29 mar 2020

Rozdział 79

Rozdział 79
"Acta est fabula*"


"It’s okay look into my eyes and let’s agree
You’ve been lying to yourself not just to me"
(Liar – Lucas Graham)







Tydzień wcześniej...
(wydarzenia rozgrywają się tydzień wcześniej niż te przedstawione w rozdziale 76.)


Przygląda się mi, ale nie krzyczy. Spodziewała się mnie? Unieruchomiłem jej ręce, przywiązując je do krzesła. To samo zrobiłem z nogami. Teraz nie ma już ucieczki. Przysiadłem na oparciu kanapy naprzeciwko niej. Była zadziwiająco spokojna. Za spokojna... jak na osobę, która za chwilę miała umrzeć.
— Wiesz, po co tutaj jestem, prawda? — zapytałem, chcąc się upewnić.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
— Oczywiście, że wiem. Jesteś pieskiem Czarnego Nilu. — odezwała się. Wzburzyłem się.
— Pieskiem? — prychnąłem, a ona pokiwała głową.
— Masz mnie zabić. — dodała.
— Brawo, Sherlocku. — zaśmiałem się. — Zgadza się.
— Nie mogę uwierzyć, że sławny Harry Potter jest teraz zwykłym sługą. Co one ci zrobiły? — zamyśliła się. — Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem w jakiś sposób ważna dla sióstr.
— A widzisz? Musisz coś znaczyć...
— Tak, szczególnie dla Katherine. — kobieta prychnęła lekceważąco. — Mała, biedna Katherine... Chyba nie myślała, że jest dla mnie kimś więcej niż tylko przelotnym romansem? — zapytała. Nie miałem pojęcia, o czym mówi, więc wolałem milczeć. Może wtedy powie coś więcej. Ludzie z reguły lubią opowiadać, gdy im się nie przeszkadza i udaje się, że się ich słucha. Można wtedy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, których normalnie bym nie usłyszał. — Zaangażowała się. A ja jestem jedną z tych, które lubią bez zobowiązań. — zaśmiała się. — Myślałam, że już się ze mnie wyleczyła... A tu proszę taka niespodzianka.
— Przygotowała coś artystycznego dla ciebie.
— Tak, zawsze lubiła sztukę. Możesz jej coś przekazać? — niechętnie skinąłem głową. — Powiedz jej, że nigdy jej nie kochałam i że nic dla mnie nie znaczyła. Niech wie, że jest nic niewartą wiedźmą.
Przymknąłem oczy i westchnąłem ciężko. Czy teraz naprawdę będę się zajmował usuwaniem kochanków?
— Coś jeszcze?
— Nie. Niech się spali w piekle. — dodała.
Byłem już u kresu wytrzymałości. Chciałem już jak najszybciej ją zabić i wrócić do swoich zadań.
— To w całości jest pomysł Katherine. Chciała, abyś poczuła jej ból.
Kobieta przewróciła oczami, jakby niecierpliwiąc się. Chyba nie do końca była normalną osobą.
Zacząłem od Crucio. Krzyknęła cicho, wyginając swoje ciało. Zaklęcie rzuciłem jeszcze kilka razy. Gdy straciła przytomność, przyniosłem z wazonu kwiaty. Zerwałem jej ubrania i wyjąłem nóż z kieszeni. Rzuciłem Enervate, by ocucić kobietę. Spojrzała na mnie z trudem. Zacząłem nacinać jej nogi. Niektóre nacięcia były głębokie niektóre prawie niewidoczne. Gdy skończyłem z nogami, byłem już cały ubrudzony jej krwią. Kobieta ponownie straciła przytomność, a ja ponowie musiałem ją ocucić. Takie rozkazy. Ma być przytomna przy torturach.
Zgiąłem jej ramie, łamiąc je. Potem to samo zrobiłem z drugim. Kobieta krzyczała. Odetchnąłem głęboko, próbując sobie przypomnieć co teraz mam zrobić. Kwiaty! Wziąłem do ręki bukiet róż. Jej płatki położyłem na piersiach. Łodygi wplotłem w stopy.
Nastała cisza, kobieta najprawdopodobniej już się wykrwawiła. Dlatego teraz jak najszybciej wbiłem kolce róż w śnieżnobiałą skórę. Zrobiłem jeszcze kilka nacięć i wyjąłem z kieszeni pędzelek. Zamoczyłem go w jej krwi i według zaleceń Katherine napisałem kilka słów na suficie. Teraz całość prezentowała się jak sztuka. Doskonała. Intrygująca i tajemnicza.
Wyczyściłem wszelkie ślady, które mogłyby mnie zdradzić. Spojrzałem jeszcze raz na napis zdobiący sufit i wyszedłem z mieszkania.


* * *

Jestem wykończony. Gdy otwieram oczy, rażą mnie promienie słońca dostające się przez okno. Mrużę oczy i wzdycham ciężko, próbując wstać w łóżka. Moje hotelowe posłanie jest takie wygodne, że mógłbym spędzić w nim cały dzień. Niestety, nie przysługuje mi taka dogodność. Muszę coś szybko wymyślić. Inaczej Hermiona się domyśli i cały mój misternie zaplanowany plan legnie w gruzach. Wszystko, czego dokonałem do tej pory, nie może iść na marne.
Czuję, że mój organizm chce wziąć sobie przerwę, ale jednocześnie wiem, że mózg na to nie pozwoli. Mój upór jest dobrze znany, ale w tym wypadku maczają w tym ręce siostry, które chcą mi przypomnieć, że należę tylko do nich, a wolna wola jest pojęciem względnym.
Muszę wrócić do pracy i jak najszybciej znaleźć Claude'a, który może mieć istotne informacje. Czuję, że odpowie mi na nurtujące mnie pytania.
W końcu udało mi się wstać z łóżka. Doczłapałem się do łazienki i kiedy spojrzałem w lustro i zamarłem. Wyglądałem jak żywy trup. Praktycznie się nie poznawałem. Miałem ciemne sińce pod oczami, twarz wychudzoną, a oczy zaszklone jakby moje ciało trawiła wysoka gorączka. Będę musiał rzucić na siebie Glamour. Inaczej pomyślą, że umarłem i zmartwychwstałem.
Wziąłem szybko prysznic i ubrałem się. Wychodząc z pokoju, spojrzałem jeszcze raz w lustro. Zaklęcie zaczęło działać i znów wyglądałem jak człowiek.


* * *

— To wcale nie jest takie proste, jak mówiłeś. — zaszydził Gwyn.
— Nic takiego nie mówiłem. — bronił się Arawn.
Przechadzali się właśnie przez Góry Skaliste w poszukiwaniu krainy zamieszkiwanej przez Śmierć, która upodobała sobie tę samą Ziemię, którą zamieszkuje Harry Potter. Klimat tego miejsca nie sprzyjał wędrówkom. Jako istoty nadprzyrodzone Arawn i Gwyn mieli w ogóle możliwość udania się do tej kryjówki. Żaden śmiertelnik nie ma tam wstępu ani nigdy jej nie znajdzie.
Śmierć co jakiś czas zmienia swoje miejsce zamieszkania. Zazwyczaj ma to związek z ważnymi wydarzeniami, które mają rozegrać się w danym miejscu. Teraz to Ziemia znajdowała się w centrum jej zainteresowania.
Arawn sądzi, że to Potter przyciągnął Śmierć. Ten młody czarodziej już nie raz się jej wywinął, a ona nie lubi, gdy ktoś ją tak perfidnie oszukuje. Ile ludzi czy też istot tyle wyobrażeń Śmierci. Każda religia inaczej ją przedstawia.
— Myślisz, że uda nam się?
— Trochę więcej wiary, Gwyn. — W jego głosie można było usłyszeć nutkę sarkazmu.
Gwyn nadal nie był do końca przekonany. W końcu kto normalny poszukuje śmierci? Chyba nikt nie chce stanąć z nią oko w oko. A oni właśnie pakują się w sam środek jej terenu. Czy to może mieć szczęśliwe zakończenie?


* * *

Wpatruję się w wysoki oszklony budynek. Lekko mrużę oczy i staram się przekonać swoje ciało do ruchu. Czuję się coraz gorzej, ale w końcu udaje mi się wstać z ławki, na której dotychczas siedziałem. Powolnym krokiem skierowałem się do budynku.
Biurowiec był dosyć nowoczesny. Dostrzegłem kobietę, która pracowała tutaj najprawdopodobniej jako recepcjonistka. Podszedłem do niej.
— Dzień dobry, czy mógłbym spotkać z Claude’em Marshallem.
— Był pan umówiony? — Oczywiście, że nie. Znalezienie go liczyło z cudem. Ale teraz gdy już go mam nie poddam się.
— Tak. Harry Evans — powiedziałem. Rzuciłem cicho Imperio. W końcu już tyle razy je rzucałem, że jedno więcej czy mniej nie robi wielkiej różnicy. Kobieta patrzy w monitor i po chwili uśmiecha się do mnie.
— Mam pana na liście. Pan Marshall spotka się z panem. Proszę skierować się do windy. Dziesiąte piętro.
— Dziękuję.
Szybko skierowałem się w stronę wskazaną przez recepcjonistkę. Zastanawiałem się jak się zachowywać, kiedy już spotkam Claude. W końcu nie znam go i mam tylko przeczucie, że on mnie wiedzieć coś więcej o mnie.
Drzwi windy rozsunęły się. Ponownie skierowałem się do biurka recepcjonistki.
— Dzień dobry, jestem umówiony na spotkanie z panem Marshallem.
— Pan Harry Evans?
— Zgadza się.
— Proszę za mną. — kobieta wstała z krzesła i skierowaliśmy się w stronę korytarza. Po chwili weszliśmy do dużego pomieszczenia, które najprawdopodobniej pełniło funkcję sali konferencyjnej.
— Proszę chwilę poczekać. Pan Marshall zaraz powinien przyjść.
Skinąłem głową, a kobieta wyszła. Przymknąłem na chwile oczy w nadziei, że pulsujący ból głowy zmaleje.
Minęło kilka minut, nim w drzwiach pojawiła się osoba, której tak bardzo szukałem i chyba jedyna, która może mi pomóc. Odwróciłem się w jego stronę. Claude był mężczyzną trochę starszym ode mnie. Miał wyjątkowo jasne włosy i ubrany był w garnitur. Wyglądał jak typowy biznesmen.
— Harry? — zapytał zszokowany. Wszedł do pomieszczania, nadal uważnie mi się przypatrując.
— Znasz mnie? — zapytałem.
Mężczyzna otrząsnął się z pierwszego szoku i szybko do mnie podszedł. Przytulił mnie. Teraz to ja byłem w szoku i nie mogłem się ruszyć. Panikowałem, ale jednocześnie wiedziałem, że nic mi nie grozi.
W końcu Claude wypuścił mnie z objęć.
— Ty żyjesz. — powiedział, patrząc mi w oczy. Wskazał dłonią, abym usiadł. Sam zajął miejsce naprzeciwko.
Usiadłem nadal niepewny, ale teraz już miałem pewność, że może on mieć informacje, których potrzebuję.
— Jak to możliwe, że jesteś tutaj?
— Słuchaj, ja nie pamiętam Cię. — odpowiedziałem. — Próbuję się dowiedzieć czegoś z okresu przebywania u Czarnego Nilu. Pewna osoba wskazała mi Ciebie.
Marshall zrobił zawiedzioną minę.
— Bardzo dobrze Cię znam. Tak myślę. — potarł ręką brodę. — Sądziłem jednak, że nie żyjesz, Harry. Jest to spore zaskoczenie, widząc Cię całego i zdrowego. Musisz mi wybaczyć mój szok.
Pokiwałem głową, rozumiejąc go.
— Uważam, że nie jest to dobre miejsce na takie rozmowy. — oznajmił. — A Ty nie wyglądasz najlepiej. Siostry dają się we znaki? — skinąłem głową. Zmarszczył brwi. – Ściany mają uszy, a my powinniśmy być ostrożni. Nie jest to temat, który możemy poruszyć przy kawie. — zaśmiał się lekko.
Wyciągnął z kieszeni jakąś kartkę i napisał na niej coś. Następnie podał mi ją. Jak się okazało, była to wizytówka z jego imieniem i nazwiskiem, adresem firmy oraz numerem telefonu. Na odwrocie zaś zostało napisane:

DZISIAJ O 18. THE FAMILY BUSINESS. AIDEN 14

— Będziesz mógł...?
— Tak, nie ma problemu. — odpowiedziałem pewnie, chociaż nie do końca wiedziałem, czy uda mi się z nim spotkać.
Marshall wstał i ruchem dłoni wskazał, aby poszedł za nim. Odprowadził mnie do drzwi i pożegnał się. Wyszedłem szybko z budynku i znowu skierowałem się na ławkę, na której wcześniej siedziałem. Westchnąłem cicho, przypominając sobie o Hermionie i Ronie, którzy zapewne oczekują, że pojawię się na ich zebraniu. Spojrzałem na zegarek umieszczony na jednej z witryn sklepowych. Południe. Czas się zbierać. Do spotkania z przyjaciółmi pozostało mi kilkanaście minut.
Teleportowałem się chwilę później. W swoim pokoju zerknąłem w lustro i rzuciłem kilka kolejnych zaklęć poprawiających wygląd. Uśmiechnąłem się, ale mój uśmiech nie był szczery.
Przywróciłem na twarz maskę Zły-Harry i udałem się na spotkanie.


* * *

— Daleko jeszcze? — Gwyn po raz kolejny zadał pytanie, które doprowadzało Arawna do szału.
— Jeszcze trochę. — odpowiadał raz za razem.
— Mówisz tak już od kilkunastu minut. A tu nie widać Śmierci...
— Nie wiedziałem, że jesteś taki niecierpliwy. Jeszcze trochę. — mruknął.
Gwyn jęknął żałośnie, ale już nic nie powiedział. Po kilku kolejnych minutach mężczyznę znowu naszła ochota, aby zapytać się, ile jeszcze muszą iść, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie lubił, kiedy nie wiedział, co go czeka. Nie lubił tej bezradności. Strach przed nieznanym go irytował, ale nic nie mógł z nim zrobić.
Arawn nagle zatrzymał się. Gwyn wpadł na niego i zdziwiony zapytał, o co chodzi.
— Ktoś nas obserwuje. — oznajmił. — Myślę, że to wysłannicy Śmierci.
— Przyszli po nas? — zapytał Gwyn. — Nareszcie. — ucieszył się.
—Jasne, zapraszają na herbatkę. — prychnął. — Uważają nas za wrogów. Trzeba się z nimi przywitać. — powiedział pewny swoich racji.
— No to witaj się. — rzucił Gwyn.
Arwan wyszeptał kilka słów i po chwili ukazały się postacie, które ich śledziły.
— Żniwiarze. — mruknął pod nosem.
— Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Arawn? Znudziło Ci się w tej twojej krainie? — odezwał się jeden ze żniwiarzy.
Było ich pięciu. Każdy z nich ubrany był na czarno. Stali w równych odstępach od siebie. Jeden z nich stał bardziej z przodu i zapewne był ich szefem.
— Muszę zobaczyć się ze Śmiercią. — oznajmił Arawn.
— Prędzej czy później wszyscy się z nią spotkamy. — odpowiedział.
— Ja jednak muszę już teraz.
— Zdajesz sobie sprawę, z tego, że Śmierć jest zapracowana?
Gwyn prychnął cicho, czym sprowadził na siebie spojrzenia żniwiarzy.
— Chcemy tylko z nią porozmawiać... Nic więcej. — zapewnił Gwyn.
Żniwiarze spojrzeli po sobie, po czym skinęli głowami. Jeden z nich dotknął braci. Krzyknęli cicho, zatapiając się ciemność.


Obecnie...

* * *

Severus Snape wpatrywał się w kraty klatki. W niej leżał skulony chłopiec. Był nieprzytomny, a jego ciuchy zabarwiły się od krwi. Pomieszczenie zostało przystosowane do przetrzymywania potężnej istoty magicznej. Harry Potter znajdował się w klatce, która miała blokować jego moce. Miała chronić ich przed Harrym Potterem.
Obok Severusa stał Albus, który smutno spoglądał w kierunku młodego czarodzieja. Po chwili przeniósł wzrok na Mistrza Eliksirów. Dotknął delikatnie jego ramienia, a były Śmierciożerca skrzywił się. Nie potrzebował litości. Potrzebował odpowiedzi.
— Jak długo pozostanie nieprzytomny? — zapytał cicho Severus.
— Tyle ile będzie potrzebował. Stracił sporo krwi. To od niego zależy, kiedy będzie w stanie do nas powrócić.
— Alexander, nie ustalił co się z nim dzieje ?
— Pracuje nad tym. — wskazał dłonią na czarodzieja, które właśnie siedział przy klatce z zamkniętymi oczami, próbując włamać się do umysłu Harry'ego. Szło to powoli... i nic nie zwiastowało na to, aby czegoś się dowiedzieli. Harry zamknął swój umysł.



__________________________
*Acta est fabula (łac. Sztuka jest skończona – Ostatnie słowa Oktawiana Augusta.)

3 komentarze:

  1. Hejeczka,
    super, udało im się złapać Harrego, czasami ma przebłyski woli...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. The 11 best casinos in Vegas | Mapyro
    in 파주 출장안마 Las Vegas · The Cromwell Hotel and Casino · Planet 의왕 출장샵 Hollywood Casino · The Cosmopolitan Casino · Caesars Palace Casino · Caesars Palace 논산 출장마사지 · 밀양 출장마사지 Caesars 대구광역 출장안마

    OdpowiedzUsuń

Szablon
Alexx
ALEXX