26 lis 2017

Rozdział 66

Rozdział 66
"First Murder"






"In the darkest nights you were haunting me
Like a moon-kept tide you were calmly pacing, in and out of view
And heaven knows I've tried to think how lonely life would be"
ATB – Never Without You (ft. Sean Ryan)




Harry pozostał sam w rezydencji Alexandra w Hiszpanii. Ron nadal próbował dowiedzieć się czegoś od Zakonu w związku z czym przebywał w Kwaterze Głównej. Hermiona szukała horkruksa i od kilku dni nie było od niej żadnych wiadomości. Alexander wraz ze swoim rodzeństwem udał się spotkanie do Paryża i nie będzie ich przez kilka dni. Służba, która zajmowała się domem dostała kilka dni wolnego, a więc Harry był sam. Dostał polecenie nie wychodzenia z domu dlatego postanowił zwiedzić dokładnie bibliotekę. Wiedział, że jest tam kilka ksiąg o magii żywiołów, a on sam jeszcze nie wiele wiedział o magii, która się posługiwał. Ironiczne, prawda?
Biblioteka była ogromna i mieściła kilkadziesiąt tytułów najstarszych ksiąg – tego Harry był pewien. 
Przyglądał się pięknym zdobieniom na grzbietach gdy usłyszał huk. Fundamenty domu zadrżały. Harry szybko podszedł do okna próbując zlokalizować źródło hałasu. Nic nie wskazywało na to, że ktoś znajduje się na posesji. 
— Może przesadzam. —  stwierdził sam do siebie. —  Pewnie bariery się odmawiają.
Odszedł od okna i powrócił do szukanie książek. Nie dane było mu chociaż otworzyć jednej, gdy znowu dom się zatrząsł. Harry o miało co nie stracił równowagi. 
— Co się dzieje? 
Zszedł szybko na dół sprawdzając po drodze wszystkie pokoje szukając przyczyny. Nic nie znalazł i zaczął się obawiać. 
— W domu nic ani nikogo nie ma... więc... To musi dziać się na zewnątrz. 
Potter bił się z myślami – miał nie opuszczać domu... 
— Ale to chyba wyjątkową sytuacja. – mruknął i otworzył główne drzwi prowadzące na zewnątrz.
Przeszedł dokoła domu, ale nic nie wskazywało na obecność innego czarodzieja. Aż do czasu gdy w zachodnio-południowej stronie bariera otaczająca posesje roswietlila się tysiącem barw. Ziemia zadrgała.
— A więc to tak. Jestem atakowany. —  mówił sam do siebie. 
Podszedł ostrożnie w stronę bariery, która co jakiś czas rozświetlała się. Ostatni cios na nią musiał być potężny gdyż cały obszar bariery zaczął się rozpadać. Spanikowany rzucił kilka zaklęć wspomagających, ale nie dało to zbyt dużych efektów. Nie widział kto jest po przeciwnej stronie. Nie widział z kim będzie musiał walczyć ani z iloma osobami przyjdzie mu się zmierzyć. Próbował utrzymać barierę przez kilka minut, ale wróg nie odpuszczał. 
Ostatni cios przeciwnika zniszczył całą barierę. Harry stanął twarzą w twarz z osobą, której... nie znał. Zamrugał kilkakrotnie. 
— Ty nie jesteś Alexander. —  oznajmił zaskoczony przybysz. 
— Nie, nie jestem Alexandrem.
— A więc kim?
— A pan? 
Zaśmiał się szyderczo.
— Ja jestem Meo Lin Yui, dawny kolega Alexandra. Jak widzę znalazł sobie nowego ucznia. —  podszedł do Harry'ego. — Nie bój się, chłopcze. Załatwimy to szybko. 
Zza pleców Lin Yui wyszła grupa ludzi – jego własne wojsko. Harry jęknął cicho. 
— Nie dotykaj mnie. — powiedział twardo, a w myślach próbował odbudować barierę. — Czego chcesz?
—  Nadal mi się nie przedstawiłeś...
— Harry Potter. Czego chcesz?
Meo zaśmiał się znowu.
— Harry Potter... no proszę. —  zacmokał. — Chyba mogę wręczyć Voldemorta, prawda?—  zwrócił się do swojego wojska. Ci pokiwali ochoczo głowami. —  A więc giń, Harry Potterze!
Rzucił zaklęcie, ale Harry szybko się osłonił. Przez czas, w którym prowadzić ta dziwna rozmowę zdążył odbudować połowę bariery. Żołnierze Meo Lin Yui próbowali dotrzeć do chłopaka. Potter rzucał zaklęcia szybciej niż kiedykolwiek.Kilka razy poważnie dostał. Krew leciała mu z nosa. Prawa dłoń także krwawiła. W jego bok wbił się nóż Meo, który rzucił się na niego. Zaczęli się bić. Wściekły Harry wyrzucił z siebie tak dużo potężnej magii, że Meo wyleciał w powietrze tracąc przytomność. 
Został Harry przeciwko wojsku Lin Yui. Żołnierz, który stał najbliżej cofnął się gwałtownie widząc twarz Pottera i jego oczy, które zrobiły się czarne jak węgiel. Krzyknął do swoich kolegów „Odwrót!”, ale było już za późno. Harry po raz kolejny wyrzucił z siebie fale potężnej magii.
Avada Kedarva! —  powiedział po czym siła zaklęcia dotarła do ostatniego żołnierza zabijając wszystkich po drodze. 
Harry zachwiał się. 
- HARRY! – krzyknął ktoś, ale Harry nie wiedział kto – stracił przytomność. 


* * * 

Znalazła się w lesie. Światło księżyca przeniosło się przez korony drzew. Zdezorientowana rozejrzała się dokoła. Vallen nie była osoba bojaźliwą, ale teraz obleciał ja strach. 
— Witamy. —  wyszeptał damski głos. Vallen jeszcze raz spojrzała na w stronę drzew. 
— Nie widzisz nas, ale my widzimy Ciebie. 
— Kim jesteście? —  zawołała. 
— Witamy Cię w Czarnym Nile, Vallen.


* * *

— Na litość Merlina, Ron! Mógłbyś patrzeć gdzie idziesz. —  krzyknęła Milly, gdy Ron wpadł na nią.
— Przepraszam, mamo.
— Powinieneś być na górze. My tutaj mamy ważne spotkanie. — powiedziała jeszcze. 
„No co wy nie powiedziecie... a po co miałbym tutaj stać jak ten kołek?”
—Naprawdę? — zapytał z udawanym zaskoczeniem.
—Ron, proszę Cię.— skarciła go znowu. 
— Dobrze, dobrze już sobie idę. — zirytowany brakiem wiadomości poszedł do swojego pokoju. 
Wyjął pergamin i pióro z postanowieniem że napiszę list do Harry'ego.


Harry,
Myślę, że to nie ma sensu. Oni nic nie powiedzą. Chronią swoich tajemnic jak oczka w głowie. Jest tylko grupka osób, które wiedzą wszystko. Reszta po prostu wykonuje ich polecenia. Dlatego nie mogę nic wyciągnąć. Nie wiem nic ponad to co już wiemy. To jest frustrujące. 
Jak myślisz, ma to sens? Może lepiej jak wrócę i ci pomogę i Mionce? Będzie więcej pożytku ze mnie. 
R.


Wysłał swoją sowę z listem i położył się na łóżku czekając na odpowiedzieć. 


* * * 

Hermiona patrzyła na Harry'go, który powoli budził się. Alexander wpadł tylko na chwilę pytając się czy już odzyskał przytomność i wyszedł zająć się Meo Lin Yui, który był równie zszokowany zachowaniem Wybrańca co i reszta. Zewnętrzne obrażenia zostały wyleczone. Teraz pytanie czy te w psychice będą na tyle głębokie, że zniszczą mu życie. 
—Hermiona? Co ty tu robisz?
— Siedzę jak widać. — odpowiedziała zgryźliwie. 
—Naprawdę? To widzę. — odpyskował. — Chodziło mi o to, co robisz w Hiszpanii?
—Dostałam wiadomość, że nie najlepiej z Tobą. 
— Co się stało?
— Walczyłeś sam z wojskiem Meo Lin Yui. 
—A więc to nie był sens? — złapał się za głowę. 
Hermiona pokiwała głową.
— Na pocieszenie powiem tylko że zniszczyłam horkruksa.
— Naprawdę? – Harry odzyskał humor. – Jesteś niesamowita, Hermiono. – podniósł się i pocałował ją.
Do pokoju wszedł Alexander przerywając ich czułości.
— Musimy porozmawiać. — oznajmił chłodno. — Możesz nas zostawić, Hermiono?
Dziewczyna szybko wyszła, Harry natomiast zamarł oczekując na słowa White'a. Jego wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego...



_____________________
Kolejny rozdział za kilka dni :) Jeszcze przed grudniem.

In the darkest nights you were haunting me; Like a moon-kept tide you were calmly pacing, in and out of view; And heaven knows I've tried to think how lonely life would be – (ang.) Nawiedzasz mnie w najczarniejszych snach; Jak księżyc przyciągający przypływ; Spokojnym tempem; Z dala i w zasięgu wzroku; Niebiosa wiedzą, że próbowałem się zastanawiać; Jak samotne mogłoby być życie.
ATB – Never Without You (ft. Sean Ryan)


1 komentarz:

  1. Witam,
    tak podejrzewałam, zę jest atakowany, kto to właściwie był, i czemu Alexander tak się zachował...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX