7 lis 2015

Rozdział 46

Rozdział 46
"Return to England."




— Harry, wystarczy! — krzyknęła jakaś kobieta. Potter zatrzymał się z dzieckiem w połowie kolejnego obrotu.
— Oho, mama nas nakryła... czas skończyć z głupotami. — powiedział do malucha.
— Chciałam go położyć spać, a ty go tak rozbudziłeś. — uśmiechnęła się na widok niewinnej miny swojego męża. — I co ja teraz poradzę? 
— Dobra, mały. — Potter zwrócił się do dziecka. — Idziemy spać. — oznajmił. Dziecko z uwielbieniem wpatrywało się w ojca. — Położę go. — zapewnił żonę. 
— Powodzenia. — zaśmiała się. 
Ojciec wraz z synem skierował się do pokoju na piętrze. Kobieta patrzyła jak jej mąż wchodzi po schodach wraz z dzieckiem. Jak ja Was kocham, pomyślała. 

Alexander obudził się zaraz po zakończeniu tego snu. Uśmiechnął się sam do siebie po czym zerknął na zegarek. Było już po ósmej. Wczoraj przedstawił Potterowi mieszkańcy tego domu i ogólnie poopowiadał mu o sobie. Dzisiaj zaś czekał ich pierwszy trening, a właściwie pokaz umiejętności magii żywiołów.

White przeciągnął się po raz ostatni i postanowił ogarnąć i zejść na dół na śniadanie.
Harry poznał wczoraj jeszcze jedną osobę, która tutaj mieszka, a mianowicie Ellie. Dziewczyna ma 19 lat. Jest miła i poukładana. Od razu widać, że jest mądra i oczytana. Jej piwne oczy współgrały z ciemnymi włosami. Nawet jest ładna, pomyślał Harry. Westchnął i zabrał się do konsumowania śniadania przygotowanego przez panią Robinson.
Po kilku minutach w jadali pojawił się Alexander, Po przywitaniu się ze wszystkimi zajął swoje miejsce przy stole przypatrując się uważnie Potterowi.
Siedział z opuszczoną głową, niepewny.

* * *

Po zjedzeniu śniadania Harry wraz z Alexandrem, Maxem i Rebeccą wyszedł na plac przed willą. Wielka Trójca ustawiła się w półkolu tak, aby Harry ich dobrze widział. 
— Panuję nad powietrzem i ziemią. — odezwała się Rebecca. — Zaraz pokażę Ci kilka zaklęć. 
Machnęła ręką i nagle zawiał silny wiatr. Pokierowała swoją mocą trochę dalej od nich tworząc trąbę powietrzną. Jednak nie wciągała ona żadnych rzeczy, po prostu istniała. 
— To ty decydujesz o sile i o tym, jak ma się zachowywać. — powiedziała Rebecca wskazując na trąbę powietrzną. 
— Yhym. — mruknął Harry. 
Rebecca opuściła teraz rękę, ale wir powietrza nawet nie zadrżał. Potter popatrzył zdziwiony na kobietę. Wilson odwróciła się do niego i widząc pytanie w oczach chłopaka powiedziała:
— Utrzymuję teraz to umysłem. Nie muszę kierować dłoni, aby mieć panowanie nad żywiołem. 
Nagle za nią wzrosła ściana ziemi. Harry przerażony siłą i szybkością z jaką ona urosła, cofnął się. Rebecca uśmiechnęła się widząc jego reakcję. 
— Ziemia i powietrze dają duże możliwości. Tobie przydadzą się zaklęcia typowo wojenne. — zastanowiła się. — Takim przykładem może być...
— Brak tlenu... — podpowiedział Max.
— Otóż to, bracie. — uśmiechnęła się do niego. — Wybacz. — powiedziała po czym Max zaczął się dusić. — Tak działa, Harry, to zaklęcie. — wskazała na brata. 
Alexander patrzył na brata z politowaniem. Dostało mu się za to, że przerwał Rebecce w wypowiedzi. 
— Wystarczy, Reb [1]. — powiedział. 
Wilson niechętnie zdjęła zaklęcie z brata. 
— Za co?! — wyszeptał, gdy już mógł normalnie oddychać. 
— Nie przerywaj mi więcej. 
— Max, może teraz ty pokaż co potrafisz. — zaproponował Alexander, aby przerwać konflikt. 
— Dobrze. A więc przedstawiam magię wody i magię powietrza. Magię powietrza już widziałeś u Rebecci. Najfajniejszą rzeczą, którą możesz robić to teleportować się za pomocą przenoszenia swojego ciała w cząsteczkach wody. O, proszę. 
Przeniósł się kilka stóp dalej. Tak jakby woda wyparowywała. I unosiła się w powietrzu. 
— To samo umie robić Rebecca. Inne sztuczki to takie, że na morzu kontrolujesz prąd i zawsze wiesz gdzie się znajdujesz poprzez współrzędne geograficzne. [2]
Podniósł dłoń i z pobliskiego stawu wyleciała woda i podleciała do jego dłoni. Zatrzymując dokładnie kilka centymetrów przed nią. Zawisła w powietrzu. 
— To nie są jedyne sztuczki, jest tego naprawdę dużo. — oznajmił Alexander. — Nie widziałeś jeszcze ognia, którym ja władam. Oprócz ognia jeszcze wodą.
Popatrzył na drzewo. Po chwili stanęło w ogniu. Raz płomień wił się do góry, raz prawie gasł. 
— To są tylko podstawowe umiejętności. — zapewnił White. — Oprócz panowania nad żywiołami będziesz czytał w umysłach wszystkich istot, czarodziei, mugoli czy zwierząt. Teraz, jak mi wiadomo, potrafisz czytać w umysłach zwykłych czarodziei. Z magią żywiołów nie będziesz już ograniczony. Zmysły ci się wyostrzą. Będziesz się poruszał szybciej niż nawet wampiry. Twój mózg będzie wielką skarbnicą wiedzy. Dosłownie, Harry, będziesz wiedział wszystko. — mówił. — Harry, jeśli zdobędziesz pełną magię żywiołów to będziesz najpotężniejszym czarodziejem tego tysiąclecia. — powiedział poważnie. 
— Ale żadne z was nie panuje nad wodą, ogniem, ziemią i powietrzem jednocześnie. — orzekł Potter. — Więc jak ja...
— Ja to czuję, Harry. Ja to wiem. — powiedział pewnie. 
Chłopak szczerze w to wątpił. 
— Harry, naprawdę. 
— No... dobrze, a więc co muszę zrobić?
— Najpierw zastanów się czy na pewno chcesz tego się podjąć. Będzie to wymagało od Ciebie dużego zaangażowania i pracy, ale dzięki temu będziesz miał możliwość pokonania Lorda Voldemorta. 
Potter zastanawiał się przez chwlię. Jest jakieś światełko w tunelu. Świat czarodziejów ma szansę na wygranie tej wojny przez Chłopca, Który Przeżył. Ocali swoich przyjaciół, niewinnych ludzi... 
— Zgadzam się. — oznajmił wreszcie. 
Alexander wyglądał tak jakby chciał skakać z radości. Po chwili opanował się i powiedział:
— Na razie, Harry, wrócisz do swoich przyjaciół na święta, a potem przyjedziesz tutaj i zaczniemy szkolenie. Okey?
— Okey. — odpowiedział Harry. 
— To tyle na dzisiaj. Wracasz do swoich znajomych dzisiaj? 
— Tak. Myślę, że się martwią. 
— Tak, też tak myślę. — mruknął Alexander. 
— Max pomoże Ci dostać się z powrotem do Anglii. 
— Teraz? — zapytał Max. 
— Harry? — White popatrzył na chłopaka. 
— Tak, dzięki. 
Skinęli głową. 
— Do zobaczenia. 
— Tak, do zobaczenia. 
— Pa, Harry. — mruknęła panna Wilson.
Teleportowali się na Privet Drive. Harry popatrzył zdziwiony wkoło. Dlaczego tutaj?
— To tutaj jest miejsce twojego ostatniego meldunku. — oznajmił. 
— Mieszkałem tu. — przyznał chłopak. Ale przecież kilka dni wakacji mieszkał ze swoim ojcem w Snape Manor, więc dlaczego jego ostatni meldunek jest na Privet Drive, gdzie nie było go przez rok?! Nie rozumiał. 
— Zostawić Cię tutaj, czy chcesz gdzieś indziej? 
— Tak, poradzę sobie. Dziękuję, panu. 
— Och, proszę mów mi Max. — zaśmiał się. Harry kiwnął głową. 
— W takim razie dzięki, Max
— Na razie, Harry. — powiedział na pożegnanie po czym się deportował. 
Privet Drive zasnute było chmurami. Spadł już pierwszy śnieg... Harry tak naprawdę nie wiedział co robi jeszcze na tej ulicy... Pogrążony w myślach szedł naprzód. Po chwili stanął przed domem o nr 4. Westchnął. Spędził tutaj większość swojego dzieciństwa. Tak się cieszył, kiedy Severus powiedział mu, że nie będzie musiał więcej wracać do Dursleyów. To tak jakby gwiazdka przyszła pół roku wcześniej. Uśmiechnął się na to wspomnienie, po czym deportował się. 

* * * 

Hermiona wraz z Ronem siedzieli w hotelu Wynford w Cardiff. Ron dostał kilka minut temu informację od MI6, że Harry znajduje się już w Anglii. Jednak nie wiedzieli gdzie. Wiedzieli tylko tyle, że wrócił. 
Humor Hermiony od razu się poprawił. Postanowiła wysłać Harry'emu wiadomość z adresem ich pobytu. Podczas kilku dni nauczyła od Maxa Sheroona kilku przydatnych zaklęć. Między innymi właśnie Lectiio, które wysyła wiadomość bezpośrednio do adresata – pojawia się przed nim. 
— Ron, daj mi jakiś pergamin. — krzyknęła, gdy znalazła już pióro. Ron po chwili przyniósł jej kawałek pergaminu. 
Dziewczyna zamoczyła pióro w atramencie i napisała:

1-15 Clare St,
Cardiff, 
South Glamorgan,
 CF11 6BD,
Wielka Brytania

HG&RW

— Będzie wiedział o co chodzi? — spytał Ron
— Na pewno! 

* * *

Harry znajdował się w lasach w Atlancie, gdy przed nim pojawił się pergamin. Popatrzył podejrzanie na niego i ostrożnie wziął do ręki. Był jakiś adres. Zatrzymał się dłużej na podpisie: HG & RW. 
To nie była pułapka! Rozradowany schował pergamin do kieszeni. 

Hermiona Granger & Ron Weasley...

Znalazł przyjaciół! Tyle czasu plątał się po Atlancie, ale całe szczęście Hermiona o nim pomyślała. Uśmiechnął się... oczywiście, że to Hermiona; Ron by nie wpadł na taki pomysł. 
Po chwili stał już przed hotelem Wynford w Cardiff. Wszedł do holu, gdzie na kanapie siedziała Hermiona z książką w ręku. Gdy tylko go zauważyła pobiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. 
Zaskoczony chłopak dopiero po chwili ją objął. 
— Hej, Hermiono. Nie było mnie tylko trzy dni. — powiedział. 
— To dużo. — wymamrotała w jego pierś. 
— Przesadzasz... Gdzie Ron? — zapytał, gdy go już puściła. 
— W pokoju. Robi mapę. 
— Mapę? — spytał zdziwiony.
— Tego gdzie możemy znaleźć horkruksy.
— Aaaa... No tak. Muszę z wami porozmawiać. — rzekł już poważniej. 
— Coś się stało? — zaniepokoiła się dziewczyna. 
— Nie, nic złego na pewno. Chodźmy do Rona.  
Hermiona z Ronem zatrzymali się w pokoju nr 5 na pierwszym piętrze. 
— Stary, jak dobrze, że jesteś...— powiedział na wejście Weasley. — Już nie mogłem wytrzymać z... tą tutaj... — wskazał na Hermionę. Harry popatrzył uważnie na dziewczynę. — I cały czas "dlaczego z nim nie poszedłeś?", "kiedy on wróci?", "czy coś mu się stało?", "wróci?" i tak w kółko... 
Po tej tyradzie dostał poduszką po głowie. Harry zaśmiał się. Jak dobrze jest wrócić...
— O tak, Harry... A Ron ma dziewczynę. — teraz to Granger przejęła pałeczkę. Ron zarumienił się. 
— Naprawdę, Ron? No! Opowiadaj. 
— Hermiono! — westchnął. — To... Luna...
— Luna? Luna Lovegood? — Harry nie krył zdziwienia. 
— Romansowali ze sobą już w szkole. — dodała Hermiona. 
— No proszę, proszę... Czego to ja się dowiaduję. — zaśmiał się. 
— Hermiono!
— Oj, przestań, Ron i tak by się wydało. Słuchajcie muszę z wami porozmawiać...

* * * 

— Żartujesz, stary? — Ron był nieco zaniepokojony pomysłem Harry'ego. 
— Nie, Ron. To jedyna szansa na pokonanie jego. 
— A horkruksy?
— To swoją drogą. — chłopak spojrzał na milczącą Hermionę. Podczas opowieści także nic nie mówiła... tylko słuchała. — Hermiono? — westchnęła. 
— Sam Dumbledore skierował Cię na tę drogę, więc myślę, że jeśli byłoby to niebezpieczne... to nie dawał by Ci tych informacji...
— Będę musiał Was opuścić na czas szkolenia i testu...
— Czyli na jak długo? 
— Nie wiem, ale będę z Wami w kontakcie. Hermiono, musisz mnie nauczyć tego zaklęcia z tym pojawianiem się kartki. — Hermiona kiwnęła głową. 

— Kiedy wyjeżdżasz?
— Po świętach, Ron. Mam pomysł... 

— Jaki? 
— Może odpocznijmy w święta... Ron odwiedzi rodzinę... widzę, że za nimi tęsknisz... 
— Ale wy ze mną!
— Niestety, Ron, ale ja nie mogę! Nie chcę ściągać niebezpieczeństwa na twoją rodzinę. Ja zostanę w jakimś hotelu, a Hermiona...
— Ja też zostaję. Będzie mniejsze zagrożenie, Ron. Po za tym mógłbyś wybadać sytuację, jaka panuje w ministerstwie...
— Nie głupio gadasz, Hermiono. 
— Wiem. — zaśmiała się. — I przy okazji spotka się z Luną. — szepnęła na ucho Harry'emu, a ten się zaśmiał. 
— Ej! — oburzył się. — O co chodzi?
— Spotkasz się także z Luną! 
— A no tak... Pewnie tak. Miała przyjechać do domu na święta. 
Wstali z podłogi, na której dotychczas siedzieli. 
— A więc wyruszam. — powiedział ochoczo Ron. Przyjaciele przytaknęli. 

* * * 

— Merlinie! Harry! Gdzieś ty był! — wydarł się w jego myślach głos ojca. 
— W Hiszpanii... — opowiedział spokojnie Harry. 
— A no tak... — gniew Severusa zmalał. — Nie mogę się z tobą kontaktować, gdy jesteś za daleko, jak np. w Hiszapanii.
Po głosie Severusa Harry rozpoznał, że mu ulżyło. 
— Aha, rozumiem. 
— Zdecydowałeś się? Nie rozmawiałem jeszcze z Alexandrem. 
— Tak, po świętach zaczynam. 
— Mam nadzieję, że Ci się uda. — przyznał. 
— Ja też. 
— Dobrze, Harry... — zastała krępująca cisza. — Może jakoś Wam pomóc?
— Nie, jest ok. A co u śmierciożerców? 
— Czarny Pan zbiera nową krew. Od naszego ostatniego spotkania wtedy w Snape Manor przyłączyło się do niego około pięćdziesiąt osób. 
— O cholera! Tak dużo? — wystraszył się. 
— Niestety tak. Czarny Pan potrafi być przekonujący. Ministerstwo jak wiesz jest pod jego rządami... A głównie dzięki temu ma tak dużo nowych członków. 
— A jaka jest... twoja pozycja w Wewnętrznym Kręgu? — zapytał nieśmiało. 
— Och, Harry... — westchnął. 
— Co jest?
— Nadal jestem jego prawą ręką. 
— To chyba dobrze?
˜— Tak, ale komu mam niby przekazywać informację? Komu? Dumbledore'a nie ma, a Zakon ma mnie za zdrajcę...
— Możesz mnie, a ja będę przekazywał informację Zakonowi...?
— Nie wiem... czy to bezpieczne... No dobrze. Od czasu do czasu będę coś tam Ci wspominał. 
— A więc szykuje się jakaś akcja w najbliższych dniach?
— Nie. Czarny Pan świętuje... — Harry widział oczami wyobraźni jak Severus krzywi się. 
— Świętuje?
— Tak. Świętuje zwycięstwo w Glasgow. 
— O czym ty mówisz? — spytał kompletnie zdziwiony.
— Aaaa... To było dwa dni temu. Byłeś wtedy w Hiszpanii. Zakon Feniksa przygotował atak na Śmierciożerców. Wygrali Śmierciożercy...
— Jakie ofiary?
— Kilka osób, których nie znasz i poważnie ranny został George Weasley...
— Och, nie... 
— Z tego co mi wiadomo to wyjdzie z tego, więc się nie przejmuj. — zapewnił go. 
— Ron jedzie na święta do rodziny, więc wszystkiego się dowiemy... 
— Yhym... Tylko Ron?
— Tak. My zostajemy. Nie chcemy narażać Weasleyów. 
— Dobrze. Uważaj na siebie.
— Ok, tato. 
— Na razie, synu. 

* * * 

— Merlinie, ona rodzi! — krzyknęła jakaś rudowłosa kobieta. — HARRY!
— Jestem, pani Weasley. — krzyknął mężczyzna, który właśnie zbiegł po schodach. — Co się dzieje? — spojrzał na swoją ukochaną. 
— Rodzę. — wyszeptała. 
— No to pięknie. — krew odeszła mu z twarzy...
— Do szpitala z nią! — wrzasnął czarnowłosy mężczyzna. — Harry, na litość Merlina ocknij się!
— Już, tato. Zawiadomię szpital.
Po chwili żona Harry'ego znajdowała się w dobrych rękach medyków ze szpitala. 

~*~*~*~

[1] Reb – zdrobnienie od Rebecca, używa go Alexander.
[2] Coś jak Percy Jackson xD

A jednak się udało... już myślałam, że nie napiszę tego rozdziału w tym tygodniu... Wyszedł mi nawet dość długi xd W kolejnym rozwinę wątek Harry & Hermiona... Rona nie będzie, ale mimo to będzie się działo. 



8 komentarzy:

  1. Popłakałam się, gdy rozmawiał z ojcem. Super rozdział! A widzisz, trzeba wierzyć! U mnie na blogu to koszmar, bo ja teraz nie mam czasu, przyjaciel i jego siostra byli w Paryżu, a teraz wrócili, no ale też nie mają czasu. Mam nadzieję, że ty chociaż będziesz miała raz w tygodniu czas by napisać rozdział. Papa
    Londie

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny rozdział! Bardzo ci współczuję z powodu śmierci dziadka. Mam nadzieję że się trzymasz. Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę i to jak rozwinie się wątek Harry & Hermiona. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Olll, nie, Sobczakiem do teraz i okazuje się że na następny będzie trzeba poczekać :\ mam nadzieje ze się pojawi szybko, Fajnie Ci idzie pisanie. Historia mi się bardzo podoba :) ma Pani talent ;) Szymon.

    OdpowiedzUsuń
  4. http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Severus_Snape
    Olka, przy tym się pośmiejesz :P

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział! czekamna więcej :* weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    pięknie, szkolenie czas zacząć, Ron pojechał na święta do rodziny, ale nic się nie stanie, Aseverus i troska o syna...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX