28 sie 2016

Rozdział 54

Rozdział w całości! I w całości dotyczy Harry'ego – dzieje się w jego umyśle. 


Rozdział 54
"W mocy żywiołów"





Lost On You ♫ 

Gdy magowie zniknęli zwierzęta – jak po dotknięciu różdżką – z całkiem przyjaznych zamieniły się w bestie. 
Zginę, to była moja ostatnia myśl, gdy rzuciłem się w wir walki. 
Najpierw zrobiłem unik przed ogień, którym zionął lew. Następnie przed ścianą wody. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mogę się jedynie obronić – muszę też atakować, bo najlepszą obroną jest atak. 
Tak więc wziąłem sprawę w swoje ręce i zacząłem rzucać przeróżnymi – jakie tylko znałem – zaklęciami w czterech moich przeciwników. 
Gdy to nie działało, a nawet spotęgowało siłę ich ataków na mnie, zacząłem się zastanawiać, co robię nie tak. Zwykły czarodziej nie może walczyć przeciwko żywiołom, a na pewno już nie wszystkim na raz. Obroniłem się przed atakiem wody po raz kolejny. Borsuk walnął swoją łapą w ziemię obok siebie, a ta zaczęła pękać tworząc przepaść. O, to teraz kolejna trudność – jak walczyć, aby nie wpaść tam. Coraz więcej tych trudności.
Musiałem się skupić. Nie dam rady im. Co wiem o żywiołach? Chyba niewiele, a przynajmniej tak mi się wydaje. 
Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl. A gdyby tak walczyć ich własną bronią? Przeciwności będą się najlepsze Jeśli zaatakuję wodę ogniem to ta wyparuję. Jeśli ogniem wodę to ten zgaśnie. Jeśli powietrzem ziemie to ta rozprzestrzeni się . A gdy ziemią powietrze to to nie będzie miały gdzie się podziać. 
Miałem już jako taki plan. Teraz czas na wdrożenie go do rzeczywistości. W trakcie mojego rozmyślanie dostałem kulą ognia w lewą rękę. Piecze jak cholera, ale dam radę. Wreszcie od paru minut wiedziałem... Miałem plan. Odetchnąłem głęboko. Raz kozie śmierć. 
Gdy ogień wyleciał z paszczy lwa zaatakowałem go wodą. Lew skrzywił się okropnie. Cofnął kilka kroków i popatrzył z oskarżeniem w oczach. Uśmiechnąłem się. Lew wycofał się. A więc działa! Świetnie!
Wąż zasyczał w moim kierunku. Wir wody poleciał na mnie. Szybko wyczarowałem ścianę ognia. Woda uderzając w nią wyparowała. 
— Niebywałe, dziecię magii. — zasyczał wąż. 
— Dziękuję. — zasyczałem w odpowiedzi. 
Już i tak zdziwiony wąż zasępił się 
— Wężousty... — oznajmił oddalając się w stronę lwa. 
Teraz ziemia i powietrze i po sprawie. Borsuk i orzeł wiedząc chyba, co się szykuję złączyli siły tworząc trąbę powietrzną z ziemią w środku. 
Najpierw rzuciłem czar odpychający, który sprawił, że powietrze oddaliło się pozostawiając ziemię samą. Kilka zaklęć później lew, borsuk, wąż i orzeł stali na skraju polany pokonani własnymi siłami. 
Pojawili się znowu magowie. 
— Bardzo dobrze, chłopcze. — powiedziała Woda. — Czasami siła to nie wszystko, bo siła jest umysł. Musiałeś pomyśleć... i dopiero wtedy uzyskałeś efekt. 
— Czasami najłatwiejsze rozwiązanie jest tym odpowiednim. — dodał Ogień. 
— A co oznacza dla mnie? — zapytałem. 
— Niedługo sam się dowiesz. — uśmiechnął się. — A teraz idź. — machnął dłonią jakby odganiając natrętną muchę. 
Świat zawirował, a ja znowu zmuszony byłem do oglądania swoich wspomnień, a ostatnio coraz częściej także nie swoich. 


* * *

Draco Malfoy klęczał przed Voldemortem. Rozejrzałem się dokoła. Byli na jakiejś polanie. W oddali stał dom. Domyśliłem się, że to właśnie tutaj znajduje się siedziba Riddla. 
 – Dzisiaj nasze szeregi powiększą się o nową krew. O dobrych czarodziejów... – zaśmiał się. – Dobrych w magii... Chciałem powiedzieć. Nie musicie się bać. – powiedział w stronę swoich nowych zdobyczy. – To jest proste. 
– Draco, czyń honory. Będziesz pierwszy. 
O nie! Będzie oglądał to już kolejny raz...  A jakby tak dowiedzieć się czegoś więcej? Skoro mogę się poruszać po wspomnieniu to może znajdę miejsce, w którym znajduje się siedziba Voldemorta.
Nadal chwiejne Draco podszedł do Voldemorta. Ten podał mu pergamin, na którym znajdowały się trzy zdania. 
– Przeczytaj je. – oznajmił. 
– Ja Draco Malfoy przysięgam uroczyście służyć najpotężniejszemu czarodziejowi tych czasów, Lordowi Voldemortowi. Pragnę czynić ten świat lepszym i zgadzam się z decyzjami podjętymi przez swojego nowego Pana. Będę służyć aż do śmierci, nigdy Go nie zdradzę. – przeczytał po czym przypomniał sobie momenty, kiedy naprawdę chciał wstąpić do szeregów Czarnego Pana. Tom rzucił kilka zaklęć po czym Draco zginął się w pół z bólu łapiąc za ramię. Po chwili na jego ramieniu się czaszka z wężem – Mroczny Znak.
Otrząsnąłem się rozglądając dokoła. W którą stronę pójść? Zaryzykowałem i powędrowałem w stronę drogi do domu. Gdy się na niej znalazłem miałem przed sobą, jakiś kilometr od siebie, dom. Odwróciłem się i poszedłem w przeciwną stronę. Nie miałem czasu do stracenia. Wspomnienie zaraz może się skończyć i moja szansa na odlezienie kryjówki przepadnie. 
Tak! W oddali zauważyłem znak. Podbiegłem szybko do niego. Eureka! 
Głowna droga rozchodziła się na dwie inne. Jedna, na której byłem i druga biegnąca kilka metrów wcześniej w przeciwną stronę. 

Sheldwich 
← Throwley     |   Shottenden →
Badlesmere

Wspomnienie zaczęło się rozmazywać. Shottenden! Tam jest kryjówka Voldemorta! Wreszcie na coś się to wszystko przydało. 
Świat zawirował i znowu zawitała na chwilę ciemność. 


* * *


Znalazłem się w gabinecie dyrektora, tylko zamiast Dumbledore'a zastałem Severusa. Przed nim siedział Draco. Rozmawiali. Chwilę później wyostrzyły mi się zmysły i usłyszałem oczy rozmawiają.
— Bardzo dobrze, Draco. — powiedział Snape odkładając jakiś list na biurko. Chłopak pokiwał ponuro głową. — Ochronisz ją.
— Wiesz dobrze, że zrobię wszystko, aby była bezpieczna.
— Tak. — mruknął Mistrz Eliksirów. — Wyślij to sową i wracaj na zajęcia. — dodał po chwili.
Co tu miało właśnie miejsce? Co to za list? Próbowałem podejść bliżej, ale wspomnienie zaczęło już zanikać.



* * * 


Wylądowałem tym razem w namiocie. Po chwili do namiotu weszła zapłakana Hermiona. 
— Co się stało? — zapytał cicho ja ze wspomnienia. Podała mu bez słowa list. Zacząłem szybko czytać list. 
Granger nadal stała przy nim szlochając. Gdy Harry zakończył czytanie odezwała się:
— Dlaczego? — spytała. — Dlaczego? — łzy popłynęły po jej policzku. 
Czy to właśnie ten list omawiał Draco z Severusem? Ale w takim razie...
Znowu wspomnienie szybko zniknęło. 



* * *


Teraz znalazłem się w hotelu. W tym, co zatrzymaliśmy się po kłótni z Ronem. 
Byłem w sypialni. Hermiona właśnie wyszła. Pamiętam, że zamartwiałem się o nią. A jakby ją ktoś rozpoznał? Po godzinie siedzenia w pokoju postanowiłem wyjść. Przebrałem się i zszedłem na dół lokalizując szybko Hermionę, rozmawiała z jakimś gościem. Usiadłem tak, by móc ich obserwować, ale także, aby nie być dla nich widocznym. Rzuciłem bezgłośnie zaklęcie podsłuchujące. 
— A więc, Hermiono... Co porabiasz tutaj? Nigdy Cię tutaj nie widziałem. — spytał jej towarzysz.
— Jestem na wakacjach. — skłamała gładko. — Chce się zabawić. — uśmiechnął się na ostatnie zdanie. 
O tak! On też chętnie by się z Tobą zabawił, Hermiono! 
Pół godziny później byłem już po kolacji, a Hermiona po przynajmniej trzech tequilach. Uśmiechała się jak głupia, gdy Kendall – jej towarzysz – zaczął się do niej dobierać. Hermiona wcale nie była dłużna, to ona go pocałowała. Nie mogłem na to patrzeć. Skrzywiłem się. 
Nie mogłem wytrzymać, gdy zaczęło się robić gorąco ja ze wspomnienia wstałem i powędrowałem do ich stolika. Patrząc tak na siebie teraz sam bym się wystraszył. 
— Nie przeszkadzam? — sarknął ja ze wspomnienia. Odwrócili się do niego. 
— Spadaj! — powiedział Kendall. 
— Hermiono!
— Idź, Harry. Idź sobie. To moje życie. Nie wtrącaj się. — mruknęła ponownie zatapiając się w usta Kendalla.
Po kilku próbach zaciągnięcia Hermiony na górę poddał się i poszedł na górę. Ja zostałem i nadal obserwowałem. 
— Znasz go? — spytał Kendall. 
— Tak... To jest... — nagle zaczęła płakać. ˜— Ja go... Przepraszam! Muszę iść.
Wyszła do łazienki, a później skierowała się prosto do pokoju jej i mojego. 
Poszedłem za nią. 
Ale dobrze wiedziałem, że nie może być sama w pokoju, dlatego wściekły siedział tam już od kilku minut oczekując jej.  
Następnego dnia byłem dla niej strasznie oschły, ale nie potrafił być długo na nią zły. 
— Hermiono, chcę Ci przypomnieć, że dzisiaj mieliśmy się przenieść.
— Tak, super. — bąknęła niezadowolona. 
— Tak więc... zbieraj się! — była zszokowana. 
— Daj mi spokój. Idę spać.
— Wczoraj nie byłaś taka chętna na spanie. — zaśmiał się Potter. — Masz godzinę na ogarnięcie się. — powiedział i wyszedł z apartamentu.

— Zbieramy się. — powiedział Harry ze wspomnienia dokładnie godzinę później. Dziewczyna zwlekła się z łóżka i podeszła do niego. 

— Jestem gotowa. — oznajmiła cicho. 
— Świetnie. — syknął Harry. 
— Gdzie się teleportujemy? 
— Melborne. 
— Byliśmy tam na Mistostwach Świata w Quidditchu. 
— Zgadza się. — powiedział zdawkowo. Hermiona popatrzyła na niego uważnie. Nie patrzył na nią. 
Wzięła go za rękę i teleportowali się. 
— Rozłożę namiot, a ty umieść zabezpieczenia. — poinstruował Harry ze wspomnienia. 
— Harry... 
— Zacznij rzucać zaklęcia, zanim nas ktoś znajdzie. 
— Dobrze, Harry. — odpowiedziała smutno.
Wieczorem Hermiona przygotowywała kolację, a on ze wspomnienia czytał Proroka Codziennego.
— Możemy pogadać? — zapytała niepewnie Granger. 
— O czym? — spytał nie odrywając wzroku od gazety. — O twojej wczorajszej akcji? O twojej głupocie? O tym, że się upiłaś i kompletnie nie wiedziałaś, co się dzieje? Mam wymieniać dalej? 
— Harry... — jęknęła. — To nie tak. 
— A jak? Wyjaśnij mi więc. 
— Chciałam zapomnieć...
— ... I dlatego rzuciłaś się na pierwszego lepszego faceta. 
— A co jesteś zazdrosny, że nie na Ciebie? — spytała u kresu wytrzymałości. 
— Merlinie, broń. — odbił piłeczkę Harry. Ona go zraniła, to on ją też. — Myślałem, że jesteś mądrzejsza. 
— Och, tak jak ty? — zaśmiała się. — Nie zamierzam być dziewicą do końca życia!
— Wiesz co, Hermiono? Przestań, po prostu przestań, — powiedział wstając. Granger doskoczyła go chcą zapewne uderzyć w twarz. Nie udało jej się – zatrzymał jej nadgarstek zamykając w stalowym uścisku. 
— Nawet nie próbuj. — wysyczał. — To nie ja wczoraj paradowałem praktycznie nago przed nieznajomym mężczyzną. 
Po tym jakże złośliwym komentarzu dziewczyna rozpłakała się. Chciała wyrzucić z siebie wszystko... Jednak to tylko pogorszyło sprawę. 
— Przepraszam, Harry. — powiedziała cicho. Potter pokręcił tylko głową udając się na zewnątrz. 
Hermiona poszła za nim. Złapała go za rękę. 
— Harry! — powiedziała pomiędzy kolejnymi łzami. 
— Idź proszę do namiotu. — wyrwał swoją rękę z uścisku. — Prześpij się.
— Harry...
— Idź spać. — powiedział cicho. 
Nie jestem pewny czy już wtedy nie byłem o nią zazdrosny. Wiedziałem jedno, że bardzo się zawiodłem na niej... Mogła wyjawić mu nasze plany, a jakby to był szpieg Voldemorta?
Wspomnienie rozpłynęło się. 



* * *


Znalazłem się polanie, na tej samej, na której trwało moje poprzednie zadanie. Ach, czyli kolejne zadanie, zorientowałem się. 
Zaraz pojawili się także magowie. 
— Przed tobą trzecie, i myślę, ostatnie zadanie. — powiedział Ogień, a ja odetchnąłem w duchu. — Myślę, że nie potrzebujesz już żadnych wyjaśnień. Poprzednie dwa zadania pokazały Ci, czego się po Tobie spodziewamy. 
— To zadanie jest trudniejsze i bardziej złożone. — oznajmiła Woda. 
— Także powodzenia. — życzyła mi Ziemia. Kiwnąłem głową na znak wdzięczności. — Nie długo się spotkamy. 
Świat po raz kolejny zawirował i wylądowałem w ciemności. 
Ale to nie jest taka ciemność przed wspomnieniem. Ta ciemność to część zadania, tak jak było w przypadku z jaskinią. Szepnąłem Lumos. Z mojej dłoni wydobywało się światełko. Rozjaśniło to trochę pomieszczenie, w którym się znalazłem. Znajdowałem się w korytarzu w jakimś domu. Kilka metrów przed sobą miałem schody, po prawej drzwi, po lewej także drzwi, kolejne znajdowały się w głębi korytarza za schodami. Rozejrzałem się w poszukiwaniu źródła świata, ale nic takie nie znalazłem. 
Mam do wyboru schody, które nie wiadomo gdzie prowadzą, i trzy pary drzwi, które także nie wiem gdzie prowadzą. Cisza panująca w korytarzu powoli stawała się nie do zniesienia. 
"Raz kozie śmierć", pomyślałem kierując się w stronę drzwi po lewej stronie. Otworzyłem je delikatnie. Skrzypnęły cicho. Wszedłem do pomieszczenia, które okazało się kuchnią połączoną z salonem. Mugolsko urządzona kuchnia jak i salon wywołały w Harrym dziwne uczucia. Dawno już nie przebywał w takim domu. To jest czarodziejski test, to dlaczego do diabła ląduję w mugolskim domu?! Oprócz mugolskości nic w tym pomieszczeni nie wywołało mojego zdziwienia. Obszedłem szybko kuchnię. Nic tam nie znajdując przeszukałem salon. Tam także nic.
Zirytowany wyszedłem z pomieszczenia kierując się teraz do drzwi na przeciwko. 
To pomieszczenie okazało się zwykłą łazienką. 
 — Cholera! — szepnąłem wychodząc. 
Zostały mi jeszcze drzwi za schodami i same schody. Postanowiłem sprawdzić na razie drzwi za schodami. Były zamknięte. To coś nowego. Rozejrzałem się w poszukiwaniu klucza, ale nic nie zauważyłem. Nagle mnie olśniło. W kuchni na blacie leżał plik kluczy. Skierowałem się natychmiast po nie. 
Po trzeciej próbie otworzyłem drzwi. Oświetliłem sobie drogę. Znajdowały się tak schody w dół. Piwnica. Ale czy warto tam schodzić? Coś mi podpowiadało, że to nie jest dobry pomysł. Nie myśląc za wiele zacząłem ostrożnie schodzić w dół. Drzwi za mną się zamknęły. Zmusiłem się, aby iść dalej. 
W piwnicy łańcuchami był przymocowany do ściany wilkołak. Gdy tylko wszedłem jego oczy od razu na mnie spojrzały. Był w nich gniew, żal i żądza mordu. Zacząłem się powali cofać. Wilkołak zaczął wyć próbując się jednoczenie uwolnić od łańcuchów. Szybko odwróciłem się pobiegłem schodami w górę. Drzwi były zamknięte. Zacząłem panikować. Przeszukałem kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Po kilku próbach znalazłem odpowiedni i otworzyłem je dokładnie w chwili, w której uświadomiłem sobie, że wilkołak zdążył się uwolnić. Zamknąłem  z drugiej strony drzwi i pobiegłem schodami na górę. Teraz do wyboru miałem kilka par drzwi, wybrałem te leżące najdalej od schodów. 
To była sypialnia. Rzuciłem się za łóżko. Muszę coś szybko wymyślić, jeśli nie chcę zginąć. 
Moją uwagę przykuł obraz na przeciwko łóżka. Ukazywał jakieś sceny. Jak mugolski telewizor. Podszedłem bliżej zaciekawiony, co to może być. Dotknąłem jego płótna i zostałem wciągnięty. Okazało się, że to moje wspomnienie. 
Lochy, Lekcja Eliksirów. Chyba w czwartej klasie. Severus stał nade mną wpatrując się w kociołek. 
— Brawo, Potter. — powiedział sarkastycznie. — Znowu nic. Powiedz mi, Potter, umiesz czytać?
Milczałem. 
— Zapytałem się o coś, Potter. 
— Umiem, profesorze. 
— A więc przeczytaj z łaski swojej drugi podpunkt drugiego punktu. — oznajmił. 
— Jeśli eliksir nie zmienił barwy na ciemno niebieski dodać jeszcze raz tyle samo sproszkowanych żuków. — przeczytałem. 
— I co, Potter? Nadal twierdzisz, że twój eliksir jest dobry? 
Milczałem, znowu. 
— Tak myślałem, zacznij od nowa. 
Severus oddalił się do Hermiony. 
Wspomnienie się zmieniło. 
Znajdowałem się w gabinecie Mistrza Eliksirów. To była TA rozmowa. 
— Chcesz mnie o coś zapytać? — zaczął po chwili Severus. 
— Hmmm... Czy pana rodzice żyją?
— Tak... Mój ojciec tak.  Co do matki, nie utrzymuję kontaktów z nią.
— Rozumiem... — mruknął. 
— Musimy ustalić kilka rzeczy. Zacznijmy od tego, jak masz się do mnie zwracać...
— Tak?
— Severusie, ojcze, tato. Jak ci się podoba, tylko nie na pan zgoda?
— Postaram się... — powiedziałem niepewnie. 
— Na lekcjach tak jak zawsze – profesorze. — zamyślił się na moment. — Będę także udawał, że Cię nienawidzę.
— A właśnie, czy mógłby mi pan... znaczy czy mógłbyś mi powiedzieć czy ta nienawiść byłą od początku tylko udawana? Czy...
— Harry, musiałem udawać, że cię nienawidzę.  — powiedział beznamiętnie.
— Było to bardzo realne.
— Wiem. Starałem się. — Harry zaśmiał się. —Twój pokój zostanie w moich kwaterach, tak jak w Snape Manor.
Wspomnienie znowu się zmieniło. Sala obrony przed czarną magią. 
 — Potter! — warknął  Snape. - Możesz mi wyjaśnić dlaczego nic nie robisz?
— Opanowałem to. — odpowiedziałem spokojnie.
— I myślisz, że to cię zwalnia z obowiązku ćwiczenia, Potter?
— Nie, profesorze.
— 10 punktów od Gryffindoru. — rzekł nauczyciel.
— Ale to nie sprawiedliwe! — sprzeciwiałem się. 
 — 20 punktów od Gryffindoru. Chcesz to dalej ciągnąć, Potter? A i jeszcze szlaban dzisiaj w moim gabinecie.
Obraziłem się i poszedłem ćwiczyć z Hermioną.
Kolejne wspomnienie.
— No, proszę. Pan Potter zaszczycił nas swoja obecnością. 10 punktów od Gryffindoru za spóźnienie. Zajmiesz swoje miejsce, czy mam odebrać kolejne punkty. — warknął.
Ze złością usiadł przy swojej ławce. Wyjął podręcznik, pergamin i pióro, a Snape zaczął dyktować im notatkę o obranie przed zaklęciami Czarnego Nilu.
Gdy skończył uśmiechnął się złowieszczo i rzekł:
— To teraz sprawdzimy czy uczyliście się na dzisiaj. Potter! Powiedz mi co to są zmiennokształtni?
— Profesorze, ale jego nie było na tych zajęciach. - powiedziała Granger.
— Siedź cicho, Granger, albo Gryffindor straci 10 punktów. Potter, wiesz czy nie?
— Nie, profesorze, ponieważ ostatnie tygodnie spędziłem w Skrzydle Szpitalnym.
— Tam też mogłeś się uczyć. 20 punktów od Gryffindoru.
— Nie byłem w stanie. — warknął chłopak.
— Achh... Tak... Nie byłeś w stanie. — zakpił. — 10 punktów za bezczelność od Gryffindoru.
— Dlaczego? — zaczął krzyczeć.
— Nie krzycz, Potter. Kolejne 10 punktów od Gryffindoru.
—Niech pan przestanie. - zawołał Weasley.
— Weasley nie będziesz mi mówić co mam robić!
Ślizgoni leżeli ze śmiechu. 
— To co jeszcze powiesz, Potter? Może to co powoduje zaklęcie Dediko?
— Nie wiem, profesorze. — warknąłem pocierając nerwowo usta.
—Nie wie pan... - zaśmiał się podle Snape. —  10 punktów od Gryffindoru.
— Profesorze! — szepnęła Hermiona.
 Nagle wstałem, popatrzyłem smutno na profesora i podążyłem w stronę drzwi. Wszyscy patrzyli na mnie.
— Jeśli teraz wyjdziesz to Gryffindor straci 100 punktów, Potter.
— Tak czy tak do końca lekcji tyle by stracił tylko za to, że żyję, więc niech pan robi co chce. - wyszedłem trzaskając drzwiami.
Wspomnienie się skończyło, a ja się znowu znalazłem w sypialni, a kilka w drzwiach stał wkurzony wilkołak. Pomyślałem, że już po mnie. 

___________________________________
Na koniec pocieszę Was, że mam już 5 stron kolejnego rozdziału. xD
Mam nadzieję, że rozdział w miarę się Wam podobał. 
Dziękuję za komentarze! :*


EDIT 29/08/2016: Jak wam się podoba nowy szablon?

7 sie 2016

Rozdział 53 cz. II

Moja wena wyjechała na wakacje... i rozdział stosunkowo krótki ;/
1,4k słów. Zapraszam do czytania! :)
Dzięki za komentarze!
___________________



Rozdział 53 cz. II
"Investigation"



Hermiona nie czuła się najlepiej. Miała zawroty głowy, było jej słabo, nie miała tyle siły, co wcześniej. Alexander mówił, że to normalne, ale ona martwiła się.
Wysłuchała Rona, który opowiedział jej o tym, co zaszło. Mało pamięta z czasu, gdy była pod wpływem uroku. Czuła się winna. Nie mogła sobie wyobrazić, jak bardzo to wszystko musiało zranić Harry'ego.
Minął tydzień odkąd Harry jest pod wpływem zaklęcia. Od kiedy się obudziła codziennie spędza przy nim kilka godzin. O niego też się martwi. Wszyscy mówią, że jest w porządku i tak ma być... ale ile ona jeszcze tego wszystkiego zniesie. Tak bardzo się boi, że Harry ją odrzuci, że nie jest już niego warta.

* * *

Alex jeszcze kilka razy czytała list, ale nie doszła do tego, kto mógłby go wysłać. Nikt nie pasował. Nikt nie miał powodu, aby coś takiego do niej wysyłać. Nie tylko do do niej, ale i do Matthew, którego przecież znała od niedawna. Ktoś musiał ich obserwować. Pytanie: kto?
Jak na razie nie mieli żadnych pomysłów, co do tożsamości nadawcy listu i postanowili się skupić na sprawie Meleanie Foster, o której też niewiele wiedzieli. Kolejny trop prowadził do Elizabeth Morgan, z którą chłopak Melanie miał romans.
Elizabeth mieszka w Nowym Yorku, więc nie musieli się jakoś specjalnie wysilać, aby zdobyć jej adres.
Odwiedzili ją w jej mieszkaniu na Manhattanie. Kobieta miała ciemne brązowe włosy z gdzieniegdzie rudą poświatą. Na oko miała z 40 lat, ale Alex mogła się mylić.
— Witam. Elizabeth Morgan?— spytał Matthew pokazując odznakę. Kobieta kiwnęła głową. — Matthew Hamilton. Detektyw z NYPD [1]. A to moja partnerka — wskazał na Alex. — Alex Schmith. Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań. — oznajmił.
Kobieta popratrzyła niepewnie na nich po czym otworzyła szerzej drzwi i wpuściła ich do środka. Przeszli do salonu, gdzie usiedli przy dużym machoniowym stole.
— O czym chcieli państwo porozmawiać? — zapytała.
Matthew wyjął z torby zdjęcie Melanie Foster i podsunął kobiecie.
— Czy zna pani ją? — spytał Hamilton.
Elizabeth uważnie przyjrzała się zdjęciu. Wyglądało to jakby walczyła ze sobą. Powiedzieć prawdę czy skłamać? Wygrał rozsądek.
— Tak. Spotkaliśmy się raz... przypadkiem.
— Melenie Foster została zamordowana tydzień temu. Zajmujemy się tą sprawą. W jakich okolicznościach się panie poznały?
Chociaż znali odpowiedź na to pytanie to i tak chcieli wybadać, czy kobieta była zdolna do kłamstwa.
— To było jakieś 4 lata temu. Jej chłopak zdradzał ją ze mną. Od tego czasu nie widziałam jej.
— Jak wyglądało to spotkanie? — spytała Alex.
— Nakryła nas na randce w kawiarni w Vancouver. Nawrzeszczała Luke'a... swojego chłopaka, po czym wyrzucili nas z kawiarni i tyle ją widziałam. Luke mnie też okłamał. Nie wiedziałam o jej istnieniu. Od tamtego czasu nie kontaktowałam się z Luke'em.
— Czy wie pani gdzie się on obecnie znajduje? W Vancouver powiedzieli nam, że wyjechał, ale nikt nie wiedział gdzie. — mówił Mattehew.
— Chciał się ze mną spotkać. — mówiła kobieta patrząc smutno na krajobraz za oknem.
— Kiedy to było?
— Jakiś rok temu. Pisał wtedy, że jest w Filadelfii. Nie wiem, gdzie może być teraz.
— Ma pani jakiś numer telefonu, adres e-mail? — spytała Alex.
— Miałam jego numer telefonu... wysłał go razem... wtedy, gdy prosił o spotkanie. — powiedziała.
Elizabeth zaczęła szukać numeru w komodzie między innymi papierami. Gdy znalazła podała go im.
— Proszę.
— Dziękujemy. Myślę, że to wszystko. Jednak chcielibyśmy być z panią w kontakcie. Czy mogłaby pani...
— Oczywiście, zapiszę państwu mój numer telefonu.
Wyszła z pokoju.
— To nie ona zabiła Elizabeth...
— Tak... — mruknął chłopak. — Już prędzej mogłaby zabić tego Luke'a, ale nie ją.
Alex pokiwała głową na zgodę. Elizabeth wróciła z karteczką i podała im ją.
— Jeszcze jedno... Jak na nazwisko ma ten Luke? — przypomniała sobie Alex.
— Groyey. Luke Groyey.
— Dziękujemy, pani. Do widzenia. — pożegnali się i wyszli na `ruchliwą ulicę.
— Kolejny cel to ten Luke. — powiedziała Smith.
— Tak, pójdziemy na komisariat... Zobaczymy czy mają coś na niego. — oznajmił i ruszył w dół ulicy.

* * *
— Potter, pokaż swoją filiżankę, zobaczę co cię czeka.
Święta w Hogwarcie. Tak pamiętał to. Sybilia jak zawsze przepowie mu śmierć. 
— Może lepiej nie. -zażartował Draco.
— Daj, Potter. — powiedziała nie znosząc sprzeciwu. 
Harry ze wspomniania chcąc nie chcąc podał jej filiżankę, którą, gdy tylko zobaczyła wnętrze, upuściła. Wszyscy spojrzeli na nią. 
Nic nowego, pomyślałem. Czym ona jest tak zaskoczona?
— Po-ponurak. — wymamrotała.
— Znowu? — mruknął Harry ze wspomnienia. 
— Czeka cię straszna śmierć. — popatrzyła uważnie na chłopaka, który w ogóle się nie przejął. — Nie przejmujesz się?
—Oczywiście, że bym się przejął, pani profesor, gdy mi pani od trzech lat na każdej lekcji nie przepowiadała szybkiej i bolesnej śmierci. — powiedział swobodnie.
— Noo, Potter... Masz szczęście...  — zaśmiał się Malfoy.
— Niebywałe, to ponurak, więc... — przez chwilę wszyscy milczeli.
— Sybilio, skończ proszę straszyć pana Potter.  — wyratowała go McGonagall. —  I spróbuj tych pysznych rogalików.
Zawsze się zastanawiałem, jak mogła tyle razy mi przepowiadać śmierć. Była zwykłą kłamczuchą czy może jednak jest jakieś drugie dno w tym wszystkim?
Nim zdążyłem się głębiej zastanowić wspomnienie zniknęło. 


* * *



— Panie! — powiedziała Bellatriks, gdy tylko po kolejnej akcji weszła do sali spotkań.

Voldemort zaszczycił ją jednym spojrzeniem.
— Wszystko się udało. Nawet zabiliśmy kilku członków Zakonu Feniksa. — promieniowała radością.
— To dobrze, Bella. Raduje mnie to. Mimo wszystko jeszcze wielu zostało do zabicia. — mruknął spoglądając na swoje dłonie. Westchnął. — Kolejna akcja będzie w świecie mugoli.
— Oczywiście, panie. Gdzie to ma być?
— W Londynie. Tylko tym razem zrobimy to inaczej. Czas się trochę pobawić. — uśmiechnął złowieszczo.
— Co masz na myśli, panie? — Bellatriks zmarszczyła brwi.
— Zrobimy to tak, że będą myśleć, że to mugole sami do tego doprowadzili. — wstał i zaczął się przechadzać po pokoju.
— Jak to zrobimy?
— CZY JA WSZYSTKO MUSZĘ SAM ROBIĆ?! — wrzasnął w stronę kobiety. — Przydaj się na coś i wykaż się kreatywnością, Bella!
— Oczywiście, panie. — odpowiedziała potulnie.

* * *
Znalazłem się w gabinecie dyrektora. To nie było moje wspomnienie. Dumbledore siedział przy biurku. Na przeciwko niego siedział Severus.
– Musisz mnie zabić.  – oznajmił Dumbledore. 
– Co?! – zapytał zszokowany Mistrz Eliksirów.
– Musisz... mnie... zabić... – powtórzył powoli.
– Po co? - zapytał głupio.
– Słuchaj uważnie Severusie! Inni muszą myśleć, że nie żyję! Znasz zapewne zaklęcie przerwanego oddechu?  –  zapytał, Snape kiwnął głową. – Wiem jak przedłużyć to zaklęcie i wiem jak sprawić by wyglądało na Avadę Kedavra.
  – I?
  – Wiem, że śmierciożercy chcą napaść na Hogwart. Po tym co zrobili z Hogsmede. – zamilkł na moment.  – Wraz z Harry'm pójdziemy po horkruksa, gdy już wrócimy zabijesz mnie. Wiem, że w szkole będą już w tedy śmierciożercy. Nauczę cię tego zaklęcia. Lepiej będzie, gdy zginę. W tedy Harry wygra! Odnajdzie resztę horkruksów... Zdobędzie nowe moce... I mnie uratuje. Wierzę, że to zrobi.
  – To ja mam rzucić na ciebie zaklęcie, po którym będziesz martwy, a potem może Harry Cię uratuje?
To było dziwne. Harry nie wiedział, że dyrektor tak na prawdę nie umarł lecz jest pod wpływem jakiegoś zaklęcia. Dlaczego więc mnie okłamali i dlaczego dowiaduję się tego teraz?

* * *
— Widzisz przed sobą cztery zwierzęta. — powiedział Ogień. — Poznajesz je?
Przyjrzałem się. Byli znajomo podobni do zwierząt z herbów domów z Hogwarcie. 
— Orzeł, lew, wąż i borsuk. — odpowiedziałem. 
Magowie Żywiołów pokiwali głowami. Staliśmy znowu na polanie. Przede mną kolejny test. Przy każdym z magów stało jedno zwierze. 
— Kojarzysz je na pewno z Hogwartu. Każde zwierze ma swój odpowiednik magii żywiołów. — zaczęła Woda. — Lew to symbol Griffindoru, a jego żywioł to ogień. — jak na zawołanie lew zionął ogniem. — Orzeł to symbol Ravenclawu, a  żywiołem jest powietrze. — orzeł uniósł się w powietrze. Okrążył polanę i wrócił na swoje miejsce. — Borsuk to symbol Hufflepuffu, a żywiołem jest ziemia. — borsuk zaczął kopać dół w ziemi. — Wąż to symbol Slytherinu, żywioł to woda. — wąż zasyczał oplatając się wokół nogi Wody.
Okej, zrozumiałem... chyba... Tylko co dalej?
— Jasne. To teraz...? — kiwnąłem głową w stronę zwierząt. 
— Teraz? — zdziwiła się Ziemia. — Teraz walka!
— Walka?! — wydałem z siebie okrzyk przerażenia niczym pięciolatka. n
— Powodzenia! 
Zniknęli! Świetnie! Zwierzęta – jak po dotknięciu różdżką – z całkiem przyjaznych zamieniły się w bestie. 
Zginę, to była moja ostatnia myśl, gdy rzuciłem się w wir walki. 


* * *
— Matthew! — zawołała Alex. 
Znajdowali się w jego mieszkaniu, a chwilę wcześniej Alex otrzymała list... kolejny już.
Chłopak zaraz się pojawił obok niej. 
— Co jest? — zapytał.
— Kolejny. — podała mu list.

Podejdź blisko. 
Bliżej, ponieważ znasz już nasz sekret. 
Możemy być wszędzie. [2]



___________________________________________
[1] NYPD (New York City Police Department ) — policja  w Nowym Yorku.
[2] Cytat z filmu "Iluzja" z 2013 r.
Szablon
Alexx
ALEXX