12 lip 2020

Rozdział 82

Rozdział 82
"Nomquam periculum sine periculo vincitur*"





"When I was young, I felt immortal
And not a day went by without a struggle
I lived my days just for the nights
I lost myself under the lights"
Lady Gaga – Sine from above (with Elton John)






— To gdzie teraz? — zapytałem mimo woli, chcąc przyśpieszyć naszą wycieczkę.
Ostatnio Riddle coraz częściej pogrąża się w swoich myślach, a ja nie mam nic lepszego do roboty, więc staram się przywoływać go do rzeczywistości. Po cichu liczyłem, że dzięki temu szybciej będzie po wszystkim.
Tom zerknął na mnie i chwilę później staliśmy już w innym miejscu. Szybko zorientowałem się, że jest klasa, w której spotykaliśmy się podczas spotkań Klubu Ślimaka. Już wiedziałem, co takiego chce mi pokazać.
— Horacy Slughorn był niezwykle... łasy na komplementy. Wiedziałem jak do niego dotrzeć. Na pewno wiesz, że lubił otaczać się sławnymi ludźmi. — prychnąłem. Dobrze zdawałem sobie z tego sprawę. Nauczyciel faworyzował swoich ulubionych uczniów. – Byłem jednym z nich. Miałem także pewność, że on wie coś, co będzie mi przydatne.
Zwróciłem uwagę na Slughorna, którego wygląd niewiele się różnił od tego, co zapamiętałem.
— Byłem w nocy w bibliotece... — odezwał się młody Tom. — W Dziale Ksiąg Zakazanych i natknąłem się na coś dziwnego, o dosyć rzadkim rodzaju magii. — Nauczyciel posłał mu zaintrygowane spojrzenie. — Nazywało się to, z tego, co zrozumiałem... horkruks.
Horacy jakby zamarł. Chyba wyczuł, że ta rozmowa nie będzie należała do miłych. Miałem wrażenie, że nauczyciel boi się odmówić swojemu uczniowi. Już wtedy Tom miał talent do zastraszania i stwarzania wokół siebie mrocznej aury.
— Słucham? — wykrztusił zdziwiony i jednocześnie zaniepokojony.
— Horkruks. — odpowiedział pewnie chłopiec, jakby nie widział nic dziwnego w poruszaniu tego tematu. — Natknąłem się na ten termin podczas czytania i nie wszystko udało mi się zrozumieć.
— Nie wiem, co czytujesz, Tom, ale to mroczna magia, bardzo mroczna. — zwrócił mu uwagę, ale chłopiec się tym nie przejął.
— Dlatego też... — przeciągnął swoją wypowiedź, aby zaakcentować to, co ma właśnie powiedzieć. — przyszedłem do pana.
Spojrzałem na Riddle'a. Wpatrywał się w scenę z wielkim zadowoleniem. Pewnie przypominał sobie, jak wielką satysfakcję wtedy czuł i jaką miał kontrolę nad sytuacją.
— Widzisz, Harry... wystarczyło połechtać jego ego i dostałem gotową odpowiedź. — odezwał się Voldemort.
Skrzywiłem się, wiedząc, że to prawda. Oczywiście, nauczyciel wpadł w pułapkę i zaczął opowiadać to, co wie o horkruksach.
— Horkruks to obiekt, w którym dana osoba zapieczętowała część swojej duszy. — mówił nauczyciel.
— Ale nie rozumiem, jak to działa — młody Tom podszedł bliżej nauczyciela, oczekując na odpowiedź.
— Rozczepiasz swoją duszę i ukrywasz daną jej część w jakimś obiekcie, co służy za ochronę, na wypadek, gdyby ktoś cię zaatakował i zniszczył twoje ciało. — powiedział szybko, jakby chciał już skończyć tę rozmowę.
— Ochronę? — spytał zdziwiony i jednocześnie podekscytowany. To chyba było to. To, czego tak bardzo pragnął. Nauczyciel nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie dostarcza temu młodemu człowiekowi wiedzy, którą z pewnością wykorzysta.
— Ukryta część duszy żyje nadal. Innymi słowy, nie możesz umrzeć. — stwierdził Slughorn.
Tom zaczął się zastanawiać, spoglądając w ogień w kominku. Teraz w jego głowie zapewne roiło się tysiące myśli o nieśmiertelności.
— Ale jak rozszczepić duszę, panie profesorze? — zapytał.
— Myślę, że znasz już odpowiedź na to pytanie, Tom. — zrezygnowany wpatrywał się w swojego ucznia.
— Poprzez morderstwo...
— Tak. Morderstwo rozszczepia duszę, gdyż jest to zbrodnia przeciwko naturze. — wyjaśnił Slughorn.
Spojrzałem na Toma, który właśnie delikatnie wodził palcem po pierścieniu na swoim palcu. Jakby z uwielbieniem i wielką czcią. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na nauczyciela.
— Czy duszę można rozszczepić tylko raz? — zapytał chłopak. — A nie na przykład siedem razy?
— Siedem?! — Horacy był wzburzony. — Na brodę Merlina, Tom! Czy rozważanie morderstwa jednej osoby nie jest wystarczająco złe? Rozszczepić duszę na siedem części? — mężczyzna był tak zszokowany, że trudno było mu mówić. — My tu tylko teoretyzujemy, prawda Tom? — nagle zapytał.
— Oczywiście, panie profesorze. — odpowiedział posłusznie. — To będzie nasza mała tajemnica.
Wspomnienie rozwiało się i stanęliśmy w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Voldemort usiadł na jednej z kanap. Ja nadal stałem i przyglądałem mu się aż do chwili, kiedy gestem wskazał, bym usiadł naprzeciwko. Niechętnie to zrobiłem, oczekując, że Voldemort zacznie mówić, ale nic takiego się nie stało.
— Nic nie powiesz? — spytałem, chcąc go sprowokować.
Chyba wyrwałem go ze swoich przemyśleń, bo spojrzał na mnie gwałtownie, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Szybko się otrząsnął i odezwał się.
— Jak wiesz, stworzyłem siedem horkrusksów. Pragnąłem, by reprezentowały coś sobą. Zawsze traktowałem Hogwart jak swój dom. Właściwie nigdy przedtem nie miałem miejsca, które mógłbym nazwać domem. — skrzywiłem się. — Widzisz, Harry, ile nasz łączy. Wcale nie jesteśmy przeciwieństwami. Jesteśmy do siebie bardzo podobni.
— Nigdy nie będę taki jak ty. — powiedziałem twardo pewny tego, co mówię.
— Jak to mówią mugole: pożyjemy... zobaczymy. — parsknął. — Ale wróćmy na razie do horkruksów. Miałem już coś, co było związane z Slytherinem, dlatego postanowiłem, że odszukam przedmioty związane z innymi domami. Wiedziałem, że są wyjątkowe i ich odnalezienie będzie wielkim wyzwaniem, a ja uwielbiam wyzwania. Tuż pod nosem miałem osoby, które mógłby mi pomóc. Dlatego pozwolisz, że opuścimy te niezwykle przyjemne dla oka kwatery Slytherinu i przeniesiemy się w głąb zamku? — chyba mieliśmy odmienne zdanie co do wystroju Pokoju Wspólnego Ślizgonów, ale nie odezwałem się choćby słówkiem na ten temat. A wracając do pytania... Było to pytanie retorycznie, więc nic nie odpowiedziałem. I tak nie miałem tutaj kontroli.
— Oto Helena Ravenclaw, córka sławnej Roweny Ravenclaw. — znajdowaliśmy się w jednym z korytarzy Hogwartu. Przyglądałem się, jak młody Tom rozmawia z duchem. — Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o diademie, który obdarzał mądrością każdego, kto go nosił. Należał on do Roweny. Helena była okropnie zazdrosna o mądrość swojej matki i ukradła go. Niedługo po tym Rowena zachorowała, ale według legendy zrozpaczonej matce pękło serce. Wystarczyło okazać trochę współczucia Szarej Damie i wyśpiewała mi, gdzie ukryła diadem.
Voldemort odwrócił się i szybko odszedł, a ja poszedłem za nim. Doszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie właśnie odbywała się ceremonia zakończenia roku. Obserwowałem Toma, który z wielką radością przyjmował nagrody.
— Wtedy wszyscy myśleli, że będę pracował w Ministerstwie, że będę ich pionkiem. I zobacz, do czego to doprowadziło. Los bywa przewrotny, prawda? Potem oni wszyscy drżeli na myśl o mnie. To oni byli moimi pionkami. Zawsze powtarzali mi, że daleko zajdę. I co? — spojrzał na mnie. Wzruszyłem ramionami. — I tak się stało. — zakończył.
Spoglądałem na niczego nieświadomych nauczycieli, którzy cieszyli się z tak zdolnego ucznia, nie wiedząc, że wkrótce to on będzie ich zagładą. Nie mogłem uwierzyć, że nic nie zauważyli albo że bali się cokolwiek powiedzieć. On miał ich w garści. Manipulator idealny.
Pstryknął palcami i ponownie się przenieśliśmy. Staliśmy na jakiejś polanie, którą otaczały drzewa. Nie rozpoznałem jej i raczej na pewno nie był to Zakazany Las.
— Po ukończeniu Hogwartu udałem się do Albanii. Chciałem jak najszybciej odnaleźć diadem i zamienić go w swojego horkruksa. Żadnemu czarodziejowi nie udało się rozerwać duszy na więcej niż dwie części. Dusze z reguły są niepodzielne. Dlatego by dokonać tego, musiałem zabić. Wiesz, że nie był to dla mnie problem. Slughorn uważał, że nawet jedna zbrodnia jest rzeczą straszną, a ja planowałem ich aż siedem. Gdy już wiedziałem, że to da mi nieśmiertelność, jak najszybciej chciałem je stworzyć.
— I właśnie dlatego znajdujemy się teraz... pośrodku niczego. — zakpiłem.
— Ależ nie, Harry. Jesteśmy w puszczy w Albanii, która, muszę przyznać, jakoś mnie przyciąga. To tutaj odnalazłem diadem. — obserwowaliśmy, jak Tom przeszukuje las. — Kilka wieków temu Helena Ravenclaw ukrywa go w dziupli. Było to dosyć mozolne zajęcie, ale w końcu go znalazłem. Wiesz, że kilkaset lat temu odrywała się tutaj prawdziwa tragedia?
Pokręciłem głową, nie wiedząc, co ma na myśli.
— Rowena rozkazała Baronowi, aby ten odnalazł jej córkę. Musisz wiedzieć, że Baron darzył Helenę wielkim uczuciem, więc od razu przystał na polecenie Ravenclaw. Ty go znasz jako Krwawego Barona. — w głowie zacząłem sobie układać te wszystkie informacje i jednocześnie próbowałem sobie przypomnieć, co wiem o duchu Slytherina. — Odnalazł swoją ukochaną właśnie w tym lesie. Chciał ją nakłonić do powrotu, ale ta była nieugięta. W napadzie szału nasz Romeo zamordował nożem swoją Julię. Potem z wielkim poczuciem winy sam odebrał sobie życie tym samym sztyletem...
— Czytujesz mugolską literaturę? — zdziwiłem się.
— Potrafię docenić wielkich artystów. — odparł. — Na pewno nie raz spotkałeś tego ducha na Wieży Astronomicznej. Przepełnia go poczucie winy i żalu. W akcie pokuty nosi łańcuchy. Dla mnie oczywiście to była piękna tragedia, dzięki której mogłem zdobyć diadem. Nikt nie mógł mi przeszkodzić. Nikt żywy. Zrobiłem z niego horkruksa i zadowolony wróciłem do Wielkiej Brytanii.


* * *

Voldemort przeniósł nas teraz w miejsce, które od razu rozpoznałem. Ulica Śmiertelnego Nokturnu. Trafiłem tutaj kilka lat wcześniej przez pomyłkę i zawędrowałem do sklepu Borgina i Burkesa. Właśnie tam teraz się kierowaliśmy.
— Dostałem tutaj pracę. — oznajmił, gdy stanęliśmy przed sklepem. Niewiele się różnił od tego, co zapamiętałem.
Weszliśmy do środka. Pomieszczenie było duże, ale niezwykle zagracone i zakurzone. Nie sprawiało dobrego wrażenie, ale chyba nie taki był cel właścicieli. Sklep od zawsze odwiedzali głównie czarodzieje, których interesowała czarna magia. Nic dziwnego, że w środku było mrocznie, a na półkach były powykładane czarnomagiczne przedmioty przeznaczone do sprzedaży.
— Byłem tutaj subiektem. Miałem wyszukiwać przedmiotów, które moglibyśmy sprzedać. Jednak nie to się dla mnie liczyło. Miałem nadzieję, że znajdę tutaj coś, co będę mógł przemienić w swojego horkruksa. Dzięki sprytowi i odrobinie uroku udawało mi się manipulować czarodziejami, którzy chcieli coś sprzedać. Bez problemu przekonywałem ich do sprzedaży. To właśnie tutaj spotkałem pewnego dnia bardzo urodziwą kobietę – Chefsibę Smith. Moja realacją z nią ukazała się strzałem w dziesiątkę.
— Co takiego miała, że aż tak cię zainteresowała? — zapytałem, rozglądając się po sklepie, nim zwróciłem uwagę na kobietę, która stała przed ladą. Była to starsza czarownica o rudych włosach, które tworzyły na głowie potężny kok.
— Zdobyłem jej zaufanie i często ją odwiedzałem. Wkrótce pokazała mi swoje skarby. — zaśmiał się. — Miała to, czego pragnąłem. Smith była mną zauroczona. Kto by nie był?
Prychnąłem głośno, a Voldemort zignorował to i przeniósł nas do czyjegoś salonu. W pomieszczeniu panował ukrop, a ciężkie zasłony zwisały przy oknach, utrudniając przepływ powietrza. Pośrodku stał wielki stół, a w rogu kanapa. Przy ścianie stało wiele półek z książkami, które aż wyginały się pod ich ciężarem.
— Chefsiba pokazała mi odziedziczony po przodkach puchar Helgi Hufflepuff oraz medalion Salazara Slytherina zakupiony od Caractacusa Burke'a. Na pucharze widniało godło domu, wygrawerowany borsuk. Ten puchar przechodził w rodzinie Helgi z pokolenia na pokolenie. Medalion Slytherina był wykonany ze złota i wysadzany kamieniami szlachetnymi, ułożonymi w kształcie litery S. On także był przekazywany z pokolenia na pokolenie i trafił do rodziny Gauntów. Moja matka nieświadoma tego, jak wielkim zabytkiem był on, sprzedała go za dziesięć galeonów Caractacusowi Burke'owi. Potem wykupiła go Smith.
— Zarówno puchar, jak i medalion należały kiedyś do założycieli Hogwartu. To dlatego ci na tym tak zależało. — zauważyłem.
— Owszem, robiło to na mnie wrażenie, dlatego pojawiłem się kilka dni później w jej domu i zabiłem ją. Musiałem jednak ukryć swoją zbrodnię, dlatego zmodyfikowałem pamięć Bujdki. Skrzatki, którą później Ministerstwo Magii oskarżyło o przypadkowe dosypanie do kakao trucizny zamiast cukru. Bujdka się przyznała, więc Ministerstwo nie miało podstaw do szukania innego winnego. I tak oto ponownie byłem nie do pokonania.
— Tylko tak ci się wydawało. — powiedziałem. Irytowało mnie, że był tak szaleńczo z siebie zadowolony. Właśnie zabił kolejną osobą, nic sobie z tego nie robiąc.
— Patrz i się ucz, Harry. — uśmiechnął się.
— Jak mordować? — zapytałem z wyczuwalną ironią.
— To już umiesz. — wycedził, uśmiechając się ponownie.
Nagle zamarłem. Miał rację. Umiem zabijać i mordowałem innych. Teraz już nic nas nie różni. Jestem taki sam jak Voldemort. Jestem potworem, który zabija niewinnych.
Moje ciało zaczęło się trząść. Dygotałem, ale nie z zimna. Dotarło do mnie, że zasłużyłem na wszystko, co mnie w życiu spotkało. Nie mogłem pojąć, dlaczego to mną tak wstrząsnęło. Przed moimi oczami stanęło kilka postaci. To było osoby, które pozbawiłem życia. Zbliżały się do mnie i coś mówiły. Ale nie potrafiłem rozpoznać pojedynczych słów w tym hałasie. Upadłem na ziemię, a widok salonu Smith zamazał mi się. Słyszałem, jak Voldemort się śmieje. Zatkałem uszy, ale nic to nie dało. Czułem, jakby moja głowa miała zaraz pęknąć na pół. Krzyczałem z bólu, choć tak naprawdę nie wiedziałem, co jest jego przyczyną. Osoby, które zabiłem, nadal nie zniknęły i miałem wrażenie, że przyszły po mnie, że teraz nastąpi mój koniec. I wtedy pojawiło się światełko w tunelu.
— Harry! — usłyszałem z daleka wołanie.
Zdałem sobie sprawę z tego, że znam ten głos. Tak bardzo pragnąłem usłyszeć go jeszcze raz. Hermiona. To była ona. Ona walczy o mnie. Ona mnie zna i nadal przy mnie została. Chciałem jej odpowiedzieć. Byłem jej już tak blisko, aż nagle i bardzo brutalnie wciągnęła mnie znowu ciemność.
Głosy ucichły. Otworzyłem oczy i zauważyłem, jak Voldemort pochyla się nade mną. Szybko wstałem, nie chcąc, aby górował nade mną. Nie znajdowaliśmy się dłużej w salonie Smith. Teraz otaczał nas las i gdzieniegdzie można było dostrzec światło księżyca, które przebijało się przez korony drzew.
— Chyba nie myślałeś, że to koniec naszej wycieczki? — zadrwił Riddle.
— Zostaw mnie w spokoju! — wykrzyczałem.
— To ode mnie zależy to, kiedy i czy w ogóle opuścisz ten świat, rozumiesz?!
Czułem, jak moja złość dłużej nie może być hamowana. Nie powstrzymam jej. Trzęsły mi się dłonie i miałem ochotę raz na zawsze zabić go. Udusić i przyglądać się jak z jego ciała ulatuje życie. Za to, że moje życie było tak bardzo uzależnione od niego.
— Odpieprz się ode mnie!
I rzuciłem się na niego z rękoma, próbując go udusić. Już myślałem, że jestem górą, gdy to Voldemort przejął kontrolę. Szybko mnie chwycił za ubrania i brutalnie rzucił mną o ziemię. Musiałem mocno uderzyć się w głowę, ponieważ na chwilę straciłem przytomność. A gdy ją odzyskałem, wiedziałem, że utraciłem jakąkolwiek szansę na wydostanie się stąd.
— Bardzo zły ruch, panie Potter. Jesteś mój! — tak wkurzonego Voldemorta to jeszcze nie widziałem. Dopadł do mnie szybko i kilkukrotnie mnie dusił. Kasłałem, krzyczałem, ale na nic się to zdało. Riddle wpadł w szał. Myślałem, że zaraz mnie zamorduje, ale nagle cofnął się.
Oddalił się kilka kroków ode mnie. Gwałtownie się podniosłem, bojąc się, że Riddle zmieni zdanie i znowu się na mnie rzuci. Nie patrzyłem na niego, bo wiedziałem, że mogę go tym tylko sprowokować.
— Na kolana! — odezwał się, a jego głos był zimny niczym stal. Zadrżałem. — Na kolana, Potter! — krzyczał. 
— Nigdy! — odkrzyknąłem pewnie. 
— Na Merlina, ile razy będę ci powtarzać, że to nie ty tutaj masz kontrolę. — Wziął swoją różdżkę i machnął zaklęcie. Siła magii zmusiła mnie do klęknięcia, chociaż z całych sił starałem się ją zablokować. Voldemort podszedł do mnie. Teraz nie mogłem się nawet poruszać. Położył dłoń na moim policzku, a po chwili boleśnie przejechał po nim swoim długim pazurem, pozostawiając krwawiącą ranę. Przełknąłem głośno ślinę. — To jest właśnie to. To jest twoje miejsce. Przede mną na kolanach, Potter. Już dawno powiniem to zrobić. Jesteś nic nie wartym śmieciem. A to czego się dopuściłeś nie pozostanie bez odzewu. 
Był taki zadowolony z siebie. Ja natomiast byłem załamany. Tak, Voldemort mnie złamał. Nie miałem już siły na dalszą walkę. W końcu ile można cierpieć. Kiedyś każdy się załamie. 
— Na tortury jeszcze przyjdzie czas, a tymczasem, panie Potter, czekam na przeprosiny. 
Gwałtownie wciągnąłem powietrze. On chyba żartuje. Nigdy go nie przeproszę. Niestety, szybko przekonałem się na własnej skórze, że jeśli Voldemort czegoś chce to to dostaje.
— Przepraszam. — powiedziałem mimo woli, zmuszony przez zaklęcie.
— Teraz dopiero się zacznie, Potter. Koniec ze słodkimi opowieściami. — zaśmiał się. — Tom Riddle przestał istnieć. Czas abyś poznał Lorda Voldemorta. 



____________________________
Nomquam periculum sine periculo vincitur (łac. Niebezpieczeństwo nigdy nie zostanie pokonane bez ryzyka. Seneka Młodszy (4 p.n.e. – 65 n.e.) – retor, poeta, filozof)


"When I was young, I felt immortal
And not a day went by without a struggle
I lived my days just for the nights
I lost myself under the lights"
Lady Gaga – Sine from above (with Elton John)
(tłum. Kiedy byłem młody, czułem się nieśmiertelny
I nie było dnia bez przeciwności losu
Żyłem tylko dla nocy
Zgubiłem siebie pośród świateł)

____________________________
Pierwotna wersja tego rozdziału miała pojawić się pod koniec czerwca. Niestety, wtedy uległ awarii mój dysk w laptopie i cały, gotowy rozdział przepadł. Był on jednym z najdłuższych w tym opowiadaniu. Liczył ponad 4k słów i naprawdę mi się podobał. 
Nie udało się go odzyskać, więc musiałam napisać go jeszcze raz. Ta wersja jest o połowę krótsza i już nie podoba mi się tak jak oryginał. 
Wspomniałam w poprzedniej notce, że będą występować w tym rozdziale brutalne sceny, ale jak widać nie ma ich tutaj. Pojawią się one dopiero w rozdziale 83, ponieważ rozdział 82 postanowiłam skrócić i niektóre wątki, które pierwotnie się pojawiły, przeniosłam do kolejnego rozdziału. 
Myślę, że będzie on już trochę dłuższy i na pewno o wiele mroczniejszy. 
Do następnego! :)

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, ta wycieczka Harrego po przeszłości Voldemorta może jednak uda się Pottera z tego wydostać...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX