarzony, Hermiono. Nie powinienem na to pozwolić. — westchnął. 
— No dobrze, Harry. Prześpij się. — mruknęła Granger. 

Tom Riddle – czy Lord Voldmort – zemdlał podczas pobytu w umyśle Pottera. Gdy się obudził ujrzał przed sobą Bellę, która wpatrywała się w niego z lękiem. 
— Co się stało, panie? — zapytała. 
— Nie wiem. — warknął. — Wyjdź. — rozkazał. 
— Oczywiście, panie. — przytaknęła i wyszła. 
Czarny Pan podszedł do okna i zaczął rozmyślać. Wyczuł obecność kogoś jeszcze w umyśle tego chłopaka. Już kiedyś spotkał ten umysł. Tylko kto to?! Kogo umysł sprawdzam najczęściej?Hmmm... — SNAPE'A! — krzyknął nagle, po czym wyszedł z pokoju i udał się na dół. 
— Dzisiaj spotkanie Wewnętrznego Kręgu. — warknął, gdy spotkał Lucjusza i Bellę. 
Po dziesięciu minutach wezwał swoich śmierciożerców. Stawili się wszyscy; jak zawsze.
— Moi drodzy... Zebranie zwołałem, aby dowiedzieć się jednej bardzo ważnej rzeczy... — jego wzrok powędrował do Severusa. — Co robiłeś, Severusie, w umyśle Pottera? — krzyknął bez żadnych wstępów. — Myślałeś, że Cię nie rozpoznam? 
— Panie, ja tylko próbowałem znaleźć chłopaka! Jednak nie mogłem przeniknąć do jego umysłu tak, aby dowiedzieć się, gdzie ten się znajduje.
— Czyżby?
— Oczywiście, panie. 
— Pozwolisz, że sprawdzę. 
— Tak, panie. 
Voldmort wszedł w wspomnienia Snape'a i rzeczywiście znalazł to, o czym wspomniał Mistrz Eliksirów. 
— Hmmm... Rzeczywiście. Dobrze, Severusie wstąp do Kręgu i wybacz, że Cię posądzałem o najgorsze. 
— Severus, jak widzicie... działa! Robi coś, a wy? — warknął. — Zaraz sprawdzę, czy posunęliście się w swoich zadaniach. — zaśmiał się. — Co powiecie na rundkę Cruciatus dla tych, co nic nie robią. 

***
Po kilku godzinach spędzonych u Czarnego Pana, Severus wrócił zmęczony do szkoły. Mało brakowało, pomyślał. Muszę porozmawiać z Harry'm. Chciał to zrobić zaraz po powrocie od Czarnego Pana, ale nie mógł odnaleźć umysłu chłopaka. Zaniepokoił się. NIGDY coś takiego się nie wydarzyło. Po minucie doszedł do wniosku, że chłopak musiał zemdleć i dlatego nie mógł się z nim skontaktować. Westchnął. Podszedł do szafki z eliksirami i wyjął Bezsenny Sen po czym udał się do sypialni. Był zmęczony tym wszystkim. Życie jest cholernie trudne. Wziął buteleczkę z eliksirem do ręki i wypił na raz oddając się w objęcia Morfeusza.

***
Granger, 
Nadszedł koniec tej bajki dla nas. Nie będzie szczęśliwego zakończenia. Nie dla nas! Przez te słowa chcę Ci powiedzieć, że to koniec między nami. Wstąpiłem do szeregów Czarnego Pana i będę mu służył. Nie ma dla nas żadnej innej opcji, jak się rozstać. Postanowiłem to już kilka dni temu. Nie pisz do mnie. Chcę się od Ciebie odciąć. Nie chce myśleć o tym, co nasz łączyło. Już nigdy nie będzie nas to łączyło. Nigdy! Rozumiesz?! Nie jesteś dla mnie odpowiednia. Teraz mogę poszukać sobie kogoś lepszego! Mam w zasięgu ręki tyle pięknych kobiet czystej krwi. 
To było tylko głupie zauroczenie. Powinnaś być z kimś takim jak Potter. 
Nigdy już się nie spotkamy, chyba, że podczas bitwy, ale będziemy walczyć przeciwko sobie. Nie zależy mi na Tobie. Jeśli będę musiał nie powstrzymam się przed zabiciem Ciebie. 
Trzymaj się ode mnie z daleka. 
Żegnam
Dracon Malfoy


_________________________
[1] hatred destroys everythingz ang. nienawiść niszczy wszystko.

Szablon
Alexx
ALEXX