5 mar 2016

Rozdział 50 cz. I

Wow, to już 50 rozdział. :) Kto by pomyślał, że dojdę do takiej liczby...? Heh xd
 "Magii Żywiołów" będzie jeszcze około 30 rozdziałów (zobaczę jak się wyrobię z tym, co chcę umieścić). Mam w planach jeszcze trzecią część, ale myślę, że ona byłaby krótsza (15-20 rozdziałów)... Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu... i czy nadal będziecie zainteresowani tą historią. Także już nie nudzę i zapraszam do czytania rozdziału :)


Rozdział 50 cz. I
"Abyss Feelings"



Colors





Wylądowali na środku dużego pokoju zaraz przed Czarnym Panem. Był ubrany, tak jak zawsze, w swoją czarną szatę. Oprócz niego i dwóch śmierciożerców w komnacie nikogo nie było.  Wpatrywał się w nich beznamiętnie. Przechylił głowę w lewo, tak jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili oznajmił niskim głosem:
— Zabierzcie ich do celi. Osobno. — przerwał na chwilę.—  Zabawimy się z nimi jutro wieczorem. — mówił dalej. —  Niech pożyją jeszcze trochę. — zaśmiał się i wyszedł z pokoju.
Dwójka śmierciożerców zaniosła dwa nieruchome ciała do piwnicy domu, gdzie znajdowały się cele. Hermiona wylądowała w celi o znaku A14, a Ron naprzeciwko niej. Oboje byli nadal nieprzytomni.
Świat rozjaśnił się Hermionie po jakiś dwóch godzinach od wsadzenia ich do celi. Tak przynajmniej powiedziała Luna, która znajdowała się w celi obok Granger. Ron nadal nie odzyskał przytomności.
— Jak się tutaj znaleźliście? — spytała Luna.
— Byliśmy u twojego ojca... — zaczęła mówić niepewnie.
— U mojego ojca?! Po co?
— Musieliśmy się czegoś dowiedzieć... — zamilkła niepewna, czy powiedzieć prawdę. — I on... on wezwał śmierciożerców...
— Merlinie...
— Chciał wymienić nas na Ciebie... — oznajmiła cicho.
Zapanowała cisza.
— A ty jak się tutaj znalazłaś? — spytała po chwili Granger.
Luna przez chwilę nie odpowiadała. Hermiona myślała, że już nie dostanie odpowiedzi, ale blondynka westchnęła i zaczęła opowiadać...
— Tak po prostu Cię porwali z Hogwartu?!  — wybuchnęła Hermiona.
— Nic już nie jest takie samo w Hogwarcie, Hermiono. — powiedziała monotonnie.
— Nie można tak....!
— Hogwart jest zajęty przez śmierciożerców... Im wszystko wolno. — westchnęła,
Gryfonka postanowiła się uspokoić...
— Ile tu już jesteś?
— Jakieś trzy tygodnie... chyba... — odpowiedziała niepewnie.
Hermiona westchnęła rozdrażniona. 






To jest najgorszy koszmar jaki dano jej przeżyć. Odrodzenia zawsze są bolesne, ale nigdy nie myślała, że aż tak. W swoim pierwszym życiu była energiczną blondynką. Żyła wtedy w Ameryce, w Nowym Orleanie. Tam było pełno stworzeń takich jak ona. Czarodzieje, wilkołaki, wampiry... Wszystko na porządku dziennym. To były dobre czasy... Aż do swojej śmierci. Tak, wtedy też wiedzieli że hybrydę wampira i czarodzieja nie jest łatwo zabić, ale taki Janus dowiedział się o tym. Jednego jednak nie przewidział, nie wiedział... Hybrydy nie umierają! Powstają po jakimś czasie. Czasami wyglądają tak samo jak w poprzednim życiu, ale jest to ryzykowne. A czasami zupełnie zmieniają wygląd. 
Hybryd nie jest dużo na świecie, dlatego bardzo dbają o to, aby nikt się nie dowiedział o ich możliwościach. Chronią nie tylko siebie, ale i całą rasę.
I tak było w wypadku Selene. Odrodziła się w ciągu czterech miesięcy. Teraz była już w pełni sił. Zadowolona z siebie zmieniła wygląd. Teraz tylko musi ułożyć sobie nowe życie... Niech trochę przycichnie w Hogwarcie... to wtedy wróci. 
Może tak czas spiknąć się z Czarnym Nilem?!





— Harry! - krzyknął w panice White. 
Był to ostatni dźwięk jaki Harry usłyszał. Odpłynął całkowicie. Brylował między snem, a jawą. Nie wiedział ile czasu już minęło. Jego mózg odmówił jakiejkolwiek pracy. 
— Wstrząśnienie mózgu. - poinformowała Rebbeca.
Potter leżał w swoim łóżku już kilka godzin. Nadal nieprzytomny. Alexander podał mu potrzebne eliksiry i teraz czekali, aż Harry odzyska przytomność, co nie stało się tak szybko. Chłopak obudził się dopiero wieczorem. Jęknął otwierając oczy. Miał wrażenia, że czaszka pękła mu na pół. 
Na łóżku siedziała Rebbeca. Gdy tylko zauważyła, że się obudził odezwała się:
— Oberwałeś poważnie w głowę. — zamilkła na moment. — Wstrząśnienie mózgu masz. 
— To coś... poważnego? — zapytał. 
— Nie. — oznajmiła uśmiechając się. — Jutro będzie wszystko w porządku, dlatego odpoczywaj dopóki możesz. 
Harry westchnął i zamknął ponownie oczy,
— Jest dobra strona... — zaśmiała się. — Opanowałeś właśnie władzę nad ogniem! 
— Naprawdę?
— Taak! To świetnie, prawda?! — mówiła radośnie. — Teraz zostaje ziemia, która jest dość łatwa, woda i ogień! — szczebiotała. — I pokonałeś także klątwę Crucio. Jestem dumna! 
— Crucio? 
— Crucio. — potwierdziła. — Może jesteś silniejszy, niż nam się wydaje. — powiedziała jakby do siebie. Spojrzała na młodzieńca... jakby oceniając go. Harry poczuł się zmieszany... gdy tak uważnie mu się przyglądała. 
— No nic. — rzekła po chwili. — Odpoczywaj. Za dwie godziny będzie kolacja. — podeszła do drzwi. I nagle przypominając sobie coś, odwróciła się. — Słuchaj... — zaczęła niepewnie. — Ellie... Czy może ona... Ci... się... może... podoba? 
Harry zdziwiony popatrzył na nią. 
— Ale w jakim sensie? 
— No... a w jakim? 
— Poniekąd to ja mam dziewczynę. — oznajmił. 
Teraz to Rebbeca posłała mu niedowierzające spojrzenie. 
— No co?! — zirytował się. 
— Nigdy o niej nie wspominałeś...
— To jest skomplikowane. — potarł twarz dłońmi. — Nie wiem sam, czy jesteśmy razem.... a teraz ona została tam,  a ja jestem tutaj. Ale można powiedzieć, że to moja dziewczyna... Więc jeśli pytasz, czy jestem zainteresowany Ellie, to odpowiedź brzmi: nie. 
— Okey, rozumiem. — mruknęła. — Chyba...
Rebbeca wyszła. Za godzinę miała się spotkać, że swoim kolegą, a właściwie kochankiem. Musiała odreagować to wszystko. Thomas miał swoje wady, ale mimo wszystko był naprawdę niezłym kochankiem. Poszła do swojego pokoju, aby się przebrać. Po kilku minutach wyszła z rezydencji. 




Misja Alex zaczynała się w Paryżu we Francji. Musiała się dowiedzieć jak najwięcej o organizacji zwanej Czarny Nil. Wzięła się na poważnie za to zadanie. 
Jej kolejnym informatorem miał być Nathan Urell. Mugol, ale zapoznany ze światem czarodziei. Przyczajona w krzakach Alex wypatrywała go. Znajdowała się na parkingu. Ze swojej kryjówki miała dobry widok na wyjście z posterunku policji, na którym to pracuje Urell, ale i zarazem na jego samochód. Dochodziła 22. Za kilka minut powinien już skończyć swoją zmianę. 
Znudzona zaczęła obserwować ludzi po drugiej stronie ulicy. Wszyscy śpieszyli się gdzieś. Świat tak bardzo się zmienia. Kiedyś tak nie było. Westchnęła i powróciła do obserwowania posterunku. 
Po jakiś piętnastu minutach na schodach pojawił Nathan. Pozwoliła mu dojść do samochodu i szybko powędrowała w jego stronę wyjmując zza paska broń. Naciągnęła kaptur i podbiegła do drzwiczek od strony pasażera. Otworzyła zanim zdążył włączyć silnik. Usiadła na siedzeniu i przystawiła broń do skroni kierowcy. 
— Wysiadaj! — warknęła. 
— O Boże! To napad?! Jestem policjantem...
— Wysiadaj, ale strzelę Ci w łeb! Już! — ponagliła go. 
— Chyba żartujesz! 
— Liczę do trzech... Raz... Dwa...
— Dobra, dobra. — poddał się. — Tylko opuść tą broń, jeszcze coś sobie zrobisz. 
Alex zaśmiała złowrogo mając go nadal na celowniku. 
— Nie uciekaj, bo strzelę. — powiadomiła go. 
Na parkingu nie było nikogo. Pociągnęła go w stronę budynku na końcu parkingu i przycisnęła do ceglanej ściany. 
— Czego chcesz? — zaoponował Nathan. 
— Mam kilka pytań. — mówiła nadal groźnym szeptem. 
— To pytaj i daj mi spokój... Spieszę się. 
Alex znowu zaniosła się śmiechem. Jeśli do tej pory nie myślał o niej jak o szaleńcu, to na pewno w tej chwili zmienił zdanie. 
— Nathan Urell, tak? — zaczęła swoje przesłuchanie nadal celując bronią w swojego informatora. 
— Zależy kto pyta. — odpowiedział.
Broń wylądowała przy jego skroni. 
— Tak. — odpowiedział szybko. 
— I co, łatwiej?— uśmiechnęła się. — Co wiesz o Czarnym Nilu? — zaczęła. 
— Nic nie wiem. Co to jest?!
Wyraz twarzy Alex wyrażał wściekłość. 
— NIE KŁAM! Widzę kiedy to robisz. WIEM, że wiesz o czarodziejach, więc nie udawaj głupiego!
— A ty kto? Jedna z nich?
— Jedna z nich? Od kogo?
— Należysz do Czarnego Nilu?
— Nie, oczywiście, że nie. — odpowiedziała szybko. 
— A więc kim jesteś? 
— Hybrydą. Teraz ja pytam. Co wiesz o Czarnym Nilu?
— Hybrydą czego? 
Popatrzyła na niego wrogo. 
— No dobrze... Niewiele wiem...
— Mów. 
— Tworzą zakazane eliksiry i babrają się w Czarnej Magii. 
— To wiem. — parsknęła. — To wszyscy wiedzą. 
Nathan lekko zbladł. 
— Och, czyli jednak wiesz coś. — powiedziała widząc zmianę w twarzy Urella. 
— Powróciły do gry, a właściwie chcą to zrobić. Jak pewnie wiesz... zostały skazane na Azkaban, ale uciekły. Teraz chcą zrobić jeszcze większe zamieszanie niż sto lat temu. 
— W jaki sposób? 
Nathan milczał. 
— MÓW!
— Nie wiem! NIKT nie wie! Tylko one! — wykrzyczał. 
Alex zastanawiała się przez chwilę.
— A właściwie to skąd o nich wiesz? 
— Mój brat jest czarodziejem... — powiedział cicho, 
— Jak się nazywa?
— Fenix Lockwood. — rzekł patrząc niepewnie na dziewczynę. 


Alex pokiwała głową opuszczając pistolet i odsuwając się od Nathana. Zamyśliła się na moment. Fenix Lockwood... gdzieś słyszała o nim... Tylko gdzie?
— Okey, możesz iść. — powiedziała po chwili.
Mężczyzna szybko odszedł. Alex patrzyła przez moment jak odchodzi, a potem skierowała się z powrotem do swojej kryjówki. Gdy tylko minęła samochód Urella nagły huk ogłuszył ją.  Samochód Urella stał w płomieniach. Spanikowana pobiegła w stronę ulicy. 
Gdy już znajdowała się w bezpiecznej odległości odwróciła się i spojrzała na chmurę dymu i ogień. 
— Co się stało? — zapytała sama siebie. 
Rozejrzała się po okolicy i chwilę później teleportowała się do swojego hotelu. 




Dwa dni później... , czyli wydarzenia obecne...

— RON! Nareszcie. — krzyknęła Hermiona, gdy tylko rudzielec odzyskał przytomność.
Weasley jęknął podnosząc głowę. Popatrzył wkoło. 
— Gdzie jesteśmy? — zapytał.
— W więzieniu Sam-Wiesz-Kogo. — odpowiedziała sennie Luna. 
— JAK?!
— Złapali nas wtedy. — powiedziała smutno Hermiona. 
Ron próbował sobie przypomnieć, co się wydarzyło po tym jak Lovegood zaczął się dziwnie zachowywać. 
— I co teraz?
— Za kilka minut po nas przyjdą...
— Po co?
— A jak myślisz, Ron? — spytała patrząc z politowaniem na chłopaka. 
— Merlinie... Nie... 
Ledwo się obudził, a już miał umrzeć. Wspaniale. Cudownie! Niech Cię szlag, Harry!
— Mamy jakiś plan? — zapytał chociaż i tak znał odpowiedź. 
— Nie. — rzekła Granger prosto i konkretnie przeczesując ręką włosy. 
Ron westchnął. Popatrzył na innych więźniów. Byli wychudzeni, bladzi i nie było sensu szukać tutaj jakiś iskierek życia w tych osobach. Trudno się dziwić. Ponownie jęknął. Potarł oczy i zaczął chodzić po celi. 





Harry rzeczywiście następnego dnia czuł się już lepiej. Był nawet zadowolony ze swoich postępów. Po raz pierwszy od przyjazdu do Hiszpanii poczuł, że da radę, że nie jest słaby, że mu się uda! 
Z pozytywnym nastawieniem zszedł na dół. Na stole w kuchni było porozkładane mapy. Stał też włączony laptop, na którego ekranie także widniała mapa. Wokół tego wszystkie krzątał się Alexander i Max. Nie wyglądało to dobrze. 
— Coś się stało? — zapytał podchodząc do map. 
Alexander popatrzył na niego uważnie. Dopiero po chwili przemówił dziwnym głosem:
— Voldemort porwał twoich przyjaciół. 
— RONA I HERMIONĘ?!
— Tak. Przetrzymuje ich od dwóch dni. Myślimy, że dzisiaj będzie chciał ich zabić. 
— Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero TERAZ? — krzyknął. 
— Bo my wiemy o tym od jakiś trzech godzin. — parsknął Max.  — I jak widzisz robimy wszystko, aby ich znaleźć. — wskazał głową na mapy. — Więc zamiast wrzeszczeć, przydaj się na coś. 
— Przepraszam. — powiedział zawstydzony. — Jak mogę pomóc? Jak mam ich uratować?
— Siedziba Voldemorta jest obejęta najpotężniejszymi czarami. — zaczął mówić Alexander. — Żadna osoba zewnątrz nie może się tam dostać. Po prostu to miejsce nie istnieje na żadnej mapie. Staramy się ustalić dokładnie, gdzie się ono znajduje na podstawie zeznań osób, które stamtąd uciekły lub które zaginęły niedaleko pola teleportacyjnego. Szukamy... ale jeszcze nic konkretnego nie znaleźliśmy. Wiemy, że gdzieś w okolicach Walii. — mruknął. — Mamy kilka dokumentów z ministerstwa... Lucas wybrał się na wycieczkę, ponieważ to on jakiś czas tam przebywał. Próbuje znaleźć dwór. Na razie nie mamy od niego żadnych wiadomości. Tak naprawdę to Lucas jest naszą nadzieją, ponieważ ani ja ani Max nigdy nie byliśmy w Anglii dłużej niż dwa dni. Rebbeca też jest na misji. Próbuje wypytać ludzi. Myślę, że mamy czas do wieczora. — zamilkł. — Nie ma pewności, że w ogóle coś znajdziemy, ale trzeba być dobrej myśli. Przeczytaj tamte — wskazał na kartki na blacie. — zeznania... może coś w nich znajdziesz. 
Harry kiwnął głową. Wziął kilka uspakajających oddechów i zaczął czytać dokumenty. 
Czas biegł... Czy uda im się ustalić miejsce pobytu Voldemorta i jego zgrai? Zostało niewiele czasu...



5 komentarzy:

  1. Jest jestem pierwsza!!!!

    Do rzeczy
    Czytam twoje opowiadanie od jakiegoś czasu i w dwa dni przeczytałam 1. część. Mam nadzieję,że @. wyjdzie Ci tak samo dobrze.
    Mam nadzieję,że niedługo pojwią się sceny pomiędzy Snape - Harry.

    Opowiadanie i rozdział świetne.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej weź, opowiadanie jest świetne :*

    Jak zwykle

    Pozdrawiam
    Niebieska

    OdpowiedzUsuń
  3. Cuudownie! *.* zresztą jak zawsze xD rozdział pełen napięcia i bardzo mi się spodobał a szczególnie "Poniekąd to ja mam dziewczynę." nie wiem czemu ale rozwaliło mnie to xDD życzę weny i cxekam na następną notkę <3 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    tekst jest naprawdę wspaniały, wspaniale przedstawiłaś jego przeżycia, jak szuka, jak pragnie go odnaleźć...
    chcę więcej...
    Dużo weny życzę Tobie...

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX