29 cze 2016

Rozdział 52

W rozdziale pojawiają się różne perspektywy: to co dzieje się w umyśle Harry'ego jest kursywą, a to co w rzeczywistości już normalnie. Oddzieliłam je gifami. Mam nadzieję, że się nie pogubicie :')
A teraz zapraszam już do czytania! :))







Rozdział 52
"A Sky Full of Stars"


Force



— Tutaj już nic nie znajdziemy. — oznajmiła Alex opadając na fotel przy biurku. — Czas znaleźć inną bibliotekę.
— Mówiłem Wam. — odezwał się Alexander. — Myślę, że pozostaje Hogwart.
— Tylko pytanie jak się tam dostaniemy... bez wiedzy niektórych osób? — spytał Lucas.
— Załatwię to. — mruknął White. — No dobrze... Myślę, że to tyle na dzisiaj. Czas rzucić zaklęcie na Harry'ego.
— Wszystko gotowe? — zapytała Rebbeca odkładając książkę na regał.
— Tak.
Gdy weszli do pokoju Harry już leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Alexandra przykuł jego wygląd... a dokładniej garderoba.
— Dlaczego się tak ubrałeś?
— Jak?
— Dość elegancko. — próbował zatuszować uśmiech.
— Już szykujesz się na pogrzeb? — zaśmiał się Max z drugiego końca pokoju.
Harry zbladł.
— Wolę być w razie czego... — przełknął ślinę — gotowy.
— Harry! Nie masz o co się martwić. — zapewnił go. — Nie bój się.
— Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. — mruknął Potter. — A i tak lubię te ciuchy.
— Jak uważasz. — powiedział Alexander zdejmując marynarkę i podwijając rękawy koszuli.
Harry miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. Całe szczęście, że nie założył jeszcze marynarki, a już zupełnie wyglądałby jakby szykował się na pogrzeb leżąc na łóżku.
— Gotowi? — Alexander zwrócił się w stronę rodzeństwa. Kiwnęli głową i podeszli bliżej.
Alexander, Rebbeca i Max stanęli w trójkącie otaczając Pottera. Wysunęli dłonie w stronę chłopaka. Wybraniec spiął się.
— Wszelkie siły niech spłyną na tego czarodzieja. Woda, ogień, ziemia, powietrze złączcie to życie w jedność. Niech od teraz już po kres czasów pracują wspólnie i nieodwracalnie. — razem wypowiadali słowa zaklęcia.
Jasne płomienie wystrzeliły z dłoni czarodziei wprost na ciało Harry'ego, które po chwili zesztywniało.
— Deja que el aliento de nueva vida vendrá a ti.  — skończyli.
Siła zaklęcia odrzuciła ich do przeciwległej ściany.
Ciało chłopaka wchłonęło promienie. W pokoju zapanowała ciemność. Rodzeństwo podniosło się z podłogi i ostatkiem sił podeszło do Pottera pogrążonego teraz w otchłani własnego umysłu.
— Udało się? — zapytał Ron z nutą niepokoju w głosie.
— Tak. — szepnął Alexander.
Zaraz obok niego pojawił się Lucas i w odpowiednim momencie przytrzymał, gdy stracił równowagę.
Max i Rebbeca byli w lepszym stanie. Alexander przekazał trochę więcej mocy od swojego rodzeństwa.
— Pójdziemy odpocząć. Nic tu po nas teraz. — oznajmiła Rebbeca ciągnąc za sobą Maxa. — Alexander...?
— Zajmę się nim. — oznajmił Lucas przytrzymując nadal swojego przyjaciela.
Rodzeństwo kiwnęło głowami i wyszło z pokoju.
Alex poczuła się niezręcznie i wyszła z Ronem, który zaproponował, że pomoże szukać lekarstwa dla Hermiony.
— Usiądź. — poprosił Lucas, gdy zostali sami.
— Nic mi nie jest. — odpowiedział White.
Lucas przewrócił oczami.





Otworzyłem oczy. 
— Gdzie się teraz znajduję? 
Zadałem sobie pytanie. Po chwili zorientowałem się, gdzie jestem. To Snape Manor. Nie. Właściwie łąka jakiś kilometr od Snape Manor. 
Co teraz? Postanowiłem obejść polanę. Po kilku krokach usłyszałem coś. Po chwili także zauważyłem... siebie biegnącego z na przeciwka. 
— Czy zauważę siebie? 
Jednak chłopak będący mną przeszedł obok nawet nie patrząc na mnie. Zdziwiony cofnąłem się kilka kroków. 
Nagle zdałem sobie sprawę, że oglądam swoje wspomnienie z pierwszych dni spędzonych w Snape Manor zaraz po tym jak tata mnie zabrał od Dursleyów. Po kilku minutach ja ze wspomnień doszedłem na górkę z której było widać całą dolinę. Widok zawierający dech w piersiach. Uwierzcie mi. 
Wtedy to było moje ulubione miejsce. Lubiłem tam przychodzić. Łatwiej mi się myślało. A miałem trochę do przemyślenia. Nie wiedziałem jeszcze o tym, że Severus jest moim ojcem. 
Przypominając sobie co zaraz się stanie usiadłem na trawie i cierpliwie czekałem. 
Po kilkunastu minutach u szczytu mojej górki pojawił się Snape. Był ubrany w mugolskie ciuchy. Przyglądał mi się przez dłuższy czas po czym zdecydował się podejść. Ja ze wspomnienia nie byłem świadom jego obecności. Dopiero, gdy się odezwał odwróciłem się. 
— Ostatnio często tutaj przychodzisz, panie Potter. — powiedział. 
— To jest dobre miejsce... Dobrze mi się myśli tutaj, profesorze. I ten widok. — ja ze wspomnienia wskazałem na dolinę.
— Kto by się spodziewał, że będziesz doceniał takie rzeczy. 
— Dlaczego? — spytał zdziwiony.
— Raczej to do Ciebie nie pasuje. Rozwodzenie się nad pięknością natury. — uśmiechnął się. 
— Czasami muszę znaleźć odskocznia od codzienności, bo dawno był już oszalał. 
— Czasami szaleństwo jest lepsze od melancholii, w której się właśnie pogrążasz. — oznajmił. 
Rzeczywiście wtedy nie byłem zbyt wesołym dzieckiem. Nie miałem się z czego cieszyć. Jakbym teraz miał. – zaśmiałem się w duchu. 
— Nie, profesorze. Jest dobrze. 
Popatrzył na mnie z powatpiewaniem. 
— Rozumiem, że ci się nudzi... więc pomyślałem czy nie chciałbyś lepiej spożytkować wolny czas.
— Co pan proponuje, profesorze?
— Lekcje obrony, panie Potter. 
Świat wokół mnie zawirował, a ja sam straciłem kontakt z rzeczywistością. 
Gdy się ocknąłem znajdowałem się w salonie w domu Severusa. Ja ze wspomnienia siedział na kanpie. Ojciec właśnie coś mi tłumaczył. Podniosłem się z podłogi. Po chwili już wiedziałem co to za wspomnienie... Ojciec bedzie mi opowiadał o Magii Umysłów. 
Wyszedłem z salonu i skierowałem się do swojego pokoju. Po krótkiej analizie zdecydowałem się jednak wrócić na dół. Co takiego chce mi przekazać magia przez to wspomnienie?
Usiadłem na kanapie obok siebie ze wspomnienia i wsłuchałem się w opowieść.


Hermiona przez większość czasu była zaślepiona swoją miłością do Draco. Jednak od czasu do czasu można było z nią normalnie porozmawiać. Alex właśnie takie zadanie sobie wyznaczyła... Aby dziewczyna się otworzyła zabrała że sobą Rona. Granger miała specjalny pokój, z którego nie mogła wyjść. Był zabezpieczony na wszelkie możliwe sposoby. Odebrano jej także różdżkę.
Czuła się jak jakiś obiekt do oglądania. Owszem miała łazienkę w oddzielnym niemonitorowanym pomieszczeniu i wygodne łóżko, ale czuła się okazem z zoo.
Przez szybę nie widziała kto znajdował się w pomieszczeniu obok. Jednak wiedziała, że to właśnie tam znajduje centrum dowodzenia nią.
Dzisiaj nie oczekiwała niczego nadzwyczajnego. Jednak myliła się... Zaraz po obiedzie weszła do jej pokoju pewna kobieta, a za nią Ron.
Hermiona spojrzała na nich zirytowana, a zarazem zaciekawiona.
— Witaj, Hermiono. — odezwała się kobieta. — Jestem Alexandra Smith i chcę ci pomóc.
— Nie potrzebna mi pomóc. — Hermiona oznajmiła szybko.
— Potrzebna. — stwierdziła głosem nieprzyjmującym odmowy. — Jesteś pod wpływem prastarego zaklęcia. Szukamy przeciwzaklęcia dla Ciebie.
— Super. A co to za zaklęcie na mnie spoczywa? — spytała sarkastycznie.


Kolejne wspomnienie. Westchnąłem. Znajdowałem się zaraz przy schodach w Snape Manor. Przez chwilę zastanawiałem się, co się zaraz wydarzy, ale byłem na tyle rozstrojony pojawiającymi się w moim umyśle, co chwila dziwnymi szeptami, że dałem sobie z tym spokój i czekałem na rozwinięcie sytuacji. Kilka minut później zaczęło się wreszcie coś dziać. 
Ja ze wspomnienia podtrzymywałem Severusa. Sytuacja przypominała mi tą zaraz po ślubie Weasleyów i w rzeczywistości tak było. 
— Zaprowadzę pana do sypialni, dobrze? — usłyszałem swój głos. 
— A może ja nie chce, Pottuś?
— Chce pan, tylko jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.
—  Ale ja nie chce.
Odsunąłem się od schodów, chociaż było to niepotrzebne. 
— Dobrze, więc co chce pan robić?
— A co proponujesz?
— Ja tam dalej jestem za sypialnią.
Tak, rzeczywiście w tamtej chwili marzyłem tylko o łóżku i spokojnym śnie. 
— Och. Potter, ale mi się nie chce spać.
— Wie pan co? Zaprowadzę pana do sypialni. —  nie dawałem za wygraną. 
Weszli po schodach i po chwili dotarli do drzwi. Podążałem za nimi.
— Niech pan je otworzy. — wskazał chłopak. 
— Ja nie wiem jak! — szepnął niewyraźnie Severus.
— Jak to pan nie wie? — oburzyłem się najwyraźniej. 
Mistrz Eliksirów zaczął się śmiać. 
— No dalej! Musisz iść dalej. — usłyszałem w głowie. Potrząsnąłem nią. 
— Oj, Pottuś! Nabrałem cię.
— Niech pan po prostu odtworzy te cholerne drzwi. — warknął.
— Otwórz się. -— mruknął Severus, a drzwi otworzyły się.
— To tyle?
— O tak...
—Niech się pan już położy.
Snape posłuchał go i położył się do łóżka w ciuchach. 
— Jak będzie mnie pan potrzebował to jestem u siebie.
— Zawowołam cię. Nie martaj się o mnie — powiedział niewyraźnie.
— Dobranoc, profesorze. 
— Pa, pa.


— Hogwart! — wykrzyknął Alexander, gdy stanęli we wrotach zamku. — Jak ja tu dawno nie byłem. 
Lucas uśmiechnął się przypominając sobie wspomnienia związane z tym miejscem. 
— Panowie, to nie czas na zachwyty. Mamy robotę do wykonania. — zakomunikowała Alex.
White i Johnson popatrzyli na siebie i wzruszyli ramionami. Jeszcze będzie czas na zachwyty. 
— Chcemy tak po protu wejść sobie do biblioteki? — zapytał Lucas. 
— Hmm... Tak, a jak niby inaczej? Wlecieć?  — zakpiła dziewczyna. 
— Nie o to mi... — westchnął. — Nieważne. 
— Nie chcemy, aby ktoś nas tutaj zauważył, a co gorsza rozpoznał, dlatego czas się ukryć. — oznajmiła rzucając na siebie zaklęcie niewidzialności. 
Mężczyźni poszli za jej przykładem.
Stanowczym krokiem weszli do biblioteki Hogwartu. Przy biurku siedziała pani Prince przeglądając jakieś czasopismo. Alex zbliżyła się do niej po ciuchu niczym ninja i wlała eliksir Słodkiego Snu do kubka z herbatą. 
Lucas popatrzył z naganą na nią. Alex wzruszyła ramionami, a pani Prince sięgnęła po kubek, aby się napić. Po chwili smacznie już spała. 
— Ok. Mamy jakieś pół godziny na przeszukanie... Tyle właśnie zostało do zakończenia lekcji. 
— Jak się dostaniemy do Działu Zakazanego? — spytał Lucas. 
— Za pomocą magii oczywiście...Hmm... — zastanowiła się, gdy zaklęcia, które znała nie podziałały. — Alexander! — zawołała. 
— Coś ci nie idzie, prawda? — sarknął. 
 — Oj, przestań!
Alexander machnął różdżką dwa razy i drzwi umożliwiające wejście do Zakazanego Działu otworzyły się. 
Lucas zaśmiał się, a Alex posłała nienawistne spojrzenie w kierunku White'a.


Znalazłem się w samym środku kłótni w domu Weasleyów. Dotyczyła ona oczywiście Draco Malfoya. 
— A ty co? Zawsze nie ufaliśmy Malfoyowi. A teraz co? — krzyczał Ron. 
— On będzie ryzykował życie dla nas. 
— Jasne. — prychnął Ron. 
— Przestań. — jęknęła Hermiona. 
— Zwariowaliście! — podsumował. 
— Nie. My tylko myślimy! — krzyknęła Hermiona. — A ty nie.
— Nie wszyscy są tacy jak ty.
— Nie pogrążaj się.
— Ja? Ja?! Jesteś popierdolona Hermiono!
 Znowu usłyszałem głos w mojej głowie: "— No dalej! Musisz iść dalej!" i straciłem na chwilę kontakt ze wspomnieniem, które dalej trwało.  
— Co oznacza, to co powiedział Weasley? — pytał Malfoy. 
—To mugolskie... Oszczerstwo. Taka obraza... coś jak szlama. Nie wiem jak ci to inaczej wytłumaczyć...
— Rozwinął się. — zachichotała Granger.
— Taaa, ciekawe gdzie to usłyszał. -— zastanowił się Harry.

— Pewnie ci się wymsknęło. — powiedział Draco do mnie we wspomnieniu. 
— Nie, raczej nie. — powiedział zamyślony. 


— Mówisz przez sen. — stwierdziła Hermiona. 
— No. No. - Malfoy zachichotał.
— Ale nie to nie możliwe, mówisz najczęściej w wężomowie. — dodała po chwili.
— A co sprawdzałaś? - warknął Ron przechodząc obok; po chwili powędrował na górę.
— Powiedziałeś mi. - mruknęła cicho. — Z Ginny uważamy, że to...
—Hermiono. Prosiłem byście zmieniły temat. — szepnął zażenowany chłopak.
— Potter, masz branie. - rzekł Draco.
Zerwał się wiatr. Połączenie z moim wspomnieniem słabło. Nagle nie mogłem nawet ustać na nogach. Podtrzymując się ściany we wspomnieniu wyszedłem z domu. Na podwórku nieopodal Nory powstawał wir powietrza. Nim się zorientowałem pochłonął mnie. 


— Mam! — wydarła się Alex. 
Jak na komendę Alexander i Lucas poderwali się z miejsca i podbiegli do dziewczyny.
White spojrzał jej przez ramię na prastarą, zniszczoną księgę. 
— Myślisz, że to to? — spytała White'a.
— Cóż... — zamyślił się. — To może być to. — rzekł niepewnie. — Warto sprawdzić. Nigdy nie widziałem takich zaklęć. — wskazał na zapis w księdze, 
— Zabierzmy to i wynośmy się stąd, bo coś mi mówi, że mogą być z tym kłopoty. — powiedział Lucas rozglądając się nerwowo po bibliotece. 
— Co się może stać niby? — zapytała już zirytowana Alex. 
— No nie wiem... ale przecież tutaj rządzi teraz Snape i Śmierciożercy. Nie trudno się domyśleć, co nam zrobią jak nas złapią. — Lucas wyraził swoje obawy. 
Alex popatrzyła na Alexandra po czym powiedziała: 
— To Alexander nas uratuje. 
— Alexander nie może się zdekonspirować! 
— Ej! Ja też tu jestem. — oburzył się wcześniej wspomniany. 
— Po prostu chodźmy już. — poprosił Johnson. 
Alex westchnęła, ale postąpiła zgodnie z jego prośbą Wyszli z zamku i skierowali się do Zakazanego Lasu, aby stamtąd się teleportować. 
Tymczasem w Zakazanym Lesie był jeszcze ktoś. Mężczyzna. Czarodziej. Ukrywający się od miesięcy. Gdy zorientował się, że ktoś oby znajduje niedaleko jego kryjówki podszedł bliżej nieznajomych. 
Jednak niepotrzebnie się martwił. Znał jednego z nich. Alexandra White'a. Uspokoił się. Przybysze niedługo potem teleportowali się, a on wrócił do swojego schronienia. 


— Harry Potterze! 
— Harry!
— Potter! 
Ktoś mnie wołał, a ja nie mogłem nic zrobić. 
— Harry Potterze! To już czas! 
Ocknąłem się nagle, jak trafiony piorunem. Znajdowałem się polanie otoczonej przez drzewa. Nigdy tutaj jeszcze nie byłem. Przede mną stały cztery postacie. Unosiły się z 20-30 cm nad powierzchnią. Wpatrywały się we mnie oczekująco. Podniosłem się. Otrzepałem ciuchy i obróciłem się wkoło próbując zrozumieć, co się stało.
— Harry Potter! — powiedział ktoś. Spojrzałem na czwórkę dziwnych ludzi. 
— Tak, to my Cię wołaliśmy. — odezwała się starsza kobieta. — To już czas, abyś zaliczył jeden z testów na Magię Żywiołów. 
— Jesteśmy — powiedział mężczyzna stojący po środku. — Ogniem — wskazał na siebie. — Wodą — pokazał na kobietę po swojej prawej stronie. — Powietrzem — wskazał na mężczyznę stojącego obok niego po lewej stronie. — i Ziemią. — zakończył na kobiecie stojącej obok tej, co nazwał ją Wodą. — Jesteśmy Magią Żywiołów. — ukłonili się. 
Wpatrywałem się w nich niewiele rozumiejąc z tego wszystkiego. 
Kobieta Woda była ubrana w niebieską suknię do ziemi, w jednym miejscu jaśniejszą, w drugim ciemniejszą. Miała kręcone blond włosy i była może z pięć lat starsza ode mnie. Uśmiechała się. Wokół niej unosiła się rosa z trawy. 
Mężczyzna nazwany Ogniem był starszą osobą. Był podobny do Dumbledore'a. Miał siwą długą brodę i był ubrany w ciemnoczerwoną szatę czarodziejską. Wokół jego szaty unosiły się małe płomyki, które pojawiały się i znikały. 
Kobieta Ziemia była starsza od Wody o kilkanaście lat. Miała ciemnobrązowe proste, długie włosy. Na sobie miała brudnozieloną suknie do ziemi. Ziemia przy niej zdawała się dopasowywać do niej. Układać tak, aby jej było najwygodniej. 
Powietrze był mężczyzną w średnim wieku. Był jakby mgiełką unoszącą się w powietrzu. Wyraźnie było widać tylko jego twarz. 
Zrezygnowałem z przyglądanie się nim przestraszony myślą, co się teraz stanie. 
— Jesteś tutaj, aby uzyskać nasze moce. — rzekła Woda. — Abyśmy mogli Ci je przekazać... musisz nam udowodnić, że jesteś tego wart. Jak w każdej transakcji. — uśmiechnęła się. 
— Zostaniesz poddany kilku testom, sprawdzimy twoje możliwości. Wiemy, że zostałem przygotowany przez Alexandra White'a, naszego przedstawiciela. — mówił Ogień. — Nie traćmy czasu i zaczynajmy. 
Klasnął w dłonie i znowu świat zawirował. Przysięgam, że niedługo się porzygam z tego wszystkiego. 
Wylądowałem gdzieś. Trudno było powiedzie gdzie, ponieważ było tutaj tak ciemno, że nic nie widziałem. Podniosłem się. To coraz mniej zabawne. Co teraz? Dałem kilka kroków do przodu, jednak na nic nie trafiłem. Zirytowany ciemnością skręciłem w lewo trafiając na ścianę lub coś co przypominało w dotyku ścianę. No dobrze... jeśli po lewej jest ściana to warto sprawdzić czy i po prawo też jest. Napawało mnie to niepokojem. A jeśli zamiast ściany będzie jakieś urwisko? No nic. Trzeba spróbować. Pięć kroków w prawo i dotykałem ściany. Postanowiłem uspokoić swoje nerwy, bo niedługo serce wyleci mi z klatki piersiowej. Wziąłem parę głębokich wdechów i dotykając dłonią ściany, która była bardziej skałą, niż ścianą o jakiej myśleliście, szedłem na przód. Po kilku metrach (a może to były kilometry?) natrafiłem dłonią na moim zdaniem pochodnię. Dotknąłem tego, a zaraz wokół mnie zapaliły się pozostałe pochodnie. Teraz będzie łatwiej, przynajmniej mam taką nadzieję. Rozejrzałem się dokoła tym razem widząc mniej więcej gdzie się znajduję. Jaskinia –pierwsza moja myśl. Po co tutaj jestem? To wszystko będzie o wiele trudniejsze niż pierwotnie zakładałem. Westchnąwszy ruszyłem dalej. 



W gabinecie Alexandra odbywało się spotkanie. Alexander, Lucas, Max, Rebbeca, Alex oraz Ron dyskutowali nad sprawą Hermiony. Po zdobyciu księgi z zaklęciem zastanawiali się czy przeciwurok jest bezpieczny dla zdrowia Granger. Po kilku godzinach nadal nie podjęli decyzji. 
—Musimy zarezykować. — postanowiła Rebbeca. — Nie mamy innego wyjścia.
— Dziewczyna już długo nie wytrzyma bez obiektu swoich uczuć. — potwierdziła Alex. — Już teraz jest słaba. 
— Nic nie tracimy... chyba. — powiedział Alexander. 
— A jeśli ją zabijemy? To co wtedy powiesz, Alexandrze? — spytał miękko Lucas.
— Jeśli nie rzucimy tego przeciwuroku ona zginie, Lucas, bez względu na wszystko.
Lucas był rozbity. Alexander patrzył na niego twardo oczekując odpowiedzi. Trwali tak przez kilka sekund. Przerwało im chrząknięcie Maxa patrzącego wymownie na nich. White otrząsnął z otępienia i powiedział patrząc na Lucasa:
— Nie pozwolę tej dziewczynie zginąć. Masz moje słowo, Lucas.
— Okej... A więc do dzieła. Chodźmy. — ponaglała ich Alex. 

* * *

Hermiona poczuła ostry ból w głowie i otworzyła oczy. Świat zawirował. Nim minęła chwila znowu zasnęła. Gdy obudziła się po raz kolejny udało jej się otworzyć oczy i po kilku szybkich mrugnięciach dostosować się do światła panującego w pomieszczeniu. Jęknęła z bólu łapiąc się za głowę. Leżała w łóżku w pokoju, którego nie kojarzyła. W pokoju oprócz niej siedział na krześle Ron, który smacznie spał. Usiadła. Zaczęła się zastanawiać gdzie jest. Jakieś pół godziny później obudził się rudzielec i spojrzał zdziwiony na dziewczynę. 
— Hermiona! — krzyknął uradowany. — Jak długo już nie śpisz? — zapytał wstając z krzesła. 
— Nie wiem... już jakiś czas. Boli mnie głowa. — jęknęła. 
— Poczekaj... Przyprowadzę Alexandra. — powiedział i skierował się do drzwi. 
Granger została sama. Minuty ciągnęły się niemiłosiernie czekając na Rona. W końcu pojawił się wraz z Alexandrem i Lucasem. 
— Witam, panno Granger. — przywitał się Lucas. 
Alexander skinął głową na powitanie.
— Hermiono, proszę mi mówić po imieniu. — uśmiechnęła się słabo. 
Kiwnęli głowami. Alexander skierował się do okna w pokoju. Lucas natomiast przysiadł przy łóżku dziewczyny, Ron stał nieopodal. 
— Co mi się stało? — zapytała w końcu Granger. 
— Zostałaś poddana prastaremu urokowi — zaczął White. — który spowodował, że zostałaś zmuszona do kochania Draco Malfoya.,,
— DRACO MALFOYA?! — wykrzyknęła. 
— Hermiono, to Sam-Wiesz-Kto rzucił to zaklęcie. Wtedy co nas porwał. Chciał tym skrzywdzić Harry'ego. — tłumaczył Ron. 
— Dobrze... Opowiedzcie mi wszystko po kolei. — oznajmiła. 

__________________________
Rozdział byłby jeszcze dłuższy, ale bałam się, że nie wyrobię z terminem, który obiecałam Wam (do końca czerwca). 
Postaram się, aby kolejny rozdział pojawił się szybciej, a tymczasem dzięki, że czytacie moje wypociny! Trzymajcie się :*

Szablon
Alexx
ALEXX