22 wrz 2015

Rozdział 43

No i oto jest nowy rozdział (krótki). Miał się pojawić kilka dni temu, ale się nie pojawił z kilku przyczyn osobistych... Zapraszam do czytania!
____________________________________


Rozdział 43
"New relations"
Gdy Ron skończył opowiadać historię, Hermiona patrzyła na niego beznamiętnie.
— Aha. — powiedziała.
— Co aha? — spytał Ron.
— Nic. Fascynująca była ta historia, ale może lepiej wrócimy do naszych obecnych problemów.
— Nie powiedzieliśmy Ci, że horkruksa zniszczyliśmy! — przypomniał sobie Harry.
— Naprawdę? — spytała z ożywieniem dziewczyna. — Jak…?
I Harry zaczął mówić, o tym jak zobaczył białą łanię i gdzie doszedł. O tym jak Ron go wyciągnął ze stawu. Na koniec Potter pokazał pozostałości po horkruksie. Granger wzięła je do ręki i zaczęła się  przyglądać.
— Kolejny z głowy. To już będzie trzeci. — powiedziała.
— Super. Zastanawiamy się także nad znaczeniem tego symbolu. — Wybraniec pokazał Weasleyowi ten dziwny trójkąt  z „Baśni Barda Beedle'a”.
— Dumbledore pisał do Grindelwalta…? — zapytał zszokowany rudzielec.
— Oni się przyjaźnili.  Niektórzy myśleli, że tworzą parę. — oznajmiła dziewczyna.
— Ale, że jak?! Oni… w sensie… razem?
— Tak, Ron. — odpowiedziała cierpliwie.
— Dumbledore był gejem?!
— Tego nie wiemy. — powiedział Harry.
Zapadła niezręczna cisza.
— Wiecie coś jeszcze?
— Nie. — odpowiedzieli jednocześnie Harry i Hermiona.

***
Ron wraz z Harry'm szli jednym z korytarzy w MI6. Hermiona zaś została w kryjówce. Potter myślał ostatnio trochę o niej. Doszedł do wniosku, że chce – dzięki alkoholowi – zapomnieć o Draco. Ten także zastanawiał Harry’ego. Ni z gruszki ni z pietruszki zostawił ją. Ten list sam w sobie także był dziwny. No nic. To nie jego sprawa… Przynajmniej do czasu.
Do MI6 przyszli po nowe informacje ze świata mugoli oraz aby zdać informacje ze świata czarodziei. Ostatnio było dosyć cicho, co niepokoiło Pottera.
— Witajcie. — powiedział Michael, szef MI6.
— Witam. — odpowiedział Harry, a za nim Ron.
— Poznajcie proszę Maxa Sherrona. — wskazał na mężczyznę obok siebie.  Wysoki i chudy facet o brązowych krótkich włosach uśmiechnął się do nich. — Jest czarodziejem.
— Miło poznać. — powiedział Potter.
— Mnie również, panie Potter. Wiem o panu trochę od pana S.
— Dobrze, a więc Max jest tutaj, aby zabrać pana, panie Potter, na pewne ćwiczenia.
— Panie Potter, w tym liście. — podał mu kopertę. — jest wszystko wytłumaczone. — rzekł Max.
— A pan, panie Weasley pójdzie z panną Wilson. — wskazał na blondynkę siedzącą przed biurkiem. — Nauczy pana kilku potrzebnych zaklęć, tak aby pan mógł pomóc panu Potterowi w razie potrzeby.
— Dobrze. — Ron popatrzył na uroczą panią Wilson. Uśmiechnęła się do niego.
Harry rozwinął list i zaczął czytać.

Panie Potter, zaczynał się list.
Jestem bratem Maxa Sheroona i nazywam się Alexander White. Jestem pół-magiem magii żywiołów. Myślę, że Albus wspomniał Ci o tej dziedzinie magii, a jeśli nie to po przyjeździe do mnie wszystkiego się dowiesz. Widzę w tobie duży potencjał potrzebny do uzyskania panowania nad czteroma żywiołami.
Chciałbym się  z Tobą spotkać jak najszybciej ze względu na panującą w twoim kraju sytuację. Mało ludzi o mnie wie. Staram nie rzucać się w oczy. Lord Voldemort nie może mnie znaleźć… Gdyby znalazł lub dowiedział się co zamierzamy robić, to byłoby… bardzo źle. Mam nadzieję, że nie wyciągnie z Ciebie tej informacji za pośrednictwem waszej więzi. Znam pana S. – chyba tak go tam w MI6 nazywacie – on także wie o mnie, jednak on nie musi wiedzieć, że i ty wiesz. Zachowaj to w tajemnicy.
Pan Weasley i Panna Granger przejdą odpowiednie szkolenia w razie, gdybyś potrzebował ich pomocy, gdy już zdobędziesz nową moc. Więcej dowiesz się, gdy ode mnie przyjedziesz.
Max zabierze Cię do naszej kryjówki. Do Hiszpanii.
Proszę, skorzystaj z tej szansy. Więcej… jak już pisałem dowiesz się na miejscu. Nie lubię pisać długich listów.
Także czekam na Ciebie.
Pozdrawiam.
Alexander White.

Harry przeczytał dwa razy list, ale i tak mało co zrozumiał. Popatrzył zdziwiony na Maxa.
— To co wyruszamy? — zapytał pan Sheroon.
— Ale… że już?
— Tak. Nie ma czasu do stracenia. Pan Weasley przekaże potrzebne informacje pannie Granger.
Harry spojrzał na Michaela, on kiwnął tylko głową.
— No dobrze. A więc teleportacja?
— Tak… Tak będzie najlepiej. — podszedł do Wybrańca. — Złap mnie za ramię.
Pyknęło i już ich nie było…

***
— I CO? TAK GO ZOSTAWIŁEŚ? — krzyknęła Hermiona, gdy Ron wytłumaczył jej dlaczego Harry nie wrócił.
— A co miałem zrobić? — spytał Ron kompletnie już poirytowany.
— COKOLWIEK! — zamilkła na moment. — Co my teraz zrobimy? Nie wiemy, gdzie on jest…
— W Hiszpanii…
— Świetnie. — syknęła przez zęby. — A wiesz gdzie tak dokładnie?
— No nie… — zmieszał się. — No to lipa. Trzeba czekać.
— Jasne… Co innego nam pozostało?
Hermiona pogrążyła się w myślach. Jak on może być taki głupi? Ehhh… Irytuje mnie tak bardzo. Ron, nie Harry. Wstała z fotela, w którym siedziała i poszła do kuchni. Wyjęła z szafki nad zlewem butelkę Ognistej. Nalała sobie do szklaneczki i wróciła do salonu. Przywołała do siebie „Baśnie Barda Beedle'a”. Oddała się lekturze.
Ron wychylił się ze swojego pokoju kilka minut później. Przyglądał się ze zdziwieniem Hermionie. Nigdy nie pija, aż do teraz. Co się stało?! Przez te kilka dni zmieniła się. To nie była Hermiona, którą znał od siedmiu lat. O nie… Co więc takiego się stało? Może Harry wie? Pokręcił głową wypędzając z głowy pytania, na które nie znał odpowiedzi. Westchnąwszy wrócił do pokoju.
Kilka godzin później zadzwonił ich telefon alarmowy. Coś się stało. Hermiona obudziła się gwałtownie. MI6! Pewnie potrzebują pomocy.
— RON! — krzyknęła.
— Tak, wiem. — Ron zjawił się bardzo szybko. — Chodźmy. — popatrzył na nią. — Dobrze się czujesz?
— Tak. — skłamała. — No chodź już.
Teleportowali się na obrzeżu jakiegoś miasta, zaraz przy sobie zauważyli pana J. Podeszli szybko do niego.
— Co się stało? — spytała Hermiona.
— Dobrze, że jesteście. Wiedzie kim oni są? — wskazał na dwie osoby w długich czarnych szatach, poruszali się wkoło tej małej wioski.
— Śmierciożercy! — syknął Ron. — Co oni tutaj robią?
— Czyli czy ludzie od tego waszego Lorda? — spytał J.
— Tak, to jego ludzie.
— Ale co oni robią? Nie atakują, ani nic. — zauważył Ron. 
Rzeczywiście śmierciożercy nie robili dosłownie nic, oprócz chodzenia w obok wsi. 
— Może czekają na kogoś… — zasugerowała Hermiona. 
Po chwili jak na zawołanie pojawiły się jeszcze cztery postacie w ciemnych płaszczach. Podeszły do tych dwóch. Tak, Hermiona miała rację. Mieli się spotkać i omówić dalszy plan działania względem złapania Pottera w pułapkę. Rzucili na siebie zaklęcia antypodsłuchowe i zaczęli rozmawiać…
— Według planu działamy? — zapytał jeden z nich. 
— Tak. — odpowiedział mu drugi. — Potter się na pewno na to złapie! 
— Stawiam 1000 galeonów, że podąży za swoimi przyjaciółmi. — powiedział kolejny. 
— Kiedy zaczynamy? — spytał czwarty. 
— Dokładnie za tydzień, panowie. Za tydzień. — mruknął pierwszy. 
— Och, Czarny Pan nas wynagrodzi… zobaczycie. — rzekł poważnie szósty. 
— Ej, Snape, a ty co tak milczysz?  — spytał piątego szósty.
— Myślę, tumanie. Jeśli to się uda to owszem Czarny Pan nas nagrodzi, ale jeśli nie…
— Nie bądź pesymistą, Severusie. — powiedział ten pierwszy. 
Po kilku minutach teleportowali się do Czarnego Pana odpowiadając na wezwanie…

__________________________
KAŻDY KOMENTARZ MOTYWUJE DO DALSZEJ PRACY. 

Postaram się jak najszybciej dodać nowy rozdział (postaram się w tym tygodniu). 

12 wrz 2015

Rozdział 42



Rozdział dedykowany Julii Góralskiej, za komentowanie dzielnie każdego rozdziału. Dziękuję! <3Dziękuję także innym za komentowanie – wiele to dla mnie znaczy! Miałam dodać 7 września (w moje urodziny) rozdział, ale miałam problem z internetem i dopiero od wczoraj mam znowu połączenie ze światem. Wybaczcie mi to opóźnienie. Nie zanudzam już... i dodaję rozdział! (5 stron w wordzie)


Rozdział 42
"Love Life"






Na peronie 9 i 3/4 uczniowie żegnali się z rodzicami... Severus kroczył wraz z Lily przez przedział w pociągu. Po kilku minutach szukania znaleźli jedyny – jeszcze – wolny przedział. Usiedli po czym zaczęli rozmawiać o wakacjach i o tym czego mogą się spodziewać w nowym roku w Hogwarcie. Był to piąty rok i zdawali sobie sprawę, że już za kilka miesięcy SUM-y. Oboje uczyli się bardzo dobrze, mimo to nadal się martwili. Severus był najlepszy z eliksirów, a Lily z Transumatcji. Z tych przedmiotów byli pewni, że dostaną W. 
Nagle do ich przedziału zawitał Potter. Popatrzył na nich z odrazą, a szczególności na Snape'a. 
— Czego chcesz, Potter? — syknął Severus. 
— Jak tam wakacje, Smarkeusie? Słyszałem, że własna matka Cię pobiła.— powiedział do Snape'a, po czym zwrócił do Evans, która już wstawała, aby bronić kolegi.  — Nie unoś się, Evans. — zaśmiał się. 
— Wynoś się, Potter. — syknął Sev. 
— Taak, jasne. — zaśmiał się. — Pozdrów swoją mamusię. — uśmiechnął się. — A gdzie był wtedy twój ojczulek? Może on też Cię bije? Biedny, Smarkeus! — śmiał się. — Pozdrów swoją szaloną rodzinkę. 
Lily wstała i podeszła do Pottera. Wysyczała mu w twarz: 
— Wynoś się, albo będę musiała użyć czarów. — uśmiechnęła się; po czym dodała — Co powiesz na bycie osłem? Byłeś kiedyś osłem? — spytała. Potter patrzył na nią z politowaniem. — Och, przepraszam! Ty nim zawsze jesteś. — zaśmiała się. 
— Popamiętasz, Evans! Popamiętasz! — powiedział wychodząc z przedziału. 

***

Hotel Stick to bardzo prestiżowy i drogi hotel mugolski na Wyspach. Harry mógł sobie pozwolić na noc czy dwie w nim. Tak więc spędzili w nim dwa dni. 
Drugiego dnia pobytu w hotelu Potter przeglądał mugolskie gazety, gdy do pokoju wróciła wesoła Hermiona. Gryfon podniósł się i spojrzał na Garnger. Miała na sobie czarną krótką spódnicę i luźną fioletową bluzkę oraz koturny. Zachichotała i podeszła slalomem do Harry'ego, praktycznie wpadając w jego ramiona. Pachniała alkoholem. Harry westchnął. 
— Hahaharry, jak miłoo Ciee widzieć. — powiedziała uśmiechając się jak głupia. 
— Cieszę się, że wreszcie wróciłaś. 
— Taaak, ja teeezzz...
— Gdzie byłaś? — spytał już na poważnie. 
— A nie wiem... — odpowiedziała lekko wzruszając ramionami. 
— Upiłaś się! — oskarżył.
— O taaak, mój drogi. — szepnęła mu do ucha. 
— Hermiono, idź do łóżka się przespać... — syknął Harry, gdy dziewczyna nie była już w stanie ustać. 
— Jaaa nigdze nie idee! Sam idzzz! — paplała. 
— Proszę Cię. Jutro musimy się przenieść gdzie indziej, a ty nie będziesz w stanie tego zrobić, jeśli zaraz się nie położysz. — Granger oparła policzek o pierś Gryfrona. 
— Neee, Haharry. 
— Hermiono. — powiedział ostrzegawczo, gdy Granger zaczęła rozpinać jego koszulę. — Marsz do łóżka! 
— Padaj! — bąknęła. — Sssspadadaj! 
Harry westchnął ponownie. Wiedział, co jest grane, ale i tak jutro da niezły wykład Granger.  Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Oczywiście Hermiona nie była na tyle miła, aby pójść spać.
— Hahaharry! Czy ja już Ci móóóówiłam, że jaaa nie chce spać? — zachichotała przewracając się na bok.
— Nie obchodzi mnie to, Hermiono. Masz iść spać. — oznajmił Harry.
Podszedł do szafki nocnej, na której stał eliksir nasenny. Wziął go i po czym wlał go do filiżanki z herbatą. Zamieszał kilka razy, po czym podał Hermionie do wypicia. Dziewczyna niczego nie spodziewając się wypiła zawartość filiżanki. Po chwili już spała.

***
— Na Merlina! — jęknęła Gryfonka następnego dnia wstając z łóżka. Rozejrzała się dokoła. Harry'ego nie było. Jęknęła jeszcze raz przykrywając się pościelą. Do pokoju wszedł Potter.
— No proszę, proszę. — zacmokał patrząc na nią z politowaniem.
— Cicho! — mruknęła tylko.
— Hermiono, chcę Ci przypomnieć, że dzisiaj mieliśmy się przenieść.
— Tak, super. — bąknęła niezadowolona. Czy nie może mnie zostawić w spokoju?!
— Tak więc... zbieraj się! — uśmiechnął się na widok zszokowanej miny Granger.
— Daj mi spokój. Idę spać.
— Wczoraj nie byłaś taka chętna na spanie. — zaśmiał się Potter. — Masz godzinę na ogarnięcie się. — powiedział i wyszedł z apartamentu.
Hermiona wstała z jękiem. Przywołała ciuchy i pomaszerowała do łazienki. Przyjrzała się  swojemu odbiciu w lusterku. Westchnęła przeczesując włosy.  Nagle zalały ją wspomnienia ze wczoraj. 
Stała przy barze w hotelowej restauracji. Zmówiła tequile. Ludzie bawili się w rytm największych mugolskich hitów. Byli tacy beztroscy. Hermiona też chciałaby być. Nie przejmować się. Mieć wszystko gdzieś. Żyć pełnią życia. Miksolog podał jej drinka. Wypiła go wpatrując się nadal w tych szczęśliwych ludzi. 
Kilka chwil później znalazła się na parkiecie w objęciach jakiegoś mężczyzny. Tańczyli blisko siebie. Jego ręką znalazła się niebezpiecznie nisko. 
— Jak się nazywasz? — zapytała go. 
— Kendall. — odpowiedział z uśmiechem.
— Ja Hermiona. 
— Piękne imię! — wyszeptał jej do ucha. Zadrżała.
Piosenka się skończyła i dziewczyna podeszła do baru. 
— Ja stawiam! — zaoponował Kendall przekrzykując muzykę.
— Ale...
— Żadnego ale. — zdecydował. — Dwie tequile. 
— Dziękuje. — mruknęła rumieniąc się. Kendall wziął w palece kosmyk jej włosów i założył za ucho. 
Barman chwilę później podał im drinki. Udali się do jednego ze stolików z parawanem. 
— A więc, Hermiono... Co porabiasz tutaj? Nigdy Cię tutaj nie widziałem. 
— Jestem na wakacjach. — skłamała gładko. — Chce się zabawić. — uśmiechnął się na ostatnie zdanie.
Pół godziny później Hermiona było po co najmniej 3 tequilach i kilku innych drinkach. Kendall obejmował ją ramieniem wodząc jednym palcem po jej gołej skórze na ramieniu. Dziewczyna uśmiechała się jak głupia. Nagle jej usta pocałowały jego. 
Namiętny pocałunek przerwał kelner przynosząc jedzenie. Nawet nie spojrzeli na dania. Powrócili do całowania się. Ręką Kendalla znalazła się na nodze Granger. Dziewczyna w przypływie odwagi usiadła nowemu koledze na kolanach. Kendall zaczął rozpinac koszulę Gryfonki. 
Nagle zza parawanu wyszedł Harry. Był wściekły. Dobrze wiedział, że Hermiona nie jest już w stanie 
myśleć normalnie. 
— Nie przeszkadzam? — sarknął. Odwrócili się do niego. 
— Spadaj! — powiedział Kendall. 
— Hermiono!
— Idź, Harry. Idź sobie. To moje życie. Nie wtrącaj się. — mruknęła ponownie zatapiając się w usta Kendalla.
Po kilku próbach zaciągnięcia Hermiony na górę poddał. 
Sama Hermiona po tym incydencie poszła do łazienki i już nie wróciła na sale. Skierowała się prosto do pokoju jej i Harry'ego.

— Zbieramy się. — powiedział Harry dokładnie godzinę później. Dziewczyna zwlekła się z łóżka i podeszła do niego. 
— Jestem gotowa. — oznajmiła cicho. 
— Świetnie. — syknął Harry. Widocznie był na prawdę wściekły. Jak mogłam być taka niedojrzała?
— Gdzie się teleportujemy? 
— Melborne. 
— Byliśmy tam na Mistostwach Świata w Quidditchu. 
— Zgadza się. — powiedział zdawkowo. Hermiona popatrzyła na niego uważnie. Nie patrzył na nią. 
Wzięła go za rękę i teleportowali się. 
— Rozłożę namiot, a ty umieść zabezpieczenia. — poinstruował Harry. 
— Harry... — Hermiona chciała pogadać o wczoraj, ale przerwał jej.
— Zacznij rzucać zaklęcia, zanim nas ktoś znajdzie. 
— Dobrze, Harry. — odpowiedziała smutno.
Wieczorem Hermiona przygotowywała kolację, a Potter czytał Proroka Codziennego.
— Możemy pogadać? — zapytała niepewnie Granger. 
— O czym? — spytał nie odrywając wzroku od gazety. — O twojej wczorajszej akcji? O twojej głupocie? O tym, że si upiłaś i kompletnie nie wiedziałaś, co się dzieje? Mam wymieniać dalej? 
— Harry... — jęknęła. — To nie tak. 
— A jak? Wyjaśnij mi więc. 
— Chciałam zapomnieć...
— ... I dlatego rzuciłaś się na pierwszego lepszego faceta. 
— A co jesteś zazdrosny, że nie na Ciebie? — spytała u kresu wytrzymałości. 
— Merlinie, broń. — odbił piłeczkę Harry. Ona go zraniła, to on ją też. — Myślałem, że jesteś mądrzejsza. 
— Och, tak jak ty? — zaśmiała się. — Nie zamierzam być dziewicą do końca życia!
— Wiesz co, Hermiono? Przestań, po prostu przestań, — powiedział wstając. Granger doskoczyła go chcą zapewne uderzyć w twarz. Nie udało jej się – zatrzymał jej nadgarstek zamykając w stalowym uścisku. 
— Nawet nie próbuj. — wysyczał. — To nie ja wczoraj paradowałem praktycznie nago przed nieznajomym mężczyzną. 
Po tym jakże złośliwym komentarzu dziewczyna rozpłakała się. Chciała wyrzucić z siebie wszystko... Jednak to tylko pogorszyło sprawę. 
— Przepraszam, Harry. — powiedziała cicho. Potter pokręcił tylko głową udając się na zewnątrz. 
Hermiona poszła za nim. Złapała go za rękę. 
— Harry! — powiedziała pomiędzy kolejnymi łzami. 
— Idź proszę do namiotu. — wyrwał swoją rękę z uścisku. — Prześpij się.
— Harry...
— Idź spać. — powiedział cicho. 

Harry samotnie siedział przed namiotem, gdy nagle ukazała mu się pewna postać – łania. Z ciekawości podniósł się i poszedł za patronusem. Podświadomość podpowiadała mu, że może to być zasadzka, ale i tak szedł dalej. Doszedł, aż do jeziorka. Łania rozpłynęła się na środku jeziorka. Potter stanął na lodzie i zaczął się wpatrywać w dno zbiornika. Nagle coś błysnęło na dnie. Przyglądając się uważnie Harry doszedł do wniosku, że musi to być miecz Godryka Gryffindora.
Ściągnął szybko ubranie, pozostając tylko w bieliźnie i horkruksie zawieszonym na szyi.

***
Ron Weasley praktycznie zaraz po odejściu od Złotej Trójcy chciał do nich powrócić. Nie mógł ich jednak znaleźć, a po drodze spotkał szmalcowników. Tułał się po Anglii w poszukiwaniu przyjaciół. Raz nawet był ich bardzo blisko. Ale koniec końców i tak i ich nie zobaczył.
Prawie tydzień po opuszczeniu przyjaciół znalazł ich trop. Znajdowali się znowu w jakiejś puszczy. Tym razem Ron nie odpuszczał i obserwował okolicę ich prawdopodobnego pobytu. Nagle jego oczom ukazał się patronus w kształcie łani.
— Może to Harry. — mruknął sam do siebie zastanawiając się czy podążyć za patronusem.
Zdecydował szybko, gdyż srebna łania zaczęła powoli znikać mu z oczu. Doszedł aż nad jezioro, gdzie zobaczył Harry'ego, który zaczął się topić! Podbiegł szybko do niego pomagając wydostać się na powierzchnię. Sam zabrał miecz z dna.
Harry zaczął kaszleć wodą. Powoli wracał do normalności. Spojrzał ze zdziwieniem w oczach na przestraszonego Rona.
— Ron?!
— No, a kto, stary?
— Ekh... Dzięki. — wymamrotał.
— Lepiej? — zapytał z troską Weasley.
— Eeee... Tak.
— To dobrze. Myślałem, że utoniesz, że Cię nie uratuję. — mówił Weasley.
— Ale co ty tu robisz? — spytał zdziwiony przerywając tyradę Rona. 
— Szukałem... no przecież Was! Przez ten cały czas nie mogłem do Was podejść... ale dzisiaj mi się udało. — uśmiechnął się z wyższością. 
— Aha. — mruknął Harry. 
— Spotkałem też szmalcowników... — westchnął. 
— Może opowiesz to później, co? Gdy będzie i Hermiona. — powiedział. 
Potter popatrzył na miecz w ręku Rona. Zdjął medalion z siebie i przekazał Weasleyowi. Ten popatrzył na niego ze zdziwieniem. 
— Co...? — zaczął, ale Harry mu przerwał. 
— Zniszcz horkruksa. Twoja kolej. Dawaj! 
˜— Ale ja nie...!
— Dajesz! NO! — zachęcał go Wybraniec. 
W końcu rudzielec się poddał. 
— No dobrze.

***
— GDZIEŚ TY BYŁ?! —wydarła się na wejściu Hermiona. W ręku trzymała szklaneczkę zapewne z whiskey. — A ON — wskazała na Rona. — CO TUTAJ ROBI?! 
— Hermiono, uspokój się. — powiedział spokojnie Weasley. 
— NIE BĘDZIESZ MI MÓWIŁ, CO MAM ROBIĆ!!!
Harry podszedł do niej i wyrwał z jej ręki szklankę. Posłała mu oburzone spojrzenie. On nawet nie zachwycił jej żadnym komentarzem. Wyszedł z pokoju. Poszedł do swojego plecaka. Wyjął z niego buteleczkę z pewnym eliksirem. Wrócił do przyjaciół. 
— NIE BĘDĘ Z TOBĄ ROZMAWIAŁA. 
— A my z tobą, Hermiono. Przynajmniej do chwili, gdy wytrzeźwiejesz! — rzekł Harry wchodząc do salonu. 
— NIE JESTEM PIJANA. — obruszyła się Granger. 
— Jesteś. Wypij to. — podał jej eliksir. Zaśmiała się
— To Eliksir Trzeźwości. Myślicie, że to wypiję? 
— Tak. — odpowiedzieli zgodnie.
Hermiona ponownie się zaśmiała. 
— Mówisz, że nie jesteś pijana, a więc jak wypijesz to się nic nie zmieni. Prawda? — spytał Harry.
— No dobra. Udowodnię Wam, że nie jestem pijana. — rzekła poważnie. 
Wychyliła buteleczkę wypijając całą jej zawartość. Mrugnęła kilka razy po czym jęknęła. 
— Głowa boli? — zapytał Potter uśmiechając się.
— Spadaj. — odpowiedziała. — Co ty tu robisz? 
— Uratował mnie. — oznajmił Harry. 
— Jak...? Co...? 
— A tak, Hermiono. Chciałem już wcześniej do Was wrócić. Praktycznie od razu. To ten amulet na mnie tak działał. — westchnął po czym opowiedział im przygody, które go spotkały, gdy opuścił Złotą Trójcę. 

***
Dwa dni wcześniej...

Ginny stanęła twarzą w twarz z wkurzonym Severusem Snape'em... Jego czarne oczy patrzyły na niego wrogo. Cofnęła się nagle do tyłu. Snape wszedł do gabinetu. Rozejrzał się dokoła. Po czym uśmiechnął się drwiąco. 
— Siadać! — warknął pokazując krzesła przy biurku. 
Odwrócił się do swoich kolegów rozkazując im odejść. Podszedł groźnie do swojego biurka. Popatrzył z góry na przerażonych Gryfonów i Kurkonkę. 
— Co. Robicie. W. Moim. Gabinecie? — wycedził. 
Milczeli. 
— Nie chcecie powiedzieć? A może sam mam z Was to wyciągnąć? — zaproponował. 
— Chcieliśmy po-porozmawiać, dyrektorze. — wydukała Ginny. 
— Porozmawiać? — zaszydził. — A to o czym?
— O... o... o tym, że... że... chcielibyśmy — zaczęła Luna. — uczęszczać na zajęcia Czarnej Magii. 
— Ach tak, panno Lovegood? — spytał z sarkazmem. 
— Tak, dyrektorze. — powiedzieli zgodnie Ginny i Neville. 
— Jak mniemam da się to załatwić. — uśmiechnął się drwiąco podchodząc do kominka.
Wrzucił garść proszku krzycząc:
— Amycus Carrow! — głowa nauczyciela pojawiła się w płomieniach. — Będziesz miał dwóch nowych uczniów! 
— Świetnie. 
— Przyjdą do Ciebie za dziesięć minut. — oznajmił i przerwał połączenia. Popatrzył na uczniów. Podszedł bliżej po czym wyszeptał groźnie:
— Nie okłamujcie mnie nigdy więcej. Ja wiem kiedy kłamiecie. 
— My nie... — zaczęła najmłodsza z Weasleyów. 
— Panno Weasley... proszę więcej nie kłamać. — wycharczał. — I tak się dowiem, co robiliście tutaj. — spojrzał na portrety. — A teraz WYNOCHA. Macie się stawić u Carrowa! Żegnam!

__________________
KAŻDY KOMENTARZ MOTYWUJE DO DALSZEJ PRACY
Szablon
Alexx
ALEXX