Zapraszam na nowy rozdział. Postanowiłam przyśpieszyć trochę z akcją.
7 stron do waszej dyspozycji :)
Miłego czytania!
________________________
Rozdział 55
"Coming Soon"
♫ Falling Stars ♫
Alex postanowiła zatrzymać się w mieszkaniu Matthew na czas swojego pobytu w Ameryce. Musiała się dowiedzieć dlaczego Melanie Foster zginęła. Co ta kobieta wiedziała, że ktoś ją zamordował? Ktoś... Miała przeczucie, że to Czarny Nil.
Organizacja czarownic, która kilkanaście lat temu rzuciła świat czarodziejów na kolana przedstawiając swoje wyśmienite eliksiry. Były wtedy bardzo popularne. Ludzie je szanowali. Tak było do czasu, gdy zaczęły się babrać w Czarnej Magii, potępianej przez większość społeczeństwa czarodziei. Siostry, według innych czarodziei, zeszły na złą drogę. Po licznych interwencjach Czarny Nil trafił do Azkabanu i słuch po nich zaginął.
Gdy Voldemort był u kresu swojej władzy podczas pierwszej wojny, siostry próbowały przekonać go do własnych racji, ale Riddle nie skorzystał ani z ich pomocy ani z ich umiejętności, więc siostry nadal pozostawały w Azkabanie. Dzisiaj każdy byłby raczej zaskoczony tym, że Voldemort odmówił współpracy z niegdyś docenianym Czarnym Nilem. Co skłoniło go do takiej, a nie innej decyzji? Odpowiedzi na to pytanie raczej nie poznamy. Kto wie co chodzi po głowie Czarnego Pana?
Oczywiście Czarny Nil nie tylko wtedy próbował się spiknąć z czarnoksiężnikiem. Podczas swojego odrodzenia Voldemort korzystał z ich pomocy, ale nadal nie chciał z nimi mieć, więcej niż to konieczne, doczynienia. Czarny Pan podczas swojego odrodzenia znajdował się w lasach w Albanii, a Czarny Nil oficjalnie w Azkabanie. Nasuwa się pytanie, jakim cudem się odnalezli. Czy już wtedy siostry były wolne? Oficjalnie zniknęły z Azkabanu kilka miesięcy temu, ale czy to możliwe, że już od lat są na wolności. Są sprytne i mają ogromną wiedzę. Ktoś taki zawsze znajdzie rozwiązanie, ale na razie pozostaje to kolejną tajemnicą.
Ślady znalezione podczas badania sprawy morderstwa Melenie wskazują na Czarny Nil, ale była jeszcze jedna możliwość – może ktoś ich naśladuje. Naśladuje ich styl, podpis. Ten ktoś musiałby być blisko z nimi.
Alex wraz Matthew przesłuchali ostatnio kochankę męża Melanie. Dowiedzieli się co nieco o Luke'u Groyey'u. Elizabeth, bo tak miała na imię kochanka Luke'a, wspomniała, że spotkała Melanie tylko raz i to przez przypadek. Wiedzieli, że to nie może być ona, to nie ona zabiła Melanie. Kolejny trop, czyli mąż zamordowanej, ostatnio znajdował się w Filadelfii, ale czy nadal tam jest? Matthew musiał skontaktować się z odpowiednimi ludźmi, aby Ci odnaleźli pana Groyey.
W ciągu kilkunastu godzin poszukiwań znaleźli go w Kansas. Matthew wraz z Alex następnego dnia rano polecieli samolotem do Kansas. Podaczas trzygodzinnego lotu ustanowili mniejwięcj o co będą pytać i jak to będą robić, ponieważ mąź Melanie może nie być skory do udzielania informacji. Na miejscu wypożyczyli samochód i udali się do domu Luke'a Groyeya. Gdy wjechali na ulicę Groyeya ich uwagę przykuły radjowocy na końcu ulicy. Podjechali bliżej. Dom przy którym stały samochody policji okazał się domem, którego szukali.
— Niech to szlag! — zaklął Hamilton. — Spóźniliśmy się.
— Może nie. — szepnęła niepewnie dziewczyna spoglądając na krzątających się policjalntów.
— Chodźmy. — powiedział wysiadając z samochodu.
Skierowali się do drzwi, ale za chwilę zostali zatrzymani przez policjanta. Potężnie wyglądający mężczyzna w mundurze zerknął na nich z pobłażaniem. "Już prasa?" – pomyślał.
— Słucham państwa. — powiedział. — Państwo z prasy? — zapytał przyglądając się im.
— Nie. — powiedział uprzejmie Matthew. — Matthew Hamilton. Detektyw z NYPD. — podał rękę policjantowi. — Moja partnerka, Alex Smith. — Alex skinęła głową.
— Co tutaj robią detektywi z Nowego Yorku? — szczerze się zdziwił.
— Chcieliśmy porozmawiać z panem Luke'iem Groyey'em. — powiedziała Alex.
— Niestety... raczej z nim już nie porozmawiacie... — oznajmił pustym głosem.
Spojrzali po sobie. A więc stało się to, czego się obawiali. Niedobrze. Kolejny trop przepadł.
— Badamy sprawę morderstwa Melanie Foster, byłej żony pana Groyeya. Myśleliśmy, że udzieli nam istotnych informacji. — zaczął tłumaczyć. — Ale w takim razie... Obawiam się, że musimy połączyć te dwie sprawy. Czy możemy zobaczyć ciało i poznać szczegóły morderstwa?
— Niewiele tego mamy. — powiedział zawstydzony wskazując dłonią aby poszli za nim.
W mieszkaniu było już czuć rozkładające się ciało. Alex instynktownie przyłożyła dłoń do nosa w celu zahamowania zapachu. Policjant prowadził ich przez mieszkanie Groyeya, które pokazywało, że właścicielowi wcale nie brakowała pieniędzy. Takiego elegancko wyszykowanego mieszkania Alex dawno nie widziała. Drewo, biel i czarna skóra – to główne cechy tego wystroju. Przeszli przez przedpokój, salon, kuchnie, aż do sypialni.
Ciało leżało na łożku w pozycji cztery łapy w cztery strony świata. Wyglądało jakby było rzucone na łożko już po decydującym starciu, już po śmierci, albo w ostatnnich chwilach życia tego nieboszczyka. W sypialni znajdowało się jeszcze trzech policjalntów. Jeden robił zdjęcia. Kolejny przeszukiwał sypialnię, a trzeci przyglądał ciału jakby próbując sobie wyrazić co się tutaj wydarzyło.
— Jeff, a to kto? — spytał policjant robiący zdjęcia.
— Detektywni z Nowego Yorku. — odpowiedział policjant, który ich wprowadził. Jak się okazało miał na imię Jeff.
— Matthew Hamilton.
— Alex Smith.
— Badamy sprawę Melanie Foster, byłej żony Luke'a Groyeya. — powtórzył detektyw. — Co już wiecie?
— Nazywał się Luke Groyey i miał 38 lat. Nie ma śladów popełnienia samobójstwa. Nie ma także śladów włamania, czyli ofiara musiała znać sprawcę. — mówił policjant, który wcześniej przyglądał się ciału.
— Niekoniecznie. — mruknęła Alex podchodząc do zwłok.
Założyli rękawiczki i postanowili przeszukać jeszcze raz ciało.
— Słucham? — odezwał się Jeff.
— Nie, nie... nic. — udała, że tak jej się powiedziało.
Matthew spojrzał na nią zaciekawiony.
— Co jeszcze wiecie? — spytała Smith.
— Tak jak już mówiłem nie ma żadnych śladów obecności tutaj innej osoby. Luke Groyey mieszkał sam odkąd rozwiódł się z żoną. Znaliśmy go tutaj. Zarządzał dużą firmą budowlaną. Nie miał dzieci. Skontaktowaliśmy się z jego rodzicami. Mieszkają w Mason City, to przed Minneapolis. — kontyował. — Mają się pojawić za kilkanaście minut.
— Nie miał rodzeństwa. — powiedział kolejny policjant, ten który przeszukiwał sypialnię. — W pokoju także brak jakichkolwiek śladów.
— Zostało jeszcze całe mieszkanie, David. — powiedział policjant robiący zdjęcia.
— Wiem przecież, Max. — zirytował się David. — Ale tak czy tak nie ma na razie żadnych dowodów. Może rodzice coś nam powiedzą.
— Tak. — powiedział Jeff. — Oby.
— A państwo badają sprawę morderstwa jego żony, tak? — spytał Max jakby sobie dopiero co przypomniał powód dla którego ta dwójka detektywów tutaj jest.
— Tak. — oznajmiła Alex. — Tamta sprawa jest tak samo tajemnicza jak ta.
— Co się stało?
— Wiemy, że została zamordowana.
— W jaki sposób?
— Została otruta, dlatego chcielibyśmy wiedzieć, czy może coś podobnego nie spotkało pana Groyeya. — mówiła Alex. — Może te dwa morderstwa są w jakiś sposób powiązane?
— Za chwilę wyślemy ciało na sekcję zwłok. — powiedział Jeff.
— Bylibyśmy wdzięczni, gdybyście panowie powiadomili nas o wyniakach. — Matthew podał swój numer po czym na odchodne oznajmił: — Moglibyśmy porozmawiać z rodzicami pana Groyeya?
— Gdy ich przesłuchamy to wtedy tak. Zadzwonimy do pana. — oznajmił Jeff.
— Dobrze, dziękuję. — powiedział. — Do zobaczenia.
— Do zobaczenia, panie Hamilton. Panno Smith.
— Do widzenia.
Wyszli szybko z mieszkania kierując się do samochodu.
— Musimy zameldować się w jakimś hotelu. — oznajmiła Smith.
— Poszukajmy czegoś w centrum miasta.
Wsiedli do auta.
— Gdy jeden z nich powiedział, że ofiara musiała znać sprawcę powiedziałaś, że niekoniecznie. Co miałaś na myśli? — zmarszczył brwi.
— Miałam na myśli czarodzieja. My umiemy nie zostawiać śladów.
— A no tak. — odpalił silnik. — Czarny Nil?
— Tego nie wiemy. Ale teraz musimy zebrać fakty. — odjechali w stronę miasta.
— Dlaczego zginął?
— Właśnie... dlaczego zginął kilkanaście dni po tym jak jego była żona została otruta? Czy on też został otruty?
— Musiał coś wiedzieć. — oznajmił Matthew.
— Taaak... — dziewczyna pogrążyła się w myślach.
* * *
Siedzieli w hotelu w napięciu czekając na telefon od policji. Mieli do nich zadzwonić, gdy się czegoś dowiedzą po sekcji zwłok. Alex miała przeczucie, że Luke'a także otruto i to była robota czarodzieja.
W ciągu następnej godziny bezowocnego czekania otrzymali informację, że Luke Groyey został otruty w taki sam sposób jak Melenie Foster.
Od teraz sprawy zostały powiązane.
* * *
Wspomnienie się skończyło, a ja się znowu znalazłem w sypialni, a kilka metrów ode mnie w drzwiach stał wkurzony wilkołak. To po mnie.
Spał i warczał zbliżając się do mnie. Odruchowo cofałem się. W panice rozglądałem się za możliwością ucieczki, jednak nie znalazłem jej. Cofając się dotknąłem w końcu ściany, a wilkołak nadal się zbliżał. Wyszeptałem:
— Drętwota
Zaklęcie nie zadziałało na wilkołaka. Dlaczego?!
Nagle w pokoju coś błysnęło. Wilkołak zamarł. Kula światła zaczęła blednąć i dostrzegłem zarys osoby. To... to był... Severus. Mój ojciec. Wskazał różdżką na wilkołaka i powiedział:
— Avada Kedavra!
Drgnąłem zaskoczony. Wilkołak wydał z siebie jeszcze jeden jęk po czym osunął się na podłogę. Spojrzałem na ojca.
— Masz za dobre serce, aby zabić, ale wiec, że wkrótce będziesz musiał. — oznajmił. Wokół niego nadal znajdowała się poświata.
— Może nie będę musiał. — odpowiedziałem choć nie pewny swoich słów.
— Będziesz musiał, a nadejdzie to szybciej niż myślisz. — powiedział.
Znowu błysnęło, zakryłem dłońmi oczy. Ojciec zniknął. Pokręciłem głową postanawiając nie myśleć na razie nad jego słowami. Co dalej? Rozejrzałem się ponownie po pokoju. Nie zauważając już nic wartego uwagi, zeszedłem z powrotem na parter.
— O co chodzi?! Czy ktoś mi wreszcie wytłumaczy co tu się dzieje? — krzyknąłem.
Nagle huknęło. W kuchni. Poszedłem w kierunku hałasu. Na podłodze w kuchni leżała roztrzaskana butelka z winem. Oprócz tego nic się nie zmieniło. Zirytowany podniosłem korek. Narysowany na nim był jakiś symbol. Trójkąt podzielony kreską pionową na pół i z okręgiem w środku. Zaintrygowany schowałem go do kieszeni spodni.
— Nadal nie wiem, o co chodzi!
Zrezygnowałem. Nie wiedziałem, co mam robić. Usiadłem na fotelu w salonie.
* * *
— To już dwa tygodnie, Alexandrze. — powiedział Lucas, gdy podczas tradycyjnych już spotkań wieczornych w pokoju, gdzie znajdował się Harry, spotykali się sprawdzić parametry życiowe Harry'ego. Wraz z nimi zawsze była Hermiona oraz Ron. Max wraz z Rebbecą udali się na przeszpiegi do Anglii.
— Wiem, Lucas. — odpowiedział automatycznie. Lucas za każdym razem podliczał dokładnie dni podczas których Harry znajduje się w stanie testów.
— Czy to nie za długo? Czy wszystko jest w porządku? Co jeśli się nie obudzi? —Ron wyrzucał z siebie pytania z prędkością karabinu.
Alexander westchnął.
— Mówiłeś, ze to nie powinno trwać dłużej niż tydzień w przypadku Harry'ego. — mruknął Lucas przyglądając się dokładnie Potterowi.
— Był dobrze przygotowany, jeśli o to Ci chodzi. — Alexander odezwał się w końcu.
— Mówiłeś także, że ty byłeś tylko trzy dni pod wpływem zaklęcia, Rebbeca siedem, a...
— Wiem, co mówiłem, Lucas. — oznajmił zirytowany. — Ale żadne z nas nie posiada pełnego daru żywiołów, a Harry właśnie o to się stara.
Hermiona popatrzyła sceptycznie na nich. Potem skierowała swój wzrok na Harry'ego. Nagle zauważyła coś.
— Co on ma w kieszeni? — spytała.
Alexander popatrzył zdziwiony na dziewczynę. Granger podeszła i wyciągnęła z kieszeni Pottera korek do wina. Krzyknęła i upuściła korek, gdy zauważyła znak.
— Co jest? — zapytał Ron podchodząc bliżej.
— Symbol. — wyjaśniła schylając się po korek. — Ten sam co w książce od Dumbledore'a i ten sam, co opisywał pan Lovegood.
— Pokażcie. — powiedział Alexander wyciągając rękę po przedmiot.
Przyglądał mu się przez chwilę. Lucas podszedł do niego.
— Znam go... tylko nie wiem skąd.
— To symbol Insygnii Śmierci. — oznajmił Alexander.
— Tak! Insygnia Śmierci, tak... właśnie. — Lucas pokiwał głową.
— Czy one naprawdę istnieją? — spytała Hermiona.
— Nikt tego nie wie, Hermiono. — odpowiedział jej Lucas.
— Jeśli one istnieją... to Voldemort może chcieć je znaleźć. — mówił White. — Nie możemy do tego dopuścić. Wyślę informację Rebbece i Max'owi.
Skierował się do drzwi, gdy Ron krzyknął:
— Patrzcie!
Wskazał na wewnętrzną stronę nadgarstka Harry'ego.
— Co to jest? — zapytał.
Alexander uśmiechnął się.
— Jest już blisko. — powiedział i wyszedł pozostawiając ich zszokowanych. Popatrzyli na siebie.
Na wewnętrznej stronie nadgarstka Pottera znajdował się okręg podzielony na cztery części, na jednej z części widniała spirala, na drugiej kropla wody, a dwie pozostałe były puste.
* * *
Nawet nie zauważyłem jak zostałem przeniesiony w inne miejsce. Znajdowałem się teraz na plaży. Woda lekko obmywała mi kostki. Wstałem z piasku. Rozejrzałem się dokoła, ale oprócz mnie nikogo nie było. Miałem już dość tej samotności. Spojrzałem jeszcze raz w kierunku morza, gdy zauważyłem w oddali Rona. Pokręciłem głową wierząc. Ale nadal tam był. Zbliżał się do mnie.
Zacząłem głębiej wchodzić do wody, aby dotrzeć do Rona.
Woda robiła się wzburzona. Za Ronem nagle utworzyła się wielka fala. Nim zdążyłem mrugnąć pochłonęła go. Krzyknąłem.
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że mogę kontrolować wodę. Nakazałem jej rozstąpić. Rozłożyłem ręce, a ona zaczęła się cofać. Ron był bezpieczny. Udało mi się.
* * *
— Hermiono! — krzyknąłem.
Hermiona znajdowała się w domu, w którym wybuchł pożar. Patrzyła na mnie z nadzieją. Znajdowała się na najwyższym piętrze, więc nie miała jak się wydostać.
Kolejny raz zdałem sobie sprawę, że mam nad tym kontrolę. Rzuciłem się w ogień i przejąłem nad nim kontrolę.
Panowałem nad ogniem. Na moje żądanie zaczął gasnąć. Gdy już całkowicie znikł Hermiona rzuciła się na mnie.
* * *
Wielka przepaść powiększała się z minuty na minutę wciągając kolejne osoby. Byłem na Pokątnej. Sklepy zapadały się. Panika panowała wokół mnie.
Ojciec stał za blisko przepaści. Rzuciłem mu się na pomoc. Kolejny raz zdając sobie sprawę o sekundę za późno, że kontroluję to. Kontroluję wszystko!
* * *
Tydzień później
— Martwię się. — oznajmił Lucas.
Spędzali od tygodnia praktycznie całe dnie przy Potterze obawiając się, że ten w ogóle się nie obudzi. Alexander chodził cały czas zdenerwowany. Hermiona popłakiwała, gdy nikt nie widział, a Ron kompletnie stracił chęci na cokolwiek.
— Jak my wszyscy, Lucas. — warknął Alexander.
— Przestań! — syknął do White'a. — Musi racjonalnie myśleć, Alexandrze, więc zlituj się i usiądź wreszcie!
White zatrzymał się w pół kroku i zmarszczył brwi. Lucas nigdy nie podnosił głosu.
— Usiądź. — powtórzył.
White po namyśle spełnił jego prośbę. Teraz zamiast chodzenia wzdłuż ściany uderzał palcami w kolano w tylko jemu znany rytm.
Lucas widząc co się dzieje położył swoją dłoń na dłoni Alexandra. Ten spojrzał na niego zdziwiony. Lucas uśmiechnął się.
Hermiona trzymała dłoń Harry'ego kiedy na nadgarstku zaczął się tworzyć kolejny znak. Tym razem był to płomień ognia.
Alexander poderwał się z miejsca.
— Walczy! — oznajmił podekscytowany.
— Czyli to możliwe, że będzie posiadał cały dar żywiołów? — spytał Lucas.
— Tak. Nie obudzi się dopóki nie zdobędzie wszystkiego.
* * *
Dwa tygodnie później
— Miesiąc, Alexandrze! — krzyczał. — Kiedy on się obudzi?
— Nie wiem, Lucas. — odpowiedział zrezygnowany. Przez ostatnie dni nie przypominał sobie. Worki pod oczami odznaczały się bladszej niż zwykle skórze.
Hermiona chlipała cicho w ramionach Rona.
— Jeśli nie obudzi się w ciągu tego tygodnia będziemy budzić go na piechotę. — oznajmiła Rebbeca, która tydzień wcześniej wróciła wraz z Max'em do Hiszpanii.
— Na piechotę? — spytał Ron.
— Ręcznie. — dodał Max.
— Ręcznie?
— Ręcznie.
— O mój Boże! — szepnęła Hermiona wyobrażając sobie co mogą zrobić Harry'emu.
W pokoju panowała grobowa atmosfera. Na nadgarstku Harry'ego znajdowały się już wszystkie symbole Magii Żywiołów, ale ten nadal się nie budził.
Kilka godzin później nadal siedzieli przy nim. Dłoń Pottera zadrgała. Alexander poderwał się z miejsca, za jego przykładem poszła reszta. Nie minęło pół minuty, a Potter usiadł nagle prosto otwierając oczy.
Hermiona krzyknęła.
Trzeci i ostatni zwiastun Magii Żywiołów!
Zapraszam do oglądania! :)
Zapraszam na mojego bloga :D
OdpowiedzUsuńZostawiłaś komentarz pod 1 rozdziałem, a od tamtej pory dodałam sporo rozdziałów i uznałam, że może zechcesz o tym wiedzieć :D
Hermiona i Draco są odwiecznymi wrogami. Jednak na początku 7 klasy, po jednej z ich awantur coś się zmienia pomiędzy nimi. Draco proponuje nietypowy układ. Raz w tygodniu spotykają się w pokoju życzeń, żeby normalnie rozmawiać, spędzić razem czas, ale w pozostałe dni udają, że nie łączy ich nic prócz nienawiści. Nie mogą pojawiać się razem publicznie, rodzice Malfoy'a wściekliby się z tego powodu i srodze ukaraliby syna. Jednak z czasem z tej znajomości powstaje coś więcej. Coś co nie powinno mieć miejsca w ich wypadku. Zakazana miłość, którą ukrywają przed światem. Draco jest zaręczony z Astorią, nie ma
możliwości zerwania.
http://i-know-when-i-die.blogspot.com/
Dobra notka :)
OdpowiedzUsuńHalo, kiedy następny rozdział?
Jutro (08.11.) ukarze się rozdział specjalny.
UsuńKolejny rozdział (56) jest już napisany i wysłany do bety, ale nie dostałam jeszcze odpowiedzi, dlatego jeśli nie dostanę do piątku opublikuję wersję niezbetowoną.
Pozdrawiam :)
Alexx
Witam,
OdpowiedzUsuńudało mu się zdobyć moc wszystkich żywiołów, ale czemu Hermiona tak zareagowała...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie