Z okazji urodzin Harry'ego dodaję nowy rozdział! Zapraszam do czytania.
Rozdział 39
Rozdział 39
"Negotiations. It's Time!"
Harry,
Będę pisał zwięźle. Sami tej wojny nie wygramy. Potrzebni nam mugole. Tak, MUGOLE! Wiesz co to jest FBI, CIA I MI6? Mam nadzieję, że tak (jeśli nie, to zapytaj Granger, ona na pewno wie). Spotkasz się z szefem FBI w piątek 17 października. Namówisz go do zawarcia układu pomiędzy mugolami a czarodziejami. NIE wszyscy (agenci) muszą wiedzieć o czarodziejach. Główny szef jednak o nas wie.
To się nam bardzo przyda. Dumbledore też o tym myślał. Nie mogę Ci za dużo pisać! Zawrzyj ten układ – ty już coś wymyślisz. Ja powiem tyle: oni muszą nam pomóc. Mają dużo przydatnych zabawek.
S
— Myślisz, że to prawdziwy list? — Ron zapytał po raz kolejny.
— Tak. On jest prawdziwy. —
odpowiedział cierpliwie Potter.
— Ale skąd masz pewność co do tego
listu? — mruknęła Granger.
— Hermiono, ja po prostu wiem, że to
prawda.
— No dobrze, Harry. Nie denerwuj się.
— powiedziała dziewczyna.
— Wiesz... może od kogo jest ten
list? — zapytał Ron.
Harry westchnął, ręką przeczesał
włosy i odpowiedział:
— Tak. — Ron krzyknął uradowany,
ale zaraz potem jego radosny nastrój opadł, gdy Harry dodał —
Nie mogę wam powiedzieć od kogo.
— Jest tylko S na końcu... Hmm... —
zastanawiała się Hermiona. — I on mnie zna.
— Hermiono, proszę Cię, nie wnikaj!
Obiecaj! — ryknął Harry.
— Dobrze, jeśli to takie dla Ciebie
ważne...
— Od tego zależy życie tego
kogoś...
— Nie wiedziałam, Harry. Obiecuję,
że nie będę wnikać.
— Dobrze. Dziękuje, Hermiono. —
powiedział Potter już spokojniej.
Ron nie chciał się kłócić, więc się nie odzywał przez ten czas. Jednak, gdy konwersacja pomiędzy Harry'm, a Hermioną się skończyła, postanowił się odezwać:
— To co teraz?
Harry zastanowił się po czym
odpowiedział:
— Spotkamy się z tym szefem.
— I?
— Nie wiem, Ron. Pogadamy... Ustalimy
coś.
— Wszystko wyjdzie w praniu. —
powiedziała Hermiona, a Harry kiwnął głową.
— CO?! — spytał Weasley.
— Nieważne! — syknęła
dziewczyna.
Kilka godzin później Złota Trójca "spakowała" swoja kryjówkę. Mieli zamiar przenieść się teraz w zupełnie inną część Anglii. Zrobią to zaraz po spotkaniu z szefem tajnych organizacji.
Harry zastanawiał się czy to spotkanie wypali... Hermiona mówiła, że wszystko będzie w porządku, ale on nie był tego taki pewny.
— Czas na zakupy! — powiedziała
wesoło Hermiona.
— Hmm... Jakie zakupy? — burknął
Ronald.
— Ach..., Ronaldzie. Musimy przecież
wyglądać jak należy.
— Czyli?
— Elegancko i poważnie. —
odpowiedziała dziewczyna.
— Jak mugole?
— Tak, Ron. — mruknęła
niecierpliwie.
Tymczasem Harry odbywał swoją własną
konwersację z ojcem.
— Sprawiaj wrażenie... — szukał
odpowiedniego słowa. — wyluzowanego. Zachowuj się dorośle i
odpowiedzialnie.
— Słuchaj... a jak ty to wszystko...
— Znam głównego szefa i umówiłem
Was na spotkanie z nim. — wytłumaczył Snape.
— O czym mamy rozmawiać z nim?
— Potter! — warknął. — Użyj
mózgownicy! Chociaż czasami.
Harry westchnął.
— Masz zmusić ich do współpracy.
Wytłumacz im skalę zagrożenia i przedstaw korzyści z zawarcia
układu.
— A jakie będą oni mieć korzyści
z tego układu?
— Pomoc w usuwaniu szkód po
atakach?! Pomoc w razie ataku? Nie wiem, Harry. Wymyśl coś, to
twoja misja. — prychnął Snape.
— Jasne, dzięki za rady. — mruknął
„bliznowaty”.
— Harry, ja nie mam czasu się teraz
z tobą kłócić; w ogóle nie mam czasu na żadne rozmowy. Mam całą
szkołę na głowie i... Czarnego Pana i... jego misje i wymysły.
— A czy ja coś mówię?
— Nie, ale myślisz. — ponownie
prychnął.
— Dobra. — Harry rzekł wściekle.
— Nie mam czasu, aby więcej z tobą konwersować, ponieważ muszę
się zająć szaloną misją ratowania tego pieprzonego świata.
— Harry! — krzyknął jego ojciec.
— Żegnam.
— To jak... zakupy? — zapytał
przyjaciół.
— Tak, Harry. Idziemy do mugolskiego
Londynu. — zapiszczała uradowana kwestią zakupów.
Ron mruknął coś niewyraźne pod
nosem. Harry zrozumiał, że to było coś w stylu: „dziewczyny”.
Mugolski Londyn był jak zawsze zatłoczony. Ludzie, którzy nawet
nie myśleli o źle tego świata czy o niebezpieczeństwie, jakie
panowało gdzieś dalej. Nie przejmowali się tym. Nie wiedzieli o
tym.
Harry wraz z przyjaciółmi
teleportowali na Elizabeth St. [1]. Hermiona zaprowadziła ich do
kilku butików. Była taka szczęśliwa przechadzając się między
wieszakami z ubraniami.
Dla Harry'ego wyszukała czarne
dopasowane dżinsy, szarą koszulę z rękawem 3/4 i skórzaną
kurtkę. Dla Rona wynalazła brązowe spodnie, jasno-niebieską
bluzkę oraz czarną marynarkę. Dla siebie wybrała czarną skórzaną
spódnicę, kremowe szpilki, białą koszulę oraz czarny sweterek.
Przebrali się szybko i udali się do
siedziby tajnych służb specjalnych, która znajdowała się na
A3036. Budynek należy do MI6, czyli Secret Intelligence Service MI6.
Zadaniem MI6 jest
zwalczanie szpiegostwa zagrażającego interesom Wielkiej Brytanii,
poza jej granicami, oraz gromadzenie, przetwarzanie i analizowanie
politycznych, ekonomicznych, technicznych i naukowych informacji
wywiadowczych, o państwach lub organizacjach będących w
zainteresowaniu Wielkiej Brytanii [2].
Harry
postanowił zawrzeć układ na razie tylko z MI6, może potem z
następnymi organizacjami.
Budynek
sprawiał wrażenie niezbyt dużego, ale większość kompleksu kryje
się pod ziemią na kilkunastu poziomach. Budynek pełen jest
elektroniki i systemów bezpieczeństwa. [3] Przynajmniej tak
twierdzi Hermiona.
Gdy
znajdowali się przed głównym wejściem przyjrzeli się bardziej
imponującemu budnykowi. Spojrzeli po sobie, po czym podeszli do
ochrony.
— Słucham?
— zapytał ochroniarz. Harry dostrzegł na plakietce imię. John.
— Jesteśmy
umówieni z szefem MI6, Michael'em Shonem [4]. — oznajmił Harry.
— Wasze
nazwiska?
— Potter,
Granger i Weasley. — Hermiona powiedziała pewnie. Ubiór „Złotej
Trójcy” sprawił, że brano ich za starszych, niż w
rzeczywistości są.
— Zaraz
sprawdzę czy jesteście na liście oraz zadzwonię na górę. —
zakomunikował John. — A tymczasem musicie się poddać kontroli
ochronnej. — ochroniarz wskazał im kilka osób dalej.
— Oczywiście.
Podeszli
do kolejnych facetów w mundurach. Po chwili byli już przeszukani i
przepuszczeni dalej. A tam znów spotkali Johna.
— Dostaliście
zgodę na wejście. Pan Michael Was oczekuje. — podał nam
plakietki z naszymi imionami i nazwiskami oraz zdjęciem. Harry
zastanawiał się kiedy udało im się zrobić zdjęcia.
—Zaprowadzi
Was tam asystentka szefa Meredith. — ku nim zmierzała uśmiechnięta
blondynka.
Odwzajemnili
uśmiech i podążyli za – jak to ujął Ron – seksowną
pomocnicą wielkiego szefa. Hermiona obruszyła się na takie
stwierdzenie, a Harry zachichotał z bezpośredniości Rona.
Po
pięciu minutach znajdowali się przed wielkimi metalowymi drzwiami.
Meredith, asystentka szefa, otworzyła je i czarodzieje weszli.
Im
oczom okazał się wielki gabinet; umeblowany był nowocześnie i z
klasą.
— Zapraszam.
— odezwał się Shon wskazując na fotele przed jego biurkiem.
Usiedli niepewnie. — Meredith, moja droga przynieś naszym
gościom... — popatrzył na nich z pytaniem w oczach...
— Poproszę
wodę z cytryną. — Granger odezwała się pierwsza.
— A
dla panów? — zapytała Pottera i Weasleya.
— Ja
poproszę także wodę z cytryną. — powiedział Ron.
— Ja
dziękuję. — odmówił Potter.
— Dobrze.
Za chwilę wracam. — uśmiechnęła się i wyszła z gabinetu.
Michael
badał ich wzrokiem przez cały ten czas, pukając palcem o swój
policzek.
— A
więc panna Granger, pan Potter i pan Weasley... — mruknął.
— Zgadza
się. — potwierdził Harry.
— Pan
S. mówił, że macie dla mnie pewną propozycję. — powiedział
poważnie.
— Tak.
Chcemy zaproponował Wam współpracę... — oznajmiła Hermiona.
— Spodziewałem
się tego. — mruknął szef. — Wiem, że jesteście czarodziejami
i wiem co się teraz dzieje w Anglii... Te napady... Te
morderstwa.... To straszne... Wiem, że Wasz czarnoksiężnik za tym
stoi.
— Tak,
Tom Riddle... chociaż obecnie nazywa się... — Harry zamilkł. —
Nie możemy tego powiedzieć, ponieważ został nałożony na nas
namiar i kiedy wypowiemy jego imię... znajdują nas jego ludzie.
— Śmierciożercy...
— pokręcił głową. — Dzięki panu S. jestem dobrze
poinformowany i zaznajomiony z obecną sytuacją.
— Kim
jest pan S.? — wypaliła Hermiona.
— Panno
Granger, nie mogę pani udzielać takich informacji. — powiedział
rozbawiony. — Wróćmy do naszej współpracy... Na czym ona
miałaby polegać?
— Pan
S. nie wspominał? — zapił Ron. Harry w tym momencie tak bardzo
chciał móc zakneblować Rona.
— Oczywiście,
że wspominał, ale ja chcę usłyszeć to od Was, panie Weasley. —
oznajmił Shon.
— Jesteśmy
czarodziejami i w razie ataku moglibyśmy pomóc, czy też uleczać
ranne osoby. Razem będziemy mieć przewagę. — powiedziała
dziewczyna, a do gabinetu wkroczyła asystentka.
— Dziękuję.
— mruknął Ron wraz z Hermioną po dostaniu napoju. Po chwili
Meredith wyszła
— Ja
mam tysiące agentów, a wy? — prychnął. — Tak w ogóle ile
macie lat?
— W
świetle prawa czarodziejów jesteśmy dorośli. — Hermiona
oznajmiła poważnie.
— Yhym...
— bąknął. — Wasza trójka i moi agenci... Gdybyście przyszli
tutaj sami... — popatrzyli na niego zdziwieni. — Chodzi mi o to,
że bez pomocy pana S. już dawno bym Was wywalił za drzwi. —
zaśmiał się , jakby w tym co powiedział było coś śmiesznego.
— Gdyby
pan S. był nam kiedykolwiek bliski... — burknął.
— Ron! — zganiła go Hermiona.
— Gdyby nie pan S. to ten kontrakt
byłby nie ważny...
— Czyli... przyjmuje pan naszą
współpracę?
— Jasne, panie Potter. Wiem kim
jesteś i wiem, co musisz zrobić. A nie zrobisz tego bez nas. —
uśmiechnął się. — Szczegóły kontraktu wyślę sową. —
puścił im oczko.
— Naprawdę?
— Tak, wszystko, jak już mówiłem,
ustaliliśmy z panem S., który bardzo dba o twoje bezpieczeństwo. —
powiedział do Pottera.
— Wiem. —mruknął zażenowany
Harry.
— Od jutra zaczynacie szkolenie. —
powiedział radośnie.
— Jakie szkolenie? — wykrzyknął Ron.
— Jakie szkolenie? — wykrzyknął Ron.
— Musicie nauczyć się
obsługi broni i innych ciekawych zabawek. — zaśmiał się. —
Jeszcze dzisiaj zbiorę zebranie i poinformuję moich niektórych
ludzi o naszym kontrakcie. Spokojnie, według poleceń pana S. .
Musicie jednak poczekać godzinę na wyrobienie wam legitymacji i
przepustek do MI6. Od teraz jakby... tutaj pracujecie. — uśmiechnął
się ponownie. — Meredith oprowadzi Was po budynku. Zobaczymy się
jutro o 14.00 w sali treningowej. Do zobaczenia. — powiedział i
wyszedł, po chwili weszła Meredith i podążyli za nią na
oglądanie siedziby służb specjalnych.
Draco Malfoy przez ostatnie miesiące
rzadko spotykał się z ojcem. Od września znajdował się znowu w
szkole Magii i Czarodziejstwa. Został prefektem naczelnym, ale
niezbyt się z tego cieszył. Dużo myślał. Główniej o niej! O
tym, że telepie się nie wiadomo gdzie z Potterem i tym Weasleyem.
Snape potwierdzał wiele razy, że nic im nie jest. Powiedział mu
także o tym, że Potter to jego syn [Severusa].Takiej informacji nie
spodziewał się tamtego dnia....
— Severusie, ja muszę wiedzieć, czy
nic jej nie jest. — powiedział Draco tamtego pamiętnego dnia.
— Draco, ile jeszcze razy muszę Ci
mówić, że jest wszystko w porządku? — zirytował się Mistrz
Eliksirów. — Żyje! Ma się dobrze!
— A skąd wiesz?
— Mam swoje źródła. — zamyślił
na chwilę. — Opanowałeś już oklumencję?
— Oczywiście. — oznajmił dumnie
chłopak.
— Dobrze. Powiem Ci coś, ale musisz
przysiąc, że nikomu o tym nie powiesz, rozumiesz?
— Tak, obiecuję. — powiedział
zaciekawiony.
— Harry jest moim synem. — oznajmił
po prostu obserwując jak z twarzy Draco odchodzi krew.
— Ale..., że Potter?!
— Tak. Znasz jakiegoś jeszcze
Harry'ego? — prychnął.
— Merlinie. — jęknął. — Ale
jak...?
— Draco, chyba nie muszę Ci
tłumaczyć skąd...
— Nie, nie o to mi chodziło. —
pośpieszył z wyjaśnieniami.
— A więc... oświeć mnie!
— Ty byłeś z matką Pottera? —
zapytał niepewnie.
— Tak.
— Ale ona była z Jamesem Potterem...
— To było zwykłe kłamstwo! Plan
Dumbledore'a.
— Och... A Potter wie?
— Harry! — poprawił go, Draco
prychnął.
— A Harry wie?
— Tak. Od kilku miesięcy. — odparł
zmęczonym głosem.
— No dobrze, ale nadal mi nie
powiedziałeś skąd wiesz...
— Mam połączenie telepatyczne z
nim...
— No to zapytaj się go.
— Rozmawiałem z nim nie tak dawno. —
powiedział znudzony.
— PROSZĘ! — jęknął.
— No dobrze, ale ty i tak nie
będziesz go słyszeć.
— Wiem przecież! No już... dawaj! —
ponaglał Mistrza Eliksirów.
Severus skupił się na połączeniu z
Harry'm i po chwili już rozmawiali. *
—Tak? – zapytał w myślach Harry.
— Sprawdzam czy jeszcze żyjesz. –
odezwał się Severus.
— Miło. – zaśmiał się. –
Żyjemy. A tak na poważnie to nie mam już pomysłu na tą wyprawę.
Nie wiem gdzie mam szukać...
— Jakbyś mi powiedział czego
szukacie to może mógłbym pomóc. – rzekł spokojnie.
— Dumbledore Ci nie powiedział? –
zdziwił się chłopak.
— Albus... – zamyślił się. –
Albus był skrytym człowiekiem.
— Ale byłeś z nim blisko. –
palnął, nie zdając sobie sprawy z podwójnego znaczenia tego, co
powiedział.
— Blisko? – parsknął Snape.
— Ach, nie o to mi chodziło. –
zreflektował się. – Mówił Ci o swoich planach i tak dalej.
— Nie ufasz mi?
— Nie ufasz mi?
— Ufam, oczywiście... Ale Dumbledore
powiedział, abym nikomu oprócz...
Twoich Gryfronów... tak to słyszałem.
Jak chcesz.
— Ode mnie? Jestem mistrzem w
oklumencji...
— A jakby Ci się wymsknęło...
— Harry, panuję nad sobą. Nie
chcesz to nie mów! Ja cię do niczego nie zmuszam. Po prostu
chciałem Ci pomóc.
— Tato... – westchnął Harry. –
Szukamy horkruksów Sam–Wiesz–Kogo.
— Horkruksów? Hmm... – zastanowił
się. – Poszukam trochę o tym.
— Tylko proszę nie tak, aby ON się
dowiedział.
— Za kogo mnie masz, Harry?!
Oczywiście. Jestem szpiegiem doskonałym...
— Tak, wiem. Przepraszam. – odparł
słysząc, że ojciec się zdenerwował.
— Dobrze. Coś jeszcze się dzieje u
ciebie?
— Właśnie mam zamiar przeczytać
książkę Skeeter. Tej, wiesz o Dumbledore'rze.
— Och... Nie wierz we wszystko co ona
tam powypisywała.
— Większość to kłamstwa? –
zapytał.
— Hmmm... Jedna trzecia to kłamstwa,
a reszta to niestety przykra prawda.
— O czym mówisz, tato? –
zaciekawił się chłopak.
— Jak skończysz czytać, to odezwij
się, a powiem Ci co jest prawdą. Nie ma sensu, abym Ci teraz to
mówił. Przeczytasz to zobaczysz. Nie osądzaj Albusa za jego złe
uczynki! Ja muszę już kończyć
— Ale... – zaczął Harry.
— Muszę już iść. – przerwał
Snape.*
Severus przerwał konwersację i
powrócił do swojego gabinetu.
— I co? I co?
— Cała i zdrowa. — mruknął
Snape.
— A co robią? — spytał Malfoy.
— Mój syn czyta książkę o
tajemnicach Dumbledore'a.
— Mój syn... Merlinie... To takie
dziwne.
___________________________
* fragment rozdziału 36
[1] Elizabeth St. – ulica w Londynie.
[2] Według Wikipedii
[3] Według wnieznane.pl
[4] Zmyślona przeze mnie postać; prawdziwym szefem MI6 jest zupełnie ktoś inny.
Czytasz? = Skomentuj
zaczęłam czytać pewnego dnia i w ciągu niemalże 3 dni przeszłam do tego rozdziału! wspaniały blog!
OdpowiedzUsuńod teraz codziennie będę sprawdzać, czy nie zjawiło się nic nowego :) życzę weny i udanych wakacji :DD
OdpowiedzUsuńSzkoda że dopiero teraz znalazłam tego bloga. Miałam też założyć bloga o Harrym Potterze i też miałam pomysł na początek historii ale nie będę kopiować.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńHermiona miała nie wnikać, Severus jak widać bardzo się martwi, a sam Draco martwi się o Hermionę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie