20 lut 2016

Rozdział 49 cz. II

Rozdział 49 cz. II
"Hide"




♫ Rolling In The Deep ♫ 


Czuł, że mięśnie palą go żywym ogniem. Jęknął cicho i spróbował otworzyć oczy. Nie pomyślał, że będzie się, aż tak źle czuł po wczorajszym treningu. Uchylił lekko powieki, po czym – niemal natychmiast – zamknął. Światło było zbyt bolesne dla jego oczu. Spróbował poruszyć się lekko, ale jego mięśnie zaprotestowały. Jęknął mimowolnie. Czuł, że jego głowa znowu zaczyna go boleć. 
Za trzecią próbą jego oczy przyzwyczaiły się do otoczenia w jego sypialni. Rozejrzał się. Nic się tutaj nie zmieniło od wczoraj. Westchnął. 
Po mniej-więcej dwóch minutach do jego pokoju wszedł Alexander. Ogarnął go jednym spojrzeniem. W ręku trzymał jakieś buteleczki. Podszedł do łóżka Harry'ego i usiadł na rogu. 
— Jak się czujesz? — zapytał.
Harry jęknął tylko w odpowiedzi.
— Rozumiem. — parsknął. Przeczesał włosy palcami po czym westchnął. — Przyniosłem Ci kilka eliksirów, które powinny pomóc. — postawił buteleczki na stoliku nocnym i ponownie przebiegł chłopaka wzrokiem na wskroś. — Powinny zadziałać w ciągu godziny.  Będziemy kontynuować...  wieczorem— Harry skrzywił się. — Po twojej minie wnoszę, że nie jesteś z tego zadowolony, ale pocieszę Cię... to jest mała cena za to, co dostaniesz w zamian. Uwierz mi, wiem co mówię. — poklepał Pottera po nodze. 
Harry, który od kilku dni ciężko pracuje i pogłębia swoją moc, jest na granicy wytrzymałości fizycznej. 
— Jeszcze tylko trochę. Nie martw się... Będzie dobrze. — mówił dalej. — Może napisz do swoich przyjaciół... pewnie się martwią. Bo w sumie nie odezwałeś się od nich od swojego przybycia tutaj. — zaproponował.
Harry nawet nie chciał wiedzieć skąd Alexander o tym wie. Rzeczywiście, nie pisał do Hermiony i Rona, bo nie miał siły po ćwiczeniach już na nic. Wziął do ręki buteleczki ze stolika. Otworzył i wypił krzywiąc się niemiłosiernie. 
— Poleż jeszcze trochę. — powiedział i wstał. — Napisz do swoich przyjaciół. — uśmiechnął się serdecznie do chłopaka i wyszedł z pokoju. 
Harry leżał jeszcze przez chwilę, po czym spróbował podnieść się do pozycji siedzącej. Z wielkim wysiłkiem, ale mu się udało. Po kolejnych minutach podniósł się na nogi i powędrował do łazienki. Spłukał z siebie wysiłek poprzedniego dnia. I rzeczywiście, po mniej-więcej godzinie od wzięcia eliksirów, Harry czuł się jak nowonarodzony. W pozytywnym nastawieniu postanowił jednak napisać do swoich przyjaciół. 
W swoim biurku miał kilka pergaminów i pióro. Wyjął je i zaczął się zastanawiać nad treścią listu. 


Droga Hermiono
Drogi Ronie
Przepraszam, że nie pisałem do Was, tak jak obiecałem – nie byłem w stanie tego robić. Jestem dość zajęty. Tak naprawdę to ciągle coś robię. Teraz mam chwilę wolnego, ale to pewnie ze względu na to, co się stało wczoraj. Nie martwcie się, to nie jest duża cena za to, co dostanę. 
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku. Myślę, że niedługo się spotkamy... Kto wie. Nie wiem, co jeszcze mogę napisać... Po prostu nie martwcie się. 
Trzymajcie się.
HP

PS. Nie oczekujcie szybkiej odpowiedzi (jeśli oczywiście, macie zamiar odpowiadać na ten list). Mogę mieć problem z tym. 


Skończył zadowolony z siebie, że udało mu się cokolwiek wymyślić i ułożyć w miarę logiczną całość. Jego ręka lekko drżała z wysiłku. Westchnął zastanawiając się ile jeszcze wytrzyma. Czy jest taki słaby? 
Koniec użalania się nad sobą. Trzeba się wziąć w garść. Włożył list do koperty. Wziął go i zszedł na dół do pomieszczenie, gdzie znajdowała się jego sowa Hedwiga. Dał jej list i skierował się do jadalni. 
Przy stole siedział już Max, Rebecca, Alexander i Ellie oraz Lucas. Przywitał się i usiadł na swoim miejscu. Popatrzył nieprzyjemnie na jedzenie. 
— Nie wyglądasz najlepiej. — odezwała się Ellie, patrząc na niego.
Potter wzruszył tylko ramionami. 
— Spokojnie, już nie wiele Ci zostało do nauczenia. — Rebecca spróbowała pocieszyć go. 
Harry od tygodnia codziennie ćwiczy najpotężniejszą magię świata – Magię Żywiołów. Jest ona bardzo trudna do opanowania, a Alexander jest pewny, że Potter ma potrzebne umiejętności, a zapanować nad wszystkim żywiołami. Do tego dąży. Ćwiczenia polegają na przejęciu władzy nad ogniem, wodą, powietrzem i ziemią od tego, kto rzuca zaklęcie. Alexander rzuca kulą ognia w niego, a Harry musi opanować żywioł, jeśli mu się nie uda to się poparzy lub w najgorszym wypadku spali. I tak z każdym żywiołem plus zaklęcia niewybaczalne. Potter musi opierać tym zaklęciom. Musi stworzyć swoją własną strukturę ochronną przed Crucio, Avada Kedavra i Imperio. Ta zaklęcia muszą przestać działać na Pottera. To zabiera wiele sił. Obecnie jeszcze nie próbowali z zaklęciem uśmiercającym. Harry jest na to na razie za słaby. Max powiedział mu, że za jakieś tydzień mogą dopiero wprowadzać Avada Kedavra. Tego Harry obawiał się najbardziej. 
Odczuwa teraz skurcze mięśni, drżenie dłoni i kilka innych objawów związanych z klątwą Crucio. Imperio opanował do perfekcji. Rzucanie tego zaklęcia jak i obronę przed nim. Stworzył w umyśle specjalną obronę; nic jej nie zburzy. Kiedyś musiał z nim walczyć, teraz już zupełnie na niego nie działa. 
Teraz tylko pozostaje Crucio i Avada Kedavra oraz opanowanie przynajmniej w podstawie żywiołów przed Wielkim Testem. Ma jeszcze trochę czasu. Jakiś miesiąc...

Tymczasem w wiadomościach pojawia się informacja, że Harry Potter zaginął. Hermiona wraz z Ronem postarali się o to. W Proroku pojawił się artykuł mówiący o tym, że Potter nie jest już z przyjaciółmi. 


HARRY POTTER ZAGINĄŁ!
Chłopiec, Który Przeżył jest obecnie uważany za zaginionego. Wiemy, że nie utrzymuje kontaktów ze swoimi przyjaciółmi, Jeśli ktokolwiek zauważy pana Pottera jest proszony o zgłoszenie tego ministerstwu. 
Paul Simkon


Wykonali jedno z zadań powierzonym im przez Pottera. Teraz tylko muszą kontynuować poszukiwanie horkruksów. 
— Masz pomysł, gdzie teraz możemy szukać? Całą Walie już sprawdziliśmy... — mówił Ron, gdy siedzieli w jakieś kawiarni popijając kawę. — Gdzie jeszcze on mógłby coś zostawić...
— Nie jestem pewna... — opowiedziała Hermiona.— Nadal zastanawia mnie ten symbol... 
— Mówię Ci,  pogadajmy z Lovegoodem. On miał taki naszyjnik na ślubie Billa. Zapewne wie, co to jest... i może nam opowie coś więcej... — zaproponował. 
— Niby jak mamy z nim pogadać? Wiesz, gdzie on mieszka?
— Tak. 
Hermiona popatrzyła na niego zdziwiona. 
— Mieszka niedaleko Nory. — wyjaśnił. 
— Nie wiem, czy to dobry pomysł. 
— Słuchaj, sami się nie dowiemy, co to jest za znaczek... Musimy zaryzykować. — powiedział kończąc kawę i wstając. 
— Ale że... tak TERAZ? 
— Yhym. — mruknął. 

Kilka godzin później znaleźli się pod drzwiami dziwnego mieszkanie Lovegooda. Zapukali. Po chwili zza drzwi wychyliła się głowa mężczyzny.
— Czego chcecie? — zapytał. 
— Jesteśmy przyjaciółmi Harry'ego Pottera i pańskiej córki Luny. — oznajmiła Hermiona. 
— Po co tutaj przyszliście?
— Chcemy o coś pana zapytać. — rzekł spokojnie Ron. 
Lovegood prześwietlił ich oczami. 
— Nie mam czasu... Nie mogę... Idźcie stąd... — zaczął mówić jąkając się. 
— My...
— NIE! Idźcie stąd... Nie chcę...
— Panie Lovegood, wie pan co oznacza ten znak? — Hermiona szybko pokazała mu znak w książce. 
— Wiem, że miał go pan na ślubie Billa. — wtrącił się Ron. 
Lovegood otworzył szerzej drzwi i rozejrzał się. 
— Śledził Was ktoś?
Zaprzeczyli kręcąc głową. 
— Wejdźcie. 
 Stali w najdziwniejszej kuchni, jaką Ron kiedykolwiek widział. "Pomieszczenie było idealnie okrągłe, jak wnętrze wielkiej solniczki. Wszystko było zakrzywione, żeby pasowało do ścian, piec, zlew i kredensy, i wszystko było pomalowane w kwiatki, owady i ptaszki jaskrawymi, czystymi kolorami [..].
— Lepiej chodźmy na górę - powiedział Ksenofilius, wciąż cały spięty, i poprowadził ich schodami na pierwsze piętro.
 Pokój na górze był połączeniem salonu z pracownią, więc siłą rzeczy był zagracony jeszcze bardziej niż kuchnia. [...] Każda powierzchnia zawalona była stertami książek. Z sufitu zwisały misternie wykonane modele różnych dziwnych stworzeń, łopocąc skrzydłami i kłapiąc szczękami. Luny tu nie było. Huki i stuki wydobywały się z drewnianego obiektu zaopatrzonego w mnóstwo obracających się trybów i kółek. [...]
— Panie Lovegood... co to jest? Pokazywała na zawieszony na ścianie olbrzymi, szary, spiralny róg, trochę podobny do rogu jednorożca. 
— To róg chrapaka krętorogiego - odrzekł Ksenofilius. 
— Wcale nie! - zawołała Hermiona."
— Hermiono. — jęknął Ron.
" [...] — To jest róg buchorożca! Należy do materiałów handlowych klasy B i trzymanie go w domu jest niezwykle niebezpieczne! 
— Skąd wiesz, że to róg buchorożca? - zapytał Ron i odsunął się od rogu najszybciej, jak mógł, biorąc pod uwagę zagracenie całego pokoju. 
— Z jego opisu w Fantastycznych zwierzętach! Panie Lovegood, powinien pan jak najszybciej tego się pozbyć, czy pan nie wie, że to może wybuchnąć przy najlżejszym dotknięciu?
—Chrapak krętorogi - oświadczył dobitnie Ksenofilius, a na jego twarzy pojawił się tępy upór - jest bardzo nieśmiałym i wysoce magicznym stworzeniem, a jego róg...
— Panie Lovegood, poznaję te wyżłobienia wokół podstawy, to jest róg buchorożca, jest naprawdę bardzo niebezpieczny... nie mam pojęcia, skąd pan go ma... 
— Kupiłem go - oświadczył z godnością Ksenofilius - dwa tygodnie temu od pewnego uroczego młodego czarodzieja, który wiedział, jak bardzo mnie interesują niesłychanie rzadkie chrapaki. Niespodzianka dla Luny, na Boże Narodzenie. [...]
— Gdzie jest Luna? - zapytała Hermiona. - Ciekawa jestem, co ona o tym myśli. Ksenofilius jeszcze raz przełknął ślinę, jakby się przygotowywał do odpowiedzi, po czym wykrztusił: — Luna jest... nad potokiem... łowi plumpki słodkowodne. Na pewno... bardzo się ucieszy. Pójdę i zawołam ją... a potem... tak... dobrze... spróbuję wam pomóc. Zniknął w otworze spiralnych schodów, a po chwili usłyszeli trzask otwieranych i zamykanych drzwi. Popatrzyli po sobie. [...]
— Dziwię się, że nie przyszedł w tym na wesele. 
Usłyszeli z dołu odgłos zamykanych drzwi i chwilę później z otworu spiralnych schodów wyłonił się Ksenofilius, tym razem w wysokich kaloszach na patykowatych nogach i z tacą, na której stał dymiący dzbanek i kilka filiżanek, każda z innej parafii. [...] "
— Panie Lovegood, chcemy się dowiedzieć, co oznacza ten symbol. — powiedział Granger.
— Chodzi wam o Insygnia Śmierci? — zapytał Lovegood. 
Ron i Hermiona nie zrozumieli. 
"— Insygnia Śmierci? 
— Tak jest. Nie słyszeliście o nich? Nie jestem tym zaskoczony. Tylko niewielu czarodziejów w nie wierzy. Przykładem może być ten tępogłowy młodzieniec, który napadł na mnie na weselu pańskiego brata - skinął głową w stronę Rona - twierdząc, że noszę symbol słynnego czarnoksiężnika o wątpliwej reputacji. Co za ignorancja! Insygnia Śmierci nie mają nic wspólnego z czarną magią... w każdym razie nie w takim prymitywnym znaczeniu. Wierzący rozpoznają się po tym symbolu i mogą liczyć na wzajemną pomoc w Poszukiwaniu. Rozmieszał kilka bryłek cukru w swoim naparze z tykwobulwy i wypił trochę.  [...]
— Ale co to są te Insygnia Śmierci? - zapytała Hermiona.
 Ksenofilius odstawił pustą filiżankę. 
— Mam nadzieję, że znają państwo Opowieść o trzech braciach? [...]"
Powiedzieli "tak".
— Jednak nadal nie...
— Mam tu gdzieś ją...
"Hermiona powiedziała:
— Ja ją tutaj mam, panie Lovegood. 
I wyciągnęła z torebki Baśnie barda Beedle’a.
— Oryginał? - zdumiał się Ksenofilius, a kiedy kiwnęła głową, dodał: — A może by pani przeczytała na głos? To najlepszy sposób, żebyśmy wszyscy zrozumieli, o co chodzi. — Ee... no dobrze... Odkaszlnęła i zaczęła czytać. 
— Było raz trzech braci, którzy wędrowali opustoszałą, krętą drogą o zmierzchu...
— Mama zawsze mówiła „o północy" - wtrącił Ron, który wyciągnął się wygodnie w fotelu, z rękami za głową, żeby słuchać. Hermiona spojrzała na niego z niesmakiem. 
— Przepraszam, po prostu uważam, że „o północy" brzmi trochę straszniej! 
[...]  Ksenofilius chyba nie zwrócił na to uwagi, bo dalej patrzył przez okno na niebo.[...]
— Doszli w końcu do rzeki zbyt głębokiej, by przez nią przejść, i zbyt groźnej, by przez nią przepłynąć. Bracia znali się jednak na czarach, więc po prostu machnęli różdżkami i wyczarowali most nad zdradziecką tonią. Byli już w połowie mostu, gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać. I Śmierć przemówiła do nich...[...] I Śmierć przemówiła do nich. Była zła, że tym trzem nowym ofiarom udało się ją przechytrzyć, bo zwykle wędrowcy tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Postanowiła udawać, że podziwia czarodziejskie uzdolnienia trzech braci, i oznajmiła im, że każdemu należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci. I tak, najstarszy brat, który miał wojownicze usposobienie, poprosił o różdżkę, której magiczna moc przewyższałaby moc każdej z istniejących różdżek, za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku, różdżkę godną czarodzieja, który pokonał Śmierć! I Śmierć podeszła do najstarszego drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki, wycięła z jego gałęzi różdżkę i dała najstarszemu bratu, mówiąc: „To różdżka z czarnego bzu, zwana Czarną Różdżką. Mając ją w ręku, zwyciężysz każdego".
Drugi w kolejności starszeństwa brat, który miał złośliwe usposobienie, postanowił jeszcze bardziej upokorzyć Śmierć i poprosił o moc wzywania umarłych spoza grobu. I Śmierć podniosła gładki kamień z brzegu rzeki, dała mu go i powiedziała, że ów kamień ma moc sprowadzenia umarłego zza grobu. Potem Śmierć zapytała najmłodszego brata, co by chciał od niej dostać. A był on z nich trzech najskromniejszy, a także najmądrzejszy, więc nie ufał Śmierci. Poprosił o coś, co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca, nie będąc ściganym przez Śmierć. I Śmierć, bardzo niechętnie, wręczyła mu swoją Pelerynę-Niewidkę.[...] Wówczas Śmierć odstąpiła na bok i pozwoliła trzem braciom przejść przez rzekę i powędrować dalej, co też uczynili, rozprawiając o przygodzie, która im się przytrafiła, i podziwiając dary Śmierci. I zdarzyło się, że trzej bracia się rozstali, każdy poszedł własną drogą. Pierwszy brat wędrował przez tydzień lub dwa, aż doszedł do pewnej dalekiej wioski i odszukał czarodzieja, z którym się kiedyś pokłócił. Mając Czarną Różdżkę w ręku, nie mógł przegrać w pojedynku, który nastąpił. Zostawił ciało martwego przeciwnika na podłodze, a sam udał się do gospody, gdzie przechwalał się głośno mocą swojej różdżki, którą wydarł samej Śmierci i dzięki której stał się niezwyciężony. Tej samej nocy do najstarszego brata, który leżał w łóżku odurzony winem, podkradł się inny czarodziej. Zabrał mu różdżkę i na wszelki wypadek poderżnął mu gardło. I tak Śmierć zabrała pierwszego brata. Tymczasem drugi brat powędrował do własnego domu, w którym mieszkał samotnie. Zamknął się w izbie, wyjął Kamień, który miał moc sprowadzania zmarłych zza grobu, i obrócił go trzykrotnie w dłoni. Ku jego zdumieniu i radości, natychmiast pojawiła się przed nim postać dziewczyny, z którą kiedyś miał nadzieję się ożenić, zanim spotkała ją przedwczesna śmierć. Była jednak smutna i zimna, oddzielona od niego jakby woalem. Choć wróciła zza grobu, nie należała prawdziwie do świata śmiertelników i bardzo cierpiała. W końcu ów drugi brat, doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą, zabił się, by naprawdę się z nią połączyć. I tak Śmierć zabrała drugiego brata.
Choć Śmierć szukała trzeciego brata przez wiele lat, nigdzie nie mogła go znaleźć. Dopiero kiedy był w bardzo podeszłym wieku, zdjął z siebie Pelerynę-Niewidkę i dał ją swojemu synowi. A wówczas pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela i poszedł za nią z ochotą, i razem, jako równi sobie, odeszli z tego świata. Hermiona zamknęła książkę. Minęła dłuższa chwila, zanim Ksenofilius zdał sobie sprawę, że przestała czytać, odwrócił wzrok od okna i powiedział:
— No i mamy tu odpowiedź. 
— Słucham? - zapytała z niedowierzaniem Hermiona.
— To są Insygnia Śmierci. Wziął pióro ze stolika przy swoim łokciu i wyciągnął kawałek pergaminu spomiędzy sterty książek. —  Czarna Różdżka — powiedział i nakreślił pionową linię na pergaminie. - Kamień Wskrzeszenia - oznajmił i dodał kółko na szczycie linii. — Peleryna-niewidka - stwierdził, otaczając linię i kółko trójkątem, tworząc symbol, który tak intrygował Hermionę. — Razem tworzą symbol Insygniów Śmierci. 
— Ale w tej bajce nie padły słowa „Insygnia Śmierci" - zauważyła Hermiona.
— Oczywiście, że nie - odrzekł Ksenofilius, szalenie z siebie zadowolony. - To bajka, jej celem jest zabawienie dzieci, a nie pouczenie. Ale ci, którzy rozumieją te sprawy, wiedzą, że ta stara opowieść odnosi się do trzech przedmiotów, albo Insygniów, które razem zgromadzone uczynią z ich właściciela pana Śmierci. 
Zapadło milczenie. Ksenofilius znowu spojrzał w okno. Słońce było już nisko na niebie. 
— Luna powinna wkrótce nałowić dość plumpek - powiedział wreszcie. 
— Mówiąc „pan Śmierci"... - zaczął Ron. 
— Pan - przerwał mu Ksenofilius, machając ręką. — Mistrz. Zwycięzca. Pogromca. Jak wolisz. 
— Ale czy... czy pan chce powiedzieć... - zaczęła powoli Hermiona [...] — ...że te przedmioty... te Insygnia... naprawdę istnieją? 
Ksenofilius ponownie uniósł brwi.
— Ależ oczywiście. 
— Ale...  panie Lovegood, jak pan może wierzyć w takie... 
— Luna opowiadała mi o tobie, młoda damo - rzekł Ksenofilius. - Nie brak ci, jak mniemam, inteligencji, ale jesteś ograniczona. Masz ciasny umysł.
— Może powinnaś założyć ten kapelusz, Hermiono - odezwał się Ron, wskazując głową absurdalny stroik na kamiennym popiersiu. Widać było, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu. - Panie Lovegood - nie dawała za wygraną Hermiona - wszyscy wiemy, że są takie rzeczy jak peleryny-niewidki. Są rzadkością, ale istnieją. Ale... 
— Och, ale to trzecie Insygnium jest prawdziwą peleryną-niewidką, panno Granger! Chcę przez to powiedzieć, że nie jest to jakiś podróżny płaszcz, nasycony czarem zwodzącym czy oślepiającym, albo utkanym z włosów demimoza, który początkowo ukrywa właściciela, ale z upływem czasu coraz bardziej traci te magiczne właściwości, aż w końcu przestaje cokolwiek ukrywać, bo mętnieje. Mówimy tutaj o tej jedynej Pelerynie, która naprawdę i rzeczywiście czyni tego, kto ją nosi, całkowicie niewidzialnym, i nie podlega zgubnym wpływom czasu, dając właścicielowi stałe i nieprzenikalne ukrycie, bez względu na to, jakie zaklęcia na nią się rzuci. Ile takich peleryn panna Granger już widziała? Hermiona otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, lecz po chwili je zamknęła. Była bardzo zmieszana. [...]
— No właśnie - rzekł Ksenofilius, jakby pokonał ich mocnym argumentem w jakiejś zażartej dyspucie. - Nikt z państwa nigdy czegoś takiego nie widział. Właściciel byłby niewiarygodnie bogaty, prawda?
 Znowu zerknął przez okno. Niebo zaczęło się już różowić.
— No dobrze - powiedziała Hermiona, wciąż trochę zakłopotana. - Powiedzmy, że ta peleryna istnieje... ale co z tym kamieniem, panie Lovegood? Z tym, który pan nazwał Kamieniem Wskrzeszenia? 
—  Jak to co z nim? 
— No... jak może coś takiego istnieć? 
— A można udowodnić, że nie istnieje?
 Hermiona spojrzała na niego z oburzeniem.
— Ależ to jest... bardzo przepraszam, ale to jest po prostu śmieszne! Niby jak mogę udowodnić, że on nie istnieje? Co, może mam brać po kolei do ręki wszystkie kamyki świata, żeby każdy wypróbować? W ten sposób można dowodzić istnienia czegokolwiek, jeśli jedyną podstawą wiary, że coś istnieje, jest niemożność udowodnienia, że to coś nie istnieje!
— No właśnie, można - powiedział Ksenofilius. - Rad jestem, widząc, że pani umysł trochę się otwiera."
— Więc wierzy pan - wtrącił Ron - że ta Czarna Różdżka też istnieje? 
"—  Och, w tym przypadku mamy świadectw bez liku - rzekł Ksenofilius. - Czarna Różdżka jest tym Insygnium, które najłatwiej wyśledzić ze względu na sposób, w jaki przechodzi z rąk do rąk. 
— To znaczy? 
— To znaczy, że właściciel Czarnej Różdżki musi zdobyć ją na swoim poprzedniku, jeśli chce być jej prawdziwym panem. Słyszał pan zapewne, jak ta różdżka trafiła do rąk Egberta Zuchwałego, który zabił Emeryka Złego? O Godelocie, który zmarł we własnej piwnicy po tym, jak jego syn, Hereward, zabrał mu różdżkę? O strasznym Loksjasie, który zdobył różdżkę na Barnabaszu Deverillu, zabijając go? Karty historii świata czarodziejów poznaczone są krwawym śladem Czarnej Różdżki. [...]  
— Więc jak pan myśli, gdzie jest teraz ta różdżka? - zapytał Ron
— Kto to wie? - westchnął Ksenofilius, patrząc przez okno. - Kto wie, gdzie jest teraz ukryta Czarna Różdżka? Ślad urywa się na Arkusie i Liwiuszu. Któż może powiedzieć, który z nich naprawdę pokonał Loksjasa, a który zabrał mu różdżkę? I któż wie, kto z kolei ich mógł pokonać? Historia, niestety, milczy na ten temat. 
Zapanowało milczenie, które w końcu przerwała Hermiona: 
— Panie Lovegood, czy ród Peverellów ma coś wspólnego z Insygniami Śmierci? 
Ksenofilius wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem. [...].
— A więc wprowadziłaś mnie w błąd, młoda damo! - zawołał Ksenofilius, który wyprostował się w fotelu i utkwił spojrzenie w Hermionie. - Myślałem, że panna Granger nic nie wie o Insygniach Śmierci! Wielu z nas, Poszukiwaczy, wierzy, że Peverellowie mają wiele wspólnego z Insygniami Śmierci! Co ja mówię! Wszystko! 
— Kim są ci Peverellowie? - zapytał Ron. 
— Takie nazwisko było na jednym grobie w Dolinie Godryka - powiedziała Hermiona, wciąż przypatrując się Ksenofiliusowi. - Ignotus Peverell. A nad nim był ten znak. 
— No właśnie! - ucieszył się Ksenofilius, unosząc w górę palec wskazujący. - Znak Insygniów Śmierci na grobie Ignotusa jest ostatecznym dowodem!
— Czego? - zapytał Ron.
— Jak to czego? Tego, że owi trzej bracia to byli właśnie Peverellowie! Antioch, Kadmus i Ignotus Peverellowie! I że to właśnie oni byli pierwszymi właścicielami Insygniów Śmierci!
Jeszcze raz zerknął przez okno i wstał, wziął tacę i ruszył ku spiralnym schodom.
— Zostaną państwo na obiedzie? - zawołał, gdy już zniknął na schodach. - Każdy gość zawsze prosi o nasz przepis na zupę z plumpek słodkowodnych! 
— Pewnie po to, by go pokazać na Oddziale Zatruć w Świętym Mungu - powiedział półgębkiem Ron. [...]— Co o tym myślisz? - zapytał Hermionę. [...]
— To jest stek bzdur. To nie może być prawdziwe wyjaśnienie znaczenia tego symbolu. To tylko jakaś dziwaczna fantazja na ten temat. Niepotrzebnie tracimy tu czas. -[...]"
Hermiona wraz z Ronem rozejrzeli się po mieszkaniu schodząc na dół.
"— Gdzie jest Luna? 
—  Słucham? - Gdzie jest Luna? Ksenofilius zatrzymał się na najwyższym stopniu schodów. - Ja... ja już państwu mówiłem. Jest przy Dolnym Moście, łowi plumpki.
— Więc dlaczego pan przyniósł tylko" trzy "miski? 
Ksenofilius próbował coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Słychać było tylko terkot maszyny drukarskiej i cichy grzechot miseczek na tacy w drżących rękach Ksenofiliusa.
— Sądzę, że Luny nie ma tu od tygodni" — powiedziała Hermiona. "- Znikły jej ubrania, w jej łóżku nikt od dawna nie spał. Gdzie ona jest? I dlaczego pan wciąż wygląda przez okno? Ksenofilius upuścił tacę, miseczki roztrzaskały się na drobne kawałki. 
[...] Ron i Hermiona wyciągnęli różdżki. Ksenofilius zamarł z ręką tuż przy kieszeni. W tym momencie w maszynie drukarskiej coś huknęło i spod obrusa wysypały się świeże egzemplarze „Żonglera". Maszyna umilkła. Hermiona pochyliła się i podniosła jeden z egzemplarzy, wciąż celując różdżką w pana Lovegooda. "
— Ron, popatrz na to. 
Podszedł do niej szybko. Na pierwszej stronie „Żonglera" widniała fotografia Harry'ego, ozdobiona słowami: Niepożądany Numer Jeden, a pod nią wysokość nagrody za jego głowę.
— A więc „Żongler" zmienił linię, tak? - zapytała chłodno. — I co pan niedawno zrobił w ogrodzie, panie Lovegood? Wysłał pan sowę do ministerstwa?
"— Zabrali Lunę - wyszeptał. - Za to, co przedtem pisałem. Zabrali moją Lunę i nie wiem, gdzie jest, co z nią zrobili. Ale mogą ją odesłać, jeśli... jeśli... 
— ...jeśli wyda im pan Harry’ego, tak? - skończyła za niego Hermiona.
— Nic z tego - oświadczył zdecydowanie Ron. - Z drogi, wychodzimy.
Ksenofilius jakby nagle gwałtownie się postarzał. Usta wykrzywił mu okropny grymas. 
— Będą tu lada chwila. Muszę ocalić Lunę. Nie mogę jej stracić. Nie wyjdziecie stąd. Rozłożył szeroko ręce,Przed oknami przemknęły postacie na miotłach. Gdy wszyscy troje na nie spojrzeli, Ksenofilius wyciągnął różdżkę. [...]  Ksenofiliusa zaklęcie oszałamiające świsnęło przez pokój, trafiając w róg buchorożca. Straszliwa eksplozja targnęła całym domem. Kawałki drewna, papieru i różnych rupieci poleciały we wszystkie strony, a pokój zasnuła chmura gęstego białego pyłu.[...]
— A nie mówiłem ci, że nie trzeba się tak spieszyć, Travers? - rozległ się gruby glos. - Nie mówiłem ci, że temu czubkowi znowu się we łbie pomieszało? 
Coś huknęło i Ksenofilius krzyknął z bólu.
— Nie... nie... na górze...
— Powiedziałem ci w zeszłym tygodniu, Lovegood, że jeśli tu wrócimy, to tylko po jakąś naprawdę wartościową informację! Pamiętasz, jak to było? Jak chciałeś przehandlować ten kretyński stroik za swoją córkę? A tydzień wcześniej - jeszcze jeden huk i jeszcze jeden wrzask bólu - pamiętasz, jak sobie pomyślałeś, że oddamy ci ją, jeśli nam pokażesz dowód na istnienie chrapaka – bang! – krzywo - bang! - rogiego?
- Nie... nie... błagam!! Naprawdę! [...]
— A teraz wezwałeś nas tutaj po to, żeby nas wysadzić w powietrze?!! - ryknął śmierciożerca, po czym nastąpiła seria huków i wrzasków Ksenofiliusa.
— Selwyn, to wszystko wygląda tak, jakby się miało zaraz zawalić - odezwał się inny głos. - Schody są całkowicie zablokowane. Mogę spróbować je oczyścić? Boję się, że to wszystko runie. - Ty plugawy łgarzu! - krzyknął pierwszy śmierciożerca, nazwany Selwynem."
— Ty nigdy nie widziałeś koleżków Pottera. Myślałeś, że uda ci zwabić nas tutaj i pozabijać, prawda? Nie odzyskasz córki w ten sposób. 
— Przysięgam... Oni są na górze.. u stóp schodów. 
Chwilę później Hermiona krzyknęła z bólu, po czym straciła przytomność. 
"— Selwyn, tam na górze ktoś jest! [...]"
Ron stracił przytomność chwilę później. Śmierciożercy zbliżyli się do nich i teleportowali się z nimi. 
Hermiona i Ron już tego nie czuli. 

_______________________________________________

Rozdział zawiera fragmenty z książki J.K. Rowling "Harry Potter i Insygnia Śmierci" 
w przekładzie Andrzeja Polkowskiego. Fragmenty są zaznaczone znakiem "
[...] oznacza pominięte fragmenty. 
Fragment został zmodyfikowany tak, że brak w nim Harry'ego i znajduje się on tutaj w celu
przypomnienia historii "Trzech Braci" i spotkania Lovegooda. 
_______________________________________________
Dziękuję za komentarze, które motywują do dalszej pracy. 
Pozdrawiam :)





9 komentarzy:

  1. Chyba jako pierwszy się wypowiem.
    Rodział bardzo mi się podoba i czekam na dalsze rozwijanie akcji. Pisz dalej bo czytelnicy na nowy rozdział już czekają.

    OdpowiedzUsuń
  2. When wątek Seva i Pottera?
    A jak zwykle zajebisty rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątek Severusa i Harry'ego będzie na 10000% w rozdziale 51. :") W rozdziale 50 raczej ich nie będzie, ponieważ Harry jest w Hiszpanii zajęty magią żywiołów, a Severus w Anglii.
      Co prawda w rozdziale 51 Harry nie wraca do Anglii, ale na pewno dowiecie o ich relacjach...
      Nie chcę zdradzać szczegółów :D

      Pozdrawiam.
      Alexx :))

      Usuń
    2. Oj! Zapomniałam. W rozdziale 50 spotkają się, ale tylko na moment. :D

      Usuń
    3. Super rozdział Alexxx.
      Masz świetny styl pisania. Mam nadzieje, że w kolejnych rozdziałach będzie więcej Harry - Snape.

      PS. Poleciłam twojego bloga koleżankom. Jest naprawdę cudowny

      Usuń
  3. Hej ;*, komentuje tu dopiero po raz pierwszy, ale od dłuższego czasu już czytam twoje opowiadania i są świetne. Prawdę mówiąc jeszcze nigdzie nie widziałam wątku Harry - Severus (jako ojciec) czekam jeszcze na fanfiction z Molly Weasley w czasch młodości ;* Jeszcze raz super.

    OdpowiedzUsuń
  4. uper blog! Fajnie oderwać się na chwilę od rzeczywistości i poczytać! Zapraszam do siebie jako fanka HP
    http://do-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    świetnie, udało im się odbić Hermionę i Rona...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecież tu się czasowo nie zgdza. Przecież swięta już były.

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX