25 mar 2016

Rozdział 50 cz. II






Rozdział 50 cz. II
"She wanted to die"


Westchnęła siadając w fotelu. Na stoliku obok fotela znajdował się kubek z dopiero co zaparzoną kawą. Sięgnęła po niego zapatrując się na kominek. Znajdowała się na Grmmauld Place 12 w swoim rodzinnym domu. Obecnie stał pusty. Zakon przestał go używać.
A była tu tylko ze względu na bogatą bibliotekę. Musiała dowiedzieć się czegoś o Fenix'ie Lockwoodzie. To jego brat zginął tydzień temu, zaraz po przesłuchaniu go przez Selene. Dziewczyna nadal nie wiedział kto za tym stoi i czy powinna się bać. Jednak na razie się tym nie przejmowała. Skoncentrowała się na swoim zadaniu. Wiedziała, że nie ma za dużo czasu na dowiedzenie się jak najwięcej.
Selene skierowała wzrok z powrotem na regał z książkami. Już prawie wszystkie przejrzała i była prawie pewna, że tutaj już nic wartego uwagi nie znajdzie. Wszystkie książki o Czarnej Magii, które pamiętała z dzieciństwa zostały gdzieś przeniesione. Tego była pewna. Tylko gdzie?
Odstawiła kubek na stolik i postanowiła przejść się po domu.
Na początek zawędrowała do swojej sypialni, ale i tam nie znalazła tego czego szukała. Następnie sypialnia Syriusza, sypialnia Regulusa – tam także nic. Zirytowana kopnęła drzwi prowadzące do łazienki.
Nic nie znalazła.
– GDZIE DO JASNEJ CHOLERY SCHOWALI TE KSIĄŻKI?! — krzyknęła sama do siebie.
Wróciła do biblioteki i usiadła znowu w fotelu zatapiając się we własnych myślach.
Kilka minut później wyszła wkurzona z domu i skierowała się do Dziurawego Kotła.




Harry sięgnął po dokumenty leżące na kuchennej szafce. Tak jak to powiedział Alexander były to zeznania osób, które spędziły jakiś czas w dworze Voldemorta.
Potter zaczął czytać.
Villan Ehanow, widniało imię w górnej części kartki.
Czy jest jakiś powód dla którego Sam-Wiesz-Kto Cię potrzebował? 
Nie jestem pewien... potrzebował informacji. 
Informacji? O czym?
Pytał mnie o eliksir. Nic więcej. 
Jaki eliksir? 
Powodujący krwawienie wewnętrzne. 
Jak dostałeś się w miejsce jego siedziby?
Śmierciożercy się ze mną teleportowali. Zabrali mnie po pracy. 
Widziałeś co otacza siedzibę? Jak wyglądał krajobraz? Jakieś charakterystyczne cechy?
Żartuje sobie pan? Oczywiście, że nie. Ciągle byłem przetrzymywany w celach. Nie widziałem nic poza ścianami. 


Harry odłożył z rezygnacją kartkę i biorąc kolejną.

Emilia Fade
Czego potrzebował od pani Sama-Wiesz-Kto?
Nic konkretnego. Do teraz się zastanawiam po co po mnie posłał. 
Proszę mówić dokładniej.
Dostałam wiadomość, że jeśli chcę chronić rodzinę to mam pójść pod podany adres. 
I co dalej?
No i poszłam oczywiście... Teleportawałam się ze Śmierciożercami na miejsce. 
Tak?
I potem przepytał mnie i powiedział, że mogę odejść. 
Tyle?
Tyle.
O co pytał?
Jakie są procedury wybierania Niewymownych. 
Znajdowałaś się w celi?
Tak. 
Widziałaś coś oprócz niej?
Ale co?
Co było na zewnątrz?
Widziałam tylko, że znajdujemy się w puszczy, lesie czy czymś w tym rodzaju. Tylko tyle; nic więcej.


Zrezygnowany wziął kolejną kartkę.

Cornelia McCarthly
Ile czasu spędziła pani w dworze Sama-Wiesz-Kogo?
Dwa miesiące. 
Czy Sam-Wiesz-Kto miał powód dla którego przetrzymywał panią tak długo?
A czy musi mieć powód? Znał moją siostrę... Myślę, że to było powodem. 
Jak się nazywa pani siostra i czego Sam-Wiesz-Kto od Ciebie wymagał?
Selene McCarthly. Chciał się dowiedzieć paru rzeczy o niej. 
Jakie to konkretnie były rzeczy? O co pytał?
Kim jest Selene, czy wiem czym się zajmuje, czy ma dzieci, czy ma męża... Pytał o kondycję magiczną. 
Coś jeszcze?
Nie... A jeszcze gdzie jest i tyle. 
Dobrze. Dwa miesiące to dość długo. Przebywała pani w celi?
Nie tylko. 
Gdzie jeszcze?
W dworze. W sensie w jednym z pokoi, w sali głównej. 
Byłaś na zewnątrz?
Tak, podczas spotkań śmierciożerców. 
Dlaczego zapraszali cię na spotkania?
Ponieważ opowiadałam im o siostrze.
Co było wokół dworu? Jaki krajobraz?
Drzewa, nic więcej. 



Kto przesłuchiwał te osoby? — zapytał Harry odkładając zeznania.

Alexander zerknął na niego po czym odpowiedział szybko:
— My. — po chwili jeszcze dodał: — A jak myślisz ministerstwo nie zadawało by takich pytań i na pewno byłby one dokładniejsze.
Max przytaknął kiwnięciem głowy. Nagle usłyszeli trzask w korytarzu.
— Lucas wrócił. — mruknął Max przeglądając dalej mapy.




Rawcliffle, w hrabstwie ceremonialnym North Yorkshire, spokojna wieś mugoli. Od pewnego czasu nie wydarzyła się żadna wielka katastrofa..., tragedia... w świecie mugoli.
Wioska liczącą ponad pięć tysięcy osób, które myślały, że nic w najbliższym czasie nie zburzy ich spokoju. Byli w błędzie. Tragedia, która miała się za chwilę wydarzyć, wstrząśnie całym krajem.
Nieopodal Rawcliffle mieściła się szkoła, do której uczęszczała spora liczba uczniów.  Wśród nich była 11-letnia dziewczynka Vallen.
Dzień zapowiadał się normalnie. Uczniowie spieszyli się do klas lekcyjnych. Chwilę później zadzwonił dzwonek.
Vallen skierowała się w stronę klasy o nr 12, w której to właśnie miała pierwszą lekcję – godzinę wychowawczą.
Wychowawczyni przywitała się, po czym oznajmiła, że musi wyjść na chwilę do pani dyrektor. Po potwierdzeniu tego, że będą cicho, uczniowie zaczęli zajmować się swoimi sprawami.
Kilka minut później Vallen trzymała już w ręku nóż. Zamknęła drzwi klasy. Po czym nie zwracając na siebie żadnej uwagi zadźgała pierwszą osobę, która stała najbliżej niej. Inni uczniowie nawet tego nie zauważyli – nadal zajmowali się swoimi sprawami, kompletnie nieświadomi sytuacji w jakiej się znaleźli.
Gdy wychowawczyni wróciła do klasy została tylko Vallen trzymającą zakrwawiony nóż i tuzin trupów. Krzyknęła. Nadal nieruchome oczy Vallen zmieniły barwę na wściekle-czerwone. Sekundę później wbiła sobie nóż w pierś. Upadając miała nadal taki sam wyraz twarzy – obojętny, nieobecny.
Kilka minut po tragedii na miejscu pojawiły się mugolskie służby, ale i magiczne. Podejrzewali, że to robota Voldemorta.  Aby było jeszcze ciekawiej... nikt nie pamiętał, aby znał jakąś Vallen. Dziewczynka jakby nie istniała.
Wielka Brytnia zadaje sobie pytanie dlaczego te dzieci zginęły, dlaczego nie uciekały...Mimo wszystko rodzice zamordowanych dzieci chcą na własną rękę zbadać sprawę Vallen. Nie zaprzestaną dopóki nie dowiedzą dlaczego ich dzieci zostały zamordowane i kim tak naprawdę jest Vallen. A właściwie – kim była.




— Choć tutaj, szlamo! — ryknął jakiś śmierciożerca w stronę celi Hermiony. Ta nerwowo potarła dłonie i podeszła do drzwiczek. — Pójdziesz ze mną. Muszę Ci przypominać, że uciekanie nic Ci nie da?! I tak Cię dogonię, więc nie ma sensu i czasu na takie ekscesy. — zaśmiał się głęboko.
Dziewczyna zadrżała zastanawiając co ją czeka. 
— Panie? Wzywałeś mnie? — zapytał Draco podchodząc do tronu Voldemorta. 
— Tak, Draco. Mam dla Ciebie pewną... hmmm... — zastanawiał się przez chwilę. — nagrodę? Hmmm... Nagrodą raczej tego nie mogę nazwać, bo jest zwykłą szlamą, no ale... — mówił jakby do siebie. Młody Malfoy cierpliwie czekał. 
— A więc Draco... Wiesz, że panna Granger jest ostatnio związana z Potterem? 
Draco pokręcił przecząco głową. 
— Taak! Szlama jest w związku z Potterem... Skoro jak na razie nie możemy schwytać tego dzieciaka, to uderzymy w jego słaby punkt. W tą dziewczynę. — zaśmiał się. — I tutaj zaczyna się twoja rola. Pewna młoda i chętna do współpracy czarownica wyjawiła mi sekretne zaklęcie... zakazane przez ministerstwo dawno temu. Domyślasz o jaki zaklęcie mi chodzi?
— Nie, panie. — odparł szybko chłopak wpatrując się z zainteresowanie w Czarnego Pana i przetrawiając informacje o związku Granger z Potterem. W sumie to on ją do tego popchnął. Westchnął w myślach. 
— A więc już Ci mówię, Draco. Coegit Amor. Zaklęcie wymuszonej miłości. Rzucę je na Granger, a ona się w tobie zakocha. To zrani Pottera... Jestem tego pewny. — uśmiechnął się szatańsko spoglądając na zdziwionego Dracona. 
— Ale... co potem? — zapytał niepewnie. 
— Co potem? Nic... Trochę pogramy, a potem zdejmę to zaklęcie. Tak więc, Draco, przywitaj naszego gościa. — wskazał na wchodzącą do pokoju dziewczynę. 
Hermiona spojrzała na Voldemorta badawczo. Draco podszedł do niej. Nachylił się i wyszeptał:
— Lepiej będzie dla Ciebie, gdy będziesz współpracować. 
Granger drgnęła nerwowo. To nie zwiastowało nic dobrego. Przeniosła spojrzenie na Riddle'a. 
— Przygotowałem dla Ciebie coś dużo ciekawszego niż siedzenie w celi. 
Nim się obejrzała różdżka Voldemorta mierzyła w nią. 
— Coegit Amor. — powiedział tylko, a dziewczyna zemdlała odurzona siłą zaklęcia... 



_________________________________________

Miał być dłuższy rozdział, ale z powodu kłopotów rodzinnych, nie mam czasu... Przepraszam za i tak dość długi okres bez rozdziałów. Następny postaram się dodać niedługo (w przeciągu tygodnia). Przepraszam jeszcze raz i zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci komentarza. Dzięki! Na razie!

5 mar 2016

Rozdział 50 cz. I

Wow, to już 50 rozdział. :) Kto by pomyślał, że dojdę do takiej liczby...? Heh xd
 "Magii Żywiołów" będzie jeszcze około 30 rozdziałów (zobaczę jak się wyrobię z tym, co chcę umieścić). Mam w planach jeszcze trzecią część, ale myślę, że ona byłaby krótsza (15-20 rozdziałów)... Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu... i czy nadal będziecie zainteresowani tą historią. Także już nie nudzę i zapraszam do czytania rozdziału :)


Rozdział 50 cz. I
"Abyss Feelings"



Colors





Wylądowali na środku dużego pokoju zaraz przed Czarnym Panem. Był ubrany, tak jak zawsze, w swoją czarną szatę. Oprócz niego i dwóch śmierciożerców w komnacie nikogo nie było.  Wpatrywał się w nich beznamiętnie. Przechylił głowę w lewo, tak jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili oznajmił niskim głosem:
— Zabierzcie ich do celi. Osobno. — przerwał na chwilę.—  Zabawimy się z nimi jutro wieczorem. — mówił dalej. —  Niech pożyją jeszcze trochę. — zaśmiał się i wyszedł z pokoju.
Dwójka śmierciożerców zaniosła dwa nieruchome ciała do piwnicy domu, gdzie znajdowały się cele. Hermiona wylądowała w celi o znaku A14, a Ron naprzeciwko niej. Oboje byli nadal nieprzytomni.
Świat rozjaśnił się Hermionie po jakiś dwóch godzinach od wsadzenia ich do celi. Tak przynajmniej powiedziała Luna, która znajdowała się w celi obok Granger. Ron nadal nie odzyskał przytomności.
— Jak się tutaj znaleźliście? — spytała Luna.
— Byliśmy u twojego ojca... — zaczęła mówić niepewnie.
— U mojego ojca?! Po co?
— Musieliśmy się czegoś dowiedzieć... — zamilkła niepewna, czy powiedzieć prawdę. — I on... on wezwał śmierciożerców...
— Merlinie...
— Chciał wymienić nas na Ciebie... — oznajmiła cicho.
Zapanowała cisza.
— A ty jak się tutaj znalazłaś? — spytała po chwili Granger.
Luna przez chwilę nie odpowiadała. Hermiona myślała, że już nie dostanie odpowiedzi, ale blondynka westchnęła i zaczęła opowiadać...
— Tak po prostu Cię porwali z Hogwartu?!  — wybuchnęła Hermiona.
— Nic już nie jest takie samo w Hogwarcie, Hermiono. — powiedziała monotonnie.
— Nie można tak....!
— Hogwart jest zajęty przez śmierciożerców... Im wszystko wolno. — westchnęła,
Gryfonka postanowiła się uspokoić...
— Ile tu już jesteś?
— Jakieś trzy tygodnie... chyba... — odpowiedziała niepewnie.
Hermiona westchnęła rozdrażniona. 






To jest najgorszy koszmar jaki dano jej przeżyć. Odrodzenia zawsze są bolesne, ale nigdy nie myślała, że aż tak. W swoim pierwszym życiu była energiczną blondynką. Żyła wtedy w Ameryce, w Nowym Orleanie. Tam było pełno stworzeń takich jak ona. Czarodzieje, wilkołaki, wampiry... Wszystko na porządku dziennym. To były dobre czasy... Aż do swojej śmierci. Tak, wtedy też wiedzieli że hybrydę wampira i czarodzieja nie jest łatwo zabić, ale taki Janus dowiedział się o tym. Jednego jednak nie przewidział, nie wiedział... Hybrydy nie umierają! Powstają po jakimś czasie. Czasami wyglądają tak samo jak w poprzednim życiu, ale jest to ryzykowne. A czasami zupełnie zmieniają wygląd. 
Hybryd nie jest dużo na świecie, dlatego bardzo dbają o to, aby nikt się nie dowiedział o ich możliwościach. Chronią nie tylko siebie, ale i całą rasę.
I tak było w wypadku Selene. Odrodziła się w ciągu czterech miesięcy. Teraz była już w pełni sił. Zadowolona z siebie zmieniła wygląd. Teraz tylko musi ułożyć sobie nowe życie... Niech trochę przycichnie w Hogwarcie... to wtedy wróci. 
Może tak czas spiknąć się z Czarnym Nilem?!





— Harry! - krzyknął w panice White. 
Był to ostatni dźwięk jaki Harry usłyszał. Odpłynął całkowicie. Brylował między snem, a jawą. Nie wiedział ile czasu już minęło. Jego mózg odmówił jakiejkolwiek pracy. 
— Wstrząśnienie mózgu. - poinformowała Rebbeca.
Potter leżał w swoim łóżku już kilka godzin. Nadal nieprzytomny. Alexander podał mu potrzebne eliksiry i teraz czekali, aż Harry odzyska przytomność, co nie stało się tak szybko. Chłopak obudził się dopiero wieczorem. Jęknął otwierając oczy. Miał wrażenia, że czaszka pękła mu na pół. 
Na łóżku siedziała Rebbeca. Gdy tylko zauważyła, że się obudził odezwała się:
— Oberwałeś poważnie w głowę. — zamilkła na moment. — Wstrząśnienie mózgu masz. 
— To coś... poważnego? — zapytał. 
— Nie. — oznajmiła uśmiechając się. — Jutro będzie wszystko w porządku, dlatego odpoczywaj dopóki możesz. 
Harry westchnął i zamknął ponownie oczy,
— Jest dobra strona... — zaśmiała się. — Opanowałeś właśnie władzę nad ogniem! 
— Naprawdę?
— Taak! To świetnie, prawda?! — mówiła radośnie. — Teraz zostaje ziemia, która jest dość łatwa, woda i ogień! — szczebiotała. — I pokonałeś także klątwę Crucio. Jestem dumna! 
— Crucio? 
— Crucio. — potwierdziła. — Może jesteś silniejszy, niż nam się wydaje. — powiedziała jakby do siebie. Spojrzała na młodzieńca... jakby oceniając go. Harry poczuł się zmieszany... gdy tak uważnie mu się przyglądała. 
— No nic. — rzekła po chwili. — Odpoczywaj. Za dwie godziny będzie kolacja. — podeszła do drzwi. I nagle przypominając sobie coś, odwróciła się. — Słuchaj... — zaczęła niepewnie. — Ellie... Czy może ona... Ci... się... może... podoba? 
Harry zdziwiony popatrzył na nią. 
— Ale w jakim sensie? 
— No... a w jakim? 
— Poniekąd to ja mam dziewczynę. — oznajmił. 
Teraz to Rebbeca posłała mu niedowierzające spojrzenie. 
— No co?! — zirytował się. 
— Nigdy o niej nie wspominałeś...
— To jest skomplikowane. — potarł twarz dłońmi. — Nie wiem sam, czy jesteśmy razem.... a teraz ona została tam,  a ja jestem tutaj. Ale można powiedzieć, że to moja dziewczyna... Więc jeśli pytasz, czy jestem zainteresowany Ellie, to odpowiedź brzmi: nie. 
— Okey, rozumiem. — mruknęła. — Chyba...
Rebbeca wyszła. Za godzinę miała się spotkać, że swoim kolegą, a właściwie kochankiem. Musiała odreagować to wszystko. Thomas miał swoje wady, ale mimo wszystko był naprawdę niezłym kochankiem. Poszła do swojego pokoju, aby się przebrać. Po kilku minutach wyszła z rezydencji. 




Misja Alex zaczynała się w Paryżu we Francji. Musiała się dowiedzieć jak najwięcej o organizacji zwanej Czarny Nil. Wzięła się na poważnie za to zadanie. 
Jej kolejnym informatorem miał być Nathan Urell. Mugol, ale zapoznany ze światem czarodziei. Przyczajona w krzakach Alex wypatrywała go. Znajdowała się na parkingu. Ze swojej kryjówki miała dobry widok na wyjście z posterunku policji, na którym to pracuje Urell, ale i zarazem na jego samochód. Dochodziła 22. Za kilka minut powinien już skończyć swoją zmianę. 
Znudzona zaczęła obserwować ludzi po drugiej stronie ulicy. Wszyscy śpieszyli się gdzieś. Świat tak bardzo się zmienia. Kiedyś tak nie było. Westchnęła i powróciła do obserwowania posterunku. 
Po jakiś piętnastu minutach na schodach pojawił Nathan. Pozwoliła mu dojść do samochodu i szybko powędrowała w jego stronę wyjmując zza paska broń. Naciągnęła kaptur i podbiegła do drzwiczek od strony pasażera. Otworzyła zanim zdążył włączyć silnik. Usiadła na siedzeniu i przystawiła broń do skroni kierowcy. 
— Wysiadaj! — warknęła. 
— O Boże! To napad?! Jestem policjantem...
— Wysiadaj, ale strzelę Ci w łeb! Już! — ponagliła go. 
— Chyba żartujesz! 
— Liczę do trzech... Raz... Dwa...
— Dobra, dobra. — poddał się. — Tylko opuść tą broń, jeszcze coś sobie zrobisz. 
Alex zaśmiała złowrogo mając go nadal na celowniku. 
— Nie uciekaj, bo strzelę. — powiadomiła go. 
Na parkingu nie było nikogo. Pociągnęła go w stronę budynku na końcu parkingu i przycisnęła do ceglanej ściany. 
— Czego chcesz? — zaoponował Nathan. 
— Mam kilka pytań. — mówiła nadal groźnym szeptem. 
— To pytaj i daj mi spokój... Spieszę się. 
Alex znowu zaniosła się śmiechem. Jeśli do tej pory nie myślał o niej jak o szaleńcu, to na pewno w tej chwili zmienił zdanie. 
— Nathan Urell, tak? — zaczęła swoje przesłuchanie nadal celując bronią w swojego informatora. 
— Zależy kto pyta. — odpowiedział.
Broń wylądowała przy jego skroni. 
— Tak. — odpowiedział szybko. 
— I co, łatwiej?— uśmiechnęła się. — Co wiesz o Czarnym Nilu? — zaczęła. 
— Nic nie wiem. Co to jest?!
Wyraz twarzy Alex wyrażał wściekłość. 
— NIE KŁAM! Widzę kiedy to robisz. WIEM, że wiesz o czarodziejach, więc nie udawaj głupiego!
— A ty kto? Jedna z nich?
— Jedna z nich? Od kogo?
— Należysz do Czarnego Nilu?
— Nie, oczywiście, że nie. — odpowiedziała szybko. 
— A więc kim jesteś? 
— Hybrydą. Teraz ja pytam. Co wiesz o Czarnym Nilu?
— Hybrydą czego? 
Popatrzyła na niego wrogo. 
— No dobrze... Niewiele wiem...
— Mów. 
— Tworzą zakazane eliksiry i babrają się w Czarnej Magii. 
— To wiem. — parsknęła. — To wszyscy wiedzą. 
Nathan lekko zbladł. 
— Och, czyli jednak wiesz coś. — powiedziała widząc zmianę w twarzy Urella. 
— Powróciły do gry, a właściwie chcą to zrobić. Jak pewnie wiesz... zostały skazane na Azkaban, ale uciekły. Teraz chcą zrobić jeszcze większe zamieszanie niż sto lat temu. 
— W jaki sposób? 
Nathan milczał. 
— MÓW!
— Nie wiem! NIKT nie wie! Tylko one! — wykrzyczał. 
Alex zastanawiała się przez chwilę.
— A właściwie to skąd o nich wiesz? 
— Mój brat jest czarodziejem... — powiedział cicho, 
— Jak się nazywa?
— Fenix Lockwood. — rzekł patrząc niepewnie na dziewczynę. 


Alex pokiwała głową opuszczając pistolet i odsuwając się od Nathana. Zamyśliła się na moment. Fenix Lockwood... gdzieś słyszała o nim... Tylko gdzie?
— Okey, możesz iść. — powiedziała po chwili.
Mężczyzna szybko odszedł. Alex patrzyła przez moment jak odchodzi, a potem skierowała się z powrotem do swojej kryjówki. Gdy tylko minęła samochód Urella nagły huk ogłuszył ją.  Samochód Urella stał w płomieniach. Spanikowana pobiegła w stronę ulicy. 
Gdy już znajdowała się w bezpiecznej odległości odwróciła się i spojrzała na chmurę dymu i ogień. 
— Co się stało? — zapytała sama siebie. 
Rozejrzała się po okolicy i chwilę później teleportowała się do swojego hotelu. 




Dwa dni później... , czyli wydarzenia obecne...

— RON! Nareszcie. — krzyknęła Hermiona, gdy tylko rudzielec odzyskał przytomność.
Weasley jęknął podnosząc głowę. Popatrzył wkoło. 
— Gdzie jesteśmy? — zapytał.
— W więzieniu Sam-Wiesz-Kogo. — odpowiedziała sennie Luna. 
— JAK?!
— Złapali nas wtedy. — powiedziała smutno Hermiona. 
Ron próbował sobie przypomnieć, co się wydarzyło po tym jak Lovegood zaczął się dziwnie zachowywać. 
— I co teraz?
— Za kilka minut po nas przyjdą...
— Po co?
— A jak myślisz, Ron? — spytała patrząc z politowaniem na chłopaka. 
— Merlinie... Nie... 
Ledwo się obudził, a już miał umrzeć. Wspaniale. Cudownie! Niech Cię szlag, Harry!
— Mamy jakiś plan? — zapytał chociaż i tak znał odpowiedź. 
— Nie. — rzekła Granger prosto i konkretnie przeczesując ręką włosy. 
Ron westchnął. Popatrzył na innych więźniów. Byli wychudzeni, bladzi i nie było sensu szukać tutaj jakiś iskierek życia w tych osobach. Trudno się dziwić. Ponownie jęknął. Potarł oczy i zaczął chodzić po celi. 





Harry rzeczywiście następnego dnia czuł się już lepiej. Był nawet zadowolony ze swoich postępów. Po raz pierwszy od przyjazdu do Hiszpanii poczuł, że da radę, że nie jest słaby, że mu się uda! 
Z pozytywnym nastawieniem zszedł na dół. Na stole w kuchni było porozkładane mapy. Stał też włączony laptop, na którego ekranie także widniała mapa. Wokół tego wszystkie krzątał się Alexander i Max. Nie wyglądało to dobrze. 
— Coś się stało? — zapytał podchodząc do map. 
Alexander popatrzył na niego uważnie. Dopiero po chwili przemówił dziwnym głosem:
— Voldemort porwał twoich przyjaciół. 
— RONA I HERMIONĘ?!
— Tak. Przetrzymuje ich od dwóch dni. Myślimy, że dzisiaj będzie chciał ich zabić. 
— Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero TERAZ? — krzyknął. 
— Bo my wiemy o tym od jakiś trzech godzin. — parsknął Max.  — I jak widzisz robimy wszystko, aby ich znaleźć. — wskazał głową na mapy. — Więc zamiast wrzeszczeć, przydaj się na coś. 
— Przepraszam. — powiedział zawstydzony. — Jak mogę pomóc? Jak mam ich uratować?
— Siedziba Voldemorta jest obejęta najpotężniejszymi czarami. — zaczął mówić Alexander. — Żadna osoba zewnątrz nie może się tam dostać. Po prostu to miejsce nie istnieje na żadnej mapie. Staramy się ustalić dokładnie, gdzie się ono znajduje na podstawie zeznań osób, które stamtąd uciekły lub które zaginęły niedaleko pola teleportacyjnego. Szukamy... ale jeszcze nic konkretnego nie znaleźliśmy. Wiemy, że gdzieś w okolicach Walii. — mruknął. — Mamy kilka dokumentów z ministerstwa... Lucas wybrał się na wycieczkę, ponieważ to on jakiś czas tam przebywał. Próbuje znaleźć dwór. Na razie nie mamy od niego żadnych wiadomości. Tak naprawdę to Lucas jest naszą nadzieją, ponieważ ani ja ani Max nigdy nie byliśmy w Anglii dłużej niż dwa dni. Rebbeca też jest na misji. Próbuje wypytać ludzi. Myślę, że mamy czas do wieczora. — zamilkł. — Nie ma pewności, że w ogóle coś znajdziemy, ale trzeba być dobrej myśli. Przeczytaj tamte — wskazał na kartki na blacie. — zeznania... może coś w nich znajdziesz. 
Harry kiwnął głową. Wziął kilka uspakajających oddechów i zaczął czytać dokumenty. 
Czas biegł... Czy uda im się ustalić miejsce pobytu Voldemorta i jego zgrai? Zostało niewiele czasu...



Szablon
Alexx
ALEXX