Reklama Coca-Coli już ruszyła, a więc i ja nie próżnuję – rozdział jak najbardziej świąteczny.
6 grudnia na blogu pojawi się kolejny rozdział specjalny... :D Ten rozdział został podzielony na dwie części... Miłego czytania.
Rozdział 47 część I
"Święta"
Gdy Ron wyjechał Harry z Hermioną przenieśli do Lincoln do Hotelu Tower. Wystawnego i drogiego. No... cóż, przecież są święta. Znowu dwójka przyjaciół wynajęła jeden pokój, ale tym razem z dwoma łóżkami. Gdy już się rozpakowali, Harry oświadczył:
— Chcę się udać do Doliny Godryka.
Hermiona podniosła wzrok z nad czytanej książki.
— Doliny Godryka?
— Moi rodzice tam mieszkali. — wytłumaczył. Już chciał powiedzieć, że tylko jego matka, ale przypomniał sobie o zaklęciu jakiego użył Severus.
Rzucił Obliviate na wszystkich, którzy poznali prawdę o tym, że to on jest ojcem Harry'ego.
— Ach... Nie uważasz, że to niebezpieczne?— spytała nieśmiało.
— Hermiono, to dla mnie ważne.
— No dobrze. To co... jutro? — spytał.
— Jasne.
* * *
* * *
Teleportowali się pod peleryną newidką w centrum Doliny Godryka. Rozejrzeli się uważnie wkoło wypatrując podejrzanych osób; jednak nikogo nie było. Popatrzyli na siebie zdziwieni. Harry wzruszył ramionami i skierował się w stronę cmentarza, który był dobrze widoczny z miejsca, w którym stali.
"— Ach, ten śnieg! - szepnęła Hermiona pod peleryną-niewidką. — Dlaczego nie pomyśleliśmy o śniegu? Wszystko przewidzieliśmy, tylko nie to, że będziemy zostawiać ślady! Musimy je zacierać, ty idź przodem, ja to zrobię...
Harry nie chciał wchodzić do wioski jak koń z pantomimy, zacierając za sobą ślady i jednocześnie starając się nie wysunąć spod peleryny.
— Zdejmijmy pelerynę - powiedział, a widząc jej przerażoną minę, dodał: — Daj spokój, nikt nas nie rozpozna, zresztą nikogo w pobliżu nie ma.
Wepchnął pelerynę-niewidkę pod kurtkę i ruszyli przed siebie. Mroźny wiatr kąsał im twarze, kiedy szli zaśnieżoną ulicą, mijając coraz więcej domków. Każdy z nich mógł być tym, w którym mieszkali kiedyś James i Lily, albo tym, w którym mieszkała teraz Bathilda. Harry spoglądał na drzwi frontowe, na pokryte śniegiem dachy i ganki, zastanawiając się, czy przypomni sobie któryś z nich, choć w głębi duszy wiedział, że to niemożliwe, że miał zaledwie rok, kiedy opuścił tę wioskę na zawsze. Nie był zresztą pewny, czy w ogóle zobaczy ten domek, nie wiedział, co się z nim stało, kiedy zmarli gwaranci Zaklęcia Fideliusa. A potem uliczka, którą szli, skręciła w lewo i zobaczyli przed sobą mały placyk - centrum Doliny Godryka.
Pośrodku stał przystrojony kolorowymi lampkami pomnik wojenny, częściowo zasłonięty targaną wiatrem choinką bożonarodzeniową. Wokół placyku było kilka sklepów, poczta, pub i mały kościół, którego witrażowe okna jaśniały jak klejnoty. Śnieg był tu udeptany przez przechodniów, więc twardy i śliski. Mieszkańcy wioski przechodzili przed nimi, na krótko oświetleni ulicznymi latarniami.
Usłyszeli śmiechy i muzykę, kiedy na chwilę otworzyły się drzwi pubu, potem kolędę śpiewaną w małym kościele.
Teraz, kiedy był już tak blisko, zaczął się wahać, czy naprawdę chce zobaczyć te groby. Hermiona chyba to wyczuła, bo wzięła go za rękę i po raz pierwszy to ona go poprowadziła, ciągnąc naprzód. W połowie placyku nagle się jednak zatrzymała i krzyknęła cicho:
— Harry, popatrz!
Pokazywała na pomnik wojenny. Kiedy go minęli, zmienił się. Zamiast pokrytego nazwiskami obelisku stała tam teraz rzeźba przedstawiająca trzy postacie: mężczyznę z rozczochranymi włosami, w okularach, i kobietę o długich włosach i ładnej, dobrotliwej twarzy, trzymającą w ramionach niemowlę. Śnieg przykrył im głowy białymi, puszystymi czapeczkami. Harry podszedł bliżej, wpatrując się w twarze swoich rodziców. Nigdy sobie nie wyobrażał, że będzie tu pomnik... Jakie to było dziwne, widzieć samego siebie wyrzeźbionego z kamienia - szczęśliwe niemowlę bez blizny na czole...
— Chodźmy - powiedział, kiedy już się napatrzył, i znowu zwrócili się w stronę kościoła.
Przechodząc przez ulicę, obejrzał się przez ramię. Rzeźba trzech postaci zamieniła się z powrotem w pomnik wojenny. W miarę jak zbliżali się do kościoła, śpiew rozbrzmiewał coraz głośniej. Harry poczuł ścisk w gardle, bo ten śpiew przypomniał mu Hogwart, Irytka wywrzaskującego parodie kolęd ze stojących na korytarzach zbroi, Wielką Salę z dwunastoma choinkami bożonarodzeniowymi, Dumbledore’a w kapeluszu z cukierka-niespodzianki, Rona w ręcznie robionym swetrze... Hermiona pchnęła ostrożnie furtkę i weszli ukradkiem na cmentarz. Po obu stronach wyślizganej ścieżki biegnącej do drzwi kościoła leżała gruba warstwa nietkniętego śniegu. Zaczęli brnąć przez ten śnieg, zostawiając za sobą głębokie ślady. Obeszli budynek, kryjąc się w cieniach pod rozświetlonymi oknami.
Za kościołem, z bladoniebieskiej kołdry śniegu, nakrapianej czerwienią, złotem i zielenią w miejscach, gdzie padały na nią refleksy z witraży, wystawały rzędy ośnieżonych grobów. Ściskając mocno różdżkę w kieszeni kurtki, Harry podszedł do najbliższego z nich.
— Zobacz, tu jest Abbott, może to jakiś daleki krewny Hanny!
— Mów ciszej — szepnęła Hermiona.
Zagłębiali się coraz dalej i dalej, zostawiając ciemne ślady na śniegu, przystając na chwilę przy nagrobkach, by odczytać dawno wyryte napisy, i co chwilę rozglądając się niespokojnie w ogarniającej ich ciemności, by się upewnić, że są sami.
—Harry, tutaj!
Hermiona była od niego oddalona o dwa rzędy grobów; wrócił do niej, czując przyspieszone bicie serca. - Czy to... - Nie, ale popatrz! Pokazała na ciemny nagrobek. Harry pochylił się i na oblodzonym, pocętkowanym liszajami mchu granicie odczytał słowa KENDRA DUMBLEDORE, a pod datami jej narodzin i śmierci I JEJ CÓRKA ARIANA. Był także cytat:
Gdzie skarb wasz, tam i serce wasze.
A więc Rita Skeeter i Muriel [1] nie wyssały jednak wszystkiego z palca. Rodzina Dumbledore’a rzeczywiście mieszkała w tej wiosce i tutaj pomarli niektórzy jej członkowie. Zobaczenie tego grobu na własne oczy było gorsze od słuchania o nim. Harry nie mógł się oprzeć myśli, że przecież on i Dumbledore mają na tym cmentarzu swoje głębokie korzenie, a jednak Dumbledore nigdy mu o tym nawet nie wspomniał. A powinien, bo to ich tak łączyło... Mogliby razem odwiedzić to miejsce, które tak wiele dla niego znaczyło, poczułby tę więź, stojąc razem z nim przed tym grobem... A jednak dla Dumbledore’a fakt, że zmarli członkowie ich rodzin spoczywają na tym samym cmentarzu, wydawał się nie mieć żadnego znaczenia, był zwykłym przypadkiem, nieistotnym dla zadania, które przed Harrym postawił. Hermiona patrzyła na niego i był rad, że jego twarz jest ukryta w cieniu. Jeszcze raz odczytał słowa wyryte na nagrobku. Gdzie skarb wasz, tam i serce wasze. Nie pojmował sensu tych słów. Ten cytat z pewnością wybrał Dumbledore jako najstarszy członek rodziny, kiedy jego matka umarła.
— Jesteś pewny, że nigdy nie wspomniał... - zaczęła Hermiona.
— Nie - uciął krótko Harry, a potem dodał: — Szukajmy dalej. — I odszedł, żałując, że w ogóle ten grób zobaczył, bo teraz jego pełne lęku podekscytowanie przesyciła gorycz rozżalenia.
— Tutaj! — usłyszał po chwili zduszony okrzyk Hermiony dobiegający z ciemności.
— Och, nie, przepraszam! Myślałam, że tu jest napisane „Potter".
Tarła łuszczący się, omszały kamień, przyglądając mu się z bliska i marszcząc czoło.
— Harry, wróć tu na chwilę.
Żachnął się, ponownie oderwany od swoich poszukiwań, i z pewnym oporem wrócił do niej, brnąc przez śnieg.
— Co?
— Popatrz na to!
Grób był bardzo stary; kamień nagrobka zwietrzał tak, że nie można było odczytać napisu. Hermiona pokazała mu symbol pod nazwiskiem.
— Harry, to jest ten znak z książki! Zerknął w miejsce, które wskazywała: pod prawie nieczytelnym nazwiskiem z trudem rozpoznał coś, co rzeczywiście przypominało trójkątne oko.
— Taak... chyba tak...
Hermiona oświetliła różdżką zatarte litery na nagrobku.
—Tu jest Ig... chyba Ignotus...
— Słuchaj, szukam grobu moich rodziców, jasne? - powiedział Harry nieco ostrym tonem i odszedł, pozostawiając ją przy starym nagrobku. Co jakiś czas napotykał nazwiska tak dobrze mu znane z Hogwartu, jak Abbott. Niekiedy były to całe pokolenia rodzin czarodziejów pochowanych na tym cmentarzu; z dat można było wywnioskować, że niektóre całkowicie wymarły albo że żyjący członkowie rodzin musieli się przenieść z Doliny Godryka w inne miejsce. Zagłębiał się coraz dalej i za każdym razem, gdy podchodził do kolejnego grobu, przebiegał go dreszcz oczekiwania i lęku. Zdawało mu się, że ciemność i cisza jakby nagle zgęstniały. Rozejrzał się zaniepokojony, myśląc o dementorach, ale po chwili zdał sobie sprawę, że umilkł śpiew kolęd, że cichną w oddali głosy i śmiechy ludzi, którzy opuścili kościół po nabożeństwie; teraz musieli już wyjść na plac pośrodku wioski. Ktoś zgasił światło w kościele. A potem usłyszał po raz trzeci głos Hermiony, ostry i wyraźny, dobiegający do niego z bliska:
— Harry, są tutaj... Tutaj!...
Poznał po jej głosie, że tym razem odnalazła grób jego rodziców. Ruszył ku niej, czując jakiś nieznośny ciężar uciskający mu pierś, jakiś straszliwy żal, tak jak wówczas, tuż po śmierci Dumbledore’a. Nagrobek stał zaledwie dwa rzędy dalej od grobu Kendry i Ariany. Był z białego marmuru, jak grób Dumbledore’a, a napis na nim łatwo było odczytać, bo zdawał się lśnić w ciemności. Harry nie musiał przyklękać ani nawet podchodzić bardzo blisko, by odczytać wyryte w marmurze słowa:
JAMES POTTER
urodzony 27 III 1960 roku
zmarł 31 X 1981 roku
LILY POTTER
urodzona 30 I 1960 roku
zmarła 31 X 1981 roku
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
Przeczytał te słowa powoli, jakby dana mu była tylko ta jedna szansa, by pojąć ich znaczenie, a potem odczytał na głos ostatnie zdanie:
— Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
Straszna myśl przeszła mu przez głowę, poczuł dreszcz paniki.
— Czy to nie jest idea śmierciożerców? Dlaczego to tutaj jest?
— Harry, to nie oznacza przezwyciężenia śmierci w taki sposób, w jaki rozumieją to śmierciożercy - powiedziała łagodnie Hermiona.—To znaczy... no wiesz... życie poza śmiercią. Życie po śmierci.
Ale oni, nie żyją,pomyślał Harry, oni odeszli na zawsze. [...] Hermiona chwyciła go ponownie za rękę i ścisnęła ją mocno. Nie był w stanie na nią spojrzeć, ale odwzajemnił uścisk, oddychając szybko i głęboko, by się uspokoić, by odzyskać nad sobą panowanie. Powinien coś przynieść, żeby złożyć na ich grobie, ale wcześniej o tym
nie pomyślał, a wszystko, co rosło na tym cmentarzu, było pozbawione liści i zmarznięte. Lecz Hermiona uniosła różdżkę, zakreśliła nią koło w powietrzu i nagle rozkwitł przed nimi pęk bożonarodzeniowego ciemiernika. Harry chwycił kwiaty i złożył na grobie swojej mamy. Kiedy się wyprostował, zapragnął natychmiast stąd odejść, bo zdawało mu się, że nie wytrzyma ani minuty dłużej w tym miejscu. Objął Hermionę ramieniem, ona objęła go w pasie, po czym odwrócili się w milczeniu i odeszli, brnąc przez śnieg, mijając grób matki Dumbledore’a i jego siostry, z powrotem ku ciemniejącemu w dali kościołowi i niewidocznej stąd bramie cmentarza. " [2]
Nie zauważyli dwóch postaci, które ich obserwowały.
* * *
— Bathildo! — szepnął ktoś.
Kobieta drgnęła.
— Na litość Merilna! Aberfort... Co ty tutaj robisz?
— To samo co i ty. — uśmiechnął się do niej.
— Ale ja... ja...
— Droga, Bathildo, przecież nie możemy ich tak zostawić, prawda?
— Nic już nie jest takie samo, Aberfort. — wysyczała.
— Owszem... Ale niedługo życie się jeszcze bardziej zmieni!
— Tak, tak! — powiedziała gniewnie. — Twój braciszek nie żyje, a ten łamaga Potter ma ocalić świat?! A to dobre!
Bagshot zaczęła się trząść jakby dostała ataku padaczki. Jej gałki oczne zaczęły robić zeza, po czym wywróciły do góry.
— BATHILDA! — wykrzyknął spanikowany.
— Myślisz... głupcze, że to coś da?! — syknęła jakby nie swoim głosem. Spojrzała na parę oddalających się Gryfonów. — O NIE! NIE PRZEŻYJĄ DZISIEJSZEJ NOCY! MUSZĘ ICH ZABIĆ! — nagle jej głos stał się łagodniejszy: — Aberforcie, co się dziej... Agggh!
— Walcz, Bathildo! — rzekł Dumbledore, gdy już domyślił co się z nią dzieje – została opętana przez Voldemorta.
Upadła i zaczęła się wić w męczarniach bólu. Aberfort uklęknął przy niej.
— SŁABA Z CIEBIE KOBIETA, NIE POKONASZ MNIE.
— Walcz!
Nagle jej cało wygięło się po raz ostatni po czym znieruchomiało by po chwili drgnąć nieznacznie.
— Bathilda!
—Aberfort, co się stało? — spytała skołowana.
— Dzięki, Merlinowi, dzięki. — wyspał z ulgą ignorując jej pytanie.
Po powrocie z Doliny Godryka Harry milczał. Hermiona próbowała go jakoś zagadać, ale on ją zbywał prostym "nie wiem" lub "yhym, masz rację". Po piątej próbie zirytowana dziewczyna warknęła:
— Potter! Na litość Merlina! — Harry popatrzył na nią zdziwiony.
— Co?!
— Przestań.
— Hmm?
— Co Cię trapi?
Harry westchnął. Dopiero po chwili się odezwał.
— Nie wiem, czy dam radę...
— Ale jak to?
— Nie wiem czy to skończę... Zabiję Toma i ocalę cały świat. — ostatnie słowa zwierały wiele goryczy.
— Ach, o to chodzi... — zadumała się.
— Tak, o to chodzi. — sarknął.
— Przepraszam, Harry. — rzekła. — Nie myśl na razie o tym. — podeszła do niego i przytuliła się.
Nadal zdenerwowany przytulił ją lekko. To, co poczuła Hermiona było jak płachta na byka. Nagle opętało ją nieziemskie pożądanie Harry'ego. Opanowała się w ostatniej chwili i powiedziała:
— Chodźmy, zabawmy się.
— Co?!
— Wyluzuj trochę... — zaśmiała się.
— Nie poznaję Cię, Hermiono!
— Och, przestań. — żachnęła się. — Mam już dosyć tego wszystkiego!
Harry pokiwał głową.
— No to chodźmy... Na dole trwa bal maskowy. — oznajmił.
— Daj mi dziesięć minut... Przygotuję się...
Harry westchnął. Machnął kilka razy różdżką i jego ubranie zmieniło się w stylowy czarny garnitur, a na twarzy miał czarną maskę.
Hermiona, gdy już wyszła z łazienki wyglądała nieziemsko. Czerwona suknia z rozporkiem przyciągała wzrok. Kręcone włosy, makijaż i kremowe usta oraz niebotycznie wysokie buty sprawiały, że Hermiona wyglądała jak Hollywodzka gwiazda filmowa. Przynajmniej tak pomyślał Harry.
— I jak? — zapytała z uśmiechem widząc szok na twarzy przyjaciela.
Potter otrząsnął się szybko.
— Dobrze. — powiedział rzeczowo.
— Dobrze?! — oburzyła się. — Miało być zjawiskowo, wyjątkowo, przepięknie!
— Och...
— Idę się przebrać. — oznajmiła.
— NIE, Hermiono! — krzyknął przerażony. — Wyglądasz pięknie. A teraz chodźmy.
Dziewczyna myślała przez chwilę, a potem wzięła swojego towarzysza "pod rękę"...
* * *
Tajemnicza postać snuła się po Dolinie Godryka.
Chwilę wcześniej odprowadził Bethildę, a teraz sam zawędrował na cmentarz. Przystanął przy grobie Ariany Dumbledore... Samotna łza popłynęła mu po policzku...
— Moja biedna, mała, siostra. — wyszeptał.
Kilka grobów dalej znajdowały się groby Lily i Jamesa. Gdy przechodził obok nich powiedział tylko:
— Przepraszam.
~*~*~*~
[1] Ciotka Rona.[2] Fragment Harry Potter i Insygnia Śmierci autorstwa J.K.Rowling.
~*~*~*~
Kolejna część tego rozdziału pojawi się myślę, że ukaże się dopiero po rozdziale specjalnym. W tej części już na pewno spotkacie się z gorącymi scenami Harry x Hermiona. Czytacie więc na własną odpowiedzialność :D Powyżej klikając na słowa "czerwona sukienka" przeniesiecie się na stronę sukienki Hermiony.
:P loves
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńcześć, jestem tu nowy..
OdpowiedzUsuńPowiem tak: zajebista notka, zajebista fabuła,
Czekam na next, mam nadzieję ze w stawisz szybko.. :))
Cześć Alexx.
OdpowiedzUsuńJestem przyjacielem Julii Góralskiej tam z góry. Poleciła mi tego bloga, chociaż myślałem, że to kolejny blog, który jest (cenzura).
Ale pomyliłem się. Blog bardzo dobry, nie ma słów, które opiszą tego bloga. Bardzo mi się podoba to, że Snape jest ojcem Harry'ego Pottera. Tylko mam nadzieję, że wkrótce pokona Voldemorta. Ile jeszcze rozdziałów do końca bitwy?
Jeszcze jedno: Świetny szablon <3
Zastanawiam się kiedy napiszesz coś ze strony Severusa.
Pozdro
Wilk
PS. Zapraszam na www.blog13londie.blogspot.com
czekam niecierpliwie na dalsze notki! :*
OdpowiedzUsuńzaczalem czytac i nie moglem przestac jestes genialny jestes geniuszem ludzie powinni klekac przed toba.zajebiste pomysly idealne opisy nie za durzo nie za malo dobra akcja zycze powodzenia pisz dalej blagam :)
OdpowiedzUsuń(sorry za pismo tel)
Witam,
OdpowiedzUsuńodnalazł w końcu ten grób, opętał, więc teraz pewnie Voldemort wie gdzie jest...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie