31 lip 2015

Rozdział 39

Z okazji urodzin Harry'ego dodaję nowy rozdział! Zapraszam do czytania.



Rozdział 39
"Negotiations. It's Time!



           Harry, 

        Będę pisał zwięźle. Sami tej wojny nie wygramy. Potrzebni nam mugole. Tak, MUGOLE! Wiesz co to jest FBI, CIA I MI6? Mam nadzieję, że tak (jeśli nie, to zapytaj Granger, ona na pewno wie). Spotkasz się z szefem FBI w piątek 17 października. Namówisz go do zawarcia układu pomiędzy mugolami a czarodziejami. NIE wszyscy (agenci) muszą wiedzieć o czarodziejach. Główny szef jednak o nas wie. 
        To się nam bardzo przyda. Dumbledore też o tym myślał. Nie mogę Ci za dużo pisać! Zawrzyj ten układ – ty już coś wymyślisz. Ja powiem tyle: oni muszą nam pomóc. Mają dużo przydatnych zabawek.
          
S



— Myślisz, że to prawdziwy list? — Ron zapytał po raz kolejny.
— Tak. On jest prawdziwy. — odpowiedział cierpliwie Potter.
— Ale skąd masz pewność co do tego listu? — mruknęła Granger.
— Hermiono, ja po prostu wiem, że to prawda.
— No dobrze, Harry. Nie denerwuj się. — powiedziała dziewczyna.
— Wiesz... może od kogo jest ten list? — zapytał Ron.
Harry westchnął, ręką przeczesał włosy i odpowiedział:
— Tak. — Ron krzyknął uradowany, ale zaraz potem jego radosny nastrój opadł, gdy Harry dodał — Nie mogę wam powiedzieć od kogo.
— Jest tylko S na końcu... Hmm... — zastanawiała się Hermiona. — I on mnie zna.
— Hermiono, proszę Cię, nie wnikaj! Obiecaj! — ryknął Harry.
— Dobrze, jeśli to takie dla Ciebie ważne...
— Od tego zależy życie tego kogoś...
— Nie wiedziałam, Harry. Obiecuję, że nie będę wnikać.
— Dobrze. Dziękuje, Hermiono. — powiedział Potter już spokojniej.
Ron nie chciał się kłócić, więc się nie odzywał przez ten czas. Jednak, gdy konwersacja pomiędzy Harry'm, a Hermioną się skończyła, postanowił się odezwać:
— To co teraz?
Harry zastanowił się po czym odpowiedział:
— Spotkamy się z tym szefem.
— I?
— Nie wiem, Ron. Pogadamy... Ustalimy coś.
— Wszystko wyjdzie w praniu. — powiedziała Hermiona, a Harry kiwnął głową.
— CO?! — spytał Weasley.
— Nieważne! — syknęła dziewczyna.
Kilka godzin później Złota Trójca "spakowała" swoja kryjówkę. Mieli zamiar przenieść się teraz w zupełnie inną część Anglii. Zrobią to zaraz po spotkaniu z szefem tajnych organizacji.
Harry zastanawiał się czy to spotkanie wypali... Hermiona mówiła, że wszystko będzie w porządku, ale on nie był tego taki pewny.
— Czas na zakupy! — powiedziała wesoło Hermiona.
— Hmm... Jakie zakupy? — burknął Ronald.
— Ach..., Ronaldzie. Musimy przecież wyglądać jak należy.
— Czyli?
— Elegancko i poważnie. — odpowiedziała dziewczyna.
— Jak mugole?
— Tak, Ron. — mruknęła niecierpliwie.
Tymczasem Harry odbywał swoją własną konwersację z ojcem.
— Sprawiaj wrażenie... — szukał odpowiedniego słowa. — wyluzowanego. Zachowuj się dorośle i odpowiedzialnie.
— Słuchaj... a jak ty to wszystko...
— Znam głównego szefa i umówiłem Was na spotkanie z nim. — wytłumaczył Snape.
— O czym mamy rozmawiać z nim?
— Potter! — warknął. — Użyj mózgownicy! Chociaż czasami.
Harry westchnął.
— Masz zmusić ich do współpracy. Wytłumacz im skalę zagrożenia i przedstaw korzyści z zawarcia układu.
— A jakie będą oni mieć korzyści z tego układu?
— Pomoc w usuwaniu szkód po atakach?! Pomoc w razie ataku? Nie wiem, Harry. Wymyśl coś, to twoja misja. — prychnął Snape.
— Jasne, dzięki za rady. — mruknął „bliznowaty”.
— Harry, ja nie mam czasu się teraz z tobą kłócić; w ogóle nie mam czasu na żadne rozmowy. Mam całą szkołę na głowie i... Czarnego Pana i... jego misje i wymysły.
— A czy ja coś mówię?
— Nie, ale myślisz. — ponownie prychnął.
— Dobra. — Harry rzekł wściekle. — Nie mam czasu, aby więcej z tobą konwersować, ponieważ muszę się zająć szaloną misją ratowania tego pieprzonego świata.
— Harry! — krzyknął jego ojciec.
— Żegnam.
— To jak... zakupy? — zapytał przyjaciół.
— Tak, Harry. Idziemy do mugolskiego Londynu. — zapiszczała uradowana kwestią zakupów.




Ron mruknął coś niewyraźne pod nosem. Harry zrozumiał, że to było coś w stylu: „dziewczyny”. Mugolski Londyn był jak zawsze zatłoczony. Ludzie, którzy nawet nie myśleli o źle tego świata czy o niebezpieczeństwie, jakie panowało gdzieś dalej. Nie przejmowali się tym. Nie wiedzieli o tym.
Harry wraz z przyjaciółmi teleportowali na Elizabeth St. [1]. Hermiona zaprowadziła ich do kilku butików. Była taka szczęśliwa przechadzając się między wieszakami z ubraniami.
Dla Harry'ego wyszukała czarne dopasowane dżinsy, szarą koszulę z rękawem 3/4 i skórzaną kurtkę. Dla Rona wynalazła brązowe spodnie, jasno-niebieską bluzkę oraz czarną marynarkę. Dla siebie wybrała czarną skórzaną spódnicę, kremowe szpilki, białą koszulę oraz czarny sweterek.
Przebrali się szybko i udali się do siedziby tajnych służb specjalnych, która znajdowała się na A3036. Budynek należy do MI6, czyli Secret Intelligence Service MI6. Zadaniem MI6 jest zwalczanie szpiegostwa zagrażającego interesom Wielkiej Brytanii, poza jej granicami, oraz gromadzenie, przetwarzanie i analizowanie politycznych, ekonomicznych, technicznych i naukowych informacji wywiadowczych, o państwach lub organizacjach będących w zainteresowaniu Wielkiej Brytanii [2].
Harry postanowił zawrzeć układ na razie tylko z MI6, może potem z następnymi organizacjami.
Budynek sprawiał wrażenie niezbyt dużego, ale większość kompleksu kryje się pod ziemią na kilkunastu poziomach. Budynek pełen jest elektroniki i systemów bezpieczeństwa. [3] Przynajmniej tak twierdzi Hermiona.
Gdy znajdowali się przed głównym wejściem przyjrzeli się bardziej imponującemu budnykowi. Spojrzeli po sobie, po czym podeszli do ochrony.
— Słucham? — zapytał ochroniarz. Harry dostrzegł na plakietce imię. John.
— Jesteśmy umówieni z szefem MI6, Michael'em Shonem [4]. — oznajmił Harry.
— Wasze nazwiska?
— Potter, Granger i Weasley. — Hermiona powiedziała pewnie. Ubiór „Złotej Trójcy” sprawił, że brano ich za starszych, niż w rzeczywistości są.
— Zaraz sprawdzę czy jesteście na liście oraz zadzwonię na górę. — zakomunikował John. — A tymczasem musicie się poddać kontroli ochronnej. — ochroniarz wskazał im kilka osób dalej.
— Oczywiście.
Podeszli do kolejnych facetów w mundurach. Po chwili byli już przeszukani i przepuszczeni dalej. A tam znów spotkali Johna.
— Dostaliście zgodę na wejście. Pan Michael Was oczekuje. — podał nam plakietki z naszymi imionami i nazwiskami oraz zdjęciem. Harry zastanawiał się kiedy udało im się zrobić zdjęcia.
—Zaprowadzi Was tam asystentka szefa Meredith. — ku nim zmierzała uśmiechnięta blondynka.
Odwzajemnili uśmiech i podążyli za – jak to ujął Ron – seksowną pomocnicą wielkiego szefa. Hermiona obruszyła się na takie stwierdzenie, a Harry zachichotał z bezpośredniości Rona.
Po pięciu minutach znajdowali się przed wielkimi metalowymi drzwiami. Meredith, asystentka szefa, otworzyła je i czarodzieje weszli.
Im oczom okazał się wielki gabinet; umeblowany był nowocześnie i z klasą.
— Zapraszam. — odezwał się Shon wskazując na fotele przed jego biurkiem. Usiedli niepewnie. — Meredith, moja droga przynieś naszym gościom... — popatrzył na nich z pytaniem w oczach...
— Poproszę wodę z cytryną. — Granger odezwała się pierwsza.
— A dla panów? — zapytała Pottera i Weasleya.
— Ja poproszę także wodę z cytryną. — powiedział Ron.
— Ja dziękuję. — odmówił Potter.
— Dobrze. Za chwilę wracam. — uśmiechnęła się i wyszła z gabinetu.
Michael badał ich wzrokiem przez cały ten czas, pukając palcem o swój policzek.
— A więc panna Granger, pan Potter i pan Weasley... — mruknął.
— Zgadza się. — potwierdził Harry.
— Pan S. mówił, że macie dla mnie pewną propozycję. — powiedział poważnie.
— Tak. Chcemy zaproponował Wam współpracę... — oznajmiła Hermiona.
— Spodziewałem się tego. — mruknął szef. — Wiem, że jesteście czarodziejami i wiem co się teraz dzieje w Anglii... Te napady... Te morderstwa.... To straszne... Wiem, że Wasz czarnoksiężnik za tym stoi.
— Tak, Tom Riddle... chociaż obecnie nazywa się... — Harry zamilkł. — Nie możemy tego powiedzieć, ponieważ został nałożony na nas namiar i kiedy wypowiemy jego imię... znajdują nas jego ludzie.
— Śmierciożercy... — pokręcił głową. — Dzięki panu S. jestem dobrze poinformowany i zaznajomiony z obecną sytuacją.
— Kim jest pan S.? — wypaliła Hermiona.
— Panno Granger, nie mogę pani udzielać takich informacji. — powiedział rozbawiony. — Wróćmy do naszej współpracy... Na czym ona miałaby polegać?
— Pan S. nie wspominał? — zapił Ron. Harry w tym momencie tak bardzo chciał móc zakneblować Rona.
— Oczywiście, że wspominał, ale ja chcę usłyszeć to od Was, panie Weasley. — oznajmił Shon.
— Jesteśmy czarodziejami i w razie ataku moglibyśmy pomóc, czy też uleczać ranne osoby. Razem będziemy mieć przewagę. — powiedziała dziewczyna, a do gabinetu wkroczyła asystentka.
— Dziękuję. — mruknął Ron wraz z Hermioną po dostaniu napoju. Po chwili Meredith wyszła
— Ja mam tysiące agentów, a wy? — prychnął. — Tak w ogóle ile macie lat?
— W świetle prawa czarodziejów jesteśmy dorośli. — Hermiona oznajmiła poważnie.
— Yhym... — bąknął. — Wasza trójka i moi agenci... Gdybyście przyszli tutaj sami... — popatrzyli na niego zdziwieni. — Chodzi mi o to, że bez pomocy pana S. już dawno bym Was wywalił za drzwi. — zaśmiał się , jakby w tym co powiedział było coś śmiesznego.
— Gdyby pan S. był nam kiedykolwiek bliski... — burknął.
— Ron! — zganiła go Hermiona.
— Gdyby nie pan S. to ten kontrakt byłby nie ważny...
— Czyli... przyjmuje pan naszą współpracę?
— Jasne, panie Potter. Wiem kim jesteś i wiem, co musisz zrobić. A nie zrobisz tego bez nas. — uśmiechnął się. — Szczegóły kontraktu wyślę sową. — puścił im oczko.
— Naprawdę?
— Tak, wszystko, jak już mówiłem, ustaliliśmy z panem S., który bardzo dba o twoje bezpieczeństwo. — powiedział do Pottera.
— Wiem. —mruknął zażenowany Harry.
— Od jutra zaczynacie szkolenie. — powiedział radośnie.
— Jakie szkolenie? — wykrzyknął Ron.
— Musicie nauczyć się obsługi broni i innych ciekawych zabawek. — zaśmiał się. — Jeszcze dzisiaj zbiorę zebranie i poinformuję moich niektórych ludzi o naszym kontrakcie. Spokojnie, według poleceń pana S. . Musicie jednak poczekać godzinę na wyrobienie wam legitymacji i przepustek do MI6. Od teraz jakby... tutaj pracujecie. — uśmiechnął się ponownie. — Meredith oprowadzi Was po budynku. Zobaczymy się jutro o 14.00 w sali treningowej. Do zobaczenia. — powiedział i wyszedł, po chwili weszła Meredith i podążyli za nią na oglądanie siedziby służb specjalnych.

Draco Malfoy przez ostatnie miesiące rzadko spotykał się z ojcem. Od września znajdował się znowu w szkole Magii i Czarodziejstwa. Został prefektem naczelnym, ale niezbyt się z tego cieszył. Dużo myślał. Główniej o niej! O tym, że telepie się nie wiadomo gdzie z Potterem i tym Weasleyem. Snape potwierdzał wiele razy, że nic im nie jest. Powiedział mu także o tym, że Potter to jego syn [Severusa].Takiej informacji nie spodziewał się tamtego dnia....
— Severusie, ja muszę wiedzieć, czy nic jej nie jest. — powiedział Draco tamtego pamiętnego dnia.
— Draco, ile jeszcze razy muszę Ci mówić, że jest wszystko w porządku? — zirytował się Mistrz Eliksirów. — Żyje! Ma się dobrze!
— A skąd wiesz?
— Mam swoje źródła. — zamyślił na chwilę. — Opanowałeś już oklumencję?
— Oczywiście. — oznajmił dumnie chłopak.
— Dobrze. Powiem Ci coś, ale musisz przysiąc, że nikomu o tym nie powiesz, rozumiesz?
— Tak, obiecuję. — powiedział zaciekawiony.
— Harry jest moim synem. — oznajmił po prostu obserwując jak z twarzy Draco odchodzi krew.
— Ale..., że Potter?!
— Tak. Znasz jakiegoś jeszcze Harry'ego? — prychnął.
— Merlinie. — jęknął. — Ale jak...?
— Draco, chyba nie muszę Ci tłumaczyć skąd...
— Nie, nie o to mi chodziło. — pośpieszył z wyjaśnieniami.
— A więc... oświeć mnie!
— Ty byłeś z matką Pottera? — zapytał niepewnie.
— Tak.
— Ale ona była z Jamesem Potterem...
— To było zwykłe kłamstwo! Plan Dumbledore'a.
— Och... A Potter wie?
Harry! — poprawił go, Draco prychnął.
— A Harry wie?
— Tak. Od kilku miesięcy. — odparł zmęczonym głosem.
— No dobrze, ale nadal mi nie powiedziałeś skąd wiesz...
— Mam połączenie telepatyczne z nim...
— No to zapytaj się go.
— Rozmawiałem z nim nie tak dawno. — powiedział znudzony.
— PROSZĘ! — jęknął.
— No dobrze, ale ty i tak nie będziesz go słyszeć.
— Wiem przecież! No już... dawaj! — ponaglał Mistrza Eliksirów.
Severus skupił się na połączeniu z Harry'm i po chwili już rozmawiali. *
—Tak? – zapytał w myślach Harry.
— Sprawdzam czy jeszcze żyjesz. – odezwał się Severus.
— Miło. – zaśmiał się. – Żyjemy. A tak na poważnie to nie mam już pomysłu na tą wyprawę. Nie wiem gdzie mam szukać...
— Jakbyś mi powiedział czego szukacie to może mógłbym pomóc. – rzekł spokojnie.
— Dumbledore Ci nie powiedział? – zdziwił się chłopak.
— Albus... – zamyślił się. – Albus był skrytym człowiekiem.
— Ale byłeś z nim blisko. – palnął, nie zdając sobie sprawy z podwójnego znaczenia tego, co powiedział.
— Blisko? – parsknął Snape.
— Ach, nie o to mi chodziło. – zreflektował się. – Mówił Ci o swoich planach i tak dalej.
— Nie ufasz mi?
— Ufam, oczywiście... Ale Dumbledore powiedział, abym nikomu oprócz...
Twoich Gryfronów... tak to słyszałem. Jak chcesz.
— Ode mnie? Jestem mistrzem w oklumencji...
— A jakby Ci się wymsknęło...
— Harry, panuję nad sobą. Nie chcesz to nie mów! Ja cię do niczego nie zmuszam. Po prostu chciałem Ci pomóc.
— Tato... – westchnął Harry. – Szukamy horkruksów Sam–Wiesz–Kogo.
— Horkruksów? Hmm... – zastanowił się. – Poszukam trochę o tym.
— Tylko proszę nie tak, aby ON się dowiedział.
— Za kogo mnie masz, Harry?! Oczywiście. Jestem szpiegiem doskonałym...
— Tak, wiem. Przepraszam. – odparł słysząc, że ojciec się zdenerwował.
— Dobrze. Coś jeszcze się dzieje u ciebie?
— Właśnie mam zamiar przeczytać książkę Skeeter. Tej, wiesz o Dumbledore'rze.
— Och... Nie wierz we wszystko co ona tam powypisywała.
— Większość to kłamstwa? – zapytał.
— Hmmm... Jedna trzecia to kłamstwa, a reszta to niestety przykra prawda.
— O czym mówisz, tato? – zaciekawił się chłopak.
— Jak skończysz czytać, to odezwij się, a powiem Ci co jest prawdą. Nie ma sensu, abym Ci teraz to mówił. Przeczytasz to zobaczysz. Nie osądzaj Albusa za jego złe uczynki! Ja muszę już kończyć
— Ale... – zaczął Harry.
— Muszę już iść. – przerwał Snape.*
Severus przerwał konwersację i powrócił do swojego gabinetu.
— I co? I co?
— Cała i zdrowa. — mruknął Snape.
— A co robią? — spytał Malfoy.
— Mój syn czyta książkę o tajemnicach Dumbledore'a.
— Mój syn... Merlinie... To takie dziwne.  




___________________________
* fragment rozdziału 36
[1] Elizabeth St. – ulica w Londynie.
[2] Według Wikipedii
[3] Według wnieznane.pl
[4] Zmyślona przeze mnie postać; prawdziwym szefem MI6 jest zupełnie ktoś inny. 

Czytasz? = Skomentuj


4 komentarze:

  1. zaczęłam czytać pewnego dnia i w ciągu niemalże 3 dni przeszłam do tego rozdziału! wspaniały blog!

    OdpowiedzUsuń
  2. od teraz codziennie będę sprawdzać, czy nie zjawiło się nic nowego :) życzę weny i udanych wakacji :DD

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda że dopiero teraz znalazłam tego bloga. Miałam też założyć bloga o Harrym Potterze i też miałam pomysł na początek historii ale nie będę kopiować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    Hermiona miała nie wnikać, Severus jak widać bardzo się martwi, a sam Draco martwi się o Hermionę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX