Rozdział 78
"Imperare Sibi Maximum Est Imperium"
"You say you never heard it before,
You call me liar, leave in anger, slamming the door
You never tried to meet my fear cause,
You keep your exit and now I know"
Foothills For Good ft. Dominique Le Mon
♫ For Good ♫
Dwa tygodnie wcześniej...
(wydarzenia rozgrywają się dwa tygodnie wcześniej niż te przedstawione w rozdziale 76)
(wydarzenia rozgrywają się dwa tygodnie wcześniej niż te przedstawione w rozdziale 76)
– Zamknij się!
Zatkałem uszy, ale nadal słyszałem, jak kobieta krzyczy. Moje bębenki chyba zaraz pękną, jeśli ona nie przestanie. Ochrypły krzyk niósł się po pokoju. Nie mogąc już tego wytrzymać rzuciłem na nią Sillencio. Nagle nastała cisza. Odetchnąłem głęboko, mogąc nareszcie zebrać myśli. Rzuciłem okiem na kobietę. Upadła twarzą na podłogę i chyba straciła przytomność. Poczułem ulgę i skierowałem swoje spojrzenia na pokój, w którym się znajdowaliśmy.
Na ścianach znajdowały się zdjęcia przedstawiające uśmiechnięte osoby. Najprawdopodobniej były to dzieci kobiety, którą właśnie torturowałem. Ten pokój zapewne pełnił funkcję salonu. Naprzeciwko znajdowała się sofa i stolik do kawy. Pod ścianą stały regały pełne książek. A w rogu wciśnięte było biurko, na którym znajdowało się wiele kartek i otwarta książka.
Za oknem robiło się już ciemno, więc musiałem się pośpieszyć. Nie chciałem, aby mnie przyłapano, a z tego, co wiem, to niedługo wróci jej mąż. Za dużo czasu poświeciłem na tortury. Rzuciłem zaklęcie otrzeźwiające na kobietę, która po chwili odzyskała przytomność. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym cierpienia.
— Możemy załatwić to po dobroci lub jeśli wolisz, mogę dalej cię torturować. — powiedziałem spokojnie.
— Pieprz się! — wykrzyczała, a ja ponownie chciałbym zatkać sobie uszy, aby jej nie słyszeć.
— Daję ci wybór. — wykrzywiłem usta w uśmiechu i podszedłem do ściany, gdzie znajdowały się zdjęcia. Kobieta śledziła każdy mój ruch. — Chyba nie muszę wspominać, o tym, że jeśli nie dasz mi tego, czego potrzebuję... twoi krewni za to zapłacą?
Drgnęła, ale nic nie powiedziała.
— Twoja córka ma przed sobą świetlaną przyszłość. Chce zostać Mistrzynią Eliksirów, prawda? — kontynuowałem. Muszę ją czymś zastraszyć. — Wyobraź sobie, że zostaje otruta i w męczarniach umiera. Co za przypadek! Szkoda takiego talentu. A Twój syn, znakomity polityk, który odnosi same sukcesy... Idealny syn. A gdyby odkryć prawdę, która nada pikantności i ogłosić, że po godzinach jest częstym bywalcem lokalów o nieciekawej opinii. Mało tego, bardzo często widywany jest w towarzystwie pań, które tam pracują. Chcesz, aby wyszło na jaw, że twój syn to nic niewart playboy korzystający z usług prostytutek? A może wreszcie twój mąż, który nie jedno ma na sumieniu. Mugol, policjant, który nadużył swojej władzy. Jak myślisz, co z nim zrobią, jeśli dowiedzą się, że jest odpowiedzialny za śmierć świadka? — uśmiechnąłem się i powróciłem spojrzeniem do kobiety. — Ryzykujesz życiem swoich najbliższych. W takim razie, jaka jest odpowiedź?
Kobieta milczała przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Pomogę Ci. — wyszeptała.
— No! I nie można było tak od początku? — klasnąłem w dłonie. — Mów co wiesz o eksperymentach Czarnego Nilu. Wiem, że kiedyś byłaś blisko z siostrami.
— O jakich eksperymentach?
— Nad sługą idealnym.
Kobieta zmieszała się.
— O tym wiem niewiele. Siostry dawkowały informacje. Nie chciały, aby ktoś dowiedział się o tym, co planują.
— A co planują?
— Przejąć władzę nad światem.
Roześmiałem się, ale moja rozmówczyni zachowała powagę.
— To miał być żart?
— Nie, Potter. One nie żartują, ale to chyba powinieneś wiedzieć. — skinąłem głową. — Siostry od zawsze pociągała władza. Jeśli myślisz, że ten wasz Voldemort był trudnym przeciwnikiem, to nie wiem jak nazwać Czarny Nil. Od lat próbują znaleźć przepis na kontrolę świata czarodziejów.
— Jak na razie kiepsko im wychodzi...
— Nie bądź tego taki pewny. Myślisz, że jesteś jednym idealnym sługą? Owszem, jesteś jednym tak utalentowanym, władającym potężną magią, ale one mają innych. Aby eksperyment był miarodajny, potrzeba wielu prób. Ty jesteś jedną z nich. Śmiało mogę powiedzieć, że jesteś ich ulubioną zabawką. I tańczysz tak, jak ci zagrają.
— Nie do końca...
— Ależ tak. Spójrz na siebie, Potter. Jesteś marionetką w ich rękach. Nie liczysz się. Jesteś jednym z wielu...
Nie powiem, jej słowa ugodziły w moje ego.
— Nie znam szczegółów tego projektu. Właściwie niedługo po śmierci pierwszego kandydata odeszłam od nich.
— One nie pozwalają odejść.
— Tak, ale ja miałam coś, czego chciały. — wyraz twarzy kobiety się zmienił.
Milczałem, czekając, aż ujawni prawdę.
— Moje nienarodzone dziecko.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze. Zszokowany odwróciłem spojrzenie od kobiety.
— Poświęciłaś swoje dziecko? — ciężko było mi to pojąć.
— Tak. Czasami musimy poświęcić coś, aby przeżyć. A dla mnie w tamtym momencie życie było najważniejsze.
Skrzywiłem się. Poświęciła niewinną osobę. Wcale nie była lepsza od sióstr.
— Nie bądź taki zniesmaczony. Ty robisz o wiele gorsze rzeczy i to na rozkaz Czarnego Nilu. Jeszcze kilkanaście minut temu mnie torturowałeś i mam wrażenie, że podobało ci się to. Naprawdę jesteś niezwykłą... porażką.
— Zamilcz! — krzyknąłem, a ona zaśmiała się.
Rzuciłem na nią Crucio i zwinęła się z bólu. Następnie usunąłem jej pamięć i wyszedłem szybko z domu. Nic konkretnego się od niej nie dowiedziałem. Liczyłem, że kobieta będzie wiedzieć więcej, a tymczasem jedyną istotną informacją jest to, że jest więcej takich ja. Muszę ich odnaleźć.
* * *
— Masz dla mnie jakieś nowe informacje? — zapytałem kobietę, która siedziała naprzeciwko mnie. Znajdowaliśmy się w jednej z chińskich restauracji.
Kobieta wyjęła z torby teczkę i podała mi ją i upiła łyk swojej kawy. Sięgnąłem po teczkę i po chwili czytałem zebrane informacje.
— Marie, skąd to wszystko masz? — zapytałem zdziwiony ilością dokumentów.
— Znam odpowiednich ludzi. — machnęła dłonią, jakkolwiek by było to coś wartego uwagi.
— Nie chcieli nic w zamian?
— A jak myślisz?
Zrozumiałem, co miała na myśli i pokiwałem głową w milczeniu.
— Kto jak kto, ale ty wiesz z kim się przespać, aby zdobyć to, co cię interesuje. — parsknąłem.
Marie uśmiechnęła się lekko, ale nic na to nie odpowiedziała.
— Muszę przyznać, Harry, że nie wyglądasz najlepiej. — powiedziała po chwili.
Westchnąłem. Wiedziałem o tym. Gdy dzisiaj rano spojrzałem na siebie w lustrze, w ogóle nie przypominałem Pottera, jakiego wszyscy znają. Byłem przeraźliwie blady. Ciemne wory pod oczami odznaczały się tak mocno, że wyglądałem niczym żywy trup. I właściwie właśnie tak się czułem.
— Wiem, czas mi się kończy. — odparłem, nie odrywając wzroku od dokumentów.
— To wszystko, co mogę dla ciebie zrobić. — Marie podniosła się ze swojego miejsca. — Powodzenia.
— Dziękuję, Marie.
— Przyjrzyj się pewnemu Claude'owi. — powiedziała na odchodne.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Gdzieś już słyszałem to imię. Tylko gdzie?
* * *
Tylko nie to, pomyślałem, gdy znalazłem się na tak dobrze znanej mi ulicy. Westchnąłem, wiedząc, że po raz kolejny jestem w Annwn. Przeklinając cicho, zacząłem się rozglądać, ale chyba tym razem nikt na mnie nie czekał. Ulica była pusta, a świata z latarni oświetlały budynki, które wyglądały na uśpione. Znowu sam tutaj zawędrowałem?
Z moim umysłem jest chyba coraz gorzej. A cisza w tym miejscu była prawie przekleństwem. Co tym razem mnie spotka? Po cholerę tutaj jestem? I właściwie gdzie jest to „tutaj”?
— Czy Ty naprawdę nie masz nic lepszego do roboty? — usłyszałem głos obok siebie. Podskoczyłem ze strachu, klnąc w myślach.
Odwróciłem się do mojego towarzysza, który wyglądał na zirytowanego. Nie był jedyny, który tak się czuł.
— Też tego nie rozumiem. Gdybym nad tym panował, nigdy więcej byście mnie tutaj nie zobaczyli. — powiedziałem z lekką nutą gniewu w głosie.
— Gdybyśmy wiedzieli, w jaki sposób się tutaj dostajesz, to byśmy bez wahania Cię zabili. — Gwyn odpowiedział podobnym tonem.
— Och, jak dobrze wiedzieć, że tak bardzo zależy wam na moim życiu. — moja wypowiedź wręcz ociekała sarkazmem.
Mężczyzna pokręcił głową zrezygnowany. Nie patrzył na mnie, tylko wpatrywał się gdzieś za mnie. Dreszcz przebiegł przez moje ciało. Poczułem się obserwowany. Gwyn przeniósł na chwilę swój wzrok na mnie, nakazując tym samym, abym się nie ruszał.
— Miło Cię widzieć, Stein. — odezwał się Gwyn w kierunku nowoprzybyłego. Chciałem się odwrócić, ale nie zdążyłem, ponieważ mężczyzna był szybszy. Okręcił mnie wokół siebie i szybko przeniósł za siebie. Gwyn znajdował się teraz pomiędzy mną, a Steinem. Chronił mnie swoim ciałem i od razu poczułem się pewniej.
Stein wpatrywał się we mnie z odrazą. Chciałem mu coś powiedzieć, ale ponownie Gwyn był szybszy.
— Coś nie tak? — zapytał radośnie, tak jakby rozmawiali o pogodzie.
Stein nadal nie spuszczał ze mnie wzroku.
— Co on tu robi? — wskazał na mnie.
— To chyba nie jest Twoją sprawą, co? — nie wytrzymałem i wyrzuciłem z siebie to pytanie.
— Nie z Tobą rozmawiam, smarkaczu! — ugodził w moje ego.
Gwym przysunął się bliżej mnie, chcąc całkowicie mnie zasłonić.
— Jeśli masz jakieś zażalenia to możesz porozmawiać z Arawnem. — odezwał się wreszcie mój ochroniarz.
Arawn – kolejna moja niewiadoma. Nie jestem pewny, czego ode mnie oczekuje ani tego, czy czasem mnie wkrótce nie zabije. Tak właściwie jestem bezbronny w tej przedziwnej krainie. Nie mam wpływu na to, co się stanie. Jednocześnie czuję się tutaj tak jakby bardziej... sobą. Nie pionkiem Czarnego Nilu, a Harrym.
— Oczywiście, wkrótce z nim porozmawiam. — oznajmił Stein. — Ale na to przyjdzie jeszcze pora. Chciałbym ci teraz oznajmić, że wielu ta sprawa niepokoi i wkrótce takich jak przybędzie. Pytanie: jak wtedy sobie z tym poradzicie?
— Zgładzimy bunt w zarodku. — Gwyn spojrzał na mężczyznę, dając mu znak, że będą wiedzieć od kogo zacząć.
— Nie możecie ignorować głos ludu.
— Reprezentujesz głos ludu? Nie wydaje mi się, więc wracaj, skąd przyszedłeś i przestań zawracać mi głowę.
Stein oburzony tym, że został tak zlekceważony, odwrócił się szybko i odszedł. Gwyn spojrzał na mnie ze zrezygnowaną miną.
— Chodź, musimy spotkać się z moim bratem.
— Dlaczego? — spytałem.
— Dlatego, że po raz kolejny naruszasz granice Annwn, a to jak widzisz, nie pozostaje bez odpowiedzi.
Merlinie, czyli nawet tutaj jestem czymś w rodzaju obiektu zainteresowania. Czy już nigdzie nie mogę być anonimowy?
* * *
Arawn siedział przy swoim biurku i szybko coś zapisywał na kartce. Kiedy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi jego gabinetu, zerknął na nas przelotnie i wskazał dłonią krzesła przed biurkiem, a sam powrócił do wcześniej wykonywanej czynności. Dopiero po chwili się odezwał.
— A więc, panie Potter, znowu się widzimy.
— Nie z własnej woli. — uściśliłem. Wolałem, aby zdawali sobie sprawę z tego, że nie mam na tym żadnej kontroli.
— Chyba najwyższy czas z tym skończyć.
— Planujecie mnie zabić? — zapytałem.
— Nie. Jeszcze nie dzisiaj.
— Od razu czuję się bezpieczniej. — rzuciłem z przekąsem. Arawn lekko się uśmiechnął. Gwyn nadal milczał.
— Myślę, że zdaje sobie pan sprawę z tego, że jest marionetką Czarnego Nilu, prawda? — zapytał. Pokiwałem tylko głową, potwierdzając. — Ostatnimi czasy sprawił pan wiele problemów. Nie tylko w świecie czarodziejów, ale i też w świecie zwykłych ludzi, wy ich nazywacie mugolami, racja? — ponownie kiwnąłem głową. — Mało tego wdarł się pan do krainy dostępnej tylko dla nielicznych. Mam wymieniać dalej? Ach, tak... Pozbawił pan życia kilkunastu czarodziejów, jak i mugoli. Kim pan jest? Dlaczego sądzi pan, że może bawić się w Śmierć?
Gwyn drgnął zaskoczony. Spojrzał na brata, jakby nagle sobie coś przypomniał.
— Śmierć, bracie. — wykrzyknął.
Na twarzy Arawna wymalowało się zdziwienie, a następnie zrozumienie.
— Masz rację. — powiedział powoli. — Musimy to sprawdzić.
— Jak najszybciej. Chyba widzisz, co się z nim dzieje. — mówił podekscytowany. Byłem skołowany i nie wiedziałem, o czym mówią.
— Co jest grane? — zażądałem odpowiedzi.
Spojrzeli na mnie, jakby dopiero teraz przypomnieli sobie o mojej obecności. Dzięki, panowie, na was zawsze można liczyć.
— Niestety, musimy zakończyć to spotkanie szybciej, niż planowaliśmy. — oznajmił Arawn. Wstał gwałtownie z zajmowanego wcześniej krzesła. Drgnąłem i zaraz poczułem ogromny ból. Jakby ktoś chciał mnie wyrzucić z ciała.
Krzyczałem i prosiłem, aby przestał. Czułem jakby ogień, palił mnie od środka. Jakby każdy kawałek mojego ciała się rozpadał. Kiedy wszystko ucichło, obudziłem się w łóżku, a z nosa leciała mi krew. Podniosłem się szybko i zaklęciem chciałem zatamować krwotok. Ale żadna magia mi nie pomogła. Wydawało mi się, że zaraz się wykrwawię. Całe łóżko było we krwi. Ja sam wręcz w niej tonąłem. Zamknął oczy i straciłem przytomność.
* * *
— Nie martw się! Naprawimy Cię. Będziesz najlepszy ze wszystkich. — wyszeptał ktoś. Nie wiedziałem, kim jestem ani gdzie się znajdowałem.
Gdy otworzyłem oczy, znajdowałem się w ciemnym pomieszczeniu. Zmrużyłem oczy, próbując coś dostrzec. Jednak to na nic. Ciemność była nieprzenikniona. Poczułem ból w ramieniu. Gdy dotknąłem miejsca bólu, poczułem, że do mojego ramienia dochodzi jakaś rurka. Spanikowałem i spróbowałem ją wyrwać. Wtedy usłyszałem, jak ktoś mówi:
— Nie radzę. Nie siłuj się. To na nic.
— Kim jesteś? — zapytałem nieznajomego.
— Tym samym, kim ty jesteś. — odpowiedział cicho, jakby bojąc się, że ktoś może nas usłyszeć.
— Ja... ja nie wiem, kim jestem.
— Jednym z wielu eksperymentów. Wszyscy tutaj jesteśmy tym samym. Królikiem doświadczalnym.
W co ja się wpakowałem?
— Gdzie my jesteśmy? — zapytałem.
— Nie wiem. Nikt tego nie wie.
— Okej. W takim razie kogo królikami jesteśmy?
— Czarnego Nilu.
Kogo? Pierwszy raz słyszę tę nazwę. To jakaś organizacja czy co?
— Kogo?
— Nie znasz ich? — zdziwił się.
— Nie, a powinienem?
— Raczej tak, chyba że nie interesujesz się historią czarodziejów i nie śledzisz informacji na bieżąco.
— Ja na razie nic nie wiem.
* * *
Krzyczałem z bólu, który rozsadzał moje ciało. Łzy płynęły mi po twarzy. Kiedy nadszedł moment wytchnienia, uniosłem spojrzenie na mężczyznę naprzeciwko mnie. Obaj znajdowaliśmy się w celach, ale dzięki włączonemu światłu mogliśmy się po raz pierwszy zobaczyć. Wpatrywał się we mnie z wymalowanym współczuciem na twarzy. Kiedy zgasło światło, wiedzieliśmy, że możemy chwilę odpocząć. Na razie mamy spokój. Czarny Nil dał nam wolne.
— Przypomniałem sobie. — powiedziałem po chwili ciszy.
— Co takiego?
— Moje imię. Harry. Mam na imię Harry. — oznajmiłem cicho.
— Miło mi cię poznać, Harry. Jestem Claude.
— Mnie również miło, Claude. — uśmiechnąłem się i westchnąłem, czując, że to pierwszy raz od dawna, kiedy to mogę powiedzieć, że coś idzie naprzód. Nie tkwię w tym samym miejscu. Mam nadzieję, że wkrótce dowiem się czegoś więcej o sobie.
* * *
Nie mogę uwierzyć, że tak szybko mi uwierzyli. Nie sprawdzili. Dlaczego są tak bardzo naiwni? Dlaczego mi ufają? Nie tak dawno chciałem ich zabić, a teraz zapraszają mnie do siebie niczym najlepszego przyjaciela. Nie widzicie, że to tylko gra. Zależy mi tylko na zabiciu tej blondyny.
Jęknąłem, trzymając się za głowę. Moja dusza rozsypywała się. Jak tak dalej pójdzie, to zwariuję, jak pozostali. Z oczy płynęły mi łzy, nad którymi nie miałem żadnej kontroli. Musiałem wyglądać żałośnie, ale nikt nie mnie widział, więc mogłem pozwolić sobie na chwilę słabości. Niedługo ponownie stracę trzeźwość umysłu i w przypływie gniewu mogę zabić ich wszystkich.
Nagle poczułem jeszcze większy ból. Zgiąłem się w pół i upadłem na podłogę. Z mojego nosa znowu leciała krew. Leżałem na dywanie, wpatrując się w ścianę, na której powiesiłem wszystkie dostępne informacje o innych czarodziejach, których Czarny Nil próbował zmienić. Poczułem się wyjątkowo słaby i bezużyteczny. Wiedziałem, że magia mnie pożre. Ona nie wybacza. Wkrótce zniknę. Pytanie tylko: kto wraz ze mną. Kogo zabiorę ze sobą?
__________________________
"Imperare Sibi Maximum Est Imperium" (łac. panować nad sobą to najwyższa władza)
Super 😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńsuper, coś mi się zdaje że znow jest w punkcie wyjścia, bo tak jakby nic nie pamiętał Harry to znaczy chodzi mi o to że były momenty tak jakby był dawnym sobą, a teraz znów jest całkiem posłuszny Czarnemu Nilowi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie