22 sty 2016

Rozdział 48 cz. II

Rozdział 48 cz. II
"Happy New Year?"





Avada Kedavra! — usłyszał zaklęcie Belli, które skierowała na Hermionę.
Czas się nagle zatrzymał. Kilka rzeczy wydarzyło się na raz. Jakaś siła odrzuciła śmierciożerców do tyłu. Zaklęcie Belli trafiło w drzewo zamiast w Granger. Harry złapał Hermionę, gdy ta zemdlała. Cały las oświetlił się i było można wyczuć potężną magię. Zawodzenie wilka ustało. Śmierciożercy nieprzytomni leżeli kilka metrów od nastolatków.
— Enervate! — szepnął Harry rzucając zaklęcie na Hermione.
Kto nas uratował? To pytanie zadawał sobie Potter. Za chwilę otrzymał odpowiedź.
Zza drzew wyjawiła się znajoma postać.
— Alexander? — zdziwił się Harry.
— Tak, tak... wiem... robi wrażenie. — uśmiechnął się patrząc na nieprzytomnych śmierciożerców.
— Merlinie. Nie wiem jak Ci dziękować. — wyszeptał Wybraniec.
Alexander machnął lekceważąco ręką.
— Witam, panno Granger. — podał dłoń Hermionie. — Myśmy się jeszcze nie poznali. Alexander White.
— Hermiona Granger. Miło mi pana poznać.
— Jakiego pana? Mów mi Alexander. — Hermiona kiwnęła głową.
— To naprawdę robi duże wrażenie. — powiedział Harry wskazując ręką dokoła.
— Ty też będziesz na tyle silny, aby móc coś takiego zrobić. — oznajmił White. — A teraz chodźcie... musicie dotrzeć do siedziby Zakonu. Poprowadzę Was.
— Dzięki.
Zaczęli iść w stronę Muszelki.
— A poza tym to chciałem się z tobą spotkać by omówić konkrety. Chcę abyś przyjechał 2 stycznia zaczął już szkolenie. Max po Ciebie przybędzie. Spotkacie się w mugolskim barze "Moonlight" w centrum Londynu i zabierze Cię do Hiszpanii. Od tej chwili nie możesz się kontaktować się z nikim. Najlepiej jakby pojawiła się informacja, że Harry Potter zaginął. Będzie to najbezpieczniejsze rozwiązanie. Sądzę, że nie będziesz w stanie kontaktować się... nauka Magii Żywiołów jest męcząca... Ale wszystko Ci wyjaśnię jak już będziemy sami.
Hermiona obruszyła się.
— Niestety, nie możemy zdradzać za wiele. Co by było, gdy porwał Was Voldemort? — zwrócił się do dziewczyny. — Dowiedział by się wszystkiego i nasze działania poszłyby na marne. Dlatego tego najważniejsza jest teraz ostrożność z Waszej strony. Gdy ktoś Was zapyta to po prostu mówicie, że nie wiecie, jasne?
— Tak, oczywiście. — odpowiedziała Hermiona.
— Dobrze. — pokiwał energicznie głową. — Ja muszę już iść.
— Jak teraz dotrzemy do Muszelki? — zapytał Potter.
— Idźcie cały czas prosto przed siebie, a dotrzecie tam. — oznajmił White. — Do zobaczenia, Harry... Hermiono.
Gdy Alexander się deportował dwójka Gryfonów podążała dalej ścieżką.
— Ty na pewno wiesz w co się pakujesz? — zapytała z niepokojem.
— Tak. — opowiedział pewnie. — Muszę być silniejszy, aby pokonać go.
— Ja wiem, no ale...
— Nic mi nie będzie. Spokojnie.
Dziewczyna niezbyt pewna tego mruknęła tylko:
— Mam nadzieję.
Kilka minut później ich oczom ukazał duży pies. Harry od razu pomyślał, że to Syriusz.
— Syriusz? — spytała Hermiona.
Pies zamachał energicznie ogonem. Kiwnął głową, aby poszli za nim...

* * *

— To tyle. Koniec historii. — skończył Harry.
 Oczywiście chłopak nie wspomniał nawet słowem o tym, kto ich uratował. Hermiona przyznała, że także nie widziała swojego wybawcy. Członkowie Zakonu byli więcej niż przerażeni...
— Śmierciożercy... tak blisko?! — zmartwił się pan Weasley.
— Nie dobrze... — rzekł Moody.
— Moody, Remusie i Arturze... — odezwała się McGonagall. — ... czy możecie...?
— Już idziemy na patrol. — przerwał jej Moody.
— Zostaniecie trochę, prawda? — Remus zapytał Złotą Trójcę.
—  Musicie zostać na Sylwestra. — odpowiedziała Molly.
Granger popatrzyła na Harry'ego, a ten po chwili kiwnął głową.
Remus wraz z Moody'im i Arturem wyszli z domu kierując w głąb puszczy. Reszta mieszkańców udała się do swoich zadań. W kuchni pozostała tylko Pani Weasley wraz z Harrym, Ronem i Hermioną. Popatrzyli na siebie... Nie wiedzieli co mają teraz z sobą zrobić.
- Powiedziałeś, że kilka godzin zostaniesz... co więc będzie potem...? - spytał Ron.
- Muszę coś zrobić. - powiedział spoglądając niepewnie na Panią Weasley; ona jednak udawała, że wcale ją to nie obchodzi. Harry westchnął.
- Później o tym porozmawiamy, Ron. - oznajmiła dziewczyna.
- Okey. - mruknął rudzielec.


* * *

Poza zasięgiem ludzi w domu na końcu miasteczka Rosewood mieszkały cztery siostry. Były one czarownicami... wiedźmami. Mówią na nich Czarny Nil. W ostatnim stuleciu musiały uciekać przed karą, ponieważ tworzyły zabronioną Czarną Magię i testowały ją na mugolach, ale i także na czarodziejach.
Ich nowy dom znajdował się na górce, którą otaczały odrażające drzewa. Żaden nieproszony gość nie miał prawa ich znaleźć. A było to ważne. Po latach ucieczek miały już dość. Chciałby wreszcie odpocząć.
Czarny Nil określany jest jako "ciemna organizacja"... Budząca ciągle wiele konfliktów. Z mediów znikły już jakiś czas temu, zaraz po tym jak zostały skazane na pobyt w Azkabanie. Po dwóch tygodniach udało im się uciec. Wtedy zaczęła się ich ucieczka. Aurorowie do tej pory nie mogą ich złapać.
Organizacja jednak nadal działa w ukryciu. Postanowiły, że czas się ujawnić, ale... dopiero za jakiś czas.

Czarny Nil powraca! Strzeżcie się żywi! Strzeżcie się umarli!

Taki napis pewnego popołudnia znaleźli pracownicy ministerstwa wypisany krwią w głównym holu. Od razu wszczęto postępowanie przeciwko Czarnemu Nilowi. Prasa jednak nadal milczała.

A siostry... Siostry miały ubaw po pachy.

 * * *
///fragment Harry Potter i Insygnia Śmierci J.K. Rowling w przekładzie Andrzeja Polkowskiego///
- Możesz mi powiedzieć, co to za misja?
Harry spojrzał w jego przedwcześnie pomarszczoną twarz, obramowaną gęstymi, siwiejącymi włosami, i poczuł żal, że nie może udzielić mu innej odpowiedzi.
 - Nie mogę, Remusie. Przykro mi. Jeśli Dumbledore ci tego nie powiedział, to i ja nie mogę.
 - Przewidywałem taką odpowiedź - powiedział Lupin z nutą zawodu w głosie. - Ale mimo to mogę ci się jakoś przydać. Wiesz, kim jestem i co potrafię. Mogę iść z wami, żeby zapewnić wam ochronę. Nie musisz mi mówić, co zamierzasz zrobić.
Harry zawahał się. Była to bardzo kusząca propozycja, choć trudno mu było sobie wyobrazić, jak mogliby utrzymać w tajemnicy cel misji przed kimś, kto będzie im przez cały czas towarzyszyć. Natomiast Hermiona zrobiła zdziwioną minę.
- A co z Tonks? - zapytała.
 - O co ci chodzi?
- A o to, że od niedawna jest twoją żoną! Jak by się czuła, gdybyś ją zostawił i poszedł z nami?
 - Tonks będzie całkowicie bezpieczna. Będzie w domu swoich rodziców.
 Było coś dziwnego w jego tonie, jakiś zagadkowy chłód. Dziwny był też pomysł, by Tonks ukryła się w domu rodziców: w końcu należała do Zakonu Feniksa i jak dotąd zawsze była chętna do czynnego udziału w każdej akcji.
 - Remusie - powiedziała niepewnym głosem Hermiona - czy wszystko jest w porządku... między tobą i...
- Wszystko jest w porządku, nie martw się - odrzekł ostro Lupin.
Hermiona zaczerwieniła się. Zapadło pełne zakłopotania milczenie, a potem Lupin powiedział takim tonem, jakby zmuszał się do wyznania czegoś wstydliwego:
- Tonks będzie miała dziecko.
 - Och, to cudownie! - pisnęła Hermiona.
 - Wspaniale! - ucieszył się Ron.
 - Moje gratulacje - powiedział Harry.
 Uśmiech Lupina był wyraźnie wymuszony, bardziej przypominał grymas.
 - Więc... zgadzacie się? Trójka zamieni się w czwórkę? Jestem przekonany, że Dumbledore nie miałby nic przeciwko temu, w końcu to on mianował mnie nauczycielem obrony przed czarną magią. A muszę wam powiedzieć, że według mnie stoimy w obliczu magii, z którą wielu z nas nigdy się nie spotkało. Wielu z nas nawet sobie nie wyobraża, co to za potęga.
Ron i Hermiona spojrzeli na Harry’ego.
- Żeby wszystko było jasne - powiedział. - Chcesz zostawić Tonks w domu jej rodziców i pójść z nami, tak?
 - Będzie tam całkowicie bezpieczna, oni się nią zaopiekują. - Stanowczość, z jaką to powiedział, graniczyła z obojętnością. - Harry, jestem pewny, że James bardzo by chciał, żebym był z wami.
- A ja nie jestem - powiedział powoli Harry. - Jestem przekonany, że mój ojciec chciałby wiedzieć, dlaczego nie zostałeś ze swoim dzieckiem.
 Lupin zbladł. Temperatura w kuchni mogła opaść o dziesięć stopni. Ron zaczął się rozglądać tak, jakby mu kazano zapamiętać każdy szczegół tego pomieszczenia. Spojrzenie Hermiony wędrowało od Harry’ego do Lupina i z powrotem.
 - Nie rozumiesz - powiedział w końcu Lupin.
 - Więc mi wyjaśnij. Lupin przełknął ślinę.
 - Ja... ja popełniłem poważny błąd, poślubiając Tonks. Zrobiłem to bez głębszego zastanowienia i bardzo tego żałuję.
 - Rozumiem... Więc zamierzasz po prostu porzucić ją i dziecko i uciec z nami?
Lupin zerwał się, przewracając krzesło. Patrzył na Harry’ego tak dzikim wzrokiem, że ten po raz pierwszy w życiu dojrzał cień wilka w ludzkiej twarzy.
 - Nie rozumiesz, co ja zrobiłem mojej żonie i mojemu nienarodzonemu dziecku?! Nie powinienem był się z nią ożenić! Uczyniłem z niej wyrzutka! - Kopnął na bok krzesło, które przed chwilą przewrócił. - Zawsze widziałeś mnie tylko wśród innych członków Zakonu albo pod opieką Dumbledore’a w Hogwarcie! Nie masz pojęcia, jak w świecie czarodziejów traktuje się takie stworzenia jak ja! Kiedy się dowiedzą o mojej przypadłości, nie zechcą ze mną nawet rozmawiać! Nie rozumiesz, co ja zrobiłem? Nasze małżeństwo wzbudza wstręt nawet w jej własnej rodzinie! Którzy rodzice chcieliby, żeby ich córka poślubiła wilkołaka? A to dziecko... to dziecko... Złapał się obiema dłońmi za włosy i zaczął je szarpać. Wyglądał, jakby dostał obłędu. - Wilkołaki zwykle się nie rozmnażają! To dziecko będzie takie jak ja... Jak mógłbym sobie wybaczyć tę zbrodnię... przecież ja świadomie przeniosłem moją straszną przypadłość na niewinne dziecko! A jeśli nawet jakimś cudem nie stanie się takie jak ja, to będzie mu sto razy lepiej bez ojca, którego musiałoby się wstydzić!
 - Remusie - wyszeptała Hermiona ze łzami w oczach - nie mów tak... Przecież żadne dziecko nie mogłoby się ciebie wstydzić!
 - No, nie wiem, Hermiono - powiedział Harry. - Ja na przykład bardzo bym się go wstydził.
Harry nie wiedział, co jest źródłem wściekłości, która go ogarnęła. On też zerwał się z krzesła. Lupin wyglądał, jakby Harry go uderzył. - Jeśli nowy reżym uważa, że trzeba pozbyć się mugolaków - powiedział Harry - to co zrobią z półwilkołakiem, którego ojciec jest w Zakonie Feniksa? Mój ojciec oddał życie, broniąc mojej matki i mnie, a ty uważasz, że pochwaliłby twój zamiar opuszczenia dziecka i wyruszenia z nami na wyprawę w poszukiwaniu przygód?
- Jak... jak śmiesz?! - krzyknął Lupin. - Tu nie chodzi o żadne pragnienie... przygód albo sławy... jak śmiesz sugerować coś tak... - Myślisz, że jesteś wielkim chojrakiem, chciałbyś być bohaterem jak Syriusz...
 - Harry, przestań! - zawołała błagalnym tonem Hermiona, ale on nadal wpatrywał się ze złością w twarz Lupina.
- Nigdy bym w to nie uwierzył - wycedził Harry. - Człowiek, który nauczył mnie walczyć z dementorami... tchórzem. Lupin wyciągnął różdżkę tak szybko, że Harry nawet nie zdążył sięgnąć po swoją. Huknęło i poczuł, że leci do tyłu, a kiedy uderzył plecami w ścianę i osunął się na podłogę, dostrzegł znikający w drzwiach ogon czarnej peleryny
. - Remusie! Remusie, wracaj! - krzyknęła Hermiona, ale nie było odpowiedzi. Chwilę później trzasnęły frontowe drzwi.
- Harry! - jęknęła Hermiona. - Jak mogłeś!
- To wcale nie było trudne - odparł Harry. Wstał, czując, jak nabrzmiewa mu siniak na głowie. Wciąż był tak rozwścieczony, że cały dygotał. - Nie patrz tak na mnie! - burknął do Hermiony. [..]
- Tak, nie powinienem nazywać go tchórzem.
 - Nie, nie powinieneś - powiedział natychmiast Ron.
- Ale zachowuje się jak tchórz.
 - Mimo to... - zaczęła Hermiona. - Wiem - przerwał jej Harry. - Ale jeśli to sprawi, że wróci do Tonks, to może było warto, co?

///koniec fragmentu///

* * *

Magiczne fajerwerki wystrzeliły w powietrze. Hermiona przypatrywała się im z fascynacją. Obok niej stał Harry. Zamyślony spoglądał w niebo. Uśmiechnęła się i popatrzyła na niego. Po czym przeniosła wzrok na całą resztę czarodziei... członków Zakonu, rodzinę Weasley... Wtedy zdała sobie sprawę, że jeśli będą się trzymać razem to przetrwają wszystko.
 Bliźniaki odpalali kolejne fajerwerki. Pan Weasley obejmował ramieniem swoja żonę. McGonagall rozmawiała z Slughornem. Bill całował właśnie Fleur. Charlie wraz z bliźniakami się wygłupiał. Remus stał za Hermioną i Harry'm obok Tonks. Trzymał ją za rękę. Ron stał obok Harry'ego obejmując Parvati. Hermiona popatrzyła zdziwiona i posłała nieme pytanie w stronę rudzielca. On tylko uśmiechnął się, a dziewczyna odwzajemniła ten uśmiech.
Hermiona zdecydowała się wziąć Harry'ego za rękę. Ten zdziwiony popatrzył na nią pytająco.
— Szczęśliwego Nowego Roku, Harry. — szepnęła.
— Szczęśliwego Nowego Roku, Hermi. — odpowiedział ściskając mocniej rękę dziewczyny.

* * *

— Gra rozpoczęta. — szepnęła najstarsza z sióstr, Danielle.
Blondynka wzniosła toast.
— Gra rozpoczęta! — powiedziały wszystkie naraz. — Czarny Nil...

* * *

Następnego dnia z samego rana Voldemort zwołał zebranie Wewnętrznego Kręgu. Wydał tylko jedno polecenie: 
— Złapać Harry'ego Pottera! Znajduje się w Hastings! Jeśli Wam się nie uda... będziecie zdani na mój gniew. — jego oczy świeciły się wściele czerwono. 
Momentalnie Śmierciożery deportowali się...




Ciąg dalszy...
... nastąpi wkrótce.

14 sty 2016

Alan Rickman nie żyje!


Zapewne już wiecie, że Alan Rickman przegrał walkę z rakiem. 
Jednak w naszych sercach będzie żyć wiecznie!
Był moim ulubionym aktorem w serii "Harry Potter". 
Ten jego głos *-*
Różdżki do góry dla tak wspaniałego aktora!
/* /* /*




Żegnaj, Alan...





__________________

PS. Pewnie chcecie wiedzieć kiedy pojawi się nowy rozdział... Gotowy jest w 40% ale myślę, że dodam go jeszcze w tym tygodniu. 

Szablon
Alexx
ALEXX