31 gru 2015

Rozdział 48 cz. I

Obiecałam, że dodam jeszcze w tym roku, a więc dodaję. W chwili dodawania rozdziału jest jeszcze 12 minut do Nowego Roku, więc zdążyłam!
Chcę Wam życzyć SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! :D



Rozdział 48
"Happy New Year? cz. I"








Ten poranek w Norze był jednym z najlepszych jakie się obecnie mogły się zdarzyć. Wojna dawała się w kości. Teraz w domu zgromadziła się cała rodzina. Salon – tak jak i cały dom – był przystrojony świątecznie, ale to właśnie tutaj w salonie stała choinka. Drzewko było największym i najważniejszym znakiem świąt.
Ron, który wrócił na święta do domu ze swojej misji, próbował dowiedzieć się jak najwięcej o działalności Voldemorta i Zakonu Feniksa.
Członkowie Zakonu nie byli jednak zbyt rozmowni...
— Śniadanie na stole! — zawołała pani domu.
Po chwili w kuchni pojawili się wszyscy domownicy.
— Smacznego!
Kilka minut później do drzwi chaty zawitali Remus i Nimfadora. Pani Weasley od razu zaprosiła ich do stołu.Wilkołak przyniósł prezenty, które położył pod choinką.
 Remus z Nimfadorą byli już po ślubie. Była to cicha i kameralna uroczystość.
— Pani Lupin! — zaśmiali się bliźniacy odsuwając Nimfadorze krzesło. Pani Weasley popatrzyła na nich z naganą widoczną w oczach.
— Fred! George! — powiedział tylko gospodarz.
Bliźniaki zaśmiały się, a wraz z nimi cała reszta.

Kiedy siedzieli przy choince Fleur wraz z Billem wstali i popatrzyli na zgromadzonych.
— Mamo, tato... — zaczął Bill; rodzice popatrzyli na niego z przerażeniem. — Będziecie dziadkami. — uśmiechnął się.
Weasleyowie odetchnęli z ulgą... po czym wyściskali przyszłych rodziców.

* * *

— Choć. — rzekła Hermiona do Harry'ego.— To nasz pociąg.
Harry wstał z ławeczki, na której dotychczas siedział i pomaszerował za dziewczyną. Wsiedli do pociągu wybierając najmniej zatłoczony przedział. Hermiona usiadła przy oknie, a Harry naprzeciwko niej.
Dziewczyna wyjęła z torby mapę i zaczęła przeszukiwać ją. Potter nie mając nic lepszego do roboty obserwował ją.
— Jaki adres? — zapytała wyrywając z zadumy chłopaka.
Harry sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął list od Rona i podał Granger. Przeczytała go po czym przeniosła ponownie wzrok na mapę.
— I co znalazłaś? — zapytał.
— Tak. Wiesz, że Muszelka z jednej strony jest otoczona morzem, a z drugiej puszczą.
Harry wzruszył ramionami.
— Dobra siedziba. — mruknął. — Trudna do zdobycia.
— Tak. — przytaknęła. — Również dla nas. — uśmiechnęła się złośliwie.
— Oj! Co się martwisz?! Damy radę.
— Yhym. — mruknęła nieprzekonująco. Harry przewrócił oczami.
Pół godziny później Hermiona obudziła chłopaka oznajmiając, że na następnej stacji wysiadają. Zdziwił się, że udało mu się usnąć... Granger, na widok zdumienia chłopaka, zaśmiała się. Gryfon potrząsnął głową, aby odpędzić resztki snu.
— Coś taki zdziwiony? — zapytała ze śmiechem.
Potter machnął lekceważąco ręką co wywołało kolejną salwę śmiechu.
— Oj, Harry... Harry... — wyjrzała za okno. — Wysiadamy. — oznajmiła po chwili.
Chłopak zmierzwił włosy i wyszedł za dziewczyną.
— To gdzie teraz? — zapytał, gdy już wyszli ze stacji. 
— Autobusem... — zastanowiła się — Jakieś 10-15 km. 
— Okey. A więc teraz trzeba znaleźć przystanek. 
— No co ty?! — mruknęła patrząc na chłopaka jakby już totalnie zgłupiał. 
Zarumienił się o nic więcej już nie pytał. Po drugiej stronie ulicy nagle zobaczył postać ubraną na czarno. Mrugnął i już jej nie było. Potrząsnął głową. Przewidziało mi się?

* * *

— Gdzie my, na Merlina, jesteśmy? — wykrzyknął kiedy wysiedli na przystanku w Littlemoon. 
Krajobraz przedstawiał typową wieś. Hermiona obejrzała się dokoła. 
— Jesteśmy na wsi. 
— Widziałem takie tylko na filmach. 
— Naprawdę? — popatrzyła uważnie na Pottera. On kiwnął głową. — Moi dziadkowie mieszkają na wsi. — oznajmiła. — Jak byłam młodsza to często do nich jeździłam... — zaczęła wspominać sobie te czasy. 
— To fajnie. Ja nigdy nigdzie nie wyjeżdżałem... — zaśmiał się po tym oświadczeniu dochodząc do wniosku, że ten pomysł to chyba z kosmosu. Dursleyowie mieli by wydawać pieniądze na Harry'ego, aby razem z nim wyjeżdżać gdzieś?! — No oprócz tej chaty, co Hagrid mi powiedział, że jestem czarodziejem, to nigdzie poza Surrley. 
— Teraz musimy przejść... o tam. — wskazała na ciemną ścianę lasu jakieś 2 km przed nimi. 
— No to chodźmy. — powiedział chłopak i zaczął iść nie patrząc na to czy Hermiona idzie za nim. 
— Poczekaj, no! — dobiegła do niego.

* * * 
Czterdzieści minut później, gdy już weszli do puszczy Hermiona usłyszała szelest za sobą. Szybko się odwróciła, ale w ciemności nie mogła nic dostrzec. 
Dziewczyna nagle krzyknęła. Harry odwrócił się i rzucił Lumos. Przed nim ukazał się śmierciożerca trzymający Hermionę zasłaniając jej usta. Harry mierzył róźdżką w czarodzieja.
— Puść ją. — powiedział zimno. Śmierciożerca zaśmiał się. 
— Och, Potter, Potter. — odezwał się ktoś po jego lewej stronie. Była to Bellatriks.
Rozejrzał się. Zostali otoczeni. 
— Coś ty taki nerwowy? — zaśmiała się Lestrange. 
— Puść ją. — powtórzył do śmierciożercy przed nim. 
— Och, Severusie... rzeczywiście jego poziom inteligencji jest znikomy. — skierowała te słowa do postaci po lewej stronie Harry'ego. Zdziwiony Potter skierował wzrok na kolejnego śmierciożercę. Popatrzył lekko zdziwiony...
— Bella, skończmy to, co zaczęliśmy. — powiedział Snape. 
Harry'ego przebiegł dreszcz po plecach. Co zrobić? Przecież Severus go nie uratuje... Myśl, Harry, myśl...!
— No, Potter. Co powiesz na to, abyśmy twoją drogą przyjaciółkę zabili jako pierwszą? — spytała zaczepnie. 
Harry warknął. 
Z oddali nadeszło zawodzenie wilka. Śmierciożerca, który trzymał Granger, drgnął gwałtownie. 
— Bella! — odezwał się głos kolejnego śmierciożercy. Harry rozpoznał ten głos – to był głos Lucjusza Malfoya. 
— No... dobrze... dobrze. 
Wilk kolejny raz zawył...
— Pośpieszny się... Coś mi się wydaje, że to coś się do nas zbliża. — odezwał się Lucjusz. 
Crucio! — syknęła Bella w stronę Harry'ego. Chłopak nieświadomy tego ruchu upadł na ziemię. 
Severus patrzył na to i dziękował Merlinowi, że ma na sobie maskę. Gotowało się w nim. Chciał teraz... zaraz... rzucić Crucio na Bellę jak i pozostałych. Nie mógł patrzeć na krzywdę swojego dziecka. 
Bella jednak zaraz zdjęła zaklęcie. Zaczął dalej rozmyślać jak uratować ich i jednocześnie sam ujść z życiem. 
Harry, który podniósł się z ziemi, zaczął naprawdę panikować. Walka się zaczęła. Harry rzucał zaklęcia wkoło. Śmieciożercy jednak obronili się... Żadne zaklęcie w nich nie trafiło. Wtedy uświadomił sobie, że nie da rady czterem dorosłym czarodziejom. 
Wilk się zbliżał...
— Powiedz pa pa swojej przyjaciółeczce! — zaśmiała się Bella kierując różdżkę na Granger i wypowiadając dwa słowa, których tak bardzo Potter się bał. — Avada Kedavra!

Ciąg dalszy nastąpi...

... wkrótce :)

20 gru 2015

Rozdział 47 cz. II

I jest oto nowy rozdział... Długością nie grzeszy ;D Zapraszam do czytania.



Rozdział 47 cz.II
"Biała magia między nami"







Kiedy nie mamy innego wyjścia... krzywdzimy ludzi, na których nam zależy. Chcemy ich chronić i dbać o nich. Nie zawsze jednak nam się to udaje... Czasami nawet bardziej krzywdzimy, niż chronimy... 
Draco Malfoy od dziecka miał zaplanowane życie. Najpierw Hogwart, nauka, a potem służba u Czarnego Pana. Nie było innego wyjścia. Nie miał nic do powiedzenia. Jego ojciec, Lucjusz, był bezwzględny w stosunku do niego. Miał twarde zasady, których młody Malfoy nie odważył się łamać... Kara zazwyczaj była bolesna. 
W takim świecie Draco wyrósł na osobę wyniosłą i bez serca... Wszystko zaczęło się zmieniać na piątym roku kiedy zdał sobie sprawę z tego, że zaczęła podobać mu się Panna-Wiem-To-Wszystko. Uwielbiał się z nią kłócić i dogryzać z powodu jej pochodzenia. 
Jednak z biegiem czasu serce Dracona zaczęło mięknąć... Młoda Gryfronka zaczęła widzieć zmiany u swojego wroga. Malfoy natomiast zdał sobie sprawę, że nigdy nie pragnął służyć komuś takiemu jak Czarny Pan. Być takim słabym i posłusznym. Nie podobała mu się taka wizja jego przyszłości, więc zaczął myśleć, jak zgrabnie wymigać z tego obowiązku. 
Gdy już był zupełnie zdesperowany, ukradł pamiętnik Voldemorta i zaniósł do Dumbledore. Dyrektor uwierzył mu... Malfoy został przyjęty do Zakonu Feniksa. Od tamtej pory miał młodą Gryfronkę tylko dla siebie... Oczywiście Potter i Weasley też ją mieli, ale... nie tak jak on. Tworzyli parę przez kilka miesięcy. I wtedy okazało się, że będzie musiał – w ramach swojej służby u Lorda – zabić dyrektora Hogwartu. 
Jak wszyscy wiedzą nie udało się to mu. Z odsieczą przyszedł mu Severus Snape, który był szpiegiem w tamtym czasie. 
Gdy dyrektor został zabity to właśnie w Snapie pokładał wszystkie nadzieje. Jego wujek był naprawdę silnym człowiekiem. I sprytnym... przecież oszukiwał samego Lorda Voldemorta. 
Po obronie Hogwartu w czerwcu, Potter opuścił szkołę wraz ze swoimi przyjaciółmi... Krążą plotki, o tym, że Dumbledore  zlecił im jakieś zadanie. Z Potterem oczywiście poszła jego miłość... On został sam...
Kilka miesięcy później, gdy już służył Voldemortowi, oczywiście w tajemnicy nadal był człowiekiem Dumbledore'a, tak jak Snape, pewnego dnia Snape wezwał go na rozmowę i praktycznie oświadczył, że ma zerwać z Granger. Przestraszony chłopak nie wiedział, co ma robić. Musiał przecież zapewnić bezpieczeństwo swojej sympatii. Wiedział, że jest w stanie ją zranić. Ułożył list, w którym mówił, że już nic ona dla niego nie znaczy. 
Kolejne tygodnie były ciężkie... Później znalazł ukojenie w alkoholu, którym od ostatniego czasu, znajdował się praktycznie cały czas w Pokoju Wspólnym Slytherinu. 
Najpierw upijał się, a potem zapraszał do swojego pokoju jakąś wyjątkowo napaloną lub po prostu równie pijaną jak on sam dziewczynę. Tygodnie te mijały mu już szybciej. 
W święta nie wiedział już jak mógł czuć cokolwiek do Hermiony. Ostatnio gustował tylko w  blondynkach. Jego ojciec wiedział, że co noc ma inną... a mimo wszystko akceptował to. 
Dziwna rodzina, powiecie? Może i tak! Ale czy Draco się opamięta i zatęskni za swoim poprzednim życiem? Pewnie tak... ale to jeszcze nie ta część opowieści. 
Póki co młody Malfoy stał się na powrót człowiekiem zimnym, niedoceniającym małych rzeczy. Nie stał się jednak Śmierciożercą, tak jak jego ojciec. Nadal trwał w przekonaniu, że Lord Voldemort musi umrzeć; że to co robi jest złe i niepoprawne. 
Ale mimo co... może korzystać dalej z życia. Niech Potter odwali swoją robotę. Wtedy świat się ucieszy. Potter będzie bohaterem... świat dowie się o moich rolach. Może wreszcie będzie jakiś normalny minister... W sumie to i Potter by się nadał... 
Nawet zaczął życzyć Hermionie, aby ta związała się z Potterem... No cóż... Następnym razem panie Malfoy musi być pan ostrożniejszy z życzeniami. 

* * *
Hermiona lekko wstawiona tańczyła do piosenek z lat 60-tych. Przy barze siedział jej towarzysz, Harry Potter. Zerknęła na niego. Wyglądał tak strasznie przystojnie, że zrobiło jej się słabo. Popijał nonszalacko whiskey ze szklanki obserwując ludzi wokół. „Pewnie szuka zagrożenia”, pomyślała uśmiechając się. Gdy piosenka dobiegła końca zeszła z parkietu i podeszła do Pottera. 
— Tylko nie upij się, ok? — zażartowała. Uśmiechnął się w odpowiedzi. 
— Oj, Hermiono! To ty z naszej dwójki jesteś bardziej pijana. — przyznał ze śmiechem. Walnęła go w ramię. — Ej! Za co?!
— Wiesz za co. — uśmiechnęła się siadając obok. — Całkiem nieźle się bawię, a ty?
— Ja w sumie też. Cieszę się, że mnie namówiłaś. 
— Nie ma za co. — zaśmiała się. — Chodź. — pociągnęła go do stolików, które znajdowały się za parawanem. Przez chwilę siedzieli w ciszy,  a potem całkiem niespodziewanie ich dłonie złączyły się. 
— Hermiono. — Harry popatrzył na ich splecione dłonie. 
— Przestań! — powiedziała przybliżając się do niego. 
Harry chciał coś odpowiedzieć na to, ale nie dane mu to było — Hermiono szybko i bez zastanowienia nachyliła się i namiętnie go pocałowała. Ten zaskoczony oddał pocałunek dopiero po chwili... 
Kilka sekund później pocałunek przerodził się w coś dzikiego.  Wybuchło między nimi narastające ciągle pożądanie. Pieszcząc włosy Hermiony, Harry osunął ją od siebie (Hermiona zdążyła usiąść mu na kolanach). 
— Czekaj. — wyspał. 
— Nie chce czekać. — odpowiedziała. — Proszę, Harry.
— Nie tutaj.
— Oczywiście, że nie tutaj, Sherlocku. — zaśmiała się.
Tak więc pan Potter z panną Granger przenieśli się do swojego pokoju, aby dokończyć to, co zaczęli już tutaj na dole. 
Tajemnicza postać odprowadziła ich wzrokiem... 

* * * 
* * *
Poranek powitali z ogromnym bólem głowy. Harry jęknął i obrócił się na łóżku natrafiając na coś... Otworzył gwałtownie oczy... Obok leżała Hermiona, która jeszcze spała. 
Potter usiadł, przetarł oczy i założył okulary. Próbował sobie przypomnieć wczorajszy wieczór... Ach tak... Bal maskowy... Whiskey... I cóż... Przespał się z Hermioną... 
Przetarł jeszcze raz oczy. Na listość Merlina! Przespał się  z Hermioną! O mój Boże! Spojrzał na nią... Co teraz robić? Jak z tego wszystkiego się wytłumaczyć? 
Harry potrząsnął głową, aby rozbudzić się po czym wstał z łóżka. Poszedł do łazienki umyć się i ubrać... Gdy wrócił Hermiona nie spała. Przyglądała się sufitowi jakby nagle ją bardzo zainteresował. Harry domyślił się, że to on musi zacząć rozmowę. 
— Cześć. — na tylko tyle było go stać. Sam jeszcze nie do końca wiedział co nim wczoraj kierowało. Hermiona przeniosła wzrok na chłopaka.
— Cześć. — powiedziała niepewnie. 
Harry westchnął. 
— Słuchaj... to co wczoraj się stało... — zaczął, ale mu przerwano. 
— Nie, Harry. Ja tego chciałam... więc nie zadręczaj się tym, że mnie wykorzystałeś czy coś... Już prędzej to ja Ciebie... — przykrywała się szczelniej kołdrą. 
Potter nie wiedział, co na to odpowiedzieć, więc palnął tylko:
— Aha. 
Po czym nastała długa chwila niezręcznej ciszy. Oboje patrzyli wszędzie tylko nie na siebie. Harry, który dotychczas siedział na fotelu przy łóżku, wstał z niego. 
— Zostawię... Cię na chwilę, abyś... się ubrała... — powiedział; po czym wyszedł z pokoju. 
Hermiona jęknęła w poduszkę. 
* * *
Godzinę później Hermiona zeszła na dół na śniadanie. Harry siedział przy stole w najdalszym kącie sali. Przysiadła się do niego. 
— Co chcesz na śniadanie? — zapytał wpatrując się w mapę. 
— A co mam do wyboru? — podał jej menu. 
Minęło trochę czasu zanim Granger wybrała sobie śniadanie. Gdy już to zrobiła zwróciła swoją uwagę na chłopaka.
— Co robisz?
— Patrzę jak dostać się do Muszelki. — odpowiedział w roztargnieniu. 
— Muszelki?! Domu Billa i Fleur? — chłopak pokiwał głową w odpowiedzi. — Ale po co?! 
— Jest to nowa siedziba Zakonu. I dzisiaj wieczorem mają zebranie...
— A skąd ty to wszystko wiesz? 
— Dostałem, a właściwie, dostaliśmy list od Rona. — wyjął spod mapy pergamin i podał dziewczynie. 

Drogi Harry; Droga Hermiono, zaczynał się list. 
Jestem obecnie w nowej siedzibie Zakonu. Dzisiaj odbywa się zebranie. Chcą, abyśmy się pojawili. A nawet nalegają. Mam kilka informacji, ale to opowiem Wam jak się spotkamy. 
Wasz Ron

PS. Adres Muszelki: 
Hastings
A259
East Sussex
Gdy już będziecie na tej ulicy wystarczy powiedzieć: „Zakon Feniksa: Harry Potter i Hermiona Granger przybywają na spotkanie”... Dalej magia Was zaprowadzi. Nie używajcie czarów w pobliżu.



— Kiedy wyruszamy? 
— Jak tylko zjesz śniadanie... — oznajmił. — Musimy tam się dostać po mugolsku, więc pewnie trochę czasu nam to zajmie. 
— Po mugolsku... czyli?
— Pociągiem?
— W sumie... — pokiwała głową. — to nie jest głupi pomysł. 
— Wiem. — uśmiechnął się, po czym skierował wzrok na śniadanie Gryfronki. — Jedz. 
Kilka minut później byli już spakowani i gotowi do drogi... Wymeldowali się z hotelu i udali się na pobliski dworzec. Hermiona poszła kupić bilet, a Harry usiadł na ławce obserwując ludzi zajętych swoimi sprawami. Gdy dziewczyna wróciła był mało rozmowny i raczej przygaszony. 
— Powiesz coś? — zirytowała się monosylabicznymi odpowiedziami chłopaka. 
— A co mam powiedzieć? — spojrzał na nią z dziwnym wyrazem w oczach. 
— Nadal obwiniasz się o zaciągnięcie mnie do łóżka... — wypaliła prosto z mostu.
— Nie. Tak. Nie wiem. — westchnął i spojrzał na zegarek. Jeszcze 10 minut do pociągu. 
— Przestań. Było co było. — machnęła ręką. — Po za tym to nie twoja wina. 
Uśmiechnęła się rozbrajająco. Harry'emu zabiło szybciej serce. 
— Yhym... — mruknął tylko. 

* * *


Zebranie Zakonu Feniksa odbywało się w Muszelce. Był to prezent ślubny od rodziny państwa Delacour dla Fleur i Billa. Minerwa McGonagall od śmierci Dumbledore'a przejęła jego rolę dowódcy. Czarodzieje przedstawiali właśnie swoje raporty, gdy do budynku weszły dwie osoby...
Harry! Hermiona! — krzyknął Lupin po czym przytulił ich oboje. Kolejna była pani Weasley, która także ich wyściskała.
McGonagall tylko uśmiechnęła się. 
— Co tak długo? — spytał Ron.
— Mieliśmy pewne kłopoty z przybyciem tutaj... ale jak widać jesteśmy już. — oznajmiła Granger. 
— Wyglądacie gorzej niż zmokła kura. — skwitował wygląd pary Moody. — No, Potter... Opowiadaj...
— O czym?
— O tej misji Dumbledore'a oczywiście! — popatrzył na Pottera jakby ten był niedorozwinięty.
— Aaaa... to przykro mi... Nie mogę powiedzieć. 
— Alastorze, daj im spokój. Ron, zaprowadź Harry'ego i Hermionę na górę... Niech się umyją i ubiorą... bo się jeszcze przeziębią. — rozkazała pani Weasley
Pół godziny później w kuchni siedzieli już przebrani i Ron zażądał odpowiedzi na swoje poprzednie pytanie... Dlaczego tak długo ich nie było? 

Harry zaczął opowiadać historię mrożącą krew w żyłach... To cud, że jeszcze żyją...


6 gru 2015

Rozdział specjalny II

Kolejny rozdział specjalny. Nie jestem z niego jakoś bardzo zadowolona. 
Wprowadziłam kilka postaci, które zagoszczą dłużej w opowiadaniu. 
Oraz dwa nowe wątki, które wiążą się z tymi postaciami. 
To tyle... Udanych Mikołajków! :3
Pozdrawiam. Alexx ;3
______________________________________




Kiedy słońce zachodzi...
... Świat pogrąża się w ciemności
Rozdział specjalny

Występują: Severus Snape, Albus Dumbledore, Harry Potter, Alex Schmidt, Syriusz Black
~1996-1997~



Podczas jednego z wielu spotkań Albusa z Severusem, padło wiele pytań. Co dalej z Hogwartem?
Z ministerstwem? Z Zakonem Feniksa? Z czarnomagiczną klątwą rzuconą na dłoń obecnego dyrektora Hogwartu?
Albus potarł zdrową ręką swoją siwą brodę. Severus od kilku minut zastanawiał się nad zapewnieniem Albusowi życia. 
— Severusie, jesteś potężny. Dasz radę. — powiedział nagle Dumbledore. Snape popatrzył na niego zdziwony... Po chwili pokręcił głową i westchnął. 
— Nie jestem pewien, Albusie. — przyznał. 
Starszy mężczyzna uśmiechnął się dobrodusznie. 
— Znasz się na tym. 
— Tak, ale to jest coś jeszcze mroczniejszego. — rzekł wskazując głową na dłoń. 
— Zdaję sobie z tego sprawę. 
— Po co zakładałeś ten cholerny pierścień?! 
— Cóż... Severusie jeszcze nie mogę Ci powiedzieć. — powiedział poważnie. 
Severus westchnął. Skupił swoją całą moc na dłoni dyrektora. 
Shendi deliri hossae. — wyszeptał.
Albus wciągnął gwałtownie powietrze. Przez jego twarz przeleciał grymas bólu. Syknął po czym otworzył oczy.
— Tylko tyle mogę zrobić. — przyznał młodszy kolega spoglądając na dłoń dyrektora. — Klątwa będzie zamknięta tylko w dłoni, ale to da ci może rok życia...
— To najlepsze rozwiązanie, Severusie. Dziękuję. — powiedział uśmiechając się lekko. — To pomoże mi wcielić mój plan w życie.
— Jaki plan? — spytał z zainteresowaniem.
— Usiądź, Severusie. — wskazał ręką krzesło po drugiej stronie jego biurka. Mistrz Eliksirów usiadł.
Popatrzył zaintrygowany na Albusa.
— Czas na kolejną część wykończenia Voldemorta...
— Kolejną? — spytał zdziwiony.
— Tak. Tym razem trzeba ofiar, aby wygrać...
— A tak dokładniej, Albusie?
— Spokojnie, Severusie. Powiem Ci. — zapewnił. — Tylko musisz mi obiecać, że gdy mnie zabraknie zajmiesz i będziesz chronił Hogwart.
— Albusie, o czym ty w ogóle mówisz? — powiedział poirytowany Snape.
— Myślę, że powiem Ci – jak to mówią mugole – prosto z mostu. — uśmiechnął. — Musisz mnie zabić! Właściwie to zapewne będzie próbował zrobić to Pan Malfoy; jednak to musisz być ty.
— Rozumiem... Ale zaraz! O czym ty mówisz?! Jak to mam Cię zabić? — zdenerwował się.
— Severusie, usiądź proszę. Zaraz Ci wszystko wytłumaczę.
Snape po namyśle opadł na krzesło i spojrzał wyczekująco na dyrektora.
— Ponad 600 lat temu żył mój dobry przyjaciel, znasz go. — zaczął opowiadać. — Nicolas Flamel. Jak wiesz dobrze był odkrywcą kamienia filozoficznego, który po odpowiednim obrobieniu daje nieśmiertelność. Ale wróćmy do tego co się stało zanim Nicolas odkrył Eliksir Życia. Trwała wtedy walka w tutaj w Anglii między czarodziejami... Nie było trudno zginąć. A Nicolas jako bardzo mądry i wszechwiedzący czarodziej był jeszcze bardziej narażony na ataki. — Albus na chwilę zamyślił się. — Wyszukał w bardzo starych księgach zaklęcia, które pomogło by mu przeżyć. I znalazł takowe — nosi nazwę "Hielo", co po hiszpańsku znaczy "lód". Jak się zapewne domyślasz zaklęcie to zamrażało czas; nie starzałeś się. Jedynym minusem tego zaklęcia było to, że podczas trwanie tego czaru jesteś martwy. Zaklęciem "Fuego" cofasz zaklęcie "Hielo".
— No dobrze, ale co to ma do tego, że mam Cię zabić?
— Rzucisz na mnie zaklęcie Hielo. — wytłumaczył. — Wiemy, że ta klątwa mnie tak czy tak zabije. A właśnie ten czar to zatrzyma. Gdy Harry zdobędzie to, co mam nadzieję, że zdobędzie to mnie obudzicie i... spróbujemy coś wymyślić na tę klątwę. — westchnął.
— Zorientują się, że Cię nie zabiłem.
— Ależ Severusie... ja będę martwy. — powiedział poważnie. — Ale nie na zawsze. Właśnie na tym polega to zaklęcie.
Snape pogrążył się w myślach podczas, gdy Albus kontynuował.
— Rzucisz na mnie Hielo tak, aby wyglądało jak Avada Kedavra.
— Jak? Jak mam to zrobić?
— Popracujemy nad tym. — uśmiechnął i podniósł filiżankę z herbatą. Severus popatrzył na niego pobłażliwie.


~1998~



Postać ukryta pod ciemnym kapturem przemierzała Anglię badając, poznając i jakby szukając czegoś. Od pól roku jest sama. Staje się trochę dzika. Od czasu do czasu odwiedza Aberforta Dumbledore.
Wszystko się zmieniło, gdy Aberfort dostarczył mu Eliksir Wielosokowy, który wysłał mu Snape. Teraz mężczyzna mógł bez wielkich przeszkód przemierzać kraj nie bojąc się, że wzbudzi zainteresowanie. 
Miał jeden cel – znaleźć zaklęcie lub eliksir, który zniszczy Toorento. Czuł się coraz słabiej. 
Kolejna osoba, która mogła wiedzieć coś o tym to Nicolas Flamel i właśnie do niego się udał mężczyzna. 

~1998, Paryż~


Alex Schmidt, siostra Syriusza Blacka, udała się kawiarenki. Znalazła stolik na dworze i oddała się przemyśleniom nad swoim życiem. Już kilka razy chciała wrócić do Angli, do brata... ale zawsze coś ją powstrzymywało. Wiedziała, że teraz Voldemort panuje na Wyspach. 
Westchnęła przewracając kolejną stronę w książce o eliksirach.
Po chwili wpadła na świetny – w jej mniemaniu – pomysł. Wyszła prędko z kawiarni i wróciła do swojego mieszkania. Wyjęła pergamin i napisała:

Paryż, 20 stycznia 1998 r.
Drogi Syriuszu
Pewnie jestem ostatnią osobą od której byś się spodziewał dostać list. Tak, żyję. Chciałabym się z Tobą spotkać, mój drogi bracie, Odpisz proszę i napisz, gdzie moglibyśmy się spotkać. 
Tęsknie za Tobą. Mam wiele rzeczy do opowiedzenia Ci. 
Kocham Cię. 
A.S.B.

 ~1998, Anglia~



Syriusz czytając list nie wierzył własnym oczom. To nie mogła być prawda! Ona nie żyje! Ale tylko Alex podpisywała się A.S.B., czyli Alexandra Schmidt-Black. To było jej pełne nazwisko, którego używała. Jako, że była  z rodzin czystej krwi nosiła trzy imiona: Alexandra Melanie Jessica. 
Ale wracając do listu... Syriusz odpisał na niego:

Droga nieznajoma
Moja siostra nie żyje... Ale z chęcią się z Tobą spotkam. W Paryżu; przy tej waszej słynnej wieży. W poniedziałek 22 stycznia o godzinie 13. Pasuje Ci?
Syriusz B.

* * *


Gdy nadszedł poniedziałek Syriusz był poddenerwowany. Lupin próbował go uspokoić, ale nie udało mu się to. 
— Przestań, Syriuszu. — powiedział zirytowany wilkołak, gdy Black robił już dziesiąte kółko wokół stołu. 
— A jeśli to ona? — zapytał przestając chodzić.
— No to będzie happy end i tyle. — mruknął.
— Nie pomagasz, wiesz?!
— Nie przejmuj się. Jeśli to ona to ok, fajnie, a jeśli nie to po prostu się dowiesz czego ten ktoś od Ciebie chce.  — mówił spokojnym tonem wilkołak.
— Łatwo Ci mówić. W sumie to nie wiem czy chciałbym, aby to była ona, czy też nie... Ja już sam nie wiem co chcę!
— Na początku się uspokój, bo nic nie zdziałasz niosąc grozę. — Lupin uśmiechnął się krzywo. 
— Dobra, Lunatyku... Życz mi szczęścia. — powiedział wychodząc z pokoju.
— Na razie, Łapa. — mruknął Remus. 

* * *



Wieża Eiffla to najbardziej rozpoznawalny obiekt w całej Europie. To właśnie obok niej Syriusz miał się spotkać z rzekomo swoją siostrą. Ludzie podążali pospiesznie każdy w swoją stronę. 
Alex zobaczyła go już jakiś czas temu. Zawahała się. Po chwili jednak odważyła się podejść bliżej. Black zauważył ją w odległości kliku stóp od siebie. Nie poruszył się; po prostu patrzył. Gdy podeszła bliżej wyjął z kieszeni różdżkę. 
— Syriuszu, to ja. — powiedziała kobieta. 
— Nie ma pewności co do tego. — powiedział nadal nie opuszczając różdżki. 
— Zapytaj mnie o coś. — zaproponowała. Stała tam zupełnie opanowana. 
— Jak się nazywasz? 
— Alex Schmidt lub Alex Schmidt-Black tak mam w dokumentach. Moje pełne imię i nazwisko to Alexandra Melanie Jessica Schmidt Black. — wyrecytowała. 
— Co zawsze znajdowało się w moim pokoju? — pytał. 
— Twoja miotła. Nazywałeś ją Goniec. 
Syriusz wytrzeszczył oczy. Tylko Alex mogła wiedzieć jak nazywa swoją ukochaną miotłę. 
— Syriusz, proszę Cię. To ja Alex! — dziewczyna miała łzy w oczach. 
— Alex?
Podbiegła do niego i przytuliła się. 
— Żyję! Nie zginęłam! — mówiła przez łzy. 
— Gdzie byłaś?
— Wszystko Ci opowiem. Chodźmy do mnie, dobrze?


* * *




Harry Potter od małego był Chłopcem-Który-Przeżył. Wszyscy go znali i wszyscy w niego wierzyli. Miał od zawsze od ocalić świat czarodziei. Nieraz miał już tego wszystkiego dość. A nawet bardzo często tak myślał. Może tak iść od razu do Voldka i poprosić o jedną przyjazną Avadę Kedavrę?!
Wtedy z takich myśli najczęściej ratował go ojciec lub Hermiona, która od pewnego czasu znaczyła dla młodego Pottera dużo więcej niż kiedykolwiek indziej. 
Chciał się nią opiekować i dbać o nią. Myślał o niej częściej niż o walce z Voldemortem. Co – w jego mniemaniu – robiło się dziwne. 
Mimo wszystko miał pewny opór przed otwarciem się na sympatię Granger. Może kiedyś się to zmieni? Może świat wcale nie jest taki zły jak go piszą? Kto wie... kto wie..



* * *



Miasteczko Rosewood w północnej Anglii świeciło pustkami, aż do dzisiaj. Dawno zapomniane dzisiaj zdobyło nowych mieszkańców. Cztery młode kobiety wysiadły z czarnego samochodu. Rozejrzały się dookoła. Okolica była raczej przerażająca. W sam raz dla nich. 
Ich nowy dom znajdował się na górce, którą otaczały odrażające drzewa. 
— Siostry — rzekła jedna z kobiet. — jesteśmy na miejscu...
Pozostałe uśmiechnęły się złośliwie. 
— Czarny Nil powraca, moi drodzy! — zaśmiała się kolejna.
Śmiech poniósł się doliną...


Szablon
Alexx
ALEXX