22 mar 2015

Rozdział 27

Rozdział 27 
"War in our blood." [7]







Miasteczko Castleford [1] było spokojnym miejscem. Idealnym dla odpoczynku od zgiełku miasta, aż do dzisiaj... Jego mieszkańcy to głównie mugole. Chociaż w tajemniczym domu na końcu wsi mieszkał pewien czarodziej. Ukrywał się. Voldemort nie mógł go odnaleźć. Gdyby to zrobił już wszyscy byśmy już nie żyli. Czarodziej ten władał najpotężniejszą magią na całym świecie. Magią Żywiołów. Tylko nieliczni mogli ją posiąść, ale nawet im nie zawsze to się udawało. Czystość serca jest w tym najważniejsza. Alexander, gdyż tak miał na imię ów czarodziej, był jednym z trojga z Wielkiej Rady Żywiołów. Przeczuwał, że dzisiaj coś złego się stanie. Postanowił więc wrócić jak najszybciej do swojej ojczyzny - Hiszpanii.

Po kilku minutach od teleportacji Alexandra w miasteczku pojawili się śmierciożercy. Zaczęli niszczyć wszystko co im stanęło na drodze. Voldemort wydał rozkaz by zabili wszystkich  w tym miasteczku. W ciągu godziny wieś opustoszała. Nie przeżył ani jeden człowiek...



***

— Witam wszystkich! — zawołał Harry na pierwszym spotkaniu GD.— Tym razem nasze spotkania będą odbywały się w stylu treningu przygotowującego do wojny. Tak, wojna jest już blisko nas, a my musimy wziąć się w garść i nauczyć się bronić oraz atakować. Od teraz nie będziemy używać tylko miłych zaklęć. Jak spotkacie jakiegoś śmierciożercę to mogę się założyć o głowę, że nie potraktuje was Zaklęciem Łaskotek czy też Galerowatych nóg. Wkraczamy w inne rejony magii. Będziemy uczyć się Zaklęcia Przerwanego Oddechu [2], Zaklęcia Paraliżu [3], Zaklęcia Pijawki [4]. To nie są milutkie zaklęcie, ani łatwe. Niestety nie wygramy wojny nie robiąc nikomu krzywdy. — mówił poważnie. Kilka osób wyraziło swoje zdziwienie.

— A to nie jest Czarna Magia? — zapytał Colin.

- Nie, Colin.

— To super. — chłopak od razu się rozpromienił. — Możemy się uczyć.

— Kilka spotkań będzie ze mną, profesor Snape także nam pomoże oraz dyrektor Dumbledore. Profesor McGonagall zagłębi nas w Transmutację innych...

— Fantastycznie.— krzyknęli chórem.

— To nie jest zabawa. Od dzisiaj zaczynamy porządny trening. Przygotowałem na dziś Zaklęcie Paraliżu.

— Hermiono, powiesz nam definicję?

— Oczywiście. Zaklęcie Paraliżu paraliżuje czarodzieja na minutę. Nie wyrządza żadnej krzywdy.

— Tak... Chyba, że dostanie się takim zaklęciem 10 razy... — zaśmiał się Potter.— Dobra na stanowiska. Będziecie ćwiczyć na sobie. Dlaczego? Po to by każdy wiedział jak to jest być pod wpływem paraliżu. Nikomu nie stanie się krzywda. Jakby coś przeciw zaklęcie znam, więc nic wam się nie stanie. Formuła Zaklęcia Paraliżu brzmi Paralysis [5], a przeciwzaklęcie Paralysis Retro. Do dzieła. Po rzuconym zaklęciu rzucajcie przeciwzaklęcie.



***

Harry Potter myślał dość dużo o wojnie. Rozmawiał także o tym z ojcem; ten opowiadał mu o Pierwszej Wojnie. Nim się Harry obejrzał nastał grudzień i Hogwart przykrył śnieg. Dzisiaj szli do Hogsmeade, gdzie Harry musiał kupić prezenty. Ron umówił się w Trzech Miotłach z Lavender, a Hermiona spacerowała z Draco.

Harry szedł za nimi myśląc, że ładna z nich para. Raz Hermiona prawie się poślizgnęła, ale w porę Draco ją złapał. Westchnął widząc w około zakochanych. On nie miał do tego głowy. Ostatnio skupił się tylko na wojnie. Na tym, że musi zabić Voldemorta. To jego zadanie. Nic więcej. Jego zdolność dedukcji bardzo wzrosła. Widział świat, a nie tylko patrzył. Niektórych to przerażało, bo Potter wiedział wszystko tylko poprzez spojrzenie na ciebie. Starał się jednak nie mówić tego głośno.

Po powrocie z Hogsmeade Draco wraz z Hermiona poszli na Wieżę Astronomiczną by stamtąd oglądać jak na dole toczy się walka na śnieżki. Większość uczniów była już mokra.

— Ej, a może ich zaskoczymy... — powiedział nagle Draco.

— Jak?

— Patrz. — wziął do ręki różdżkę i przywołał trochę śniegu, po czym sformułował śnieżkę i rzucił w tłum.— Chowaj się. — zaśmiał się pociągając Hermionę w dół.

— Nieźle. — przyznała Granger.

— To jeszcze raz?

— Jasne.

Po kilku minutach Ron i Colin zorientowali się skąd te tajemnicze śnieżki i zaczęli rzucać na wieżę. Oczywiście im się nie udawało, ale Draco i Hermioną mieli przednią zabawę.

— Dobra,chodźmy stąd. — zawołał w końcu roześmiany Malfoy.

— Ok. — powiedziała wstając.

Zeszli z wieży, byli upaćkani, bo oprócz rzucania w tłum rzucali także w siebie. W pewnej chwili zobaczyli Filcha. Draco popchnął Hermionę i wlecieli do schowka.

— Co robisz? — zapytała oburzona.

— Gdyby Flich nas zobaczył to by nam wlepił szlaban.— odpowiedział spokojnie. Hermiona opierała się o ścianę, a Draco stał bardzo blisko niej. Tak blisko, że czuła jego oddech. Dotknął jej ręki. Po czym powoli przeniósł ją na plecy i docisnął do siebie.

— Co robisz? — szepnęła dziewczyna. Jej oddech gwałtownie przyspieszył. Nie odpowiedział jej tylko przybliżył swoje usta do jej i namiętnie pocałował. Wtuliła się jeszcze mocniej w niego. Gdy odsunęli się od siebie oboje mieli przyspieszony puls.

— Chyba już poszedł, no nie?

— Tak, pewnie tak. — szepnęła na wpół przytomna.



***

Harry odpoczywał w salonie czytając książkę, gdy przyszedł do niego ojciec.

— Co czytasz? — zapytał.

— "Uroki i przeciwuroki". Całkiem przydatna książka. Może coś znajdę na spotkania GD.

— Czego teraz ich uczysz?

— Zaklęcia Urwanego Oddechu.

— Nie protestują?

— Zrozumieli, że nie wygramy wojny zaklęciem rozweselającym.

— Nareszcie. — mruknął po czym zmienił temat. — Lubisz zwierzęta?

— Tak, dlaczego pytasz?

— Z ciekawości.

— - Nigdy nie miałem zwierzaka, no oprócz Hedwigi, ale ją to raczej nie można zaliczyć do domowego zwierzątka. Zawsze chciałem mieć psa, ale tutaj w Hogwarcie nie można mieć.

— A jakiego chciałeś psa?

— Beagle'a. Od szczeniaka chciałbym mieć. One są takie słodkie.

— Tak, bywają słodkie.— skrzywił się.

— Oj, nie krzyw się tak. A wracając do psa to u Dursleyów nie było mowy, więc... tak oto przedstawia się sytuacja z zwierzakami.

Snape kontynuował swój wywiad:

— Co myślałeś, gdy dostałeś list z Hogwartu?— Harry zaśmiał się przypominając sobie dzień, w którym dowiedział się o Hogwarcie.

— Dursleywie robili wszystko bym takiego listu nigdy nie dostał. Przez dwa dni im się udawało. Ale w domku nad jeziorem znalazł nas Hagrid i dał list. Pierwsze co pomyślałem to, że jest to pomyłka. Do Harry'ego Pottera przecież nikt nigdy nie pisał. Nikt nie wiedział, że takowy istnieje. A tu list do mnie?! To nie mogło być prawdą. Jednak Hagrid mnie przekonał. Dursleyowie mówili mi, że moja mama i James zginęli w wypadku samochodowym, a Hagrid już później powiedział mi prawdę. Byłem zdziwiony, że w świecie czarodziei jestem sławny.— westchnął. — Że jestem kimś.

— Rozumiem, długo czułeś się niepewny?

— Ja nadal czuję się niepewny.

— Dlaczego? Żyjesz już sześć lat wśród czarodziejów...

— Ale tak naprawdę nic o nich nie wiem. Nie miał mi kto powiedzieć. Myślałem, że jestem sam, że nie mam nikogo. Dużym oparciem byli dla mnie Ron i Hermiona.

— Przeklęty Dumbledore. - mruknął Snape.

— Taa, trochę życie mi zniszczył. — skrzywił się.

— Trochę dużo, nieprawdaż? — uśmiechnął sarkastycznie.

Harry pokiwał głową.

- A lata twojego dzieciństwa? — pytał dalej.

— Widziałeś mnie wtedy, gdy mnie zabrałaś stamtąd. Takie było moje dzieciństwo. Coś jak skrzaty, może trochę lepiej, ale nie zawsze, bywało i gorzej.

— A Hogwart?

— Hogwart jest moim pierwszym prawdziwym domem.

— A Snape Manor?

— Wiesz, że traktowałem i traktuję twój dom jak swój własny... — przyznał. — Lubię ten dom. — uśmiechnął.

— To dobrze, teraz to jest także twój dom. Nie zapominaj o tym. — przypomniał.

— Nie zapomnę, tato. Dzięki. — uśmiechnął się. — A czy ja teraz coś mogę się dowiedzieć o tobie? — zapytał ostrożnie.

— Pytaj, najwyżej nie odpowiem. — powiedział zachęcająco.

— To pytanie nie daje mi spokoju... Ale nie wiem czy to moja sprawa czy...

— Pytaj...

— No dobrze... Dlaczego przystąpiłeś do Toma?

— To pytanie musiało paść.   — zaśmiał się się szatańsko.

— Nie musisz odpowiadać...— zreflektował się Harry.

— Ale chce... To chyba trzeba zacząć od mojego dzieciństwa... Nie było ono udane. Mój ojciec o to zadbał. Czytałeś pamiętnik Lily, więc wiesz że bił i znęcał się nade mną. Moja matka nie miała dla mnie dużo czasu. Dużo pracowała by zadowolić Tobiasza - tak miał na imię. A moją matkę już poznałeś...

— Nie, nie poznałem.— zdziwił się Harry.

— Poznałeś. Pamiętasz ten dzień, w którym Czarny Pan cię opętał? — zapytał, a Harry pokiwał głową. — W gabinecie oprócz Moody'iego była jeszcze jedna osoba.

— No nie... Naprawdę? Słabo pamiętam to...

— Nic dziwnego, miałeś w głowie Czarnego Pana.

— Naprawdę to twoja mama?

— Tak.— uśmiechnął się.

— Poznam ją kiedyś? Tak bardziej...

— Jeśli będziesz chciał to tak.

— No jasne.— ucieszył się chłopak.

— Jutro jest to uroczyste śniadanie, a potem postanowiłem, że udamy się do Snape Manor. Zgadzasz się?

— Tak. — odpowiedział ochoczo.

— No dobrze. Zbiegliśmy z tematu. Wiesz jak to jest być niechcianym dzieckiem. Ja też się tak wtedy czułem. — westchnął. Harry pokiwał głową. — Później dużym oparciem była twoja mama. I to dzięki niej nie jestem nadal śmierciożercą. Tak naprawdę to nie wiem dlaczego przyłączyłem się do niego. Byłem młody, głupi. Chciałem by ktoś mnie wreszcie zauważył. To chyba tyle.

— Dziękuję.

— Za co?

— Za to że mi powiedziałeś.



***

Wieża Gryffindora opustoszał na święta. Został tylko Harry, który na ten czas przeprowadził się do komnat Severusa Snape'a. Ze Slytherinu pozostało pięć osób, w tym Draco Malfoy, z Hufflepuffu dwie, a z Ravenclaw jedna. Siedzieli teraz przy jednym stole wraz z nauczycielami spożywając śniadanie. Harry siedział obok Malfoya, a na przeciwko miał profesor Trelawney, gdy dopił swoją herbatę odezwała się:

— Potter, pokaż swoją filiżankę, zobaczę co cię czeka.

Harry wzdrygnął się.

— Może lepiej nie. — zażartował Draco.

— Daj, Potter. — nauczycielka nie ustępowała.

Harry chcąc nie chcąc podał jej filiżankę, którą, gdy tylko zobaczyła wnętrze, upuściła. Wszyscy spojrzeli na nią.

— Po-ponurak.— wymamrotała.

— Znowu? — mruknął Harry.

— Czeka cię straszna śmierć. — popatrzyła uważnie na chłopaka, który w ogóle się nie przejął. — Nie przejmujesz się?

— Oczywiście, że bym się przejął, pani profesor, gdy mi pani od trzech lat na każdej lekcji nie przepowiadała szybkiej i bolesnej śmierci.— powiedział swobodnie.

— Noo, Potter... Masz szczęście... — zaśmiał się Malfoy.

— Niebywałe, to ponurak, więc... — przez chwilę wszyscy milczeli.

— Sybilio, skończ proszę straszyć pana Potter. — wyratowała go McGonagall.— I spróbuj tych pysznych rogalików.

— Dziękuję, pani profesor. — powiedział z ulgą w stronę Minerwy. Puściła mu oczko.

— Minerwo, za ci pan Potter dziękuje?

Popatrzyli po sobie.

— Zapomniałem dodać, że dziękuję, za... za... zaklęcie. Profesor McGonagall na pewno zrozumiała o co mi chodzi.

— Oczywiście, Potter i nie ma za co.

— Oj. Harry, Harry. - mruknął pod nosem Draco na co dostał sójkę w bok, po czym roześmiał się...

Po uroczystym śniadaniu Harry poszedł się spakować. Kilka minut później byli już ze Snape'em w Snape Manor.

— Jak dobrze być w domu... -— mruknął Harry.

— Muszę coś załatwić... A dla ciebie mam bojowe zadanie. — wskazał na choinkę.

— Wymigujesz się? — zaśmiał się Potter.

— Niedługo wrócę. — zapewnił i teleportował się.

Harry podszedł do drzewka. To będą cudowne święta.W ciągu kilku minut choinka została ubrana. Usiadł na dywanie i zaczął medytować.

W myślach przypominał sobie początki znajomości ze Snape'em. Doszukiwał się teraz w nich jakiegoś drugiego dna. Trzasnęły drzwi frontowe. Wrócił, pomyślał Harry. Coś mu jednak nie pasowało... Słyszał nieznajome kroki. A więc ktoś jeszcze, tylko kto? - zastanawiał się. A jak to jakiś śmierciożerca? Harry zaczął panikować... nie przestając medytować rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności. Otworzył oczy i ujrzał dwie postacie w wejściu do pokoju. Snape'a oraz jego ojca. Harry momentalnie zdjął z siebie zaklęcie i przestał medytować. Zaczął szybciej oddychać, po czym zaśmiał się:

— Ale się wystraszyłem. — wstał i podszedł do nich.

— Właśnie widzę. Sprawiasz wrażenie jakbyś zobaczył co najmniej żywego trupa... — warknął Severus.

—  Przepraszam... — szepnął chłopak.

— To moja matka, zarazem twoja babcia – Elieen Snape. — przedstawił Mistrz Eliksirów.

— Miło mi panią poznać. — wyciągnął rękę Harry.

— Mnie również. Harry Potter?

— Zgadza się.

— Nie spodziewałem się takiego mugolskiego odruchu, jak z tą dłonią.

— Wychowali... to za dużo powiedziane...— zamilkł. — Mieszkałem z mugolami przez większość mojego życia. Pamiętam maniery. — uśmiechnął się.

— Dobrze, bardzo dobrze.

— Może usiądziemy?— zaproponował Severus.

Elieen usadowiła się się w fotelu, Harry na kanapie, a Severus na drugim fotelu.

— Chodzisz do Hogwartu? — zapytała.

— Tak, już szósty rok. — odpowiedział Harry. Był trochę speszony.

— Zmieniło się coś u ciebie, Severusie odkąd się widzieliśmy?

— Nie, nic się nie zmieniło. Rozwiązałaś tę sprawę, o której mówiłaś? Elieen pracuje jako mugolski prawnik. — wytłumaczył Harry'emu.

— Wyobraź sobie, że świadkowie zmienili swoje zeznania i teraz wszystko od początku. A ty, Harry już lepiej się czujesz? Ostatnim razem jak się widzieliśmy to... było nie ciekawie.

— Tak, teraz jest już dobrze. Przynajmniej na razie. — odpowiedział Potter. Atmosfera była dość napięta.

— Spodziewasz się więcej takich ataków?

— Tak. — powiedział smutno i westchnął.

—  Dobrze się dogadujecie? — zapytała Elieen po chwili.

— Tak..., do czego dążysz ? — zapytał Severus.

— Do niczego, Severusie. Chcę po prostu zobaczyć i poznać swojego wnuka. Chyba nic w tym złego?

— W istocie nie. Ale zawsze byłaś zapracowana i nie...

— Teraz jestem już stara.— zaśmiała. Harry spojrzał na nią. Wcale nie przypominał staruszki czy też babci. Wyglądała młodo.

— Teraz mniej pracuję.

— Więc co robisz?

— Odpoczywam... gram w golfa. Wiesz Harry co to golf?

— Tak. Widziałem kilka razy w telewizji.

— Ale sam nie grałeś?

— Nie.

— Musisz spróbować. Bardzo relaksuje. Ty też Severusie mógłbyś się wyluzować. — zaśmiała się, na co Harry mu zawtórował. Snape posłał mu mordercze spojrzenie i szybko przestał. Babcia jednak kontynuowała. — Muszę cię zabrać na golfa.

— Oj, nie rób takich min.  — zwrócił się do Pottera.

Harry zaśmiał się.

— Dzisiaj wigilia. Postarał byś się być miły. Dla syna?

Harry parsknął.

— Przepraszam.  — mruknął.

— Byłaby to nowość... — zachęcała.

Harry odchrząknął.

— Może lepiej nie...?! Dla nie których może to źle zwiastować.

— Na przykład?

— Dla mnie.

— Czemu?

— Coś nie bardzo więżę, że będzie chciał odrobić chwilę miłego zachowania tygodniem złego. — Snape uśmiechnął się szatańsko.

— Oj, Harry. Bez zabawy nie ma ryzyka.

— Skończyliście? — zapytał zirytowany Severus.

***

Przez całą przerwę świąteczną Voldemort i śmierciożercy nie udzielali się. Oznaczało to tylko ciszę przed burzą. Po jakże mroźnym styczniu przyszedł luty. Harry wraz z przyjaciółmi kontynuował spotkania Gwardii Dumbledore'a. Był dumny ze swojej grupy. Z dyrektorem spotykał się na co tygodniowe spotkania podczas których dowiadywał się co raz więcej o życiu Toma Riddla. Jakimś cudem udało mu się zdobyć wspomnienie od Slughorna, a Albus ucieszył się na wieść o tym.

___________________________

[1] Castleford, miasto w północnej Anglii (Wielka Brytania), w hrabstwie West Yorkshire na południowy wschód od Leeds. Miasto liczy około 37000 mieszkańców. W starożytności znajdowało się tam rzymskie miasto Lagentium.

[2] Zaklęcie Przerwanego Oddechu - ofiara nie może oddychać przez pół minuty. (zaklęcie wymyślone przeze mnie)

[3] Zaklęcie Paraliżu - paraliżuje ofiarę na minutę (wymyślone przeze mnie).

[4] Zaklęcie Pijawki - w ciele czarodzieja pojawia się pijawka, która 'wyjada' go od środka. Prowadzi do śmierci. (wymyślone przeze mnie)

[5] Paralysis - z łac. paraliż

[6] Paralysis Retro - z łac. cofnij paraliż


EDIT: 2015/08/23
EDIT: 2017/12/16

7 komentarzy:

  1. Pierwszykomentarzniemaczasunaspacjeczytam👍

    OdpowiedzUsuń
  2. I to właśnie się dzieje, kiedy chcę się uczyć: nowy, genialny rozdział:)
    Co mogę więcej napisać?
    Rozdział strasznie mi się podoba, nie mogę się doczekać tego, co będzie dalej.
    Zapraszam do mnie:)
    Pozdrawiam,
    Arachne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do braku weny: gdy ja mam taki " zanik " pisze o wiele gorzej. W sumie to podobało mi się spotkanie Harry'ego i Tobiasza. Napisałabym więcej, ale jestem na telefonie, więc trudno mi się pisze.
      Weny życzę!

      Usuń
    2. Mi się ten rozdział bardzo podoba :D.
      Co do wenki...
      Ja kiedy jej nie mam,słucham muzyki.To pomaga zawsze i wszędzie ^^
      ~Fanka d*-*b

      Usuń
  3. Dopiero co wpadłam na bloga. Dziewczyno jesteś genialna. Błagam cię napisz szybko nową nocię. Plisss

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sztywnioooo oo ououo slow down śpiewam

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    o tak Harry poznał dziadka swojego, między Draco, a Hermiona coraz lepiej, gwardia ćwiczy cały czas...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX