31 gru 2019

Rozdział 77

Witam wszystkich!
Udało mi się jeszcze w tym roku napisać kolejny rozdział :) Chciałam do końca roku opublikować i udało się :D
Chcę Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku!

A teraz zapraszam na nowy rozdział:



Rozdział 77
"Alea iacta est*"





"we all need that someone
who gets you like no one else
right when you need it the most

we all need a soul to rely on
a shoulder to cry on
a friend through the highs and the lows"
Alan Walker & Ava Max – Alone Pt. II



Trzy tygodnie wcześniej...

Trójka czarodziei szła właśnie przez gęsty las spowity ciemnością. Rzucili zaklęcie Lumos, które było jedynym źródłem światła w okolicy. Zdumiewające było to, że nawet w tych egipskich ciemnościach wiedzieli dokładnie, dokąd mają iść. Chwilę później zerwał się silny wiatr, przez który korony drzew głośno szumiały, nadając sytuacji grozy.
Czarodzieje przekroczyli barierę i las rozpłynął się. W jego miejsce ukazała się mała wioska, znana jako Dolina Godryka, która od niedawna pełniła funkcję siedziby Zakonu Feniksa. Po śmierci Voldemorta świat czarodziejów nadal nie był bezpiecznym miejscem. Wierni Śmierciożercy nie poddawali się i walczyli w imię Czarnego Pana. Świat pozbył się jednego szaleńca, a na jego miejsce stu innych powstało, dlatego Zakon miał pełne ręce roboty.
Ministerstwo oficjalnie współpracowało z organizacją Dumbledore'a, ale praktycznie wolało nie mieszać się i pozostawać z boku jedynie przypisując sobie ich zasługi. To był wyjątkowo burzliwy okres: Śmierciożercy nie próżnowali, a świat czarodziejów nadal nie miał swojego nowego Ministra. Można powiedzieć, że czarodzieje troszeczkę się pogubili. Oczywiście, kandydatów na nowego Ministra było wielu, ale żaden z nich nie był dostatecznie dobry na to stanowisko. Obawiano się, że może nie poradzić sobie z odpowiedzialnością, która na niego spadnie niczym grom z jasnego nieba.
Dumbledore już nie raz dostawał prośbę o pomoc z Ministerstwa. Nie raz także rozmawiał z politykami odnośnie do objęcia stanowiska Ministra, ale Albus nie był chętny. Właściwie zawsze grzecznie dziękował i mówił, że nie sprawdziłby się w tej roli, jednocześnie popierając kandydaturę Artura Weasleya.
Artur już nie raz wykazał się nerwami ze stali i jego praca w Zakonie nie budzi zastrzeżeń. Albus za wszelką cenę chciał mieć kogoś znajomego na tym stanowisku. W końcu najlepiej rządzi się z ukrycia.
Trójka czarodziei doszła do głównego budynku, który niczym mugolskie zabytki było bogato ozdobione. Od razu można było zorientować się, że jest to najważniejszy punkt w tej wiosce. Weszli do środka, gdzie już w holu spotkali się z krzątaniną wielu osób. Szybko skierowali się na piętro do pokoju 101, w którym mieli spotkanie. Blondyn zapukał i gdy usłyszał „wejść” nacisnął klamkę i cała trójka przekroczyła próg.
— Dzień dobry, panie dyrektorze. Panie Dumbledore. —Malfoy odezwał się na powitanie.
— Dzień dobry, Draco. Granger. Weasley. — opowiedział Severus, który siedział przy biurku. Hermiona i Ron kiwnęli głową na powitanie.
— Panna Granger, Pan Weasley i Pan Malfoy, jak dobrze was widzieć całych i zdrowych. — powiedział Dumbledore odwracając się od okna, w które jeszcze kilka sekund temu się wpatrywał.
Czarodzieje usiedli na krzesłach przy biurku, a Dumbledore zajął fotel, który stał nieco dalej. Severus nie ruszył się z miejsca. Pokój nie był duży. Był to gabinet Snape'a, więc był on dość surowo urządzony bez zbędnych ozdóbek. Zimny jak jego właściciel.
— Podobno macie coś dla nas. — Snape odezwał się ponownie.
— Mamy pomysł, aby dowiedzieć się co nieco o sytuacji Harry'ego. Myślimy, że Rada Żywiołów — Hermiona odezwała się po raz pierwszy, odkąd weszli do gabinetu – wie, gdzie może znajdować się Harry.
— Jeśli wiedziałaby, to Alexander na pewno by nam powiedział. — zauważył Severus.
— Myślę, że Rada nie chce uświadamiać White'a, że wie coś więcej. — blondyn kontynuował. — Wszyscy dobrze wiemy, że Potter był jego ulubieńcem. Wiedzą, że ten zrobi wszystko, aby go ocalić.
— Resztę pewnie nie za bardzo obchodzi. co się stanie z Harrym. Dla nich pewnie byłoby lepiej, gdyby był martwy.
— Dobrze powiedziane, Weasley. — Malfoy postanowił przyznać rację rudzielcowi.
Dumbledore pokiwał głową w zamyśleniu.
— Dobrze. — powiedział Snape. — W takim razie, w jaki sposób chcecie z nimi współpracować? Zabiją was szybciej, niż wam się wydaje.
— Możemy wniknąć w ich szeregi.
— Cudowny plan, panie Malfoy. – sarkazm był aż nadto wyczuwalny w głosie Snape'a. ؙ— Jakby pan nie zauważył, panie Malfoy, nikt z nas nie dysponuje Magią Żywiołów.
— Wiem, wiem, ale dysponujemy eliksirem wielosokowym, prawda dyrektorze?
Snape skinął twierdząco głową.
— A więc możemy wielosokować się w jednego z członków Rady.
— Niby w którego?
— Tak właściwie... — Malfoy zaczął niepewnie.
— Nie macie pojęcia, prawda? — Mistrz Eliksirów dokończył.
— Wręcz przeciwnie — odezwała się Granger.
Ron pokiwał głową uradowany, że udało się ich zaskoczyć.
— Mamy już nawet tego kandydata w... piwnicy. — rudzielec odparł zadowolony. Zaraz oberwał morderczym spojrzeniem od Hermiony i Malfoya. — No co? — oburzył się.
— Chcecie powiedzieć, że porwaliście niewinnego człowieka i więzicie go w piwnicy? — Severus zaczął głośniej mówić wyraźnie zdenerwowany. — No tego to się po was nie spodziewałem!
— Severusie, spokojnie. — wtrącił się Albus. — Kto to?
– Henrik Gook.
— I sądzicie, że on nada się?
— Albusie, to przecież niedorzeczne. Nie ma mowy, aby to się udało. Jak wy sobie to wyobrażacie?
— Wiemy, że Gook nie jest zbyt lotnym czarodziejem, ale posiada Magię Żywiołów. W końcu dlatego jest w Radzie. Ale raczej nie będę musiał używać zaklęć, a przynajmniej mam taką nadzieję. Chyba nie udowadniają na każdym spotkaniu, jak potężni są i co potrafią.
— Co masz na myśli, Draco? To ty chcesz wielosokować się w pana Gooka? — zapytał z niedowierzaniem. O takie poświęcenie nigdy by Draco nie podejrzewał.
Malfoy pokiwał głową, a Dumbledore uradowany klasnął w dłonie.
— To świetny pomysł. Dzięki temu będziemy wiedzieć jakie stosunki panują w Radzie i co zamierzają.
Severus spojrzał na niego jak na wariata.
— O ile, oczywiście, nie zorientują się, że jest wśród nich kret. — odparł Mistrz Eliksirów. — A następnie go zabiją.
— Nie bądź pesymistą, Severusie. — Albus machnął dłonią jakby to, co powiedział Snape nie miało większego znaczenia.
— Już do reszty postradałeś rozum, Albusie. I nie, nie jestem pesymistą. Jestem realistą i mówię, że to nie wyjdzie.


* * *

Patrzyłem przez okno na ulicę, gdzie samochody tkwiły w korku, a ludzie niczym mrówki przemierzały szybko chodnik, pędząc do własnych spraw. Uwielbiałem to uczucie samotności, to, że nikt tutaj nie wiem, kim jestem. Nawet nie spodziewają się, że mieszkają w jednym hotelu wraz z mordercą. Wydaje im się to nierealne. Nikt nie zakłada, że mogę być tym złym. Podoba mi się to. Jestem anonimowy, dzięki czemu jestem nieuchwytny.
Owszem, mam sporo szczęścia, ale nie uważam, aby stanowiło ono główne źródło moich osiągnięć. Ja po prostu mam do tego talent. Talent do zabijania i maskowania śladów. Nazwałbym to sztuką. Mugolska policja niewiele może tutaj zdziałać. Nie jestem jak ci inni seryjni mordercy. Staram się, aby moje ofiary były sławne po śmierci. W końcu każdy zasługuje na odrobinę zainteresowania. Nawet jeśli jest się już trupem.
Odwróciłem wzrok od okna i spojrzałem na biurko, na którym znajdowały się kartki i zdjęcia. Mnóstwo kartek, na których rozpisałem sobie krok po kroku co mam zrobić. Przemknęło mi przez myśl, aby trochę uporządkować to trochę, ale szybko odrzuciłem ten pomysł. Ściana naprzeciwko łóżka stanowiła moje centrum dowodzenia. Doczepiłem ważne dla mnie dokumenty taśmą, Zdjęcia też tam były. Cały mój plan tam był.


* * *

— Mam nadzieję, że wykonasz powierzone zadanie. — powiedziała Caeleste.
— Czy ja kiedykolwiek jakiegoś zadania nie wykonałem? — zapytałem, a ona pokręciła głową. — No właśnie. Nie wiem, o co tyle paniki.
Siostry spojrzały na mnie po raz ostatni, po czym opuściły mój pokój.


* * * 

Wyszły z pokoju, chcąc jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Opuściły hotel i wsiadły do samochodu, który zaparkowany był po drugiej stronie ulicy.
— Nie myślisz, że Avelyne przesadziła?
— Przesadziła? Niby z czym? — zdziwiła się Katherine.
— No z tym zadaniem... Wiesz... zabić swoją przyjaciółkę to raczej nie jest łatwo.
— Zdaję sobie z tego sprawę, ale musimy go sprawdzić. Musimy wiedzieć, czy nie wycofa się w najważniejszym momencie. Nie wierzysz, że to zrobi?
— Mam złe przeczucia, Caeleste. — odparła cicho, odkręcając głową w stronę okna. Do końca podróży żadna się już odzywała. Każda była pogrążona we własnych myślach.


* * * 

— Panowie, krzyki nic nie dadzą. — jeden z magów próbował uspokoić innych.
— David, ty chyba nie wiesz, o co chodzi. — odkrzyknął mu inny.
Wspomniany David machnął dłonią i zrezygnowany zajął swoje miejsce, odcinając się od tego cyrku potoczne zwanego Radą Magii Żywiołów. Chwilę później przysiadł się do niego Gook.
— Boże, Gook. Nie strasz tak. — wymamrotał David.
— Przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć.
David ponownie machnął dłonią. Hook kiwnął głową w stronę kłócących się czarodziei.
— O co im chodzi? — zapytał.
— O Pottera... A o co innego może chodzić? — westchnął. —Z tym dzieciakiem wiecznie są problemy. Jak nie Voldemort to teraz będziemy mieć kolejnego panującego czarną magią.
— Potter panuje czarną magią?
— Tak sądzi Andriej. Nie było Cię na spotkaniu po tym, jak zniknął?
— Wybacz, ale jakoś... nie przykuwałem do tego większej uwagi. — przyznał.
— Też bym tak chciał. Andriej sądzi, że to mroczna magia go wchłonęła. Śmierć się zawsze upomni, a jak wiemy, Potter już wielokrotnie jej uniknął. Teraz to już w sumie pewne, że mroczna magia nad nim zapanowała. Pamiętasz Truciciela? — Hook pokiwał głową. — To było nic. Podobno Potter stoi za kilkoma dość ekstrawaganckimi morderstwami.
— Dlaczego zabija?
— Być może to mroczna magia się tego domaga. — wzruszył ramionami. — Ale ja mam swoją teorię. — dodał już ciszej, przypatrując się innym czarodziejom, jakby szukając oznak tego, że któryś może podsłuchiwać, o czym rozmawiają.
Hook przysunął się bliżej Davida.
— Jaka to teoria?
— Uważam, że Potterem ktoś steruje. — wyjaśnił. — On sam... myślę, że nie byłby zdolny do tak przemyślanych ataków. Poza tym pozostaje nieuchwytny, a Rada Żywiołów nie ma nawet pojęcia gdzie go szukać.
— Też myślę, że Potter sam by tego nie zaplanował. Bądźmy szczerzy: do najmądrzejszych to on nie należy.
David pokiwał głową. Draco, który wielosokował się w Hooka, westchnął.


* * *

— Mam tylko kilka. Przysięgam, że nie mam więcej. — mężczyzna praktycznie płakał.
— Prosiłem Cię, abyś załatwił więcej. — warknąłem zły i rozgoryczony.
— Nie mieli więcej.
— Zawiodłem się na Tobie, Mark. — poklepałem go po policzku. Skrzywił się na ten gest, ale nic nie powiedział — Wiesz, co Cię teraz czeka, prawda?


* * *

Są takie chwile, kiedy myślisz o zabiciu się. Nie? Nigdy nie o tym nie myślałeś? Ja często o tym myślę. Uwolniłbym się od tego świata. Od Czarnego Nilu. Od Dumbledore'a, Weasleya, Granger oraz Malfoya. Czasami mam ochotę rzucić to wszystko i pozwolić sobie na chwilę niemyślenia. Czy ja o tak wiele proszę? Mam dość tej odpowiedzialności. Czy ktoś może teraz jej trochę przejąć?
Czuję, jak magia przenika moje ciało. Już nie czuje się tym samym Harrym Potterem co kiedyś. Zmieniłem się... i to bardzo. Powiedziałbym, że aż za bardzo. Wiem wewnętrznie, że robię źle, ale nie jestem w stanie przełożyć tego na czyny. Nie jestem w stanie przestać krzywdzić ludzi. Pieprzony Czarny Nil, który zabrał mi już wszystko.
Wpatruję się w sufit, kątem okiem zauważając ścianę, na której rozwieszony został plan. Krzywię się, a z oczu zaczynają płynąć mi łzy. Tak bardzo nienawidzę siebie w tym momencie. Jestem potworem, a dla potworów nie ma litości. Jestem mordercą, który zasługuje na najgorsze. Chciałbym wiedzieć, dlaczego to robię. Przed oczyma mam twarze zabitych, ale nie potrafię powiedzieć, dlaczego zginęli. Czy to mnie bawi? A może podnieca? Nie, przypominając sobie ich twarze, czuję pustkę. Brak jakichkolwiek emocji.
Coraz trudniej mi się oddycha. Czuję, że atak paniki jest blisko. Moje ciało drży, a umysł krzyczy. Nie jestem już w stanie zapanować na myślami i czuję, że zaraz zniknę. Czarny Nil ponownie zacznie mnie kontrolować. Nim wstanie świt, Harry Potter powróci już nie jako załamany chłopiec, a niezwyciężony morderca na usługach Czarnego Nilu. Nie mam siły przed tym uciekać. Nie mam siły nawet wstać w łóżka. Teraz już tylko czekam, aż ponownie zawładnie mną czarna magia i siostry, które chcą powalić świat na kolana.


* * *

Tak bardzo boli mnie głowa. Czuję, jakby miała mi pęknąć. Dlaczego on nie przestanie? Wdziera się w zakamarki mojego umysłu i przekłada sobie moje wspomnienia, tak jakby oglądał wyjątkowo paskudny film. Przestań! Nie będziesz tego oglądał!


* * *

— Myślisz, że będziesz w stanie mnie powstrzymać? — zapytałem czarodzieja.
— Myślę, że się przeceniasz, Potter. — odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Pojedynkowaliśmy się. Mój przeciwnik nie miał zahamowań. Dotyczyło to także zaklęć niewybaczalnych.
— Wiem, że jesteś odporny, ale ja nie będę przestawał. Kiedyś w końcu twoja bariera opadnie, a wtedy moje zaklęcia Cię dosięgną.
— Śmiało, żyj marzeniami! — krzyknąłem, śmiejąc się krótko.
Kilka razy śmignęła Avada Kedavra obok mojego ucha. Wiedziałem, że mój przeciwnik też kiedyś współpracował z Czarnym Nilem, co oznacza, że nie da się tak łatwo zabić. O ile w ogóle zdołam go zabić.
— Jak na razie to ty nimi żyjesz. Myślisz, że siostry Cię kiedyś wypuszczą? — zmarszczyłem brwi. Po co miałyby mnie wypuszczać? — Jesteś ich pionkiem w czymś większym, jesteś kartą przetargową w znaczniej ważniejszym zadaniu. — powiedział. — Kontrolują każdy Twój ruch. Nie czujesz tego? Obserwowałem Cię.
Nie powiem, zaciekawił mnie. Tylko czy warto zagłębiać się w tę rozmowę?
— Kiedy? — spytałem, nie kontrolując swojej ciekawości.
— Pamiętasz swoje początki w Czarnym Nilu?
— Nie bardzo. — odpowiedziałem niepewnie.
To była prawda. Praktycznie nie pamiętam, jak się znalazłem w domu sióstr.
— Widziałem Cię wtedy. Nie jesteś już tą samą osobą. One zamieniły Cię w coś niezwyciężonego, ale i bezwzględnego. Czy kiedykolwiek wcześniej... mam tutaj na myśli czas, kiedy to uczyłeś się w Hogwarcie, miałeś ochotę kogoś zabić? Oczywiście, oprócz Voldemorta. Czy byłbyś w stanie świadomie kogoś zranić? Zadać ból.
Przypomniałem sobie Bellatriks Lestrange i to, że nie udało mi się na nią rzucić Crucio. Byłem aż tak słaby?
— Nie wiem.
— Sądzę, że nie. A teraz... popatrz, co robisz. Mordujesz ludzi i nie widzisz w tym nic złego. To nie jest normalne.
— Sądzisz, że jestem stuknięty?
— Uważam, że nie działasz z własnej woli. Kiedy współpracowałem z siostrami, pracowały one nad stworzeniem maszyny idealnej, człowieka idealnego... takiego, który wykonywał każdy, bez wyjątku, ich rozkaz. Ja już nie załapałem się na ich testy, ale pewien chłopak... miał na imię Patrick... one zrobiły z niego królika doświadczalnego. Nie podołał wyzwaniu. — przestałem rzucać zaklęcia. Mój przeciwnik także. Chyba czas na zawieszenie broni.
— Co się z nim stało?
— Testowały go w skrajnych warunkach. Myślę, że z tobą było podobnie. Tylko Patrick, on był wadliwym egzemplarzem, a przynajmniej tak go nazywały. Nie wytrzymał presji, oszalał. Rozmawiałem z nim kilka razy. Był podobny do Ciebie. Wcześniej też nie skrzywdziłby muchy, a potem zabijał bez myślenia. — mężczyzna patrzył mi w oczy. — Długo tak nie pociągnął. Zabił się. Z tego, co wiem, miał przebłyski świadomości, kiedy mógł samodzielnie myśleć i znów być sobą... Właśnie podczas jednego z nich zabił się i skończył swoją służbę.
— Ja byłem kolejnym?
— Nie, przed Tobą było czterech innych. Skończyli podobnie. Najlepszym egzemplarzem okazałeś się Ty. Siostry wierzą, że jesteś idealny, ale Ty wiesz, że tak nie jest.
Mózg chyba mi się przegrzewał od ogromu informacji.
— Jestem ich marionetką.
— Tak, jesteś. I jeśli czegoś szybko nie wymyślisz, skończysz jak inni. — spojrzałem na niego ze zdziwieniem. — Pod ziemią. — dodał.
Zadrżałem. Dosadnie mi to wytłumaczył. A miałem go tylko zabić, a nie bawić w gadki.
— Co zamierzasz? — zapytał mnie po chwili milczenia.
Wzruszyłem ramionami, zastanawiając się co mu odpowiedzieć.
— Zobaczę, jak to rozegram. — powiedziałem i już chciałem odejść, zatrzymał mnie.
— Obyś zrobił to szybciej niż pozostała czwórka, inaczej twoi przyjaciele będą odwiedzać Cię na cmentarzu. — wyszeptał, po czym teleportował się.
Dopiero teraz poczułem, że wiał silny wiatr, a z nieba padał deszcz. Zadrżałem z zimna i spojrzałem na chmury, myśląc o mojej raczej niepewnej przyszłości.


* * *

— Nie wiem! Do jasnej cholery! Nie wiem. Ile można ci to powtarzać, Potter?!
— Nie wierzę Ci.
— A to już Twój problem.
Mężczyzna spojrzał mi w oczy, a ja odwróciłem wzrok. Cicho prychnąłem i wyszedłem z pomieszczenia.


* * *

Wielokrotnie już powtarzałem, że jestem niezwyciężony. Jednak teraz nie jestem tego taki pewny. Wszystko, nad czym pracowałem, nie ma już sensu. Byłem tak bezmyślny. Dałem się wprowadzić do gniazda żmii. Co teraz muszę zrobić, by odkupić swe winy?


______________________________________
Alea iacta est (łac.) – Kości zostały rzucone – Juliusz Cezar

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, oby Potterowi udało się uwolnić od Czarnego Nilu, zastanawiam się czy pamięta że Severus jest jego ojcem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX