Rozdział 81
"Mors malum non est, sola ius aequum generis humanis*"
"Never really found my calling
Now I'm free falling
Everything I need has changed"
Roxy Tones – Dancing in the Corner ft. Dominic Neill
— To nie jest dobry pomysł. — stwierdził Snape, rozglądając się dokoła.
Znajdowali się w jakiejś puszczy. Była noc, a korony drzew skutecznie utrudniały podziwianie gwiazd. Albus spojrzał na swojego przyjaciela, ale nic nie odpowiedział. Nie wiedział, czego można się spodziewać po Czarnym Nilu, ale miał pewność, że siostry mogą być kluczem do rozwiązania sprawy Harry'ego.
Minął tydzień, a młody czarodziej nadal był nieprzytomny. Na nic zdały się próby Alexandera, by dostać się do umysłu Pottera. Chłopak zamknął się szczelnie i nie było mowy o tym, aby nawet niezwykle uzdolniony czarodziej był w stanie przedrzeć się przez jego zapory. Albus był prawie całkowicie pewny, że Harry zrobił to świadomie. Gdy zobaczył go tego dnia w Dolinie Godryka, nie przypominał on już dziecka, które znał. Już wtedy zdał sobie sprawę z tego, że być może nie ma dla niego ratunku. Liczył po cichu, że się myli, ale gdy kolejne dni mijały, coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że w tej kwestii miał rację.
Nie miał serca mówić o tym Severusowi. Ten czarodziej wystarczająco wiele wycierpiał. Teraz, gdyby miał stracić syna, to by go doszczędnie zniszczyło. To troska o dobro tego chłopca trzymała go przez wiele lat przy życiu. Co by zrobił, gdyby go zabrakło?
Harry Potter miał być zbawcą czarodziejskiego świata, a tymczasem jest jego zagładą. Pokonał Lorda Voldemorta, tracąc swoje człowieczeństwo. Magia ma swoją cenę i prędzej czy później upomni się o swoją zapłatę. Nic nie może trwać wiecznie, a Potter już wystarczająco często kpił sobie ze Śmierci. Ta dłużej nie może na to pozwolić. Chłopiec, który przeżył jest wybrykiem natury, który nie ma prawa istnieć.
— Mówię ci, Albusie, nic tu po nas.— Mistrz Eliksirów odezwał się ponownie.
— Cierpliwości, Severusie... Przybędą. Zobaczysz.
Snape prychnął, nadal nie wierząc w pojawienie się sióstr. Minęło kilkanaście minut, nim przed nimi zmaterializowała się postać w kapturze. Podeszła do nich szybko.
— Jestem Vallen. Zaprowadzę was do sióstr. — oznajmiła cicho.
— Witaj, jestem Albus Dumbledore, a mój przyjaciel to Severus Snape. — Dumbledore przedstawił ich.
— Wiem, kim jesteście. Czarny Nil oczekuje was. — podeszła jeszcze bliżej. — Chwyćcie mnie za ręce. Przeniesiemy się do siedziby.
Czarodzieje niepewnie chwycili nieznajomą. Po chwili poczuli szarpnięcie, a ciemny las zniknął im z oczu.
* * *
— Obiecałem ci, że spotkamy się z Dumbledore'em. — odezwał się Tom. Tak, wyczekiwałem na to spotkanie. Nie mogłem się doczekać reakcji Voldemorta. Czy będzie to jakoś komentował? Może zdradzi coś więcej. — Pewnie brakuje ci go, ale muszę przyznać, że był to kawał manipulatora. — skrzywiłem się. — Nie mów, Harry, że o tym nie wiedziałeś. On manipulował wszystkimi, a oni tańczyli, jak on im zagrał. Stworzył tę swoją głupią organizację w imię dobra. — zaśmiał się. — Jak chyba wszystko inne. Dla większego dobra. To było jego motto.
Znajdowaliśmy się z powrotem w tym przygnębiającym pokoju, pełniącym funkcję sypialni Toma w sierocińcu. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Chwilę później otworzyły się. Do pokoju weszła Pani Cole oraz Albus Dumbledore.
— Tom, masz gościa. — odezwała się pani Cole.
— Jak się miewasz, Tom? — zapytał Dumbledore, wchodząc do pokoju chłopca. Spojrzałem na Voldemorta. Przyglądał się temu ze złośliwym uśmieszkiem.
Młody Tom przyglądał się czarodziejowi nieufnie. Pani Cole uśmiechnęła się dobrodusznie i po chwili wyszła z pokoju, pozostawiając w nim chłopca wraz z tajemniczym gościem. Młody Tom usiadł przy stoliku. Dumbledore przysiadł naprzeciwko.
— Jest pan lekarzem? — spytał chłopczyk.
— Nie. — odpowiedział spokojnie profesor. — Jestem profesorem.
— Nie wierzę panu. — oznajmił młody Riddle. Jego spojrzenie wydawało się przenikać starszego czarodzieja. Jakby za wszelką cenę chciał odkryć prawdę. — Ona chce, by ktoś mnie zbadał. Uważają, że jestem... inny.
Albus pokiwał głową, dając znać, że rozumie.
— I być może mają rację. — powiedział profesor.
— Nie jestem szalony. — zaprzeczył Tom.
Spojrzałem na Voldemorta i zauważyłem, że patrzy na mnie. Kiwnął głową w kierunku sceny, która się przed nami rozgrywała i powiedział:
— Widzisz... znał mnie kilka minut i już był w stanie stwierdzić, że jestem inny.
— Niezbyt się z tym kryłeś. — zauważyłem.
— W Hogwarcie nie ma miejsca dla ludzi szalonych. — kontynuował Dumbledore. — Hogwart to szkoła. Szkoła magi.
Chłopczyk patrzył na profesora zaintrygowany. Jego twarz jednak nie wyrażała żadnych większych emocji. Widocznie Voldemort od dziecka ćwiczył swoją kamienną twarz.
— Potrafisz robić różne rzeczy, prawda Tom? Takie, których inne dzieci nie potrafią.
— Potrafię przesuwać różne rzeczy bez dotykania ich. — oznajmił chłopiec wyraźnie z siebie zadowolony. — Potrafię zmusić zwierzęta, by robiły, co im każę, bez wcześniejszego tresowania ich. Potrafię sprawić, że złe rzeczy przytrafią się tym, którzy są dla mnie złośliwi. Potrafię sprawić im ból, jeśli zechcę. Kim pan jest?
— Jestem taki jak ty, Tom. Jestem... inny.
— Udowodnij. — rzucił wyzywająco.
Szafa stojąca w pokoju zaczęła się palić. Odskoczyłem gwałtownie na drugi koniec pokoju. Młody Tom patrzył zafascynowany, jak płomienie objęły mebel.
— Chyba coś próbuje się wydostać z twojej szafy.
Parsknąłem cicho, a Voldemort spojrzał na mnie zirytowany.
— Starzec odnalazł moje trofea. — powiedział.
Młody Tom podszedł do szafy i otworzył ją. Wyjął szkatułkę pełną skradzionych przedmiotów.
— Złodziejstwo nie jest tolerowana w Hogwarcie, Tom. — zganił go. — A nauczysz się tam nie tylko jak posługiwać się magią, lecz także jak ją kontrolować. Rozumiesz?
Chłopczyk już się nie odezwał. Dumbledore podniósł się i skierował do wyjścia. Zatrzymał się, gdy usłyszał, jak chłopiec powiedział:
— Potrafię również rozmawiać z wężami. Odnajdują mnie. Szepczą różne rzeczy. Czy to normalnie dla kogoś takiego jak ja?
Dumbledore milczał. Voldemort machnął ręką i scena zniknęła mi z oczu. Już miałem zacząć się wykłócać, że przerwał w najlepszym momencie, ale znaleźliśmy się właśnie w Wielkiej Sali w Hogwarcie.
— Widzisz? — wskazał na chłopca, który znajdował się pośród innych dzieci. — Mój pierwszy rok w Hogwarcie. Byłem naprawdę szczęśliwy. Miałem już różdżkę, ale jako sierota nie mogłem pozwolić sobie na nowe szaty. Musiałem kupić używane. Nie miałem pieniędzy, ale nie przeszkadzało mi to w tamtym momencie.
Tiara Przydziału wykrzyczała Slytherin, chwilę po tym, jak dotknęła głowy Toma. Chłopczyk podbiegł szybko do stołu swojego domu. Został miło powitany.
Gdy tak patrzyłem na niego, to nie sprawiał wrażenia, jakby miał stać się zgubą czarodziejskiego świata. Jak widać, pozory mogą mylić. A Tom zdołał zamydlić oczy nawet nauczycielom.
* * *
Weszli do obszernego pomieszczenia, które było zaskakująco puste. Oprócz wielkiego stołu, który stał pośrodku, znajdowały się tam tylko obrazy. Siostry siedziały sztywno przy stole.
Czarodzieje usiedli naprzeciwko, po tym, jak Vallen pokazała dłonią, by to zrobili. Severus wpatrywał się bez emocji w cztery kobiety, które uśmiechały się, ale nie był to uśmiech przyjazny, zabarwiony był złośliwością.
— Albus Dumbledore... — cmoknęła jedna z nich. — Co za spotkanie... Niewiarygodne. Co możemy zrobić dla tak niezwykłego czarodzieja? — zapytała sarkastycznie.
— Mnie również bardzo miło się, że mogę się z wami spotkać. — były dyrektor Hogwartu postanowił zignorować ton, jakim został powitany i niezrażony, mówił dalej. — Jesteśmy pewni, że możecie nam pomóc.
— Czyżby Harry Potter? — zaśmiała się blondynka. Jedna z sióstr posłała jej karcące spojrzenie. Wtedy Dumbledore wiedział, że jest na wygranej pozycji. Doskonale zdawały sobie sprawę, z tego, z czym przyszedł. Znały temat i teraz nie mają już możliwości, aby udawać, że nie mają z tym do czynienia.
— Owszem, drogie panie. Harry jest ostatnio nieco poza naszymi wpływami. — przyznał niechętnie.
— A czy kiedykolwiek był? — zapytała brunetka.
Albus nic nie odpowiedział.
— Harry Potter — kontynuowała. — Jest istotą niezbadaną i na każdym kroku nas zaskakuje. Wcale nie dziwię się, że chcecie mieć nad nim kontrolę.
— Jak na razie to wy macie nad nim kontrolę! — syknął wściekle Severus, który do tej chwili milczał i tylko bardzo uważnie przyglądał się kobietom.
Brunetka uśmiechnęła się pobłażająco, jakby ten wybuch był czymś nieistotnym, a nawet czymś nie na miejscu.
— Tak... — mruknęła blondynka. — Potter to smakowity kąsek dla wielu. Grę wygra ten, który posiądzie go. Jego ciało, jego umysł i jego wolę. Nie przeczę, że jest to przyjemna wizja, ale nadal nie rozumiem, czego od nas oczekujecie.
— Wiemy, że eksperymentowaliście na nim... — zaczął spokojnie Albus, chociaż we wnętrzu narodziła się ochota, by raz na zawsze zgładzić siostry. — Teraz dzieje się z nim coś dziwnego.
— Czyżby Złoty Chłopiec wreszcie postradał zmysły? — zaśmiała się jedna z kobiet.
— Obawiamy się, że tak. Odłóżmy konwenanse na bok. — odezwał się Snape już trochę spokojniejszym tonem.
Cztery pary oczu wpatrywały się w niego wyczekująco.
— Co mu zrobiłyście? — zapytał.
— Był najlepszy z naszych... eksperymentów. — rozmarzyła się jedna z kobiet.
— Katherine ma oczywiście na myśli, że był wyjątkowo uzdolniony. — dopowiedziała druga.
Dumbledore prychnął, ale nic nie powiedział.
— Co mu zrobiłyście? On przez was umiera! — Snape wtrącił się.
— Panie Snape, to nie nasza wina, że on umiera. To było zapisane już dawno. Sam dążył do samozniszczenia. My tylko pokazałyśmy odpowiedni kierunek, sprawiając przy tym, że stał się idealnym służącym. Nie wymagało to wiele wysiłku z naszej strony. Ten chłopiec był zniszczony. Czarna magia i Voldemort to nie jest zbyt dobry duet. Potter pogrążył się w swojej rozpaczy. Walczył z naszymi zaklęciami. Dlatego jego ciało się teraz buntuje. Z jednej strony jest stary, dobry Harry, a z drugiej bestia, którą stworzyliśmy. Stworzyliśmy – my, wy, oni. Wszyscy dołożyli swoje pięć groszy do stanu, w którym się obecnie znajduje. Nawet Magia Żywiołów mu nie pomoże, a przynajmniej na tyle o ile wiem. — wzruszyła ramionami. —Wielokrotnie powtarzyłyśmy mu, aby nie walczył, ale on wolał wrócić do was. Do ludzi, których kochał. A jak wiemy nie od dzisiaj... miłość jest największą słabością. Nie był w stanie zabić waszej znajomej i już wtedy wiedziałyśmy, że jest z nim coraz gorzej. Teraz jest to tylko kwestia godzin, zanim się podda. Muszę przyznać, że dosyć długo się trzymał, ale przecież każdy w końcu kiedyś się załamie. Widocznie Harry'emu Potterowi nie było przeznaczone szczęśliwe zakończenie. — parsknęła. — Wy to widzicie, ale nie dopuszczacie do siebie tej myśli. — spojrzała znacząco na Albusa. Snape kręcił głową, nie chcąc w to uwierzyć. — Niech zgadnę, teraz pewnie zamknął się w swoim umyśle. Zawsze tak robił, gdy nie mógł sobie poradzić z otaczającym go światem. Zdajecie sobie sprawę z tego, że tam raczej nie jest kolorowo. Życie tego chłopca składa się głównie z cierpienia, więc jego głowa będzie pełna mroku. Już nic nie będzie tak jak dawniej. Poświęciliście tego chłopca w imię czego? Dobra? Poświęciliście go w sprawie, w której to dorośli mieli grać główne skrzypce, a nie dzieci. — zamilkła na chwilę, zbierając myśli. — Oczywiście, głęboko ubolewamy nad Potterem. Bądź co bądź był najlepszy. Miał w sobie mrok, dzięki czemu mogłyśmy bez większych problemów nim sterować i sprawiać, że pogrążał się coraz bardziej w czarnej magii. Wiecie, że zabijał i sprawiało mu to przyjemność? — zapytała. Dwójka czarodziejów skrzywiła się. — Sami jesteście sobie winni. Z naszej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że zdejmiemy z niego zaklęcia przynależności. Nie jest nam dłużej potrzebny. W tym stanie – właściwie wegetatywnym – nie przyda się, a jeśli kiedykolwiek się obudzi, nie będzie już w żadnym stopniu wyjątkowy.
— Myślę, że powinniście zwrócić się do kogoś innego. — wtrąciła blondynka. — Nasza znajomość z Wybrańcem dobiegła końca. I szczerze? Nie chcemy już babrać się w tym szlamie. Chłopak jest toksyczny. I im szybciej zrozumiecie, że musi umrzeć, tym lepiej dla was. W ostateczności możecie porozmawiać ze Śmiercią, ale to nie jest ktoś, kto miałby interes w tym, aby Potter był cały i zdrowy. Mam wrażenie, że wszyscy za wszelką cenę chcą go utrzymać przy życiu. Jednak sam Potter już dawno chciałby odpocząć. — uśmiechnęła się i kiwnęła ręką na Vallen. Ta podeszła szybko. — Koniec spotkania. — oznajmiła nagle i po chwili wraz z siostrami zniknęła.
Teraz w tej wielkiej sali znajdowali się tylko we trójkę. Snape nadal wpatrywał się przed siebie. Albus szturchnął go lekko, a ten dopiero po chwili wybudził się jakby z transu.
— Czas na nas, Severusie. — powiedział cicho.
* * *
Znajdowaliśmy się w łazience. Była to ta sama łazienka, w której znajdowało się zejście do Komnaty Slytherina. Brakowało tylko Jęczącej Marty.
— To, co teraz do bazyliszka? — zapytałem prześmiewczo pewny, że teraz Tom będzie chciał mi pokazać dziedzictwo Slytherina.
— Nie, jeszcze nie. — mruknął cicho, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. — Wiesz, że miałem małą obsesję na temat swojego pochodzenia? Bardzo chciałem mieć kogoś godnego w rodzinie. I wiesz, czego się dowiedziałem? — zapytał.
— Jesteś potomkiem Slytherina. — odpowiedziałem troszeczkę znudzonym głosem. Miałem pierwsze miejsce podczas autobiografii i momentami miałem już dość odkrywania życia Toma. Wiedziałem, że od najmłodszych lat miał obsesję i nie potrzebowałem kolejnych wspomnień z jego szalonej głowy.
— Owszem, jestem spokrewniony z Gauntami i, tak jak oni, jestem potomkiem Salazara Slytherina. To dało mi wiele inspiracji do tego, w którą stronę mam kierować się w swoim życiu.
— W stronę zabijania? — parsknąłem.
— W stronę wyeliminowania niegodnych. — jego głos był złowieszczy, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Nie podzielałem jego opinii.
— Chcesz powiedzieć mugoli. — podpowiedziałem.
— Możesz tak to nazwać, ale wtedy miałem też na myśli szlamy, które według mnie nie powinny mieć dostępu do magii. Nadal nie mogę pojąć, jak czarodzieje mogą łączyć się z mugolami. Na samą myśl zbiera mi się na wymioty. Jak można mieszkać naszą krew z tą mugolską?
— Co w tym takie złego? Zupełnie nie rozumiem twoich przekonań. — odparłem jednocześnie zdziwiony, jak i zaciekawiony.
Voldemort odszedł od lustra i podszedł do umywalki, przy której znajdowało się wejście do komnaty tajemnic. Patrzył teraz uważnie w nią, jakby chciał otworzyć, ale nic się nie wydarzyło. Po chwili odwrócił się w moją stroną i tylko oparł się o umywalkę.
— Co wiesz o komnacie tajemnic? — zmienił szybko temat.
Wzruszyłem ramionami.
— Wybudował ją Slytherin i to on umieścił tam bazyliszka. — odpowiedziałem.
Komnata tajemnic zawsze była dla mnie intrygującym miejscem i chciałem się czegoś więcej o niej dowiedzieć. Teraz liczyłem na to, że Riddle zdradzi kilka ciekawostek, które może później mógłbym wykorzystać.
— Masz rację. Komnata należała do Slytherina, który zbudował ją po to, by uczyć czarnej magii. Jak wiesz, założyciele Hogawartu potępiali zachowania Slytherina i wkrótce wyrzucili go ze szkoły. Właśnie wtedy umieścił tam bazyliszka jako symbol swojego gniewu. Przez wiele lat komnata była zamknięta...
— Do chwili kiedy to ty ją otworzyłeś. — dopowiedziałem.
Voldemort uśmiechnął się widocznie zadowolony z siebie.
— Tak, muszę przyznać, że było to jedno z moich największych osiągnięć w Hogwarcie. W 1942 roku odkryłem wejście do komnaty. Jak wiesz, może otworzyć ją tylko wężousty, dlatego tak długo pozostała nieodkryta. Byłem wtedy na piątym roku. Zrzeszałem już kilka czarodziejów, którzy mieli podobne poglądy.
— Młodociani Śmierciożercy? Wspaniale. — parsknąłem.
Tom popatrzył na mnie lodowato. Gdyby wzrok mógł zabijać, padłbym właśnie trupem.
— Obudziłem bazyliszka — kontynuował.
— I to właśnie przez ciebie zginęła Marta, a Hagrid został wydalony. — krzyknąłem gniewnie.
— Biedna Marta Warren — pogrążył się w myślach. — Była jedyną ofiarą bazyliszka. A Hagrid... przecież nie mogłem przyznać się do tego, że wypuściłem tego gada, prawda? A Rebeus był idealnym kozłem ofiarnym. Od zawsze miał zapędy do dziwnych magicznych stworzeń. To było dziecinnie proste zwalić całą winę na niego. Hagrid został wydalony, a ja zostałem okrzyknięty bohaterem.
Chciałem się na niego rzucić, ale przypomniałem sobie, że on jest tylko w moim umyśle i niestety nie mogę sprawić mu bólu. W tej chwili pomyślałem o Hagridzie, który nic złego nie zrobi. Stał się drugą ofiarą bazyliszka. Zdawałem sobie sprawę z tego wcześniej, ale teraz gdy Tom pokazał mi swoje wspomnienia, uderzyło to we mnie ze zdwojoną siłą. Nigdy nie godziłem się na tak jawną niesprawiedliwość. Zawsze chciałem ratować słabszych, co wielu uważało za moją zgubę.
Voldemort przyglądał mi się uważnie. Chyba chciał zobaczyć jakie emocje wywoła we mnie wspomnienie o Hagridzie. Zamknąłem oczy na chwilę i głęboko odetchnąłem, chcąc się uspokoić.
— W tamtym czasie bardzo chciałem pozostać w szkole na wakacje, ale ówczesnych dyrektor nie mógł na to pozowolić. Zginęła jedna uczennica i rozważali zamknięcie szkoły. Nie chciałem wracać do sierocińca, dlatego musiałem jak najszybciej zamknąć komnatę. Rebeus Hagrid hodował wtedy w szkole akromantulę, więc miałem już podstawy do wskazania winnego. Wiesz pewnie, że byłem bardzo lubiany przez nauczycieli. — uśmiechnął się złośliwie. — Nie miałem większego problemu w przekonaniu ich, że to półolbrzym był odpowiedzialny za śmierć Marty. Tylko Dumbledore miał wątpliwości. Nigdy mnie nie lubił i wiecznie mnie obserwował, dlatego nie mogłem ponownie otworzyć komnaty.
— Jak widać, miał rację. — dodałem wrednie.
Albus Dumbledore jako jedyny wiedział, że nie można ufać Riddle'owi. Dlaczego ten potwór był tak lubiany przez innych? Dlaczego nikt nie zauważył, że rośnie kolejny mroczny czarodziej? Byli nim tak urzeczeni czy może nie dopuszczali do siebie myśli, że może stać się Czarnym Panem?
— Tak, miał rację, ale i tak to nic nie dało, prawda? Reszta grona pedagogicznego mnie uwielbiała. Byłem wzorowy uczniem. Dlaczego miałbym kłamać? — wzruszył ramionami. — Zejdziemy teraz do komnaty, dobrze?
Nim się zorientowałem, znajdowałem się w komnacie tajemnic. Nie miałem nawet chwili na reakcję po słowach czarnoksiężnika. Nie miałem też wpływu na to, co się dzieje w moim umyśle, ale przynajmniej mnie ostrzegł. To... miłe z jego strony. Chyba. Tom rozejrzał się zadowolony dokoła. Widać było po nim, że jest dumny ze swojego odkrycia.
— Właśnie tak wyglądała, gdy ją odkryłem. — wyszeptał, przyglądając się posągowi Slytherina. — Nie mogłem jej otworzyć ponownie, dlatego stworzyłem horkruksa.
— Dziennik. — rzuciłem, chcąc podtrzymać rozmowę.
— Owszem, dziennik, w którym umieściłem część swojej duszy. To był mój pierwszy horkruks. — westchnął. — Co to były za czasy. W wakacje uciekłem z sierocińca i odszukałem moich krewnych. Pamiętasz Little Hangleton? — zapytał, a ja pokiwałem głowami. Trzy trupy w salonie? Oczywiście, że pamiętałem. — W wiosce spotkałem swojego wujka Morfina, który oczywiście z początku mnie nie poznał, a nawet uznał mnie za mojego ojca. — splunął. — Jednak później zdał sobie sprawę z tego, że jestem jego dzieckiem. Właśnie od niego dowiedziałem się gdzie szukać swojej rodziny. Opowiedział mi historię miłości mojej matki i mojego mugolskiego ojca. Byłem wtedy taki wściekły, ogłuszyłem Morfina, zabrałem jego różdżkę i udałem się do dworu Riddle'ów.
— Zabiłeś ich nieswoją różdżką. Chciałeś, aby to Morfin poniósł winę. — zachowanie Toma w ogóle mnie nie zdziwiło.
— Tak, jak widzisz, byłem doskonały we wrabianiu innych. Zmodyfikowałem wspomnienia wuja. Stamtąd zabrałem pierścień, który później stał się moi drugim horkruksem. Morfin oczywiście został skazany za morderstwo i resztę życia spędził w Azkabanie. — opowiadał spokojnie.
Od zawsze niewinni cierpieli za nie swoje winy. Voldemort bardzo obrazowo mi to przedstawił. Zdałem sobie sprawę z tego, że wystarczy jeden mroczny czarodziej, aby tysiące musiały cierpieć za jego grzechy. Tom Riddle jest jednym z wielu. Na jego miejsce powstaną kolejni. Kto będzie następny? Kto zasieje zło? Czy tym kimś będę ja?
__________________________
* Mors malum non est, sola ius aequum generis humanis (łac.) Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki.
"Never really found my calling
Now I'm free falling
Everything I need has changed"
(Nigdy tak naprawdę nie znalazłem mojego powołania
Teraz spadam swobodnie
Wszystko, czego potrzebuję, zmieniło się)
______________________________
Cześć, wszystkim! Obiecałam, że rozdział pojawi się w maju, więc proszę oto on.
W kolejnym rozdziale powrócimy jeszcze do Voldemorta i Harry'ego i może być troszeczkę bardziej brutalnie niż dotąd.
Staram się, aby wydarzenia z życia Czarnego Pana zgadzały się z tym, co o nim wiemy.
Do następnego! :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, a może jednak ta podróż Harrego z Tomem sprawi że Harry odzyska zmysły... i będzie jak dawniej, Severus bardzo tęskni za nim...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie