31 lip 2017

Rozdział 61

Z okazji urodzin Harry'ego kolejny rozdział. Zapraszam i dziękuję za komentarze.
Wszystkiego najlepszego, staruszku. :)
_______________


Rozdział 61
"New York City"








"What's left of me is only broken parts,
You take the pretty and color it dark"
Echosmith – Goodbye [1]



Po dodaniu ostatniego składnika do eliksiru Alexander zamieszał pięć razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Spojrzał krytycznie na ciecz mając nadzieję, że ta spełni swoją rolę. Westchnął wycierając dłonie w szmatkę. 
Lucas przyglądał się jego poczynaniom z drugiego końca laboratorium. Gdy zauważył, że Alexander skończył podszedł do niego i położył swoją dłoń na ramieniu mężczyzny. 
— Nie martw się. — powiedział. — Eliksir zadziała... musi zadziałać. — próbował zapewnić. 
White, pełen wątpliwości, popatrzył na Lucasa. Ten aż zadrżał pod jego intensywnością spojrzenia. Przerwało im pukanie do drzwi. Odskoczyli od siebie. Po chwili do laboratorium wszedł Ron.
— I jak? — spytał wskazując na kociołek. 
 Lucas spojrzał na chłopaka i po chwili odpowiedział uśmiechając się lekko. 
— Alexander właśnie skończył. — twarz rudzielca pojaśniała w wyrazie euforii.
— Tak, zaraz go podamy Harry'emu. — dopowiedział White.
Przelał ciecz do buteleczki i wyszedł z laboratorium. 
Kilka minut później Harry otrzymał lekarstwo.


* * *

Harry rozglądał się dokoła próbując dowiedzieć się gdzie tym razem się znalazł. Musiało minąć sporo czasu odkąd widział się z Hermioną i ojcem, a przynajmniej tak mu się wydawało... Spędzanie czasu w ciemnej otchłani swojego umysłu nie sprzyja zachowaniu zmysłów. W skrócie: nie zwariować. 
Obecnie znajdował się w pustej (co było dosyć dziwne) uliczce pomiędzy wysokimi wieżowcami. Cisza była nie do wytrzymania. Przeszedł szybko kilka metrów dalej i dotarł do głównej ulicy. Tutaj życie toczyło się normalnie. Patrzył na samochody przejeżdżające obok, gdy nagle zdał sobie sprawę z tego gdzie się znajduje. W oddali zauważył żółtą taksówkę. Rozejrzał się jeszcze raz. Otoczony był przez drapacze chmur; spojrzał jeszcze raz na taksówkę i jeszcze raz na budynki. Ktoś krzyknął "Nowy numer New York Timesa" machając gazetą. 
– O kurwa! Jestem w Nowym Jorku! — wyszeptał zszokowany. 
Na chodniku mijali go ludzie spieszący się do swoich zadań, a Harry sparaliżowany wpatrywał się w budynki.


* * *

Matthew sprawdził jeszcze raz godzinę na telefonie, po czym spojrzał Alex, która nadal próbowała znaleźć coś przy ciele ofiary.
Walter Elborn bankowiec, rozwiedziony, dwójka dzieci. Nie ma dowodów na samobójstwo, za to na morderstwo jest ich wystarczająco dużo.
— Czy to morderstwo jest połączone z ofiarami Truciciela? — zapytał sierżant Donavan.
Matthew spojrzał na niego i wzruszył ramionami.
— Jeszcze tego nie wiemy, czekamy na toksykologię. — oznajmił. 
Sierżant pokiwał energicznie głową. 
— Tutaj w NYC wszyscy śledzą historię międzynarodową... można tak powiedzieć... Truciciela. 
Alex skończyła badać ciało i dołączyła do nich. 
— Nie tylko Nowy Jork śledzi, cały świat czeka aż znajdzie się Truciciel. Agencje rządowe niedługo przejmą śledztwo. 
— Skąd wiesz, Alex?
— Takie procedury. — westchnęła. — To już nie jest morderca z małego miasteczka. 
— Też fakt. — przyznał Matthew.


* * *

Harry skierował się ponownie w uliczkę, na której pojawił się kilka minut temu. Otworzył drzwi, które znajdowały się na końcu ściany budynku; jedyne jakie tutaj widział. W pomieszczeniu było ciemno. Przeklinając swoją ciekawość poszedł dalej. Gdzieś z daleka słychać było kilka głosów. Ktoś krzyknął. Harry skulił się ze strachu, ale i tak ruszył w stronę głosów. Robiło się jaśniej dzięki oknom przez które wpadały promienie słoneczne. 
Potter dostrzegł schody i po cichu zaczął po nich wchodzić ciekawy gdzie go zaniosą. I już po chwili żałował. Dwójka mężczyzn toczyła walkę. Jeden blondyn, drugi brunet. Nagle brunet wyjął zza paska strzykawkę, która chwilę później znajdowała się w szyi blondyna. Brunet uderzył pięścią w brzuch drugiego mężczyznę. Harry zbliżył się. Już gdzieś widział tego bruneta. 
Brunet jak za uderzeniem różdżki odwrócił wpatrując się w Pottera. 
— O jak miło! — wycedził. — Znowu ty... Nie martw się, już niedługo przyjdę po Ciebie. — uśmiechnął się.
Harry cofnął się i znowu pochłonęła go ciemność. Jednak nie na długo... Gdy otworzył oczy zobaczył Hermionę, Rona, Alexandra i Lucasa.
Poczuł ulgę. 
Wrócił.


* * *

Szedł szybko próbując nie wzbudzać podejrzeń. Kilka minut temu wypił eliksir wielosokowy decydując o nieujawnianiu swojej prawdziwej tożsamości. Idąc zatłoczona ulica mijał kolejne witryny sklepowe nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem.
Za długo to wszystko trwa. Nie może czekać. Musi mu powiedzieć... jak najszybciej inaczej cały misterny plan spali na panewce. Odwrócił się upewniając, że nie jest śledzony. Nikogo podejrzanego nie dostrzegł i ruszył dalej.
Zatrzymał się przy mieszkaniu 11C, wyjął pęk kluczy i otworzył drzwi. Wszedł cicho do pomieszczenia. Z pozoru wyglądało ono na puste i zaniedbane, lecz to wszystko było spowodowane bardzo dobrą iluzją. Mężczyzna rzucił czar ujawniający obecność. W domu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Znał tą magię - Severus.
Z entuzjazmem skierował się do kuchni, gdzie znalazł swojego gościa.
— Stój! — zawołał Snape, gdy tylko mężczyzna pojawił się w zasięgu jego wzroku.
Nieznajomy podniósł ręce w geście poddania.
— Wink Yo Good? — zapytał Mistrz Eliksirow.
— Tak, Panie Snape.— odpowiedział Wink. — Napisałem do Pana z prośbą o spotkanie.
— Skąd Pan zna to miejsce? — wskazał dłonią na pomieszczenie.
Yo Good podrapał się po brodzie uważnie przyglądając się Severusowi.
— Myślę, że wiesz, Severusie. Tylko nie dopuszczasz do siebie tej informacji.
— Tylko Albus wiedział o tym miejscu... Ale on nie żyje... nie... żyje...?
Snape zmieszał się.
— Pomyśl, chłopcze. — powiedział zajmując miejsce przy kuchennym stole.
— To niemożliwe. Zabiłem Cię! — krzyknął.
Mężczyzna zirytował się po czym wyjął flakonik z szafy i szybko wypił. Po chwili tożsamość nieznajomego wyszła na jaw.
— Albus Dumbledore? JAK? DLACZEGO? — krzyczał.
— Severusie, uspokój się. Zaraz wszystko Ci wyjaśnię. — powiedział wyjątkowo spokojnym głosem.
Snape opadł ciężko na krzesło chowając twarz w dłoniach.
Albus dotknął jego ramienia.
— Mam coś ważnego do powiedzenia, wiec skup się, Severusie.
— Albusie, wracasz zza światów i każesz mi się uspokoić? - parsknął.
Dumbledore cicho się zaśmiał.
— Wiem, ze ciężko uwierzyć... Ale posłuchaj.
— Słucham. — przerwał mu.
— Harry ma mniej niż dwa miesiące na zabicie Voldemorta.
— Dlaczego? — spojrzał zdziwiony na Albusa.
— Voldemort odkrył coś... po czym nie będziemy go zabić... Zdobycie tego zajmie mu około miesiąc... Potem zacznie testy... więc zostało nie więcej niż dwa miesiące.
— Nic nie mówił...
— I nie powie. Voldemort jest sprytny i nie będzie się dzielić czymś co zrobi z niego nieśmiertelnego.
— Co to takiego? — spytał zaciekawiony.
— Doszedł do porozumienia z Czarnym Nilem. — Albus nadal mówił spokojnie.— Siostry są znane z zamiłowania do czarnomagicznych mikstur, a swój plan zaczęły wdrażać już kilka lat temu.
— Nie wiem co gorsze: Czarny Pan czy Czarny Nil.
— I słusznie, Severusie. Jeśli Harry zabije Voldemorta to Czarny Nil nie zaprzestanie realizować swojego planu, co prowadzi do kolejnej wojny. Jednak gdy połączą siły będą niezwyciężeni, a wtedy świat czarodziejów czeka zagłada.
— Skąd to wszystko wiesz, Albusie? — Mistrz Eliksirów podniósł jedną brew.
— Mam swoich informatorów. I jak myślisz, co ja robiłem przez te miesiące?
Severus zmarszczył brwi.
— Musimy powiedzieć Harry'emu. — oznajmił po chwili.
— Nie możemy. Jeszcze nie teraz. — powiedział szybko.
— Więc mamy czekać na koniec świata? — Snape krzyczał.
— Nie, Harry niech robi swoje, my natomiast będziemy robić swoje. Nie możemy mu teraz powiedzieć.
Albus popatrzył twardo na Snape'a.
— Kiedyś będziemy musieli mu powiedzieć, albo sam się dowie. Poczuje się zdradzony.
— Owszem, ale to dla jego dobra. — rzekł po czym zamilkł.


[1] What's left of me is only broken parts; You take the pretty and color it dark (ang.) – Jedyne co we mnie zostało to popsute części; Bierzesz piękno i kolorujesz je na ciemno

16 lip 2017

Rozdział 60 cz. II

Rozdział 60 cz. II
"More Than You Know"




"Can't go out, can't stay home
I don't know how, how to be alone"
All my Love — Cash Cash  (ft. Conor Maynard) [1]


Hermiona teleportowała się w ukrytym dla mugoli zaułku w jednej z dzielnic Paryża. Nieumownie ten zaułek pełnił rolę punktu teleportacyjnego dla czarodziei. Rozejrzała się wkoło, ale oprócz niej nikogo tam nie było. Odetchnęła głęboko i skierowała się w stronę ruchliwej ulicy powtarzając sobie w głowie plan działania. Do konferencji pozostała jeszcze godzina, podczas której musi wymyślić w jaki sposób zdobędzie czułki szczuroszczeta. 
Na razie ma przebranie, a właściwie eliksir wielosokowy z włosem Rebbecki. Dzięki temu w miarę łatwo się dostanie na konferencję, jeśli niczego nie zepsuje po drodze. Rebbeca w świecie czarodziei jest mimo wszystko znana, a niewiedza Hermiony w niektórych aspektach życia blondynki może zniszczyć całą przykrywkę. 
Kilka minut później przeglądała się w lustrze czując się trochę nieswojo. Eliksir wielosokowy oczywiście zadziałał i właśnie wyglądała jak Rebbeca, ale nie czuła się dobrze w jej ciele. 
— Będzie ciężko się wczuć... — powiedziała sama do siebie pakując rzeczy do swojej torebki.
Byłoby łatwiej, gdybym ją lepiej poznała, dodała w myślach.
Konferencja odbywała się w jednym z tych drogich i ekskluzywnych hoteli w centrum Paryża. Przy wejściu sprawdzono zaproszenie oraz jej różdżkę. Według informacji, które otrzymała od Rebbecki nie posiadają żadnych zabezpieczeń przeciwko eliksirowi wielosokowemu. 
Hermiona mijała eleganckich czarodziei w oficjalnych szatach. Z zewnątrz wyglądało to na zwykłą imprezę bogatych mugoli, jednak w środku wszystko temu przeczyło – unoszące się gwieździste niebo zamiast zwykłego sufitu czy ustawione kociołki z różnorodnymi, najczęściej niebezpiecznymi substancjami. Rozejrzała się dokoła próbując znaleźć odpowiedni eliksir.
 Alexander powiedział, że to Eddie Deetan będzie go przyrządzać. Widziała jego zdjęcie i teraz pozostaje jej jednynie odnaleźć go. Jednak tutaj znajduje się setka czarodziei prezentujących swoje eliksiry oraz drugie tyle oglądających. Nagle w tłumie zobaczyła znajomą czarną szatę.
— O nie, nie, nie... — jęknęła zdając sobie sprawę z tego, gdzie widziała już taką szatę.
Severus Snape spojrzał właśnie w jej kierunku. Hermiona próbowała się ukryć, ale nie miała już na to czasu. 
— Rebbeca Wilson, dawno się nie widzieliśmy. — zaczął Snape. Hermiona pokiwała głową na przywitanie. — Może się przejdziemy? — zaproponował.
— O co chodzi, panie pro... Snape? — miała nadzieję, że nie zauważy jej pomyłki. 
— Chyba oboje wiemy, panno Wilson. — wycedził mrożąc ją spojrzeniem. 
Hermiona zaczęła się zastanawiać, co takiego może chcieć Snape od Rebbecki. 
— Proszę nie udawać głupiej, panno Wilson. — zirytowany poniósł głos. 
— Ja naprawdę nie wiem, o co chodzi, panie Snape. — odparła z zamiarem odwrócenia się opuszczenia towarzysza. Jednak Severus był szybszy i złapał ją za nadgarstek  zatrzymując w miejscu. 
— Myślę, że to nie jest najlepsze miejsce na tego typu rozmowę. Chodźmy. — powiedział wskazując na korytarz prowadzący do bufetu. Przeszli mniejwięcej połowę korytarza, gdy Snape zatrzymał się. 
Zdenerwowana Hermiona także się zatrzymała i spojrzała wyczekująco na nauczyciela. Snape rzucił kilka zaklęć wyciszających wokół nim i zaczął mówić.
— Co z Harry'm?
— Z... Ha-harrym? — zająknęła się wpatrując się z niedowierzaniem w profesora. 
— Tak, z Harry'm, a z kim?! — Severus był na granicy wytrzymałości. 
— A co ma z nim być? 
— Na litość Merlina, panno Wilson... Z kogo pani próbuje zrobić głupca? — warknął mając już dosyć głupich odpowiedzi blondynki. 
Hemriona zjeżyła się. I co teraz, pomyślała. Rozejrzała się dokoła poszukując sposobu na ucieczkę.
— Panie Snape, nie jestem upoważniona do odpowiadania na takie pytania. — oparła wymijająco. 
Severus popatrzył na nią jak na wariatkę. 
— Pani chyba sobie żartuje.
Spanikowana próbowała odejść, ale ponownie Snape jej nie pozwolił. 
— Rebbeca?! Severus?! — zawołał ktoś. 
Hermiona gwałtownie się odwróciła. Ten głos poznałaby wszędzie. Harry!
— Na Merlina, co ty tu robisz? — wyszeptał Snape. 
— Nie wiem... nadal tkwię... w tym... czymś... — wzruszył ramionami. — Dobrze Cię widzieć, tato. 
TATO? Hermiona patrzyła na Harry'ego w totalnym osłupieniu. 
— Rebbeca, coś nie tak? — zapytał Potter. 
— Tato? — powtórzyła cicho jakby sama do siebie.
Severus popatrzył uważnie na nią po czym jednym zwinnym ruchem obrócił blondynkę do ściany przyciskając do gardła różdżkę. Harry jęknął próbując zatrzymać ojca, ale nie mógł; nadal tkwi w ciele ducha lub zjawy lub czegoś czym obecnie jest. Sam nie wiedział dokładnie, co się z nim dzieje.
— Kim jesteś? Wielosokowy? — wysyczał w twarz kobiety. 
Hermiona jęknęła. Cudownie... wszystko się posypało...
— Mów!
— Tato!
Głosy zlały się w jedno. Nie mając wyboru Hermiona odezwała się szeptem. 
— Hermiona Granger, profesorze. 
— CO?!
— Hermiona? — zapytał Potter. — Jak...? Dlaczego...? 
— Profesorze... dusi... mnie... pan... — wyszeptała. 
Snape cofnął się. 
— Udowodnij! — powiedział. 
— Niech Harry, o coś spyta. — odparła szybko. 
Harry zmierzwił włosy zastanawiając się. 
— W co zamieniłaś się podczas drugiego roku... po wypiciu Wielosokowego?
— W kota. — opowiedziała spokojnie. 
Severus uśmiechnął się kpiąco, jednak nic nie powiedział. 
— Jakim hasłem odblokowuje się Mapę Huncwotów?
— Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. 
— Jak nazywamy Syriusza?
— Wąchaczem. 
Severus parsknął. 
— Dobrze... to Hermiona... Co ty tu robisz? — Harry podszedł bliżej. 
— To nie jest najlepsze miejsce do rozmowy. — spojrzał w głąb korytarza, gdzie szli inni czarodzieje. 
Harry także spojrzał w tamtą stronę i zaczął się zastanawiać... czy ktoś go widzi... w tej postaci.
— Muszę zdobyć czułki szczuroszczeta. 
— Do czego wam to?
— Aby Cię obudzić, Harry. 
— No nareszcie! — burknął Potter. — Zaczynam powoli wariować...
— Ale... jak... ty... jak tu się dostałeś...?
— Żebym to ja wiedział. — parsknął.
Snape przyglądał im się przez chwilę po czym zdjął zaklęcia wyciszające i powiedział spokojnie:
— W takim razie musimy znaleźć czułki szczuroszczeta. 
— Eddie Deetan będzie je miał. — odparła Hermiona.
Profesor pokiwał głową. Wiedział, kto to i wiedział jak je zdobyć. 
— Proszę się już nie wychylać, panno Granger. Musicie się stąd wydostać. Ufam, że poradzicie sobie z tym, aby nikt was nie znalazł. Ja zdobędę czułki i za... — spojrzał na zegarek. — za godzinę spotkamy się  w zaułku teleportacyjnym. Panna Granger wie gdzie, prawda? — Hermiona pokiwała twierdząco głową. 
— Za kilkanaście minut przestanie działać eliksir. — przypomniała sobie. 
— W takim razie radzę wyjść stąd jak najszybciej. — powiedział na koniec i oddalił się w stronę głównej sali.
Hermiona została sama z Harrym. 
— Dlaczego oni — wskazała na innych czarodziei — nie widzą Cię?
— Nie wiem... dlatego musimy jak najszybciej stąd wyjść. 


* * *

TRUCICIEL UDERZA PONOWNIE!
Policja jest bezradna i nie posiada żadnych konkretnych informacji o mordercy. Ten zdała się działać bezbłędnie i nie pozostawiając żadnych śladów. Na razie wiemy, że Truciciel to osoba wykształcona, najprawdopodobniej chemik. Jego trucizny zawsze są przygotowane idealnie. Ma rękę do chemikaliów zacierając ślady na miejscach zbrodni. 
Kolejną ofiarą jest Madelaine Gook, pracownika schroniska dla zwierząt w Londynie. Nie notowana, nawet mandatu nigdy nie otrzymała; przykładna obywatelka. Dlaczego znalazła się na liście Truciciela? Kto jeszcze na nią trafi?


* * * 

Znajdowali się w punkcie teleportacyjnym, gdy eliksir przestał działać. Przez drogę prawie nie rozmawiali. Hermiona miała nadzieję, że gdy już Harry wróci do siebie to wszystko sobie wyjaśnią. Potter emitował dziwną energią, przypominał ducha, ale tak jakby bardziej... żywego? Niedorzeczne. Hermiona skrzywiła się. 
— Nad czym tak namiętnie rozmyślasz? — odezwał się wreszcie obserwując każdy ruch Hermiony. Ta wzruszyła lekko ramionami. 
— O tym, co będzie jak już będzie w porządku. 
— Co masz na myśli? — spojrzał jej w oczy. — Co będzie jak gdy świat zostanie oczyszczony z Vol... — skrzywił się. — z Toma... i Śmieriożerców...?
— Nie, nie o tym myślałam. — odparła unikając jego spojrzenia.
Harry zirytował się. 
— W takim razie o...
Granger gwałtownie mu przerwała. 
— O nas, idioto. 
Myślała, że zamierza na nią nawrzeszczeć, ale on tylko się roześmiał. Tak dawno nie słyszała jak się śmiał. Po zdobyciu Magii Żywiołów nie był tym samym człowiekiem jakiego znała. 
Spojrzała na niego nie rozumiejąc z czego się śmieje. 
— Nie... nie, nic. — wykrztusił. — Na razie musicie pomyśleć o tym jak mnie wyciągnięcie... z tego czegoś — wskazał na swoje ciało. Hermiona skierowała swój wzrok na ciało Gryfona. 
— Damy radę. — zapewniła. 
Harry mruknął coś pod nosem i więcej już nie odezwał. Hermiona jeszcze raz na niego zerknęła po czym dała sobie spokój z rozmową. 
Severus pojawił się kilka minut później i wręczył Hermionie czułki. 
— Chyba nie muszę mówić, że wiadomość o naszym pokrewieństwie — wskazał na siebie oraz Harry'ego. — musi pozostać między nami, panno Granger. — dziewczyna sztywno kiwnęła głową. — Nikt więcej nie może o tym wiedzieć, rozumie pani?
— Tak, profesorze. — odparła. — Dziękuję za pomoc. 
— Liczę, że szybko wyciągnięcie go z tego stanu. 
— Mamy pomysł, który powinien przywrócić Harry'ego do normalności. — zapewniła Granger.
Severus skrzywił się. 
— Jakoś ostatnio nie wychodzi Wam to za dobrze. — uśmiechnął się podle.
— Proszę się nie martwić, profesorze. Tym razem nam się uda. Co się dzieje? — spojrzała nagle na Harry'ego, który zaczął znikać. 
— Do zobaczenia, przenoszę się... gdzieś... sam nie wiem... Przywróćcie mnie do normalności, proszę. — mówił szybko. 
— Harry!
Zniknął. Hermiona popatrzyła na profesora, który nadal wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Potter. 
— Żegnam, panno Granger. — powiedział i teleportował się. 
Dziewczyna stała jeszcze chwilę i sama teleportowała się do domu Alexandra. 



_____________________________
Rozdział powinien pojawić się miesiąc temu... Nie bijcie... Moja wena zrobiła sobie wakacje. Zapewniam, że lipcu pojawi się coś jeszcze :)) 
Pozdrawiam i dziękuję za komentarze ;*
Alexx ;3

[1]Can't go out, can't stay home; I don't know how, how to be alone (ang.) — Nie mogę wyjść, nie mogę zostać w domu; Nie wiem jak, jak być sam.





Szablon
Alexx
ALEXX