31 gru 2016

Rozdział 57

Zdążyłam jeszcze w starym roku napisać dla Was rozdział, udało się, heh.

Także życzę wszystkim SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
😉😉😀







Rozdział 57
"Missing Secret"




Alone

Czarny Nil nigdy nie był organizacją, która dążyła do pokoju na świecie. Czarownice miały swoje idee świata czarodziejów lecz były one podobne do przekonań Voldemorta. Od czasu, gdy ten odrzucił ich propozycję współpracy, wręcz gardziły Nim. Z wzajemnością. W działaniach Czarnego Nilu można było dostrzec pewną finezję. Nie postępowały nierozważnie. Każde ich działanie jest dokładnie przemyślane, a plan doprowadzony do perfekcji. Nie ma więc miejsca na jakiekolwiek potknięcia, a przynajmniej tak uważano. 
Sprawa Melanie Foster, kobiety, która została zamordowana, nabrała nowego znaczenia. Czarny Nil z jakiegoś powodu unieszkodliwił ją. Co takiego wiedziała? 
Po tym jak (krótko po morderstwie Melanie) ginie Luke Groyey sprawa nabiera tempa. Na miejscu przestępstwa nie odnaleziono żadnych śladów, co do tożsamości sprawcy. Nic nie wskazuje na to, aby ktokolwiek oprócz odfiary znajdował się wtedy w domu. 
Alex przypięła do tablicy korkowej zdjęcie Luke'a Groyeya zaraz obok Melanie Foster. Na tablicy znajdowały się także inne zdjęcia m.in. zdjęcie sypialni Groyeya, zdjęcie zwłok Melanie, raport z sekcji zwłok zarówno Luke'a jak i Melanie. Pod tym wszystkim znajdował się czarny napis CZARNY NIL. Matthew podszedł do tablicy i przypiął zdjęcie kochanki Groyeya, Elizabeth Morgan. 
— Dlaczego Luke został zamordowany? — myślał na głos detektyw pocierając podbródek. 
Alex odwróciła się do niego. 
— Myślę, że to jeszcze nie koniec. — powiedziała.
Matthew zmarszczył brwi. 
— Co masz na myśli? — spytał. 
— To nie koniec ofiar, Matthew. Będą kolejne. — oznajmiła pewnie. — Tylko kto? Kochanka Groyeya? Nie, raczej nie. Co wspólnego ma Melenie Foster z Groyeyem?
— Byli razem przez kilka lat. Na pewno są jakieś powiązania. — Hamilton zamyślił się. 
— Kolejna ofiara będzie z nimi związana. Tego jestem pewna. — jęknęła z frustracji — Nic ponad to nie wiemy...
— Spokojnie, dowiemy się. Musimy się dowiedzieć. — wrócił do przyglądania się zdjęciom na tablicy. 


* * *

Harry rozejrzał się po pokoju. Nic się nie zmieniło od czasu, gdy ostatni raz tutaj był. Na biurku nadal panował nieporządek. A w kącie stała jego Błyskawica. Na łóżku leżały magazyny o Quidditchu. Potter skierował się do szafy. Wyciągnął ubrania i poszedł wziąć prysznic. 
Po kilku próbach usidlenia swojego rozgardiaszu zwanego włosami zszedł do kuchni. Przy stole siedzieli już wszyscy mieszkańcy (nawet Ron, który słynie z późnego wstawania). Harry przywitał się i zajął swoje miejsce. 
— I jak? Wypoczęty? — zagadnął Lukas. 
— Tak, w miarę. — kiwnął głową. 
Nadal gdzieś tam w podświadomości nie mógł się przyzwyczaić do rzeczywistości. Potter ma nadzieję, że niedługo mu to się uda, bo inaczej zwariuje. Przyjaciele już patrzą na niego jak na dziwaka. 
— Myślę, że możemy sprawdzić Twoje umiejętności. — odezwał się Alexander, który popijał właśnie kawę. 
— Jasne. Teraz? — ożywił się nieco. 
— Po obiedzie. Na razie mam pewne sprawy do załatwienia, które wymagają wizyty w Londynie. Mam nadzieję, że nie zajmie to dużo czasu, jednak gdybym nie wrócił to zrobimy to jutro. Nie musimy się spieszyć — mówił spokojnie. — A przynajmniej tak sądzę. Spędź czas z Ronem i Hermioną. 
Harry przytaknął kiwnięciem głowy. Zaraz się zacznie. Będą chcieli wiedzieć jak tam było, co się stało, dlaczego tak długo. Wcale nie mam ochoty na to przesłuchanie. Niestety to nieuniknione. Miejmy już to za sobą. 
— Co powiecie na spacer? — zagadnął do przyjaciół. Oczywiście się zgodzili. 
— Pamiętajcie, aby nie wychodzić poza granice posiadłości.  — przypomniał im Lucas. 
Kiwnęli głowami wychodząc z pomieszczenia.


* * *

Na dworze było gorąco, wiał lekki wiatr, a niebo było praktycznie bezchmurne. Przechadzając się między kwiatami i krzewami Hermiona wraz z Ronem zaczęli swoje przesłuchanie. Harry chciał jak najszybciej mieć to za sobą. 
— Nie mogę Wam dokładnie powiedzieć, co musiałem robić i jak wyglądały zadania. 
— Wiemy, stary. My chcemy... tak... — Ron zastanawiał się — no, powiedzmy, że ogólnie.
— Ogólnie? — Harry uniósł brwi patrząc na nich. Oczywiście, że chcieli wiedzieć jak najwięcej. Odchrząknął. — Pierwszą, tak jakby, fazą to były moje wspomnienia. Oglądałem je tak jakbym był w myślodsiewnim. Teraz myślę, że to pozwoliło mi zastanowić się nad swoim życiem, swoimi wyborami. Czasami tymi złymi. Teraz na pewno postąpił bym inaczej w niektórych sytuacjach. Ale cóż... — wzruszył ramionami. — Byłem też świadkiem pewnym sytuacji, w których nie brałem udziału bezpośrednio. Kilku rzeczy się dowiedziałem dzięki temu. Jednak wiecznie ktoś przede mną ukrywał jakieś rzeczy, ale nie jest to tajemnicą. — zaśmiał się. — Było też trochę rzeczy, których do teraz nie rozumiem... może kiedyś się to wyjaśni. — westchnął. — Druga faza to były trzy zadania. Jedno bardzo złożone... Wytrąciły mnie one trochę z równowagi. Byłem poddawany próbom. Spojrzałem inaczej na niektóre sprawy. Nie było to ani miłe ani przyjemne doświadczenie. Dowiedziałem się o swoich słabościach... oni je wykorzystywali. — zamilkł na chwilę przypominając sobie Magów Żywiołów. — Tak... Nie polecam w każdym razie.  — zaśmiał się. 
Usiedli w cieniu pod jednym z drzew. 
— To musiało być trudne. — odezwała się Hermiona. — Mówisz "oni"? Kto to?
Harry spojrzał na nią. 
— Ogień, Woda, Ziemia i Powietrze. — oznajmił. — Magowie Żywiołów. 
— Ludzie?  — zapytał Weasley. 
Harry zastanowił się przez chwilę. 
— Chyba można ich tak nazwać. W sensie wyglądali jak ludzie. — oznajmił w końcu. 
— To fascynujące. — powiedziała Granger. 
— Mhm... Teraz powiedzcie mi co się działo tutaj. 
— Hermiona robiła notatki. — oznajmił Ron. 
— Wiem, ale wolę to usłyszeć bezpośrednio. Potem, jeśli oczywiście Hermiona mi udostępni, to przeczytam je. — dziewczyna pokiwała głową. Harry uśmiechnął się. 
— Sam-Wiesz-Kto Cię szuka. — Cóż, to raczej mało odkrywcze, pomyślał Potter. — Po tym jak przejął Ministerstwo jesteśmy najbardziej poszukiwanymi czarodziejami w Wielkiej Brytanii. — kontynuował Ron. — W ostatnim czasie urządza Krwawe Piątki — skrzywił się. — Chyba domyślasz się, co to za spotkania. — Harry kiwnął głową. — Sam nigdzie się nie pokazuje. Wysyła tylko swoich sługusów. Hogwart jest zajęty przez Śmierciożerców, którzy szkolą swoich. Nauczyciele nie mają za dużo do gadania przy Snape'ie. 
— Najgorsze jest to, że Sam-Wiesz-Kto poszukuje obecnie Czarnej Różdźki.  — kontynuowała Hermiona. Harry popatrzył na nią zdziwiony. — Ten znak, który zauważyłam w książce od Dumbledore'a to właśnie Insygnia Śmierci. 
— Insygnia Śmierci?!
— Tak. Czarna Różka. Peleryna Niewidka. Kamień Wskrzeszenia. Jest o nich pewna legenda. Przypomnij mi, abym ci ją przeczytała. — Harry kiwnął głową. 
— Skąd o tym wszystkim wiecie?
— Od Lovegooda. — powiedział niechętnie rudzielec. 
— Od Lovegooda? — wykrztusił zszokowany. 
— Ojca Luny. — odpowiedziała. 
— Ojca Luny? 
— Przestań, Harry. — rzuciła zirytowana. — Tak, od ojca Luny, pana Lovegood. 
— Ale przecież on...
— To prawda, stary... Alexander to potwierdził, więc nie możesz zwalić tego na szaleństwo Lovegoodów. Ał! — Hermiona właśnie trzepnęła go w głowę. 
— Nie mów tak, bądź co bądź to on nam pomógł. 
— Jasne. — prychnął. — Jakby potrzeba nam było jeszcze więcej problemów. 
Siedzieli przez chwilę w ciszy słuchając odgłosów natury, gdy nagle Harry'emu coś się przypomniało. 
— A jak... — wskazał na Hermionę. — Jak się udało złamać klątwę?
— Alexander wraz z innymi znalazł rozwiązanie, przeciwurok, w bibliotece w Hogwarcie i tak oto... 
—To super, cieszę się. — powiedział. 
— Naprawdę? Jakoś tego nie pokazujesz. — warknęła. — A wręcz odwrotnie. 
— Tak to odbierasz, Hermiono?
— A jak mam odbierać twoją niechęć. 
— Moją niechęć?
Ron patrzył raz na Hermionę raz na Harry'ego. Będzie zacięty mecz, pomyślał.
—Tak, twoją niechęć. Jak to inaczej nazwać? — wskazała na przestrzeń między nimi. — Ledwo na mnie patrzysz. Gdy Cię przytuliłam odsunąłeś się jakbym parzyła. 
— Hermiono...
— NIE, HARRY! — krzyczała. — Dlaczego mi to robisz? Spójrz na mnie! — kilka łez spłynęło po policzku dziewczyny. — Jesteś taki lodowaty. Taki obojętny. 
— Przestań...
— To ty przestań! Dlaczego?!
Harry nie wytrzymał. 
— Może nie podoba mi się to, że moja dziewczyna była dziwką Malfoya?! — wrzasnął. — Nie pomyślałaś o tym?
— Harry! — Ron włączył się od dyskusji. 
— To nie moja wina. — powiedziała cicho. — To nie ja rzuciłam zaklęcie. Ja tego NIE CHCIAŁAM. — łzy płynęły jej po policzkach, podniosła się.,
— Hermiono, czekaj! Proszę... — Potter powiedział szybko również się ponosząc. — Daj mi trochę czasu. — szepnął. 
Dziewczyna odwróciła się i pobiegła w stronę domu nie odwracając się ani razu. Ron zawołał ją kilka razy, ale zignorowała go. Popędziła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. 
Płacz podobno pomaga. Ale jej nic już nie pomoże. Nocami prześladowana jest przez wspomnienia z dworu Malfoyów, a za dnia widzi Harry'ego i jej serce pęka ponownie na milion kawałeczków. Cierpienie zamyka w sobie, chowa. Chciał czasu, to go dostanie. Ja się starałam. To już nie moja wina. Jest takim dupkiem. Tak bardzo chciałabym, aby klątwa nigdy nie została rzucona. O ile moje życie byłoby łatwiejsze. 
Wieczorem do jej pokoju ktoś zapukał. 
— Idź sobie. — mruknęła. 
— To ja Ron. Wpuść mnie, Hermiono!
— Idź sobie! — warknęła. 
— Nie. Liczę do trzech, a potem...
Hermiona otworzyła drzwi. Ron spojrzał uważnie na przyjaciółkę. Wyglądała strasznie. 
— Eee... — rozpoczął inteligentnie. 
— Co chcesz, Ron? — powiedziała niechętnie.
 — Porozmawiać. A co ja innego mogę chcieć?
— Ron, na serio nie mam ochoty...
— O Harry'm...
— Tym bardziej nie ma ochoty.
— On... hmmm... nie daje sobie rady... To go przerasta. Daj mu trochę czasu... Niech się zaklimatyzuje, a wszystko się ułoży. 
Granger popatrzyła na niego.
— Jesteś tego pewien? Ja niestety nie. Harry jest zimny i odległy odkąd wrócił... Czy aby pokonał swoje demony?
— Wierzę w Harry'ego. — oznajmił poważnie. 
— Nic innego nam nie pozostaje. Jednak mimo wszystko mnie zranił i nadal będzie to robić...
— Hermiona...
— Wiem, wiem... Czas i tak dalej... — powiedziała zirytowana sytuacją.  Podeszła do biurka i otworzyła szufladę, wyjęła pergaminy; następnie podeszła do półki z książkami i wzięła jedną. — Daj mu to. — podała wszystko Ronowi. — Niech przeczyta Opowieść o Trzech Braciach. 
— Ok, zaraz mu zaniosę. Alexander jeszcze nie wrócił i pewnie dzisiaj już nie będą ćwiczyć, dlatego będzie miał czas, aby to przejrzeć. — uśmiechnął się. Tak bardzo tęsknił za Harry'm.
— Jasne. 
Ron podszedł do niej i mocno przytulił. 
— Będzie dobrze. — szepnął. 


* * *

Drogi Severusie,
nic mi nie jest. Znaczy się wszystko w porządku. Zaklęcie trwało trochę dłużej niż wszyscy zakładali, ale to już koniec... tak sądzę. Jutro wraz z Alexanderem będziemy sprawdzać moje umiejętności. Jestem ciekawy i nie mogę się doczekać. Nie mogę się też doczekać kiedy będziemy mogli się spotkać. Brakuje mi Ciebie. Mam nadzieję, że z Tobą wszystko w porządku. Martwię się.
Do zobaczenia,
HP.

Drogi Remusie, 
u mnie wszystko w porządku. Żyję. Nie martw się. Myślę, że niedługo się spotkamy i wtedy Ci wszystko opowiem.
Do zobacznia, 
HP.

Harry odłożył piórko. Dał listy sowie, gdy usłyszał pukanie do drzwi. 
— Proszę. 
— Hej, stary. — do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty rudzielec. 
— Cześć, Ron. Co tam? — odwrócił się do przyjaciela.
— Mam dla Ciebie lekturę. — pomachał pergaminami. 
Harry zaśmiał się. 
— Hmmm, dzięki... chyba. — zaczął czytać pierwszą stroną po czym uśmiechnął się. — Hermiona i jej notatki... tak mi tego wszystkiego brakowało. 
— Tak, niczym za czasów Hogwartu. — zaśmiał się Ron. — A wracając do Hermiony to rozmawiałem z nią...
— Tak?
— No cóż... jest wściekła na Ciebie, czuje się zraniona...
— Nie dziwię się jej... — westchnął. —Nie powinienem jej nazywać...
— Tak. — przerwał mu Ron. 
Usiedli na łoźku. Harry jakby na chwilę odpłynął. 
— Powinienem ją przeprosić. 
— Tak. — mruknął. — Powinieneś... ale nie teraz.
Harry zmarszczył brwi. 
— Dlaczego nie teraz?
— Teraz  to Cię najprawdopodobniej nie wpuści do pokoju. 
Harry westchnął. 


* * *

Przeglądali jeszcze raz akta Melanie Foster i Luke'a Groyey licząc, że może coś znajdą. Jednak była to znikoma nadzieja. 

IMIĘ: MELANIE
DRUGIE IMIĘ: KATHERINE
NAZWISKO: FOSTER
NAZWISKO RODOWE: HULK
DATA URODZENIA: 25.04.1955.
RODZEŃSTWO: BRAK
STAN CYWILNY: ROZWÓD (w 1997 roku z BENJAMIN FOSTER)
DZIECI: ANGELINA HULK

Alex odrzuciła akta Melanie i wzięła Luke'a

IMIĘ: LUKE
DRUGIE IMIĘ: NEAL
NAZWISKO: GROYEY
NAZWISKO RODOWE: GROYEY
DATA URODZENIA: 17.09.1951.
RODZEŃSTWO: MIA GROYEY
STAN CYWILNY: ROZWÓD (w 1997 roku z KATE McHALK)
DZIECI: ANGELINA HULK

— Matthew! — zawołała. — Mam! Dlaczego tego wcześniej nie znaleźliśmy?!
— Co, co jest? — zapytał. 
— Angelina Hulk będzie następną ofiarą. 
— Skąd...?
— To córka Melenie i Luke'a. — oznajmiła szybko pokazując mu akta ofiar. 
— O cholera! — wyszeptał. 

11 lis 2016

Rozdział 56

Zapraszam na kolejny post w tym tygodniu!
Z racji tego, że nie było rozdziału w październiku dostajecie rozdział kilka dni
po dodaniu rozdziału specjalnego (jak ktoś jeszcze nie czytał to zapraszam do nadrobienia).
Sporo dialogów... xd
Nie przedłużając...




Rozdział 56
"Pośród żywych"





Draco Malfoy. Odwieczny wróg Harry'ego Pottera. Arystokrata. Syn Śmierciożercy. Przywódca Slytherinu. 
Draco posiadał wiele tytułów, ale nikt tak naprawdę nie znał go. Nikt nie wiedział jak wyglądało jego życie przed Hogwartem , nikt nie wie dlaczego Crabbe i Goyle są jego tak zwanymi przyjaciółmi i dlaczego ma obsesje na punkcie Złotego Chłopca. Nikt nie wie. On sam często rozmyśla nad tym wszystkim szukając sensu swego istnienia. 
Trwało właśnie jedno ze spotkań Śmierciożerców, kiedy Draco naszyły wspomnienia. 
Mały Draco siedział pośród kwiatów w ogrodzie matki w Malfoy Manor. Bawił się swoją nową zabawką. Mugolską trzeba zaznaczyć. Dostał ją od wujka matki, który bratał się z mugolami. Ojciec jeszcze nie wiedział o prezencie i Draco wcale nie miał zamiaru powiadamiać go o tym. Chłopiec zdawał sobie sprawę, że gdyby ojciec się dowiedział, zabrałby mu ją i zniszczył –  było to potulne wyjście z sytuacji. Jednak najprawdopodobniej oprócz utarty zabawki Draco byłby chłoszczony przez ojca lub jakiegoś skrzata. Chłopiec skulił się na tą myśl. 
Blondyn z miłością mocno schwycił swojego żołnierzyka i pogrążył się w swoich myślach. Nie usłyszał, jak ktoś się zbliżył. Poderwał się dopiero, gdy ojciec wrzasnął. 
— Draco! Co ty masz? — wychrypiał zdenerwowany. — Pokaż!
— Nie! — krzyknął chłopczyk.
— Nie słyszałeś, co powiedziałem? Oddaj to! — krzyczał coraz głośniej. — Już! — dziecko pokręciło główką. Lucjusz rzucił Accio na zabawkę syna. Przyjrzał jej się uważniej. Gdy się odezwał jego głos był lodowaty. — Skąd to masz?! To jest mugolska zabawka. 
Draco milczał. 
— Niech no ja dopadnę McCliffa! A ty zostaniesz srogo ukarany! Jesteś Malfoyem! Malofoy'owie nie bratają się z mugolami i szlamami. Zapamiętaj to raz na zawsze, Draco. A teraz patrz... Patrz, powiedziałem! — zmusił Draco, aby ten popatrzył na swoją zabawkę. — Incendio! — zabawką spłonęła. Łzy zaczęły spływać po policzkach dziecka. — Tyle warci są mugole. A teraz pójdziesz ze mną. — warknął ciągnąc za sobą syna. 
Draco potrząsnął głową chcąc odpędzić przykre wspomnienia. Mimowolnie spojrzał na ojca, który właśnie płaszczył się przed Czarnym Panem. I co przyszło, Malfoy'om? Płaszczą się przed psychopatą. 
— Draco! — chłopak drgnął, gdy usłyszał swoje imię. — Podejdź tutaj. 
— Tak, ojcze. Już idę. 
— Mamy dla Ciebie zadanie. — oznajmił Czarny Pan. — Wiemy, że w Hogwarcie nadal są przyjaciele Pottera. Chcemy, abyś nawiązał z nimi kontakt i dowiedział się co wyrabia Potter wraz ze szlamą i zdrajcą krwi. Rozumiesz?
— Ja nigdy z nimi...
— To czas, abyś zaczął. — oznajmił twardo ojciec.
— Oczywiście, ojcze... Panie... — westchnął kłaniając się i odszedł. Miał ochotę w coś uderzyć. Jeszcze chwila i znajdzie się w swoim pokoju i będzie mógł nakrzyczeć się do woli. Może coś też porozbija. Tak, to była dobra myśl. Dać upost swoim emocją. 
* * *
Tymczasem w Hiszpanii...
— Miesiąc, Alexandrze! — krzyczał. — Kiedy on się obudzi?
— Nie wiem, Lucas. — odpowiedział zrezygnowany. Przez ostatnie dni nie przypominał sobie. Worki pod oczami odznaczały się na bladszej niż zwykle skórze. 
Hermiona chlipała cicho w ramionach Rona. 
— Jeśli nie obudzi się w ciągu tego tygodnia będziemy budzić go na piechotę. — oznajmiła Rebbeca, która tydzień wcześniej wróciła wraz z Max'em do Hiszpanii.
— Na piechotę? — spytał Ron. 
— Ręcznie. — dodał Max. 
— Ręcznie? — dopytywał Weasley.
— Ręcznie. 
— O mój Boże! — szepnęła Hermiona wyobrażając sobie co mogą zrobić Harry'emu. 
W pokoju panowała grobowa atmosfera. Na nadgarstku Harry'ego znajdowały się już wszystkie symbole Magii Żywiołów, ale ten nadal się nie budził. 
Kilka godzin później nadal siedzieli przy nim. Dłoń Pottera zadrgała. Alexander poderwał się z miejsca, za jego przykładem poszła reszta. Nie minęło pół minuty, a Potter usiadł nagle prosto otwierając oczy. 
Hermiona krzyknęła. 
— Merlinie! — wrzasnął Ron. 
Wszyscy stali jak spetryfikowani. 
— Harry! — podbiegł Alexander. — Jesteś. Super! Och, niech Merlinowi będą dzięki. 
Harry nadal wpatrywał się przed siebie. Nie mrugał. 
— Stary, to się robi przerażające. — jęknął Weasley.
Potter nawet nie zareagował. 
— Alexandrze? — spytał przerażony Lucas. 
— Nie wiem... 
Alexander przyjrzał się dokładnie chłopakowi. Wszystko wyglądało na to, że nic mu nie jest. Tylko w takim razie dlaczego jest w takim stanie.
Nagle Harry wywrócił oczami. Gałki schowały się czaszce. Przerażający widok. Potter opadł na łóżko. 
— Harry! — krzyknęli wszyscy jednocześnie. 
— Nie oddycha! — wrzasnął Alexander. — Nie oddycha! Enervate! — ciało Harry'ego wygięło się w łuk. Brak akcji serca. Hermiona zaczęła płakać. 
— Lucas, pomóż mi. — powiedział spanikowany. — Raz! Dwa! Trzy! 
— ENERVATE! — ich zaklęcia połączyły się i z wielką siłą trafiły w Pottera. Nadal brak reakcji. 
— Masaż serca. —powiedziała Hermiona. 
— Po mugolsku? Może... — zastanowił się chwilę i już zaczął uciskać klatkę piersiową chłopaka. 
Chłopak nadal nie oddychał. 
— Wszyscy rzućmy Enervate. — zaproponował Ron, który w milczeniu przyglądął się sytuacji. 
— Raz! Dwa! — odliczał Lucas. — Trzy!
— ENERVATE! — pokój zatrząsł się pod siłą zaklęcia.
Harry jęknął otwierając oczy. Popatrzył na przyjaciół. Byli wycieńczeni zaklęciem. Ron usiadł na podłodze, Hermiona na krześle obok łożka, a Alexander z Lucasem na kanapie. 
— Co... się... stało? — wychrypiał Potter patrząc po twarzach zebranych. 
— Oj, Harry. — Hermiona rozpłakała się na dobre. 
Zdezorientowany popatrzył na Alexandra. 
— Chwilkę, dobrze? — wysapał. — Odebrałeś nam trochę sił. — zaśmiał się lekko.
— Prze-przeraszam...? — mruknął. 
— Oj, Harry. — westchnął White. 
Teraz to Harry był już zirytowany. Co, do jasnej cholery, się tutaj wydarzyło? Próbował usiąść, ale powstrzymała go Hermiona. 
— Nie, jesteś za słaby. — mruknęła. 
— Odezwała się ta mocna. — sarknął wbijając w nią swe zielone, przenikliwe oczy. 
Spąsowiała.  Harry był zły.
— Dobrze, Harry. Uspokój się. Wszystko po kolei. — odezwał się White wstając z kanapy. Podszedł bliżej łóżka i wyczarował sobie krzesło po czym usiadł na nim. — Od samego początku. No to tak... Rzuciliśmy na Ciebie zaklęcie, pamiętasz to?
— Tak. Pamiętam również, co działo się podczas trwania zaklęcia. W sensie... co działo się w mojej głowie... nie wiem, co się działo tutaj. — popatrzył znacząco na nich. 
— Rozumiem... a więc hmmm... Byłeś pod wpływem zaklęcia przez ponad miesiąc.
— MIESIĄC? Mówiliście, że najdłużej dwa tygodnie...
— Dlaczego tak było to będziesz musiał nam wytłumaczyć. Kilka minut temu poderwałeś się do siadu, ale nie było z Tobą kontaktu... kilka sekund później... twoje... serce się zatrzymało. — zamilkł dając czas Harry'emu do uporządkowania myśli. — Nie mogliśmy... Nie... Nic nie działało. — mówienie jakby sprawiało mu ból. — Ja Harry... mugolski masaż serca nie pomógł... Enervate pomogło rzucone dopiero przez cztery osoby. Byliśmy spanikowani... Gdyby nie propozycja Rona, aby właśnie rzucić zaklęcie przez nas wszystkich na raz teraz... nie wiem... Nie...
— Alexandrze, uspokój się. — Lucas wstał i podszedł do White'a. Chwilę później położył swoją dłoń na bark Alexandra próbując uspokoić go. — Twoje serce nie pracowało przez chwilę... która dla nas była wiecznością... Wybacz nam nasze chwilowe załamanie. 
— Myślałem, że Cię straciłem, Harry. — wyznał Alexander. — Że doprowadziłem Cię do śmierci. 
— Ale żyję... prawda?
— Jak się czujesz? — spytała Granger. 
Harry spojrzał na nią. Westchnął i odpowiedział:
— Hmmm... jak na kogoś, kto przed chwilą był martwy... to całkiem nieźle.
Ron podniósł się wreszcie z podłogi. 
— Merlinie, jak dobrze, że jesteś z nami. 
— Dziękuję, Ron. — powiedział Harry. — Dziękuję Wam wszystkim. — uśmiechnął się do nich. 
— Nie masz za co nam dziękować. — oznajmił Lucas.
— Co teraz? — zapytał Weasley.
— Teraz Harry musi odpocząć, ale najpierw musimy rzucić kilka zaklęć diagnostycznych. A wy — zwrócił się do Granger i Weasleya. — musicie odpocząć. Nie! Nie chcę słyszeć narzekań. —  rozkazał White. 
Ron niechętnie kiwnął głową. 
— Spotkamy się jutro, stary. Dobranoc.
— Dobranoc, Ron. — pomachał mu radośnie. 
— Hermiono... — mruknął rudzielec.
Dziewczyna wcale nie śpieszyła się do wyjścia, wręcz przeciwnie nie miała zamiaru w ógóle wychodzić. 
— Hermiono — odezwał się Lucas. — Harry nigdzie się nie wybiera. Będzie tu i jutro, prawda? — spojrzał na Wybrańca. 
— Raczej tak. — mruknął, ale widząc minę Alexandra dodał: — Oczywiście, że tak. 
Hermiona niechętnie wstała. 
— Dobranoc, Harry. — powiedziała. 
— Dobranoc, Hermiono.
Gdy już wyszli Alexander wraz z Lucasem zaczęli rzucać rozmaite zaklęcie monitorujące stan Pottera. Okazało się, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. Zadowoleni usiedli ponownie przy łóżku Pottera. 
— Co się wydarzyło tam? — spytał cicho White.
— Nie było tak łatwo... Nadal nie wierzę, że to koniec. To takie... — Harry był lekko zdezorientowany. — To wszystko tak... Nie ma się tam poczucia czasu... Myślałem, że minął może tydzień... a tu miesiąc. Na pewno nie chciałbym jeszcze raz tego przechodzić. O nie! Nigdy więcej... To... tyle wątpliwości... tyle rzeczy zostało bez odpowiedzi... Na niektóre poznałem odpowiedź... niektóre nadal nieodkryte... Tyle tego jest, a ja nie wiem czy zdołam to udźwignąć. Jak sami wiecie, nie mogę Wam powiedzieć, co się dokładnie tam wydarzyło, ale mogę powiedzieć, że moje przekonania zostały wywrócone na drugą stronę... zupełnie z innej perspektywy mogłem to podziwiać, zrozumieć. Chociaż nadal wydaje mi się, że mało rozumiem. Muszę się nad tym spokojnie zastanowić... Hmm... a teraz powiedzcie, co się działo tutaj... Jak rozumiem Hermiona...
— Zdołaliśmy zdjąć z niej zaklęcie. Wszystko z nią w porządku. — oznajmił Lucas. 
— A Tom jak się ma? — zapytał nagle z innej beczki. 
— Hmmm... Jutro dostarczymy Ci kilka notatek, które przez ten czas tworzyła Hermiona... tam opisywała wszystko to, co Cię ominęło... 
— No tak. — zaśmiał się. Hermiona jak zwykle zrobiła notatki. 
— Jest jeszcze coś o czym powinienem wiedzieć dla swojego dobra?
— Nie, musisz nadrobić czas z przyjaciółmi. — powiedział Alexander. — Ale teraz już śpij.

* * * 

GDZIE PODZIAŁ SIĘ HARRY POTTER?
Od ponad 6 miesięcy nie mamy żadnych wiadomości o Chłopcu-Który-Przeżył. Nie wiemy nawet czy jeszcze żyje. Ministerstwo, a zarazem społeczczeństwo czarodziejów, obawia się najgorszego. Wierni towarzysze Harry'ego Pottera także nie dają znaku życia. Nasz informator sądzi, że sytuacja przerosła Pottera i postanowił się wycofać. Dlaczego zostawił społeczeństwo czarodziei? Czy zdaje nas wszystkich na śmierć? 
Czarodzieje są proszeni o kontakt z redakcją Proroka, gdy zauważą Harry'ego Pottera, Hermionę Granger lub Rona Weasleya. 
Severus przeczytawszy gazetę z irytacją odłożył ją na biurko. Potarł dłońmi oczy i popatrzył na krajobraz za oknem. Brak jakichkolwiek informacji z Hiszpanii napawał go strachem. Ze względu na swoją pozycję nie mógł sam tak po prostu teleportować się i sprawdzić samemu. Severus był cierpliwym człowiekiem, ale na Merlina to już MIESIĄC. Miesiąc nie wie, co się dzieje z jego synem. Nie wie i nie ma jak się dowiedzieć. 
Hogwart już nie jest taki sam. Jest strasznym miejscem... a on musi tutaj siedzieć bezczynnie, a Harry... a Harry... Nie! Tego za wiele. On musi udzielić mu informacji. Tak dalej być nie może. 
Sięgnął do szuflady biurka i wyjął czysty pergamin.

White,
Do jasnej cholery, udziel mi informacji. To już miesiąc i z łaski swojej mógłbyś chociaż coś wspomnieć. Muszę wiedzieć, co dzieje z nim dzieje. Czekam na odpowiedź!
SS.

* * *

Harry obudził się o świcie. Spróbował usiąść. Zadowolony, że pomimo bólu mięśni udało mu się usiąść, postanowił iść o krok dalej i stanąć o własnych siła. Eureka! Udało się. Myślałem, że jestem słabszy, a tu taka niespodzianka. Podszedł do okna, gdzie słońce dopiero wschodziło. 
— Tak dawno nie widziałem już świata... 
— ... i zacząłem nawet sam do siebie mówić. — parsknął Ron. 
Harry drygnął zaskoczony obecnością przyjaciela. Odwrócił się do niego.
— A co ty tu... o tej porze... robisz? — spytał zdziwiony. Rudzielec zwlekł się z łóżka przed śniadaniem? 
— Tak jakoś wyszło...  — zarumienił się. — Chciałem posiedzieć przy Tobie. — jeśli to możliwe zarumienił się jeszcze bardziej. 
— To miło, Ron. — oznajmił Harry dziwnym tonem. — Nasiedzieliście się przy mnie trochę, prawda? — odwrócił się z powrotem do okna. 
— W sumie to tak... Miesiąc... kto by pomyślał. Nieźle nas wystraszyłeś. 
— Nie chciałem....
Ron usiadł na łóżku Pottera i wpatrywał się w niego.
 Schudłeś... — westchnął. — Brakowało mi Ciebie. — przyznał. 
— Mi Ciebie też, Ron. Dobrze jest wrócić. — wskoczył na łożko i usiadł na przeciwko Rona. 
— Jak tam jest?
— Pod wpływem zaklęcia? 
Ron kiwnął głową. 
— Dziwnie. Na początku nie wiedziałem, co jest prawdą, a co fikcją... z czasem już rozróżniałem. Ciężko. Zadania były wymagające. Musiałem zmagać się ze swoją przeszłością... słabościami... Na pewno nie było to... cóż... fajne. Było cholernie męczące i dezorientujące. 
— Najważniejsze, że już po wszystkim...
— Tak, też się cieszę... Chociaż trochę czasu mi zajmie przejście nad tym porządku, ale będę się starał w miarę szybko się ogarnąć... Powiedz mi lepiej, Ron, co działo się przez ten miesiąc.
— Hermiona zapisywała wszystko. Przyniesie Ci jak tylko wstanie, o ile w ogóle poszła spać. — westchnął. 
— Dlaczego miałaby nie spać?
— Harry, ona obwinia się o to zaklęcie Toma. O to, że musiała być... no cóż... dziwką Malfoya. Boi się, że ją odrzucisz... Hmmm... Do tego odczuwa pewne skutki uboczne zdjęcia czaru. 
— Jakie? — był zaniepokojony. 
— Bóle głowy, osłabienie, wymioty. — wyliczył. — Powinny ustąpić w ciągu dwóch miesięcy... Raz jest lepiej... raz gorzej. No i Ty...
— Co?
— Odchodziliśmy od zmysłów. — oznajmił rudzielec.
— Aaaa, okey, rozumiem.  — pokiwał głową. 
— Tak strasznie tęskniłem. — zamknął Pottera w żeleznym uścisku. 
— Hej, Ron, bo mnie udusisz. — zaśmiał się Wybraniec. 
W końcu rudzielec się odsunął. 
— Muszę się ogarnąć... — wskazał na swoje ubranie — i się dostać do swojego pokoju. 
— Ok, chodź! Pomogę Ci. — zaproponował Ron.

* * *

Voldemort zebrał swoich ludzi do wsi pod Londynem. W ramach Krwawego Piątku Śmierciożercy mogli się zabawić. Gwałt, śmierć, rozpacz – motyw przewodzi ich spotkań. 
— Nieszczęśni mugole z wioski... Niech poczują, że są niczym. — oznajmił Tom. — Krwawy Piątek czas zacząć! 
Śmierciożercy udali się pospiesznie w kierunku domów. Tylko Draco został na końcu. Po chwili jednak dołączył do reszty. 

8 lis 2016

Rozdział specjalny III

Dzisiaj 8 listopada i dokładnie dzisiaj mija 2 lata odkąd zaczęłam publikować opowiadanie. Boże, jak to zleciało.

Chcę Wam podziękować za ten wspólnie spędzony czas, za ponad 500 komentarzy, 133 tys. wyświetleń, mobilizowanie mnie :D i oby tak dalej.

Dzisiaj mam dla Was (po dłużej przerwie, wiem) rozdział specjalny, który zawiera listy, które podczas swojego pierwszego roku w Hogwacie pisali do siebie Lily oraz Severus. Co jakiś czas myślę, że będę dodawać kolejne listy z kolejnych lat w Hogwarcie.

Nowy rozdział (56) jest gotowy od ponad tygodnia i został wysłany do bety, ale jeśli nie dostanę rozdziału do piątku opublikuję Wam niezbetowaną wersję.
Także... dzięki, że jesteście i zapraszam do czytania. :)

Listy Lily pisane kursywą.



Rozdział specjalny III
"Listy - pierwszy rok w Hogwarcie"




Back Around

11 września 1971
Witaj, Severusie
Niby uczymy się w tej samej szkole, a nawet nie możemy normalnie porozmawiać. To straszne. Dlaczego Gryffindor i Slytherin tak bardzo się nienawidzą? To naprawdę bez sensu. Nie podoba mi się to. 
Hogwart jest super. Już czuję się tutaj jak w domu. Miałeś rację, Severusie. To wszystko jest wspaniałe. 
A jak Tobie minął pierwszy tydzień szkoły? Jak jest w Slytherinie?
Lily Evans



13 września 1971
Nie przesadzaj, Lily. Możemy rozmawiać normalnie. To, że jestem w Slytherinie nie przekreśla naszej przyjaźni. Pamiętaj! 
Mój pierwszy tydzień minął szybciej niż się spodziewałem. Slughorn, ten nauczyciel od Eliksirów, wydaje się dziwny, mimo to naprawdę polubiłem ten przedmiot. 
A jak ma być? Normalnie. Przynajmniej tak mi się wydaje. Slytherin to nie jest siedlisko złych czarodziei, jak już Ci pewnie naopowiadali twoi Gryfońscy koledzy. Nie wierz w te wszystkie bzdury. A dlaczego Gryffindor i Slytherin się nienawidzi? Podobno założyciele, czyli Godryk Gryffinfor i Salazar Slytherin się nie lubili... może to i dlatego. Tak dla zachowania tradycji. 

S .S.


24 września 1971
Sev,
mówiłeś, że możemy normalnie rozmawiać... ale gdzie ty chcesz rozmawiać? Jak na razie nie przejawiasz chęci rozmowy ze mną. Oprócz tych listów i powitań to praktycznie nie rozmawiamy.
Też tak słyszałam. Może czas złamać tradycję? 

Lily



26 września 1971
Lily, 
znowu histeryzujesz. Spotkajmy się dzisiaj w tej nieużywanej sali przy sali do transmutacji.
Myślę, że tradycję powinno się pielęgnować. Taki na przykład Potter... Wyobrażasz sobie co by było jakby przyjaźnił się ze Ślizgonami? Katastrofa! Zostawmy to tak jak jest.
S.S.
PS. Pasuje ci spotkanie o 21?


27 września 1971
Jasne, 21 jak najbardziej mi pasuje. 
Jednak jestem zdania, że Gryffindor i Slytherin mogliby się zaprzyjaźnić, a przynajmniej współpracować. 

Lily


10 października 1971
Jak tam Twój pierwszy szlaban, Lily?
S.S.


11 października 1971
Okropnie. Filch jest okropny. A to wszystko przez Pottera! Merlinie, jak on mnie denerwuje.
Ty pewnie jeszcze nie dostałeś żadnego szlabanu, prawda?

Lily


13 października
Tak, Filch jest okropny.
Nie jeszcze nie. Nie spodziewałem się, że Tobie uda się tak szybko.

S.S.


15 października 1971
Jesteś okropny, Severusie.

Lily


17 października 1971
Oj, Lily nie złość się. To i tak dobrze, że tylko jeden.

S.S.


18 października 1971
Nawet mnie nie denerwuj. 
Spotkamy się jutro dam gdzie zawsze?

Lily


19 października 1971
Jasne, Lily. 21.

S.S.


25 października 1971
Strasznie nie mogę się doczekać Halloween. Z tego, co mówiłeś to będzie super. Ciekawe czy przystroją jakoś Wielką Salę... albo czy będą jakieś zabawy... wiesz tak jak my się bawiliśmy.

Lily


26 października
Myślę, że raczej nic takiego nie będzie miało miejsca. To mugolskie zabawy. 

S.S


27 października 1971
I co z tego, że mugolskie?

Lily


28 października 1971
Czarodzieje ich nie znają?

S.S.


29 października 1971
Zapytam ponownie: i co z tego? Możemy ich nauczyć. 

Lily


30 października 1971
Proszę, Lily, nie rób tego... dla własnego dobra. 

S.S.


30 października 1971
Dlaczego?

Lily

30 października 1971
Po prostu nie rób tego.

S.S.


1 grudnia 1971
Sev,
niedługo święta. Wracasz do domu? Ja właśnie się zastanawiam. Tęsknie strasznie za rodzicami, ale z drugiej strony będę musiała słuchać Petunii. Wiesz jaka ona jest. Nic nie rozumie. Myślę, że ona się boi.

Lily


5 grudnia
Lily, 
ona jest zazdrosna. Co do mnie... to zostaję na święta w Hogwarcie. Tak będzie najlepiej. Widzisz u Ciebie Petunia, a u mnie ojciec. Coś nas łączy. Zostań na święta ze mną. Będziemy mogli nadrobić zaległości. 
Dzisiaj o 21 tam gdzie zawsze? Kiwnij głową na znak czy tak (będę Ci się przyglądał podczas śniadania, więc zauważę).
S.S


24 grudnia 1971
Wesołych Świąt, Severusie! 
Przepraszam Cię, że nie zostałam z Tobą na święta w Hogwarcie. Mama i tata bardzo chcieli abym przyjechała. Nie mogę powiedzieć tego samego o Petunii jak się pewnie domyślasz. Mam nadzieję, że miło spędzisz czas. Severusie, pamiętaj, że miłe spędzanie czasu nie oznacza tylko nauki. 
Myślę, że prezent Ci się spodoba. 
Do zobaczenia w Nowym Roku!
Całuję.
Lily


24 grudnia 1971
Wesołych Świąt, Lily.
Szkoda, że nie zostałaś w Hogwarcie; naprawdę skrzaty postarały się. Zamek jest pięknie przystrojony. Myślałem, że zostanę sam w Slytherinie, ale na szczęście wiele osób nie wróciło do domu na święta, więc nie jestem sam. Lucjusz Malfoy wydaje się miły i inteligenty. I także lubi Eliksiry. Wreszcie mam z kim podzielać swoje fantazje. 
Prezent jak najbardziej trafiony. Dziękuję Ci. Mam nadzieję, że i mój prezent Ci się spodoba.

Na razie!
S.S.


26 grudnia 1971
Sev,
przecież ze mną też mogłeś podzielać swoje fantazje związane z eliksirami. Nie zawsze Cię zrozumiem, ale zawsze wysłucham. 
Prezent jak najbardziej udany. Chciałam sobie kupić kiedyś tą książkę. Czasami strasznie mi głupio, że nie wiem tego czy tamtego, gdzie wszyscy wiedzą. Właśnie zaczęłam czytać i myślę że dzięki niej nie będę już miała takich problemów ze światem czarodziei.
Lucjusz Malfoy? Naprawdę, Sev?

Lily


29 grudnia 1971
Co Ci się nie podoba w Lucjuszu?
Cieszę się, że prezent się przyda.

S.S


31 grudnia 1971
Szczęśliwego Nowego Roku, Severusie!
Słyszałam, że nie jest zbyt miły. Sprawia wrażenie zadufanego w sobie. 

Lily


1 stycznia 1972
Tobie również Szczęśliwego Nowego Roku.
Lily, znasz takie mugolskie przysłowie: Nie oceniaj książki po okładce? Tak dokładnie jest z Lucjuszem. Nie musisz go lubić, ale chociaż nie obrażaj, a przynajmniej w mojej obecności. Myślę, że się zaprzyjaźnimy.
Co u Petunii? Już nie mogę się doczekać wakacji... wtedy postaramy się umilić jej życie.

S.S.


6 stycznia 1972
Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin, Sev!
Och, Severusie... rozmarzyłam się na myśl o wakacjach. 
Petunia miała jak zawsze jakieś swoje "wielkie" problemy, ale obyło się bez jakiś większych komplikacji. Byłam mile zaskoczona. Myślę, że to sprawka rodziców. Tak, na pewno. W sumie i dobrze. Przynajmniej miałam spokój. 
No... dobrze, Sev... Ale proszę uważaj na niego, dobrze?

Lily


10 stycznia 1972
Jasne, Lily. Nie martw się. 
Cieszę się, że święta minęły ci w miłej atmosferze.

S.S.
PS. O 21 tam gdzie zawsze. 


29 stycznia 1972
O 21 tam gdzie zawsze. Musisz mi pomóc z eliksirami.

Lily


30 stycznia 1972
Najlepszego, Lily.

S.S.


12 luty 1972
Jak mogłaś pomyć zółtobnik z cerwiakiem*?
Ekspertem z Eliksirów to ty nie będziesz.
Jutro o 20 tam gdzie zawsze.

S.S.


13 luty 1972
W końcu od czego mam Ciebie?
Będę.

Lily


27 lutego 1972
Czy ty na serio zdzieliłaś Pottera po głowie?

S.S.


28 lutego 1972
Oczywiście, że tak. Należało mu się.

Lily


1 marca 1972
Jestem dumny. Jemu zawsze się należy.

S.S.


15 marca 1972
Spotkajmy się w bibliotece po biedzie jutro, dobrze?
Eliksiry mnie przerosły.

Lily


30 marca 1972
Lily, nie mam słów na twoją zupełną ignorancje w dziedzinie Eliksirów.

S.S.


2 kwietnia 1972
Spadaj, Sev. Nie wszyscy są Tobą.
O 21 tam gdzie zawsze.

Lily


5 maja 1972
Zauważyłem, że ostatnio jesteś przybita. Co się stało?

S.S.


6 maja 1972
Pogadajmy. Biblioteka po obiedzie.

Lily


25 maja
Niedługo wakacje. Jakieś plany?

S.S.


30 maja 1972
Oprócz nękania Petunii to żadnych. Coś proponujesz?
Rozmawiałeś ostatnio z mamą?

Lily


2 czerwca 1972 
Rozmawiałem. Nic nowego nie powiedziała... W sumie to nie chce wyjeżdżać z Hogwartu. Tu jest bezpiecznie. 

S.S.


5 czerwca 1972
Pogadam z rodzicami. Nie będziesz musiał spędzać za dużo czasu w domu.

Lily


10 czerwca 1972
Dzięki, Lily.

S.S

KONIEC
KOLEJNA CZĘŚĆ WKRÓTCE

* wymyślona nazwa

23 wrz 2016

Rozdział 55

Zapraszam na nowy rozdział. Postanowiłam przyśpieszyć trochę z akcją. 
7 stron do waszej dyspozycji :)
Miłego czytania!
________________________



Rozdział 55
"Coming Soon"


Falling Stars


Alex postanowiła zatrzymać się w mieszkaniu Matthew na czas swojego pobytu w Ameryce. Musiała się dowiedzieć dlaczego Melanie Foster zginęła. Co ta kobieta wiedziała, że ktoś ją zamordował? Ktoś... Miała przeczucie, że to Czarny Nil.
Organizacja czarownic, która kilkanaście lat temu rzuciła świat czarodziejów na kolana przedstawiając swoje wyśmienite eliksiry. Były wtedy bardzo popularne. Ludzie je szanowali. Tak było do czasu, gdy zaczęły się babrać w Czarnej Magii, potępianej przez większość społeczeństwa czarodziei. Siostry, według innych czarodziei, zeszły na złą drogę. Po licznych interwencjach Czarny Nil trafił do Azkabanu i słuch po nich zaginął.
Gdy Voldemort był u kresu swojej władzy podczas pierwszej wojny, siostry próbowały przekonać go do własnych racji, ale Riddle nie skorzystał ani z ich pomocy ani z ich umiejętności, więc siostry nadal pozostawały w Azkabanie. Dzisiaj każdy byłby raczej zaskoczony tym, że Voldemort odmówił współpracy z niegdyś docenianym Czarnym Nilem. Co skłoniło go do takiej, a nie innej decyzji? Odpowiedzi na to pytanie raczej nie poznamy. Kto wie co chodzi po głowie Czarnego Pana?
Oczywiście Czarny Nil nie tylko wtedy próbował się spiknąć z czarnoksiężnikiem. Podczas swojego odrodzenia Voldemort korzystał z ich pomocy, ale nadal nie chciał z nimi mieć, więcej niż to konieczne, doczynienia. Czarny Pan podczas swojego odrodzenia znajdował się w lasach w Albanii, a Czarny Nil oficjalnie w Azkabanie. Nasuwa się pytanie, jakim cudem się odnalezli. Czy już wtedy siostry były wolne? Oficjalnie zniknęły z Azkabanu kilka miesięcy temu, ale czy to możliwe, że już od lat są na wolności. Są sprytne i mają ogromną wiedzę. Ktoś taki zawsze znajdzie rozwiązanie, ale na razie pozostaje to kolejną tajemnicą.
Ślady znalezione podczas badania sprawy morderstwa Melenie wskazują na Czarny Nil, ale była jeszcze jedna możliwość – może ktoś ich naśladuje. Naśladuje ich styl, podpis. Ten ktoś musiałby być blisko z nimi.
Alex wraz Matthew przesłuchali ostatnio kochankę męża Melanie. Dowiedzieli się co nieco o Luke'u Groyey'u. Elizabeth, bo tak miała na imię kochanka Luke'a, wspomniała, że spotkała Melanie tylko raz i to przez przypadek. Wiedzieli, że to nie może być ona, to nie ona zabiła Melanie. Kolejny trop, czyli mąż zamordowanej, ostatnio znajdował się w Filadelfii, ale czy nadal tam jest? Matthew musiał skontaktować się z odpowiednimi ludźmi, aby Ci odnaleźli pana Groyey.
W ciągu kilkunastu godzin poszukiwań znaleźli go w Kansas. Matthew wraz z Alex następnego dnia rano polecieli samolotem do Kansas. Podaczas trzygodzinnego lotu ustanowili mniejwięcj o co będą pytać i jak to będą robić, ponieważ mąź Melanie może nie być skory do udzielania informacji. Na miejscu wypożyczyli samochód i udali się do domu Luke'a Groyeya. Gdy wjechali na ulicę Groyeya ich uwagę przykuły radjowocy na końcu ulicy. Podjechali bliżej. Dom przy którym stały samochody policji okazał się domem, którego szukali.
— Niech to szlag! — zaklął Hamilton. — Spóźniliśmy się.
— Może nie. — szepnęła niepewnie dziewczyna spoglądając na krzątających się policjalntów.
— Chodźmy. — powiedział wysiadając z samochodu.
Skierowali się do drzwi, ale za chwilę zostali zatrzymani przez policjanta. Potężnie wyglądający mężczyzna w mundurze zerknął na nich z pobłażaniem. "Już prasa?" – pomyślał.
— Słucham państwa. — powiedział. — Państwo z prasy? — zapytał przyglądając się im.
— Nie. — powiedział uprzejmie Matthew. — Matthew Hamilton. Detektyw z NYPD.  — podał rękę policjantowi. — Moja partnerka, Alex Smith. — Alex skinęła głową.
— Co tutaj robią detektywi z Nowego Yorku? — szczerze się zdziwił.
— Chcieliśmy porozmawiać z panem Luke'iem Groyey'em. — powiedziała Alex.
— Niestety... raczej z nim już nie porozmawiacie... — oznajmił pustym głosem.
Spojrzali po sobie. A więc stało się to, czego się obawiali. Niedobrze. Kolejny trop przepadł.
— Badamy sprawę morderstwa Melanie Foster, byłej żony pana Groyeya. Myśleliśmy, że udzieli nam istotnych informacji. — zaczął tłumaczyć. — Ale w takim razie... Obawiam się, że musimy połączyć te dwie sprawy. Czy możemy zobaczyć ciało i poznać szczegóły morderstwa?
— Niewiele tego mamy. — powiedział zawstydzony wskazując dłonią aby poszli za nim.
W mieszkaniu było już czuć rozkładające się ciało. Alex instynktownie przyłożyła dłoń do nosa w celu zahamowania zapachu. Policjant prowadził ich przez mieszkanie Groyeya, które pokazywało, że właścicielowi wcale nie brakowała pieniędzy. Takiego elegancko wyszykowanego mieszkania Alex dawno nie widziała. Drewo, biel i czarna skóra – to główne cechy tego wystroju. Przeszli przez przedpokój, salon, kuchnie, aż do sypialni.
Ciało leżało na łożku w pozycji cztery łapy w cztery strony świata. Wyglądało jakby było rzucone na łożko już po decydującym starciu, już po śmierci, albo w ostatnnich chwilach życia tego nieboszczyka. W sypialni znajdowało się jeszcze trzech policjalntów. Jeden robił zdjęcia. Kolejny przeszukiwał sypialnię, a trzeci przyglądał ciału jakby próbując sobie wyrazić co się tutaj wydarzyło.
— Jeff, a to kto? — spytał policjant robiący zdjęcia.
— Detektywni z Nowego Yorku.  — odpowiedział policjant, który ich wprowadził. Jak się okazało miał na imię Jeff.
— Matthew Hamilton.
— Alex Smith.
— Badamy sprawę Melanie Foster, byłej żony Luke'a Groyeya. — powtórzył detektyw. — Co już wiecie?
— Nazywał się Luke Groyey i miał 38 lat. Nie ma śladów popełnienia samobójstwa. Nie ma także śladów włamania, czyli ofiara musiała znać sprawcę. — mówił policjant, który wcześniej przyglądał się ciału.
— Niekoniecznie. — mruknęła Alex podchodząc do zwłok.
Założyli rękawiczki i postanowili przeszukać jeszcze raz ciało.
— Słucham? — odezwał się Jeff.
— Nie, nie... nic.  — udała, że tak jej się powiedziało.
Matthew spojrzał na nią zaciekawiony.
— Co jeszcze wiecie? — spytała Smith.
— Tak jak już mówiłem nie ma żadnych śladów obecności tutaj innej osoby. Luke Groyey mieszkał sam odkąd rozwiódł się z żoną. Znaliśmy go tutaj. Zarządzał dużą firmą budowlaną. Nie miał dzieci. Skontaktowaliśmy się z jego rodzicami. Mieszkają w Mason City, to przed Minneapolis. — kontyował. — Mają się pojawić za kilkanaście minut.
— Nie miał rodzeństwa. — powiedział kolejny policjant, ten który przeszukiwał sypialnię. — W pokoju także brak jakichkolwiek śladów.
— Zostało jeszcze całe mieszkanie, David.  — powiedział policjant robiący zdjęcia.
— Wiem przecież, Max.  — zirytował się David. — Ale tak czy tak nie ma na razie żadnych dowodów. Może rodzice coś nam powiedzą.
— Tak. — powiedział Jeff. — Oby.
— A państwo badają sprawę morderstwa jego żony, tak? — spytał Max jakby sobie dopiero co przypomniał powód dla którego ta dwójka detektywów tutaj jest.
— Tak. — oznajmiła Alex. — Tamta sprawa jest tak samo tajemnicza jak ta.
— Co się stało?
— Wiemy, że została zamordowana.
— W jaki sposób?
— Została otruta, dlatego chcielibyśmy wiedzieć, czy może coś podobnego nie spotkało pana Groyeya. — mówiła Alex. — Może te dwa morderstwa są w jakiś sposób powiązane?
— Za chwilę wyślemy ciało na sekcję zwłok. — powiedział Jeff.
— Bylibyśmy wdzięczni, gdybyście panowie powiadomili nas o wyniakach. — Matthew podał swój numer po czym na odchodne oznajmił: — Moglibyśmy porozmawiać z rodzicami pana Groyeya?
— Gdy ich przesłuchamy to wtedy tak. Zadzwonimy do pana. — oznajmił Jeff.
— Dobrze, dziękuję.  — powiedział. — Do zobaczenia.
— Do zobaczenia, panie Hamilton. Panno Smith.
— Do widzenia.
Wyszli szybko z mieszkania kierując się do samochodu.
— Musimy zameldować się w jakimś hotelu. — oznajmiła Smith.
— Poszukajmy czegoś w centrum miasta.
Wsiedli do auta.
— Gdy jeden z nich powiedział, że ofiara musiała znać sprawcę powiedziałaś, że niekoniecznie. Co miałaś na myśli? — zmarszczył brwi.
— Miałam na myśli czarodzieja. My umiemy nie zostawiać śladów.
 — A no tak. — odpalił silnik. — Czarny Nil?
— Tego nie wiemy. Ale teraz musimy zebrać fakty. — odjechali w stronę miasta.
— Dlaczego zginął?
— Właśnie... dlaczego zginął kilkanaście dni po tym jak jego była żona została otruta? Czy on też został otruty?
— Musiał coś wiedzieć. — oznajmił Matthew.
— Taaak... — dziewczyna pogrążyła się w myślach.


* * *

Siedzieli w hotelu w napięciu czekając na telefon od policji. Mieli do nich zadzwonić, gdy się czegoś dowiedzą po sekcji zwłok. Alex miała przeczucie, że Luke'a także otruto i to była robota czarodzieja.
W ciągu następnej godziny bezowocnego czekania otrzymali informację, że Luke Groyey został otruty w taki sam sposób jak Melenie Foster.
Od teraz sprawy zostały powiązane.


* * *

Wspomnienie się skończyło, a ja się znowu znalazłem w sypialni, a kilka metrów ode mnie w drzwiach stał wkurzony wilkołak. To po mnie. 
Spał i warczał zbliżając się do mnie. Odruchowo cofałem się. W panice rozglądałem się za możliwością ucieczki, jednak nie znalazłem jej. Cofając się dotknąłem w końcu ściany, a wilkołak nadal się zbliżał. Wyszeptałem:
— Drętwota
Zaklęcie nie zadziałało na wilkołaka. Dlaczego?!
Nagle w pokoju coś błysnęło. Wilkołak zamarł. Kula światła zaczęła blednąć i dostrzegłem zarys osoby. To... to był... Severus. Mój ojciec. Wskazał różdżką na wilkołaka i powiedział:
— Avada Kedavra!
Drgnąłem zaskoczony. Wilkołak wydał z siebie jeszcze jeden jęk po czym osunął się na podłogę. Spojrzałem na ojca. 
— Masz za dobre serce, aby zabić, ale wiec, że wkrótce będziesz musiał. — oznajmił. Wokół niego nadal znajdowała się poświata. 
— Może nie będę musiał. — odpowiedziałem choć nie pewny swoich słów. 
— Będziesz musiał, a nadejdzie to szybciej niż myślisz. — powiedział. 
Znowu błysnęło, zakryłem dłońmi oczy. Ojciec zniknął. Pokręciłem głową postanawiając nie myśleć na razie nad jego słowami. Co dalej? Rozejrzałem się ponownie po pokoju. Nie zauważając już nic wartego uwagi, zeszedłem z powrotem na parter. 
— O co chodzi?! Czy ktoś mi wreszcie wytłumaczy co tu się dzieje? — krzyknąłem. 
Nagle huknęło. W kuchni. Poszedłem w kierunku hałasu. Na podłodze w kuchni leżała roztrzaskana butelka z winem. Oprócz tego nic się nie zmieniło. Zirytowany podniosłem korek. Narysowany na nim był jakiś symbol. Trójkąt podzielony kreską pionową na pół i z okręgiem w środku. Zaintrygowany schowałem go do kieszeni spodni. 
— Nadal nie wiem, o co chodzi! 
Zrezygnowałem. Nie wiedziałem, co mam robić. Usiadłem na fotelu w salonie. 



* * *

— To już dwa tygodnie, Alexandrze. — powiedział Lucas, gdy podczas tradycyjnych już spotkań wieczornych w pokoju, gdzie znajdował się Harry, spotykali się sprawdzić parametry życiowe Harry'ego. Wraz z nimi zawsze była Hermiona oraz Ron. Max wraz z Rebbecą udali się na przeszpiegi do Anglii. 
— Wiem, Lucas. — odpowiedział automatycznie. Lucas za każdym razem podliczał dokładnie dni podczas których Harry znajduje się w stanie testów. 
— Czy to nie za długo? Czy wszystko jest w porządku? Co jeśli się nie obudzi? —Ron wyrzucał z siebie pytania z prędkością karabinu. 
Alexander westchnął. 
— Mówiłeś, ze to nie powinno trwać dłużej niż tydzień w przypadku Harry'ego. — mruknął Lucas przyglądając się dokładnie Potterowi. 
— Był dobrze przygotowany, jeśli o to Ci chodzi. — Alexander odezwał się w końcu. 
— Mówiłeś także, że ty byłeś tylko trzy dni pod wpływem zaklęcia, Rebbeca siedem, a...
— Wiem, co mówiłem, Lucas. — oznajmił zirytowany. — Ale żadne z nas nie posiada pełnego daru żywiołów, a Harry właśnie o to się stara. 
Hermiona popatrzyła sceptycznie na nich. Potem skierowała swój wzrok na Harry'ego. Nagle zauważyła coś. 
— Co on ma w kieszeni? — spytała. 
Alexander popatrzył zdziwiony na dziewczynę. Granger podeszła i wyciągnęła z kieszeni Pottera korek do wina. Krzyknęła i upuściła korek, gdy zauważyła znak. 
— Co jest? — zapytał Ron podchodząc bliżej. 
— Symbol. — wyjaśniła schylając się po korek. — Ten sam co w książce od Dumbledore'a i ten sam, co opisywał pan Lovegood. 
— Pokażcie. — powiedział Alexander wyciągając rękę po przedmiot. 
Przyglądał mu się przez chwilę. Lucas podszedł do niego. 
— Znam go... tylko nie wiem skąd. 
— To symbol Insygnii Śmierci. — oznajmił Alexander. 
— Tak! Insygnia Śmierci, tak... właśnie. — Lucas pokiwał głową. 
— Czy one naprawdę istnieją? — spytała Hermiona. 
— Nikt tego nie wie, Hermiono. — odpowiedział jej Lucas. 
— Jeśli one istnieją... to Voldemort może chcieć je znaleźć. — mówił White. — Nie możemy do tego dopuścić. Wyślę informację Rebbece i Max'owi. 
Skierował się do drzwi, gdy Ron krzyknął:
— Patrzcie! 
Wskazał na wewnętrzną stronę nadgarstka Harry'ego. 
— Co to jest? — zapytał. 
Alexander uśmiechnął się. 
— Jest już blisko. — powiedział i wyszedł pozostawiając ich zszokowanych. Popatrzyli na siebie. 
Na wewnętrznej stronie nadgarstka Pottera znajdował się okręg podzielony na cztery części, na jednej z części widniała spirala, na drugiej kropla wody, a dwie pozostałe były puste. 


* * *

Nawet nie zauważyłem jak zostałem przeniesiony w inne miejsce. Znajdowałem się teraz na plaży. Woda lekko obmywała mi kostki. Wstałem z piasku. Rozejrzałem się dokoła, ale oprócz mnie nikogo nie było. Miałem już dość tej samotności. Spojrzałem jeszcze raz w kierunku morza, gdy zauważyłem w oddali Rona. Pokręciłem głową wierząc. Ale nadal tam był. Zbliżał się do mnie. 
Zacząłem głębiej wchodzić do wody, aby dotrzeć do Rona. 
Woda robiła się wzburzona. Za Ronem nagle utworzyła się wielka fala. Nim zdążyłem mrugnąć pochłonęła go. Krzyknąłem. 
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że mogę kontrolować wodę. Nakazałem jej rozstąpić. Rozłożyłem ręce, a ona zaczęła się cofać. Ron był bezpieczny. Udało mi się. 


* * *

— Hermiono! — krzyknąłem. 
Hermiona znajdowała się w domu, w którym wybuchł pożar. Patrzyła na mnie z nadzieją. Znajdowała się na najwyższym piętrze, więc nie miała jak się wydostać. 
Kolejny raz zdałem sobie sprawę, że mam nad tym kontrolę. Rzuciłem się w ogień i przejąłem nad nim kontrolę. 
Panowałem nad ogniem. Na moje żądanie zaczął gasnąć. Gdy już całkowicie znikł Hermiona rzuciła się na mnie. 



* * *


Wielka przepaść powiększała się z minuty na minutę wciągając kolejne osoby. Byłem na Pokątnej. Sklepy zapadały się. Panika panowała wokół mnie. 
Ojciec stał za blisko przepaści. Rzuciłem mu się na pomoc. Kolejny raz zdając sobie sprawę o sekundę za późno, że kontroluję to. Kontroluję wszystko! 



* * *
Tydzień później

— Martwię się. — oznajmił Lucas. 
Spędzali od tygodnia praktycznie całe dnie przy Potterze obawiając się, że ten w ogóle się nie obudzi. Alexander chodził cały czas zdenerwowany. Hermiona popłakiwała, gdy nikt nie widział, a Ron kompletnie stracił chęci na cokolwiek. 
— Jak my wszyscy, Lucas. — warknął Alexander. 
— Przestań! — syknął do White'a. — Musi racjonalnie myśleć, Alexandrze, więc zlituj się i usiądź wreszcie! 
White zatrzymał się w pół kroku i zmarszczył brwi. Lucas nigdy nie podnosił głosu. 
— Usiądź. — powtórzył. 
White po namyśle spełnił jego prośbę. Teraz zamiast chodzenia wzdłuż ściany uderzał palcami w kolano w tylko jemu znany rytm. 
Lucas widząc co się dzieje położył swoją dłoń na dłoni Alexandra. Ten spojrzał na niego zdziwiony. Lucas uśmiechnął się. 
Hermiona trzymała dłoń Harry'ego kiedy na nadgarstku zaczął się tworzyć kolejny znak. Tym razem był to płomień ognia. 
Alexander poderwał się z miejsca. 
— Walczy! — oznajmił podekscytowany. 
— Czyli to możliwe, że będzie posiadał cały dar żywiołów? — spytał Lucas. 
— Tak. Nie obudzi się dopóki nie zdobędzie wszystkiego. 


* * *
Dwa tygodnie później

— Miesiąc, Alexandrze! — krzyczał. — Kiedy on się obudzi?
— Nie wiem, Lucas. — odpowiedział zrezygnowany. Przez ostatnie dni nie przypominał sobie. Worki pod oczami odznaczały się bladszej niż zwykle skórze. 
Hermiona chlipała cicho w ramionach Rona. 
— Jeśli nie obudzi się w ciągu tego tygodnia będziemy budzić go na piechotę. — oznajmiła Rebbeca, która tydzień wcześniej wróciła wraz z Max'em do Hiszpanii.
— Na piechotę? — spytał Ron. 
— Ręcznie. — dodał Max. 
— Ręcznie? 
— Ręcznie. 
— O mój Boże! — szepnęła Hermiona wyobrażając sobie co mogą zrobić Harry'emu. 
W pokoju panowała grobowa atmosfera. Na nadgarstku Harry'ego znajdowały się już wszystkie symbole Magii Żywiołów, ale ten nadal się nie budził. 
Kilka godzin później nadal siedzieli przy nim. Dłoń Pottera zadrgała. Alexander poderwał się z miejsca, za jego przykładem poszła reszta. Nie minęło pół minuty, a Potter usiadł nagle prosto otwierając oczy. 
Hermiona krzyknęła. 


Trzeci i ostatni zwiastun Magii Żywiołów!
Zapraszam do oglądania! :)



Szablon
Alexx
ALEXX